E-book
11.76
drukowana A5
57.58
Układ (nie) idealny

Bezpłatny fragment - Układ (nie) idealny


Objętość:
337 str.
ISBN:
978-83-8126-980-3
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 57.58

Opinie o „Układ (nie) idealny”

Wakacje życia, odpoczynek, piękny Paryż i najlepsza przyjaciółka obok. Czy można sobie wymarzyć jeszcze lepiej spędzony czas? Okazuje się, że tak. Przypadkowa znajomość może wpłynąć na każdą naszą sekundę, minutę, godzinę, dzień, ponieważ jest z nami w każdej chwili, w każdej myśli. Refleksje wpływają na uczucia, które wkradają się prosto do serca.

Agnieszka Nikczyńska, „Książki takie jak my”


Nadia, Wiktor i cudowny Paryż. Jedna noc i wszystko się zmienia. Czy Nadia zaakceptuje proponowany przez Wiktora układ? Uwielbiam książki takie, które mnie zaskoczą, są pełne zwrotów akcji, tajemnicy i wzajemnego przyciągania. Taki jest właśnie Układ (nie) idealny. Szczerze Wam polecam, nie będziecie się mogli oderwać od tej historii a końcówka sprawi, że koniecznie będziecie się chcieli dowiedzieć dalszych losów bohaterów.

Katarzyna Abdullah, www.girlsbookslovers.blogspot.com


Układ (nie) idealny to piękna, wzruszająca i otulająca swym niezwykłym urokiem powieść. Ta jakże cudowna, niezwykle wciągająca historia, chwyta czytelnika za serce, a w dodatku wciąga tak bardzo, że po przeczytaniu jeszcze na długo zatrzymuje go przy sobie. Polecam serdecznie!!!

Katarzyna Mak, autorka „Dwadzieścia minut do szczęścia”

Rozdział 1

— Cześć, Bianka — wchodzę do mieszkania po ciężkim tygodniu, a jeszcze cięższym dzisiejszym dniu. Pomimo tego, że był on krótki, gdyż pracowałam zaledwie do dwunastej trzydzieści, to ciągnął się niemiłosiernie. Spotkanie z moimi ostatnimi klientami kosztowało mnie wiele nerwów. Sami nie wiedzą, czego chcą, ciągle coś w projekcie kuchni zmieniają. Udają, że znają się najlepiej na wszystkim, zamiast zdać się na mnie.

W końcu to ja jestem ich architektem. Ok, można powiedzieć, co się chce, ale nie udawać, że wie się lepiej o wszystkich rozwiązaniach. Dzisiejsze spotkanie znowu nie przyniosło ostatecznych rezultatów, a ciągnęło się okropnie, gdyż czekam na długo zaplanowany wyjazd do Paryża.

To jest to, tego mi trzeba, oderwać się od codzienności. Należycie się rozerwać. Przestać myśleć o pracy, o przeszłości. Należy mi się to w końcu. Żyję tylko pracą, ale ileż tak można? Budzić się rano by wstać do pracy, kłaść się spać z myślą o niej. Nie da się tak dłużej tego ciągnąć. Chociaż z początku nie byłam zbyt chętna na tę propozycję od mojej współlokatorki, to teraz cieszę się na nią. A właśnie, a ona to gdzie się zaszyła?

Jest najbliższą mi osobą, moją najlepszą przyjaciółką. Powierniczką. Zawsze mogę na niej polegać. Jesteśmy jak siostry, które poza tym, że się przyjaźnią, to razem mieszkają. Takie więzy są silniejsze niż nawet te krwi, ona potrafią więcej przetrwać, bywają prawdziwsze niż te co tworzymy z rodziną. Rodziną mogą stać się dla nas nawet osoby zupełnie obce.

Nasze mieszkanie jest przestronne i nowoczesne. Uwielbiam je. Dominuje w nim prostota formy, bez zbędnych rupieci. Udaje się do kuchni, ale po drodze postanawiam, że zajrzę, czy Bianka jest u siebie. Jest ona managerem baru i modelką w wolej chwili. Piękna blondynka o bladej karnacji i oczach o odcieniu lazuru. Jest jedną z najpiękniejszych kobiet jakie spotkałam w życiu i chociaż ona tak siebie nie postrzega, to zaświadczyć może o tym ilość facetów, którzy nie mogą od niej oderwać wzroku.

Jej pokój różni się radykalnie od reszty naszego mieszkania, ale za to jest przytulny. Można w nim zaznać ukojenia po cięższym dniu, odpłynąć w zupełnie inny świat. Odzwierciedla kolorową osobowość Bianki. W tej przestrzeni można znaleźć wszystkie kolory tęczy, a cała jej osoba to kalejdoskop najpiękniejszych barw. Barwna na zewnątrz, piękna w środku. Nie sposób jej nie kochać. Optymistka patrząca na świat przez pryzmat różowych okularów. W każdym próbuje dostrzec dobro. Może i jest przez to trochę naiwna, ale swoim urokiem osobistym wynagradza wszystko. Mimo wszytko lepiej z nią nie zadzierać, gdy się już wkurzy potrafi nieźle skopać tyłek. A i ma cięty język, gdy wymaga tego sytuacja. Z pozoru niewinna, ale jednak warto przy niej zachować ostrożność.

W jej towarzystwie nawet najgorętsi faceci tracą grunt pod nogami. W związku lubi dominować i może to jest przyczyną, że nie może znaleźć sobie kogoś na stałe. Fakt też, że nie szuka za bardzo, może robić swoje, ale na brak chętnych nie ma co narzekać.

Trzy lata temu wzięła rozwód. Niestety związała się z dupkiem, który nie potrafił jej docenić i uganiał się za innymi. Po tym rozstaniu poczuła dopiero, że żyje. Przestała się dusić w niezdrowym związku, gdzie była zniewolona, a on robił co chciał. Twierdzi, że jej nie zranił, ale ja wiem swoje. Odbiło się to jednak na niej. Może i nie pokazała tego po sobie, ale kto ją zna wie, że od tej pory stała się ostrożna w stosunku do kontaktów z mężczyznami. Zauważam to, gdyż sama jestem po swoich doświadczeniach ostrożna i nie garnę się do związku. Nie dla mnie jest stały związek i zaufanie facetowi. Boję się tego. Każda z nas ze swojego powodu nie angażuje się, ale w sumie dobrze jest mi tak. Ona też nie narzeka na taki swój status.

Rozglądam się po wnętrzu jej pokoju. Zastaję ją siedzącą na łóżku ze słuchawkami na uszach. Kołysze się w rytm słyszanej tylko przez nią muzyki, wkroczyła w świat tylko jej znany. Często się tak zatraca. Walizki ma już prawie spakowane. Nie dostrzega, że weszłam. Podchodzę do niej i dotykam jej ramienia, przez to zrywa się gwałtownie.

— Cholera, Nadia, chcesz żebym zawału dostała? Niemiłe ci moje życie, że się tak skradasz? — pyta. — A w ogóle co ty tu już robisz, która godzina? — zadaje dużo pytań na raz.

— Nie skradam się, w tych słuchawkach nigdy nic nie słyszysz. Jest już południe. Za godzinę ruszmy na lotnisko. Gotowa do drogi?

— Pewno, że gotowa na zabawienie się — uśmiecha się przebiegle, a jej oczy zaczynają się błyszczeć z radości.

— Myślałam, że zabawiałaś się już całe przedpołudnie, gdy wysyłałaś mi te pikantne zdjęcia nagich facetów — wypominam jej.

— Ale wiesz, to nie zwykli faceci? To Francuzi — śmieje się.

— Przez ciebie musiałam w końcu wyłączyć komórkę. Miałam spotkanie z tymi moimi uroczymi klientami i zamiast być poważna i profesjonalna, co chwilę mi się wymykał chichot, myślałam, że cię zamorduje — robię groźną minę.

— Dalej się z nimi użerasz? Nieźle zachodzą ci za skórę. Chciałam ci porostu pokazać co nas czeka w Paryżu i umilić ci czas — tłumaczy się niewinnie.

— Nawet mi o nich nie mów, mam ich dosyć. A czas mi umiliłaś i to aż za bardzo — grożę jej palcem, uśmiechając się na wspomnienie wyczynów Bianki.

— Dobra, idę robić kawę, a ty się szykuj.

— Wezmę szybką kąpiel, przebieram się i ruszamy upolować jakiś gorących Paryżan. — Dobry humor mi dopisuje i ruszam się szykować.

Jednak ten wyjazd jest nam niezbędny. Kto wie, może załapiemy się na jakiś przygodny seks, a to też jest nam jak najbardziej potrzebne. Ech, kiedy ostatnio z kimś się przespałam? Zaczynam już powoli zapominać, kiedy to było. Jakieś dobre cztery miesiące temu. Może więcej. Pomimo mojej niechęci do mężczyzn, tyle czasu bez orgazmu to zdecydowanie za długo. Nic dziwnego, że nikt nie może już ze mną wytrzymać. Koniecznie potrzebne mi dobre bzykanko.

Zapamiętać: priorytet na weekend — dać się dobrze przelecieć atrakcyjnemu Francuzowi. Zasmakować seksu po francusku i dobrze się zabawić, a później wrócić i mieć co wspominać. Bianka z pewnością się w tej kwestii ze mną zgodzi. Musimy zdeprawować kilku mężczyzn.

Idę do końca korytarza w stronę łazienki. Otwieram drzwi i rozglądam się po wnętrzu. Jak w większości mieszkania tak i tu dominuje brak przepychu. Całość wyłożona jest jasną ceramiką, do tego ciemne drewno i wolno stojąca wanna, w której pragnę zażyć upragnionej rozkoszy z kąpieli.

Napuszczam wody, ściągam moje ubranie i wrzucam je do kosza na brudy. Mój wzrok spoczywa na chwilę w lustrze, widzę w nim swoje nagie odbicie. Mym oczom ukazuje się piękna kobieta o smukłej sylwetce. Opalonej karnacji, długich i ciemnych prawie do pasa włosach. Pełnych ustach i oczach ciemnych jak noc, w których nie można dostrzec dawnej iskry. Wydaje się, że coś tam w głębi zgasło. Może to wina mych dramatycznych przeżyć, których pamiątkę mam w postaci kilku brzydkich blizn na lewym boku. Blizn, przez które już zawsze będę naznaczona i nieufna.

Postanawiam sobie, że odzyskam mimo swych lęków dawną siebie. Przeszłość nie zepsuje mi tego weekendu. Zabawię się i zrelaksuje. Nie mogę w kółko zadręczać się czymś, co było kilka lat temu. Mam już prawie trzydziestkę na karku, pora zacząć nowy etap w życiu. Od dziś nie będę już tą samą zranioną Nadią Parocką, będę za to szaloną Nadią.

Wchodzę do wanny. Upajam się ciepłem wody, relaksuję. Chociaż mam mało czasu, to postanawiam się szybko wydepilować. Opłukuję się prysznicem i wychodzę. Osuszam swe ciało miękkim ręcznikiem, nakładam balsam, poprawiam makijaż i rozczesuję włosy. Zastawiam je swobodnie rozpuszczone. Zakładam szlafrok i ruszam do swojego pokoju.

To jest moja oaza. Kremowe ściany, białe duże łóżko po środku jeden z nich, zasłane czarną pościelą. Szkoda tylko, że w tym łóżku bywam taka samotna.

Gdyby, ktoś się spytał, czym wyróżniam się z pośród tłumu, byłaby to samotność. To ona mnie piętnuje, ale to ja z nią nie walczę. Nie zawsze jest siła stoczyć taką bitwę, ale czy można w kółko uciekać? Gdzie to mnie zaprowadzi? Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale jedno wiem, czuję wręcz, że ucieczka nie jest dobrym rozwiązaniem.

Wracając do mojej sypialni, na jednej ścianie obok łóżka stoi biała toaletka z owalnym lustrem w ciężkiej ramie. Na przeciwległej ścianie mam okno balkonowe, gdzie uciekam w chwilach słabości, aby pobyć sama ze sobą. I na koniec moja ulubiona część — garderoba. Usadowiona na całej długości jednej ze ścian, oczywiście jest w białych kolorach. Wypełniona po brzegi ubraniami. Najczęściej są to stroje eleganckie, ale nie brak mi też ubrań w mniej poważnym wydaniu. Jedną część szafy zajmują buty. Moja największa słabość, gdy wybieram się na zakupy to nie sposób mi się oprzeć i nie kupić jakiejś pary szpilek.

Sięgam po mój ulubiony zestaw ubrań. Czarna ołówkowa spódnica, biała koszulowa bluzka bez rękawów, zasuwana na zamek z dość pokaźnym dekoltem. Wyciągam jeszcze żakiet z rękawem trzy czwarte, ale na razie go nie zakładam. Później może się przyda, ale póki co mamy zbyt duży upał. W końcu jest koniec czerwca i pogoda nam dopisuje. Całość założyłam na zestaw koronkowej białej bielizny. Całokształt uzupełniają czarne szpilki w szpic na dziesięciu centymetrowym obcasie, które zakładam na stopy. Fakt, że w nich mam jakieś 185 cm wzrostu, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Dzięki temu czuję się, może to zabrzmieć lekko egoistycznie, ale ponad innymi i pewna siebie. Chociaż to tylko pozory, ale któż ich nie lubi stwarzać.

Reszta ubrań i butów na wyjazd spoczywa w dużej, czarnej walizce, która stoi koło drzwi. Sięgam po nią, lecz przypominam sobie, że nie ubrałam swoich szczęśliwych kolczyków, które wręcz uwielbiam. Idę do szkatułki, która stoi na toaletce, wyciągam je. Są to wkrętki ze złota z małym czerwonym kamieniem po środku. Dostałam je od Bianki po trudnym dla mnie okresie mojego życia, na początek nowego rozdziału, którego tak naprawdę jeszcze na dobre nie zaczęłam. Postanawiam je założyć, może przyniosą mi szczęście. Nie jestem gotowa na poważny związek, ale na dobrą zabawę oczywiście, że tak.

Wychodzę z pokoju, w którym pozostawiam jak zawsze idealny porządek. Jestem typem pedantki i u siebie zawsze staram się mieć wszystko na swoim miejscu.

Bianka czeka już na mnie w salonie z kawą. W salonie, w którym prócz dużej turkusowej kanapy, białego stolika i telewizora na ścianie nie ma nic. Biorę swój napój od niej i upijam kilka łyków. Preferuję czarną, bez cukru.

— Nadia, taksówka zaraz będzie. Jestem już gotowa, ale ty mi nie mów, że serio zamierzasz jechać w ubraniach, które nadają się raczej do pracy z nadętymi osobami, a nie na wyjazd. Mamy się zabawić, zapomniałaś? — mówi spoglądając z niesmakiem na mój zestaw odzieży.

— Przestań się stale czepiać moich wyborów modowych, to jest mój styl i nic na to nie poradzę. Nie martw się, wzięłam i coś bardziej stosownego. Wręcz wyzywającego. Czekam tylko na zmianę otoczenia, wtedy i ja też się zmienię — uśmiecham się przebiegle na myśl o moim postanowieniu i sukience, którą mam przyszykowaną na nasze wielkie wyjście w miasto.

— Mam nadzieję, bo inaczej sama ci coś wybiorę. Wiesz, że ten weekend jest dla nas, mamy się tam odprężyć.

— Wiem o tym dobrze. Zabawimy się — odpowiadam wesoło.

Bianka ma na sobie krótką, obcisłą, czarną mini, z dołem przyozdobionym frędzlami, luźną bluzkę o kolorze pudrowego różu z szyfonu z głębokim dekoltem. Do tego pod kolor szpilki w szpic. Rozpuszczone włosy, mocny makijaż. Wygląda zjawiskowo.

— Skoro jesteśmy gotowe i odpowiednio nastawione, to bierzmy walizki i schodźmy na dół. Taksówka na pewno już na nas czeka — mówi rzeczowo Bianka.

Mieszkamy w Warszawie w dzielnicy Mokotów, w pięknej po renowacji kamienicy. Zjeżdżamy na dół windą i wychodzimy przed budynek. Słońce mocno grzeje. Oglądam się za siebie. Budynek jest okazały o pięknej fasadzie, przez co przyciąga wzrok niejednego przechodnia. Zajmujemy mieszkanie na trzecim piętrze. Z dużym balkonem wychodzącym z mojego pokoju.

Zaczynam czuć lekki dreszczyk emocji. Moja nowa otwarta postawa na szybką przelotną znajomość napędza mnie optymizmem, a zarazem odczuwam wewnętrzny spokój. Tak jakby podjęcie działań mogło mi przynieść chwilowe ukojenie. Naprawdę trzeba w końcu wrzucić na luz. Ostatnio jestem zbyt spięta. To co zdarzyło się kiedyś, nie jest powiedziane, że się powtórzy, zwłaszcza przy przelotnej znajomości. A póki co tylko takie mnie interesują.

W tym momencie podjeżdża taksówka i odrywa mnie od ponurych myśli, które zaczynają do mnie napływać. Od dziś pełny optymizm.

Wsiadamy obie na tylne siedzenie samochodu. Nie pogrążam się w rozmowie z Bianką. Często miewam chwilę, gdy zamykam się na otoczenie, zwłaszcza w miejscach publicznych. Wyjątek stanowi moja praca, gdzie muszę działać, aby coś osiągnąć. Kierowca rusza w stronę lotniska Okręcie. Wyglądam przez szybę i wyłączam myślenie, nastawiam się na odbiór bodźców z mijanego krajobrazu. Fakt, w większości są to tylko samochody i budynki, ale i tak uspokaja mnie to w pewnym sensie.

Nawet nie zauważam, kiedy podjeżdżamy pod budynek lotniska.

— Bianka, ileż ty ubrań wzięłaś? — pytam, widząc jak kierowca wyciąga jej dwie walizki, których wcześniej nie zauważyłam.

— Tylko same najpotrzebniejsze rzeczy. Kto wie, co się wydarzy — odzywa się do mnie z zadziornym uśmiechem.

— Po tobie można się spodziewać, że zgorszysz jakiegoś Francuza i pozostawisz go z marzeniami o sobie.

— A tam, gadasz. Co ja poradzę, że faceci tak łatwo mi ulegają. Mają po prostu pecha, że trafiają na mnie, ale zawsze zostawiam ich z porządną dawką wrażeń. — Figlarny uśmiech na jej twarzy mówi mi, jakich to wrażeń może im dostarczyć.

— Małostkowa wariatka — przewracam oczami. Ona nigdy nie patyczkuje się z płcią przeciwną. — Dobra, dupo moja kochana, my tu sobie gadu gadu, a samolot to raczej na nas nie będzie czekał. Ruszmy się do sali odpraw.

— Masz rację, chodźmy, chcę sprawdzić w końcu, o co tyle szumu z tymi Paryżanami. — Bianka jak zawsze przechodzi do sedna sprawy.

Nie będę ukrywać, że sama nabieram coraz to większej ochoty na jakiegoś przystojnego Francuza.

Ruszamy do wejścia na lotnisko ze swoimi bagażami. Widać, że zbliżają się wakacje, gdyż lotnisko jest w dużej mierze zapełnione. Udajemy się do punktu odpraw. Sprawdzają nasze dokumenty. Gdy wszystkie formalności są już załatwione, spokojnie czekamy.

Wywołują nasz lot i idziemy na pokład samolotu, który ma nas dostarczyć w miejsce, gdzie przeżyjemy przygodę. Wyłączam swój smartphone. Rozsiadam się wygodnie i w końcu całkowicie odprężam. Ten weekend będzie należeć do mnie i oczywiście mojej ukochanej przyjaciółki, Bianki. Z tą myślą odpływam w lekką drzemkę.

Rozdział 2

Bianka wybudziła mnie ze resztek mojego snu. W sumie szkoda, gdyż zaczął mi się śnić wysoki brunet, ale niestety marzenia senne zostały przerwane.

Po około dwóch godzinach i dwudziestu pięciu minutach dolatujemy do paryskiego lotniska Paryż-Roissy-Charles de Gaulle. Jest ono położone dwadzieścia pięć kilometrów od centrum miasta. Z góry Paryż wygląda niesamowicie. W oddali widać wieżę Eiffla, która wyróżnia się spośród innych zabudowań.

