drukowana A5
59.99
Dziady

Bezpłatny fragment - Dziady


Objętość:
372 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-288-0534-7

Upiór

Serce ustało, pierś już lodowata,

Ścięły się usta i oczy zawarły;

Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!

   Cóż to za człowiek? — Umarły.


Patrz, duch nadziei życie mu nadaje,

Gwiazda pamięci promyków użycza,

Umarły wraca na młodości kraje

   Szukać lubego oblicza.


Pierś znowu tchnęła, lecz pierś lodowata,

Usta i oczy stanęły otworem,

Na świecie znowu, ale nie dla świata;

   Czymże ten człowiek? — Upiorem.


Ci, którzy bliżej cmentarza mieszkali,

Wiedzą, iż upiór ten co rok się budzi,

Na dzień zaduszny mogiłę odwali

   I dąży pomiędzy ludzi.


Aż gdy zadzwonią na niedzielę czwartą,

Wraca się nocą opadły na sile,

Z piersią skrwawioną, jakby dziś rozdartą,

   Usypia znowu w mogile.


Pełno jest wieści o nocnym człowieku,

Żyją, co byli na jego pogrzebie;

Słychać, iż zginął w młodocianym wieku,

   Podobno zabił sam siebie.


Teraz zapewne wieczne cierpi kary,

Bo smutnie jęczał i płomieniem buchał;

Niedawno jeden zakrystyjan stary

   Obaczył go i podsłuchał.


Mówi, iż upiór, skoro wyszedł z ziemi,

Oczy na gwiazdę poranną wywrócił,

Załamał ręce i usty chłodnemi

   Takową skargę wyrzucił:


„Duchu przeklęty, po co śród parowu

Nieczułej ziemi ogień życia wzniecasz?

Blasku przeklęty, zagasłeś i znowu,

   Po co mi znowu przyświecasz?


O sprawiedliwy, lecz straszny wyroku!

Ujrzeć ją znowu, poznać się, rozłączyć;

I com ucierpiał, to cierpieć co roku,

   I jakem skończył, zakończyć.


Żebym cię znalazł, muszę między zgrają

Błądzić z długiego wyszedłszy ukrycia;

Lecz nie dbam, jak mię ludzie powitają;

   Wszystkiegom doznał za życia.


Kiedyś patrzyła, musiałem jak zbrodzień

Odwracać oczy; słyszałem twe słowa,

Słyszałem co dzień, i musiałem co dzień

   Milczeć jak deska grobowa.


Śmieli się niegdyś przyjaciele młodzi,

Zwali tęsknotę dziwactwem, przesadą;

Starszy ramieniem ściska i odchodzi

   Lub mądrą nudzi mię radą.


Śmieszków i radców zarówno słuchałem,

Choć i sam może nie lepszy od drugich,

Sam bym się gorszył zbytecznym zapałem

   Lub śmiał się z żalów zbyt długich.


Ktoś inny myślał, że obrażam ciebie,

Uwłaczam jego rodowitej dumie;

Przecież ulegał grzeczności, potrzebie,

   Udawał, że nie rozumie.


Lecz i ja dumny, żem go równie zbadał,

Choć mię nie pyta, chociaż milczeć umiem;

Mówiłem gwałtem, a gdy odpowiadał,

   Udałem, że nie rozumiem.


Ale kto nie mógł darować mi grzechu,

Ledwie obelgę na ustach przytrzyma,

Niechętnie lica gwałci do uśmiechu

   I litość kłamie oczyma;


Takiemu tylko nigdym nie przebaczył,

Wszakżem skargami nigdy ust nie zmazał,

Anim pogardy wymówić nie raczył,

   Kiedym mu uśmiech okazał.


Tegoż dziś doznam, jeśli dziką postać

Cudzemu światu ukażę spod cieni;

Jedni mię będą egzorcyzmem chłostać,

   Drudzy uciekną zdziwieni.


Ten dumą śmieszy, ten litością nudzi,

Inny szyderskie oczy zechce krzywić.

Do jednej idąc, za cóż tyle ludzi

   Muszę obrażać lub dziwić?


Cóżkolwiek będzie, dawnym pójdę torem:

Szydercom litość, śmiech litościwemu.

Tylko, o luba! tylko ty z upiorem

   Powitaj się po dawnemu.


Spojrzyj i przemów, daruj małą winę,

Że śmiem do ciebie raz jeszcze powrócić,

Mara przeszłości, na jednę godzinę

   Obecne szczęście zakłócić.


Wzrok twój, nawykły do świata i słońca,

Może się trupiej nie ulęknie głowy,

I może raczysz cierpliwie do końca

   Grobowej dosłuchać mowy.


I ścigać myśli po przeszłych obrazach

Błądzące jako pasożytne ziele,

Które śród gmachu starego po głazach

   Rozpierzchłe gałązki ściele.”

Dziady, część II

DZIADY. Jest to nazwisko uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii, na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków. Uroczystość ta początkiem swoim zasięga czasów pogańskich i zwała się niegdyś ucztą kozła, na której przewodniczył Koźlarz, Huslar, Guślarz, razem kapłan i poeta (gęślarz).

W teraźniejszych czasach, ponieważ światłe duchowieństwo i właściciele usiłowali wykorzenić zwyczaj połączony z zabobonnymi praktykami i zbytkiem częstokroć nagannym, pospólstwo więc święci Dziady tajemnie w kaplicach lub pustych domach niedaleko cmentarza. Zastawia się tam pospolicie uczta z rozmaitego jadła, trunków, owoców i wywołują się dusze nieboszczyków. Godna uwagi, iż zwyczaj częstowania zmarłych zdaje się być wspólny wszystkim ludom pogańskim, w dawnej Grecji za czasów homerycznych, w Skandynawii, na Wschodzie i dotąd po wyspach Nowego Świata. Dziady nasze mają to szczególnie, iż obrzędy pogańskie pomieszane są z wyobrażeniami religii chrześcijańskiej, zwłaszcza iż dzień zaduszny przypada około czasu tej uroczystości. Pospólstwo rozumie, iż potrawami, napojem i śpiewami przynosi ulgę duszom czyscowym.

Cel tak pobożny święta, miejsca samotne, czas nocny, obrzędy fantastyczne przemawiały niegdyś silnie do mojej imaginacji; słuchałem bajek, powieści i pieśni o nieboszczykach powracających z prośbami lub przestrogami; a we wszystkich zmyśleniach poczwarnych można było dostrzec pewne dążenie moralne i pewne nauki, gminnym sposobem zmysłowie przedstawiane.

Poema niniejsze przedstawi obrazy w podobnym duchu, śpiewy zaś obrzędowe, gusła i inkantacje są po większej części wiernie, a niekiedy dosłownie z gminnej poezji wzięte.

Guślarz — Starzec pierwszy z chóru — Chór wieśniaków i wieśniaczek — kaplica, wieczór.

There are more things in Heaven and Earth,

Than are dreamt of in your philosophy.

Shakespeare

Są dziwy w niebie i na ziemi, o których

ani śniło się waszym filozofom.

CHÓR

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

GUŚLARZ

Zamknijcie drzwi od kaplicy

I stańcie dokoła truny;

Żadnej lampy, żadnej świécy,

W oknach zawieście całuny.

Niech księżyca jasność blada

Szczelinami tu nie wpada.

Tylko żwawo, tylko śmiało.

STARZEC

Jak kazałeś, tak się stało.

CHÓR

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

GUŚLARZ

Czyscowe duszeczki!

W jakiejkolwiek świata stronie:

Czyli która w smole płonie,

Czyli marznie na dnie rzeczki,

Czyli dla dotkliwszej kary

W surowym wszczepiona drewnie,

Gdy ją w piecu gryzą żary,

I piszczy, i płacze rzewnie;

Każda spieszcie do gromady!

Gromada niech się tu zbierze!

Oto obchodzimy Dziady!

Zstępujcie w święty przybytek;

Jest jałmużna, są pacierze,

I jedzenie, i napitek.

CHÓR

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

GUŚLARZ

Podajcie mi garść kądzieli,

Zapalam ją; wy z pośpiechem,

Skoro płomyk w górę strzeli,

Pędźcie go z lekkim oddechem.

O tak, o tak, daléj, daléj,

Niech się na powietrzu spali.

CHÓR

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

GUŚLARZ

Naprzód wy z lekkimi duchy,

Coście śród tego padołu

Ciemnoty i zawieruchy,

Nędzy, płaczu i mozołu

Zabłysnęli i spłonęli

Jako ta garstka kądzieli.

Kto z was wietrznym błądzi szlakiem,

W niebieskie nie wzleciał bramy,

Tego lekkim, jasnym znakiem

Przyzywamy, zaklinamy.

CHÓR

Mówcie, komu czego braknie,

Kto z was pragnie, kto z was łaknie.

GUŚLARZ

Patrzcie, ach, patrzcie do góry,

Cóż tam pod sklepieniem świeci?

Oto złocistymi pióry

Trzepioce się dwoje dzieci.

Jak listek z listkiem w powiewie,

Kręcą się pod cerkwi wierzchołkiem;

Jak gołąbek z gołąbkiem na drzewie,

Tak aniołek igra z aniołkiem.

GUŚLARZ I STARZEC

  Jak listek z listkiem w powiewie,

  Kręcą się pod cerkwi wierzchołkiem;

  Jak gołąbek z gołąbkiem na drzewie,

  Tak aniołek igra z aniołkiem.

ANIOŁEK

do jednej z wieśniaczek

Do mamy lecim, do mamy.

Cóż to, mamo, nie znasz Józia?

Ja to Józio, ja ten samy,

A to siostra moja Rózia.

My teraz w raju latamy,

Tam nam lepiej niż u mamy.

Patrz, jakie główki w promieniu,

Ubiór z jutrzenki światełka,

A na oboim ramieniu

Jak u motylków skrzydełka:

W raju wszystkiego dostatek,

Co dzień to inna zabawka:

Gdzie stąpim, wypływa trawka,

Gdzie dotkniem, rozkwita kwiatek.


Lecz choć wszystkiego dostatek,

Dręczy nas nuda i trwoga.

Ach, mamo, dla twoich dziatek

Zamknięta do nieba droga!

CHÓR

Lecz choć wszystkiego dostatek,

Dręczy ich nuda i trwoga,

Ach, mamo, dla twoich dziatek

Zamknięta do nieba droga!

GUŚLARZ

Czego potrzebujesz, duszeczko,

Żeby się dostać do nieba?

Czy prosisz o chwałę Boga,

Czyli o przysmaczek słodki,

Są tu pączki, ciasta, mleczko

I owoce, i jagódki.

Czego potrzebujesz, duszeczko,

Żeby się dostać do nieba?

ANIOŁEK

Nic nam, nic nam nie potrzeba.

Zbytkiem słodyczy na ziemi

Jesteśmy nieszczęśliwemi.

Ach, ja w mojem życiu całem

Nic gorzkiego nie doznałem.

Pieszczoty, łakotki, swawole,

A co zrobię, wszystko caca.

Śpiewać, skakać, wybiec w pole,

Urwać kwiatków dla Rozalki,

Oto była moja praca,

A jej praca stroić lalki.

Przylatujemy na Dziady

Nie dla modłów i biesiady,

Niepotrzebna msza ofiarna;

Nie o pączki, mleczka, chrusty —

Prosim gorczycy dwa ziarna;

A ta usługa tak marna

Stanie za wszystkie odpusty.


Bo słuchajcie i zważcie u siebie,

Że według bożego rozkazu:

Kto nie doznał goryczy ni razu,

Ten nie dozna słodyczy w niebie.

CHÓR

Bo słuchajmy i zważmy u siebie,

Że według bożego rozkazu:

Kto nie doznał goryczy ni razu,

Ten nie dozna słodyczy w niebie.

