Parę słów od autora
Przede wszystkim chciałbym podziękować osobie, dzięki której zdecydowałem się na publikację mojej książki. Czaruś o Tobie mowa, ale Ty o tym dobrze wiesz. Dodatkowo opinie osób, które czytały moje wypociny w wersji roboczej sprawiły, że uwierzyłem w siebie i postanowiłem spełnić swoje marzenia.
Szczególne podziękowania należą się Luzie, która wykonała korektę i redakcję teksu. Bardzo Ci dziękuję, bez Twojej pomocy prawdopodobnie książka nie ujrzałaby światła dziennego. Oczywiście podziękowanie należą się też Karolowi, który wykonał projekt okładki. Jesteście prawdziwymi przyjaciółmi i jestem Wam bardzo wdzięczny.
Na koniec wyjątkowe podziękowania należą się mojej mamie za to, że wspiera mnie i zawszę mogą na nią liczyć.
Życzę Ci drogi czytelniku
miłej lektur
i niezapomnianych wrażeń
Łukasz Kaźmierczak
Wstęp
Patrząc na moje życie z perspektywy lat, mogę powiedzieć, że było udane. Nie, nie myślcie, że miałem lekko, bo tak nie było. W sumie od samego początku miałem pod górkę. Wszystko co osiągnąłem zawdzięczam praktycznie sobie oraz kilku osobom, które spotkałem po drodze.
Zacznijmy od początku. Mam na imię Mikołaj, pochodzę z małej wioski w centralnej Polsce. Co mogę powiedzieć o swojej rodzinie to jedynie, że w domu nigdy się nie przelewało. Szczerze — panowała skrajna bieda. Matka zawsze kombinowała co zrobić, aby włożyć coś do garnka. Głodny nigdy nie chodziłem, brudny i w podartych ubraniach też nie. Rodzice pracowali zawodowo, ale jakichś kokosów nigdy nie zarabiali. Duża część budżetu szła na rachunki i utrzymanie nas — nie jestem jedynakiem, mam trójkę rodzeństwa — dwie siostry i brata, jestem najmłodszy.
Sytuacja bardzo się zmieniła, kiedy ojciec stracił pracę, jak możecie się domyśleć sięgnął do kieliszka. Wtedy chodziłem do podstawówki. W domu zaczęło się piekło. Alkohol zaczął rządzić… Co dużo będę pisał, matka nie wytrzymała napięcia, popadła w depresję, bała się postawić ojcu. A on robił to, co chciał — bił ją, starszego brata też, kiedy ten mu się postawił. W sumie brat jak to się działo miał najwięcej szczęścia, bo skończył już 18 lat i niedługo po tym wyprowadził się z domu. Trafiła mu się okazja wyjazdu za granicę, więc z niej skorzystał. Zerwał kontakt z rodziną zupełnie, do pewnego momentu nie wiedziałem nawet czy nadal żyje. Siostry — bliźniaczki — są tylko o rok ode mnie starsze, Na szczęście mnie ani sióstr ojciec nie tykał, bał się, chyba że w szkole mogą coś zauważyć, choć… i tak cała wieś wiedziała, co się u nas w domu dzieje, w szkole też.… Niestety nasze kochane prawo jest ograniczone, dyrektor szkoły zgłaszał, gdzie trzeba, że nie jest wesoło w naszym domu. Rezultat był taki, że wszystkie organy państwowe miały związane ręce, bo matka zaprzeczała wszystkiemu.
Mimo sytuacji w domu starałem się uczyć dobrze, ba nawet mi to wychodziło, byłem jednym z najlepszych uczniów w podstawówce, nauczyciele mnie chwalili, matka była dumna ze mnie, czasami nawet w nagrodę coś mi kupowała w tajemnicy przed ojcem.
W tamtych czasach byłem drobnym chłopcem. Blond włosy, niebieskie oczy, dużo osób mówiło mi, że wyglądam jak dziewczyna. Fakt, miałem wątłą sylwetkę, byłem bardzo szczuły, aby nie powiedzieć, że chudy. Na szczęście później to się zmieniło, ale na chwilę obecną zostawię ten temat.
Przyszła ostatnia, ósma klasa podstawówki i było kilka pytań i kwestii do przemyślenia. Po pierwsze wybór szkoły średniej. Oczywiście rodzice a szczególnie ojciec chciał abym poszedł do jakiejś zawodówki, matka nie mając swojego zdania popierała ojca. Co innego mój wychowawca, to on zachęcał mnie bym poszedł do liceum z rozszerzonym programem nauczania biologii i chemii, był biologiem z wykształcenia i uczył mnie tych przedmiotów. Twierdził, że mam talent w tych dziedzinach, no fakt, szóstki u niego miałem zawsze. Co ważniejsze, ja też w tych przedmiotach czułem się jak ryba w wodzie. Problem był tylko taki, że trudno było wytłumaczyć to rodzicom, że chcę iść do ogólniaka. Podczas jednej takiej rozmowy ojciec wpadł w szał i tak mnie pobił, że wylądowałem w szpitalu ze złamaną ręką oraz dwoma żebrami. Szkoła oczywiście powiadomiła odpowiednie służby, ale matka milczała — sama wtedy oberwała. Nie chciałem wracać do domu — postawiłem sprawę jasno, że nie wrócę i już. Prosiłem dziadków, abym mógł u nich zamieszkać, ale się nie zgodzili. Nie wiedziałem, co mam robić. Było jeszcze jedno wyjście, czyli mój chrzestny. Niestety nie miałem z nim kontaktu, bo odciął się od rodziny a raczej rodzina od niego — teraz wiem, dlaczego, ale to nie jest w tym momencie ważne. Zwróciłem się do swojego wychowawcy pana Pawła o pomoc, bo kiedyś coś wspominał, że zna mojego wuja. Obiecał mi, że z nim pogada, bo utrzymują kontakt.
Jeszcze jak leżałem w szpitalu pojawił się Kuba — mój wujek. Opowiedziałem mu co się stało i że nie chcę wracać do domu. Wysłuchał mnie i stwierdził, że mi pomoże.
Wujek miał wtedy 34 lata, ułożył sobie życie, zainwestował w swoje wykształcenie, był iberystą. Uczył hiszpańskiego w swojej szkole językowej i pracował jako tłumacz. Był i ba nadal jest bardzo przystojny. Brunet, oliwkowe oczy, szczupły, 190 wzrostu — dziwiło mnie wtedy, że nie ma żony ani nawet dziewczyny.