Pora wracać do rzeczywistości. Niekiedy te powroty bywają trudne zwłaszcza po koszmarach sennych. Po pozytywnych snach łatwiej się odnaleźć zwłaszcza, gdy czeka perspektywa ziszczenia choćby części z nich. Wiadomo, nie będę już aż tak bardzo wybredna jak zamiast bruneta spotkam jakiegoś blondyna. Byle nie był dupkiem i chętny na małe co nieco w łóżku. Kolor włosów będzie wtedy mało istotny.

Przygotujemy się do lądowania. Zapinam więc pasy, zachodzimy coraz niżej. Piękny Paryż przybliża się do nas. Aż trudno mi uwierzyć, że dopiero pierwszy raz jestem w tym mieście. Mam nadzieję, że ta podróż mnie nie zawiedzie i będę się bawić wyśmienicie. Bianka już o to z pewnością zadba. Moja towarzyszka podróży ma już przygotowany plan. Z nią nie ma czasu na nudę. Jedynie sama muszę zadbać o jeden aspekt — z kim spędzę noc, z poduszką czy gorącym facetem.

Lądujemy i wychodzimy do budynku lotniska. Odbieramy bagaże. Przed budynkiem łapiemy taksówkę, która zawozi nas do hotelu Four Seasons Hotel George V Paris, który znajduje się 36 km od miejsca naszego przylotu.

Jedziemy pogrążone w rozmowie o tym, co mamy zamiar robić, gdy już dotrzemy na miejsce. Na pierwszym naszym miejscu jest, oczywiście po formalnościach związanych z meldunkiem, odpicowanie się. Bianka opisuje, co zamierza na siebie włożyć, ja natomiast nie chcę zdradzić jej, w co się wieczorem ubiorę.

— Nadia, tylko błagam cię, abym się nie musiała za ciebie wstydzić. Zero garsonek. Rozumiesz? — piorunuje mnie wzrokiem. Boi się chyba, że na wyjazd wzięłam same oficjalne stroje, ale nie ma co jej winić, gdyż często tak się ubieram.

— Niech się twoja śliczna rozczochrana główka o to nie martwi. Zaskoczę cię — uśmiecham się chytrze. Nie mogę się już doczekać jej miny, gdy mnie zobaczy w stroju na wieczorny wypad.

— Ej, wcale nie mam rozczochranych włosów, prawda? — Oburzona zaczyna przygładzać swoją fryzurę. Jak zwykle przewrażliwiona na punkcie włosów. Przynajmniej temat mojej garderoby poszedł w odstawkę.

— Słońce, wiesz, że wyglądasz idealnie, tylko żartowałam — uspokajam ją.

— Wiesz, że robisz się ostatnio zrzędliwa i masz dosyć niemiłe docinki?

— Ej, wypraszam sobie, nie zrzędzę — robię urażoną minę.

— Jak nie? Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłaś w pełni wyluzowana. Wrzuć na luz, kobieto — patrzy na mnie wzrokiem mówiącym: przede mną się nic nie ukryje. Dobrze jest mieć przyjaciółkę, ale nie raz zna cię aż zanadto.

— Masz rację. Już postanowiłam, że ten weekend będzie inny. Będziemy się na pewno świetnie bawić. Zero zmartwień — obiecuję jej. Obie się uśmiechamy. — Odstawimy się i będziemy wyglądać nienagannie. Tak, że nikt nie od nas wzroku nie oderwie.

— To jest dobra myśl — promienieje Bianka.

Kończymy temat naszego wyglądu. Lepiej z nią nie zadzierać w tych kwestiach. Jak każda modelka ma chyba obsesję na punkcie swojego imagu. Facet, który ją komplementuje ma naprawdę przechlapane. Jedno złe słowa i awantura gotowa.

Po czterdziestu minutach jazdy dojeżdżamy do naszego pięknego hotelu. Wynajęłyśmy pokój dwuosobowy, który mieści się na trzecim piętrze. Hotel ten jest bardzo luksusowy, wybudowany w 1928 roku, ma już ładną historię na swoim koncie.

Wysiadamy z taksówki i wchodzimy do środku naszego punktu orientacyjnego przygody w Paryżu. Hotel słynie z niesamowitej kolekcji dzieł sztuki, które potrafią nacieszyć oczy wielu turystów. Idziemy do recepcji i potwierdzamy rezerwację. Później jesteśmy prowadzone do naszego pokoju.

Jest on zjawiskowy, zachowany w klasycznym stylu. Oddający wspaniały klimat Francji. Zakochać się można w tej przestrzeni.

Obie szybko się odświeżamy i lekko zapoznajemy z naszym hotelowym minibarkiem. Zaczynamy naszą przygodę. Następnie idziemy się ubrać w coś do klubu. Stawiam na elegancką seksowność.

Gdy zobaczyłam tydzień temu na wystawie sklepowej tę sukienkę, wiedziałam od razu, że ona musi być moja. Postanawiam założyć ją na czerwone stringi, a stanik sobie daruję, gdyż sukienka ma go już wszytego. Nie ubieram rajstop i tak jest na to za gorąco.

Zakładam moją zdobycz. Jest to czarna obcisła mini. Wydawać by się mogło klasyka, ależ jest to bardzo mylne dla człowieka. Wystarczy spojrzeć na jej tył. Posiada tam rozcięcie w kształcie litery V, od samych ramion do pasa. Dodatkowo jej ramiona są wysadzone uroczymi kryształkami, które pod światło pięknie się mienią. Z przodu ma nieduży dekolt. Wiadomo, tyłem nadrabia.

Do całości zakładam czerwone, lakierowane szpilki w szpic. Może i jest gorąco, ale wiadomo, trzeba się poświęcić. Buty te są klasyczne, ale jakże wydłużają nogi. W sumie za bardzo tego nie potrzebuję, ale wiadomo, od przybytku głowa nie boli.

Na ramię zakładam duża kopertówkę. Również koloru czerwonego. Wyposażam ją w niezbędne artykuły, w tym na wszelki wypadek prezerwatywy. Kto wie, co się trafi, a jak jest wiadome lepiej przypadkowi nic nie pozostawiać. Tabletek nie biorę. W przypadku mojej ilości seksu — nieopłacalne. A bez zabezpieczenia to się już nie bawię. Człowiek uczy się na błędach. Raz już popełniłam duży, za który zapłaciłam wysoką cenę.

Czas przegonić te myśli, które zaczynają kiełkować w mej głowie. Jestem twardą kobietą, nie pozwolę się już nigdy więcej skrzywdzić.

Wracając do ubioru, myślę, że całość ładnie uzupełni długi złoty naszyjnik z dużą zawieszką, w kształcie owalu z rubinowym oczkiem. Do tego pozostają kolczyki, które mam na sobie od wyjścia z domu.

Uważam, że jestem gotowa. Włosy pozostawiam rozpuszczone. Gdy będzie chłodno będę musiała się grzać alkoholem, bo na wierzch nic nie zakładam. Grzechem by było zakryć te gołe plecy, nawet większość włosów przerzucam na jeden bok i daję do przodu.

Czas iść zobaczyć, co u Bianki. Siedzi u siebie na łóżku. Jej pokój to lustrzane odbicie mojego. Elegancja w każdej postaci. Obraca głowę w moja stronę. Widać w jej oczach niedowierzanie, ale i wielki uśmiech pojawia się na jej twarzy.

— Nadia, ale żeś się odjebała. Rewelacyjnie wyglądasz — podchodzi do mnie, żeby mi się lepiej przyjrzeć i ściska mnie. Myślała na pewno, że ubiorę jakaś spódnicę do kolan i białą bluzkę, ale ja też potrafię czasem wszystkich zaskoczyć.

— Dzięki, kochana, ty też bosko wyglądasz. A twoje cycki w tej sukience, aż się proszą, aby je przelecieć. Masz szczęście, że nie jestem lesbijką bo bym się jeszcze na ciebie tu i teraz rzuciła — udaję, że chcę się na nią rzucić. Bianka robi zręczny unik. Śmiejemy się.

A wygląda faktycznie bosko. Ubrała się w zwiewną, dżinsową sukienkę przewiązywaną paskiem w pasie. Z dekoltem bardzo, ale to bardzo głębokim. W końcu ma co pokazać, to niech pokazuje. Ma małą czarną kopertówkę na złotym grubym łańcuchu. Do tego czarne szpilki bez palców. — Nikt ci się oprze.

— Wiem, żaden facet nie przejdzie obojętnie koło mnie.

— Przecież nigdy nie przechodzą. Spójrzmy prawdzie w oczy, nikogo nie masz bo wszystkich spławiasz, a nie dlatego, że się im nie podobasz. Faceci mają przy tobie przechlapane — szturcham ją lekko w ramię

— Aż taka zołzą dla nich nie jestem. Nie moja wina, że ideałów nie ma — robi urażoną minę, ale jej oczy dalej się śmieją.

— Oj jesteś i to bardzo. Dużo męskich serc ranisz. Wiem coś o tym, zwłaszcza, gdy muszę spławiać twoich adoratorów. Dziś pewno znowu kogoś rozkochasz w sobie, a później porzucisz.

— Ty też spotkasz dziś kogoś na pewno. W końcu każda z nas ma ten wyjazd wspominać bardzo dobrze, a Paryż też ma o nas nie zapomnieć.

— Ok, też wyrwę kogoś, zdemoralizuję, lekko wykorzystam, a później porzucę. Na to się piszę. Chyba obie mamy w planach przygodę na jedną noc — puszczam oczko do niej. — Tylko błagam, nie swataj mnie jak zawsze, sama sobie jakoś poradzę.

— W moich planach na tę noc są przynajmniej dwie takie przygody — chichocze Bianka, która, znając ją, zrobi to, co mówi.

— Szalona jesteś — odpowiadam ubawiona.

— I za to mnie kochasz — oznajmia mi.

— Nie wiem jak ty, ale ja to bym się już zbierała. Na twoje plany potrzeba trochę czasu. Będę mniej ambitna, wystarczy mi jeden Francuz. A teraz chodźmy do restauracji coś zjeść i uzupełnić zapas energii — biorę ją pod ramię i schodzimy w dobrych nastrojach do restauracji hotelowej. Wychodzę z naszego cudownego lokum z myślą, że dziś w nocy wrócę tu już nie sama.

Restauracja jest urocza. Masywne fotele, piękne wiszące żyrandole. Paryż budzi we mnie romantyzm. Kelner prowadzi nas do stolika. Bianka, która zna lepiej Francuzki, prosi o kartę win i menu. Rozsiadamy się wygodnie i czekamy aż kelner wróci z naszymi kartami.

— Nadia, mam nadzieję dziś nie wyzgonować. Najpierw drink, teraz wino, a później, co proponujesz? — Chytrze się uśmiecha. Dobrze wie, na co się zdecydujemy. Nasze preferencje są takie same.

— Wódka — odpowiadam chyba zbyt głośno, gdyż kilkoro gości obraca się w naszą stronę. Usiłujemy przybrać na twarzy wyraz skruchy za ten hałas, ale zaczynamy się śmiać. Humor ewidentnie zaczyna nam dopisywać. Wraca kelner z naszymi kartami.

— Gentilles dames environ est votre carte. Vous êtes sur le point de passer en revue dans l’ordre.

— Merci — odpowiada Bianka. Posyła mu uśmiech, czym go lekko peszy.

— Jakie wino wybieramy? — pytam się jej.

— Jak najtańsze — odpowiada Bianka. — Widzisz te ceny? Masakra, jak można takie drogie wino pić? Nadia, co proponujesz?

— Coś, co ładnie brzmi. Wiesz, że nie znam się na winach. Może być jakieś wytrawne. A reszta to mi obojętne. Może Domaine de Tholomies Syrah Grenche.

— Ok, pasuje mi jak najbardziej. — Obie jesteśmy zgodne.

— A co bierzemy do jedzenia? Ja chyba wezmę Tartare de saumon Au basilic et aux artichauts. To jakaś tarta, a uwielbiam ją w każdej postaci. A ty co bierzesz?

— Soupe a l’Oignon Gratine — mówi Bianka. — Dla mnie sama zupa w zupełności wystarczy.

— To już mamy ustalone, nasza obsługa już idzie. Zamów ty. Mój francuski by go wystraszył.

Kelner przyjmuje zamówienie i odchodzi. Jest najwyraźniej trochę onieśmielony. Bianka każdego potrafi wpędzić w zakłopotanie.

— Bianka, przestań się znęcać nad tym biedakiem, facet języka zapomina, a ja tu głodna czekam — droczę się z nią. — W sumie to on jest całkiem niezły. A tyłek to ma niczego sobie — podłapuję wzrok Bianki, która patrzy na mnie jakby mnie pierwszy raz na oczy widziała.

— Nie do wiary, moja mała Nadia staje się kobietą i potrafi w końcu dostrzec fajnego faceta — ironizuje, ale obdarza mnie ciepłym uśmiechem.

— Nie przesadzaj. Niezłych mężczyzn zawsze potrafię zauważyć. Ostatnio po prostu ciężko z czasem u mnie — bronie się, chociaż i tak wiem, że przy niej to na nic, za dużo ostatnio okazji przepuściłam i to celowo.

— Raczej brak chęci. Od dziś skoro już nabrałaś ochoty, to ja już cię poprowadzę ku ścieżce rozpusty. — Ona to potrafi zachęcić człowieka do działania.

— Jak dobrze, że cię mam. Dawno już bym w zakonie wylądowała — śmieje się, ale po części wiem, że to prawda. Bez niej siedziałabym w całkowitej izolacji od społeczeństwa. Byłabym wrakiem człowieka. Dobrze, że mnie pozbierała do kupy i nakierowuje ciągle na stacje zwaną życiem. Bez niej po tym co mi się przydarzyło, życie nie miało by sensu. Dopilnowała żebym się nie poddała.

— Od tego jestem, kochana. Koniec tych sentymentów. Nie zapominajmy, po co przyjechałyśmy. Musimy ustalić strategię. Jedziemy do jednego klubu upijamy się i tam szukamy swych ofiar, czy wałęsamy się po kilku i upijamy stopniowo? — Jak zawsze musi mieć wszystko zaplanowane.

— Jak dla mnie długie chodzenie nigdy dobrze się nie kończy. Chyba, że już nic się w pierwszym klubie nie przytrafi, to ewentualnie wtedy do innych. Poza tym na nogach mam chyba jedne ze swoich najwyższych szpilek i nie wiem, ile moje nogi w nich pociągną — narzekam trochę, chociaż wiem, że nie okaże mi współczucia, gdyż sama ma niewiele niższą szpilkę.

— To mamy ustalone. Po kolacji idziemy do Queen Club. Czytałam przed wyjazdem, że ma dosyć dobre recenzje. Może się nie zawiedziemy.

Ta noc będzie nasza. O, idzie kelner z naszym zamówieniem. Bianka zaczyna pożerać go wzrokiem. Ten spoglądając na nasz stolik dostrzega to i prawie się potyka.

— Oj, biedactwo, coś mu chyba obcowanie z Polkami nie służy. — Obie zaczynamy się na niego gapić. Najwyraźniej lubimy się znęcać nad facetami. Francuz będąc bliżej naszego stolika robi się coraz bardziej czerwony na twarzy.

— Vin de dames pour vous. Je vais prendre le reste de la commande. — Odchodzi, tym razem się nie potykając.

— Akcent francuski jest cudowny. Marzy mi się, że podczas seksu będzie do mnie szeptał jakiś Francuz czułe słówka w tym języku. Na samą myśl o tym chyba dostanę orgazmu. — Widać po niej, że w jej głowie zaczynają układać się fantazje.

— Bianka, opanuj się jesteśmy w restauracji. Chociaż przyznaję, że taka perspektywa bywa pociągająca.

Chichoczemy jak jakieś nastolatki. Paryż nas odmładza. Przenosi w świat beztroskiej młodości, którą sama osobiście miałam zmarnowaną.

Zwracamy uwagę na siebie. Inni goście zaczynają nas chyba obgadywać, ale cóż, w wyborowym towarzystwie przecież nie da się drętwo siedzieć. Wraca nasz ulubiony kelner, który już się trochę opanował. Głowę trzyma podniesioną do góry, a na twarzy pozostał już tylko lekki rumieniec, który nadaje mu chłopięcego uroku. Blond włosy lekko przydługawe, ma fajnie rozczochrane na głowie, rumieniec uwydatnia jego niebieskie oczy. Zaczynam się zastanawiać, co on tu robi, powinien podbijać świat modelingu. Niestety nieśmiałość chyba przeważa tu szale.

— A propos de ce repas pour les dames. Je profiter de vos repas.

— Merci — odpowiadamy.

— Ależ to jedzenie wygląda i pachnie apetycznie. Jedzmy w końcu, bo czas nas nagli. Dziś mam duży apatyt do poskromienia — mówi Bianka i bierze się do konsumpcji swojej zapiekanej zupy.

U niej ten ogromny apetyt to nie tylko posiłek. Staje się coraz bardziej napalona i mi też zaczyna się to udzielać. Ten wyjazd to był świetny pomysł. Moja tarta okazuje się pieszczotą dla zmysłów smaku.

Jeszcze tylko w ten sposób dopieścić me ciało, a z pewnością trafię do raju. Francuzki jedzenie jest wyborne, Francuzi niczego sobie. Czego można chcieć więcej? A wino doskonale podkreśla smak potrawy.

— Kochana, wypijmy za nas, za nasze szczęście — mówię do mojej przyjaciółki.

— Za szczęście — wtóruje mi.

— Czuję, że ono nam dziś dopisze. Coś na pewno w naszym życiu się zmieni. — Pełna pozytywnych myśli uśmiecham się.

— Bycie tu, w tym mieście, samo niesie za sobą zmiany. To, że tu jesteśmy to duży krok. Nadia, wiem, że ciężko ruszyć na przód, ale jest to możliwe. Jesteśmy tu i jest to już pozytywną zmianą. A jak już się porządnie zabawisz uwierzysz, że życie toczy się dalej — odrzeka i chwyta mnie za rękę w geście zapewnienia. — Zacznij się cieszyć z małych rzeczy na radość z tych dużych przyjdzie czas.

Ściskam ją ze wzruszenia. Kocham tę kobietę. Zawsze wie, co powiedzieć i chce dla mnie jak najlepiej. Potrafi dbać bardziej o me dobro niż o swoje.

— Koniec tych wzruszeń. Płacimy i łapiemy taksi do klubu. Cztery kilometry pieszo to nie dla mnie.

Rozdział 3

Zapłaciłyśmy rachunek. Dosyć duży, ale w końcu raz się żyje, a poza tym stać nas na to.

Po wyjściu przed restaurację przespacerowałyśmy się trochę, podziwiając Paryż. Piękna barwa nocnego miasta, w połączeniu z lekkością atmosfery, ma działanie odprężające. Nastawia na pozytywne bodźce. Postanawiamy w końcu, gdy nadarza się okazja złapać taksówkę.

Gdy zatrzymuje się wsiadamy na tylne siedzenie. Bianka mówi kierowcy, gdzie chcemy jechać. Siadam blisko szyby i wyglądam przez nią. Napawam się Paryżem, ten niesamowity ruch, wszystko w pięknej otoczce górującej nad miastem wieży Eiffla. Miasto jakby uwikłane w poczuciu tajemniczości z nutą jakieś dziwnej siły, magii. Zewsząd blask. Po paru godzinach przebywania we Francji zakochałam się w tym miejscu. Jest tu zupełnie inaczej niż w Warszawie. Koniecznie trzeba je lepiej poznać. Może akurat trafię na jakiegoś Francuza, który mnie po nim oprowadzi?

— Nous sommes sur place. Amusez belles dames — mówi kierowca taksówki.

— Merci. Bonne nuit — odpowiada mu Bianka. — Laska, ruszamy na podbój płci przeciwnej. Niech nas zapamiętają i dowiedzą się, co to znaczy zadrzeć z Polkami — dodaje i bierze mnie pod ramię. Ruszamy w stronę wejścia do klubu.

Na szczęście przed klubem nie jest tłoczno. Chwilę czekamy i bramkarz po przeskanowaniu naszego wyglądu, wpuszcza nas ochoczo. Przekraczamy próg klubu, z którego dobiega głośna muzyka. Nogi same rwą się do tańca. Prowadzę nas w stronę baru.

— Nie wiem jak ty, ale ja muszę najpierw dobrze się napić — mówię głośno do Bianki.

— Ja zdecydowanie też — odpowiada.