GUŚLARZ

Aniołku, duszeczko!

Czego chciałeś, macie obie.

To ziarneczko, to ziarneczko,

Teraz z Bogiem idźcie sobie.

A kto prośby nie posłucha,

W imię Ojca, Syna, Ducha.

Widzicie Pański krzyż?

Nie chcecie jadła, napoju,

Zostawcież nas w pokoju!

A kysz, a kysz!

CHÓR

A kto prośby nie posłucha,

W imię Ojca, Syna, Ducha.

Widzicie Pański krzyż?

Nie chcecie jadła, napoju,

Zostawcież nas w pokoju;

  A kysz, a kysz!

Widmo znika.

GUŚLARZ

Już straszna północ przybywa,

Zamykajcie drzwi na kłódki;

Weźcie smolny pęk łuczywa,

Stawcie w środku kocioł wódki.

A gdy laską skinę z dala,

Niechaj się wódka zapala.

Tylko żwawo, tylko śmiało.

STARZEC

Jużem gotów.

GUŚLARZ

      Daję hasło.

STARZEC

Buchnęło, zawrzało

I zgasło.

CHÓR

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

GUŚLARZ

Dalej wy z najcięższym duchem,

Coście do tego padołu

Przykuci zbrodni łańcuchem

Z ciałem i duszą pospołu.

Choć zgon lepiankę rozkruszy,

Choć was anioł śmierci woła,

Żywot z cielesnej katuszy

Dotąd wydrzeć się nie zdoła.

Jeżeli karę tak srogą

Ludzie nieco zwolnić mogą

I zbawić piekielnej jamy,

Której jesteście tak blisko:

Was wzywamy, zaklinamy

Przez żywioł wasz, przez ognisko!

CHÓR

Mówcie, komu czego braknie,

Kto z was pragnie, kto z was łaknie?

GŁOS

za oknem

Hej, kruki, sowy, orlice!

O wy przeklęte żarłoki!

Puśćcie mnie tu pod kaplicę,

Puśćcie mnie choć na dwa kroki.

GUŚLARZ

Wszelki duch! jakaż potwora!

Widzicie w oknie upiora?

Jak kość na polu wybladły;

Patrzcie! patrzcie, jakie lice!

W gębie dym i błyskawice,

Oczy na głowę wysiadły,

Świecą jak węgle w popiele.

Włos rozczochrany na czele.

A jak suchy snop cierniowy

Płonąc miotłę ognia ciska,

Tak od potępieńca głowy

Z trzaskiem sypią się iskrzyska.

GUŚLARZ I STARZEC

A jak suchy snop cierniowy

Płonąc miotłę ognia ciska,

Tak od potępieńca głowy

Z trzaskiem sypią się iskrzyska.

WIDMO

zza okna

Dzieci! nie znacie mnie, dzieci?

Przypatrzcie się tylko z bliska,

Przypomnijcie tylko sobie!

Ja nieboszczyk pan wasz, dzieci!

Wszak to moja była wioska.

Dziś ledwo rok mija trzeci,

Jak mnie złożyliście w grobie.

Ach, zbyt ciężka ręka boska!

Jestem w złego ducha mocy,

Okropne cierpię męczarnie.

Kędy noc ziemię ogarnie,

Tam idę szukając nocy;

A uciekając od słońca

Tak pędzę żywot tułaczy,

A nie znajdę błędom końca.

Wiecznych głodów jestem pastwą;

A któż mię nakarmić raczy?

Szarpie mię żarłoczne ptastwo;

A któż będzie mój obrońca?

Nie masz, nie masz mękom końca!

CHÓR

Szarpie go żarłoczne ptastwo,

A któż mu będzie obrońca?

Nie masz, nie masz mękom końca!

GUŚLARZ

A czegóż potrzeba dla duszy,

Aby uniknąć katuszy?

Czy prosisz o chwałę nieba?

Czy o poświęcone gody?

Jest dostatkiem mleka, chleba,

Są owoce i jagody.

Mów, czego trzeba dla duszy,

Aby się dostać do nieba?

WIDMO

Do nieba?… bluźnisz daremnie…

O nie! ja nie chcę do nieba;

Ja tylko chcę, żeby ze mnie

Prędzej się dusza wywlekła.

Stokroć wolę pójść do piekła,

Wszystkie męki zniosę snadnie;

Wolę jęczeć w piekle na dnie,

Niż z duchami nieczystemi

Błąkać się wiecznie po ziemi,

Widzieć dawnych uciech ślady,

Pamiątki dawnej szkarady;

Od wschodu aż do zachodu,

Od zachodu aż do wschodu

Umierać z pragnienia, z głodu

I karmić drapieżne ptaki.

Lecz niestety! wyrok taki,

Że dopóty w ciele muszę

Potępioną włóczyć duszę,

Nim kto z was, poddani moi,

Pożywi mię i napoi.


Ach, jak mnie pragnienie pali;

Gdyby mała wody miarka!

Ach! gdybyście mnie podali

Choćby dwa pszenicy ziarka!

CHÓR

Ach, jak go pragnienie pali!

Gdyby mała wody miarka!

Ach, gdybyśmy mu podali

Choćby dwa pszenicy ziarka!

CHÓR PTAKÓW NOCNYCH

Darmo żebrze, darmo płacze:

My tu czarnym korowodem,

Sowy, kruki i puchacze,

Niegdyś, panku, sługi twoje.

Któreś ty pomorzył głodem,

Zjemy pokarmy, wypijem napoje.

Hej, sowy, puchacze, kruki,

Szponami, krzywymi dzioby

Szarpajmy jadło na sztuki!

Chociażbyś trzymał już w gębie,

I tam ja szponę zagłębię;

Dostanę aż do wątroby.


Nie znałeś litości, panie!

Hej, sowy, puchacze, kruki,

I my nie znajmy litości:

Szarpajmy jadło na sztuki,

A kiedy jadła nie stanie,

Szarpajmy ciało na sztuki,

Niechaj nagie świecą kości.

KRUK

Nie lubisz umierać z głodu!

A pomnisz, jak raz w jesieni

Wszedłem do twego ogrodu?

Gruszka dojrzewa, jabłko się czerwieni;

Trzy dni nic nie miałem w ustach,

Otrząsnąłem jabłek kilka.

Lecz ogrodnik skryty w chrustach

Zaraz narobił hałasu

I poszczuł psami jak wilka.

Nie przeskoczyłem tarasu,

Dopędziła mię obława;

Przed panem toczy się sprawa,

O co? o owoce z lasu,

Które na wspólną wygodę

Bóg dał jak ogień i wodę.

Ale pan gniewny zawoła:

„Potrzeba dać przykład grozy”.

Zbiegł się lud z całego sioła,

Przywiązano mnie do sochy,

Zbito dziesięć pęków łozy.

Każdą kość, jak z kłosa żyto,

Jak od suchych strąków grochy,

Od skóry mojej odbito!

Nie znałeś litości, panie!

CHÓR PTAKÓW

Hej, sowy, puchacze, kruki,

I my nie znajmy litości!

Szarpajmy jadło na sztuki;

A kiedy jadła nie stanie,

Szarpajmy ciało na sztuki,

Niechaj nagie świecą kości!

SOWA

Nie lubisz umierać z głodu!

Pomnisz, jak w kucyją samą,

Pośród najtęższego chłodu,

Stałam z dziecięciem pod bramą.

Panie! wołałam ze łzami,

Zlituj się nad sierotami!

Mąż mój już na tamtym świecie,

Córkę zabrałeś do dwora,

Matka w chacie leży chora,

Przy piersiach maleńkie dziecię.

Panie, daj nam zapomogę,

Bo dalej wyżyć nie mogę!


Ale ty, panie, bez duszy!

Hulając w pjanej ochocie,

Przewalając się po złocie,

Hajdukowi rzekłeś z cicha:

„Kto tam gościom trąbi w uszy?

Wypędź żebraczkę, do licha”.

Posłuchał hajduk niecnota,

Za włosy wywlekł za wrota!

Wepchnął mię z dzieckiem do śniegu!

Zbita i przeziębła srodze,

Nie mogłam znaleźć noclegu;

Zmarzłam z dziecięciem na drodze.

Nie znałeś litości, panie!

CHÓR PTAKÓW

Hej, sowy, puchacze, kruki,

I my nie znajmy litości!

Szarpajmy jadło na sztuki,

A kiedy jadła nie stanie,

Szarpajmy ciało na sztuki,

Niechaj nagie świecą kości!

WIDMO

Nie ma, nie ma dla mnie rady!

Darmo podajesz talerze,

Co dasz, to ptastwo zabierze.

Nie dla mnie, nie dla mnie Dziady!


Tak, muszę dręczyć się wiek wiekiem,

Sprawiedliwe zrządzenia boże!

Bo kto nie był ni razu człowiekiem,

Temu człowiek nic nie pomoże.

CHÓR

Tak, musisz dręczyć się wiek wiekiem,

Sprawiedliwe zrządzenia boże!

Bo kto nie był ni razu człowiekiem,

Temu człowiek nic nie pomoże.

GUŚLARZ

Gdy nic tobie nie pomoże,

Idźże sobie precz, nieboże.

A kto prośby nie posłucha,

W Imię Ojca, Syna, Ducha.

Czy widzisz Pański krzyż?

Nie bierzesz jadła, napoju?

Zostawże nas w pokoju!

A kysz, a kysz!

CHÓR

A kto prośby nie posłucha,

W imię Ojca, Syna, Ducha.

Czy widzisz Pański krzyż?

Nie bierzesz jadła, napoju?

Zostawże nas w pokoju!

  A kysz, a kysz!

Widmo znika.

GUŚLARZ

Podajcie mi, przyjaciele,

Ten wianek na koniec laski.

Zapalam święcone ziele,

W górę dymy, w górę blaski!

CHÓR

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

GUŚLARZ

Teraz wy, pośrednie duchy,

Coście u tego padołu

Ciemnoty i zawieruchy

Żyłyście z ludźmi pospołu;

Lecz, od ludzkiej wolne skazy,

Żyłyście nie nam, nie światu,

Jako te cząbry i ślazy,

Ni z nich owocu, ni kwiatu.

Ani się ukarmi zwierzę,

Ani się człowiek ubierze;

Lecz w wonne skręcone wianki

Na ścianie wiszą wysoko.

Tak wysoko, o ziemianki,

Była wasza pierś i oko!

Która dotąd z czystym skrzydłem

Niebieskiej nie przeszła bramy,

Was tym światłem i kadzidłem

Zapraszamy, zaklinamy.

CHÓR

Mówcie, komu czego braknie,

Kto z was pragnie, kto z was łaknie.

GUŚLARZ

A toż czy obraz Bogarodzicy?

Czyli anielska postać?

Jak lekkim rzutem obręcza

Po obłokach zbiega tęcza,

By z jeziora wody dostać,

Tak ona świeci w kaplicy.

Do nóg biała spływa szata,

Włos z wietrzykami swawoli,

Po jagodach uśmiech lata,

Ale w oczach łza niedoli.

GUŚLARZ I STARZEC

Do nóg biała spływa szata,

Włos z wietrzykami swawoli,

Po jagodach uśmiech lata,

Ale w oczach łza niedoli.

GUŚLARZ I DZIEWCZYNA

GUŚLARZ

Na głowie ma kraśny wianek,

W ręku zielony badylek,

A przed nią bieży baranek,

A nad nią leci motylek.

Na baranka bez ustanku

Woła: baś, baś, mój baranku,

Baranek zawsze z daleka:

Motylka rózeczką goni

I już, już trzyma go w dłoni;

Motylek zawsze ucieka.

DZIEWCZYNA

Na głowie mam kraśny wianek,

W ręku zielony badylek,

Przede mną bieży baranek,

Nade mną leci motylek.