Tego samego dnia, kiedy odwiedził mnie w szpitalu, zadzwonił do mojej matki i zapowiedział, że zabiera mnie do siebie. Pół godziny później w szpitalu pojawili się rodzice i stwierdzili, że nie ma takiej opcji. Postawiłem się im otwarcie, że nie wrócę do domu i prędzej pójdę do domu dziecka, niż do nich wrócę. Zagroziłem, że pójdę nawet do sądu i opowiem o wszystkim, co się u nas w domu wyprawia. Ojciec próbował mnie przestraszyć, ale wiedziałem, że w szpitalu nie zrobi nic głupiego. Miałem rację. Kuba postawił ultimatum: rodzice mają przywieźć moje rzeczy do szpitala. Oznajmił, że stać go, aby mnie utrzymać i jeżeli będzie taka potrzeba załatwi wszystko prawnie, żeby mieć nade mną opiekę. Matka oczywiście tylko płakała, ale się zgodziła, powiedziała, że wyraża zgodę bym zamieszkał z wujem. Nie wiem, czy widziała szansę dla mnie wyrwania się z piekła czy też bała się konsekwencji prawnych. Nie wiem tego do dziś i chyba się nigdy nie dowiem.
Kuba zabrał mnie do siebie, postanowiliśmy wspólnie, że dokończę podstawówkę tam, gdzie chodziłem, pan Paweł na to nalegał i w sumie ja też nie chciałem zmieniać szkoły w ostatniej klasie. Wujek mieszkał w mieście oddalonym około 10 km od mojego miejsca teraz już tylko edukacji. Dowoził mnie codziennie do szkoły i z niej zabierał, czasami jeździłem z panem Pawłem. Tak czy inaczej udało się to wszystko zorganizować tak by było dobrze.
Generalnie jak po raz pierwszy zobaczyłem mieszkanie Kuby, wujek chciał abym mówił mu po imieniu, to mi szczęka opadła. Mieszkał w nowym bloku na 3 piętrze, miał dwupokojowe mieszkanie. Pełno książek do hiszpańskiego, racja pracy i wykształcenia. Ogromny telewizor, sprzęt audio. Najbardziej jednak podobała mi się kuchnia a raczej aneks kuchenny i łazienka. Dość duża jak na blok, z wanną i prysznicem. Tego samego dnia, kiedy się wprowadziłem do Kuby, zabrał mnie na zakupy. Stwierdził, że coś mi się od życia należy, więc postanowił, że kupi mi trochę ubrań i co najważniejsze musieliśmy kupić łóżko dla mnie, bo w mieszkaniu było tylko jedno. Co prawda wujek zapowiedział, że i tak jedną czy dwie noce musimy się przemęczyć i spać razem, bo musi trochę przemeblować pokój dla mnie ze względu na to, że ten pokój, który ja miałem zająć był urządzony jako gabinet.
W ósmej klasie odkrywałem dopiero swoją seksualność. Masturbację odkryłem już wcześniej, ale zauważyłem, że jak mówiąc delikatnie się zabawiam to myślę o facetach, a nie o dziewczynach. Wtedy byłem tym trochę zestresowany, sądziłem, że to taki okres czy coś, teraz już wiem, że jestem gejem. Bałem się, że jak będę spał z wujkiem, to mi stanie, a stawał mi zawsze wieczorem i rano. Był to dla mnie stres. Jednak wyjścia nie było, gdzieś musiałem spać.
Tak jak pisałem wcześniej Kuba był bardzo przystojny. Tego dnia, kiedy przyszedł do mnie do szpitala strasznie mi się spodobał, zarówno zachowanie w stosunku do mnie jak i fizycznie jako mężczyzna. Tym bardziej mój stres był większy, skoro mieliśmy spać razem.
Po zakupach pierwszego dnia, gdy zamieszkałem u niego, wujek zrobił obiad. Gadaliśmy dużo, w końcu nie widzieliśmy się kupę lat. Wypytywał mnie o moje życie i opowiadał o swoim. Miałem ochotę zapytać, dlaczego odciął się od rodziny, ale stwierdziłem, że nie będę wścibski. Przyjdzie czas na taką rozmowę. Miło się rozmawiało i nadszedł wieczór. Wujek stwierdził, że już pora na spanie. Wygonił mnie do łazienki, wziąłem prysznic, przebrałem się w spodenki do spania i koszulkę. W tym czasie Kubuś przegotował mi kołdrę i poduszki, które kupił dla mnie. Kuba poszedł do łazienki się myć, ja w tym czasie się położyłem. Swoim zwyczajem wziąłem książkę, aby trochę poczytać przed snem. Za moment Kuba wszedł do sypialni w samych bokserkach… o ja, jaki widok: jego klata ładnie owłosiona, brzuch tak samo — sam nie wiem co mi się stało, ale mi stanął, dobrze, że byłem pod kołdrą. Generalnie Kuba był cały owłosiony, nogi i ręce też pokrywały czarne włosy.
— No Młody z reguły śpię jak mnie bozia stworzyła — zaczął mówić wujek, śmiejąc się przy tym — ale w obecnej sytuacji bokserek nie zdejmę, choć pewnie mamy to samo….
Ja się cały zaczerwieniłem a Kuba się tylko śmiał. Nie wiedziałem co powiedzieć, wzrok poleciał mi mimowolnie na jego bokserki, wyobraźnia zaczęła działać.
— Spokojnie młody, ja się prześpię na kanapie jednak, aby cię nie krępować — stwierdził Kuba. Powiedz, czy rozmawiałeś z matką o bezpiecznym seksie? Głupie pytanie oczywiście, że nie. Jesteś w takim wieku, że to musimy nadrobić. Masturbację już pewnie odkryłeś?
— Kuba … — zacząłem się jąkać -… eeee… no odkryłem …
— Spoko ja byłem mniej więcej w twoim wieku jak zacząłem, no wiesz. Jak cię krępuję to powiedz.
— Nie spoko…, ale wiesz… no bo nie wiem jak mam … podobasz mi się … — palnąłem.
— Spoko, ale powiedz mi czy dziewczyny też ci się podobają fizycznie?
— O co pytasz?
— No czy już może uprawiałeś seks? Czy jak się masturbujesz to myślisz o facetach czy dziewczynach? Wybacz pytania, ale jak powiedziałeś, że ci się podobam — taka czysta moja ciekawość.
— Ostatnio to raczej o facetach… — odpowiedziałem i spaliłem buraka.
— Rozumiem… — opowiedział Kuba — wiesz czemu rodzina zerwała ze mną kontakt, powiedział ci ktoś coś na ten temat?