Zajmujemy stołki przy barze i czekamy na obsługę. Barman ma sporą kolejkę więc chwilę może to potrwać.

— Bianka, zamów wódkę. Na wstępie zacznijmy od konkretów.

— Ok, nie ma sprawy — odpowiada. — Tłoczno tu trochę, ale muzyka świetna. Klimat niesamowity. Wypijmy kilka kolejek i idziemy poszaleć na parkiecie.

— Jasne. Szybkie trzy i zabawa. W końcu po to tu jesteśmy. Zobaczymy jak tutejsi mężczyźni się bawią.

Podchodzi barman i Bianka składa zamówienie. Mina barmana podczas przyjmowania go — bezcenna. Musi być nieźle zdziwiony, że takie z pozoru niewinności preferują mocne trunki.

Rozglądam się po wnętrzu klubu. Jest tu niesamowicie. Duża przestrzeń, świetna gra świateł, a do tego ta muzyka. Trafiłyśmy naprawdę dobrze.

— To na zdrowie — wypijamy szybko. Alkohol rozgrzewa me wnętrze.

Uśmiechy na naszych twarzach są szerokie i tanecznym krokiem wbijamy się na parkiet. Odrzucam włosy na bok, po czym zaczynam powolnymi ruchami balansować biodrami i nogami w takt piosenki. Daję się ponieść melodii. Zerkam na moją przyjaciółkę ona również odpłynęła w świat tańca.

Uwielbiam tańczyć. Nawet nie wiedziałam, że aż tak mi brakowało tej swobody ruchu. Przymykam oczy i czuję, że jestem ja, muzyka i parkiet. Ruchy moje stają się bardziej odważne i wyzywające, ale co mi tam. Jestem tutaj zupełnie obca, nikt mnie nie zna, pozostaje tajemnica dla innych. Czas na zabawę.

Przestaje odróżniać kawałki. Łącze się z muzyką. Tańczę już chwilę, ale nie odczuwam zmęczenia. Jest mi dobrze. W końcu jestem całkiem wyluzowana. Wyczuwam czyjeś ręce na swojej tali. Lekko otwieram oczy i z zadowoleniem stwierdzam, że Bianka też ma towarzystwo, które jest naprawdę niczego sobie. Widzę, że oddaje się w ręce swojego tancerza.

Zerkam przez ramię i zauważam, że mi też w udziale przypadł smaczny kąsek. Uśmiecham się lekko do niego. Odwzajemnia ten gest i przybliża się ochoczo do mnie. Tańczymy razem w rytm dźwięków.

Muszę przyznać, że tańczy niczego sobie. Obraca mnie w swoją stronę, tak, że stoimy twarzą w twarz. Jego ręce wędrują po moim ciele. Odnajduje nieosłoniętą część mojej skóry na plecach. Głaszczę mnie tam, nieprzestająca się ruszać w takt muzyki. Oplatam go za szyję. Jest przystojny. Może nie w jakiś powalający sposób, ale miło na niego popatrzeć. Jasnobrązowe włosy, ścięte bardzo krótko. Brązowe oczy, nad którymi górują okazała brwi, z których jedna ma dosyć dużą bliznę. Pociągła twarz pozbawiona zarostu. Jest mojego wzrostu, gdy oczywiście jestem w szpilkach.

Zerkam niżej. Ma na sobie dżinsy, lekko poszarpane w niektórych miejscach, a jego klatkę zakrywa dopasowany jasny t-shirt. Ciało dosyć muskularne, ale chyba bardziej od pracy niż ćwiczeń, gdyż w jednym miejscu są mięśnie, a w pozostałych ich nie ma.

Jego dotyk staje się śmielszy. Zaczyna zachodzić niżej pasa. Szepcze w moją stronę jakieś słowa po francusku, których nie rozumiem. Bez wątpliwości rodowity Francuz, gdyż ma bardzo silny akcent. Uśmiecham się do niego w miły sposób. Mimo tego, że jest przystojny, nie chcę go uwodzić. Nie czuję do niego żadnego pociągu. Tańczy się miło, ale w łóżku z nim nie chciałabym się znaleźć.

Spoglądałam na Biankę. Bawi się w najlepsze, uwodzi. Ona chyba jednak znalazła kandydata do łóżka na dzisiejszą noc.

Pora się uwolnić od mojego towarzysza, póki jeszcze nie zawędrował za daleko. W zręczny sposób uwalniam się z jego objęć. Usiłuję wydukać przepraszam po francusku. Dobrze, że chociaż tyle umiem powiedzieć.

Koniecznie muszę się jeszcze napić. Przeciskam się z powrotem w stronę baru. Przy barze zrobiło się mniej tłoczno, zajmuję miejsce i zamawiam wódkę. Muszę chwilę odsapnąć. Niedługo znów wrócę na parkiet, może tym razem znajdę kogoś z kim się lepiej zabawię. A jak nie, to trudno. I tak jest dobrze. Ważne, że poszaleje przy tej dobrej muzyce.

Po chwili zamawiam kolejne dwie kolejki. Nagle wyczuwam na sobie czyjś wzrok, ale nie odwracam się. Nie chce mi się pławić kolejnego faceta.

— Natalia? — Ktoś wolała za moimi plecami i dotyka lekko mego ramienia.

Odwracam się chce powiedzieć, że to pomyłka, ale ujrzawszy go tracę mowę. Zasycha mi w gardle. Mrugam oczami, może od nadmiaru alkoholu zaczynam mieć omamy, ale nie to chyba jednak prawda. Przede mną stoi najprzystojniejszy facet na świecie. Mam uderzenia gorąca i czuję, że zaraz będę czerwona na twarzy. Jeszcze nigdy tak gorącego faceta jak on nie widziałam.

Włosy czarne średniej długości, lekko opadające na czoło, pozostawione w nieładzie na jego jakże pięknej głowie. Niebieskie oczy otulone kaskadą długich rzęs. Pełne usta, które aż proszą — pocałuj mnie. Lekki zarost nadający mu groźnego wyrazu i męskości. Wszystko na pięknej lekko owalnej twarzy. Wygląda na jakieś trzydzieści pięć lata.

Wysoki i dobrze zbudowany. Wszystko zapakowane w ciemne spodnie od garnituru, bez kantu, za to świetnie skrojone. Z pewnością szyte na miarę. Tors w opakowaniu jasnej koszuli włożonej w spodnie, z podwiniętymi rękawami, rozpiętej lekko pod szyją. Przylega do jego ciała jak druga skóra, przez co można podziwiać jego mięśnie.

Patrzy na mnie z przeszywającym spojrzeniem, od którego zaczynam się podniecać. Cholera muszę się opanować, bo jeszcze zacznę się wiercić na stołku.

W jego spojrzeniu można się zatracić. Patrząc w te oczy, spoglądasz jakby gdzieś w dal. Dostrzegam w nich rozczarowanie, co nie jest dziwne, w końcu nie ujrzał tej co chciał.

Z pewnością jest z kimś umówiony, a to niestety nie jestem ja. A szkoda, i to duża. Odkasłuję i wybąkuję:

— Nie jestem Natalia. — Jestem w stanie udzielać tylko prostych odpowiedzi. Dlaczego nie mogłam powiedzieć czegoś bardziej wymownego? Przez to wszystko zaczynają mi płonąć policzki, ale robi się ze mnie niedorajda. Teraz to już na pewno nie poświęci mi nawet chwili. Nie wiem, co się ze mną dzieje.

— Zdążyłem to już zauważyć — mówi do mnie tak pięknym głosem, głębokim z lekka chrypką. Niestety te słowa były wypowiedziane w sposób bardzo obojętny.

— Przykro mi, że cię rozczarowałam — odcinam się z kąśliwością w głosie. Nie musi ze mnie robić kretynki. W tym zakresie to sama radzę sobie doskonale.

— A kto powiedział, że jestem rozczarowany? Powiedzmy, że raczej mile zaskoczony — posyła mi lekki uśmiech, który nie dociera jednak do jego oczów. Głos nie zdradza niczego.

— Jakoś tego nie zauważyłam. Przecież nie jestem osobą, na którą czekasz — mówię to chociaż w duchu chciałabym być właśnie nią.

— Na nikogo nie czekam. Wziąłem cię za moją dawną znajomą. A co Polka robi sama w takim miejscu? Szczerze ciężko tu spotkać Polaka ostatnim czasy, poza miejscami przepełnionymi turystami — zagaduje do mnie, co mnie cieszy. Raduje mnie też fakt, że z nikim się nie umówił. Ukrywam radosny uśmieszek, który chce wyjść na moją twarz. Pora wziąć się trochę za siebie.

— Pewnie to samo, co ty. Próbuje się zabawić i odprężyć — odpowiadam wyniośle.

— Takie miejsce dla samotnej kobiety to chyba nie najlepszy pomysł. — W jego głosie słychać oskarżycielską nutkę.

— Nie jestem tu sama, tylko z przyjaciółką. Teraz postanowiłam się napić i odpocząć, a poza tym jestem, jakbyś nie zauważył, już dosyć dużą dziewczynką i potrafię się sama o siebie zatroszczyć — odpowiadam zjadliwie, nie będzie mi mówił co jest dla mnie dobre. Zaczyna mnie denerwować swoim poczuciem wyższości. Co on sobie myśli, że mam piętnaście lat i nie mam swojego rozumu? Myli się.

— Jakoś twojej koleżanki tu nie widać, więc jesteś sama. A piękna kobieta pozostawiona bez towarzystwa może narazić się na niebezpieczeństwo. Pozwól, że się dosiądę i postawię ci drinka. — Zmienia ton z zimnego na lekko uwodzicielski. Teraz jego głos brzmi dopiero wspaniale. Jeszcze mu zaraz ulegnę. Boże, jak on na mnie działa. Popadam w fantazję i marzę o tym, aby mnie przeleciał tu i teraz. Zwariowałam, za dużo wypiłam jak nic.

— Za alkohol to ja już podziękuję. Zdecydowanie mam już dosyć, ale towarzystwo się przyda. Znajoma chyba przepadła na dobre na parkiecie, a ja nadal potrzebuję lekkiego odpoczynku. — Co ja pierdzielę — odpoczynek? Potrzebuję seksu. Cholera, chyba nie powiedziałam tego na głos, bo właśnie patrzy na mnie, jakby to usłyszał.

— Chętnie dotrzymam ci towarzystwa — mówi to bardzo wymownie, po czym lekko unosi jedną brew. — Jestem Wiktor, a ty, piękna, jak masz na imię? Wydaje się, że od tego powinniśmy zacząć naszą rozmowę — dodaje i wyciąga do mnie rękę.

— Nadia — odrzekam, po czym podaję mu swoją spoconą dłoń. Ujmuje ją i gdy nasze palce stykają się ze sobą przechodzi mnie dreszcz. Co za cudowne, elektryzujące uczucie. Nasze ciała w jakiś sposób reagują na siebie. Zerkam na niego, ale jego wzrok spoczywa na naszych rękach. Ma lekko zdziwiony wyraz twarzy, ale nic więcej nie jestem w stanie wyczytać z niej. Być może też to poczuł. Niechętnie puszczam jego dłoń i tak już trochę za długo trwał nasz uścisk. Jego skórę jest miła w dotyku. Wydaje się zawiedziony tym, że nasz kontakt zakończył się. Sama pragnę go dotykać i to wszędzie. Jak facet może, aż tak bardzo działać na kobietę? Nie pojmuję tego.

— Nadia — wymawia me imię swoim cudownym głosem, przez co brzmi jakoś wyjątkowo. — Rzadko spotykane imię. Tak więc, Nadio, co cię sprowadza do Paryża, bo obstawiam, że jesteś tu raczej przelotnie? — Boże, jego głosu mogłabym słuchać godzinami. Zwłaszcza, gdy już przestał być oziębły.

— Do Paryża przyjechałyśmy w sumie na taki babski weekend. Potrzebowałyśmy oderwać się trochę od codzienności. — Moc jego głosu sprawia, że zaczynam się mu tłumaczyć.

— I akurat Paryż? Powiadasz, że tylko na weekend. — Wyczuwam nutkę rozczarowania w jego słowach. Też zaczynam żałować, że tak krótko tu zostanę. — Bardzo szybko wracacie do kraju. Musisz z pewnością ten czas dobrze wykorzystać, gdyż Paryż to piękne miasto. Jest w nim dużo do zobaczenia. Mógłbym robić za twojego przewodnika, ale na pewno już macie plany. — Czy właśnie próbował w jakiś sposób się ze mną umówić?

— A ty mieszkasz tu na stałe, że dasz radę oprowadzić mnie po mieście? — Postanawiam wykorzystać moment i dowiedzieć się czegoś o nim, gdyż jestem ciekawa wszystkiego co z nim związane.

— Mieszkam tu już siedem lat. Więc co nieco wiem, gdzie jest.

— Siedem lat to dosyć długo — mówię lekko rozczarowana. — Pewno w Polsce jesteś bardzo rzadko w takim razie.

— Jakoś mnie nie ciągnie w rodzinne strony. Tylko w interesach odwiedzam kraj. Powiedzmy, że uciekłem i nie mam po co tam wracać — intryguje mnie coraz bardziej.

— Szkoda — wymyka mi się to słowo.

— Oj szkoda, szkoda. W Polsce to jednak mamy piękności. Dobrze, że chociaż jedna z nich postanowiła odwiedzić Francję. Przynajmniej mogę trochę pocieszyć oczy — uśmiecha się szelmowsko do mnie, a ja rumienię się. Ciągle od początku tego spotkania przy nim me policzki czerwienią się. Rzadko spotykana przypadłość u mnie. — A może, Nadio, skoro już trochę odpoczęłaś, zatańczymy?

— Chętnie — odpowiadam. Jestem pozytywnie zaskoczona komplementami. Miło słyszeć takie słowa i to z ust przystojnego faceta.

Wiktor wstaje od baru i podaje mi rękę. Okazuje się, że jest ode mnie wyższy o jakieś pięć centymetrów. Znowu po dotknięciu go mam dreszcze na całym ciele. W dodatku przebiega po nim przyjemne ciepło, począwszy od palców u dłoni, aż w każdy najdalszy zakamarek mego ciała.

Zaczynamy przepychać się przez tłum. Kładzie mi dłoń na dole pleców, w miejscu, gdzie akurat kończy się wcięcie w sukni. Wyczuwam, że jego postawa trochę się napięła. Czyżbym i ja na niego w jakieś sposób działała? Prowadzi mnie w głąb parkietu, gdy znajdujemy trochę wolnej przestrzeni, zatrzymujemy się. Obraca mnie w swoją stronę, aby spojrzeć w jego cudowne oczy muszę lekko zadrzeć głowę do góry. Podoba mi się to, że mimo obcasów góruje nade mną.

Obdarza mnie czarującym uśmiechem. Odrobinę się relaksuje. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak jestem spięta. Kładzie mi ręce na tali i przyciąga do siebie. Moje piersi stykają się z jego torsem, który jest twardy i umięśniony. Działa to bardzo na moje libido. Czuję, że moje sutki stają się twardsze. Ten facet to chodzący bóg seksu. Oplatam jego szyję moimi rękami. Muzyka akurat przybrała powolne rytmy, a serce tak mocno mi bije, że chyba zaraz wyskoczy z mej piersi. Najnormalniej nie wierzę, że tańczę z takim facetem.

Tancerz jest z niego wyśmienity, porusza się z niebywałą lekkością. Szybko odnajduje moje nagie plecy. Jego palce muskają mnie tam. Zatacza kółka, gładzi, pieści. Powoduje to, iż zaraz eksploduje z emocji.

Me ręce również pragną jego dotyku. Zaczynam gładzić go po karku. Mam ochotę zanurzyć ręce w jego włosach. Poczuć ich miękkość między palcami, ale opieram się tej pokusie. To wszystko staje się zbyt intensywne jak na zwykły taniec.

Przyciąga mnie jeszcze bliżej. Tak, że nie dzieli nas już nic prócz ubrań. Czuję każdy centymetr jego ciała, które ociera się o moje. Chwilę balansujemy w tej bliskości. Zaczyna wsuwać mi nogę między uda. O żesz, to dopiero na mnie działa. Jestem złakniona dotyku. Zbyt długo moje ciało nie zaznawało przyjemności, że jego pieszczoty tak na mnie oddziałują. Czuję, że robię się mokra. Jak tak dalej pójdzie dostanę orgazmu w miejscu publicznym. Co my wyprawiamy? To dawno wykracza już poza sferę tańca. Jest to raczej taniec godowy.

Spoglądam na niego. Dostrzegam podniecenie w jego oczach oraz, o ile się nie mylę, w innym miejscu też można je wyczuć.

— Nadia, jesteś taka piękna — mówi głosem jeszcze bardziej ochrypłym. — Ta sukienka na tobie zaczyna mnie doprowadzać do szału. Co ty, kobieto, ze mną wyprawiasz? — pyta, gładząc me ciało wzdłuż kręgosłupa.

Nie jestem w stanie mu nic odpowiedzieć. Obawiam się, że głos nie wydobył by mi się z gardła. Patrzę jedynie na niego i posyłam mu najbardziej niewinny uśmiech na jaki mnie stać. Jego kąciki ust też podnoszą się w lekkim uśmiechu.

— Zaraz ci ten uśmieszek zakryje moimi ustami — wypowiada swą groźbę, po czym nachyla się lekko w stronę mych warg.

Przymykam oczy oddając się chwili. Wiem, że to czyste wariactwo tak z nieznajomym i to tak szybko, ale co mi tam. W końcu po to przyjechałam. Od dziś moje hasło przewodnie w życiu brzmi carpe diem.

Podnoszę głowę i wychodzę mu na spotkanie. Jego usta trafiają na moje, ależ ma pełne i gorące wargi. Pełne ognia namiętności. Z początku tylko lekko mnie muska, odwzajemniam to, czym zachęcam go mocniejszego pocałunku. Swoimi ustami zamyka moje. Łączymy się w jedno. Poza nim i mną w tej chwili nic się nie liczy. Jest to coś magicznego. Siła naszego przyciągania jest niebywale mocna. Próbuje wsunąć we mnie język, ochoczo mu na to pozwalam. Nie pozostaje obojętna, też zaczynam go wypełniać moim językiem. Złączone razem, prowadzą na wzór naszych ciał swój własny taniec. Oplatają się.

Oboje jesteśmy nienasyceni. Ciągle nam mało. Chwytam jego włosy, przyciągam go mocniej. Ach jakie cudowne są w dotyku. Pociągam go za nie lekko. Podoba to mu się ewidentnie, gdyż zaczyna pojękiwać. Rękami pieści me ciało, chwyta mnie za pośladki, lekko podszczypując. Też wyrywa mi się jęk rozkoszy. Tak bardzo mnie podnieca, ale wszystko to wciąż za mało. Moje ciało chce więcej. Ocieram się lekko o jego nogę. Chcę się jakoś zaspokoić. Moja kobiecość nie może już tego wytrzymać. Odrywa nieznacznie usta od moich i mówi:

— Niegrzeczna z ciebie kobieta, Nadio — uśmiecha się do mnie w sposób, który prawie zwala mnie z nóg. Wnioskuję więc, że podobało mu się to.

— Przeważnie jestem bardziej cywilizowana. — Mimo suchości w gardle udaje mi się to powiedzieć.

— Dobrze, że dziś trafiłem na tę mniej uczłowieczoną wersję ciebie.

Nie wiem, jak długo jestem już z nim na parkiecie. Piosenki już dawno przestałam rozróżniać. Utraciłam poczucie czasu. Ciągle poruszamy się w swoim niespiesznym rytmie, nie bacząc na to, co się dzieje wokół.

Zaczyna całować mnie pod uchem. Oddaję mu się. Czuję, że nogi wkrótce mnie już nie utrzymają, ale w jego ramionach jest mi wszystko obojętne.

Obsypuje pocałunkami całą moją szyję, każdy jej najmniejszy skrawek. Też pragnę go tam całować, ale przez to, że jest wyższy ode mnie nie mogę tego osiągnąć. On ma teraz nade mną przewagę. Dotykam jego ramion. Upajam się jego siłą. Musi ćwiczyć, gdyż ma piękne bicepsy. Aż dziwne, że w swoim dotyku jest tak delikatny. Moje ciało drży z podniecenia. Nogi kołyszą się pode mną.

— Wiktor — szepcę jego imię.

