E-book
8.82
drukowana A5
46.61
drukowana A5
Kolorowa
72.93
Też miłość

Bezpłatny fragment - Też miłość


5
Objętość:
265 str.
ISBN:
978-83-8104-873-6
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 46.61
drukowana A5
Kolorowa
za 72.93

Od autora

Ludzie są nieświadomi tego, że obok nich w pracy, szkole a nawet w rodzinie żyje ktoś kto jest gejem, lesbijką, biseksualistą czy transwestytą. Ukrywają się, ponieważ boją się reakcji otoczenia. Może warto by sprawić, żeby coming outy nie były dla nich koszmarem? Może warto by odkrywanie przez nich własnej tożsamości seksualnej nie kojarzyło się z lękiem? Skoro,,odmienna” orientacja jest ich częścią, to po co tyle nienawiści i homofobii? Ważne jest to żeby sami zaakceptowali siebie. Ludzie LGBT nie są dziwadłami, tylko normalnymi ludźmi, którzy stanowią znaczny pierwiastek naszej planety. A czy to takie ważne kto kogo kocha? To sprawa indywidualna, która nie powinna mieć wpływu na relację z heterykami. Jeśli ktoś ma z tym problem, to jego sprawa. Żeby akceptować, wystarczy być po prostu człowiekiem, ale dla niektórych to jest za dużo...

1. Szafa Księżniczki

Klaudia poprosiła mnie, żebym poszedł z nią na shopping. Ma zamiar kupić sobie nowe ciuszki, a jak twierdzi mam dobry gust i zawsze potrafię obiektywnie ocenić daną stylizację. Tak jest zawsze. Praktycznie w każdą sobotę prosi mnie o wspólny wypad. Absolutnie nie mam nic przeciwko! Uwielbiam zakupy. Co prawda nic nie kupuję dla siebie, bo ubrania zawsze zamawiam przez internet. W naszym malutkim miasteczku nie ma takich sklepów, gdzie mógłbym kupić coś do swojej szafy. Mam dość unikatowy styl i nie ubieram się w byle co. Moje ubrania muszą być zjawiskowe.

Klaud jest moją jedyną przyjaciółką. Nie udało mi się nigdy poznać kogoś takiego kto zauważyłby, że jestem inny i co najważniejsze kogoś kto by to zaakceptował. Nie chodzi tutaj o moją orientację, bo o tym nikt nie wie. Mam na myśli po prostu sposób bycia. Nie potrafię tak jak inni faceci tracić czasu na bieganie za głupią piłką czy uganianiu się za dziewczynami, które ich nie chcą. Również ubieram się bardziej „nowocześnie”, a nie tak jak wszyscy w czarne bluzy i niebieskie jeansy. Co fajnego jest w tym, że każdy wygląda tak samo? Nie rozumiem ludzi.

Klaud się to podoba, ale przecież zawsze było jasne, że najlepszym przyjacielem kobiety jest gej. Aż się dziwię, że niczego nie podejrzewa. Mniejsza o to.

Umówiliśmy się, że będę na nią czekał pod SZAFĄ KSIĘŻNICZKI. Więc idę tam. Klaud przyjdzie za dziesięć minut. Jak każda kobieta musi wyglądać perfekcyjnie. Nawet na zakupach. Rozglądam się w koło. Widzę jedynie zabieganych ludzi, którzy zamiast patrzeć przed siebie, patrzą pod nogi. Unikanie kontaktu wzrokowego z innymi nie jest przyjemne. Czego tu się bać? Ja zawsze patrzę na ludzi, którzy przechodzą obok mnie.

Tym razem nie widzę nikogo interesującego. Nawet nie mam przyjemności popatrzeć na jakiegoś seksownego chłopaka, bo widzę tylko starszych ludzi i dzieci.

Jest jedenasta. Klaudia wychodzi zza rogu. Macham jej energicznie, próbując przyciągnąć jej wzrok. Zauważa mnie i podchodzi.

— Cześć! — mówi i rzuca mi się w ramiona.

Jeśli chodzi o naszą relację jest to przyjaźń. Oboje doskonale o tym wiemy. W naszej przyjaźni nie ma żadnego niekomfortu jeśli chodzi o dotyk, więc Klaud zawsze przytula mnie na powitanie i pożegnanie, a ja odwzajemniam uścisk.

— Strasznie długo się szykowałaś. — stwierdzam.

Uwalniamy się z uścisku i patrzymy na siebie.

— No wiesz. Ja zawsze muszę wyglądać perfekcyjnie. Poza tym ty wyglądasz tak świetnie, że nie chciałam wypaść gorzej.

Uśmiecham się.

— No co ty. To tylko dzięki godzinie przed lustrem każdego dnia.

Poważnie.

— Make up to mordęga, ale czasami warto się męczyć. — stwierdza.

— Masz rację chociaż nie mam doświadczenia.

Wybuchamy śmiechem.

Zerkam na witrynę sklepu SZAFA KSIĘŻNICZKI.

— Może wejdziemy do środka? Być może czeka tam na ciebie suknia Kopciuszka.

Klaudia dzióbie mnie palcem w ramię.

— Ja jestem lepsza od Kopciuszka i nie gubię butów.

Otwieram drzwi i wpuszczam Klaud do środka.

Klaudia od razu biegnie do wieszaków, na których są kolorowe t-shirty. Nawet nie zwróciła uwagi na sprzedawczynię, która z uśmiechem powiedziała „Dzień dobry”.

Poszedłem za nią.

— Zobacz jakie wspaniałości. — mówi.

— Ja i tak wolę męskie ubrania.

Spogląda na mnie tym swoim złowieszczym spojrzeniem.

Uśmiecham się.

Klaudia wraca do przeglądania bluzek. Co chwilę wyciąga jakąś, ogląda po czym następnie odwiesza ją z powrotem. Siadam na kanapie, która stoi pod ścianą. Doskonale wiem, że te zakupy trochę potrwają. Moja wspaniała przyjaciółka jest uzależniona od wydawania kasy.

Klaud z kupką rzeczy idzie do przymierzalni. Teraz zacznie się najlepsze. Będzie mi się prezentować w każdej kreacji, a ja będę mówić co myślę o danym stroju. Potrafię powiedzieć, że wygląda w czymś źle albo że coś do niej nie pasuje. Nie mówię „Wyglądasz we wszystkim świetnie!”. Dlatego właśnie zawsze zabiera mnie na zakupy, bo potrafię jej doradzić.

Znika za firanką w przymierzalni, a ja przeglądam fejsa. Marcin wstawił nowe zdjęcie profilowe. Założył koszulkę na ramiączkach. Jaki on jest boski i gorący! Od razu daję mu like’a.

— No i jak?

Klaudia wyszła z przymierzalni. Odrywam się od telefonu i patrzę na nią. Ma na sobie jeansową kurtkę, ale nie taką zwyczajną, tylko z zawirowaniami na materiale. Kurtkę oceniam na pięć. Włożyła także t-shirt z napisem FUCK OFF!

— Kurtka całkiem w porzo. Ale ta koszulka do ciebie nie pasuje. Jesteś taka spokojna.

— Tak myślisz?

— Ja to wiem.

Nie dyskutuje ze mną, tylko od razu idzie się przebrać. Wie, że mam rację.

Chwilę później wychodzi z tą samą kurtką i z białą koszulką bez napisu, tylko z zadrapaniami na środku bluzki. Wygląda to tak jakby tygrys swoim wielkim łapskiem przejechał po jej brzuchu.

— W tym wyglądasz zdecydowanie lepiej!


Po godzinie idziemy do domu Klaudii. W obu rękach trzymam ogromne torby pełne bluzek, t-shirtów, spodni. Jest tam nawet jedna sukienka. Skąd ona ma tyle pieniędzy na takie częste zakupy? Co dwa tygodnie chodzę z nią po różnych sklepach i zawsze wracamy z dwoma torbami.

Jej rodzice są jeszcze w pracy, więc w domu jesteśmy tylko my. Klaudia nie ma rodzeństwa, ani nawet żadnego zwierzaka. Jak można nie mieć zwierzaka?

Torby delikatnie KŁADĘ na jej łóżko. Kiedyś RZUCIŁEM torbę, dopiero była jazda. Myślałem, że mnie zabije. Spiorunowała mnie wzrokiem, a następnie krzyknęła „Nie rzucaj tym do cholery!”. Od tamtej pory dbam o jej zakupy, jak o własne zdrowie.

— Uważam, że zakupy były udane. — stwierdza i kładzie się na łóżko.

Kładę się obok niej.

— Jesteś najlepszym przyjacielem! — stwierdza.

Przekręca się na bok w moją stronę.

— Jesteś lepszym przyjacielem-facetem, niż przyjacielem-kobietą.

To mnie tym zaskoczyła. Nie wiem co powiedzieć, więc nic nie mówię. Leżymy tak chwilę w milczeniu. Klaud przygląda się swoim paznokciom.

— Chyba muszę je pomalować na nowo. Pomożesz mi?

Podnosimy się z łóżka i siadamy przy biurku. Klaudia idzie po niebiesko-brokatowy lakier i kładzie go przede mną.

— Co o tym myślisz?