Na baranka bez ustanku

Wołam: baś, baś, mój baranku,

Baranek zawsze z daleka;

Motylka rózeczką gonię

I już, już chwytam go w dłonie;

Motylek zawsze ucieka.

DZIEWCZYNA

Tu niegdyś w wiosny poranki

Najpiękniejsza z tego sioła,

Zosia pasając baranki

Skacze i śpiewa wesoła.

    La la la la


Oleś za gołąbków parę

Chciał raz pocałować w usta;

Lecz i prośbę, i ofiarę

Wyśmiała dziewczyna pusta.

    La la la la


Józio dał wstążkę pasterce,

Antoś oddał swoje serce;

Lecz i z Józia, i z Antosia

Śmieje się pierzchliwie Zosia.

    La la la la


Tak, Zosią byłam, dziewczyną z tej wioski.

Imię moje u was głośne,

Że chociaż piękna, nie chciałam zamęścia

I dziewiętnastą przeigrawszy wiosnę,

Umarłam nie znając troski

Ani prawdziwego szczęścia.

Żyłam na świecie; lecz, ach! nie dla świata!

Myśl moja, nazbyt skrzydlata,

Nigdy na ziemskiej nie spoczęła błoni.

Za lekkim zefirkiem goni,

Za muszką, za kraśnym wiankiem,

Za motylkiem, za barankiem;

Ale nigdy za kochankiem.

Pieśni i fletów słuchałam rada:

Często, kiedy sama pasę,

Do tych pasterzy goniłam stada,

Którzy mą wielbili krasę;

Lecz żadnego nie kochałam.

Za to po śmierci nie wiem, co się ze mną dzieje,

Nieznajomym ogniem pałam;

Choć sobie igram do woli,

Latam, gdzie wietrzyk zawieje,

Nic mię nie smuci, nic mię nie boli,

Jakie chcę, wyrabiam cuda.

Przędę sobie z tęczy rąbki,

Z przezroczystych łez poranku

Tworzę motylki, gołąbki.

Przecież nie wiem, skąd ta nuda:

Wyglądam kogoś za każdym szelestem,

Ach, i zawsze sama jestem!

Przykro mi, bez ustanku

Wiatr mną jak piórkiem pomiata.

Nie wiem, czy jestem z tego, czy z tamtego świata:

Gdzie się przybliżam, zaraz wiatr oddali,

Pędzi w górę, w dół, z ukosa:

Tak pośród pierzchliwej fali

Wieczną przelatując drogę,

Ani wzbić się pod niebiosa,

Ani ziemi dotknąć nie mogę.

CHÓR

Tak pośród pierzchliwej fali

Przez wieczne lecąc bezdroże,

Ani wzbić się pod niebiosa,

Ani dotknąć ziemi nie może.

GUŚLARZ

Czego potrzebujesz, duszeczko,

Żeby się dostać do nieba?

Czy prosisz o chwałę Boga,

Czy o przysmaczek słodki?

Są tu pączki, ciasta, mleczko,

I owoce, i jagódki.

Czego potrzebujesz, duszeczko.

Żeby się dostać do nieba?

DZIEWCZYNA

Nic mnie, nic mnie nie potrzeba!

Niechaj podbiegną młodzieńce,

Niech mię pochwycą za ręce,

Niechaj przyciągną do ziemi,

Niech poigram chwilkę z niemi.

Bo słuchajcie i zważcie u siebie,

Że według bożego rozkazu:

Kto nie dotknął ziemi ni razu,

Ten nigdy nie może być w niebie.

CHÓR

Bo słuchajmy i zważmy u siebie,

Że według bożego rozkazu:

Kto nie dotknął ziemi ni razu,

Ten nigdy nie może być w niebie,

GUŚLARZ

do kilku wieśniaków

Darmo bieżycie; to są marne cienie,

Darmo rączki ściąga biedna,

Wraz ją spędzi wiatru tchnienie.

Lecz nie płacz, piękna dziewico!

Oto przed moją źrenicą

Odkryto przyszłe wyroki:

Jeszcze musisz sama jedna

Latać z wiatrem przez dwa roki,

A potem staniesz za niebieskim progiem.

Dziś modlitwa nic nie zjedna.

Lećże sobie z Panem Bogiem.

A kto prośby nie posłucha,

W imię Ojca, Syna, Ducha!

Czy widzisz Pański krzyż?

Nie chciałaś jadła, napoju?

Zostawże nas w pokoju.

A kysz, a kysz!

CHÓR

A kto prośby nie posłucha,

W imię Ojca, Syna, Ducha!

Czy widzisz Pański krzyż?

Nie chciałaś jadła, napoju?

Zostawże nas w pokoju.

  A kysz, a kysz!

Dziewica znika.

GUŚLARZ

Teraz wszystkie dusze razem,

Wszystkie i każdą z osobna,

Ostatnim wołam rozkazem!

Dla was ta biesiada drobna;

Garście maku, soczewicy

Rzucam w każdy róg kaplicy.

CHÓR

Bierzcie, czego której braknie,

Która pragnie, która łaknie.

GUŚLARZ

Czas odemknąć drzwi kaplicy.

Zapalcie lampy i świécy.

Przeszła północ, kogut pieje,

Skończona straszna ofiara,

Czas przypomnieć ojców dzieje.

Stójcie…

CHÓR

      Cóż to?

GUŚLARZ

      Jeszcze mara!

CHÓR

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

GUŚLARZ

do jednej z wieśniaczek

Pasterko, ot tam w żałobie…

Wstań, bo czy mi się wydaje,

Czy ty usiadłaś na grobie?

Dziatki! patrzajcie, dla Boga!

Wszak to zapada podłoga

I blade widmo powstaje;

Zwraca stopy ku pasterce

I stanęło tuż przy boku.

Zwraca lice ku pasterce,

Białe lice i obsłony,

Jako śnieg po nowym roku.

Wzrok dziki i zasępiony

Utopił całkiem w jej oku.

Patrzcie, ach, patrzcie na serce!

Jaka to pąsowa pręga,

Tak jakby pąsowa wstęga

Albo jak sznurkiem korale,

Od piersi aż do nóg sięga.

Co to jest, nie zgadnę wcale!

Pokazał ręką na serce,

Lecz nic nie mówi pasterce.

CHÓR

Co to jest, nie zgadniem wcale.

Pokazał ręką na serce,

Lecz nic nie mówi pasterce.

GUŚLARZ

Czego potrzebujesz, duchu młody?

Czy prosisz o chwałę nieba?

Czyli o święcone gody?

Jest dostatkiem mleka, chleba,

Są owoce i jagody.

Czego potrzebujesz, duchu młody,

Żeby się dostać do nieba?

Widmo milczy.

CHÓR

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

GUŚLARZ

Odpowiadaj, maro blada!

Cóż to, nic nie odpowiada?

CHÓR

Cóż to, nic nie odpowiada?

GUŚLARZ

Gdy gardzisz mszą i pierogiem.

Idźże sobie z Panem Bogiem;

A kto prośby nie posłucha,

W imię Ojca, Syna, Ducha!

Czy widzisz Pański krzyż?

Nie chciałeś jadła, napoju?

Zostawże nas w pokoju.

A kysz, a kysz!

Widmo stoi.

CHÓR

A kto prośby nie posłucha,

W imię Ojca, Syna, Ducha!

Czy widzisz Pański krzyż?

Nie chciałeś jadła, napoju?

Zostawże nas w pokoju.

  A kysz, a kysz!

GUŚLARZ

Przebóg! cóż to za szkarada?

Nie odchodzi i nie gada!

CHÓR

Nie odchodzi i nie gada!

GUŚLARZ

Duszo przeklęta czy błoga,

Opuszczaj święte obrzędy!

Oto roztwarta podłoga,

Kędy wszedłeś, wychodź tędy.

Bo cię przeklnę w imię Boga.

po pauzie

Precz stąd na lasy, na rzeki,

I zgiń, przepadnij na wieki!

Widmo stoi.

Przebóg! cóż to za szkarada?

I milczy, i nie przepada!

CHÓR

I milczy, i nie przepada!

GUŚLARZ

Darmo proszę, darmo gromię,

On się przeklęctwa nie boi.

Dajcie kropidło z ołtarza…

Nie pomaga i kropidło!

Bo utrapione straszydło

Jak stanęło, tak i stoi,

Niemo, głucho, nieruchomie,

Jak kamień pośród cmentarza.

CHÓR

Bo utrapione straszydło

Jak stanęło, tak i stoi,

Niemo, głucho, nieruchomie,

Jak kamień pośród cmentarza.


Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

GUŚLARZ

To jest nad rozum człowieczy!

Pasterko! znasz tę osobę?

W tym są jakieś straszne rzeczy.

Po kim ty nosisz żałobę?

Wszak mąż i rodzina zdrowa?

Cóż to! nie mówisz i słowa?

Spojrzyj, odezwij się przecie!

Czyś ty martwa, moje dziecię?

Czegóż uśmiechasz się? czego?

Co w nim widzisz wesołego?

CHÓR

Czegóż uśmiechasz się, czego?

Co w nim widzisz wesołego?

GUŚLARZ

Daj mnie stułę i gromnicę,

Zapalę, jeszcze poświęcę…

Próżno palę, próżno święcę,

Nie znika przeklęta dusza.

Weźcie pasterkę pod ręce,

Wyprowadźcie za kaplicę.

Czegóż oglądasz się, czego?

Co w nim widzisz powabnego?

CHÓR

Czegóż oglądasz się? czego?

Co w nim widzisz powabnego?

GUŚLARZ

Przebóg, widmo kroku rusza!

Gdzie my z nią, on za nią wszędzie…

Co to będzie, co to będzie?

CHÓR

Gdzie my z nią, on za nią wszędzie.

Co to będzie, co to będzie?

Dziady, część IV

Mieszkanie Księdza — stół nakryty, tylko co po wieczerzy — Ksiądz — Pustelnik — dzieci — dwie świece na stole — lampa przed obrazem Najświętszej Panny Marii — na scienie zegar bijący.

Ich hab alle mürbe Leichenschleier auf, die in Särgen lagen — ich entfernte den erhabenen Trost der Ergebung, bloss um mir immer fort zu sagen: „Ach, so war es ja nicht! — Tausend Freuden sind auf ewig nachgeworfen in Grüfte und [du] stehst allein hier und überrechnest sie!” Dürftiger! Dürftiger! Schlage nicht das ganze zerrissene Buch der Vergangenheit auf!… Bist du noch nicht traurig genug?

Jean Paul

KSIĄDZ

Dzieci, wstawajmy od stoła!

Teraz, po powszednim chlebie,

Klęknijcie przy mnie dokoła,

Podziękujmy Ojcu w niebie.

Dzień dzisiejszy Kościół święci

Za tych spółchrześcijan dusze,

Którzy spomiędzy nas wzięci

Czyscowe cierpią katusze.

Za nich ofiarujmy Bogu.

rozkłada książkę

Oto stosowna nauka.

DZIECI

czytają

„Onego czasu…”

KSIĄDZ

      Kto tam? kto tam stuka?

Pustelnik wchodzi ubrany dziwacznie.

DZIECI

Jezus, Maryja!

KSIĄDZ

      Któż to jest na progu?

zmieszany

Ktoś ty taki?… po co?… na co?

DZIECI

Ach, trup, trup! upiór, ladaco!

W imię Ojca!… zgiń, przepadaj!

KSIĄDZ

Ktoś ty, bracie? odpowiadaj.

PUSTELNIK

powolnie i smutnie

Trup… trup!… tak jest, moje dziecię.

DZIECI

Trup… trup… ach! ach! nie bierz tata!

PUSTELNIK

Umarły!… o nie! tylko umarły dla świata!

Jestem pustelnik, czy mnie rozumiecie?

KSIĄDZ

Skąd przychodzisz tak nierano?

Kto jesteś? jakie twe miano?

