drukowana A5
12.19
Beczka Amontillada

Bezpłatny fragment - Beczka Amontillada


Objętość:
10 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
zeszytowa
ISBN:
978-83-288-0689-4

Tysiące krzywd zadanych mi przez Fortunata zniosłem cierpliwej, niźli to było w mej mocy, lecz gdy doszło do zniewagi, poprzysiągłem sobie zemstę. Wy wszakże, którzy dobrze znacie mój charakter, nie pomyślicie chyba, że się zdradziłem choćby jedną pogróżką. Prędzej, później pomsta nadejść musiała — było to postanowienie, które zapadło ostatecznie. Sama jednak doskonałość powziętego pomysłu wykluczała wszelką myśl o narażeniu go na niebezpieczeństwo. Winienem był nie tylko ukarać, lecz ukarać bezkarnie. Nie wytępi obelgi ta kara, która tępiciela dosięga. Nie wytępi i wówczas, gdy pomstujący zaniedba odsłonięcia swej osoby przed tym, kto go zelżył.

Niechże będzie wiadomo, że ani słowem, ani czynem nie przysporzyłem Fortunatowi najmniejszego powodu do powątpiewania o mojej życzliwości. I nadal, jak dawniej, uśmiechałem się doń — twarz w twarz — on zaś nie domyślał się, że uśmiech mój obecny jest jeno wynikiem zadumy o jego znicestwieniu.

Miał on jedną słabą stronę — ów Fortunato, który jednak pod każdym innym względem budził szacunek, a nawet postrach. Otaczał siebie sławą znawcy win. Wśród Włochów rzadko który posiada rzetelny pęd do znawstwa. Ich entuzjazm jest najczęściej zapożyczony, przystosowany do czasu i do potrzeby; jest on — czynnością szarlatańską, gwoli łudzenia angielskich i austriackich milionerów.

W dziedzinie malarstwa i wyczucia kamieni drogocennych był Fortunato, jak przystało jego współziomkom — szarlatanem, lecz w sprawach oceny starych win posiadał rzetelność. I ja pod tym względem nie odbiegałem odeń zasadniczo. Sam osobiście wielce byłem świadom rodzimych win włoskich i korzystałem z każdej sposobności, aby nabywać ich pod dostatkiem. Pewnego wieczoru, o zmierzchu, w najgorętszej chwili karnawałowych opętań, spotkałem mego druha. Powitał mnie z niezmierną serdecznością, gdyż podpił sobie obficie. Był mój gagatek w przebraniu. Wdział na siebie szatę obcisłą, której jedna połowa różniła się od drugiej, a głowę nakrył stożkowatym kołpakiem z brzękadłami. Taką radością przejął mnie jego widok, że pomyślałem, iż nie zaniecham uścisnąć mu dłoni.

Rzekłem doń:

— Bracie Fortunato, dobrze, że cię spotykam. Jakże wspaniale dziś wyglądasz! — Ale właśnie otrzymałem beczkę Amontillada, a w każdym razie — wina, którego mi pod tą nazwą dostarczono, i jestem pełen wątpliwości.

— Jak to? — zawołał — Amontillada? Beczkę? Nie wierzę! I na domiar w środku karnawału!

— Jestem pełen wątpliwości — odrzekłem — a byłem tyle głupi, że opłaciłem całą wartość Amontillada bez porozumienia się z tobą. Nie mogłem cię znaleźć, a bałem się, że stracę tymczasem sposobność.

— Amontillado!

— Jestem pełen wątpliwości.

— Amontillado!

— I chcę je wyjaśnić.

— Amontillado!

— Ponieważ jesteś do kogoś zaproszony, więc poszukam Luchesiego. Posiada on doskonały węch probierczy. Od niego się dowiem…

— Niezdolen jest Luchesi odróżnić Amontillada od kseresu.

— A mimo to są głupcy, którzy twierdzą, że zmysłom smaku tobie dorównywa.

— A więc w drogę!

— Dokąd?

— Do twoich piwnic.

— Nie, mój drogi! Nie chcę nadużywać twej dobroci. Domyślam się, że masz jakieś zaproszenie. Luchesi…

— Nie jestem nigdzie zaproszony. Dalej więc!

— Nie, mój drogi! Nie idzie mi o zaproszenie, lecz o ziąb okrutny, którego, jak zauważyłem, doznajesz. Piwnice są wilgotne nie do zniesienia, są tam całe pokosty saletry.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.