— Nie — odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
— Wypieli się na mnie, gdy im powiedziałem, że jestem gejem — wyznanie wuja zbiło mnie z nóg, Kuba to chyba zauważył — spokojnie Młody…
— Nie spoko — przewałem Kubie — wiesz nie myślałem o tym nigdy, ale ja chyba też wolę facetów, te fantazje… — muszę powiedzieć, że kutas mi pękał z bólu.
— Mikołaju jak jesteś gejem to spoko, ale o tym będziesz wiedział dokładnie za jakieś dwa lata, teraz to może być tylko fascynacja męskim ciałem, w twoim wieku jest to całkiem normalne i nie świadczy o orientacji.
Praktycznie nie spałem tej nocy, myślałem o tym co powiedział mi Kuba, że jest gejem, i że cała rodzina się na niego wypięła. Następnego ranka jakby nigdy nic wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie Kuba odwiózł mnie do szkoły. Przez dłuższy czas nie wracaliśmy do tego tematu.
Do końca roku szkolnego było co raz bliżej. Rozmawiałem klika razy z moim wychowawcą na temat wyboru kierunku szkoły, jak pisałem wcześniej namawiał mnie na kierunek biologiczno-chemiczny. Kuba stwierdził natomiast, że powinienem iść do takiej szkoły do jakiej naprawdę chcę iść i posłuchać w tym temacie samego siebie. Tak naprawdę nie wiedziałem, co będę chciał robić w przyszłości, lubiłem nauki przyrodnicze, matematykę — postanowiłem, że posłucham rady pana Pawła. Jak się okazało to był wybór idealny.
I Szkoła średnia. Pierwsze spotkanie Marka
Wakacje przed rozpoczęciem nauki w liceum spędziłem z wujem w Hiszpanii. Poduczyłem się trochę języka, poznałem fajnych ludzi, obcą kulturę i styl życia. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i w połowie sierpnia wróciliśmy do Polski.
Do szkoły średniej dostałem się bez problemu oczywiście pan Paweł napisał jeszcze list polecający. To plus moje oceny na świadectwie zapewniły mi dobry start. Okazało się, że moją wychowawczynią jest siostra pana Pawła i będzie uczyć mnie biologii. Oczywiście jak to w nowej szkole bywa, nowi znajomi, nowi nauczyciele, wszystko nowe. Nie powiem, że nie odnalazłem się szybko w nowym otoczeniu, kierunek okazał się trafiony. Nie chwaląc się pod koniec pierwszego semestru w pierwszej klasie miałem ogarnięty już materiał z początku klasy drugiej, dokładnie chodzi tu o cztery przedmioty oczywiście biologia, chemia, fizyka i matematyka. Złapałem takiego bakcyla na to, że sami nauczyciele byli pod wrażeniem. Kuba oczywiście też mnie chwalił i zachęcał do nauki.
Po feriach zimowych na początku drugiego semestru pan Paweł zadzwonił do mojego wujka, że chciałby ze mną pogadać, ale nie znał mojego obecnego numeru telefonu. Byłem zmuszony go zmienić ze względu na częste telefony ojca z groźbami co on mi nie zrobi, jak wrócę do domu. Bez najmniejszego zastanowienia zgodziłem się na to spotkanie. Parę słów o panu Pawle. Nie dość, że sympatyczny, to jeszcze bardzo przystojny mężczyzna, na moje oko około 180 cm wzrostu, ciemny blondyn o niebieskich oczach. Bardzo zawsze go lubiłem jako człowieka i jako nauczyciela. Kuba zaprosił go do nas w sobotę abyśmy mogli spokojnie porozmawiać.
Pan Paweł zaczął rozmowę prosto z mostu:
— Słuchaj Mikołaj, Justyna (siostra Pawła) zauważyła, że jesteś bardzo zdolny i poprosiła mnie abym z tobą porozmawiał na pewien temat, bo jak stwierdziła ja lepiej do ciebie trafię.
— Chyba zaczynam się bać — zażartowałem od niechcenia, ponieważ mina Pawła była bardzo poważna.
— Nie masz czego się bać. Chodzi o ty, że jesteś bardzo zdolnym uczniem. Podczas ferii rozmawialiśmy z siostrą na twój temat. Justyna powiedziała, że wybiegasz znacznie z materiałem z kilku przedmiotów.
— Zgadza się — wtrącił Kuba — na zebraniu Justyna chwaliła tego kujonka i to bardzo.
— Panie Pawle o co chodzi? — zapytałem.
— Już cię nie uczę więc jak chcesz, mów mi po imieniu, nie czuję się na Pana. Dobra, przechodzę do sedna, Justyna chce cię zgłosić do olimpiady z biologii a twój pan od chemii myśli o tym samym.
— Jak to — zdębiałem — przecież ja aż taki dobry nie jestem.
— Jesteś i to cholernie dobry. Posłuchaj, start w takiej olimpiadzie to droga do dalszej kariery. Justyna nalegała abym pogadał z tobą, bo eliminacje na poziomie powiatowym zaczynają się niedługo i praktycznie trzeba by było cię zgłosić, czasu jest niewiele.
— Panie… Paweł nie wiem, nie poradzę sobie z takim wyzwaniem. — Poradzisz — jednocześnie Kuba i Paweł to powiedzieli. — Widziałem nie raz jak czytasz jakieś artykuły w necie, które wybiegają poza program w szkole — kontynuował Kuba — fakt, nie moja bajka, ale pewnie takie coś wybiega poza program nauczania.
Kuba wyciągnął nagle jakiś wydruk i dał Pawłowi. Po chwili Paweł stwierdził, że to materiał ze studiów wyższych.
— Widzisz Mikołaj — ciągnął Paweł — mówisz, że nie dasz rady a my myślimy, że dasz i to z dużą dozą podobieństwa, że nawet na szczeblu państwowym.
— Chyba żart — skwitowałem.
— Nie, to nie jest żart, ja tak myślę, Justyna i pan Darek (mój chemik z liceum) też. Faktem jest, że nie podołasz dwóm olimpiadom na raz, ale spróbuj w jednej, a jak się uda, to za rok druga.
— Mikołaj — zaczął Kuba — cholera przecież nic nie stracisz a możesz zyskać, miej jaja chłopie, weź w tym udział… to jest twoja szansa na przyszłość.
— Nie wiem, a jak się ośmieszę? — zapytałem raczej sam siebie, ale na głos.
— Nie ośmieszysz się — ciągnął Kuba — widzę, jak się uczysz. Powiedz mi po co to robisz?