— Tak, piękna? — przerwa na chwilę pieszczotę mego ciała, żeby móc na mnie spojrzeć.

Oboje jesteśmy bardzo podnieceni. Jeszcze chwila, a zacznę go rozbierać.

Rozdział 4

W tym momencie ktoś szarpie mnie za ramię. Nagle przebijam się z bańki, która nas otaczała, do świata rzeczywistego. Oglądam się za siebie. Widzę Biankę z jakimś facet u swego boku. Zupełnie o niej zapomniałam.

— Ziemia do Nadii — mówi do mnie Bianka, która, gdy dostrzega mego towarzysza, robi wielkie oczy, pełne podziwu. Wiktor pozostaje opanowany. Tak, jakby to co było przed chwilą między nami, zupełnie nic nie znaczyło. Cała jestem rozdygotana, a z jego twarzy nie idzie nic odczytać. Będące tam jeszcze kilka sekund temu podniecenie gdzieś wyparowało i pozostał zerowy ślad po nim.

— Tak więc ja się zmywam. Szukałam cię, aby zapytać czy wszystko ok, ale niepotrzebnie się martwiłam. Widzimy się pewnie dopiero rano w hotelu. Baw się dobrze — wypowiada słowa z szybkością automatu i całuje mnie w policzek, po czym oddala się ze swoim towarzystwem.

— To właśnie była moja przyjaciółka — kieruję swe słowa do Wiktora.

Teraz jestem zażenowana, że dałam się tak łatwo ponieść żądzy. On za to nie poczuł nic. Kompletnie nic po nim nie widać. Chyba za dużo sobie wyobraziłam. W końcu dwoje nieznajomych, nie może się przecież aż tak napalić na siebie. Chociaż jeśli mam być ze sobą szczera, ja się napaliłam, nadal czuję to w swym wnętrzu. Czyżbym była aż taka łatwa? A może tak bardzo potrzebuję poczuć się dowartościowana, że wymyślam już sobie napalonego na mnie faceta? Wszystko wydaje się teraz możliwe.

— Zauważyłem. Wydaje się miłą osobą — odpowiada pozbawiony wszelakich emocji.

— Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie napiłabym się wody, zaschło mi w gardle. — Muszę coś wymyślić, jak wyjść z twarzą z całej tej sytuacji. Gdzie taki facet mógłby być zainteresowany przypadkowo spotkaną kobietą.

— W porządku, chodzimy w takim razie do baru, zamówię dla nas wodę. A może skusisz się jednak na coś mocniejszego? — pyta z grzeczności. Gdzie się podział ten mężczyzna, który tak namiętnie mnie całował? Teraz to jest jakieś służbista.

— Na dziś wystarczy mi już mocnych trunków. — Jeszcze tego mi trzeba, by stracić resztki kontroli i po alkoholu w geście rozpaczy, rzucić się na niego bez zastanawiania.

Prowadzi mnie w stronę baru, kładąc rękę na moich plecach. Serce w momencie mi przyspiesza. Niestety nie widzę jego reakcji, ale z pewnością nie ma żadnej. Jest za bardzo opanowany. Po prostu tak mu lepiej prowadzić mnie przez tłum.

Dochodzimy do baru, zerkam na zegarek. Nie do wiary, że spędziłam z nim przeszło godzinę na parkiecie.

Koniecznie muszę szybko usiąść. Nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa. Siadam, a Wiktor składa zamówienie u barmana.

— Często bywasz w tym klubie? — pytam go. Chcę w jakiś sposób podtrzymać rozmowę.

— Ogólnie rzadko bywam w takich miejscach. — Głos ma aż nazbyt chłodny. Co się z nim stało? Czyżbym była, aż tak mało interesująca, że sobie odpuścił? Nie rozumiem.

— Z pewnością żałujesz, że dziś tu przyszedłeś — stwierdzam to. Trzyma mnie na wyraźny dystans, wątpliwości co do tego nie mam żadnych.

— Tego nie powiedziałem — mówi nie patrząc na mnie.

— W sumie nie musiałeś. Odkąd zeszliśmy z parkietu twoje zachowanie mówi samo za siebie. — Nie sposób ukryć w mym głosie wyrzutów.

— To nie tak jak myślisz — zaczyna się bronić.

— Więc jak jest, powiedz mi? — rzucam mu wyzwanie, wolę wiedzieć na czym stoję. Może to też akt desperacji, ale nie pojmuję jego zmiany.

— Nadia, ja po prostu nigdy tak się nie zachowuję. Nie pozwalam sobie na takie rzeczy i to w miejscach publicznych.

— Tak więc o to chodzi. Wstydzisz się pocałunków ze mną. Teraz rozumiem — jestem okropnie rozczarowana.

— Niczego się nie wstydzę i niczego nie żałuję. Nigdy tak nie robię i jestem sam tym zaskoczony. Działasz na mnie w sposób niebywały, wręcz nie mogę opanować się przy tobie, a znamy się raptem kilka chwil — mówi jakby to z niedowierzaniem, które ja sama zresztą odczuwam.

— Ty też tak na mnie działasz. A uwierz, nie mam takich zwyczajów, ale czy nie można raz na jakiś czas dać się ponieść chwili? — pytam z nadzieją w głosie, pytam bo chce tego, chce zapomnieć o zahamowaniach, o wszystkim.

— Mnie nigdy nie ponosi. Nie jestem typem faceta, który chodzi do klubów i wyrywa panienki.

— A co mylisz, że ja taka jestem, że chodzę na imprezy byle się bzyknąć z kim podpadnie? — wzrasta we mnie irytacja. Za kogo on mnie ma?

— Mam nadzieję, że taka nie jesteś. Jesteś uroczą i cholernie podniecającą kobietą. Przeraża mnie to, że straciłem nad sobą kontrolę, ale przyznaję, że mi się to podobało. Ty mi się podobasz i, szczerze, resztkami sił kontroluję to, aby się do ciebie nie dobrać — zaciska dłonie w pięści. Po to ten dystans. Jednak nie jestem mu całkiem obojętna.

— To się nie kontroluj — mówię wyzywająco i przybliżam się do niego. Nie mogę mu się oprzeć. Jakby jakaś niewidzialna siła mnie ku niemu pchała, a moja wola jest słaba.

— Nadia, wiesz co robisz? Nie chcę ci niczego obiecywać. Żadne zaangażowanie mnie nie kręci. W grę wchodzi wyłącznie seks. Pociąga mnie dobra zabawa, zwłaszcza z piękną kobietą, przy której przestaję panować nad sobą — wyjaśnia mi, na czym stoję i to mi pasuje.

— Też nie bawię się w stałe związki. Więc jak najbardziej taki układ mi odpowiada. I tak za dwa dni wyjeżdżam, to nasze drogi więcej się już nie spotkają — mówiąc to, już wiem, że tego spotkania szybko nie zapomnę, a jak dojdzie między nami do czegoś więcej, to ten wyjazd długo będę wspominać.

— To jak mamy już ustalone, że nasze relacje oparte są wyłącznie na seksie, to może udamy się gdzieś indziej, gdyż inaczej przelecę cię tu i teraz. Mając gdzieś, co ktoś sobie pomyli. — Jego stanowczy ton mówi, że naprawdę o tym myśli. Bierze mnie za rękę i wstajemy od baru.

— Pomysł brzmi nieźle. Chodźmy — udaję się za nim w stronę wyjścia.

Wchodzimy na dwór. Zrobiło się trochę chłodno. Zaczynam żałować, że nie wzięłam ze sobą nic na wierzch.

— Zimno ci? — pyta Wiktor z troską, widząc jak drżę i obejmuje mnie ramieniem.

— Nie jest źle — odpowiadam i wtulam się w niego.

— Jak chcesz to możemy iść do mnie. Chyba że wolisz do waszego hotelowego apartamentu — odpowiada mi to, że liczy się z moim zdaniem.

— Chcę tam gdzie jest bliżej. Do hotelu mamy stąd jakieś cztery kilometry. A do ciebie? — Jestem ciekawa jak mieszka, a w hotelu może być Bianka.

— Jakieś pięć minut drogi pieszo. Czyli w takim razie do mnie. Powiem ci w sekrecie, że nie zdarza mi się przyprowadzać do siebie kobiet, ale dla ciebie zrobię wyjątek — Uśmiecha się i całuje mnie w czoło. Zdobywa mnie tym gestem, chociaż chyba już wcześniej to zrobił. Tym pocałunkiem przypieczętował to.

— W takim razie czuję się tym zaszczycona — szczerzę się do niego.

— Zaszczycony to ja jestem, że w ogóle chcesz ze mną tam iść. — Głos ma poważny i coś w środku mnie ściska. Taki facet i to bez stałej partnerki, wydaje się to wręcz niemożliwe. I w dodatku twierdzi, że nie sprowadza kobiet do domu. Miło jest takie coś usłyszeć.

— A tak w ogóle, co taki facet jak ty robi sam? — musiałam zapytać, autentycznie jestem tego ogromnie ciekawa, a pytanie samo pchało się na wolność.

— Też mógłbym cię o to spytać. Gdzie taka dziewczyna jak ty ma partnera? — dostrzegam w jego oczach zainteresowanie tym.

— I tu mnie rozgryzłeś. Jakby ci to powiedzieć, wolę w sumie kobiety — nie daję rady ukryć rozbawiania, które wychodzi mi na twarz.

— Jakoś w klubie utwierdziłem się w przekonaniu, że wolisz facetów — przekomarza się ze mną. — Więc czemu sama? — dopytuje się.

— Ależ jest pan dociekliwy. Powiedzmy, że na niektóre pytania, a zwłaszcza na to, nie potrafię odpowiedzieć. Ty też mi nie odpowiedziałeś, więc jesteśmy kwita.

— Porzućmy ten temat. Zaraz jak się tobą zajmę, to nie będzie czasu na rozmowy — szczypie mnie lekko w tyłek.

— Trochę się chyba zagalopowałeś. Jeszcze nie doszliśmy do ciebie.

— Prawdę powiedziawszy, jesteśmy już przed moim mieszkaniem.

Spoglądam przed siebie. Widzę piękny, wysoki apartamentowiec.

— Prowadź do swojej tajemniczej twierdzy — chwyta mnie za rękę. Portier otwiera nam drzwi.

Szczerze jestem pod wrażeniem, wszystko prezentuje się niesamowicie elegancko. Wiktor prowadzi mnie do windy. Wystukuje w niej kod i wciska dziesiąte piętro.

Staję się nerwowa. Ta mała przestrzeń z tym mężczyzną działa mocno na moje dolne części ciała. Zaczynam się niespokojnie rozglądać.

— Aż tak zniecierpliwiona? — pyta z lekkim rozbawieniem.

— Nie śmiej się ze mnie. Wiesz co, dupek jest z ciebie — pogrywam z nim i szturcham go w ramię. Nie lubię, jak ktoś się ze mnie wyśmiewa, zwłaszcza gdy denerwuje się jak jasna cholera. Chwyta mnie szybko za ręce, które wraz ze mną przytwierdza do ściany windy.

— Śliczna, nie pogrywaj sobie ze mną, bo naprawdę nie chcesz wiedzieć jaki ze mnie dupek może być. — Nim zdążyłam coś powiedzieć jego usta odnajdują moje. Tym razem nie zaczyna od delikatnych muśnięć. Jego pocałunek jest natarczywy, odwzajemniam go. Od wyjścia z klubu czekałam na ten moment. Nagle winda przystanęła i drzwi się otworzyły.

— Tak więc jesteśmy na miejscu — oznajmia Wiktor i przepuszcza mnie przodem. Jest znowu bardzo opanowany. Czy te pocałunki aż tak mało na niego działają?

Wchodzimy do eleganckiego korytarza. Wnętrze jest bardzo nowoczesne i przestronne. Wszystko w jasnych odcieniach. Począwszy od marmurowej ceramiki. Do tego jasne ściany, na których wisi kilka czarno-białych fotografii przedstawiających chyba Francję. Reszta pozbawiona jakichkolwiek ozdób. Prowadzi mnie przez białe podwójne drzwi. Wchodzimy do ogromnego salonu. Wszystko nadal pozostaje w jasnej tonacji. Ta duża przestrzeń wydaje się jakby pusta. Jedna ściana to rząd okien, zapełniający całą jej długość. Na kolejnej jest kominek, przed którym stoi czarny olbrzymi narożnik, a przed nim szklana ława w czarnej oprawie. Za nim fortepian. Jakieś trzy metry za fortepianem stoi duży, z ciemnego drewna stół, wokół którego usadowione są jasne, niebanalne w swoim kształcie krzesła. Z salonu widać zarys kuchni, która jest obecnie pogrążona w półmroku. Wychodzi z niego też korytarz, którym z pewnością można udać się do pokoi.

— Masz całe piętro dla siebie — wyrażam swym głosem zaskoczenia.

— Tak jakoś wyszło, lubię duże przestrzenie — mówi bez przekonania, obojętnym tonem. Znów to jego beznamiętne brzmienie.

— Też podobają mi się takie powierzchnie. W takich miejscach można zaszaleć z wystrojem, chociaż widzę, że tu postawiłeś na konieczny minimalizm. Ciężko dopatrzeć się w mieszkaniu twojego charakteru. Brak tu jakichkolwiek rzeczy osobistych — zaczynam mówić trochę zawodowo.

— Czyżbyś była specjalistą w tej dziedzinie? — zaciekawiłam go.

— Powiedzmy, że tak. A dokładniej zajmuję się projektowaniem i wystrojem. Uwielbiam swoją pracę. Podoba mi się to, jak trzeba wszystko dobrać do różnych ludzi — delikatnie się rozmarzam.

— Dobrze jest robić to, co się lubi. Rozgość się. Może napijesz się czegoś? — Wyczuć można w nim napięcie. Okazuje się, że jednak ma emocje, ale dobrze umie je zamaskować.

— Nie, dzięki. Nic mi nie potrzeba — siadam na kanapie narożnej przed kominkiem.

— Pozwól w takim razie, że ja naleję sobie wody. Zaraz wracam — udaje się w stronę kuchni. Rozsiadam się wygodnie i rozglądam, ale nadal nie widzę niczego co by mogło w jakiś sposób określić jego charakter. Widać jedynie, że lubi elegancję. Wszystko jest najwyższej jakości. Zrobione z precyzją.

Wiktor wraca ze szklanką wody.

— Mam nadzieję, że podoba ci się mimo wszystko wnętrze. Prawdę mówiąc sam niewiele wzniosłem w wystrój, jedynie zatwierdziłem projekt, ale w sumie lubię tu przebywać. Łatwo jest się tu wyciszyć. Powiedzmy, że jest trochę bezosobowe tak, jak ja.

— Ty bezosobowy? Jakoś trudno w to uwierzyć. Podjęłabym się stwierdzenia, że to mieszkanie jest swego rodzaju maską. Nie chcesz żeby zdradziło, jaki jesteś naprawdę.

— Może i po części masz rację. Skończmy już lepiej z architekturą i, o ile dalej masz ochotę, kontynuujmy to co zaczęliśmy w windzie.

Odkłada szklankę z wodą i przysiada się do mnie.

— Myśl o kontynuacji brzmi niezmiernie kusząco — Odpowiadam z gulą w gardle. Po czym chwytam jego szklankę z wodą i mówię: — Jednak się napiję — wypijam kilka sporych łyków. Od razu lepiej. Działa na mnie tak, że tracę głos. W ogóle cała się zatracam.

— Ależ proszę, nie krępuj się — uśmiecha się do mnie, przez co twarz ma bardziej łagodną i beztroską. — Jak już zaspokoiłaś jedno pragnienie, pozwól, że zaczniemy zaspokajać twoje drugie. Oczywiście przy okazji moje też. — Na jego twarzy pojawia się chytry uśmieszek.

Nagle podnosi mnie z niebywałą lekkością i sadza sobie na kolanach. Przez co nasze twarze są bardzo blisko siebie.

— Myślę, że tak będzie ci o wiele bardziej wygodnie. — Jego uwodzicielski głos wraz z tą bliskością podnieca mnie.

— Muszę przyznać, że masz rację. Zdecydowanie jest mi bardziej komfortowo — staram się brzmieć pewnie, ale ciężko zapanować mi nad emocjami.

— Tak więc skończyliśmy na pocałunku i od tego należałoby zacząć.

Pochyla się i całuje mnie bardzo namiętnie. Po ciele przebiegają mnie przyjemne dreszcze. Pogłębia penetracje mych ust. Nasze języki złączone razem uprawiają pewnego rodzaju gonitwę nienasyconych ludzi. Chwytam go za włosy, w końcu ostatnio w istocie rzeczy to mu się podobało. Dzięki temu czuję się pewniej. Wydaje z siebie pewnego rodzaju pomruk zadowolenia, gdy pociągam go za nie, co upewnia mnie w przekonaniu, że to lubi.

Jego ręce odnajdują moje nagie plecy. Pieszczą je w niespiesznym tempie, delikatnie głaszczą. Jedna ręką schodzi coraz to niżej, wkracza poza obszar sukienki u końca rozcięcia. Przyciąga mnie do siebie tak blisko, jak to tylko jest możliwe.

— Jesteś taka piękna — mówi ochryple prosto w me usta. Na co ja zaczynam całować go najlepiej, jak potrafię.

Jego palce zawędrowały już w okolicę mojego tyłka. Gładzi mnie tam. Drugą ręką pieści nadal odkryte ciało na plecach. Będąc na jego kolanach wyczuwam, że zaczyna twardnieć. Też jestem już na niego gotowa. Sutki mam nabrzmiałe, pragnące tylko jego dotyku. Składa pocałunek na mej szyi. Odchyla mnie lekko do tyłu, jedna ręką podtrzymując nadal me plecy. Druga znajduje się z przodu i w odpowiedzi na moją niemą prośbę zaczyna pieścić przez materiał me piersi.

Myślałam, że dotyk przyniesie im ulgę, ale stają się jeszcze bardziej twarde. Chcę więcej, coraz to więcej. Zaczynam się poruszać na jego kolanach.

— Ależ z ciebie niecierpliwa kobieta. Mam jeszcze dużo do zaoferowanie względem ciebie — szepcze mi do ucha.

Jestem zdolna tylko przytaknąć głową. Nadal mnie pieści. Coraz bardziej zaczynam kręcić się na jego kolanach. Potrzebuję spełnienia i to już.

— Wiktor… zaraz dojdę — udaje mi się wykrztusić z siebie.

— W sumie nie mam nic przeciwko temu. Za nadrzędny priorytet mam sprawienie ci przyjemności i to niejeden raz, ale proponuję przenieść się jednak do sypialni.

Stawia mnie na podłodze, po czym sam wstaje. Myślę, że poda mi dłoń, ale on bierze mnie na ręce i zaczyna całować.

— Należy jakoś umilić sobie drogę — odpowiada na mój zaskoczony wyraz twarzy. Obsypując mnie pocałunkami, niesie w stronę sypialni.

Po chwili otwiera drzwi i chce zaświecić światło, ale resztkami zdrowego rozsądku go powstrzymuję. Nie chcę, żeby ujrzał me naznaczone ciało w blasku świateł. Księżyc, który wpada przez duże okno, świeci wystarczająco jasno, tak że potrafimy zobaczyć zarysy swych ciał, co mi w zupełności wystarcza.

— W ciemności będzie lepiej — wyjaśniam, zanim zdąży zadać mi pytanie.

— Jak sobie życzysz, chociaż przyznam, że chciałbym ujrzeć twe ciało — Niesie mnie w stronę łóżka, po czym kładzie na nim. Jest ono ogromne, przykryte jedwabną narzutą, która daje przyjemne uczucie chłodu.

Wiktor ściąga moje szpilki i rzuca na podłogę. Wypełzując na mnie, pochyla się nad mymi ustami i mówi:

— Pozwól śliczna, że najpierw zaspokoimy ciebie.

Zsuwa się niżej. Jego usta znajdują się w okolicy mojego dekoltu. W jakiś sposób udaje mu się wydostać mą pierś z sukienki i zaczyna ją ssać. Nie sposób jest mi opanować lamentów rozkoszy, które wydostają się z mego gardła. Drugą bierze w swe sprawne ręce i zaczyna ją gładzić, po czym bierze się za intensywną pieszczotę. Jeszcze nikt nigdy w ten sposób nie doprowadził mnie do orgazmu, a tu jestem na skraju wytrzymałości.