Biorę do ręki mały flakonik z brokatową substancją. Jest to ładny kolor i myślę, że będzie do niej pasować. Oddaję jej lakier.

— Jest idealny. — stwierdzam.

Klaudia siada obok mnie na krześle. Otwiera lakier i kładzie lewą rękę na biurku. W prawej trzyma pędzelek, który mi podaje.

— Wiesz jak to się robi.

Ależ skąd! Nigdy w życiu nie robiłem czegoś takiego. Jedynie widziałem kilka razy jak mama to robi. Nigdy wcześniej nie malowałem nikomu paznokci. Biorę pędzelek i zaczynam jej malować paznokcie, powolnymi ruchami. Robię to bardzo ostrożnie. Wychodzi mi to całkiem ładnie.

— Robiłeś to już kiedyś? — pyta, gdy kończę malować ostatni palec lewej ręki.

— Nie. — odpowiadam sprawdzając czy paznokcie są równo pomalowane. Tak są!

Klaud ostrożnie zabiera lewą rękę i lekko nią macha. Obok mnie kładzie prawą rękę i z o wiele większym przekonaniem przechodzę do malowania. Tym razem idzie mi szybciej i jeszcze bardziej dokładniej.

Gdy kończę, Klaudia ogląda dokładnie swoje palce i mówi:

— Jestem pod wrażeniem. Naprawdę wyszło ci to świetnie.

Przytula mnie.

— To teraz ja tobie pomaluję paznokcie! — proponuje znienacka.

Znowu mnie zaskoczyła. Mogę spróbować. Czemu nie?

Oddaję jej pędzelek i kładę przed nią lewą dłoń.

— Ale tylko jedną dłoń. — oznajmiam.

— Tylko jedną. — powtarza.

Na początku czuję lekki zapach lakieru. Klaud przykłada pędzelek do mojego środkowego palca i go maluję. Jest to przyjemne uczucie. OMG! Żeby mi się to przypadkiem za bardzo nie spodobało. Nie chiałbym na co dzień chodzić w pomalowanych paznokciach.

— Skończyłam! — oświadcza.

Przyglądam się swojej dłoni. Bez lakieru wygląda zdecydowanie lepiej, ale warto było spróbować. Klaud wyciąga telefon z kieszeni i robimy sobie zdjęcie na snapa. Oboje pokazujemy pomalowane paznokcie. Klaud wstawia zdjęcie na MY STORY.

— No dobra. Podobają mi się te paznokcie. — mówię patrząc na swoją dłoń. — Ale jednak wolę mieć naturalny kolor.

— Marudzisz!

Klaud przynosi zmywacz do paznokci i waciki. W dwie minuty zciera ze mnie cały lakier.

— Tak jest o wiele lepiej. — mówię.

Pomagam jej ogarnąć biurko, na którym zrobił się nagły chaos. Brudne waciki wyrzucam do kosza pod biurkiem, a Klaud wynosi lakier do łazienki.

Następnie idziemy do kuchni, gdzie robimy sobie drinki. Sok pomarańczowy z wódką. Klaud robi przepyszne drinki. Pijemy je wtedy, gdy jej rodziców nie ma w domu. Jeszcze nie jesteśmy pełnoletni, więc wiadomo, że jej rodzice mogliby mieć coś przeciwko.

Siadamy przy kuchennym stole obok siebie i powoli sączymy zawartość szklanek.

— Kojarzysz Andrzeja z 2B? — pyta mnie znienacka.

Przypominam go sobie. Tak pamiętam. Nie jest jakimś specjalnie fajnym facetem. Mi się nie podoba i na pewno nie chciałbym się z nim umówić. Wyczuwam, że Klaud się w nim zabujała. Ale nic nie mówię.

— Tak kojarzę.

— Co o nim myślisz?

Nie myślę o nim.

— Nie znam go. Nie mogę nic o nim powiedzieć.

Klaud dobija do dna szklanki. Widzę, że lekko się zarumieniła.

— Zabujałaś się w nim? — pytam wprost.

Klaudia się krztusi. Poklepuję ją po plecach. Jeszcze bardziej się zarumieniła.

— E tam. Od razu się zabujałam. Po prostu wydaje mi się, że jest ciekawym człowiekiem.

— Jasne.

Dopijam swój trunek.

— Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać. Poznasz go lepiej.

— Co ja bym bez ciebie zrobiła? Jesteś takim cudownym przyjacielem.

— Z pewnością poradziłabyś sobie.

„Ale ja nie poradziłbym sobie bez ciebie” mówię w myślach.

Naszą weekendową tradycją jest seans dwóch odcinków serialu Z Miłości Do Radości. Historia ta opowiada o młodych licealistach, którzy zamieszkują razem w wynajętym mieszkaniu. Przez 3/4 odcinka akcja rozgrywa się w klubach, w mieszkaniu, na plaży, w parku… Wszędzie tylko nie w szkole. Jednyną wadą tego serialu jest to, że nie ma tam żadnego geja.

Razem z Klaudią kładę się na kanapę w salonie i oglądamy przerysowaną miłość hetero.

2. Homofobiczna dama

Moi dziadkowie zaprosili mnie i rodziców do siebie na niedzielny obiad. Cieszę się! Są naprawdę wspaniali i mili. Praktycznie co tydzień jeździmy do nich w trójkę. Babcia robi najlepszy rosół na świecie! Za to dziadek opowiada najlepsze dowcipy, przy których nie da się nie zaśmiać.

Mama powiedziała mi, że ma także wpaść ciotka Grażynka. Tylko nie to… Zdominuje całe rodzinne spotkanie. Ciągle gada o swoim życiu i swoich sukcesach. Czasem zdarza jej się mówić coś o innych, zazwyczaj jest to negatywny komentarz. Ciotka należy raczej do gatunku plotkarek i do tych co uważają się za najlepszych, a na innych patrzą z pogardą.

— Pośpiesz się! — krzyczy mama z samochodu.

Tata siedzi za kierownicą. Zamykam drzwi domu na klucz i biegnę do auta. Siadam do środka.

— Pamiętajcie tylko żeby nie denerwować Grażynki. — ostrzega mama.

Tata patrzy na mnie w wewnętrznym lusterku.

— Słyszysz Piotrek? Mamy się w ogóle nie odzywać.

Mama rzuca mu ostrzegawcze spojrzenie.

— Znam swoją siostrę i wiem, że każdy temat musi skomentować, ale spróbujcie ją zrozumieć.

Tata odpala samochód i rusza.

— Jej się nie da zrozumieć. — mówię.

— I ty przeciwko niej? — pyta mnie mama.

Nie lubię jej i wcale tego nie kryję. Już kilka razy dawała mi kilka swoich cennych uwag, które mnie uraziły. Raz stwierdziła, że przydałoby mi się wojskowe wychowanie. Uważa, że jestem rozpieszczony. Heloł? Nie jeżdżę na niebieskim kucyku, a chciałbym.


Na miejsce dojeżdżamy po dwadziestu minutach. Przez całą drogę nikt nic nie mówił. Tak bardzo się przejęliśmy wizją spotkania z ciocią Grażyną.

Babcia z Dziadkiem mieszkają na wsi obok pięknego lasu. Całe otoczenie jest typowo wiejskie. Fajnie jest się wyrwać z miasta choć na chwilę do takiego pięknego miejsca pełnego świeżego powietrza.

Dziadek czeka na nas przed bramą, którą chwilę wcześniej otworzył. Uśmiecha się i nam macha. Tata odpowiada mu uśmiechem i wjeżdża. Samochód parkuje przed drewnianą szopą. Widzę jak Olaf biegnie w moją stronę. Jest to jedyny pies dziadków. Kucam i go głaszczę. Bardzo się lubimy. Labradory są najbardziej rodzinnymi psami.

— Witaj malutki. — mówię do niego.

Wstaję i idę się przywitać z dziadkiem. Obejmuje mnie swoimi wielkimi rękami.

— Cześć Piotrek! — szepcze mi do ucha.

Spogląda na mnie. Klepie mnie po ramieniu i idzie przywitać się z rodzicami, którzy powoli wydrapują się z auta.

Ściskają się. Tata od razu pyta:

— Jest już Grażyna?

Mama wymierza mu lekki cios łokciem.

Dziadek się śmieje.

— Niestety jeszcze jej nie ma, ale za to jest babcia i pyszne gołąbki.

Dziadek odwraca się na pięcie i idzie do domu, a my za nim.

Od przedsionka wyczuwam cudowny zapach gotowanych gołąbków. Wchodzimy do kuchni. Babcia stoi przy garach, miesza coś łyżką i nuci jakąś melodię. Odwraca się gdy słyszy nasze kroki.

— Już jesteście! Cudownie.

Wyłącza palnik, odkłada łyżkę, wyciera ręce o fartuch i idzie się z nami przywitać.

— Witaj Piotrusiu.

Oplata mnie swoimi rękami i całuje w policzek.

Dlaczego ciągle traktuje mnie jak małe dziecko? Mam już siedemnaście lat!

Gdy tylko mnie puszcza od razu siadam za nakrytym stołem. Teraz niech wytarmosi rodziców.

— Siadajcie kochani. Siadajcie. — powtarza rodzicom.