— Bo lubię i mnie ciągnie do tego — odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
— No widzisz, a taka olimpiada daje takie możliwości, o jakich sobie nie śniłeś: start na studia, stypendia, możesz być kimś. Pokaż im wszystkim (w domyśle mojej rodzinie), że cię stać na coś więcej, niech im szczęki opadną.
— Mikołaj — odezwał się Paweł — Kuba ma rację. Tu są informacje na temat tych olimpiad. Justyna miała nadzieję, że cię przekonam. Ja myślę, że sobie spokojnie poradzisz na jednej i na drugiej. Jednak rozsądnie byłby się skupić na jednym przedmiocie na początek. Paweł podał mi dwie broszury na temat olimpiad.
— Nie wiem co ….
— Przeczytaj na spokojnie i przemyśl sprawę przez weekend. W poniedziałek daj znać Justynie jaka jest twoja decyzja, do piątku musisz być zgłoszony jako uczestnik. Pamiętaj masz szansę wygrać, nie zmarnuj tego.
Na tym rozmowa się skończyła, Kuba i Paweł wyszli sobie do miasta i mnie zostawili samego z burzą w głowie. Przeczytałem broszury, faktem było to, co mówili chłopaki. Mogę tylko wygrać a jednak się bałem, nie wiem sam czego: tego czy nie podołam czy raczej tego, że moje życie może potoczyć się tak jakbym chciał — czyli udowodnić rodzinie, że ciężka praca się opłacała i to, że wyprowadzka do Kuby to była jak do tej pory najlepsza decyzja w moim życiu.
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć, było grubo po północy zanim poszedłem spać. Kuby jeszcze nie było w domu. Nad ranem obudził mnie jakiś hałas dobiegający z kuchni, jakieś śmiechy i dziwne odgłosy. Wstałem nieprzytomny. Założyłem koszulkę i wyszedłem, aby zobaczyć co się dzieję.
— Cicho, bo młodego obudzisz — usłyszałem głos wuja. Wszedłem do kuchni i zapaliłem światło.
— Za późno — powiedziałem. Zamurowało mnie na widok tego, co zobaczyłem. Mój wujek i Paweł w miłosnym uścisku, prawie nago w samych bokserkach z namiotami, całujących się.
Nie wiem sam komu bardziej zrobiło się głupio im czy mnie, wujka widziałem prawie nago, ale mojego ex nauczyciela nie. Nawet nie podejrzewałem, że jest gejem a tu taka niespodzianka. W sumie to stałem tam jak wryty i na nich patrzyłem, nawet nie wiem, kiedy i mi namiot się w gatkach zrobił. Pytanie tylko czy na ich widok czy na widok wuja czy Pawła. Ciacho zajebiste tyle mogę rzec. Mogłem go podziwiać w prawie całej okazałości. Fajnie wyrzeźbiona klata, małe jasne sutki, klata bez żadnego włoska tylko na brzuchu wąska ścieżka miłości do samych bokserek, w których odznaczał się sporej wielkości penis. Jasne włosy na nogach.
— Yyyyy młody sorry, obudziliśmy cię — powiedział Kuba.
— No tak jakby…
— No wiesz, my z Pawłem od jakiegoś czasu…
— Trzech lat Kubuś, trzech lat… — wtrącił Paweł — jesteśmy parą z twoim wujkiem.
— Aha… — powiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.
Położyłem się na łóżku, zamknąłem oczy i widziałem ich jak się całują. Kutas myślałem, że mi pęknie. Musiałem sobie ulżyć, ściągnąłem majtki, zsunąłem skórkę z główki, wystarczyły dwa ruchy ręką i eksplodowałem. Dosłownie tyle spermy na oczy jeszcze nie widziałem. Nie wiem, czy krzyknąłem z podniecenia czy nie, jednym słowem odleciałem, a sperma ze mnie tryskała i tryskała, salwa za salwą chyba z 10 razy. Cały byłem we własnym nasieniu, twarz, klatka piersiowa brzuch, pościel też była cała mokra. Po chwili chyba odzyskałem świadomość co się ze mną dzieje. Głupio było mi wyjść do łazienki się umyć, bo nie wiedziałem czy zakochani są nadal w kuchni czy nie i co robią. Wytarłem się w koszulkę, stwierdziłem, że rano wezmę prysznic.
Rankiem była dość luźna, ale zarazem napięta atmosfera, Paweł został do rana u nas, chłopaki próbowali mi tłumaczyć co i jak, przepraszać, ja sam nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Powiem tak, ta sytuacja była dla mnie dziwna, ale też przełomowa, bo ostatecznie otworzyła mi oczy na to, że jestem homoseksualny… Idylla by ktoś rzekł, sytuacja niecodzienna, że wujek gej, ja gej i mój były nauczyciel też.
Tak odbiegając od tematu mała dygresja, w naszym społeczeństwie czy to małe miasto czy wielka metropolia homoseksualiści są i to dużo, nie zauważamy ich na co dzień, ale w każdej rodzinie jest ktoś homoseksualny, w kręgu naszych znajomych, przyjaciół. Tak kochani, nie każdy się z tym obnosi, że kocha „inaczej”.
Wracając do mojej osoby, przeszedłem nad tym do porządku codziennego, że Paweł i Kuba są parą. Widywałem ich co raz częściej razem, po jakimś czasie Kuba mi się zapytał czy nie będę miał nic przeciwko jak Paweł zamieszka z nami. Odpowiedziałem, że nie. W sumie ja też byłem tylko gościem u swojego wujka. Nadmienię tylko, że chłopaki są nadal ze sobą, żyją szczęśliwie i nawet wzięli ślub, ale to już inna bajka.
Zastanawiacie się co ze mną dalej? Ten pamiętny weekend był pełen wrażeń, myślałem o tym co mogę zyskać i co bym chciał robić w przyszłości, chodź byłem dopiero w pierwszej klasie liceum. Pytanie pozostawało bez odpowiedzi na tamtą chwilę, wiedziałem tylko, że kocham biologię i chemię i na pewno w przyszłości zwiążę się z tymi dziedzinami życia, zawodowo oczywiście. Postanowiłem, że spróbuję swoich sił na olimpiadzie z biologii — ta dziedzina była mi bliższa. Pani Justyna bardzo się ucieszyła, stwierdziła, że miała nadzieję, że tak wybiorę. Zaznaczyła też, że może za rok powinienem spróbować z chemią. Jakby się wszyscy zgadali … może tak było nie wiem, wtedy wiedziałem tylko, że czeka mnie ciężka praca. Musiałem sobie znaleźć jakiś temat do opracowania. Paweł i pani Justyna podsunęli mi kilka propozycji, które mógłbym opracować i opisać. „Mikroorganizmy w życiu człowieka” to był mój temat. Pracy cholernie dużo, pracownia biologiczna w szkole była dla mnie otwarta praktycznie cały czas. Nad całymi przygotowaniami czuwała pani Justyna jako mój opiekun i nauczyciel. Pracę napisałem i wysłaliśmy ją do oceny… oczywiście jak łatwo się domyśleć przeszedłem dalej, ba nie będąc skromnym na szczeblu powiatowym zająłem pierwsze miejsce.