Kiedy się tobie przypatruję z bliska,

Zdaje się, że cię kiedyś widziałem w tej stronie.

Powiedz, mój bracie, jakiegoś ty rodu?

PUSTELNIK

O tak! tak, byłem tutaj… o, dawno! za młodu!

Przed śmiercią!… będzie trzy lata!

Lecz co tobie do mego rodu i nazwiska?

Gdy dzwonią po umarłym, dziad stoi przy dzwonie,

Pytają ludzie, kto zeszedł ze świata?

udając dziada

„A na co ta ciekawość? zmów tylko pacierze”.

Otóż ja także umarły dla świata.

Na co tobie ciekawość, zmów tylko pacierze.

Nazwiska.

patrzy na zegar

      jeszcze rano… powiedzieć nie mogę;

Idę z daleka, nie wiem, z piekła czyli z raju,

I dążę do tegoż kraju.

Mój Księże, pokaż, jeśli wiesz, drogę!

KSIĄDZ

łagodnie, z uśmiechem

Dróg śmierci pokazywać nie chciałbym nikomu.

poufale

My, księża, tylko błędne prostujemy ścieżki.

PUSTELNIK

z żalem

Inni błądzą, Ksiądz w małym, ale własnym domu,

Czy to na wielkim świecie pokój lub zamieszki,

Czy gdzie naród upada, czy kochanek ginie,

O nic nie dbasz usiadłszy z dziećmi przy kominie.

A ja się męczę w słotnej, ciemnej porze!

Słyszysz, jaki szturm na dworze?

Czy widzisz łyskanie gromu?

ogląda się

Błogosławione życie w małym, własnym domu!

śpiewa

Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy,

I noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.

  W cichym, własnym domu!

śpiewa

  Z pałaców sterczących dumnie

  Znijdź, piękna, do mojej chatki;

  Znajdziesz u mnie świeże kwiatki,

  Czułe serce znajdziesz u mnie.

  Widzisz ptasząt zalecanki,

  Słyszysz srebrny szmer strumyka;

  Dla kochanka i kochanki

  Dosyć domku pustelnika.

KSIĄDZ

Kiedy tak chwalisz mój dom i kominek,

Patrz, oto ogień służąca nakłada,

Siądź i pogrzej się; tobie potrzebny spoczynek.

PUSTELNIK

Pogrzej się! dobra, Księże, arcyprzednia rada!

śpiewa pokazując na piersi

  Nie wiesz, jaki tu żar płonie,

  Mimo deszczu, mimo chłodu,

  Zawsze płonie!

  Nieraz chwytam śniegu, lodu,

  Na gorącym cisnę łonie;

  I śnieg tonie, i lód tonie,

  Z piersi moich para bucha,

  Ogień płonie!

  Stopiłby kruszce i głazy,

  Gorszy niż ten tysiąc razy,

pokazując kominek

  Milion razy!

  I śnieg tonie, i lód tonie,

  Z piersi moich para bucha,

  Ogień płonie!

KSIĄDZ

na stronie

Ja swoje, a on swoje; — nie widzi, nie słucha.

do Pustelnika

Jednak do nitki przemoczony wszystek,

Zbladłeś, przeziąbłeś strasznie, drżysz jak listek.

Ktokolwiek jesteś, długą przejść musiałeś drogę.

PUSTELNIK

Kto jestem?… jeszcze rano… powiedzieć nie mogę.

Idę z daleka, nie wiem, z piekła czyli z raju,

A dążę do tegoż kraju.

Tymczasem małą dam tobie przestrogę.

KSIĄDZ

na stronie

Trzeba z nim, widzę, innego sposobu.

PUSTELNIK

Pokaż… wszak dobrze wiesz do śmierci drogę?

KSIĄDZ

Dobrze, gotówem na wszelkie usługi,

Lecz od twojego wieku aż do grobu

Gościniec jest arcydługi.

PUSTELNIK

z pomieszaniem i smutnie sam do siebie

Ach, tak prędko przebiegłem gościniec tak długi!

KSIĄDZ

Dlatego jesteś znużony i chory.

Posil się; wraz przyniosę jadło i napoje.

PUSTELNIK

z obłąkaniem

A potem pójdziem?

KSIĄDZ

z uśmiechem

      Zróbmy na drogę przybory.

Czy dobrze?

PUSTELNIK

z roztargnieniem i nieuwagą

      Dobrze.

KSIĄDZ

      Chodźcie, dzieci moje!

Oto mamy w domu gościa;

Nim ja powrócę, bawcie jegomościa.

odchodzi

DZIECKO

oglądając

Czemu waspan tak jesteś dziwacznie ubrany?

Jak strach albo rozbójnik, co to mówią w bajce,

Z różnych kawałków sukmany,

Na skroniach trawa i liście,

Wytarte płótno, przy pięknej kitajce?

postrzega sztylet, Pustelnik chowa

Jaka to na sznurku blacha?

Różne paciorki, wstążek okrajce?

  Cha cha cha cha!

Dalibóg, waspan wyglądasz na stracha!

  Cha cha cha cha!

PUSTELNIK

zrywa się i jakby przypomina się

O dziatki, wy się ze mnie śmiać nie powinniście!

Słuchajcie, znałem pewną kobietę za młodu,

Tak jak ja nieszczęśliwą, z takiego powodu!

Miała takąż sukienkę i na głowie liście.

Gdy weszła do wsi, cała wieś nawałem,

Urągając się z jej biedy,

Pędzi, śmieje się, wykrzyka,

Podrzyźnia, palcem wytyka:

Ja się raz tylko, raz tylko zaśmiałem!

Kto wie, jeśli nie za to?… słuszne sądy boże!

Lecz któż mógł przewidzieć wtedy,

Że ja podobną sukienkę włożę?

Ja byłem taki szczęśliwy!

śpiewa

Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy,

I noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.

Ksiądz przychodzi z winem i talerzem.

PUSTELNIK

z wymuszoną wesołością

Księże, a lubisz ty smutne piosenki?

KSIĄDZ

Nasłuchałem się ich w życiu dosyć, Bogu dzięki!

Lecz nie traćmy nadziei, po smutkach wesele.

PUSTELNIK

śpiewa

A odjechać od niej nudno,

A przyjechać do niej trudno!

Prosta piosenka, ale dobrą myśl zawiera!

KSIĄDZ

No! potem o tym, teraz zajrzyjmy do misy.

PUSTELNIK

Prosta pieśń! o! w romansach znajdziesz lepszych wiele!

z uśmiechem, biorąc książki z szafy

Księże, a znasz ty żywot Heloisy?

Znasz ogień i łzy Wertera?

śpiewa

Tylem wytrwał, tyle wycierpiałem,

  Chyba śmiercią bole się ukoją;

Jeślim płochym obraził zapałem;

  Tę obrazę krwią okupię moją.

dobywa sztylet

KSIĄDZ

wstrzymuje

Co to ma znaczyć?… szalony! czy można?

Odbierzcie mu żelazo, rozdejmijcie pięście.

Jesteś ty chrześcijanin? taka myśl bezbożna!

Znasz ty Ewangeliją?

PUSTELNIK

      A znasz ty nieszczęście?

chowa sztylet

Ale dobrze! nie trzeba chwytać się przed porą,

patrzy na zegar

Skazówka na dziewiątej i trzy świece gorą!

śpiewa

Tylem wytrwał, tyle wycierpiałem,

  Chyba śmiercią bole się ukoją;

Jeślim płochym obraził zapałem,

  Tę obrazę krwią okupię moją.


Za coś dla mnie tyle ulubiona?

  Za com z twoim spotkał się wejrzeniem?

Jednąm wybrał z tylu dziewcząt grona,

  I ta cudzym przykuta pierścieniem!


Ach, jeśli ty Getego znasz w oryginale,

Gdyby przy tym jej głosek i dźwięk fortepianu!

Ale cóż? ty o boskiej tylko myślisz chwale,

Oddany twego tylko powinnościom stanu.

przerzucając książkę

  Wszakże lubisz książki świeckie?…

  Ach, te to, książki zbójeckie!

ciska książką

  Młodości mojej niebo i tortury!

  One zwichnęły osadę mych skrzydeł

  I wyłamały do góry,

  Że już nie mogłem na dół skręcić lotu.


Kochanek przez sen tylko widzianych mamideł;

Nie cierpiąc rzeczy ziemskich nudnego obrotu,

Gardzący istotami powszedniej natury,

Szukałem, ach! szukałem tej boskiej kochanki,

Której na podsłonecznym nie bywało świecie,

Którą tylko na falach wyobraźnej pianki

Wydęło tchnienie zapału,

A żądza w swoje własne przystroiła kwiecie.

Lecz gdy w czasach tych zimnych nie ma ideału,

Przez teraźniejszość w złote odleciałem wieki,

Bujałem po zmyślonym od poetów niebie,

Goniąc i błądząc, w błędach nieznużony goniec;

Wreszcie, na próżno zbiegłszy kraj daleki,

Spadam i już się rzucam w brudne uciech rzeki:

Nim rzucę się, raz jeszcze spojrzę koło siebie!

I znalazłem ją na koniec!

Znalazłem ją blisko siebie,

Znalazłem ją!… ażebym utracił na wieki!

KSIĄDZ

Podzielam twoję boleść, nieszczęśliwy bracie!

Lecz może jest nadzieja? są różne sposoby…

Słuchaj, czy już od dawna doświadczasz choroby?

PUSTELNIK

Choroby?

KSIĄDZ

      Czy już dawno płaczesz po twej stracie?

PUSTELNIK

Jak dawno? dałem słowo, powiedzieć nie mogę;

Kto inny powie tobie. Mam ja towarzysza,

Zawżdy z nim razem odbywamy drogę!

ogląda się

Ach, tu tak ciepło, wygodna zacisza;

A na podwórzu wicher, gromy, burza sroga!

Mój towarzysz zapewne biedny drży u proga!

Gdy nas razem wyroki nielitośne pędzą,

Dobry Księże, i jego przyjmij na gospodę.

KSIĄDZ

Nigdy nie zamykałem drzwi moich przed nędzą.

PUSTELNIK

Ale stój, stój, mój bracie, ja sam go przywiodę.

odchodzi

DZIECIĘ

Cha cha cha! tato, co się jemu dzieje?

Biega i gada ani to, ni owo.

Jakie dziwaczne ubiory!

KSIĄDZ

Dzieci, będzie ten płakał, kto się z płaczu śmieje!

Nie śmiejcie się! to człowiek bardzo biedny, chory.

DZIECI

Chory? a on tak biega, wygląda tak zdrowo!

KSIĄDZ

Zdrów na twarzy, lecz w sercu głębokie ma rany.

PUSTELNIK

ciągnąc gałąź jedliny

Chodź, bracie, chodź tu!…

KSIĄDZ

do Dzieci

      On ma rozum pomieszany.

PUSTELNIK

do jodły

Chodź, bracie, nie lękaj się dobrego księżyny.

DZIECI

Tato! ach, patrzaj, co on w ręku niesie:

Jak zbójca z wielką gałęzią jedliny.

PUSTELNIK

do Księdza, ukazując gałąź

Pustelnik przyjaciela znajdzie chyba w lesie!

Może cię zdziwia jego postać?

KSIĄDZ

      Czyja?

PUSTELNIK

Mojego przyjaciela.

KSIĄDZ

      Jako? tego kija?

PUSTELNIK

Niezgrabny, jak mówiłem, wychowany w lesie.

Przywitaj się!

podnosi gałąź

DZIECI

      Co robisz? co robisz? ach, zbójca!

Pójdźże precz, rozbójniku, nie zabij nam ojca!

PUSTELNIK

O, prawda, moje dziatki, jest to wielki zbójca!

Ale on tylko sam siebie rozbija!