Tak też robią i siadają obok mnie. Dziadek siada z brzegu, a babcia nakłada nam obiad.

— Mamo, kiedy będzie Grażynka? — pyta mama.

Babcia stawia talerz przed dziadkiem.

— Zaraz powinna tutaj być. Musiała zajechać do sklepu, bo jej się porwały rajstopy.

Słyszę jak tata dusi się ze śmiechu. Mama tym razem uderza go kolanem. Uspokaja się.

— To przykre. — mówi mama.

— Bardzo. — dodaje tata.

Ni z tego, ni z owego drzwi do domu otwierają się z hukiem.

— Już jestem!

O nie! Ciotka już przyszła. Współczuję każdemu kto ją musi oglądać. Naprawdę… Ma prawie czterdzieści lat, a ubiera się jak stara dama ze średniowiecza. Zawsze czy to lato czy to zima w swojej kreacji musi mieć jakiś futrzany element. Dzisiaj jest to futrzana torebka. Czasami zdarza jej się włożyć futrzany beret. W tym to dopiero wygląda masakrycznie!

Z nikim się nie wita, tylko od razu siada za stołem. Babcia nakłada jej jedzenie, później rodzicom, a na końcu mi. W końcu nakłada sobie i siada. Wszyscy chwytamy za widelce i zaczynamy jeść. Jedynym sposobem, żeby zamknąć ciotkę jest jedzenie. Gdy je to nie mówi. Dziadek włącza TV na kanał z wiadomościami.

— Znany piosenkarz Michał GRUS Gruszka pojawił się dzisiaj na paradzie równości w Warszawie.

Spoglądam na ekran. Prezenterka mówi o paradzie równości pod Sejmem. Pokazują krótkie nagrania na których jest pełno tęczowych ludzi.

Czuję dziwne mrowienie w brzuchu. Robi mi się gorąco.

W końcu pokazują piosenkarza, który przykrył się tęczową flagą i przemawia.

— Nie no! Wyłączcie to obrzydlistwo! — mówi ciotka z kartoflem w ustach. — Widzicie to? Parada dziwolągów.

— … Piosenkarz publicznie przyznał się do tego, że jest gejem. — kontynuuje prezenterka.

Ciotka wybucha śmiechem. Zaciskam mocno palce na sztućcach. Zaczyna się robić nieprzyjemnie.

— Przecież wydawał się być takim porządnym człowiekiem! — krzyczy do ekranu. — Mam w domu jego dwie płyty! A tu się okazuje, że jest pedałem!!!

Na to słowo wszystko się we mnie gotuje. Obrażając Grusa obraża mnie.

Rodzice i dziadek milczą. Babcia zabiera głos.

— Uspokój się Grażynko. To nie jego wina. To jest po prostu taka choroba.

Choroba? Mam ochotę stąd wyjść, ale to wydałoby się podejrzane. Powstrzymuję emocje.

Reportaż w TV się zmienia, ale temat przy stole ciągle pozostaje.

— Od razu po powrocie do domu wyrzucam jego płyty. — ciotka oznajmia ze spokojem.

Tracę ochotę do przebywania w tym towarzystwie.

— Chyba zostawiłem telefon w samochodzie. — mówię do wszystkich. — Muszę iść po niego, bo czekam na ważny telefon.

Oczywiście jest to nieprawda, bo telefon mam w kieszeni.

— Okay. — mówi mama.

Wstaję od stołu. Biorę brudny talerz i sztućce do ręki. Wkładam je do zlewu i pośpiesznie wychodzę z domu. Moje emocje na zewnątrz trochę się uspokajają.

Jak mogła w taki sposób ocenić ludzi, których w ogóle nie zna? Nigdy nie zrozumiem homofobów.

Postanawiam iść na spacer do lasu. Długi, bo nie zamierzam wracać do domu, w którym jest przeklęta ciotka. Przynajmniej do czasu, gdy nie zadzwoni do mnie mama i nie powie, że wracamy.

3. To piosenka LP?

Jest słoneczny poniedziałek, a okropna niedziela się skończyła. Po powrocie od dziadków, nie czułem się za dobrze (w sensie psychicznym). Ciotka to skończona wariatka i już przenigdy się do niej nie odezwę. Jak mogła w tak chamski sposób wyrażać się o homoseksualistach? Przecież jesteśmy takimi samymi ludźmi jak ona. Odmienna orientacja nie sprawia, że stajemy się NIEludźmi czy jakimiś kosmitami. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Ona tego nie rozumie. Jest skończoną kretynką.

Teraz idę do szkoły. Klaudia wysłała mi SMS-a, że już tam jest i na mnie czeka pod angielskim.

Jak zwykle siedzi na parapecie i przegląda podręcznik. Rzucam plecak pod ścianę i podchodzę do niej.

— Cześć. — mówię.

Schodzi z parapetu i mnie przytula. Ma na sobie koszulkę, którą razem kupiliśmy w SZAFIE KSIĘŻNICZKI.

— Jak tam weekend? — pyta.

Wskakuję na parapet, a Klaud robi to samo.

— O Sobocie wiesz wszystko. A wczoraj byłem u dziadków.

— Tylko nie mów, że wpadła ciotka.

Spuszczam głowę i przypominam sobie co powiedziała. Nie mogę jej tego powtórzyć, bo Klaud nie wie, że jestem gejem.

— Wpadła. I była całkiem miła.

Klaud się śmieje.

— Ona? Miła? Niemożliwe!

— Trochę wymachiwała widelcem przy obiedzie.

— Cholera.

— A ty co robiłaś?

— Uczyłam się na sprawdzian z matmy.

Shit… Zapomniałem.

— Zapomniałeś prawda? — pyta mnie.

Ale ona mnie dobrze zna.

— Tak zapomniałem. — potwierdzam.

Podnoszę głowę i rozglądam się. Nawet nie zauważyłem, że są tu jacyś ludzie. Na ławce dostrzegam Marcina. Jejku! Jaki on jest przystojny. Podoba mi się. Moją główna zasada to NIE ZAKOCHUJ SIĘ W HETERO, ale wydaje mi się, że on jest gejem. Skąd to wiem? Ubiera się mniej więcej tak jak ja, woli przebywać w towarzystwie dziewczyn, dba o swój wygląd i ma takie gejowskie ruchy. Mam nadzieję, że się nie mylę, dlatego pozwalam sobie na fantazje z nim w roli głównej.

Teraz siedzi w towarzystwie dwóch dziewczyn z pierwszej klasy. On jest w drugiej. Przyglądam mu się. Jego błękitnym oczom. Wardze, którą chciałbym przygryźć. Kurczę…

— Piotrek?

Wyłączyłem się na chwilę, ale Klaudia mnie przywołuje. Dzwonek zadzwonił więc idziemy do klasy.

Na długiej przerwie ponownie siadam na tym samym parapecie. Klaud musi iść do łazienki, więc zostaję na chwilę sam. Wchodzę na fejsa, aby znowu obejrzeć nowe zdjęcie profilowe Marcina. Jest taki sexy.

— Hej!

Podnoszę głowę. O CHOLERA! To Marcin. Wyłączam telefon.

— Hej. — odpowiadam.

Marcin wskakuje na parapet obok mnie. Zaczyna robić mi się ciepło. Patrzę w jego przepiękne oczy, a on patrzy w moje.

— Chciałem zapytać jaką piosenkę dzisiaj zaśpiewasz?

W szkole mamy Dzień Kultury i zostałem poproszony o zaśpiewanie jakiejś piosenki. Nigdy nie brałem żadnych lekcji śpiewu, ani nie myślałem, żeby zostać piosenkarzem. Po prostu mam dobry słuch i ciekawy głos. Jak na razie występuję tylko podczas szkolnych imprez. W ogóle nie stresuję się na scenie, wychodzę na nią i robię swoje. Przez weekend nawet zapomniałem, że to dzisiaj.

— Zaśpiewam Other People.

Uwielbiam piosenki LP! Podziwiam ją za to, że tak otwarcie mówi o swoim homoseksualizmie. W teledyskach pokazuje swoją dziewczynę i nie ukrywa, że się kochają. Tacy ludzi są potrzebni w showbiznesie, aby młodzi ludzie mogli brać z nich przykład i nie ukrywać swojej orientacji.

— To piosenka LP? — pyta z niepewnością.

— Tak.

Marcin zaczyna machać nogami.

— Dlaczego akurat wybrałeś tę piosenkę?

Zastanawiam się dlaczego wybrałem tę piosenkę. Ma fajną melodię, fajny tekst, no i jest to piosenka LP.

— Bo lubię LP i ta piosenka mi się podoba.

— Aha.

Milczymy.

Dzwoni dzwonek. Klaud wraca z łazienki. Widzę ją na końcu korytarza. Marcin zeskakuje i idzie na swoją lekcję.

— No to powodzenia! — mówi.

Lekko się zarumieniam. Czuję motyle w brzuchu.

Za godzinę mam występ w szkolnej świetlicy. Dam z siebie wszystko, żeby tylko Marcinowi się podobało.

— Spłoszyłam go? — pyta Klaud.

— Nie. Śpieszył się na lekcję.