Przyszedł czas na etap drugi, czyli wojewódzki. Tutaj było trochę może łatwiej- nie wiem, ja miałem mniej stresu. Na tym etapie musiałem obronić swoją pracę przed jury i udowodnić raz jeszcze hipotezy z mojej pracy. Jednak to nie jest w tym momencie ważne. Duże znaczenie dla mojego życia miało inne zdarzenie, które miało miejsce tuż przed etapem krajowym olimpiady, w dużym skrócie — etap wojewódzki zakończyłem na pierwszym miejscu.
Przechodzę do sedna sprawy, czasami jak chciałem być sam to „uciekałem” do swojej samotni. Wsiadałem na rower i po prostu jechałem do lasu nad pobliskie jezioro, tam właśnie zbierałem myśli i się restartowałem. Zdradzę wam tajemnicę nadal tak mam. Pewnego razu, gdy wracałem dość późnym popołudniem do domu byłem świadkiem wypadku. Jakiś samochód chciał mnie wyprzedzić, idiota, zrobił to na ostrym zakręcie, nie zauważył, że z naprzeciwka jedzie drugie auto. Tamten kierowca odbił do rowu, a wyprzedzający mnie samochód nawet się nie zatrzymał i pojechał dalej. Niewiele myśląc podjechałem do tego samochodu w rowie. Działałem impulsywnie, nie myślałem wtedy co robię, po prostu robiłem. W samochodzie był mężczyzna w średnim roku. Pierwsze co, to sprawdziłem, czy jestem bezpieczny i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki. Nagle zauważyłem, że mężczyzna ten ma pękniętą tętnicę na szyi, tak jak pisałem, nie myślałem co robię. Kiedyś na szkoleniu z pierwszej pomocy ktoś powiedział, że w takiej sytuacji najlepiej jest wsadzić palec do rany, aby człowiek się nie wykrwawił. Tak zrobiłem. Jakieś auto się zatrzymało, podbiegła do mnie jakaś pani, zaczęła panikować i nie wiedziała co robić.
— Dzwoni pani na pogotowie, bo mi zaraz się facet wykrwawi — krzyknąłem.
Zadziałało, pani wykręciła numer alarmowy, wkoło, nie wiem skąd się wzięło pełno gapiów. Nadjechała straż i karetka, podbiegł do mnie jakiś facet z napisem na kurtce LEKARZ.
— Co się stało — zapytał. — Nie ma czasu na opowiadanie co się stało. Facet ma pękniętą tętnicę, zaraz się wykrwawi — odpowiedziałem. — Uciskaj mocno — powiedział lekarz — Jak masz na imię? — Mikołaj — odpowiedziałem — Trzymam mu palec w szyi.
— Bardzo dobrze, proszę wykonuj moje wszystkie polecenia a uratujemy temu panu życie.
Wykonywałem wszystkie polecenia lekarza. Bałem się jak cholera, ale działała adrenalina i chęć uratowania tego gościa. Byłem cały we krwi, ale to mi nie przeszkadzało. Wszystko działo się tak szybko. Po chwili jechałem już z lekarzem i ratownikami w karetce.
— Słuchaj Mikołaju — powiedział pan doktor — uciskaj jak tylko mocno zdołasz, musimy dojechać do szpitala. Powiedz mi jak ty się czujesz?
— Dobrze dziękuję. Nic mi nie jest. — Powiedz mi jak doszło do wypadku? — Jakiś kretyn mnie wyprzedzał na tym zakręcie i żeby nie było czołowego ten pan wjechał do rowu z dość dużą prędkością. — Ty jechałeś na tym rowerze? — Tak — odpowiedziałem — uratuje pan tego mężczyznę. — Jasne, ale tylko dzięki twojej odwadze. Powiedz mi, ile masz lat? — Prawie 17 — odpowiedziałem. — Będziemy musieli powiadomić twoich rodziców… — Mieszkam z wujkiem, on sprawuje nade mną opiekę. — Okej. Później dasz mi do niego numer.
Do szpitala dotarliśmy w kilka minut. Ranę uciskałem aż do samej sali operacyjnej. Tam lekarze kazali mi wyjąć palec z rany i przestać uciskać. Na korytarz wyprowadziła mnie pielęgniarka. Na zewnątrz był ten lekarz z pogotowia. Pokazał mi łazienkę dla personelu, dał mi jakiś kilt lekarski i kazał wziąć prysznic i się przebrać. Wziął ode mnie numer do Kuby i w tym czasie, kiedy ja się myłem, on zadzwonił do wujka. Pan doktor czekał na mnie w szatni, wziął ode mnie moje brudne ubranie i stwierdził, że raczej już nic z niego nie będzie.
— Twój wujek przywiezie ci czyste ubrania — powiedział. — Jestem Marek — przedstawił się. Zachowałeś się jak prawdziwy bohater. Nie czułem się tak, po prostu wiedziałem, że trzeba uratować tego faceta.
Marek wziął mnie na izbę przyjęć, zrobił wszystkie badania, aby upewnić się czy nic mi nie jest. Wszystko było ze mną w jaki najlepszym porządku. Po jakiejś godzinie w szpitalu zjawili się Kuba i Paweł. Przywieźli mi ubrania. Kuba porozmawiał z lekarzem, ten mu opowiedział co się stało.
— No młody, zasługujesz na mega nagrodę — powiedział Kuba. Zauważyłem, że zakręciła mu się łza w oku.
W szpitalu spędziliśmy jeszcze kilka godzin. Uparłem się, że chcę się dowiedzieć co z tym panem. W międzyczasie zjawiła się policja, opowiedziałem co się stało i jak doszło do wypadku. Policjanci uparli się, że jeszcze będę musiał przyjechać na komisariat z rodzicami, ale Kuba miał asa w rękawie i stwierdził, że prawnie on do 18 roku życia sprawuje nade mną opiekę. Jak się dowiedziałem, załatwił co trzeba i miał odpowiednie papiery. Byłem w szoku, no ale fakt, starzy mieli jedną mordę mniej do wyżywienia, więc pewnie nie robili problemu.