Przygryza w delikatny sposób mój sutek, kolejne zawodzenie, którego nie jestem w stanie powstrzymać. Gdybym tylko mogła pod nim się poruszyć, to przyniosłoby ulgę. Próbuje wykonać jakiś ruch, ale jego ciało mi to uniemożliwia.

— Piękna, nie tak szybko — karci mnie. — Chcę, żebyś doszła w inny sposób. Chce posmakować twego spełnienia w moich ustach — mówi do mnie. Potrafi czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Moje ciało nie jest w stanie przed nim nic ukryć, ale muszę przyznać, że ma bardzo niecne plany wobec mnie.

Zaczyna całować przez materiał sukienki mój brzuch i schodzi coraz niżej. Podciąga mi ją w górę i wślizguje się między me nogi. Jego plan podoba mi się, ale tego to ja długo nie wytrzymam na pewno.

Rozchyla stringi i dotyka mych czułych zakamarków.

— Jaka gotowa. — Ewidentnie jest z siebie zadowolony.

— I to bardzo gotowa — mówię ochryple.

Ściąga mi bieliznę i zaczyna obcałowywać wewnętrzną strony mych ud. Próbuję się poruszyć, ale nadal mi to uniemożliwia.

— Jeszcze nie teraz. — Rozkazujący tryb jego głosu unieruchamia mnie w momencie.

— Teraz chcę cię posmakować. — Mówiąc to zaczyna mnie całować u wejścia do mej kobiecości. Tego już za wiele.

— Proszę — mówię do niego.

Całuje mnie delikatnie, językiem zatacza kółka, zaczynam się powoli poruszać w końcu mi na to zezwala. Wypełnia mnie językiem. Napinam się coraz bardziej. Ręce pieszczą me piersi. Wznoszę się na wyżyny orgazmu. Jest mi tak dobrze, jak chyba nigdy dotąd i w tym momencie dochodzę krzycząc jego imię. Odpływam do świata największej przyjemności. Odprężam się i opadam bezsilna na łóżko.

Rozdział 5

Wiktor pochyla się nade mną i zaczyna mnie całować.

— Poczuj jak wyśmienicie smakujesz — mówi do mnie. W pocałunku wyczuwam smak samej siebie.

W połączeniu z jego ustami mój posmak rzeczywiście nabiera na jakości.

— I co, piękna, lepiej? — pyta się mnie. Potakuję, a on uśmiecha się chytrze. — To teraz przygotuj się na ciąg dalszy rozkoszy.

Powraca do obcałowywania mych ust. Podnosi mnie w między czasie do pozycji stojącej i ściąga mą sukienkę.

— Marzyłem o tym, odkąd zaczęliśmy tańczyć. — Jestem naga przed nim. Odczuwam nikły dyskomfort. Dobrze, że nie ma światła, więc nie może ujrzeć mych blizn. Teraz muszę uważać żeby ich przypadkiem nie dotknął.

— Chciałbym cię zobaczyć w pełnym brzasku, w blasku księżyca wyglądasz jak anioł z poświatą wokół ciebie.

Podchodzę do niego też chce go rozebrać.

— Pozwól, że też ci pomogę z twoim ubraniem. — Posyłam mu bezczelny uśmieszek, którego być może nie dostrzega. Zaczynam rozpinać guziki koszuli, przez co jego ciało momentalnie się napina. Nie jest w stanie ustać spokojnie i zaczyna błądzić rękoma po mych nagich ramionach. Spoglądam mu w oczy, które zdradzają jak na niego wpływam.

Uporałam się już z zapięciem koszuli, w końcu mogę dotknąć tego cudownego nagiego torsu. Jest taki piękny. Jego ciało w każdym calu emanuje seksem. Idealnie skrojone mięśnie, a na dodatek gładki w dotyku. Moje ręce zaznajamiają się z nim. Ależ to przyjemne uczucie. Sam dotyk takiego mężczyzny dostarcza mi dużych wrażeń. Chwytam go za koszulę i ściągam ją do reszty z niego.

Sięgam do paska spodnie, ale jego dłonie zatrzymują mnie.

— Zajmę się tym, tak będzie szybciej, a powiedzmy, że zaczęło mi się odrobinę spieszyć.

Nie protestuję. Rozbiera się do końca. Nasze ciuchy lądują w nieładzie na podłodze. Siadam na skraju łóżka i czekam, aż podejdzie do mnie. Robi to bardzo wolnym krokiem, przez co we mnie narasta głód na niego. To ciało w tym świetle, wydaje się doskonałe jak rzeźba. Zaczynam żałować, że nie mogę przyjrzeć mu się lepiej, bo teraz już mam piękne widoki. Gapię się na niego wielkimi oczami. On uśmiecha się przebiegle. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak wpływa na kobiety.

Staje nade mną, unosi mnie i przenosi na środek łóżka.

— Postaram się o to, żebyś na długo Paryża nie zapomniała — mówi uwodzicielsko, po czym kładzie się delikatnie na mnie. Jakie to rewelacyjne uczucie czuć jego ciało na moim. Jest taki gorący w dotyku. Coś iskrzy między nami, przez co odczuwam dreszcze na całym ciele.

— Jesteś cudowna, taka delikatna — zmysłowo wypowiada te słowa i całuje wszystko co napotykają jego usta. Przyprawia mnie to o żywsze bicie serca. Czuję, że jestem gotowa go przyjąć. Potrzebuję go dotknąć. Moje ręce urządzają sobie zwiedzanie po jego ciałe. Chcę poznać każdy zakamarek. Dotykam go coraz to niżej. Pieszczę każdy skrawek tej cudownej skóry, a on mojej. W końcu znajduję to co chciałam — jego członek. Jest imponującej wielkości, taki twardy. Poruszam moją dłonią w górę i dół, chcę mu dać trochę przyjemności. Słyszę, że mu się to podoba, więc przyspieszam trochę.

On pieści ustami me piersi. Jest w tym taki wprawny, że zaczynam odczuwać zbliżający się orgazm. Tak bardzo pragnę go w sobie poczuć. Rękami błądzi po moim brzuchu. Zaczyna zbliżać się do blizn na moim lewym boku. Chwytam go za ręce i prowadzę w kierunku mojej kobiecości.

— Poczuj, jaka jestem dla ciebie mokra — mówię do niego. Mam nadzieję, że nie wyczuł mego napięcia. Zatacza kółeczko w miejscu wejścia do bram mych rozkoszy. Wkłada we mnie palec, co wywołuje jeszcze większe podniecenie. Wracam do pieszczot jego penisa. Chcę żeby znalazł się we mnie, więc przesuwam go w tym kierunku. Wysuwa ze mnie palec i swoim twardym dowodem męskości zaczyna się ze mną drażnić. Jestem coraz bliższa spełnienia. Kuźwa, prezerwatywa.

— Musimy się zabezpieczyć — mówię trochę speszona przerwaniem tej chwili.

Szybko odsuwa swego członka.

— Cholera, nie mów, że nie bierzesz tabletek. — Jest zdecydowanie rozczarowany.

— Nie biorę — oznajmiam. — Jakoś wiesz, zbytniej potrzeby nie mam na to — dodaje zażenowana. Nie ma co się chwalić moim ubogim życiem erotycznym.

— Powinienem mieć jakieś prezerwatywy. Poczekaj chwilę.

— Nigdzie się nie wybieram. — W tym stanie bym nie mogłam, dodaję w myślach. Wiktor schodzi z łóżka i podchodzi do stolika nocnego. Po chwili wraca z pudełkiem.

— Na szczęście znalazły się — Rozrywa opakowanie i wkłada prezerwatywę na swój członek. — Teraz już nic nam nie przerwie — kładzie się znów na mnie, jak pusto było bez jego ciężaru. Całuje me usta, a w międzyczasie wprowadza we mnie swojego wojownika. Wychodzę mu na spotkanie wyginając się. Jest taki ogromny, moja kobiecość jest wręcz tym faktem zaszokowana.

— Tak przyjemnie ciasna. Czuję cię cała wokół siebie — dyszy mi do ucha.

Uśmiecham się w duchu, dobrze jest słyszeć to, że taka mu się podobam. Wypełnia mnie całą. Zrobiłam się jeszcze bardziej wilgotna. Zaciskam się wokół niego, aby czuł mnie jeszcze wyraźniej. Zaczyna się we mnie poruszać. Wyczuwam jego nienasyconą żądzę. Szybko odnajdujemy wspólny rytm, tak jakby nasze ciała rozpoznawały się instynktownie.

— Tak mi dobrze. — Coraz bardziej się w nim zatracam.

Penetruje me wnętrze bardzo dokładnie. Wciska się w najdalsze zakamarki. Poruszamy się w szybszym tempie i w tym momencie przepadam. Orgazm wstrząsa mym ciałem. Przepływa przeze mnie kilkoma mocnymi falami. Wykrzykuję jego imię. Czuję się spełniona.

Wiktor porusza się nadal. Wyczuwam, że też jest już na skraju wytrzymałości. Jego ciało ogarniają spazmy dreszczu, po czym dochodzi również mnie nawołując.

Opada na mnie wykończony swą rozkoszą. Całuje mnie w czoło i patrzy w moją twarz.

— Wszystko w porządku? — pyta z troską. Jakie to miłe uczucie, że przejmuje się mym stanem.

Przełykam głośno ślinę i odpowiadam:

— Jak najbardziej tak.

Muska mnie palcami po twarzy. Taki czuły gest, tak jakbyśmy nie byli sobie zupełnie obcy. Nikt nigdy tak mnie nie dotykał, jest to bardzo miła odmiana. Wysuwa się ze mnie, przez co wyrwa się z mych ust zawodzenie. Tak było dobrze z nim w środku. Ściąga prezerwatywę, wiąże ją i kładzie na podłodze.

Patrzy na mnie swoimi inteligentnymi oczami, które mnie prześwietlają na wylot.

— Nie martw się, jak będziesz chciała to jeszcze to powtórzymy, ale teraz odpocznij, musisz być wykończona. — Jego troska w głosie, ściska mnie głęboko w sercu. Jakie to czułe z jego strony martwić się o mnie. Jestem mu obca, ale dobrze że nie chce mnie spławić, bo bym i tak nie dałam rady wstać.

— Szczerze, to jestem wykończona. Praca, lot, impreza, a teraz niesamowity seks potrafią jednak jak na jeden dzień bardzo zmęczyć człowieka — uśmiecham się leniwie.

— Mam nadal na ciebie ochotę, ale odpocznij. Na dziś masz już dużo wrażeń. Jeszcze mamy jutrzejszy dzień.

— Obiecałam Biance, że rano spotkamy się w hotelu. Potem mamy iść na zakupy. Nie chcę jej zawieść — odpowiadam, chociaż wiem, że chętnie te plany zamieniłabym na całodniowy maraton seksualny.

— Rozumiem — mówi z rozczarowaniem w głosie. — Może chociaż lunch zjemy razem?

— Zobaczę, co da się zrobić. Jak pogadam z Bianką, to wtedy dam znać, jakie mam plany.

— Później dam ci numer, to się zdzwonimy. — Ma już zdecydowanie lepszy humor.

— Jestem dostępna tylko pod mailem. — Czemu mój telefon nie chce tutaj działać, to ja nie wiem. W kwestiach technicznych jestem zawsze niezorganizowana.

— Może być i droga elektroniczna. A teraz nie potrzebujesz czegoś? Może jesteś głodna albo pić ci się chce? — Widać, że jest trochę nerwowy, ale przez to okazuje się, że jest uroczy.

— Naprawdę nic mi nie potrzeba. Tylko odpoczynek — uśmiecham się. Pomimo zmęczenia jestem w wyśmienitym humorze.

— Wskakuj w takim razie pod kołdrę.

— Już się robi. — Jego rozkazującemu tonowi nie idzie się oprzeć. Odchyla dla mnie pościel i kładzie się koło mnie. Miło, że postanawia zostać ze mną w łóżku.

— Może chcesz się ubrać? — pyta, gdyż sam już zdążył założyć międzyczasie bokserki. — Wolę cię nagą, ale nie wiem, jak sypiasz zazwyczaj. — To jest nawet miłe, taka jego ciekawość mną. Wkrótce się rozejdziemy, a on jednak chce się czegoś dowiedzieć.

— Podaj mi samą bieliznę, czegoś innego nie mam siły włożyć i tak, a zazwyczaj sypiam w podkoszulku — spełnia moją prośbę. Ubieram się i opadam z powrotem na przytulne łóżko.

— Piękna, nie męczę cię już dłużej, chociaż muszę przyznać, że mam na to ochotę, śpij słodko. — Składa delikatny pocałunek na mych ustach, po czym kładzie się za mną i mnie obejmuje. Co ciekawe wyczuwam, że nadal jest twardy.

— Rzeczywiście nadal ci mało — mówię wesoło do niego.

— Ty po prostu tak na mnie wpływasz, a teraz śpijmy, bo inaczej pomimo twojego zmęczenia mogę cię jeszcze raz przelecieć, a skrajnie wykończyć cię nie chcę. Jeszcze byś mi zemdlała.

— Jak będziesz mnie reanimował, to może zaryzykuję — odpowiadam na pół śpiąco.

— Mimo wszystko nie chcę ryzykować, więc lepiej mnie, Nadio, nie kuś. — Mocniej się wtula w mnie. — Śpij, piękności — odsuwa me włosy i całuje mnie w kark.

— Dobranoc, Wiktorze. — Ledwo kończę mówić i zapadam w sen.

Rozdział 6

Gorąco mnie wybudza z krainy Morfeusza. Wiktor śpi mocnym snem obok mnie. Więc to jednak mi się nie przyśniło. To wszystko zdarzyło się naprawdę, ale nie mogę zostać tu dłużej. Muszę się wymknąć zanim się obudzi. Wychodzę po ciuchu z łóżka, spoglądając po raz ostatni na jego sylwetkę w ciemności. Śpi w większości odkryty. Wydaje się teraz taki spokojny. Chciałabym móc zostać, ale to by było za dużo obudzić się razem w łóżku. Tego nie miałam w planach. Moje plany nie obejmowały nawet spania razem. To wykracza poza granice nieangażowania się.

Podnoszę z ziemi sukienkę i buty, po czym wychodzę z nimi na korytarz. Ubieram się szybko, nie mogę go obudzić, bo inaczej na pewno nie wyjdę stąd. Idę po torebkę i w chwili słabości wyciągam kartkę, zapisując na niej mój adres mailowy. Dopisuję też krótki liścik:


Przepraszam, że uciekłam, ale tak będzie lepiej. Nadia


Kładę kartkę na stoliku kawowym obok kanapy, może ją znajdzie, a może nie, tutaj zdam się na los. Do sypialni nie wrócę już, gdyż z pewnością drugi raz nie wyszłabym z niej. Idę w stronę windy. Spoglądam na to wnętrze po raz ostatni. W duchu żegnam się z nim i z Wiktorem. Wiem, że nie ujrzę go już. Chciałam przeżyć przygodę to mam ją. Niestety przygody mają to do siebie, że się szybko kończą.

W windzie wybieram przycisk parteru. Ogarnia mnie nagle smutek. Skończyło się coś, co naprawdę się jeszcze nie zaczęło, a jest mi przykro. Chciałabym, żeby ta beztroska przy Wiktorze trwała zdecydowanie dłużej. Nie chcę wracać do rzeczywistości, która wcale nie jest zbyt kolorowa.

Może teraz, gdy przełamałam swe zahamowania, bardziej otworzę się na świat. Może przestane ukrywać się w cieniu przeszłości i zacznę spoglądać na przyszłość. Przecież coś dobrego musiała przyszykować dla mnie, coś na pewno tam jest, tylko wystarczy otworzyć swe oczy i spojrzeć, przestać omijać wszystko i dać sobie szansę na szczęście.

Winda zatrzymuje się, wysiadam i idę prosto do wyjścia. Nie oglądam się za siebie. Wiem, że mnie nie zatrzyma, bo śpi, ale jakaś cząstka mnie pragnie by za mną wybiegł. Za dużo sobie znów wyobrażam. Portier otwiera drzwi, coś do mnie mówi po francusku, ale nie zwracam na to uwagi. Idę dalej, muszę zatrzymać taksówkę. Gdy jakaś się przystaje, podaję kierowcy adres. Jedziemy do hotelu. Niezdolna jestem do myślenia, bo ono przyprawia mnie o smutek. Obserwuję tylko mieniący się krajobraz za szybą, ale go nie pochłaniam.

Dojeżdżamy na miejsce. Płacę i idę do hotelu. Wszystko robię jak w jakimś transie. Chociaż nie wiem, co tak na mnie wpłynęło. Chcę tylko wejść do łóżka, zaszyć się w pościeli i zasnąć, aby nie myśleć, by przestać analizować. Sama podjęłam taką decyzję, to mam za swoje. Wjeżdżam windą na nasze piętro. Otwieram drzwi apartamentu. Nie słyszę nigdzie Bianki, śpi albo jeszcze nie wróciła. Idę do siebie, szybko ściągam buty i w ubraniu kładę się do łóżka. Wyzbywam się natłoku wszelakich myśli krążącego po mej głowie. Na szczęście jestem zbyt zmęczona, by dalej obmyślać różne scenariusze. Szybko zasypiam.


Obudził mnie jakiś dźwięk, patrzę na zegarek na komórce, szósta godzina. Krótko spałam. Okazuje się, że powodem mojej pobudki był mail. Wiadomość jest od jakiegoś obcego adresu. Pewno jakiś spam albo Wiktor się obudził? Serce zaczyna mi szybciej bić. To nie może być on, nie znalazł pewnie jeszcze mojej kartki. Adres wskazuje jednak na coś zupełnie innego. Ręce zaczynają mi drżeć. Obawiam się co tam jest napisane. Musi być na mnie zły. Nie pożegnałam się tylko uciekłam jak jakaś gówniara. Jak teraz o tym myślę jest mi cholernie głupio.

Biorę głęboki wdech, zbieram się na odwagę i odczytuję wiadomość.


Data: sobota, 28 czerwiec 2014, 06:03

Od: Wiktor Wokan

Temat: Ucieczka.

Do: Nadia Parocka


Panno uciekinierko,

jestem wkurzony oraz zarazem zawiedziony, że nie zastałem Cię przy sobie, jak się obudziłem.


Nie lubię, gdy kobieta zostawia mnie samego w łóżku bez słowa pożegnania. Wyszłaś tak nagle, musiałem naprawdę mocno spać, że Cię nie słyszałam, co mi się bardzo rzadko zdarza. Mogłaś mnie obudzić to bym Cię odwiózł chociaż do hotelu. Nie wiem co Ci strzeliło do głowy, samej po nocach się wałęsać. Teraz dodatkowo martwię się czy dotarłaś tam cało. Paryż w nocy bywa niebezpieczny.


Nie wiem, czemu opuściłaś mnie w nocy, ale odezwij się jak tylko to przeczytasz.


Miałem co do Ciebie niecne plany na poranek. Zaznajomię Cię z nimi, żebyś wiedziała co tracisz. Po pierwsze myślałem o wspólnym prysznicu, później seks, śniadanie i zwiedzanie Paryża lub przedpołudnie spędzone w łóżku.


Wiem, że mogę wydać się nachalny, ale ostatnie opcje nadal aktualne. A jak tym nie jesteś zainteresowana, to możesz w jakiś inny sposób wynagrodź mi swoją okropną ucieczkę?


Brutalnie porzucony,

Wiktor Wokan.


Muszę przyznać, że takiej wiadomości to ja się nie spodziewałam. Raczej myślałam, że powie mi, że niepotrzebnie zostawiłam adres mailowy, bo i tak mnie nie chce widzieć. Jestem przyjemnie zaskoczona. Biorę się szybko za odpowiedź.


Data: sobota, 28 czerwiec 2014, 06:14

Od: Nadia Porocka

Temat: Porzucony.

Do: Wiktor Wokan


Witam porzuconego, niedającego się innym wyspać napalonego złośnika,

o tak wczesnej porze dnia dla Twojej informacji to ja sypiam. Nie myślałam, że z Ciebie to taki ranny ptaszek. Ze mnie z pewnością nie jest.