Patrzymy na siebie. Klaud nawet nie wie, co teraz dzieje się w mojej głowie.


Cała szkoła jest już w świetlicy. Przed wejściem jestem ja, para prowadzących (dlaczego zawsze musi to być dziewczyna i chłopak?) i kilka szkolnych gwiazd. W ogóle się nie denerwuję i nie przeraża mnie fakt, że występuję jako pierwszy.

Krystian i Kasia wychodzą na scenę, aby zapowiedzieć mój występ. Poprawiam fryzurę i odchrząkuję.

— A teraz wystąpi Piotrek! Wielkie brawa dla niego.

Publiczność klaszcze. Prowadzący schodzą szybko ze sceny. Kasia podaje mi mikrofon, biorę go do lewej ręki i wchodzę na scenę. W międzyczasie, chłopak od namuzycznienia puszcza Other People.

Słyszę pierwsze nuty i w tłumie wypatruję Marcina. Znajduję go w trzecim rzędzie po lewej stronie. Patrzy na mnie i się uśmiecha. Robi mi się gorąco.

Słowa wypływają ze mnie jak woda z butelki. Mam świetną pamięć do angielskich tekstów, więc nauczenie się piosenki LP nie było dla mnie żadnym problemem. Chodzę po scenie i wykonuję przeróżne dziwne gestykulacje. Nie zwracam w ogóle uwagi na to, że w świetlicy jest tylu ludzi. Podczas moich występów istnieję tylko ja i muzyka… I Marcin! Śpiewam do niego, chociaż, absolutnie ta piosenka nie wyraża tego, co chcę mu powiedzieć. Nie chcę żeby się pieprzył z innymi ludźmi!

Piosenka się kończy. Słyszę gromkie brawa. Kłaniam się i schodzę ze sceny. Mikrofon oddaję Kaśce.

— To było coś! — mówi jakiś głos, ale nie zwracam uwagi kto to.

Idę prosto do łazienki. Przemywam twarz i wycieram ją papierem do rąk.

Drzwi do łazienki się otwierają. To Marcin!

On chyba chce, żeby moje serce dzisiaj eksplodowało.

— Brawo! — mówi. — To był naprawdę świetny występ. Masz niesamowity głos. — chwali mnie.

Ze szczęścia cały promienieję. Nie mogę powstrzymać uśmiechu. Komplementy zawsze poprawiały mi nastrój, a te od Marcina sprawiają, że latam.

— Dzięki!

Jesteśmy sami w łazience. Emocje we mnie buzują i mam ochotę go pocałować. W ostatniej chwili powstrzymuję się od tej dzikiej myśli. Przez chwilę patrzymy na siebie i tylko tyle. Do niczego między nami nie dochodzi. Marcin wchodzi do kabiny, a ja wracam na świetlicę.

4. Pada w moje ramiona

To spotkanie w łazience było cudowne! Po powrocie do domu cały czas o nim myślałem. Niestety, ale chyba się w nim zakochałem. Jest to raczej pewne.

Teraz siedzę na parapecie w szkole. Klaud jeszcze nie przyszła, więc oglądam sobie otoczenie i macham lekko nogami. Co chwilę pojawia się jakiś nauczyciel, więc mówię mu/jej dzień dobry.

— Dzień dobry! — mówię do pani od biologii.

— Dzień dobry Piotrek. — odpowiada. — Cieszę się, że cię widzę.

Zeskakuję z parapetu i podchodzę do niej. Przeczuwam, że będzie miała dla mnie jakieś zadanie.

— Na tobie zawsze można polegać, więc chcę cię poprosić o pomoc. Dostałam informację, że właśnie przywieźli do szkoły małą, korkową tablicę do mojej klasy. Czy mógłbyś mi pomóc ją zamontować?

— Oczywiście.

Zalewska się uśmiecha i poprawia torebkę.

— Znakomicie. W takim razie chodź za mną.

Idziemy do pokoju nauczycielskiego, w którym jeszcze nikogo nie ma. Nauczycielka stawia torbę na swoim biurku i pokazuje palcem zapakowaną w brązowy papier tablicę.

— To jest właśnie ta tablica. — tłumaczy.

To jest ta mała tablica? Miała być mała! Rozmiary tej tablicy wynoszą jakiś 1m na 90cm. Nie mówię tego na głos żeby jej nie urazić. Podchodzę do tablicy, łapię ją w obie ręce i podnoszę do góry. Nie jest ciężka, ale niewygodnie mi się ją trzyma.

— Ale ty jesteś silny!

Zalewska otwiera mi drzwi i prowadzi w kierunku swojej sali. Idziemy na piętro. Na schodach niesie mi się jeszcze gorzej, ale dzielnie idę do góry. Docieramy na drugie piętro.

— Może weźmiemy sobie jeszcze jednego chłopaka. — mówi.

Świetny pomysł!

Za zakrętem na parapecie siedzie jakiś chłopak. To Marcin!

Zaczyna mi się robić gorąco.

— Marcin! — woła go Zalewska. — Choć pomóc Piotrkowi z tą tablicą.

Marcin zeskakuje z parapetu i podbiega do nas. Patrzy na mnie i na tablicę.

— Cześć. — mówi.

— Hej. — odpowiadam.

Łapie za drugi koniec tablicy. Od razu jest mi lepiej. Tylko dlatego, że wziął do rąk niewygodną tablicę, czy dlatego, że to ON?

Wchodzimy do klasy biologicznej i sorka prowadzi nas do gołej ściany, w którą są wbite dwa gwoździe.

— Zawieście to tam, tylko może weźcie sobie stolik.

Stawiamy tablicę na ziemi i opieramy ją o ścianę. Następnie stawiamy stolik pod ścianą. Marcin od razu wskakuje na niego. Domyślam się, że najpierw powinienem mu podać jeden koniec tablicy i wejść na stolik z drugim. Tak też robię. Trochę nieudolnie wchodzę na stolik i staję bardzo blisko Marcina, a nasze buty się stykają. Próbuję się skupić na tablicy, a nie na nim. Udaje mi się.

— Weź podnieś ją wyżej. — mówi do mnie.

Posłusznie wykonuję jego polecenie.

Sorka stoi z boku i uważnie się nam przygląda. U niej w klasie wszystko musi być idealnie równe.

— Marcin musisz odchylić ją w swoją stronę. — mówi.

Trochę się szarpiemy z tą tablicą, bo kółeczka nie chcą wejść w gwoździe. Cholera jak to dwuznacznie brzmi… Udało się! Tablica wisi.

— Znakomita robota. — mówi szczęśliwa Zalewska.

Spoglądam na Marcina, który na mnie patrzy i też się uśmiecha. Zeskakuję ze stolika. Marcin zamierza zrobić dokładnie to samo, jednak jego nogi się zaplątują i potyka się.

Bez chwili zastanowienia łapię go w swoje ramiona. Nic mu się nie stało. Ten chłopak na mnie leci… Moje ręce oplatają jego plecy. Wygląda to tak jakbyśmy się przytulali. To wszystko trwa jedynie kilka sekund. Zdezorientowany Marcin uwalnia się ode mnie. Czuję się jak w niebie. Przytuliłem go, chociaż to nie było planowane. Być może uratowałem mu życie. Jejku co się dzieje?

— Wszystko w porządku? — pytam go.

Marcin podciąga spodnie, które lekko się osunęły.

— Tak. Wszystko w porządku. Uratowałeś mi życie. Dzięki stary!

Marcin klepie mnie w ramię. Uśmiechamy się do siebie.

Kompletnie zapomniałem, o Zalewskiej. Chyba nawet nie zauważyła co się właśnie stało, bo nawet nie wiem kiedy podeszła do biurka. Teraz siedzi za nim i przegląda jakąś książkę. Razem z Marcinem podchodzimy do jej biurka.

Sorka odrywa się od czytania i patrzy na nas.

— Dziękuję wam za pomoc. Możecie już iść.

Wychodzimy z klasy. Marcin zamyka drzwi. Dzwonek na pierwszą lekcję jest za dwie minuty.

— To był ciekawy początek dnia. — zauważa Marcin.

To był najlepszy początek dnia w moim życiu!

— Tak. Było fajnie. — odpowiadam.

5. Kocham kino!

Klaudia zaprosiła mnie dzisiaj do kina. Stwierdziła, że powinniśmy się rozerwać przy jakimś hetero-romansidle. Wybraliśmy film Zanim się pojawiłeś, którego seans będzie o dziewiętnastej. Przejrzałem szybko opinie o tym filmie. Podobno jest to adaptacja książki o miłości opiekunki i chłopaka z porażeniem czterokończynowym. Chyba się załamię… Nawet inwalidę ktoś pokochał, a co ze mną? Piotrek wyluzuj. To tylko film.

Umówiliśmy się pod kinem dziesięć minut przed filmem, więc już stoję przy wejściu. Klaud jest punktualną osobą, więc za chwilę powinna przyjść. Spoglądam na telefon. Jeszcze piętnaście minut do filmu. Wkładam go do kieszeni i rozglądam się. W pobliżu przewijają się pojedyncze osoby. Żadnej znajomej twarzy.