Po kilku godzinach operacja się skończyła i dzięki Bogu udało się ocalić tego faceta. Byłem niewyobrażalnie szczęśliwy, zmęczony, ale szczęśliwy. Czułem się niesamowicie dobrze, popłakałem się. Trudno opisać uczucie, jak się komuś uratuje życie. Byłe pijany ze szczęścia.
Całe to wydarzenie pociągnęło za sobą szereg innych. Kuba obiecał mi coś ekstra i dotrzymał słowa, zafundował mi znowu wycieczkę do Hiszpanii. Pan Marek przyjechał do mojej szkoły, otrzymałem nagrodę od dyrektora, od szpitala. Jednak największą nagrodę jaką otrzymałem to od tego faceta, któremu uratowałem życie. Jak się okazało był to jakiś biznesmen z Warszawy, dowiedział się jakoś kto i w jakich okolicznościach uratował mu życie. Podarował mi bagatela sto tysięcy złotych, dokładnie wpłacił tyle na lokatę na moje nazwisko z zastrzeżeniem, że nie mogę tego ruszyć, póki nie zacznę studiować. Pisała o tym lokalna prasa, więc te wiadomości doszły szybko do moich rodziców. Chcieli położyć łapę na tych pieniądzach, ale nie mieli takiego prawa, bo konto nie było ich. Fakt, lokata była na mnie, ale właścicielem konta został mój wujek. Taki mały zabieg prawny przed sępami a raczej sępem, jakim był mój ojciec.
Zatrzymam się chwilę przy Marku, lekarzu z pogotowia, który przyjechał do wypadku. Wtedy było to nasze pierwsze, ale nie jedyne spotkanie. Pomijając fakt, że bardzo spodobało mi się to co zrobiłem i chyba już wiedziałem, kim chcę być. To w tej decyzji wspierał mnie właśnie pan Marek. Kilka razy się widzieliśmy po tym zdarzeniu, opowiadał mi o studiach medycznych i jak on został lekarzem. Marzenia nic nie kosztują. Myślałem wtedy, że aby iść na medycynę trzeba mieć plecy albo lekarza w rodzinie albo… Wróćmy na chwilę do olimpiady z biologii. Powiem to tak: nie wiem kto, nie wiem jak czy to przeznaczenie czy jakaś opaczność chciała, ale wygrałem tę olimpiadę. Zająłem pierwsze miejsce. Nie miałem matury a miałem indeks w ręku, ba mogłem iść nawet na medycynę.
Z Markiem czasami się widywałem jeszcze przez okres do końca liceum. Wiedziałem, gdzie chcę studiować i co. Oczywiście medycynę w Warszawie. W drugiej klasie wygrałem też olimpiadę z chemii. Matura była wtedy już tylko formalnością, aby iść na studia i spełnić swoje największe marzenie.
II Dojrzewanie — nie tylko płciowe
Odskoczmy na chwilę od tego co było po maturze. Skupię się trochę na sobie a raczej na swoim dojrzewaniu i poznawaniu kim jestem — w sensie orientacji seksualnej. Jak pisałem, jestem blondynem o niebieskich oczach. W podstawówce byłem bardzo szczupły a nawet można powiedzieć, że flakowaty. W liceum się to zmieniło. Miałem fajnego pana od wychowania fizycznego, miał na imię Kostek. Nie wiem coś mnie do niego ciągnęło, fajnie podchodził do uczniów, do każdego praktycznie indywidualnie. Zupełnie łamał stereotyp nauczyciela wychowania fizycznego. Zaszczepił we mnie chęć pracy nad samym sobą. Wyrzeźbiłem sobie ciało, ładna klatka, którą zaczęły porastać jasne włoski, dużo włosków. Podobało mi się to. Nadal byłem szczupły, ale miałem już fajny wyrzeźbiony sześciopak. Zmieniłem się. Na twarzy zacząłem nosić lekki zarost. Byłem też dość wysoki: prawie 185 cm wzrostu. Normalne w naszej rodzinie. Mogłem się podobać. Nie będąc skromnym byłem fajnym ciachem, jak się patrzyłem w lustro.
Oczywiście nie tylko mój wygląd się zmienił, po akcji Kuby i Pawła w kuchni wiedziałem już praktycznie, że jestem gejem.
Przed wspomnianym zdarzeniem oczywiście bardziej podobali mi się koledzy. Bardziej zwracałem uwagę na męskie ciała. Jak już mieszkałem u Kuby czasami kupowałem sobie pisemka, no wiecie, takie dla dorosłych. Pewnego dnia, kiedy poszedłem do kiosku w wiadomym celu, z głupi frant przeczytałem źle tytuł jednego z magazynów. Zamiast „On i On” przeczytałem „Ona i On”, oczywiście je kupiłem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy wróciłem do domu i je wyjąłem z foli. Otwieram a tam całujący się faceci. Strasznie mnie to podnieciło. Zacząłem przeglądać i im dalej w las, tym więcej grzybów. Czytając opowiadanka zacząłem się mega podniecać, nie muszę tłumaczyć co każdy zdrowy chłopak robi w takiej sytuacji, szczególnie czytając tego typu czasopisma.
Po akcji w kuchni chłopaków jak już pisałem, wiedziałem a raczej czułem, że jestem homoseksualny. W szatni przed wychowaniem fizycznym podziwiałem ciała kolegów. Fantazjowałem o nich. Moje fantazje też skupiały się na Kostku. Kiedyś widziałem go bez koszulki na boisku, jak było już ciepło, grał z nami w piłkę i zdjął wtedy koszulkę. Generalnie to był jego pierwszy rok pracy jako nauczyciel, był dopiero co po studiach. Miał 24 lata, był wysoki, na moje oko około dwa metry, brunet o zielonych oczach. Klatę sobie golił a na szczupłym brzuchu miał wąski pasek ciemnych włosków prowadzących do spodenek, w których też odznaczał się spory penis. Jak pisałem miałem z nim kilka fantazji. Opowiem wam jedną z nich…
„Był to piątek po południu, zostałem w szkole, aby poćwiczyć na atlasie, Kostek miał wtedy zajęcia SKS-u z siatkówki, był trenerem szkolnej drużyny.