KSIĄDZ

Upamiętaj się, bracie; do czego ta jodła?

PUSTELNIK

Jodła? a, Ksiądz uczony! o głowo ty, głowo!

Przypatrz się lepiej, poznaj gałąź cyprysową;

To pamiątki rozstania, mego losu godła.

bierze książki

Weź księgę, i odczytaj dzieje zeszłych wieków:

Dwie były poświęcone krzewiny u Greków.

Kto kochał, od swej lubej ukochany wzajem,

Błogie włosy mirtowym przyozdabiał majem.

po pauzie

Jej ręką ułamana gałąź cyprysowa

Zawsze mi przypomina ostatnie „bądź zdrowa!”

Przyjąłem ją, schowałem, dotąd wiernie służy!

Nieczuła, lepsza od tych niby czułych ludzi.

Jej płacz mój nie rozśmiesza i skarga nie nudzi;

Jedna mi pozostała, z przyjaciół tak wielu!

Wszystkie tajniki serca mojego posiada;

Jeśli chcesz o mnie wiedzieć, pytaj, przyjacielu,

Zostawię was sam na sam, niech resztę wygada.

do gałęzi

Powiedz, jak dawno płaczę lubej straty.

Dawno to być musiało! przed dawnymi laty!

Pamiętam, kiedy cyprys przyjąłem z jej ręki

Był to listeczek taki, ot taki maleńki;

Zaniosłem, posadziłem na piasku, daleko…

I gorącą łez moich polewałem rzeką.

Patrz, jaka z liścia gałązka urosła,

Jaka gęsta i wyniosła!

Kiedy mię boleść ostatnia dotłoczy,

Nie chcąc na zagniewane poglądać niebiosa,

Okryłem mój grobowiec cieniem tych warkoczy.

z łagodnym uśmiechem

Ach, taki właśnie był kolor jej włosa

Jak te cyprysu gałązki! Chcesz? pokażę.

szuka i ciągnie od piersi

      Nie mogę odpiąć tej zawiązki.

coraz z większym sileniem się

Zawiązka miękka… z warkocza dziewicy…

Lecz skorom tylko położył na łonie,

Opasała mię wkoło na kształt włosiennicy;

Pierś przejada… w ciało tonie!…

Tonie, tonie, i wkrótce przetnie mi oddechy!

Wiele cierpię! ach! bo też wielkie moje grzechy!

KSIĄDZ

Uspokój się, uspokój! Przyjm słowo pociechy!

Ach, tak okropne bole, moje dziecię,

Za twe na ziemi jakieżkolwiek grzechy

Przyjmie w rachunku Bóg na tamtym świecie!

PUSTELNIK

Grzechy? i proszę, jakież moje grzechy?

Czyliż niewinna miłość wiecznej godna męki?

Ten sam Bóg stworzył miłość, który stworzył wdzięki.

On dusze obie łańcuchem uroku

Powiązał na wieki z sobą!

Wprzód, nim je wyjął ze światłości stoku,

Nim je stworzył i okrył cielesną żałobą,

Wprzódy je powiązał z sobą!

Teraz, kiedy złych ludzi odłącza nas ręka,

Rozciąga się ten łańcuch, ale się nie spęka!

Czucia nasze dzielącej uległe przeszkodzie,

Chociaż nigdy nie mogą napotkać się z bliska,

Przecież zawżdy po jednym biegają obwodzie,

Łańcuchem od jednego skreślone ogniska.

KSIĄDZ

Jeżeli Pan Bóg złączył, ludzie nie rozłączą!

Może się troski wasze pomyślnie zakończą.

PUSTELNIK

Chyba tam! gdy nad podłym wzbijemy się ciałem,

Złączy się znowu jedność, dusza z duszą zleje;

Bo tutaj wszelkie dla nas umarły nadzieje,

Tutaj ja się z mą lubą na wieki rozstałem!

po pauzie

Obraz tego rozstania dotąd w myśli stoi.

Pamiętam, śród jesieni… przy wieczornym chłodzie;

Jutro miałem wyjechać… błądzę po ogrodzie!

W rozmyślaniu, w modlitwach szukałem tej zbroi,

Którą bym odział serce, miękkie z przyrodzenia,

I wytrzymał ostatni pocisk jej spojrzenia!

Błądziłem po zaroślach, gdzie mnie oczy niosą.

Noc była najpiękniejsza!

Pamiętam dziś jeszcze:

Na kilka godzin pierwej wylały się deszcze,

Cała ziemia kroplistą połyskała rosą.

Doliny mgła odziewa jakby morze śniegu,

Z tej strony chmura gruba napędzała lawy,

A z tamtej strony księżyc przezierał bladawy,

Gwiazdy toną w błękicie po nocnym obiegu.

Spojrzę… jak raz nade mną świeci gwiazdka wschodnia;

O, znam ją odtąd dobrze, witamy się co dnia!

Spojrzę na dół… na szpaler… patrz, tam przy altanie,

Ujrzałem ją niespodzianie!

Suknią między ciemnymi bielejąca drzewy

Stała w miejscu, grobowej podobna kolumnie;

Potem biegła, jak lekkie zefiru powiewy,

Oczy zwrócone w ziemię… nie spojrzała ku mnie!

A lica jej bardzo blade.

Nachylam się, zajrzę z boku,

I dojrzałem łezkę w oku;

Jutro, rzekłem, jutro jadę!

„Bądź zdrów!” — odpowie z cicha: ledwie posłyszałem,

„Zapomnij!”… Ja zapomnę? o! rozkazać snadno!

Rozkaż, luba, twym cieniom, niechaj wraz przepadną

I niech zapomną biegać za twym ciałem!…

Rozkazać snadno!

Zapomnij!!

śpiewa

  Przestań płakać, przestań szlochać

  Idźmy każdy w swoją drogę,

  Ja cię wiecznie będę…

urywa śpiewanie

      wspominać,

kiwa głową

śpiewa

  Ale twoją być nie mogę!

Wspominać tylko?… jutro, jutro jadę!

Chwytam za rączki i na piersi kładę.

śpiewa

Najpiękniejsza, jak aniołek raju,

  Najpiękniejsza ze wszystkich dziewica,

Wzrok niebieski, jako słońce w maju,

  Odstrzelone od modrych wód lica.

Pocałunek jej, ach, nektar boski!

  Jako płomień chwyta się z płomieniem,

Jak dwóch lutni zlewają się głoski

  Harmonijnym ożenione brzmieniem.

Serce z sercem zbiega, zlatuje się, ściska,

  Lica, usta łączą się, drżą, palą,

Dusza wionie w duszę… niebo, ziemia pryska

  Roztopioną dokoła nas falą!


Księże! o nie! ty tego nie czujesz obrazu!

Ty cukrowych ust lubej nie tknąłeś ni razu!

Niech ludzie świeccy bluźnią, szaleją młokosy,

Serce twe skamieniało na natury głosy.

O luba, zginąłem w niebie,

Kiedym raz pierwszy pocałował ciebie!

śpiewa

Pocałunek jej, ach, nektar boski!

  Jako płomień chwyta się z płomieniem,

Jak dwóch lutni zlewają się głoski

  Harmonijnym ożenione brzmieniem.

chwyta Dziecię i chce pocałować; Dziecię ucieka

KSIĄDZ

Czegóż boisz się sobie równego człowieka?

PUSTELNIK

Przed nieszczęśliwym, ach, wszystko ucieka,

Jakby przed straszydłem z piekła!

Ach, tak! i ona przede mną uciekła!

„…Bądź zdrów!”… i w długiej ulicy

Niknie na kształt błyskawicy.

do Dzieci

I czegóż ona przede mną uciekła?

Czylim ją śmiałym przeraził wejrzeniem?

Czyli słówkiem lub skinieniem? Muszę przypomnieć!

przypomina

      Tak się w głowie kręci!…

Nie! nie! ja wszystko widzę jak na dłoni,

Nie zgubiłem żadnego wyrazu z pamięci;

Dwa tylko słowa powiedziałem do niej.

z żalem

Księże, dwa tylko słowa!

„Jutro! bądź zdrowa!”

„Bądź zdrów!…” Gałązkę odrywa, podaje…:

„Oto jest, rzekła: co nam tu

na ziemię pokazuje

      zostaje!

Bądź zdrów!” — i w długiej ulicy

Niknie na kształt błyskawicy!

KSIĄDZ

Młodzieńcze, ja głęboko czuję, co cię boli!

Lecz słuchaj, są tysiące biedniejszych od ciebie.

Ja sam już nie na jednym płakałem pogrzebie.

Po ojcu i po matce już mówię pacierze,

Dwoje małych dziateczek aniołkami w niebie;

Ach, i moja wspólniczka szczęścia i niedoli,

Małżonka moja, którą kochałem tak szczerze!…

Ale cóż robić? Pan Bóg daje, Pan Bóg bierze!

Niechaj się dzieje według Jego świętej woli!

PUSTELNIK

mocno

Żona?

KSIĄDZ

      Ach, to wspomnienie serce mi rozdarło!

PUSTELNIK

Jak to? gdzie się obrócę, wszyscy płaczą żony!

Lecz ja nie winien, twojej nie widziałem żony!

spostrzega się

Słuchaj! przyjmij pociechę, małżonku strapiony,

Żona twoja przed śmiercią już była umarłą!

KSIĄDZ

Jak to?

PUSTELNIK

mocniej

      Gdy na dziewczynę zawołają: żono!

Już ją żywcem pogrzebiono!

Wyrzeka się przyjaciół, ojca, matki, brata,

Nawet… słowem, całego wyrzeka się świata,

Skoro stanęła na cudzym progu!

KSIĄDZ

Chociaż wyznania twoje mgła żalu pokrywa,

Wszakże ta, której płaczesz, jest podobno żywa?

PUSTELNIK

z ironią

Żywa? właśnie jest za co podziękować Bogu!

Żywa? jako? nie wierzysz! cóż się tobie zdaje?

Poprzysięgnę, uklęknę, palce na krzyż złożę,

Ona umarła i ożyć nie może!…

po pauzie z wolna

Ależ bo różne są śmierci rodzaje:

Jedna śmierć jest pospolita.

Śmiercią tą starzec, kobieta,

Dziecię, mąż, słowem, tysiące

Ludzi umiera co chwila;

I taką śmiercią Maryla,

Którą widziałem na łące.

śpiewa

Tam u Niemnowej odnogi,

Tam u zielonej rozłogi,

Jaki to sterczy kurhanek?

Spodem uwieńczon jak w wianek,

W maliny, ciernie i głogi…

przestaje śpiewać

Ach, i to jest widok srogi,

Kiedy piękność w życia kwiecie,

Ledwie wschodząca na świecie,

Żegnać się musi z lubym jeszcze światem!

Patrz, patrz, blada na pościeli,

Jak na obłoczkach mglisty poranek!

Z płaczem dokoła stanęli:

I smutny ksiądz u łóżka,

I smutniejsza czeladka,

I smutniejsza od niej drużka,

I smutniejsza od nich matka,

I najsmutniejszy kochanek.

Patrz, uchodzi z lica krasa,

Wzrok zapada i zagasa,

Ale jeszcze, jeszcze świeci;

Usta, gdzie się róża kwieci,

Więdną, gubią blask szkarłatu.

I jak z piwoniji kwiatu

Wycięty wąski listeczek,

Taka siność jej usteczek.

Podniosła głowę nad łóżko,

Rzuciła na nas oczyma:

Głowa opada na łóżko,

W twarzyczce bladość opłatka.

Ręce stygną, a serduszko

Bije z cicha, bije z rzadka,

Już stanęło, już jej nié ma;

Oko to, niegdyś podobne słonku…

Czy widzisz, Księże, pierścienie?

Smutna pamiątka została!

Jak w pierścionku

Brylant pała,

Takie jaśniały w oczach płomienie.