Grupka rozchichotanych dziewczyn z gimnazjum wchodzi do kina. Czy nastolatki zawsze muszą się ze wszystkiego śmiać? Dostrzegam Klaudię. Macha mi z daleka. Podchodzę do niej i się ściskamy.

— Jak zwykle punktualny. — zauważa.

— Oczywiście.

Uwalnia się z mojego objęcia. Cała promienieje radością.

— Wchodzimy? — proponuję.

— Jasne.

Więc wchodzimy do środka. Od razu podchodzimy do kasy, gdzie jest jedynie sympatyczna pani.

— Dwa bilety ulgowe poproszę na Zanim się pojawiłeś. — mówię.

Starsza pani kliknęła kilka razy myszką i spojrzała na mnie.

— Które miejsca?

— Piąty rząd, miejsce czwarte i piąte. — odpowiada jej Klaud.

Kasjerka zaznacza te miejsca. Prosi o legitymacje i pieniądze. Podaję jej pieniądze za oba bilety.

— Dzisiaj ja stawiam. — mówię do Klaud.

Nic nie odpowiada. Uśmiecha się do mnie i podaje swoją legitymację kasjerce, ja wyciągam swoją i jej pokazuję.

— W porządku. Tu są wasze bilety.

Biorę oba do ręki. Zabieramy swoje legitymacje i idziemy do wejścia na salę. Kolejka składająca się z kilku osób otacza faceta, który kasuje bilety.

— Spokojnie. Proszę państwa!

Tłum roześmianych nastolatek wchodzi na salę.

— Bilety. — mówi do mnie szorstkim głosem.

Podaję mu, a on odrywa fragment papieru. Oddaje mi bilety i razem z Klaud wchodzimy na salę. Jest mało osób. To dziwne, bo ten film podobno jest jednym z najlepszych filmów tego roku. Do rozpoczęcia seansu zostało jeszcze sześć minut.

Schodzimy do piątego rzędu, odnajdujemy swoje miejsca i siadamy.

— Nie mogę się doczekać! — piszczy podekscytowana.

— Spokojnie, bo wystraszysz innych.

— Mnie nie wystraszy.

Serce podchodzi mi do gardła. Patrzę w lewo i umieram. Marcin siada obok mnie.

— Hej Marcin! — wita go Klaud.

— Cześć. — mówię z opóźnieniem.

Uśmiecha się. Widocznie miał dobry dzień. Kuźwa… Dlaczego przyszedł akurat na ten film i to dzisiaj? Przypadek czy przeznaczenie? Nie ważne. Cieszę się, że siedzi obok mnie i nie wiem jak wytrzymam film.

— Czytaliście książkę? — pyta nas.

— Nie. — odpowiadam.

— Tak. — odpowiada Klaud.

O nie! Moja przyjaciółka zrobi na nim większe wrażenie niż ja.

— Jeżeli ten film będzie tak samo dobry jak książka to chyba się popłaczę na koniec.

Marcin i łzy? Nie wiedziałem, że może być taki wrażliwy.

Światła powoli gasną. Zaczyna się robić nastrojowo, a ja wiem, że moja wyobraźnia zaczyna wariować. Przez moment jest zupełnie ciemno. Serce wali mi jak oszalałe. Pojawiają się reklamy i w sali robi się przez to jaśniej. Zerkam ukradkiem na Marcina, który z uwagą ogląda reklamę Tymbarka. W ciemności wygląda tak cudownie. Nie mogę tak cały czas na niego zerkać, bo może zauważyć. To będą ciężkie, ale jakże cudowne dwie godziny.

Film zaczyna się po dziesięciu minutach i już od pierwszej sceny czuję romantyczność filmu. Przypadkiem stukam się z kolanem Marcina. Nic nie mówi, tylko się uśmiecha.

Podczas romantycznych scen mam ochotę chwycić go za rękę, która zwisa mu z fotela. W ogóle nie mogę się skupić na fabule filmu, bo Marcin cały czas mnie rozprasza. Moja wyobraźnia zaczyna wariować (tak jak myślałem!).

Film się kończy. Zerkam na Marcina. Tego się nie spodziewałem… Płacze. Zerkam na Klaudię o której prawie zapomniałem. Też płacze. A ja? Prawie płaczę, ale w kinie się nigdy nie wzruszam i powstrzymuję łzy chociaż mam ochotę. Zakończenie filmu jest naprawdę wstrząsające i smutne.

— To było wspaniałe. — mówi Marcin i wyciera oczy rękawem.

— Cudowne. — komentuje Klaudia.

Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci filmem i ciągle jesteśmy w Paryżu z Lou Clark. Z kina wychodzimy jak zombie i siadamy na najbliższej ławce. Patrzę na Marcina i widzę, że powoli wraca z filmu.

— To niesamowite, że film może zmusić do głębokich refleksji. — stwierdza. — Przy książce nie czułem tego samego co teraz.

— To przez tą muzykę. — w końcu się odzywam. — Ed Sheeran i Imagine Dragons zrobili cudowne kawałki, które pasują do tego filmu.

Oczywiście w domu posłuchałem całego soundtracka Zanim się pojawiłeś.

— Masz rację. To przez muzykę. — mówi Klaud.

— No dobra. Nie smućmy się już. — próbuję jakoś rozwiać smutny nastrój. — To tylko film, a my jesteśmy w jednym kawałku i może pójdziemy na pizzę?

— Świetny pomysł! — stwierdza Klaud i na jej twarzy pojawia się ten cudowny uśmiech. — To gdzie idziemy?

— Proponuję „Porąbanego Drwala”.

Marcin wybucha śmiechem.

— Mamy tutaj taką śmieszną pizzerię?

— Tak.

— Okay. Wiecie co? Ja chyba nie pójdę, bo jutro rano muszę z mamą jechać na zakupy do wielkiego miasta.

Shit! A zapowiadało się tak fajnie. Marcin patrzy na mnie przez chwilę, a za chwilę przenosi wzrok na Klaud.

— Nie będziemy długo. Chodź z nami na chwilę. Będzie fajnie! — Klaud próbuje go przekonać.

— Muszę zrobić zakupy na moją imprezę urodzinową, która jest za tydzień w sobotę. Oczywiście was serdecznie zapraszam. Zaczynamy o osiemnastej.

A jednak będzie fajnie. Zaprosił mnie na urodziny. O jejku!

— Na pewno przyjdziemy! — prawie wykrzykuję.

Próbuję ukryć radość z zaproszenia, ale nie potrafię. Każda chwila, w której mogę być blisko niego jest wspaniałą chwilą.

— Cieszę się. — mówi patrząc na mnie.

Robi mi się gorąco. Wstajemy i idziemy w stronę ulicy.

— To do zobaczenia! — mówi Klaudia do Marcina.

Marcin ściska moją dłoń i uśmiecha się do Klaud. Idzie w lewo, a ja z Klaud w prawo do „Porąbanego Drwala”. Szczerze? Nie mam ochoty tam iść. Wolałbym pójść za nim dokądkolwiek, ale nie mogę tego zrobić swojej przyjaciółce. No więc idziemy do tej porąbanej pizzeri.

6. Trzy bransoletki

— Naprawdę nie wiem co mu kupić. — mówi Klaud zza półki.

Jesteśmy w sklepie i poszukujemy prezentów dla Marcina. Wieczorem jest jego impreza urodzinowa, a my ciągle nie mamy dla niego nic. Przez cały tydzień myślałem nad tym co mu kupić i miałem przeróżne pomysły: pakiet filmów, zestaw perfum itp. Doszedłem do wniosku, że to musi być coś niezwykłego, bo on jest niezwykły. Klaud ma podobny problem.

— Kompletnie nie wiem co mu kupić. — powtarza.

— Może kupimy mu jeden, wspólny prezent od nas?

Klaud wyłania się zza regału i do mnie podchodzi.

— Myślę, że to świetny pomysł. Skoro mamy taki problem z oddzielnymi prezentami to z jednym wspólnym powinno być trochę łatwiej.

— Pomyślmy. Co może mu się przydać?

Opiera się o mnie.

Naprawdę nie wiem co kupić Marcinowi. Dlaczego moja najlepsza, pomysłowa przyjaciółka też nie wie?

Idziemy do kolejnego sklepu z różnościami. Przeglądam kubki z imionami, figurki, ręczniki, gadżety erotyczne… Nic ciekawego tutaj nie ma.

— Piotrek, musimy coś mu kupić. Za pięć godzin zaczyna się przyjęcie, a my nie mamy żadnego prezentu.

— Wiem.

Rozglądam się po sklepie w nadziei, że coś fajnego rzuci mi się w oczy. Niestety… Nic ciekawego nie widzę.

Klaud stoi obok mnie i szuka czegoś w myślach.

— A może kupimy mu kilka bransoletek?

— Co?

— Nie zauważyłeś, że lubi bransoletki? Ma ich kilka.

No tak! Kobiety zawsze zwracają uwagę na najmniejsze szczegóły. Wiedziałem, że nosi bransoletki, ale nie zwracałem uwagi na to, że ma ich kilka.

— Skoro ma ich już kilka to myślisz, że jest sens kupić mu nowe?

Nie wiem czy to dobry pomysł.

— Oczywiście. Skoro je lubi to na pewno dwie czy trzy mu nie zaszkodzą.