Tak, dotarłam cało do hotelu, już Twoja główka nie musi się o to martwić. Nie pomyślałam, że moje znikniecie Cię zaniepokoi. Przepraszam. Nie chciałam Cię budzić, tak spokojnie spałeś. Musiałam wyjść. Oboje na samym początku ustaliliśmy, że nie chcemy żadnych komplikacji, z racji czego raczej budzenie się przy sobie nie powinno mieć miejsca. Z tego samego powodu uważam, że nie powinniśmy już się więcej spotkać.


Sam jasno sprawę postawiłeś o co Ci chodzi. Jutro rano wyjeżdżam. Nie widzę sensu w spotkaniu. Przyznaje, że Twoje plany na poranek były obiecujące, ale oboje wiemy, że to nie dla nas.


Myślę, że najlepiej będziesz jak każde z nas zacznie dziś dzień osobno i się nie zobaczymy.


Cieszę się, że Cię spotkałam. Dzięki Tobie miło będę wspominać ten wyjazd.


Żegnająca się,

Nadia Parocka


Ale ze mnie kretynka, zostawić takiego napalonego faceta samego w łóżku, a teraz jeszcze go spławić. Jednak mam jeszcze trochę rozsądku w sobie. Musiałam tak zrobić. Kolejne spotkanie nie wchodzi w grę. Chciałam jednorazowego seksu — dostałam go. Na więcej niż porządny orgazm nie mogę liczyć. Więc lepiej się nie ujrzeć. Z pewnością Wiktor do takich samych wniosków dojdzie.

Jutro wracam do Warszawy to i tak bym go już więcej nie zobaczyła, a po kolejnym spotkaniu jeszcze trudniej było by mi wrócić do codzienności. Facet taki jak on przewraca świat kobiety do góry nogami. Już mam o czym myśleć. Wiem, że ciężko będzie mi teraz znaleźć kogoś kto w taki sposób jak on czci ciało kobiece. Myślącego podczas seksu o partnerce, a nie tylko o własnych żądzach. Kogoś kto w taki sposób doprowadza na szczyt. Nigdy dotąd nie miałam tak intensywnych orgazmów. W jaki więc sposób mam o nim zapomnieć? Dobre pytanie.

Jednak nadal uważam, że dobrze zrobiłam wychodząc bez pożegnania i nie godząc się na spotkanie. Gdybyśmy się spotkali, to ciężko było by mi się pozbierać. Już teraz nie jest łatwo. Chciałabym zasnąć i chociaż na chwilę wyłączyć go z mych myśli. Nie będzie to łatwe, mail od Wiktora mnie rozbudził i na dodatek pobudził bardzo.

Właśnie pojawiła się odpowiedź od niego. Lepiej było by ją usunąć, ale jestem zbyt ciekawa, co ma mi jeszcze do powiedzenia.


Data: sobota, 28 czerwiec 2014, 06:21

Od: Wiktor Wokan

Temat: Śpiąca królewna.

Do: Nadia Parocka


Niemający w niczym racji śpiochu,

przepraszam, że Cię obudziłem, ale gdy Cię nie zastałem u mnie w mieszkaniu zacząłem się martwić, więc myślę, że mój czyn jest jak najbardziej usprawiedliwiony.


Często zaczynam tak wcześnie dzień, ale dziś to brak Ciebie mnie zbudził.


Nadal nie zmieniłem zdania, wiem, czego chcę, ale uważam, że spotkanie w niczym nie zaszkodzi. Sama mówisz, że jutro wyjeżdżasz. Najprawdopodobniej więcej się nie zobaczymy, tak więc nic się nie skomplikuje. Jedyne co może się stać to to, że będziesz mieć jeszcze lepsze wspomnienia. Bądźmy realistami, kolejne spotkanie nie stworzy miedzy nami związku. Jedynie oboje możemy się dobrze bawić. Twój wyjazd przemawia tylko na naszą korzyść. Rozejdziemy się, każde w swoim kierunku. Skoro żadna z poprzednich opcji Cię nie przekonuje, to proponuje zjeść razem kolację. Taką bez zobowiązań. Co Ty na to?


Mający nadzieję,

Wiktor Wokan.


Wiktor jednak nie lubi dać łatwo za wygraną. Coraz bardziej kusi mnie perspektywa zobaczenia z nim. Przecież po części ma rację, i tak wyjadę, więc co mam do stracenia. Mam tylko nadzieję, że Bianka nie będzie mieć mi za złe, że chce ją samą na wieczór zostawić. Jest wyrozumiała, jakoś to będzie.


Data: sobota, 28 czerwiec 2014, 06:30

Od: Nadia Porocka

Temat: Rozbudzona.

Do: Wiktor Wokan


Narzucający swe racje uparciuchu,

pragnę Cię poinformować, że liczyłam jeszcze na kilka godzin snu, ale okazuje się, że to niemożliwe, gdyż rozbudziłeś mnie już do końca. Przez Ciebie muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie. Bianka pewnie jeszcze będzie długo spać. Jest jeszcze większym śpiochem niż ja.


W sumie masz rację, jutro wyjeżdżam więc kolejne spotkanie nic nie zmieni. Kolacja brzmi nieźle. Chociaż mam małe obiekcje co do tego, ale potrafisz być przekonujący.


W takim razie przejdźmy do konkretów. Gdzie się spotykamy i o której? Muszę jeszcze pogadać z Bianką, ale myślę, że da sobie radę jakoś sama.


Rozbudzona i wytracona z rytmu dnia,

Nadia Parocka.


W końcu raz się żyje. Po powrocie obowiązkowo muszę popracować nad silną wolą, ale teraz dam jej wolne.

Zanim odpisze, wezmę szybki prysznic i przebiorę się z mojej sukienki na coś luźniejszego. Idę do łazienki. Luksus mieć ją połączoną z pokojem. Jest ona cudowna. Ciemne barwy przełamane żółtymi dodatkami. Wchodzę do kabiny prysznicowej, która z pewnością pomieściła by z trzy osoby. Jest usadowiona na całej długości jeden ze ścian. Włączam wodę, a ona zaczyna spływać na mnie strumieniami. Relaksuje się. Wszystkie emocje odkładam na bok. Czuję się lepiej. Myję moje długie włosy. Cała się oczyszczam i utwierdzam w przekonaniu, że zrobiłam dobrze godząc się na spotkanie z Wiktorem. Miła kolacja w dobrym towarzystwie pod koniec pobytu we Francji wyjdzie mi na pewno na dobre.

Wychodzę spod prysznica i wycieram ciało. Owijam się w ręcznik. Odpuszczam sobie suszenie włosów, które wycieram i pozostawiam do samoistnego wyschnięcia. Wchodzę do pokoju i wyciągam z walizki krótkie dżinsowe spodenki i do tego białą bokserkę. Dzień zapowiada się ciepły, a na kilka godzin chodzenia z Bianką po sklepach potrzeba mi czegoś wygodnego. Jeszcze lekki makijaż i jestem gotowa. Nie będę się wysilać. Kreska eyeliner i tusz do rzęs. Na coś bardziej wyszukanego nie czuję się na siłach.

Mając chwilę czasu, wyciągam laptopa. Wezmę się za dokończenie projektu kuchni dla młodego małżeństwa, które ciągle chce coś zmieniać. Chętnie zakończyłabym już to zlecenie. Sprawdzę jeszcze komórkę, czy Wiktor nie odpisał. Jak się okazuje, czeka na mnie następująca wiadomość:


Data: sobota, 28 czerwiec 2014, 06:36

Od: Wiktor Wokan

Temat: Ciągle wypominająca.

Do: Nadia Porocka


Rozbudzona, rozdrażniona i niewyspana księżniczko,

ileż czasu będziesz mi tę poranną pobudkę wypominać? Jak już mówiłem, to tylko i wyłącznie z troski.


Co do zajęcia mógłbym Ci jakieś znaleźć. Moje pomysły uwierz, są nie wyczerpane. Dobrze, że w końcu przyznałaś mi rację. W końcu ja zawsze ją mam. Przyjadę po Ciebie do hotelu o osiemnastej i zjemy gdzieś na mieście, a gdzie to zobaczysz na miejscu. Tylko podaj mi adres.


Zawsze pełen pomysłów,

Wiktor Wokan.


Data: sobota, 28 czerwiec 2014, 06:47

Od: Nadia Porocka

Temat: Zadufany w sobie.

Do: Wiktor Wokan


Chodząca skarbnico niewyczerpanych pokładów ciekawych idei,

dla Twojej informacji zajęcie już mam. Pracuję nad pewnym projektem, lecz szczegółami nie będę Cię zanudzać.


Wiesz, zaczynasz robić się arogancki. To, że raz Ci przyznałam rację nie oznacza, że zawsze ją masz.


Godzina jak najbardziej mi pasuje, a to mój adres hotel Four Seasons Hotel George V Paris, 31 Avenue George V.


Bardzo zajęta,

Nadia Parocka.


Okazuje się, że dupek z niego. Raz mu rację przyznać, a ten chciałby mieć ją we wszystkim. Zapamiętać, facet ma wysokie mniemanie o sobie. Lepiej więcej nie podbudowywać jego i tak już dużego ego.

Biorę się do pracy. Jeszcze pewnie mam z dwie godziny zanim Bianka się obudzi. Później pojedziemy pewnie na jakieś śniadanie, a teraz pora kończyć to zlecenie. Chwilę później znowu dostaje maila. Widać, że jemu chyba się nudzi albo nie rozumie co to znaczy, że ktoś pracuje.


Data: sobota, 28 czerwiec 2014, 06:53

Od: Wiktor Wokan

Temat: Pracoholizm.

Do: Nadia Porocka


Poranna pracoholiczko,

nie wiem czy pamiętasz, że jesteś w Paryżu w celach wypoczynkowych, a na urlopie NIE PRACUJE SIĘ. Rzeczywiście musisz mieć za dużo wolnego czasu. Nadal będę obstawał przy tym, że należy znaleźć Ci rozrywkę. Najwyraźniej nie umiesz odpoczywać. Ciesz się Paryżem. Nawet o poranku jest co tu robić.


Zawsze arogancki to ja nie jestem, raczej powiedzmy, że znam siebie.


Pewny siebie,

Wiktor Wokan.


Data: sobota, 28 czerwiec 2014, 06:56

Od: Nadia Parocka

Temat: Nieodpowiedni czas.

Do: Wiktor Wokan


Zadufany w sobie ekspercie od wypoczynku,

dla Twojej informacji umiem odpoczywać, tylko ta pora bardziej sprzyja jakoś pracy niż relaksowi.


Rozrywkę umiem sama sobie znaleźć, gdy tylko chcę. A teraz jej jednak nie potrzebuję.


W ogóle to pracuję, więc możesz mi nie przeszkadzać? Przez Ciebie nie mogę się skupić.


Rozproszona,

Nadia Parocka.


Ten facet za bardzo rozprasza me myśli. Przed oczami staje mi jego obraz. Przystojna twarz i to ciało. Chodząca doskonałość. On może mieć przecież każdą kobietę. Cieszę się, że jednak we wczorajszy wieczór zdecydował się na mnie. Jego usta, które tak intensywnie mnie pieściły. Dłonie duże, a zarazem tak delikatne i wprawne. Na myśl o tych pieszczotach, które mi sprawiał, czuję jak jest mi gorąco. Działa na mnie zniewalająco, przy nim tracę kontrolę nad sobą. Staję się bardziej dzika. Nigdy nie zachowywałam się tak, jak wczoraj na imprezie. Ciekawe, co mi na to Bianka powie.

Już się nie mogę doczekać, aż jej opowiem o tym. Dziwne, że myśląc o nim, staję radośniejsza. W sumie ma coś w sobie i to dużo tego czegoś, przez co może doprowadzić kobietę do takiego stanu.

Z pewnością nie skończę tego projektu, ale cóż, poddanie się wspomnieniom bywa przyjemniejsze niż praca.

O, kolejna wiadomość. Wątpiłam w sumie, że jeszcze odpisze. Myślałam, że przyjął do informacji to, iż pracuję.


Data: sobota, 28 czerwiec 2014, 07:03

Od: Wiktor Wokan

Temat: Zdekoncentrowana.

Do: Nadia Porocka


Niemogąca skupić myśli,

cieszę się, że jestem powodem Twojego rozproszenia. Z pewnością myśli o mnie są lepsze niż praca.


Zdecydowanie uważam, że dostarczę Ci rozrywki.


Chciałabym Ci jeszcze bardziej poprzeszkadzać. Możesz wyjść przed hotel?


Lubiący rozpraszać,

Wiktor Wokan.


Co on kombinuje? Zaintrygował mnie. Zakładam czarne sandałki na obcasie. Wezmę jeszcze pod kolor do nich sweterek, gdyż jest dosyć wcześnie. Włosy nadal mam wilgotne i do tego beznadziejnie ułożone, ale trudno chyba jeszcze nie jest strasznie zimno. Biorę wczorajszą kopertówkę. Napiszę jeszcze Biance kartkę, że wyszłam na miasto i nie wiem kiedy wrócę.

Rozdział 7

Gotowa wychodzę z naszego apartamentu. Niecierpliwie idę w kierunku windy, która szybko otwiera się, wchodzę do niej i klikam na parter. Jestem ciekawa co wymyślił. Wchodzę do hotelowego holu i idę w kierunku wyjścia.

Portier otwiera mi drzwi. Uśmiecha się i wita ze mną, ledwo skłaniam mu głową i zaczynam rozglądać za Wiktorem. Musi tu gdzieś być, skoro chciał żebym przyszłam, niestety nigdzie go nie mogę dostrzec. Czyżby sobie ze mną pogrywał? Marszczę czoło i zaczynam się wkurzać. Jak się nie pokaże za chwilę to wracam do pokoju.

W momencie, gdy zaczynam się obracać z powrotem w kierunku wejścia, dostrzegam go idącego w moją stronę. W świetle dnia wygląda jeszcze lepiej niż zapamiętałam to z poprzedniego wieczoru. Stoję jak wyryta niezdolna się poruszyć. Idzie bardzo niespiesznie w mym kierunku. Wyraz twarzy ma nieodgadniony. Patrząc na niego niewiadome jest o czym myśli.

Ubrany jest w dosyć obcisłe jeansy, w których wygląda rewelacyjnie. Co za ciało. Do tego biała koszulka z krótkim rękawem przylegająca do jego umięśnionego torsu. Takie ciało powinno się pokazywać na wystawie.

Dzieli go kilka kroków ode mnie. Lustruje mnie spojrzeniem od dołu do góry. Żałuje, że akurat dziś nie przyłożyłam się do makijażu. Ubrana też, nie ma co, jestem tak zwyczajnie. Na pewno właśnie dochodzi do wniosku, że wczorajszy dzień to była pomyłka. Mogłam jednak nie wychodzić. Do tego ta jego twarz, która kompletnie nic nie zdradza.

— Witaj, Nadio — podchodzi i całuje mnie w policzek. Od razu przechodzą po mym ciele przyjemne dreszcze, co pobudza wspomnienia.

— Dzień dobry, Wiktorze — odpowiadam, starając się ukryć wszelakie emocje. — Co cię do mnie sprowadza? Wydawało mi się, że umówieni jesteśmy dopiero na wieczór.

— Nie mogłem pozwolić, abyś marnowała tak piękny poranek na pracę — mówi tym swoim wspaniałym głosem, który już od pierwszego brzmienia wywarł na mnie wielkie wrażenie. — Miałem przynieść ci kawę, ale zrezygnowałem, gdyż nie wiem, jaką pijasz — dodaje i zanim udaje mi się cokolwiek powiedzieć kontynuuje. — A poza tym, czemu masz mokre włosy? Chcesz się rozchorować? — napomina mnie, a ja się rumienię. — Chodźmy lepiej na kawę, zaraz obok jest miła kawiarenka — bierze mnie za rękę nie czekając nawet na moją odpowiedź, czy się zgodzę.

— Mówił już ci ktoś, że jesteś za bardzo dociekliwy, za dużo gadasz, i kompletnie brak ci manier? — pytam, po czym dodaję. — włosy mam zaledwie lekko wilgotne, a to twoja wina na dodatek, ponieważ nie miałam w planach nigdzie wychodzić, więc zdążyły by wyschnąć — próbuje udawać zirytowaną, ale średnio mi to wychodzi, przy nim tracę wszelakie zdolności aktorskie. — A kawę pijam, dla twojej informacji, czarną bez cukru. — Daj się prowadzić. Miło jest czuć jego dłoń. Rzeczywiście przy rogu jest czynna kawiarenka. Wchodzimy do środka i zajmujemy miejsce w odległym kącie.

— Nie jestem dociekliwy, tylko stwierdzam fakty, że o siebie nie dbasz. Winy na mnie nie zwalaj, gdyż nie zmuszałem cię do wychodzenia na dwór. Na szczęście chwilowo jesteś już bezpieczna — bierze moją dłoń i składa na niej pocałunek, czym przyjemnie mnie zaskakuje. Cieszę się, że nie udaje, iż nic nie wydarzyło wczoraj. — Tak więc mocna kawa dla silnej niezależnie kobiety powiadasz. A może coś do kawy ci zamówić?

— Samą kawę poproszę — odpowiadam i dodaje wzburzona. — Dbam wystarczająco o siebie — wstaje od stolika i przelotnie gładzi mnie palcami po policzku.

— Zaraz wracam tylko złożę zamówienie, a ty mi nigdzie nie uciekaj — idzie do kontuaru zmówić dla nas kawę. Mam miły widok na jego zgrabny tyłek.

Facet bywa irytujący. Nie daje nic po sobie poznać, a obdarza mnie tak miłymi gestami. Nigdy nie nadążę za mężczyznami.

Wraca Wiktor, na jego twarzy widać zdziwienie z tego, że nadal tu jestem. Pewnie liczył, że jednak wyjdę.

— Jednak widzę, że postanowiłaś nie uciekać. To miła odmiana po twoim nocnym zniknięciu — przysiada się blisko i ponownie bierze mnie za rękę. Czyżby miał, aż tak dużą potrzebę dotykania mnie? Delikatnie głaszcze mą dłoń, a ja już chce więcej.

— Myślałam, że już się uporałeś z moim nocnym wyjściem. Mogę cię zapewnić, że tym razem nie wybieram się nigdzie. — Nie miałabym wystarczająco dużo siły, aby go teraz opuścić. — Przyjemnie tu, o wiele lepiej niż samej w pokoju hotelowym — Uśmiecham się do niego, co przychodzi mi naturalnie. Zadziwiające jak w jego towarzystwie czuję się dobrze.

— Z tym to raczej się nigdy nie pogodzę, zbyt ucierpiała ma duma. A tak poważnie to nie lubię, gdy zasypiam z kimś, a budzę się bez niego. Zwłaszcza, gdy tym kimś jest tak piękna kobieta, jak ty, Nadio. — Najpierw spogląda mi w oczy, a później jego wzrok wędruje w stronę nóg. — Widzę, że lubisz kusić mężczyzn. Wiesz, że twoje nogi działają na mnie bardzo podniecająco — przesuwa wolną ręką po moim udzie, pobudza mnie.

— Wiktorze, jesteśmy w miejscu publicznym, zachowuj się — napominam go, ale nie zatrzymuje. — Ubrałam się tak dla swobody, a nie żeby cię kusić. Chociaż nie zaprzeczę, że to miłe, iż tak na ciebie działam.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo. Przy tobie moje opanowanie gdzieś znika. — Na dowód swych słów zaczyna wkraczać ręką miedzy me uda.

— Też miewam przy tobie ten sam problem, ale zabierz tą rękę, bo chyba nie chcesz doprowadzić mnie tu do orgazmu, a jesteś na najlepszej drodze do tego. — Zaciskam uda.

— Doprowadzić do twojego szczytowania to sama przyjemność dla mnie, a do tego każde miejsce może być dobre. Chociaż przyznam, że wolę samodzielnie być publiką dla ciebie. — Składa delikatny pocałunek na mych ustach. Jest to tylko lekkie muśnięcie, a bardziej się podniecam. Widać, że nie zważa uwagi na to, gdzie jesteśmy. — O, jest już nasz kawa. — Stwierdza Wiktor, po czym podchodzi kelner i stawia przed nami dwie filiżanki z kawą. Spoglądam na jego napój i widzę, że jest taki jak mój.

— Dla siebie też wziąłeś czarną. Czyżby wspólne zamiłowanie do kawy nas łączyło? — Podnoszę kawę i upijam łyk. Jest wyśmienita. Chociaż Wiktor już postawił mnie na nogi, to dobra kawa się przyda. — Przepyszna — dodaję i odkładam z powrotem na stół.