Zostawałem wtedy, bo wiedziałem, że będę miał dostęp do szkolnej siłowni. Po intensywnym treningu poszedłem do szatni pod prysznic, nie zamknąłem drzwi, szum wody i ciepło prysznica sprawiły, że zaczął się budzić do życia mój penis — jak mówił Kuba nie tylko wzrost mamy duży, fakt, mogę się pod tym podpisać. Zacząłem sobie lekko ruszać skórką. Nagle słyszę czyjś głos:
— No, no co ja widzę, czy to tak ładnie robić takie rzeczy w szkole — odwróciłem się i zobaczyłem Kostka. — Panie profesorze — wydukałem — Cicho… Nic nie mów… rób tak dalej. tylko poczekaj…
Kostek zamknął drzwi od szatni i przyszedł do mnie pod prysznic. Wyobraźnia działała, wyobrażałem sobie, że jego penis jest duży i gruby a jego jajka wielkie, resztę ciała widziałem.
Zaczęliśmy się całować namiętnie, jego ręce jeździły po całym moim ciele, zaczął schodzić co raz niżej i niżej, całował moją szyję, uszy, sutki. O ja… jak by to była prawda. Wyobrażałem sobie, że klęknął przede mną i zaczął mi ssać, a mój penis był napięty do granic wytrzymałości. Oczywiście w swoich marzeniach nie zostawałem mu dłuższy, też mu ssałem, całowałem. Zawsze kończyliśmy sobie w ustach”
Tak naprawdę kończyłem na swój brzuch dużą salwą spermy… Teraz już się nie krępowałem iść do łazienki i umyć… Wujek z Pawłem starali się mnie nie zawstydzać, ale nie raz na korytarzu spotykaliśmy się w dość dziwnych sytuacjach… zdarzało się, że nawet nago, ale to jak miałem już 17 lat. No cóż trzech gejów pod jednym dachem. Wbrew waszym oczekiwaniom czy fantazjom nigdy z wujkiem ani z Pawłem seksu nie miałem. Wujek mi się podobał, ale to wujek a Paweł to facet wujka, traktowałem go jak rodzinę, bo dla mnie był rodziną.
Wracając do tematu. Coraz bardziej chciałem przeżyć swój pierwszy raz, zacząłem szukać kogoś na portalach randkowych dla gejów. Założyłem konto na fellow i planet romeo. Zdziwiłem się, ile jest profili w mojej okolicy. Nawet Kubuś i Paweł mieli wspólne konto. Dla żartów napisałem do nich. Co mi się dostało, jak się dowiedzieli, że jaja sobie z nich robię.
— I czego ty Młody szukasz na pedalskich portalach — zażartował wujek — Chłopa — odpowiedziałem — Do łóżka. Nie zaprzeczaj, też byłem w twoim wieku.
Dostałem wtedy pogadankę dość poważną, oczywiście o bezpiecznym seksie, o wszystkich możliwych chorobach przenoszonych drogą płciową. Biolog w domu. Ja tak na dobrą sprawę wszystko to już wiedziałem, już wtedy podjąłem decyzję co chcę studiować i wiedziałem, że nie mogę sobie pozwolić na jakieś niebezpieczne akcje. Oprócz instrukcji jak bzykać się bezpiecznie, dostałem też lekcję jak się spotykać, gdzie, że nie wolno nigdy stać w umówionym miejscu, obserwować, czasami się trochę spóźnić. Kuba postawił mi jedno ultimatum wtedy, że jak się z kimś umówię, to on chce znać imię tego faceta, nick na portalu, gdzie się umawiamy i o której będę w domu. Powiedział też, że w miarę możliwości mam się z nim kontaktować smsami nawet krótkim, ale ma wiedzieć, że jestem bezpieczny. Rozumiałem go, o niego nie miał się kto troszczyć.
Pisałem z kilkoma osobami, nawet z kilkoma z Warszawy, fajnie pisało mi się z takim jednym Fabianem, wrócę do niego jeszcze. W tym momencie ktoś inny się pojawił na horyzoncie. Miał na imię Marcin, miał 21 lat, niższy ode mnie, też blondyn. Spotkaliśmy się na pizzę, fajnie się gadało. Mieszkał niedaleko mojego miasteczka, miał auto, więc nie było problemu. Zaczęliśmy się spotykać, ja byłem w nim coraz bardziej zakochany. Nie zauważyłem wtedy jednej rzeczy. Nie ważne w tym momencie. Pewnego razu umówiliśmy się na noc, pojechaliśmy do jakiegoś motelu, pragnąłem się z nim kochać. Ta noc była wspaniała, do pewnego momentu. Wzięliśmy razem prysznic, wtedy widziałem go pierwszy raz nago. Miał fajne ciało, może nie był modelem, ale wtedy jeszcze był dla mnie ideałem. Jego penis nie był za duży, ale też dla mnie idealny. Całowaliśmy się biorąc prysznic, nasze penisy stały, ocierały się o siebie, pieściliśmy się. Marcin złapał mnie za przyrodzenie poruszał parę razem ręką i eksplodowałem. Boże jak było mi dobrze, umyliśmy się, wytarliśmy, przeszliśmy do łóżka. Mój penis mimo tego, że 10 minut wcześniej eksplodował, stał jak głupi. Całowałem Marcina tak namiętnie jak tylko umiałem, lizałem jego sutki, złapałem go za jego sztywnego członka. Zacząłem go całować po główce, widziałem, że mojemu kochankowi zrobiło się dobrze, powtórzyłem to. Ciało Marcina przeszedł dreszcz. Zacząłem go ssać, bardzo tego pragnąłem, po kliku minutach Marcin do mnie powiedział
— Przestań, chcę cię posiąść. — Co masz na myśli… anal? Wiesz ja nigdy tego nie robiłem — Mówiłeś mi, chcę być twoim pierwszym. Chcesz? — Tak — opowiedziałem i pocałowałem go mocno.
Przewrócił mnie na brzuch, zaczął całować po szyi, schodził co raz niżej, po linii kręgosłupa. Był coraz niżej i niżej, zaczął całować mnie po pośladkach, rozchylił je zaczął mnie tam lizać. Przeżycie niezapomniane, przyjemność jeszcze większa, nie ma nic milszego na świecie niż rimming. Wsadził powoli jeden palec, syknąłem z bólu, ale po chwili zrobiło mi się dobrze.