Klaud zawsze ma rację. Nie będę się z nią sprzeczać. Może bransoletki to nie głupi pomysł?

Przestajemy gadać i idziemy szukać półki z bransoletkami. Znajdujemy je po chwili. Jest ich bardzo dużo. Klaud przebiega palcami po każdej, wyciąga je, odkłada albo wyciąga i bierze do drugiej ręki. Po chwili ma ich już trzy.

— Zobacz.

Podaje mi bransoletki. Biorę je i uważnie się im przyglądam. Na jednej jest znak zodiaku Marcina (rak) wygrawerowany na srebrnej blaszce, która jest przymocowana do grubego sznurka. Na drugiej nie ma nic poza kilkoma zawijaskami na sztucznej skórze. Trzecia robi na mnie największe wrażenie. Jest na niej napis: I’M COOL NO FOOL. Super!

— Jesteś niezwykła!

Klaud bierze ode mnie bransoletki.

— Nie musisz mi tego ciągle powtarzać.

Uśmiecha się i ja też. W końcu mamy coś ciekawego. Rzucam wzrok na cenę. Piątak za jedną. Musimy się zrzucić po siedem pięćdziesiąt. Wyciągam z kieszeni portfel i grzebię w przegródce w poszukiwaniu monet. Mam! Podaję je Klaudii, która już zdążyła wygrzebać drobne ze swojego różowego portfela.

Idziemy do kasy. Klaud podaje bransoletki ekspedientce, która bierze je i sprawdza cenę.

— Piętnaście złotych.

Klaud kładzie pieniądze na ręce ekspedientki. Ta wrzuca je do kasy i podaje rachunek.

— Jeszcze to! — mówi nagle Klaud.

Patrzę na nią i widzę, że w ręce trzyma małe, fioletowe pudełeczko ze złotą wstążką na prezent. Skąd je wzięła? Rozglądam się. Przy kasie stoi piramida z masą takich pudełeczek. Nie zauważyłem ich wcześniej, bo Klaud je zasłoniła.

— Dwa złote. — mówi kasjerka i bez brania pudełeczka do ręki drukuje paragon.

Już mam zamiar wyciągnąć złotówkę, ale Klaud mnie powstrzymuje.

— Daj spokój. Ja zapłacę.

Wyciąga monetę i kładzie ją na ladzie. Kasjerka zabiera dwójkę i powoli wkłada do kasy.

Wychodzimy ze sklepu. Klaud przed wejściem delikatnie wkłada bransoletki do pudełeczka.

— No to już coś mamy. Myślę, że trzeba jeszcze kupić jakieś alko i będzie okay.

Tak więc idziemy do sklepu alkoholowego, w którym pracuje znajomy Klaud.

— Siema Stefan. Jak tam?

— W porządku. — odpowiada.

W ogóle mnie nie zauważa. Facet ma jakieś trzydzieści lat i jest chłopakiem kuzynki Klaudii. Bez problemu sprzedaje jej alkohole na różne okazje.

— Co tym razem? — pyta spokojnie.

— Idziemy właśnie na imprezę urodzinową.

Stefan wstaje z krzesła i podchodzi do półki.

— Mam coś świetnego na taką okazję.

Z półki wyciąga jakąś butelkę. Nie widzę nazwy. Stawia ją na ladzie, a Klaud bierze ją od razu do ręki.

— Martini! Zobacz Piotrek! Idealny prezent dla Marcina! Bierzemy.

Stefan zabiera flaszkę i owija ją w biały papier. Następnie spod lady wyciąga elegancką torebkę prezentową. Stuka w kasę i drukuje paragon.

— Dwie dyszki.

Razem z Klaud wyciągamy po dyszcze i podaje mu do ręki. Powoli bierze banknoty

— Udanej imprezy.

— Z Martini na pewno będzie fajnie. Trzymaj się. — mówi Klaud i bierze Martini do ręki.

Wychodzimy z galerii i idziemy w stronę parkingu.

— Tyle chyba już wystarczy. — stwierdza Klaud.

— Też tak myślę.

Tak naprawdę, tak nie myślę. Chciałbym mu kupić coś jeszcze, ale największy problem jest w tym, że nie wiem co. Chciałbym, żeby to coś sprawiło, że mnie zapamięta na długo.

Klaud wyrywa mnie z zamysłu i sprowadza na ziemię.

— O cholera! Zobacz która jest godzina! Musimy natychmiast wracać do domu.

Wyciągam telefon i patrzę na godzinę. Jest szesnasta. Cholera… Faktycznie musimy się śpieszyć.

7. Położyłem rękę na jego kolanie!

Po zakupach przyszliśmy prosto do mnie, gdzie z niecierpliwością czekaliśmy na godzinę osiemnastą trzydzieści. Klaudia kilka razy poprawiała bransoletki w pudełku. Później poprawialiśmy siebie przed lustrem. Wszystko musi być perfekcyjnie dopracowane.

Marcin mieszka na przedmieściach. Nie jest to daleko, ale nie jest też blisko, dlatego moja mama zaproponowała, że nas zawiezie. Super!

Z Klaud siedzimy na kanapie i oglądamy program kulinarny. Co chwilę zerkam na zegarek. Już niedługo… Strasznie jaram się tą imprezą. Liczę na to, że będzie wiele okazji na bliski kontakt z Marcinem, a kto wie na jak bardzo bliski… Kurczę! Za dużo sobie wyobrażam.

— Już czas! — mówi Klaudia.

Sprawdzam godzinę w telefonie. W pół do dziewiętnastej. Podnosimy się z kanapy. Ze stolika biorę bransoletki i Martini. Idziemy do samochodu. Mama już na nas czeka w zapalonym aucie.

Otwieram drzwi Klaud z tyłu. Ona wsiada jako pierwsza, a ja wchodzę za nią. Zapinamy pasy i mama rusza.

— Myślisz, że będzie dużo ludzi? — pytam Klaud.

— Pewnie. Na pewno będzie Krystian, Jolka, Beata i Marcel. O innych nie wiem.

— Aha. Oby mu się spodobały prezenty.

— Spodobają mu się.

Jestem przejęty. Boję się, że bransoletki mogą mu się nie spodobać i co wtedy? Chcę, żeby się ucieszył.

Mama zatrzymuje się pod jego domem. Kurczę… Miałem nadzieję, że będzie tylko kilka osób, a okazuje się, że jest ich całkiem sporo. Już przed samym wejściem jest jakieś dziesięć palących nastolatków. Marne szanse, że będę mógł zbliżyć się do jubilata na dłużej niż dwie minuty. Przecież każdy będzie chciał być blisko Marcina.

Wysiadamy z auta i idziemy w stronę domu. Nikogo z tych ludzi nie znam, dlatego przechodzę obok nich obojętnie. Wchodzimy do środka bez pukania, bo drzwi są otwarte na oścież. Po wejściu zauważam salon, w którym jest Jolka, Krystian, Beata, Marcel i… Marcin! Rozmawiają o czymś.

Muzyka gra głośno. Leci jakieś disco. Dookoła czuć zapach chipsów, wódki, zapiekanek i pizzy. Klaud łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę jubilata. Marcin nas zauważa. Uśmiecha się, przerywa rozmowę i podchodzi do nas. Klaud od razu rzuca mu się w ramiona i składa życzenia. Nie wiem co mówi, bo muzyka jest bardzo głośna. Puszcza go i się cofa.

O matko. Teraz moja kolej. Co ja mam mu życzyć? Podchodzę do niego i mówię po prostu:

— Wszystkiego najlepszego!

Ale żenada. Nie wymyśliłem nic ciekawego, tylko zwykłe „wszystkiego najlepszego!”. Masakra! Podaje mu prezenty i mówię:

— Ode mnie i od Klaudii!

Ta muzyka jest zdecydowanie za głośno.

— Dzięki! — krzyczy Marcin.

Ściska mnie i klepie po ramieniu. Jego dotyk jest bardzo delikatny. Tego się nie spodziewałem. Znowu robi mi się gorąco. Marcin puszcza mnie i od razu otwiera pudełko z bransoletkami. Chwila prawdy…

— O cholera!

Wyjmuje bransoletki i przygląda się im. Na jego twarzy jest szeroki uśmiech. Od razu wkłada je wszystkie na prawą rękę. Widzę, że naprawdę się cieszy z prezentu.

— Dzięki! — powtarza. — Naprawdę wiedzieliście czego potrzebuję. Siadajcie przy stole.

Marcin podchodzi do stołu i rozpakowuje Martini. Stawia ją obok innych butelek. Wszyscy coś mówią, ale ja nie wiem co. Jest za głośno.

Siadam na kanapie, a Klaud zajmuje miejsce obok mnie. Przysuwa się do mnie i mówi na ucho:

— A nie mówiłam, że te bransoletki to strzał w dziesiątkę!

— Mówiłaś.

Z drugiej strony obok mnie siedzi Beata. Nie znam jej w ogóle. Kojarzę ją tylko ze szkolnego korytarza. Marcin jest tak daleko, jakieś trzy metry ode mnie. Jak ja to przeżyję? Tak blisko, a jednak tak daleko.