— Tak się składa, że też taką kawę preferuję. Lubię czuć jej smak bez żadnych ulepszaczy. Chociaż jej smak umywa się do twojego — wlepia we mnie swój wzrok. Co on wyprawia? Doprowadza mnie małymi gestami do jakiegoś nieznanego mi szaleństwa.

Robię się czerwona na twarzy, spuszczam wzrok na swoje ręce. Nie wiem co mu odpowiedzieć, potrafi wprowadzić mnie w zażenowanie.

— Hej, piękna, nie masz się czego wstydzić. Każdy cal twojego ciała jest cudowny, a twoje wnętrze tak kusząco pyszne, że w tej chwili mam ochotę cię spróbować — bierze i podnosi moją brodę, żebym na niego spojrzała.

— Potrafisz podnieś u kobiety pewność siebie, ale chyba za bardzo mi słodzisz. — Znowu opuszczam wzrok, nie mam wprawy w przyjmowaniu komplementów. Zazwyczaj poza seksem nie wdaję się w takie rozmowy z facetami, unikam ich. Oczywiście, że słyszę, iż jestem piękna, ale nikt tego nie mówi w taki sposób jak Wiktor. Raczej są to pojedyncze, szybko wypowiedziane słowa.

— Nie słodzę, tylko popatrz jak na mnie działasz: wzroku ani rąk nie mogę od ciebie oderwać. Chce ściągnąć z ciebie te szorty i koszulkę. Zaznaczyć mymi ustami każdy centymetr twojego cudownego ciała. Będąc przy tobie czuję się nienasycony, a jak się okazuje, żeby się nasycić tobą mam za mało czasu. — Jest bardzo otwarty. Nie krępuje się takimi rozmowami.

— To co my tu jeszcze robimy skoro czas nas goni? Za niedługo muszę wracać do hotelu — patrzę na niego wygłodniałym wzrokiem.

— Dobra, kończ tę kawę i wynośmy się stąd. Idziemy do ciebie? — pyta.

Sięgam i za jednym łykiem dopijam swoją kawę.

— Może być do mnie, tylko nie chciałabym obudzić Bianki. — Nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał, dodaje w myślach.

— Ok, pojedziemy do mnie w takim razie, wolę mieć cię na wyłączność tylko dla siebie — sięga po telefon i gdzieś dzwoni. Mówi po francusku więc nic z tego nie rozumiem, ale przyznam, że jego głos w tym języku brzmi niezwykle zmysłowo.

— Mój kierowca zaraz po nas będzie — oznajmia mi.

— Masz swojego prywatnego szofera, nieźle. — Jestem tym zdumiona. Co to za facet mi się trafił? Ale nie wnikam w to. — Pierwszy raz słyszałam jak mówisz po francusku i przyznaję, podobało mi się to bardzo — posyłam mu uwodzicielki uśmiech.

— Pour vous je le dis tout le temps. — Uśmiecha się do mnie uroczo. Niewinnie, a zarazem kusząco.

— Przyznaję, że nic z tego nie rozumiem, ale mów tak dalej do mnie, a od samego brzmienia twego głosu eksploduję. — Nie wiem, jak to robię, ale jestem przy nim śmielsza.

— Je l’aime — mówi to w sposób uwodzicielski, chociaż już uwiódł mnie dużo wcześniej.

— Przestań już — proszę, boję się, że moje ciało nie wytrzyma tego podniecenia. — Twój francuski działa na mnie w podobny sposób co twój dotyk. Lepiej szybko stąd znikajmy. — W tym miejscu nie wytrzymam dłużej.

— Mój kierowca waśnie podjechał — wstaje, bierze mnie za rękę i prowadzi do wyjścia. Jego ciało jest całe napięte.

Podążamy w stronę Bentleya Malsane.

— To twój samochód? — pytam i wpatruje się jak głupia w niego. — Facet, kim ty jesteś? — Aby mieć taki samochód z własnym szoferem, a na dodatek takie mieszkanie jak Wiktor, trzeba być kimś ważnym.

— A czy to istotne? — odpowiada również pytaniem

— Szczerze, to nie — mówię i ściskam go mocniej za rękę. — Liczy się tu i teraz, czym innym nie ma co sobie głowy zawracać.

Szofer otwiera mi drzwi, po czym z drugiej strony otwiera je Wiktorowi. Zaciemnione szyby zapewniają nam prywatność przed światem, a od kierowcy dzieli nas ścianka. Cała duża przestrzeń z tyłu jest dla nas.

— Tak więc się wozisz na co dzień, przyznaję, dobry sposób komunikacji — zaczynam w tej odosobnionej przestrzeni denerwować się i mówię co mi tylko przyjdzie do głowy. Splatam swoje ręce na kolanach, aby nie było widać, że drżą.

— Beauté, nie denerwuj się, jesteś ze mną bezpieczna — przysuwa się do mnie i dotyka mych dłoni.

— Bezpieczna to za dużo powiedziane, zwłaszcza, że przy tobie nie mogę nad sobą zapanować.

— W takim razie jest nas dwoje nieopanowanych. — Podnosi mnie z mojego miejsca i sadza sobie na kolanach. Opieram się o jego tors. — Od razu lepiej. Jesteś taka lekka.

— Nie czepiaj się mojej wagi. Uważam, że ważę wystarczająco — oburzam się. — Przynajmniej nie musisz za dużo dźwigać — odcinam się.

— Strasznie robisz się zadziorna, ale uspokój się i zrelaksuj — zaczyna masować me ramiona. — Stres ci nie służy — poddaję się tej przyjemności. Ma niebywale sprawne dłonie. Odprężam się i nastawiam tylko na niego. Odsłania mi włosy z karku i składa pocałunek na nim. Zsuwa z ramion mój sweter i całuje mnie tam, pieści językiem. Tak jakby się upajał mym smakiem. Zatacza kółka, znów staję się wilgotna dla niego. Przygryza mą skórę zębami, ale uważa przy tym, aby być delikatnym. Uwielbiam to w nim, że zawsze myśli o tym by było mi dobrze. W tym momencie chce go pocałować i też posmakować go.

— Wiktorze pozwól mi chociaż trochę dać od siebie — wypowiadam te słowa i próbuję się obrócić, ale mi na to nie pozwala.

— Dajesz dużo, zwłaszcza w tym momencie. Najpierw zajmę się tobą, w końcu to przeze mnie jesteś już na nogach — odsuwa na chwilę ściankę i mówi coś po francusku do kierowcy, czego nie rozumiem, po czym wraca do przerwanej pieszczoty mych ramion. Ściąga do końca mój sweter. Nie oponuje, gdyż zrobiło mi się aż nadto gorąco. Zdecydowanie umie podkręcić temperaturę. Gdy jego usta są zajęte zaznajamianiem się z moim tyłem, jego ręce wślizgują się pod moją bluzkę i pod stanik. Zaczyna pieścić piersi, które pod jego dotykiem robią się nabrzmiałe.

— Jesteś cudowna — mówi wprost do ucha.

Nie mogę nic powiedzieć, jedynie jestem w stanie wydawać odgłosy rozkoszy.

Lekko pociąga za me sutki, czuję przyjemny ból, który odbija się w dolnej części mej kobiecości. Zaczynam się poruszać na jego kolanach. Nie sposób, abym pozostała w miejscu. Czuję pod pośladkami, że podoba mu się to. Nie przeszkadza mi to, iż jesteśmy w samochodzie, ważne jest tylko, że jestem tu z nim. Oboje oddajemy się przyjemności. Ocieram się o niego wciąż niezaspokojona. Wiem, że zaraz dojdę, bo przy nim jest to aż nazbyt łatwe.

— Nadio, myślałem, że wytrzymam do mieszkania, ale jak tak dalej ponętnie będziesz tą swoją dupcią się ruszała, to przelecę cię tu w tym samochodzie, a uwierz, tego też nie mam w swoim zwyczaju — mówi to i próbuje mnie unieruchomić, ale nie daje się i kręcę wyzywająco swym tyłkiem.

— Możesz robić ze mną co chcesz i gdzie chcesz — mówię. — Jestem do twojej dyspozycji, tylko mi nie przerywaj — dodaje z błagalna nutą w głosie. Jakby teraz przerwał, umarłabym z niedosytu.

— Sama nie wiesz, na co się godzisz. Zejdź ze mnie — mówi rozkazująco.

— Nie — cicho się sprzeciwiam, gdy zsadza mnie ze swych kolan. Czuję się lekko upokorzona, oddaję się mu cała, a on tak po prostu mnie odpycha. Pragnę się skulić na siedzeniu, przez co Wiktor patrzy na mnie pytająco. Chyba udaje, że nie wie o co mi chodzi. Między czasie szuka czegoś w kieszeni, po czym wyciąga prezerwatywę, a ja doznaję olśnienia. Jednak serio zamierza zrobić to ze mną tu i teraz.

— Mamy niedużo czasu, więc musimy się spieszyć. Ściągnij spodenki i majtki. — Od razu robię co mi mówi.

Promyk nadziei zaświtał nade mną i mój rozum od razu kapituluje. Wiktor rozpina swoje jeansy i wyciąga z nich gotowego do działania swojego wojownika. Patrzę z podziwem na jego męskość, robi wrażenie. Zwinnie zakłada prezerwatywę.

— Mówiłem, jak na mnie działasz, mam nadzieję, że jesteś gotowa — kiwam głową, po raz kolejny zasycha mi w gardle. Pokazuje ręką na swoje kolana i mówi: — wracaj tu z powrotem, jest mi tęskno za twoim tyłeczkiem. — Znów sadza mnie na swoich udach, ale nie wchodzi jeszcze we mnie. Wsuwa jedna rękę pod moją pupę i szuka palcami wejścia do mej kobiecości. Zaczyna poruszać tam nim delikatnie, po czym wsadza go we mnie.

— Jesteś gotowa i to jeszcze jak — mówi z uznaniem.

— Na ciebie zawsze — odpowiadam zadowolona z siebie.

Unosi mnie lekko w górę i opuszcza na swoją męskość. Robi to bardzo powoli, niespiesznie mnie wypełniając. Czuję go bardzo intensywnie. Zakrada się w najgłębsze rejony, aż opadam do końca na niego. Cały mnie wypełnia. Z ust wydobywa mi się jęk przyjemności z domieszką bólu.

— Wszystko dobrze? — pyta zatroskany Wiktor, który na moment pozostaje w bezruchu.

Pierwsze uczucie przepełnienia mija. Ból też i jego miejsce zaczyna zajmować upragniona rozkosz.

— Już teraz tak — odpowiadam mu, po czym zaczynam się poruszać na nim delikatnie. Moje ciało szybko przystosowuje się do jego wielkości. Wypełnia każdą wolną przestrzeń w środku mnie. Wyczuwam go bardzo głęboko i jest mi z tym dobrze. Zaczynam poruszać się coraz śmielej, a on wychodzi mi na spotkanie. Pieści me piersi, które mam wrażenie, że zaraz mi eksplodują, a ja wraz z nimi. Mimo niewielkiej granicy między przyjemnością a bólem, jestem w stanie czuć tylko rozkosz. Goniąc za zbliżającym się coraz bardziej orgazmem poruszam się szybko. Wyczuwam, że Wiktor tężeje, też jest już na granicy. Pieści mnie, złakniony dotyku mej skóry.

Osiągając spełnienie wykrzykuje jego imię. Rozpadam się na kawałki składające się tylko z niebywałej przyjemności. Wypełnia mnie spokój i nic innego się już nie liczy.

Z oddali dociera do mnie moje imię, które wypowiada Wiktor dochodząc. Ciężko osuwam się na jego ramiona, jak bezwładna kukła niezdolna sama do jakiegokolwiek ruchu. Mocno mnie przytula, dysząc mi do ucha. Oboje jesteśmy wypompowani z sił. Siedząc tak w jego ramionach z zamkniętymi oczami, czuję się jak w kokonie, który oddziela mnie od reszty świata.

— Piękna tak ciężko jest się tobą nasycić, ale niestety musisz zejść i ubrać się, zaraz dojedziemy na miejsce. — Bierze i delikatnie zsadza mnie z kolan. Monetarnie odczuwam pustkę w sobie. Na kanapie samochodu podciągam nogi i otulam je rękoma, jestem teraz taka bezbronna.

— Nie mam siły się ubrać — mówię cicho.

— W sumie ja nie mam nic przeciwko twej gołej pupie, ale nie chce, żeby wszyscy ją taką widzieli — podaje mi majtki i szorty.

— Jesteś okropny — skarżę się i wciągam resztkami sił na siebie ubranie. — Ale z samochodu nigdzie się nie ruszam, nie jestem w stanie chodzić.

— Ktoś tu chyba kondycji nie ma — naśmiewa się ze mnie.

— Może w tej dyscyplinie zbyt często nie trenuję, ale ogólnie to kondycje miałam, aż do teraz — opadam na siedzenie samochodu i zamykam oczy.

— Jakbyśmy mieli więcej czasu mógłbym cię potrenować, ale ty mi jutro znikasz. Pozostaje nam jedynie kurs przyspieszony, który właśnie się zaczął.

— Chcesz mnie wykończyć — jęczę. — Przyznaję, seks z tobą jest rewelacyjny, ale jak przyspieszymy tempo to padnę.

— Tego to ja na pewno nie mam w planach — składa długi pocałunek na mych ustach. — Ale jeszcze na pewno jedną rundkę wytrzymasz. Pozwól mi się tylko tobą zająć. — Po raz kolejny jego usta odnajdują moje, tym razem całuje mnie bardziej intensywnie i dłużej. Chce mnie zachęcić i pokazać, że znów może mi zaoferować wszelkie przyjemności. — Ale najpierw zjemy śniadanie, abyś odzyskała co nieco sił.

— Nie chce mi się jeść, straciłam całkowicie apetyt — grymaszę.

— Obojgu nam tego potrzeba — mówi stanowczo.

— Dobrze, że już jutro wyjeżdżam, nie lubię jak mi ktoś rozkazuje — odpowiadam trochę chamsko, ale nie przepadam za jego władczym tonem.

— Aż tak ci się spieszy wracać do Polski? Czeka tam ktoś na ciebie? — pyta, tracąc resztki dobrego humoru, który towarzyszył mu do tej pory.

— Wiesz, że to nie twój interes, ale powinieneś się domyśleć, że nie byłabym wstanie ci się tak oddać mając kogoś. — Czy on nie dostrzega jak zawładnął mym ciałem? Nie widzi jaką ma nad nim władzę? W tym momencie jestem kukłą, robiącą co jej się każe, ale czy mi to przeszkadza? Nie, dopóki będzie mi tak dobrze.

Samochód zatrzymuje się, po chwili otwierają się drzwi Wiktora, a później moje. Bierze mnie za rękę zbyt zachłannie i pociąga w stronę wejścia do budynku. Wyrywam dłoń i sama idę szybkim krokiem. Szybko mnie dogania.

— Nadia, przepraszam, poniosło mnie. Naprawdę przy tobie nie poznaje siebie — robi skruszona minę.

— Wiesz, że nie jestem twoja własnością. Nie zapominaj, że łączy nas tylko seks — zaciskam mocno usta.

— Pamiętam o tym dobrze. Jeszcze raz przepraszam — podchodzi i muska me usta. — Nie gniewaj się. Chcę, żebyś miała miłe wspominania — ujmuje mą dłoń tym razem delikatnie. Wspomnienia, nie wiem czy teraz mi już wystarczą. Nie wiem, czy samymi nimi dam radę się nacieszyć. Pójście za nim nie jest dobrym pomysłem, ale robię to, być może skazując się na cierpienie.

Rozdział 8

Idziemy w stronę wejścia, portier wpuszcza nas. Dochodzimy do windy. Czekając na jej przyjazd, Wiktor obejmuje mnie od tyłu i przytula się do mnie.

— Wiem, że potrafię być dupkiem — mówi do mnie szeptem. Uśmiecham się na myśl, że jego wielkie ego w tym momencie musiało się przyznać do błędu.

— Z grzeczności nie zaprzeczę. — Winda podjeżdża i wchodzimy do środka. Wiktor wystukuje kod. Nie do pomyślenia, że wczoraj wieczorem też byłam w tej windzie i co mnie później czekało? Niezapominane chwile.

— Można wiedzieć, o czym tak rozmyślasz? — Jest taki ciekawski, głaszczę palcami mą dłoń.

— Naprawdę jesteś wścibski — daję mu szybkiego buziaka. — A rozmyślam sobie o wczorajszym wieczorze.

— W takim razie miło wiedzieć, że zaprzątam twe myśli — uśmiecha się zadowolony.

— Od wczoraj praktycznie cały czas w nich jesteś — przyznaje się.

— Jak mam być szczery, to ty w moich też. Dodatkowo obmyślam jak się tu tobą nasycić, ale mam na to zbyt dużo możliwości, a tak mało czasu.

— A propos czasu, mamy mniej więcej godzinę i muszę wracać, bo inaczej Bianka mnie zabije. Mamy zaplanowane wyjście na miasto.

— Godzina to zdecydowanie za mało. Dobrze, że chociaż pozostaje nam wieczór. Chociaż wolałbym mieć cię cały dzień na wyłączność — robi do mnie słodkie oczyska.

— Kusisz jak zwykle, ale muszę odmówić. Wieczór będzie musiał ci wystarczyć.

Winda zatrzymuje się i wychodzimy z niej. Nic od wczoraj się nie zmieniło, ale ja czuję się inaczej, jakoś tak bardziej na miejscu. Dziwne uczucie. To spotkanie do końca nie było chyba najlepszy pomysłem, nie uda mi się prędko wyrzucić go z pamięci. Prowadzi mnie w stronę kuchni, która jest przepięknie urządzona. Dominuje tu styl nowoczesny. Gładkie formy białych mebli. Wszystko w zabudowie. Siadam na jednym z krzeseł barowych koło wyspy. Wiktor zaczyna krzątać się po kuchni. Wydaje się tu bardzo nie na miejscu, raczej sam nie gotuje.

— Czego się napijesz? — pyta trochę zdezorientowany.

— Może być sok pomarańczowy, jak masz — odpowiadam.

— Powinien być w lodówce, już przynoszę.

Idzie w stronę lodówki i wyjmuje z niej sok. Po drodze do mnie wyjmuje dwie szklanki i nalewa nam go do nich.

— Co masz ochotę zjeść? Muszę przyznać, że wybór masz bardzo niewielki, jestem kiepskim kucharzem. Mogą być kanapki? — pyta się. Okazuje, że też potrafi się stresować.

— Kanapki wystarczą, chociaż naprawdę nie jestem głodna.

— To do której tak potrafisz funkcjonować bez jedzenia? — spogląda na mnie z przymrużeniem oczów.

— Zazwyczaj o trzynastej jadam pierwszy posiłek. Tak już jestem przyzwyczajona i nic na to nie poradzę — spuszczam wzrok czując na sobie jego karcące spojrzenie.

— Pozostawiam to bez komentarza, ale dziś zjesz może jednak jak grzeczna dziewczynka.

— Ty sobie coś zrób jeść, ale na mnie naprawdę nie licz. Wystarczy mi sok.

— Niech ci będzie. W sumie też odpuszczę sobie śniadanie, samemu to zero przyjemności. A poza tym nie chcę marnować czasu. — Na mej twarzy błąka się uśmieszek. Wypijam szybko cały mój napój. — Tak więc na dzisiejszy poranek z tobą miałem w planach wspólny prysznic, ale skoro już go brałaś to odpada. Chyba, że masz ochotę na kolejny? — On i jego przebiegły uśmieszek.

— Wiesz, chętnie się skuszę. Jakoś bardzo się zgrzałam w drodze do ciebie, to prysznic z pewnością nie zaszkodzi. Tylko zwiąże włosy, żeby ich zbytnie nie zmoczyć, bo jeszcze nie chciałbyś mnie wypuścić z mokrą głowa.

— Z suchą też bym cię chętnie nie wypuścił. W ogóle to powinnaś o siebie bardziej dbać — wstaje od wyspy. Czekam, aż Wiktor do mnie dołączy. Podchodzi i bierze mnie na ręce.

— Narzekałaś przedtem, że chodzić nie możesz, to pozwól, że cię zaniosę. — Tym razem nie będę narzekać, podoba mi się to.