Lecz iskra duszy już się nie pali!

Błyszczą one jak rdzeni spróchniałej światełka,

Jak na gałązkach wody perełka,

Kiedy ją wicher skrysztali.

Podniosła głowę nad łóżko,

Rzuciła na nas oczyma,

Głowa opada na łóżko,

W twarzyczce bladość opłatka,

Ręce stygną, a serduszko

Bije z cicha, bije z rzadka.

Już stanęło… już jej nié ma!

DZIECIĘ

Umarła! ach, jaka szkoda!

Słuchając płakałem szczerze.

Czy to znajoma twoja, czy siostrzyczka młoda?

Ale nie płacz, niechaj jej wieczny pokój świeci,

Będziemy za nię co dzień mówili pacierze.

PUSTELNIK

To jedna śmierć, moje dzieci;

Ale jest straszniejsza druga,

Bo nie umarza od razu,

Powolna, bolesna, długa:

Śmierć ta dwie społem osoby ugodzi,

Lecz moje tylko zabija nadzieje,

Drugiej bynajmniej nie szkodzi.

Ona żyje, ona chodzi,

Kilka drobnych łez wyleje,

Potem w niej czucie rdzawieje,

I została na kształt głazu.

Ach, dwie osoby uderza od razu!

Lecz moje tylko zabiła nadzieje,

A jej bynajmniej nie szkodzi!

Kwitnie życiem, kwitnie zdrowiem.

Taką śmiercią umarła… kto? o nie… nie powiem!

Nieprawdaż, dzieci? straszniejsza daleko,

Gdy trup z rozwartą, ot tak, powieką.

Dzieci uciekają.

Jednak umarła!… Kiedy płaczę, ręce łamię,

Zbiegli się ludzie dokoła,

Wyciągają długie szyje,

Jeden mówi, że ja kłamię,

Drugi potrąca i woła:

„Patrz, szaleńcze, ona żyje!”

do Księdza

Nie wierz, choćby ci szyderce

Po tysiąc razy mówili:

Słuchaj, co mówi to serce:

Nie masz, nie masz Maryli!

po pauzie

Jeszcze rodzaj śmierci trzeci:

Śmierć wieczna, jak Pismo mówi.

Biada, biada człowiekowi,

Którego ta śmierć zabierze!

Tą śmiercią może ja umrę, dzieci;

Ciężkie, ciężkie moje grzechy!

KSIĄDZ

Przeciwko światu i przeciwko sobie

Cięższe twoje, niżeli przeciw Bogu, grzechy.

Człowiek nie jest stworzony na łzy i uśmiechy,

Ale dla dobra bliźnich swoich, ludzi.

Jakkolwiek w twardej Bóg doświadcza próbie,

Zapomnij o swym proszku, zważ na ogrom świata.

Ta myśl wielka pomniejsze zapały przystudzi.

Sługa boży pracuje do późnego lata,

Gnuśnik tylko zawczasu zamyka się w grobie,

Nim go Pan trąbą straszliwą przebudzi.

PUSTELNIK

zdziwiony

Księże! a to są czary? sztuka niepojęta!

na stronie

Musi posiadać czarodziejskie sztuki,

Albo też nas podsłuchał i wszystko pamięta.

do Księdza

Wszak ja od niej słyszałem też same nauki!

Cała rzecz słowo w słowo jak z ust jej wyjęta,

Przy owym pożegnaniu, owego wieczora.

z ironią

Właśnie, właśnie to była do kazania pora!

Słyszałem od niej słówek pięknobrzmiących wiele:

„Ojczyzna i nauki, sława, przyjaciele!”

Lecz teraz groch ten całkiem od ściany odpada,

Ja sobie spokojnie drzemię.

Kiedyś duch mój przy wieszczym zapalał się rymie,

Kiedyś budził mię ze snu tryumf Milcyjada.

śpiewa

   Młodości, ty nad poziomy

   Wylatuj, a okiem słońca

   Ludzkości całe ogromy

   Przeniknij z końca do końca!


Już tchnienie jej rozwiało te kształty olbrzymie!

Został się lekki cienik, mara blada,

Drobniuchne źdźbła odłamki,

Które lada motyl spasa,

Które by ona mogła wciągnąć z odetchnieniem;

A ona chce budować na tym proszku zamki!

Zrobiwszy mnie komarem, chce zmienić w Atlasa

Dźwigającego nieba kamiennym ramieniem.

Na próżno! jedna tylko iskra jest w człowieku,

Raz tylko w młodocianym zapala się wieku.

Czasem ją oddech Minerwy roznieci,

Wtenczas nad ciemne plemiona

Powstaje mędrzec, i gwiazda Platona

W długie wieki wieków świeci.

Iskrę tę jeśli duma rozżarzy w pochodnie,

Wtenczas zagrzmi bohater, pnie się do szkarłatu

Przez wielkie cnoty i przez większe zbrodnie,

I z pastuszego kija robi berło światu

Albo skinieniem oka stare trony wali.

po pauzie, z wolna

Czasem tę iskrę oko niebianki zapali,

Wtenczas trawi się w sobie, świeci sama sobie

Jako lampa w rzymskim grobie.

KSIĄDZ

O nieszczęśliwy zapaleńcze młody!

W żalach, które tak mocno zraniona pierś jąka,

Że nie jesteś zbrodniarzem, odkrywam dowody;

I że piękność, za którą twój się rozum błąka,

Nie z samej tylko powabna urody.

Jak z zapałem kochałeś, tak naśladuj godnie

Myślenia i uczucia niebieskiej istoty.

Zbrodniarz ją kochający wróciłby do cnoty,

A ty niby cnotliwy, puszczasz się na zbrodnie!

Jakakolwiek przeszkoda tutaj was rozdwoi:

Idą ku sobie gwiazdy, choć je mgły zaciemią,

Mgła zniknie, gwiazda z gwiazdą na wieki się spoi,

Łańcuchy tu wiążące prysną razem z ziemią,

A tam nad ziemią znowu poznają się swoi,

I namiętność, choć zbytnią, Pan Bóg wam przebaczy.

PUSTELNIK

Jako? ty wiesz o wszystkim? co to wszystko znaczy?

udaje głos Księdza

Jej serce równie święte, jak powabne lice!

Łańcuch, który tu wiąże, nad ziemią opadnie!


Ty wiesz o wszystkim, ty nas podsłuchałeś zdradnie,

Wyłudziłeś tajemnicę

Ukrywaną w sercu na dnie,

O której przyjaciele nie wiedzą najszczersi.

Bo jednę rękę na cyprysu drzewie,

A drugą kładąc na piersi,

Zaprzysięgliśmy milczeć, i nikt o tym nie wie.


Ale tak, przypominam… tak, jednego razu,

Kiedy przez czarodziejski pędzla wynalazek

Odkradzione jej wdzięki przeniosłem w obrazek,

Przyjaciołom okazać chciałem cud obrazu.

Lecz to, co mnie unosi, ich nawet nie ruszy,

Czułość dla nich zabawą, która nam potrzebą;

Nie mają oka duszy, nie przejrzą do duszy!

Zimnym cyrklem chcą mierzyć piękności zalety!

Jak wilk lub jak astronom patrzają na niebo.

Inny jest wzrok pasterza, kochanka, poety.


Ach! ja tak ją na martwym ubóstwiam obrazku,

Że nie śmiem licem skazić jej bezbronnych ustek,

I gdy dobranoc daję przy księżyca blasku

Albo jeśli w pokoju lampa jeszcze płonie,

Nie śmiem rozkryć mych piersi, z szyi odpiąć chustek,

Nim jej liskiem cyprysu oczu nie zasłonię.

A moi przyjaciele!… żałuję pośpiechu!…

Jeden, gdy ubóstwienie w oku moim czyta,

Ledwie zgryzioną wargą nie upuścił śmiechu,

I rzekł ziewając: „At sobie kobieta!”

Drugi przydał: „Jesteś dziecko!”…

Ach, ten to starzec z swoim przeklętym rozumem

Pewnie wydał nas zdradziecko!

coraz z większym pomieszaniem

Opowiedział na rynku, przed dziećmi, przed tłumem;

A ktoś z tych dziatek, albo z gawiedzi,

Przyszedł i księdzu wyznał na spowiedzi…

z największym obłąkaniem

Możeś ty mnie podstępnie badał na spowiedzi?

KSIĄDZ

I na cóż nam te zdrady, spowiedź i podstępy?

Chociaż się dziwnym kłębkiem twoja żałość gmatwa,

Lecz czyj wzrok na bieg czucia nie jest całkiem tępy,

Temu do wywikłania tajemnica łatwa.

PUSTELNIK

Prawda! lecz to są ludzkiej własności narowy,

Że, co dzień cały w sercu tkwi boleśnie,

Na noc przechodzi do głowy:

Wtenczas człowiek sam nie wie, co rozplecie we śnie.

Dawno, dawno!… raz miałem przypadek ten samy.

Po pierwszym z nią widzeniu wróciwszy do domu

Poszedłem spać, ni słówka nie mówiąc nikomu.

Nazajutrz, gdy dzień dobry przyniosłem dla mamy:

„Co to jest, mówi do mnie, żeś taki pobożny?

Modlisz się przez noc całą, wzdychasz nieustannie

I litaniją mówisz o Najświętszej Pannie”.

Zrozumiałem i na noc zamknąłem podwoje,

Ale teraz nie mogę być równie ostrożny.

Nie mam domu; gdzie przyjdę, tam posłanie moje,

A często przez sen gadam… w myślach jak na fali!

Ustawna burza, zawieja,

Błyśnie i zmierzchnie,

Mnóstwo się zarysów skleja,

W jakieś tworzydło ocali,

I znowu pierzchnie.

Jeden tylko obrazek na zawsze wyryty,

Czy rzucam się na piasek i patrzę w głąb ziemną,

Błyszczy jak księżyc w wodzie odbity:

Nie mogę dostać, lecz błyszczy przede mną;

Czyli wzrokiem od ziemi strzelę na błękity,

Za moim wzrokiem dokoła

Płynie i postać anioła

Aż na górne nieba szczyty.

Potem jak orlik na żaglach pierza

patrząc w górę

Stanie w chmurze i z wysoka,

Nim sam upadnie na zwierza,

Już go zabił strzałą oka;

Nie wzrusza się i z lekka w jednym miejscu chwieje,

Jakby uplatany w sidło

Albo do nieba przybity za skrzydło:

Tak właśnie ona nade mną jaśnieje!

śpiewa

  Czyli słońce światu płonie,

   Czy noc wciąga szatę ciemną;

  Jej wyglądam, za nią gonię,

   Zawsze przy mnie, lecz nie ze mną!


Otóż, gdy ona stanie przed mymi oczyma,

A sam jestem na polu albo w gajów cieniu,

Na próżno każę milczeć, język nie dotrzyma,

Przemówię do niej słówko, nazwę po imieniu,

A zły człowiek podsłucha.

Tak właśnie dziś rano

Zdradliwie mię podsłuchano.

Ranek był… wraz opiszę.

Pamiętam dziś jeszcze,

Na kilka godzin pierwej wylały się deszcze,

W dolinach tuman na kształt prószącego śniegu,

A na łąkach zaranna połyska się rosa,

Gwiazdy w błękit tonęły po nocnym obiegu:

Jedna tylko nade mną świeci gwiazdka wschodnia,

Którą wtenczas widziałem, którą widzę co dnia.

Tam przy altanie

spostrzega się

      cha! cha! pobiegłem z ukosa…

To nie o tym poranku! ha! szał romansowy!

Przeklęty zawrocie głowy!…

po pauzie przypomina

Był ranek; kiedy dumam, narzekam i jęczę,

Deszcz lał jak z wiadra, tęgi wicher dmuchał,

Utuliłem głowę w krzaczek…

z łagodnym uśmiechem

Ten ladaco mię podsłuchał…

Lecz nie wiem, czy tylko jęki,

Czy nawet imię podsłuchał;

Bo bardzo blisko był krzaczek.