Przychodzą goście z przed domu. Zajmują pozostałe miejsca, część z nich musi się ściskać z innymi na ławce. Gdy wszyscy już siedzą wygodnie Marcin wstaje, bierze do ręki wódkę i nalewa każdemu do kieliszka. W końcu podchodzi do mnie. Zerka na mnie i nalewa ognistą wodę. Przyglądam się jego delikatnym dłoniom, które trzymają mój kieliszek, a jednocześnie zerkam w jego oczy. To będzie świetna impreza!

Każdy chwyta kieliszek i wznosi toast za jubilata. Stukam się z Klaudią i pijemy. Wódka pali mi gardło, więc szybko popijam sokiem pomarańczowym. Wypiję tylko kilka kieliszków. Chcę zachować świadomość każdej chwili…


— Piotrek. Może jeszcze jednego? — proponuje mi Klaud.

— Nie dzięki.

Głowa mi pęka. Chyba wypiłem za dużo. Świat mi trochę wiruje. Impreza rozkręciła się na dobre. Jest po dwudziestej pierwszej. Podnoszę głowę i widzę, że sporo osób odeszło od stołu. Pewnie wyszli na papierosa albo gdzieś. Nie widzę Marcina. O jejku! Chce mi się siku.

Nachylam się do Klaudii i krzyczę jej do ucha:

— Muszę do łazienki.

Kiwa głową. Wstaje i chwiejnym krokiem idę w kierunku schodów. Łapię się poręczy i powoli wchodzę na górę. Udaje mi się dotrzeć w jednym kawałku. Łazienkę odnajduję bez problemu. Zapalam światło, otwieram drzwi i wchodzę do środka. Nikogo nie ma. Przekręcam klucz i idę do kibla.

Podczas sikania robi mi się lepiej. Trochę trzeźwieje. Spuszczam wodę i wychodzę z łazienki.

— Jak się bawisz?

Patrzę w lewo. Chwilę mi zajmuje zanim orientuje się, że to pytanie wyszło od Marcina.

— Świetnie! — krzyczę, chociaż na górze nie słychać muzyki aż tak bardzo i można nawet usłyszeć szept.

Jubilat podpiera się rękami o ścianę. Widzę, że też za dużo wypił. Podchodzi do mnie chwiejnym krokiem. Lekko się potyka i łapie mnie z ramię.

— Sorki. — mówi przepraszająco.

— Już to raz przerabialiśmy.

— Haha! Faktycznie już raz mnie uratowałeś. Wiesz co? Może pójdziemy na balkon się przewietrzyć? Nie najlepiej się czuję.

Marcin puszcza mnie i prowadzi w stronę drzwi balkonowych. Otwiera je i wychodzimy na zewnątrz. Jest bardzo ciepło, ale czy to przypadkiem nie od alko?

Dostrzegam plastikową ławkę. Siadam na niej, a Marcin siada obok mnie. Lekki ciepły wiaterek uderza w moją twarz.

— Od razu mi lepiej. — mówi sam do siebie.

Patrzę w gwiazdy. Też mi lepiej. Przenoszę wzrok na Marcina. On też na mnie patrzy. Jesteśmy trochę nawaleni, ale to nic. Czuję się bardziej odważnie niż zazwyczaj. Przysuwam się bliżej Marcina aż nasze kolana się stykają. Jubilat się nie rusza. Ciągle patrzymy na siebie.

Chcę go dotknąć, ale… Aaaa… Pieprzyć to! Kładę delikatnie rękę na jego kolanie. Kompletnie mi odbiło, ale nic na to nie poradzę. Zakochałem się w nim. Marcin patrzy na mnie, a później na moją dłoń. Kładzie swoją prawą rękę na moją. Ma takie ciepłe palce… Nic więcej nie robi, tylko po prostu trzyma swoją dłoń na mojej. Ciągle się uśmiecha. Zaraz tutaj eksploduję! Chcę go pocałować, ale się powstrzymuję. A co jeśli jednak jest hetero? Ależ skąd! No przecież położył swoją dłoń na mojej i nic nie mówi, że trzymam go za kolano…

— Piotrek! Piotrek! Gdzie jesteś?

Odwracam głowę. Na korytarzu stoi Klaudia i mnie szuka. Trzyma się znacznie lepiej. Zauważa mnie i wychodzi na balkon. Szybko zabieram rękę z kolana Marcina.

— Tu jesteś. A ja cię wszędzie szukam.

Wstaję powoli.

— Moja mama już po nas przyjechała. Musimy iść.

Nie! Nie w tym momencie. Marcin dalej siedzi i patrzy w gwiazdy.

— Piotrek. — przywołuje mnie przyjaciółka. — Musimy już iść. Mama na nas czeka.

— Już idę.

Ruszam w kierunku Klaud i czuję się znacznie trzeźwiejszy.

— Ale się uwaliłeś!

— Wiem.

Tym razem ze schodów schodzę bez trzymanie się poręczy. Na dolę chcę sprawdzić która godzina, ale okazuje się, że nie mam telefonu. Zatrzymuję się.

— Co jest?

— Chyba zostawiłem telefon na górze.

Na pewno go miałem w łazience, więc musiał mi wylecieć na balkonie. Klaud patrzy na mnie z uśmiechem i mówi:

— Szybko idź po niego. Będę czekać na ciebie w samochodzie.

Wbiegam sprawnie po schodach i idę w kierunku balkonu. Wychodzę na zewnątrz i od razu dostrzegam mój telefon, który leży pod ławką. Dostrzegam również, że Marcin nie siedzi już na ławce, tylko stoi pod barierką. Nie jest sam. Jest obok niego jakaś dziewczyna której nie znam. Dotykają się i całują. Nie myślę. Jestem trochę pijany, więc nie myślę. Podchodzę szybko do ławki, kucam, łapię telefon i wychodzę. Nawet mnie nie zauważyli.

Nie wiem co się dzieje. W głowie dziwnie mi huczy. Schodzę na dół i od razu idę w stronę samochodu. Obie siedzą w środku i czekają na mnie. Wsiadam bez słowa obok Klaudii. Rozmawiają, ale ja ich nie słucham. Próbuję przetworzyć to co zobaczyłem na balkonie. Marcin całował się z jakąś dziewczyną. Z DZIEWCZYNĄ! Nie mogę w to uwierzyć. Głupio wierzyłem, że on naprawdę jest gejem. Próbuję sobie wmówić, że oboje byli pijani i że ta dziewczyna się na niego rzuciła. Po prostu wszedłem w złym momencie. Tak! Na pewno jutro okaże się, że to przez alkohol.

Mama Klaud zatrzymuje się pod moim domem. Ściskam Klaud. Mówię dobranoc i wychodzę z auta. Odjeżdżają, a ja wchodzę do domu. Już nie wiem co mam myśleć o tej imprezie.

8. Jednak hetero

Budzę się rano kompletnie zdezorientowany. Co się dzieje? A tak. Wczoraj byłem na imprezie Marcina. Głowa mnie boli. Jejku jak mi źle. Przez moment próbuję sobie przypomnieć co się wczoraj działo. Bransoletki, łazienka, Marcin, balkon, ławka… Trzymałem go za kolano! Naprawdę to zrobiłem?

Podnoszę się i siadam. Przecieram oczy i zerkam na godzinę w telefonie. Jest dziesiąta. Czy coś jeszcze się wczoraj wydarzyło? A no tak. Marcin całował się z dziewczyną. Kładę się ponownie i zakrywam kołdrą pod sam nos. Nic nie myślę. Zasypiam.


W poniedziałek rano wstaję bez problemu. Ubieram się i spędzam pół godziny przed lustrem. Muszę wyglądać znakomicie. Rodzice są już w pracy, więc zaglądam do kuchni i biorę kanapki, które naszykowała mi mama. Wkładam je do plecaka i wychodzę z domu.

Dzwoni telefon. Wyciągam go z kieszeni i widzę, że to Klaud.

— Cześć! Gdzie jesteś? Nie uwierzysz co się wydarzyło. Za ile będziesz?

— Już idę. Zaraz będę. Co się stało?

— Przyjdź to ci powiem.

Rozłączyła się.

Ciekawe co takiego mogło się wydarzyć w poniedziałek rano, że cały świat musi o tym wiedzieć. Przyśpieszam i już po chwili jestem w szkole. Wchodzę do środka i wbiegam po schodach na górę. Na naszym parapecie siedzi już Klaud. Gdy mnie widzi, zeskakuje z niego i podbiega do mnie. Rzuca mi się w ramiona.

— Dobrze, że już jesteś. Mam takiego newsa, że normalnie nie uwierzysz!

— Aż się boję.

Uwalnia mnie z uścisku i idziemy usiąść na parapecie. Zerkam na chwilę przez okno. Ciekawe czy Marcin pamięta co się wydarzyło na imprezie? Pamięta, że go dotknąłem? Pamięta, że trzymał mnie za rękę? Pamięta, że się całował?

— Chodzi o Marcina. — zaczyna.

Spoglądam na nią i naprawdę boję się co powie. Tylko nie to, tylko nie to…

— Nasz kumpel coś zyskał po urodzinach. Kojarzysz…

Ponownie spoglądam przez okno, bo chyba wiem, co Klaudia chce powiedzieć.