Idziemy do jego sypialni. Przechodzimy przez nią i wznosi mnie do ogromnej łazienki. Urządzona jest, tak jak reszta mieszkania w stylu nowoczesnym.

Stawia mnie na marmurowej podłodze. Dzieli nas niewielka przestrzeń. Spoglądam mu w oczy. Wpatrujemy się w siebie, niezdolni odwrócić spojrzeń. Dostrzegam w jego oczach głód pożądania. Pochyla się i rzuca się na moje usta. Jest jak głodujący widzący jedzenie. Pożera je i ssie. Jego dłonie zaczynają mnie rozbierać, najpierw zaczyna odpinać mi spodenki, które swobodnie spadają na podłogę. W ślad za nimi idą majtki. Wychodzę z nich. Teraz ściąga swoje buty, jeansy i spodenki. Jest nagi od pasa w dół i twardy jak skała. Biorę go do rąk i poruszam w górę i dół.

Na chwilę odrywa me usta od moich i ściąga mi bokserkę. Oboje wracamy do wzajemnej pieszczoty. Rozbiera mnie z uwielbieniem, teraz sięga po stanik. Ubrania leża na podłodze jestem tylko w sandałkach. Zaczynam sięgać po jego koszulkę. Pomaga mi i ląduje na podłodze obok innych rzeczy. Staję przed nim zupełnie obnażona, nagle przypominam sobie o moich bliznach. Chce zakryć je rękami, ale zauważa to.

— Boże, Nadia, co ci się stało? — pyta przyglądając się naznaczonemu kawałkowi mego ciała. W jego oczach dostrzegam współczucie.

— Stare czasy — odpowiadam i spuszczam twarz w dół, aby nie dostrzegł zażenowania na niej.

— Ktoś ci to zrobił, prawda? — Po moim zachowaniu domyśla się tego, nie czekając na moją odpowiedz kontynuuje w złości, która go nagle opanowała — Kurwa, co za bydle mogło zrobić ci coś takiego?! — W momencie znajduje się w jego ramionach i przytula mnie. Odczuwam ulgę, że jednak go do siebie nie zraziłam. Czuję, że wyraźnie jest spięty, ale gładzi mnie w pocieszający sposób po plecach.

— To nie jest już ważne. Nie chcę o tym mówić. — Jak najszybciej pragnę zakończyć ten temat. Nie potrzebuję w tym momencie rozkopywać przeszłości, która ciągle wisi na mnie, która jest zawsze obok.

— W porządku — wypuszcza mnie z objęć, aby spojrzeć mi w oczy. — Pamiętaj, że jesteś piękna. Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem. Pomimo blizn twe ciało jest cudowne. — Pod wypływem jego spojrzenia, przytakuję na jego słowa, chociaż do końca nie zgadzam się z nimi. Jego podejście do tego sprawia, że po policzku spływa mi kilka łez, których nie zdołałam powstrzymać.

— Proszę, nie płacz. Jesteś bezpieczna, nigdy bym cię nie skrzywdził — przytula mnie mocniej niż przedtem.

— Wiem — zapewniam go, chociaż już nigdy nie będę mieć stuprocentowej pewności do jakiegokolwiek faceta. Ciężko jest mi poradzić sobie z tymi wspomnieniami. Nie myślałam, że tak zareaguje. Jestem pozytywnie zaskoczona.

— Chciałbym ci jakoś pomóc — mówi głosem przepełnionym szczerością. W sumie jest coś co może dla mnie zrobić.

— Pomóż mi zapomnieć. Nadaj nowe, lepsze wspominania. — To jest coś czego mi potrzeba.

— Nadia, jesteś tego pewna? Nie chcę cię do niczego zmuszać. — Miło, że troszczy się o mnie.

— Tak, niczego nie pragnę teraz bardziej niż ciebie — mówię to szczerze. W tej chwili liczy się tylko on. Na dowód swych słów wspinam się i całuje go w usta. Muszę znów poczuć się piękna. Zobaczyć, że mimo wszystko pragnie mnie nadal. Jest to z mojej strony płytkie, ale jakże mi potrzebne.

— Wiesz, że jesteś tak kusząco wspaniała. Twój zapach działa na mnie jak narkotyk. Odurza mnie. Zapominam przy tobie o całej reszcie świata — całuje mnie w szyje i zaciąga się moim zapachem. — Taka cudowna — szepce mi do ucha.

— To ty sprawiasz, że taką się staję. Cieszę się, że cię spotkałam. Znów zaczynam czuć, że życie może dawać coś więcej niż tylko sam ból. — Przyjemność jaką mi oferuje wynagradza mi wszelakie trudy życia. Przy nim moja chęć życia nabiera tempa i jakiegoś już dawno zaginionego sensu. Ciężko będzie się z nim rozstać. Ta myśl napawa mnie smutkiem.

— Śliczna, nie smuć się już, nie mogę patrzeć jak twoja twarz jest pozbawiona uśmiechu. Chciałbym z niej zetrzeć wszelakie troski. — Zaczyna muskać ustami każdy skrawek mej twarzy.

— Nie chce, żeby ten dzień się kończył. Szczerze, to nie mam ochoty jutro wracać — wyznaje mu.

— Chętnie bym cię nigdzie nie puścił. Mam wielkie plany co do ciebie. Dobrze, że mamy dla siebie jeszcze cały wieczór, a teraz korzystajmy z tego co jest — bierze mnie na ręce i zanosi pod prysznic. — Chce zmyć z ciebie twe zamartwiania, chociaż na ten moment — Stawia mnie na podłodze kabiny. Odkręca wodę, która obmywa nas. Odchylam się i w tym momencie spływa po mych piersiach, co napędza nas to do działania.


Obydwoje jak się okazuje pragniemy siebie. Upojny seks pod prysznicem przyniósł zaspokojenie i odczucie sytości. Jestem zadowolona z siebie, że potrafię tak działać na niego i zaspokoić takiego faceta jak Wiktora. Poczucie mej wartości wzrosło. Szkoda tylko, że tę chwilę czas przerwać.

— Wiktorze muszę wracać do hotelu, chociaż najmniejszej ochoty na to nie mam, dobrze mi tu na twych kolanach — wtulam się mocno w niego, przez co składa pocałunek na mym czole.

— To zostań — mówi tak jakby to było tak proste.

— Wiesz, że nie mogę. — Chce się podnieść, ale przytrzymuje mnie.

— Chociaż jeszcze chwilę — sadza mnie z powrotem na swych kolanach.

— Tym razem ci nie ulegnę. Bianka już na pewno wstała i zastanawia co się ze mną dzieje. Jesteśmy umówieni na kolację więc zobaczymy się jeszcze.

— Do wieczora jeszcze tyle czasu, a jak pewnie sama zdążyłaś zauważyć mam na ciebie nadal dużą ochotę — uśmiecha się chytrze.

— Jesteś taki nienasycony, ale niestety nie mogę cię więcej zaspokoić. Muszę iść. — Tym razem, gdy wstaję nie zatrzymuje mnie.

— Ok. Ubierz się, zaraz cię odwiozę. — Też się podnosi i wychodzimy spod prysznica. Wycieramy się i sięgam po swoje ubrania. Jak to się stało, że czuję się przy nim niczym nieskrępowana? Jest mi tak dobrze.

— Wezmę taksówkę. Nie chcę cię kłopotać — mówię to, chociaż wiem, że ciężko mi się z nim rozstać, ale wolę zrobić to szybciej niż przedłużać. Znacznie łatwiej było uciec.

— Mowy nie ma. Odwiozę cię, pod tym względem nie dyskutuję z tobą — rzuca mi spojrzenie nieznoszące sprzeciwu, więc milknę. — Chcę chociaż jeszcze przez kilka chwil móc na ciebie patrzeć, a jak wiadome ta możliwość zaraz zostanie mi odebrana.

— Naprawdę nie chcę ci głowy zawracać. — Miło, że nie znudził mu się jeszcze mój widok.

— Piękna ty mi możesz zawsze ją zawracać, dla mnie to jest przyjemność mieć ją zaprzątniętą tobą — posyła mi uwodzicielski uśmiech.

— Jesteś strasznie uparty. Skoro ci tak zależy na tym, odwieź mnie. — Dalsze obstawianie przy swoim nie ma sensu.

— Lubię jak się ze mną zgadzasz — podchodzi i obdarza mnie gorącym buziakiem prosto w usta.

— Po prostu martwię się, żeby twoja samoocena nie zaczęła słabnąć. — Moja twarz staje się radosna.

— Na dodatek lubisz się ze mną droczyć — widzę, że on też to lubi. Uśmiecha się do mnie.

— Tylko staram się umilić ci czas.

— Samą swoją osoba go już umilasz. Gotowa? — potakuje głową. — To chodź, zjedziemy do garażu.

— A co to? Tym razem bez kierowcy? — pytam się i cieszę, że będę mogła sobie swobodnie poobserwować go za kierownicą.

— Chcę mieć cię tylko dla siebie — kładzie mi rękę na tyłku.

— Ty i ta twoja zaborczość. Nie pasuje to do dojrzałego faceta. Pora z nią trochę przystopować — mówię to z niewzruszona miną.

— Bywasz bardzo szczera — stwierdza prosto.

— To jedna z moich najlepszych cech.

— W takim razie chyba nie chcę poznać tych gorszych — przekomarza się ze mną. Wydaje się to takie normalne. Czemu takiego faceta musiałam spotkać akurat we Francji i czemu obojgu nam nie zależy na stałym związku? Na te pytania nie otrzymam raczej odpowiedzi.

— U mnie gorszych brak — odpowiadam z uśmiechem. Jestem w dobrym humorze. Zjeżdżamy do parkingu podziemnego. Prowadzi mnie za rękę w stronę sportowego Astona Martina. Samochód po prostu zapiera dech w piersiach. O takim można sobie pomarzyć.

— Wiesz zaskakujesz mnie, myślałam, że taki facet nie lubi sportowych samochodów, tylko bardziej groźne.

— Groźny to on jest pod maską. Aston Martin One — 77 przy mocy 760KM, uwierz potrafi być groźny. Ogólnie to lubię szybkie samochody, a ten z pewnością do takich należy. — Gdy o tym mówi, jest taki beztroski. Wygląda młodo i tak niewinnie. Widać, że to go cieszy. Szkoda, że nie jest mi dane poznać lepiej tego tajemniczego faceta.

Otwiera mi drzwi i wsiadam. Zapadam się w wygodnym siedzeniu. Środek jest po prostu bajeczny. Ciemna skóra. Pasuje to wszystko do Wiktora. Mogłabym nigdy nie wysiadać z tego samochodu.

Wiktor siada za kierownicą. Wygląda na odprężonego. Czuję się bardzo swobodnie.

— Zapinaj pasy — napomina mnie. — Bezpieczeństwo przede wszystkim.

— Lubisz rozkazywać — wykonuje posłusznie jego polecenie, po czym on odpala silnik i rusza.

— Tak już mam. Chyba to przez pracę. Mając pod sobą ludzi musisz wydawać dużo poleceń i aby cię szanowali to jednak muszę być stanowczy — mówi to tak, jakby był tym wszystkim zmęczony.

— Czym się w takim razie zajmujesz? — pytam zaciekawiona.

— Nie będę cię zanudzał. Uwierz to nic ciekawego. — Z tonu jego głosu można wywnioskować, że jest to wręcz nudne.

— Wszystko co powiązane z tobą musi być ciekawe — schlebiam mu. Po raz kolejny jestem znów bardzo szczera, ale co mi tam i tak już go poza dzisiejszym wieczorem więcej nie zobaczę.

— A mnie za to bardziej ciekawi twoja osoba — zerka z ukosa na mnie i się uśmiecha.

— Nie ma co opowiadać o mnie. Prowadzę bardzo nudne życie w Warszawie — zbywam go, ale jak wiadome ciężko jest o sobie opowiadać, a i tak to nic w naszych relacjach nie zmieni.

— Oj Nadia, masz za niską samoocenę. Szkoda, że nie mam czasu popracować nad jej poprawą — kładzie jedną rękę na moje kolano.

— Ktoś tu miał dbać o bezpieczeństwo — mówię wskazując na jego dłoń, która oczywiście mi nie przeszkadza. Jego dotyk jest zawsze przyjemny.

— Nie moja wina, że twoje nogi aż tak mnie rozpraszają. Mógłbym godzinami ich dotykać. Masz taką niesamowitą skórę — gładzi mnie po udzie.

— Wiktorze, pragnę zaznaczyć, że coraz bardziej narażasz moje bezpieczeństwo — przekomarzam się z nim. Jego dłonie mnie pieszczą. Sprawia, że pomimo wielokrotnego zaspokojenia moja kobiecość chce więcej.

— Piękna, nie naraziłbym cię na nic — uśmiecha się do mnie, ale nie zabiera dłoni. Poprzestaje tylko na trzymaniu jej w bezruchu. Mimo to, uczucie pożądania nie słabnie. Rozsiadam się wygodnie w fotelu i przymykam oczy oddając się chwili rozkoszy w bliskości z Wiktorem.

Oboje milczymy. Ciężko znaleźć odpowiednie słowa w naszej sytuacji. Mimo, że ustaliliśmy, że łączy nas tylko seks, niezaprzeczalnie zbliżyliśmy się do siebie. Coś nas ciągnie ku sobie. Coś co może mnie tylko zepchnąć ku rozpaczy. Wszystko staje się niebezpieczne. Ciężko będzie zacząć kolejny dzień wiedząc, że nigdy go już nie ujrzę. Taki facet, gdy spotyka kobietę w pewnym sensie ją naznacza, tak że już nic nigdy nie będzie takie samo. Patrzenie na niego sprawia mi przyjemność, która dziś się skończy. Chciałam przelotnego romansu? Dostałam go. Nikt mi nie obiecał, że skutków nie będzie to za sobą niosło. Mimo wszystko warto było. Gdybym miałam to powtórzyć, bez wahania uczyniłabym to.

Wiem, że wieczorne rozstanie będzie dla mnie ciężkie. Nigdy nie przypuszczałam, że spotkany przypadkiem facet może tak namieszać, ale każde z nas ma swoje życie.

Wiktor z pewnością wróci szybko do normalności. Takiemu mężczyźnie łatwo znaleźć sobie kogoś kto pomoże mu o mnie zapomnieć. Jest tyle pięknych kobiet i to z pewnością bardziej wytrwałych w sprawach łóżkowych ode mnie. Mój brak kondycji został pokazany. Nigdy dotąd nie musiałam, aż takiego tempa starać się wytrzymać. Gdy Wiktor jeszcze mógł, ja byłam już padnięta. Przeważnie trafiał mi się najwyżej szybki numerek, po którym nawet nie zawsze miałam orgazm. Nie to co przy Wiktorze. Dla niego liczą się kobiece potrzeby.

A czy mi się uda zapomnieć? Na to będzie potrzeba czasu.

— Nadio, dojechaliśmy — mówi zatrzymując samochód niedaleko hotelu. Spogląda na mnie. Co ja mam mu powiedzieć? Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. — Posmutniałaś trochę — dodaje bacznie mnie obserwując.

— To nic takiego — uspokajam go. — Po prostu się zamyśliłam.

— Nie zawracaj sobie głowy ciągłymi przemyśleniami. Bierz od życia to, co ci się należy. Korzystaj z niego ile się da — próbuje dać mi radę.

— Łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale myślę, że w ten weekend brałam to co życie mi dawało. — Uśmiech napływa na moją twarz. Wspominania chwil z nim, przeganiają czarne myśli daleko w głąb mojej głowy.

— Dobrze, że ja też na tym skorzystałem — rozpływam się widząc jakim uśmiechem mnie obdarza. — Odprowadzić cię? — pyta z nadzieją w głosie.

— Dam sobie jakoś radę sama. Dziękuję za bardzo miły poranek — odpinam pasy, Wiktor robi to samo i szybko wychodzi z samochodu, po czym odchodzi go, aby otworzyć mi drzwi. Podaje mi rękę i pomaga wyjść.

— Chętnie bym cię zabrał z powrotem do siebie i pokazał, jaki może być miły dzień w moim towarzystwie, ale rozumiem, że taka opcja nadal nie wchodzi w rachubę? — widać w jego oczach nadzieję.

— Niestety nie — odpowiadam i wpatruje się w niego. Nie mam ochoty stąd odejść. Uśmiecham się do niego, on robi to samo. Stoimy, trzymając się za dłonie, nie poruszając się i nic nie mówiąc. Najwyraźniej żadne z nas nie chce odejść jako pierwsze.

Czuję jakby to było ostateczne pożegnanie, chociaż mamy jeszcze wieczór przed sobą. Dla nas każde rozstanie może być tym ostatnim. W naszym układzie wszystko jest wielką niewiadomą.

— Muszę iść — mówię to, ale się nie poruszam.

— Wiem — mówi, ale mnie nie puszcza.

— Cudownie spędziłam z tobą czas. Dziękuję ci, dzięki tobie odzyskałam utraconą cząstkę siebie.

— Nie dziękuj mi. Sam z tego czasu skorzystałem i to bardzo dobrze.

— Cieszę się, że cię poznałam — przybliżam się do niego tak, że zmniejszam całkiem dzielący nas dystans. Wiktor obejmuje mnie w pasie. Zaglądam mu w oczy i widzę, że patrzy na mnie z czułością.

— Piękna, widzimy się dziś wieczorem — przypomina mi. Prawdę powiedziawszy o niczym bardziej nie marzę, niż spędzenie z nim jeszcze kilku godzin.

— Tak, widzimy, zaraz zacznę odliczać czas do naszego spotkania. Wiesz, nie chcę się rozstawać — robię smutne oczy.

— Wiesz, że też tego nie chcę i mogę cię zabrać z powrotem.

— Nie mogę. Nie zawiodę Bianki. — Jestem rozdarta. Tak bardzo pragnę z nim zostać, ale zbyt cenię sobie moją przyjaźń, aby ją zepsuć. Pewnie już się martwi o mnie. Życie potrafi być do dupy. Nigdy nie można mieć wszystkiego, czego się chce.

— W porządku. — Widać, że trochę go zawiodłam, ale musi mnie zrozumieć.

— Do osiemnastej w takim razie — zaczynam się obracać, aby odejść. Nie pozwala na to i zaczyna mnie całować tak jakby to miał być ten ostatnio pocałunek. Też wkładam w niego całą siebie. Wszystkie emocje, którymi go darzę. Przelewam duże pokłady namiętności i pożądania, wszystko to co we mnie wyzwala. Chciałabym, aby czas się zatrzymał i trwaliśmy tak już zawsze. Złączeni razem, otuleni wzajemną żądzą. Żadne z nas nie chce kończyć, pomimo, że tchu nam brakuje. Pocałunek ten jest pełen pasji.

Odrywamy powoli usta od siebie. Dotykamy się czołami.

— Nadia — szepce.

— Wiktor. — Tylko tyle jesteśmy w stanie powiedzieć.

Odsuwam się, nie mogę tu dłużej zostać, zbyt wiele jest między nami niewypowiedzianych słów i za dużo kłębi się emocji. Pora się wycofać i nabrać trochę dystansu.

— Do widzenia — mówię, po czym ruszam w stronę hotelu. Nie zatrzymuje mnie i dobrze, bo pewno bym zostałam. W połowie drogi nie wytrzymuje i odwracam się. Stoi przy samochodzie tak jak go zostawiłam, wygląda na porzuconego. Odprowadza mnie wzrokiem. Ruszam dalej, teraz nie mogę zawrócić.

Rozdział 9

Wchodzę do hotelu. Muszę jak najszybciej znaleźć się w pokoju, zanim emocje mnie dopadną. Nie rozumiem co się ze mną dzieje. W drodze do apartamentu staram się poukładać myśli. Otwieram drzwi i mówię od razu:

— Bianka, wróciłam, muszę z tobą pogadać — potrzebuję się wygadać, inaczej zwariuję.

— Do diaska, Nadia, gdzieś ty się podziewała, martwiłam się o ciebie, telefon masz nieczynny. Musimy wracać do Warszawy jak najszybciej. Wymeldowałam nas z hotelu i przebukowałam nasze bilety na dwunastą trzydzieści. Pakuj się. — Jest bardzo zdenerwowana.

— Co się stało? — pytam przerażona.

— Ktoś się do nas włamał — mówi do mnie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 57.58