KSIĄDZ

O biedny, biedny młodzieńcze!

Co mówisz? kto cię podsłuchał?

PUSTELNIK

poważnie

Kto? oto pewny robaczek maleńki,

Który pełzał tuż przy głowie,

Świętojański to robaczek.

Ach, jakie ludzkie stworzenie!

Przypełznął do mnie i powie

(Zapewne mię chciał pocieszyć):

„Biedny człowieku, po co to jęczenie?

Ej, dosyć rozpaczą grzeszyć!

Kto temu winien, że piękna dziewczyna,

Żeś czuły? nie twoja wina.

Patrz, mówił dalej robaczek,

Na iskrę, co ze mnie strzela

I cały objaśnia krzaczek.

Zrazu szukałem w niej chluby,

Teraz widzę, że będzie przyczyną mej zguby

I zbawi nieprzyjaciela.

Iluż to braci moich złe jaszczurki spasły!

Kląłem więc ozdobę własną,

Która na mnie śmierć sprowadza,

Chcę, żeby te iskry zgasły;

Ale cóż robić? nie moja w tym władza,

I póki żyję, te iskry nie zgasną”.

po pauzie, pokazując na serce

Tak, póki żyję, te iskry nie zgasną!

DZIECI

A posłuchajcie… a jaki cud, jaki!

Tato, słyszałeś o cudzie?

Ksiądz odchodzi, ściskając ramionami.

Czy można, żeby robaki

Rozmawiały tak jak ludzie?

PUSTELNIK

Czemuż nie? chodź tu, malcze, pod kantorek,

Nachyl się i przyłóż uszko;

Tu biedna duszka prosi o troje paciorek.

Aha, słyszysz, jak kołata?

DZIECKO

Tak tak, tak tak, tata, tata.

A dalibógże kołata,

Jak zegarek pod poduszką.

Co to jest? tata, tek, ta tek!

PUSTELNIK

Mały robaczek, kołatek,

A niegdyś wielki lichwiarz!

do kołatka

      Czego żądasz duszko?

udaje głos

„Proszę o troje paciorek”.

A tuś mi, panie sknero! znałem się z tym dziadem,

Był moim bliskim sąsiadem;

Zakopawszy się do złota,

Zawaliwszy chatę drągiem,

Nie dbał, że w progu jęczy wdowa i sierota,

Nikogo nie obdarzył chlebem ni szelągiem.

Za życia dusza jego przy pieniędzy worku

Leżała na dnie w kantorku.

Za to i teraz po śmierci,

Nim słuszną karę odbierze w piekle,

Słyszycie, jak gryzie wściekle,

Jak świdruje i jak wierci.

Przecież, jeśli łaska czyja,

Mówcie trzy Zdrowaś Maryja.

Ksiądz wchodzi ze szklanką wody.

PUSTELNIK

coraz mocniej pomieszany

A co, słyszałeś pisk złego ducha?

KSIĄDZ

Przebóg, co się tobie plecie?

ogląda się

Nic nie ma, wszędzie noc głucha!

PUSTELNIK

Nadstaw tylko lepiej ucha.

do Dziecięcia

Chodź tu, chodź tu, moje dziecię!

Czy słyszałeś?

DZIECIĘ

      Prawda, tato,

Coś tam gada.

PUSTELNIK

      Cóż ty na to?

KSIĄDZ

Pójdźcie spać, dzieci, co się wam marzy,

Nic ani szaśnie, cicho wokoło.

PUSTELNIK

do Dzieci z uśmiechem

Nie dziw, głosu natury nie dosłyszą starzy!

KSIĄDZ

Mój bracie, weź wody w dłonie

I zmyj trochę twoje czoło,

Może ten zapał gwałtowny ochłonie.

PUSTELNIK

bierze i myje, tymczasem zegar zaczyna bić, po kilku uderzeniach Pustelnik upuszcza wodę i patrzy nieporuszony poważnie i ponuro

Oto dziesiąta wybija

Kur pieje.

I kur pierwsze daje hasło;

Czas ucieka, życie mija

Świeca jedna na stoliku gaśnie.

I pierwsze światło zagasło.

Jeszcze, jeszcze dwie godziny,

zaczyna drżeć

Jak mnie zimno!

Ksiądz tymczasem patrzy zdziwiony nieco na świecę.

      Wiatr zimny świszcze przez szczeliny:

Jak tu zimno!

idzie do pieca

      Gdzież jestem?

KSIĄDZ

      W przyjaciela domu.

PUSTELNIK

przytomniej

Pewnie cię nastraszyłem o niezwykłej porze,

Do nieznanego miejsca, w dziwacznym ubiorze?

Musiałem wiele gadać? ach, nie mów nikomu!

Jestem biedny podróżny, z dalekich stron jadę.

ogląda się i przytomniej

W młodości jeszcze, na środku gościńca,

Napadł, odarł mię całkiem

z uśmiechem

      skrzydlaty złoczyńca.

Nie mam sukien; co znajdę, to na siebie kładę.

obrywa liście i szaty poprawia; z żalem

Ach, odarł mię, odebrał wszystkie skarby świata;

Została przy mnie jedna niewinności szata!

KSIĄDZ

który ciągle patrzał na świecę, do Pustelnika

Uspokój się, dla Boga!

do Dzieci

      Kto to zgasił świecę?

PUSTELNIK

Każdy cud chcesz tłumaczyć; biegaj do rozumu…

Lecz natura, jak człowiek, ma swe tajemnice,

Które nie tylko chowa przed oczyma tłumu,

z zapałem

Ale żadnemu księdzu i mędrcom nie wyzna!

KSIĄDZ

bierze za rękę

Synu mój!

PUSTELNIK

poruszony i zdziwiony

      Synu! Głos ten jakby blaskiem gromu

Rozum mój z mroczącego wydobywa cienia!

wpatruje się

Tak, poznaję, gdzie jestem, w czyim jestem domu.

Tak, tyś mój drugi ojciec, to moja ojczyzna!

Poznaję luby domek! jak się wszystko zmienia!

Dziatki urosły, ciebie przyprósza siwizna!

KSIĄDZ

pomieszany bierze świecę, wpatruje się

Jak to? znasz mię? to on!… nie… tak…, nie, być nie może!

PUSTELNIK

Gustaw.

KSIĄDZ

      Gustaw! ty Gustaw!

ściska

      Gustaw! wielki Boże!

Uczeń mój! syn mój!

GUSTAW

ściska, patrząc na zegar

      Ojcze, jeszcze ściskać mogę!

Bo potem… wkrótce… zaraz pójdę w kraj daleki!

Ach, i ty będziesz musiał wybrać się w tę drogę,

Uściśniemy się wtenczas, ale już na wieki!

KSIĄDZ

Gustaw! skąd? kędyś? przebóg! tak długa wędrówka?

Gdzieś ty bywał dotychczas, przyjacielu młody?

Nie wiedzieć kędyś zniknął, jakbyś wpadł do wody,

Litery nie napisać, nie nakazać słówka?

Wszak to lat tyle… Gustaw! cóż się z tobą dzieje?

Ty niegdyś w mojej szkole ozdoba młodzieży,

Na tobie najpiękniejszem zakładał nadzieje;

Czy można tak się zgubić? w jakiejże odzieży?

GUSTAW

z gniewem

Starcze! a gdy ja zacznę oskarżać nawzajem,

Przeklinać twe nauki, na sam widok zgrzytać?

Ty mnie zabiłeś! — ty mnie nauczyłeś czytać!

W pięknych księgach i pięknym przyrodzeniu czytać!

Ty dla mnie ziemię piekłem zrobiłeś

z żalem i uśmiechem

      i rajem!

mocniej i ze wzgardą

A to jest tylko ziemia!

KSIĄDZ

      Co słyszę? o Chryste!

Ja ciebie chciałem zgubić? mam sumnienie czyste!

Kochałem cię jak syna!

GUSTAW

      I dlatego właśnie

Daruję ci!

KSIĄDZ

      Ach! o nic nie prosiłem Boga,

Jak abym cię raz jeszcze na życiu obaczył!

GUSTAW

uściska

Uściśnijmy się jeszcze

patrzy na świecę

      nim druga zagaśnie.

Pan Bóg do twojej prośby przychylić się raczył.

Lecz już późno,

patrzy na zegar

      a długa do przebycia droga!

KSIĄDZ

Chociam mocno ciekawy słyszeć twe przygody,

Lecz teraz potrzebujesz spoczynku i wczasu. Jutro…

GUSTAW

      Dziękuję, przyjąć nie mogę gospody,

Bo już mi na zapłatę nie staje zapasu.

KSIĄDZ

Jak to?

GUSTAW

      O! tak! przeklęci, którzy nic nie płacą!

Za wszystko trzeba płacić: lub wzajemną pracą,

Albo wdzięcznym uczuciem, datkiem jednej łezki,

Za którą znowu Ojciec odpłaci niebieski.

Ale ja, przebłądziwszy te kraje pamiątek,

Gdzie tyle łez zabiera każdy znany kątek,

I resztę uczuć, i łzy wylałem ostatnie,

A nowych długów nie chcę zaciągać bezpłatnie.

po pauzie

Niedawno odwiedzałem dom nieboszczki matki,

Ledwie go poznać mogłem! już ledwie ostatki!

Kędy spojrzysz, — rudera, pustka i zniszczenie!

Z płotów koły, z posadzek wyjęto kamienie,

Dziedziniec mech zarasta, piołun, ostu zioła,

Jak na smętarzu w północ, milczenie dokoła!

O, inny dawniej bywał przyjazd mój w te bramy;

Po krótkim oddaleniu gdym wracał do mamy,

Już mię dobre życzenia spotkały z daleka,

Życzliwa domu czeladź aż za miastem czeka,

Na rynek siostry, bracia wybiegają mali,

„Gustaw! Gustaw!” wołają, pojazd zatrzymali:

Lecą nazad, gościńca wziąwszy po pierogu;

Mama z błogosławieństwem czeka mię na progu,

Wrzask współuczniów, przyjaciół, ledwo nie zagłuszy!…

Teraz pustka, noc, cichość, ani żywej duszy!

Słychać tylko psa hałas i coś na kształt stuku:

Ach! tyż to, psie nasz wierny, nasz poczciwy Kruku!

Stróżu i niegdyś całej kochanku rodziny,

Z licznych sług i przyjaciół tyś został jedyny!

Choć głodem przemorzony i skurczony laty,

Pilnujesz wrót bez zamka i bez panów chaty.

Kruku mój! pójdź tu, Kruku! Bieży, staje, słucha,

Skacze na piersi, wyje i pada bez ducha!…

Ujrzałem światło w oknach: wchodzę, cóż się dzieje?

Z latarnią, z siekierami plądrują złodzieje,

Burząc do reszty świętej przeszłości ostatki!

W miejscu, gdzie stało niegdyś łoże mojej matki,

Złodziej rąbał podłogę i odrywał cegły,

Chwyciłem, zgniotłem, — oczy na łeb mu wybiegły!

Siadam na ziemi płacząc; w przedporannym mroku

Ktoś nasuwa się, kijem podpierając kroku.

Kobieta w reszcie stroju, schorzała, wybladła,

Bardziej do czyscowego podobna widziadła;

Gdy obaczy straszliwą marę w pustym gmachu,

Żegnając się i krzycząc słania się z przestrachu.

Nie bój się! Pan Bóg z nami! ktoś, moja kochana?

Czego po domu pustym błąkasz się tak z rana?

„Jestem biedna uboga, ze łzami odpowie;

W tym domu niegdyś moi mieszkali panowie;

Dobrzy panowie, niech im wieczny pokój świeci!