— Słuchasz mnie? Kojarzysz Aśkę z 2B? Otóż Marcin się z nią całował po imprezie i teraz oficjalnie są parą. Beata mi powiedziała. Na początku myślałam, że się upili i że był to taki niewinny pocałunek, ale nie. Wczoraj Beata widziała ich jak byli na randce w „Porąbanym Drwalu”.

Nie, nie, nie, nie… NIE, NIE, NIE!!!

Nie mogę w to uwierzyć. Nie chcę w to wierzyć! Miałem nadzieję, że był to faktycznie niewinny pocałunek. Próbowałem sobie wmówić, że to nieprawda. To co powiedziała Klaudia działa na mnie jak paralizator. Jak mogłem się tak pomylić… Jak mogłem myśleć, że Marcin jest gejem?

— To cudownie. — kłamię.

Zeskakuję z parapetu.

— Gdzie idziesz? — pyta Klaud.

— Muszę na chwilę iść do łazienki.

Zakochałem się w hetero. To zbrodnia. Może jakoś inaczej zniósłbym fakt, że Marcin ma faceta, ale on ma dziewczynę! Jak mogłem się tak pomylić?

Zamykam się w kabinie i siadam na klozecie. Spuszczam głowę i łapię się rękami za włosy.

Coś w środku mnie pękło. Zaczynam płakać. Nie mogę się powstrzymać. Nic mnie nie obchodzi. Chłopak, w którym się zakochałem ma dziewczynę. Czy może być coś gorszego?


Dziesięć minut później dostaję SMS-a od Klaudii:


Wszystko OK? Idziesz na lekcję?


Nie mam ochoty jej odpisać, ale to moja przyjaciółka. Z trudem wystukuję:


Wszystko OK. Zaraz będę.


Klikam wyślij.

Wycieram oczy i odczekuję pięć minut aż nie będzie widać, że płakałem. Wychodzę z kabiny i podchodzę do lustra. Jest okay. Idę na lekcję.

9. Jaka jest Aśka?

Już nie promieniuję radością. Z czego mam się cieszyć? Pierwsze trzy lekcje były dla mnie katorgą. Na niczym nie mogłem się skupić. Ciągle myślałem o tym, co mi powiedziała Klaud. Analizowałem każdą sytuację i naprawdę nie wiem jak mogłem się tak pomylić. Dlaczego moja intuicja zawiodła?

Teraz siedzę z Klaudią na parapecie i jem kanapkę. Ona ciągle o czymś gada, a ja powoli gryzę chleb.

— Ej co jest?

Zerkam na nią. Kurczę! Widzi, że jest coś ze mną nie tak. Ale przecież nie mogę jej powiedzieć prawdy.

— Wszystko ok. — szepczę.

Wyciągam telefon i wchodzę na fejsa. Żałuję tej decyzji. Pierwszą rzeczą jaką widzę jest post na tablicy Marcina. Zmienił status na: W związku z użytkownikiem: Asia Kwiecień.

Zajebiście. Wyłączam telefon i rzucam go na parapet.

— Ej! — krzyczy Klaudia. — Co się z tobą dzieje?

— Nic.

Zauważam Marcina. O nie. Podchodzi do nas i w przeciwieństwie do mnie jest bardzo wesoły. Bardziej niż zwykle.

— Hej! — wita się.

Podaje mi rękę, a ja niechętnie podaję swoją. Jego uścisk działa na mnie jak paralizator. Klaudia robi mu miejsce obok siebie. Na szczęście siada obok ściany, a nie mnie.

— No to opowiadaj. — zaczyna Klaud. — Jaka jest Aśka?

— Cudowna. Naprawdę. Jest fantastyczna. Bardzo się cieszę, że zrobiłem taką dużą imprezę urodzinową. Gdyby nie to to nigdy by się nie wydarzyło to co się wydarzyło.

— Wspaniale. Gratuluję!

Ich radość mnie przeraża. Nie potrafię nawet udawać, że cieszę się z szczęścia Marcina.

— Piotrek? Co z tobą? — pyta Marcin.

— Dzisiaj jest jakiś nie w humorze. — odpowiada za mnie.

— W piątek robię kolejną imprezę. Wpadniecie?

— No jasne!

— Ja nie mogę.

Oboje patrzą na mnie wyczekując szczegółowego wyjaśnienia.

— Jadę na weekend do babci.

Po raz pierwszy kłamię przyjaciółce. Coś musiałem powiedzieć. Na szczęście oboje mi wierzą.

Dzwonek dzwoni. Koniec przerwy. Marcin wraca do swojej klasy, a ja i Klaudia idziemy na angielski. To będzie ciężki dzień. Z trudem powstrzymuję łzy.

10. Mały coming out

Od razu po lekcjach idę do małego lasu obok szkoły. Tam nigdy nikogo nie ma, więc w spokoju będę mógł posiedzieć, odpocząć i przede wszystkim pomyśleć. Plecak rzucam gdzieś obok krzewu. Opieram się o sosnę i osuwam się w dół. Zaczynam znowu płakać.

Chyba muszę zakończyć znajomość z Marcinem. Nie mogę się już z nim dłużej kumplować. Ta relacja mnie zabije. Nie wyobrażam sobie kolejnych opowieści o tym, jaka ta Aśka jest cudowna. Mało tego moja przyjaciółka jest bardzo zainteresowana jego związkiem. Czy to zdrada? Nie. Nie mogę tak myśleć, przecież ona nie wie co do niego czuję. Może gdybym jej powiedział to byłoby mi łatwiej? Nigdy! Nie mogę jej powiedzieć. Nie chcę, żeby i Klaudia złamała mi serce. Niby kto lubi gejów? Nikt! Wszyscy uważają nas za dziwolągów i osoby, które trzeba tępić.

Jak mogłem się zakochać w hetero? To pytanie cały czas jest w mojej głowie i jak przykute do mózgu nie chce wyjść.

Ocieram oczy. Może będzie lepiej. Muszę tylko unikać Marcina.

Moje myśli przerywa dzwoniący telefon. Niechętnie wyjmuję go z kieszeni.

— Halo? — mówię nie patrząc kto dzwoni.

— Hej. Dasz się wyrwać na shopping?

Od razu rozpoznaję głos Klaudii.

— Nie. Nie mam dzisiaj ochoty na nic. Przepraszam.

Chwila milczenia.

— Wszystko w porządku? Raczej nie. Po co pytam? Przecież widzę, że coś cię gryzie. Chciałabym ci pomóc, ale nie wiem jak. Musisz mi powiedzieć co się dzieje. Do cholery! Jestem twoją przyjaciółką. Gdzie jesteś?

— Pod drzewem.

— A tak dokładniej?

— Pod drzewem w lasku obok szkoły.

— Zaraz do ciebie przyjdę. Nie ruszaj się nigdzie.

Klaud rozłącza się, a ja chowam telefon do kieszeni.

Powiem jej wszystko. Trudno. Jest mi już wszystko jedno, więc jeśli nie będzie się ze mną chciała zadawać to trudno. Nie chcę jej okłamywać i chcę być w stosunku do niej szczery. Na tym przecież polega przyjaźń.

Siedzę tak sobie na ziemi i wypatruję Klaud. Przychodzi po dziesięciu minutach i bez słowa siada obok mnie. Lekko się odsuwam, żeby zrobić jej miejsce. Patrzę na nią i widzę, że nie promieniuje radością tak jak zazwyczaj. Jest poważna i widać, że przejmuje się moim nieszczęściem chociaż nie wie o co chodzi. Opuszczam głowę.

— O co chodzi? — pyta troskliwie.

Milczę. Nie wiem jak zacząć.

— Nie wiem jak zacząć. — mówię cicho.

— Najlepiej od początku.

Zaczynam skubać trawę, jednak wcale mi to nie pomaga. Jestem przerażony, ale przecież to moja przyjaciółka.

— Zakochałem się. — zaczynam.

Klaud nie reaguje, tylko wyczekuje dalszej części opowieści. Podnoszę głowę i patrzę na nią.

— Zakochałem się w kimś kto sprawiał wrażenie, że się mną interesuje, a teraz jest z kimś innym.

Ponownie opuszczam głowę. Znowu zaczynam płakać, a Klaud obejmuje mnie ramieniem.

— Tak mi przykro. Rozumiem co czujesz. I chcę, żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć i co najważniejsze zawsze możesz mi zaufać. Jestem twoją przyjaciółką. Nie wiem dlaczego bałeś się mi o tym powiedzieć. Przecież to nic złego.

— Tego nie jestem pewien.

Spoglądam na nią ukradkiem. Łzy spływają po moim policzku. Muszę jej powiedzieć.

— Co masz na myśli?

— To wszystko jest bardzo dziwne. Chcę ci coś powiedzieć, ale się boję, że jak się dowiesz to mnie zostawisz.

— Głuptasie! Czy wiesz co to jest przyjaźń? To coś lepszego niż małżeństwo. W tym przypadku jest się z kimś bez znaczenia na prawdę. Jeżeli nasza przyjaźń jest prawdziwa to przetrwa.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 46.61
drukowana A5
Kolorowa
za 72.93