Ale Pan Bóg nie szczęścił dla nich i dla dzieci:

Pomarli, dom ich pustką, upada i gnije,

O paniczu nie słychać, pewnie już nie żyje”.

Krwią mnie serce zabiegło, wsparłem się u proga…

Ach! więc wszystko minęło?

KSIĄDZ

      Prócz duszy i Boga!

Wszystko minie na ziemi: szczęście i niedole.

GUSTAW

Ileż znowu pamiątek w twoim domku, w szkole!

Tum z dziećmi na dziedzińcu przesypywał piasek,

Po gniazda ptasze w tamten biegaliśmy lasek,

Kąpielą była rzeczka u okien ciekąca,

Po błoniach z studentami graliśmy w zająca.

Tam do gaju chodziłem w wieczór lub przede dniem,

By odwiedzić Homera, rozmówić się z Tassem

Albo oglądać Jana zwycięstwo pod Wiedniem.

Wnet zwoływam spółuczniów, szykuję pod lasem;

Tu krwawe z chmur pohańskich świecą się księżyce,

Tam Niemców potrwożonych następują roty;

Każę wodze ukrócić, w toku złożyć groty,

Wpadam, a za mną szabel polskich błyskawice!

Przerzadzają się chmury, wrzask o gwiazdy bije,

Gradem lecą turbany i obcięte szyje,

Janczarów zgraja pierzchła lub do piasku wbita,

Zrąbaną z koni jazdę rozniosły kopyta.

Aż pod wał trzebim drogę!… ten wzgórek był wałem.

Tam ona wyszła patrzeć na igraszkę dzieci,

Tam, gdy ją przy chorągwi Proroka ujrzałem,

Natychmiast umarł we mnie Godfred i Jan Trzeci.

Odtąd wszystkich spraw moich, chęci, myśli panią,

Ach, odtąd dla niej tylko, o niej, przez nią, za nią!

Jej pełne dotąd jeszcze wszystkie okolice:

Tu po raz pierwszy boskie obaczyłem lice,

Tu mnie pierwszej rozmowy uczciła wyrazem,

Tutaj, na wzgórku, Russa czytaliśmy razem;

Altankę jej pod tymi uwiązałem chłody,

Z tych lasów przynosiłem kwiateczki, jagody,

Z tych zdrojów, stojąc przy mnie, wywabiała wędką

Srebrnopiórego karpia, pstrąga z kraśną cętką;

A dziś!…

płacze

KSIĄDZ

      Płacz; lecz niestety, boleść przypomnienia

Nas samych trawi, a nic wkoło nas nie zmienia!

GUSTAW

Dzisiaj po latach tylu, po takiej przemianie,

Na miejscach najszczęśliwszych, w najsmutniejszym stanie!

Gdybyś wziął martwy kamień, z którym igra dziecię,

I gdybyś z tym kamieniem obchodził po świecie,

A potem, do Ojczyzny wróciwszy z daleka,

Ten sam kamień, dla tegoż samego człowieka,

Co nim kiedyś jak dziecko igrał przy piastunie,

Dziś dla starca zmarłego dał pod głowę w trunie;

Gdyby z tego kamienia gorzka łza nie ciekła,

Księże, kamień bez sądu rzuć prosto do piekła!

KSIĄDZ

O! łza ta nie jest gorzka, gdy w obecne troski

Przypomnianego szczęścia miesza nektar boski;

Czułość ją u ludzkości wylewa ołtarza.

Gorzką truciznę sączą tylko łzy zbrodniarza.

GUSTAW

Słuchaj, powiem coś jeszcze… Byłem i w ogrodzie,

Pod tęż porę, w jesieni, przy wieczornym chłodzie,

Też same cieniowane chmurami niebiosa,

Tenże bladawy księżyc i kroplista rosa,

I tuman na kształt z lekka prószącego śniegu;

I gwiazdy toną w błękit po nocnym obiegu,

I taż sama nade mną świeci gwiazdka wschodnia,

Którą wtenczas widziałem, którą widzę co dnia;

W tychże miejscach toż samo uczucie paliło.

Wszystko było jak dawniej — tylko jej nie było!

Podchodzę ku altance, jakiś szmer u wniścia,

To ona?… Nie! to wietrzyk zżółkłe strząsał liścia.

Altano! mego szczęścia kolebko i grobie,

Tum poznał, tum pożegnał!… ach! com uczuł w tobie!

To miejsce może wczora było jej siedzeniem,

Ona wczora tym samym oddychała tchnieniem!

Słucham, oglądam wkoło, próżno wzrok się błąka,

Małegom tylko ujrzał nad sobą pająka,

Z listka wisząc, u słabej kołysał się nici,

Ja i on równie słabo do świata przybici!

Oparłem się o drzewo, wtem na końcu ławki

Widzę bukiety, trawkę, listek pośród trawki,

Tenże sam listek, listka mojego połowa,

dobywa listek

Który mi przypomina ostatnie: bądź zdrowa!

To mój dawny przyjaciel, czulem go powitał,

Długo z nim rozmawiałem i o wszystkom pytał:

Jak ona rano wstaje? czym się bawi z rana?

Jaką piosnkę najczęściej gra u fortepiana?

Do jakiego wybiega na przechadzkę zdroju?

W jakim najczęściej lubi bawić się pokoju?

Czy na moje wspomnienie rumieni się skromnie?

Czy sama czasem nie chcąc nie wspomina o mnie?…

Lecz co słyszę! o straszna ciekawości karo!

ze złością uderza się w czoło

Kobieta!…

śpiewa

      Naprzód!…

urywa i do Dzieci

      Dzieci! znacie piosnkę starą?

śpiewa

   Naprzód ciebie wspomina

   Co chwila, co godzina.

CHÓR DZIECI

    Jakże kocha dziewczyna,

    Co chwilę przypomina.

GUSTAW

   Potem po razu co dnia,

   A potem co tygodnia.

CHÓR DZIECI

    Jakże czuła dziewczyna,

    Co tydzień przypomina!

GUSTAW

   A potem co miesiąca

   Z początku albo z końca.

CHÓR DZIECI

    Jakże dobra dziewczyna,

    Co miesiąc przypomina!

GUSTAW

   Biegną wody potoku,

   Pamięć nie w naszej mocy:

   Już tylko raz co roku,

   Około Wielkiejnocy.

CHÓR DZIECI

    Jaka grzeczna dziewczyna,

    Jeszcze co rok wspomina!

GUSTAW

Więc

pokazując listek

      ostatni przeszłości odrzuciła szczątek!

Więc już jej moich nosić nie wolno pamiątek!…:

Wychodziłem z ogrodu, krok mię własny zdradza,

Pod pałac niewidoma ciągnęła mię władza.

Tysiąc ogniów północne rozpędza ciemnoty,

Słychać wrzaski pojezdnych i karet tarkoty.

Już jestem blisko ściany, skradam się pomału,

Wciskam oczy ciekawe w podwoje z kryształu,

Wszystkie stoły nakryto, wszystkie drzwi przymknięto;

Muzyka, śpiewy — jakieś obchodzono święto!

Toast!… słyszałem imię… ach, nie powiem czyje!

Jakiś głos nieznajomy wykrzyknął: „Niech żyje!”

„Niech żyje!” z ust tysiąca zabrzmiały te słowa;

Tak, niech żyje!… i z cicha przydałem: bądź zdrowa!

Wtem (o, gdy mię wspomnienia same nie zabiją!) Ksiądz wyrzekł drugie imię i krzyknął: „Niech żyją!”

wpatruje się jakby we drzwi

Ktoś dziękuje z uśmiechem… znam głos… pewnie ona.

Nie wiem pewnie… nie mogę widzieć za zwierciadłem,

Wściekłość mię oślepiła, poparłem ramiona,

Chciałem szyby rozsadzić… i bez duszy padłem…

po pauzie

Myślałem, że bez duszy… tylko bez rozumu!

KSIĄDZ

Nieszczęsny! dobrowolnych szukałeś męczarni.

GUSTAW

Jak trup samotny, obok weselnego tłumu,

Leżałem na zroszonej gorzkim płaczem darni:

Sprzeczność ostatnich w świecie pieszczot i męczarni!

Przebudzony, ujrzałem krwawy promyk wschodu.

Czekam chwilę: już nigdzie blasku ani szumu.

Ach, ta chwila jak piorun, a jak wieczność długa!

Na strasznym chyba sądzie taka będzie druga!

po pauzie z wolna

Wtem anioł śmierci wywiódł z rajskiego ogrodu!

KSIĄDZ

I na cóż ból rozdrażniać w przygojonej ranie?

Synu mój, jest to dawna, lecz słuszna przestroga,

Że kiedy co się stało i już nie odstanie,

Potrzeba w tym uznawać wolą Pana Boga.

GUSTAW

z żalem

O nie! nas Bóg urządził ku wspólnemu życiu,

Jednakowa nam gwiazda świeciła w powiciu,

Równi, choć różnych zdarzeń wykształceni ciekiem,

Postawą sobie bliscy, jednostajni wiekiem,

Ten sam powab we wszystkim, toż samo niechcenie,

Też same w myślach składnie i w czuciach płomienie.

Gdy nas wszędzie tożsamość łączy niedościgła,

Bóg osnuł przyszłe węzły,

z żalem największym

      a tyś je rozstrzygła!

mocniej, gniewny

Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!

Postaci twojej zazdroszczą anieli,

A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!…

Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!

I honorów świecąca bańka, wewnątrz pusta!

Bodaj!… Niech, czego dotkniesz, przeleje się w złoto;

Gdzie tylko zwrócisz serce i usta,

Całuj, ściskaj zimne złoto!

Ja, gdybym równie był panem wyboru,

I najcudniejsza postać dziewicza,

Jakiej Bóg dotąd nie pokazał wzoru,

Piękniejsza niżli aniołów oblicza,

Niżli sny moje, niżli poetów zmyślenia,

Niżli ty nawet… oddam ją za ciebie,

Za słodycz twego jednego spojrzenia!

Ach, i gdyby w posagu

Płynęło za nią wszystkie złoto Tagu,

Gdyby królestwo w niebie,

Oddałbym ją za ciebie!

Najmniejszych względów nie zyska ode mnie,

Gdyby za tyle piękności i złota

Prosiła tylko, ażeby jej luby

Poświęcił małą cząstkę żywota,

Którą dla ciebie całkiem poświęca daremnie!

Gdyby prosiła o rok, o pół roka,

Gdyby jedna z nią pieszczota,

Gdyby jedno mgnienie oka,

Nie chcę! nie! i na takie nie zezwolę śluby.

surowo

A ty sercem oziębłym, obojętną twarzą,

Wyrzekłaś słowo mej zguby

I zapaliłaś niecne ogniska,

Którymi łańcuch wiążący nas pryska,

Które się wiecznym piekłem między nami żarzą,

Na moje wieczne męczarnie!

Zabiłaś mię, zwodnico! Nieba cię ukarzą,

Sam ja… nie puszczę bezkarnie,

Idę, zadrżyjcie, odmieńce!

dobywa sztylet i ze wściekłą ironią

Błyskotkę niosę dla jasnych panów!

Ot, tym wina utoczę na ślubne toasty…

Ha! wyrodku niewiasty!

Śmiertelne ścisnę wokoło szyi twojej wieńce!

Idę jak moję własność do piekła zagrabić, Idę!…

wstrzymuje się i zamyśla

      O nie! nie… nie… żeby ją zabić,

Trzeba być trochę więcej niż pierwszym z szatanów!

Precz to żelazo!

chowa

      niech ją własna pamięć goni,

Ksiądz odchodzi.

Niech ją sumienia sztylety ranią!

Pójdę, lecz pójdę bez broni,

Pójdę tylko spojrzeć na nią.

W salach, gdzie te od złota świecące pijaki

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.