— Wejdź we mnie wyszeptałem i podałem mu prezerwatywę — Chcę bez… — Nie ma opcji tylko w gumce, to jest mój pierwszy raz. — Dobrze
Założył sobie gumkę na penisa, odwrócił mnie na plecy, uniósł nogi do góry i zaczął we mnie wchodzić. Bolało jak cholera, podniecenie jednak wzięło górę. Zrobiło mi się błogo. Wchodził we mnie coraz głębiej, jego ruchy stały się szybsze. Mnie było coraz lepiej. Po paru minutach doznałem mega orgazmu, odpłynąłem w inny świat, zatraciłem się w przyjemności, eksplodowałem i fizycznie, i emocjonalnie. Marcin się wygiął, wrzasnął w rozkoszy, trysnął, czułem jak jego penis pulsuje. Doszedł, opadł na mnie i pocałował mnie w usta.
Leżeliśmy dłuższą chwilę bez ruchu, nic nie mówiliśmy. Nagle Marcin do mnie powiedział, czy mogę podać mu telefon. Traf chciał, że w tym momencie, kiedy go miałem w ręku zadzwonił, na wyświetlaczu pojawił się napis „Kochanie”. Nie zastanawiając się odebrałem, usłyszałem żeński głos
— Halo, kim pan jest? — Ja kochankiem Marcina a pani? — Jego żoną. — Dla pani wiadomości Marcin właśnie mnie wyruchał i panią chyba też
Nie widziałem co robię, nie odezwałem się do niego. Ubrałem się i wybiegłem z pokoju, płakałem, zapłakany zadzwoniłem do Pawła, bo Kuba tego dnia był w Madrycie, powiedziałem mu, żeby po mnie przyjechał. Czekałem na chłodzie prawie godzinę, ryczałem jak małe dziecko, chciałem umrzeć. Jednym słowem świat mi się zawalił. Gdy Paweł się pojawił wsiadłem do samochodu, całą drogę do domu byłem roztrzęsiony, czułem się jak szmata, nie mogłem się powstrzymać. Paweł nie pytał, próbował mnie uspokoić, pocieszyć. Dopiero w domu powiedziałem co się stało. Stwierdził, że zabije skurwiela i mnie przytulił. Dał mi jakąś tabletkę na uspokojenie, usnąłem po niej. Rankiem jednak wszystko wróciło. Wszystko mnie bolało, czułem się jak ofiara gwałtu. Niestety czasu nie mogłem cofnąć. Wziąłem się za naukę i ciężką pracę.
W całej tej sytuacji pomógł mi Fabian, jest w moim wieku. Mimo, że wtedy osobiście się nie znaliśmy zostaliśmy przyjaciółmi. Fajnie nam się pisało i gadało na Skypie. Jednak to jeszcze nie moment, aby więcej o nim pisać. Przyjdzie na to pora już wkrótce.
Przez jakiś czas jeszcze cierpiałem, ale nauczyłem się jednego, aby nie ufać ślepo ludziom i bardziej na siebie uważać. Nadeszła matura, jak pisałem wcześniej była to tylko formalność, bo uczelnię i kierunek już wybrałem.
III Początki w stolicy — Fabian najbardziej kolorowa osoba w moim życiu
Można by powiedzieć, że jestem w czepku urodzony, ale ja myślę, że miałem dużo szczęścia i moja cięższa praca zaowocowała. Tuż po maturze odezwał się do mnie Marek. Był ciekawy czy wybrałem już uczelnię na jakiej chcę studiować. Oczywiście wybór padł na Warszawę. Marek się ucieszył, bo jak mi kiedyś opowiadał sam tam studiował i jak stwierdził ma tam dużo znajomych. Wypytywał mnie czy wiem, gdzie będę mieszkał. Myślałem o akademiku, na pokój czy mieszkanie nie było mnie stać. Fakt, miałem stypendium i kasę z lokaty, ale nie za bardzo chciałem z tego korzystać w tak dużym stopniu. Marek miał dla mnie propozycję nie do odrzucenia.
— Posłuchaj, ja jakiś czas temu odziedziczyłem mieszkanie w Warszawie po babci. Zastanawiałem się, aby je wynająć, ale pomyślałem, że ty tam mógłbyś zamieszkać. — Słucham? — zaskoczyła mnie jego propozycja — panie Marku nie stać mnie na wynajęcie mieszkania.
— Posłuchaj i tak muszę płacić czynsz. Zasługujesz na to, aby ci pomóc. Nie będę brał od ciebie dodatkowej kasy, a wiem, że dostałeś stypendium i masz kasę na lokacie, która zaraz będzie twoja. Moja propozycja jest taka. Płacisz tylko czynsz i podstawowe rachunki, dbasz o mieszkanie, a jak będę w Warszawie, będę spał w nim. Mieszkanie jest dwupokojowe a ja w stolicy bywam średnio dwa razy w miesiącu.
— Nie wiem co powiedzieć. — Nic nie mów, nie będziesz się tłukł w akademiku, studia medyczne są ciężkie, będziesz potrzebował dużo spokoju i czasu na naukę.
— Dziękuję panu, nie wiem, jak się odwdzięczę. — Nie musisz się odwdzięczać. Jak powiedziałem zasługujesz na to, aby ci pomóc. Ja mam ku temu okazję. Pamiętaj, że dobre uczynki do ludzi wracają.
Umówiliśmy się, że w weekend pojedziemy do Warszawy. Marek chciał pokazać mi mieszkanie i generalnie pokazać trochę stolicę. Bywałem wcześniej w stolicy, ale generalnie na wycieczkach albo załatwiać dokumenty na uczelnię. Jak się umówiliśmy, tak zrobiliśmy. Zabrałem parę rzeczy na wyjazd. Byłem i lekko zestresowany, i lekko podniecony tym, że będę już niedługo tam mieszkał.
Mieszkanko było na Ursusie — kawałek drogi do centrum, ale Marek wytłumaczył mi jak tam dojechać. Generalnie był to salon z aneksem kuchennym oraz jeden pokój. W salonie stała szara kanapa, ściany pomalowane na biało. Na jednej wisiał telewizor, a naprzeciwko niego, była naklejka w kształcie kontynentów. Koło kanapy stał szklany stolik kawowy. Kuchnia od salonu był oddzielona barkiem. Szafki jasne robione na wymiar, płyta indukcyjna, sprzęt pod zabudowę. Jak na mieszkanie po babci było nowocześnie wyposażone. W pokoju było biurko, szafka na książki oraz dwuosobowe łóżko. Wyglądało na nowe. Nie pytałem, ale byłem zdziwiony po jakiego gwint mi takie wielkie łóżko. Marek chyba zauważył moją minę i wyczuł moje myśli.
— Łóżeczko masz duże, no wiesz jak byś jakąś pannę kiedyś zaprosił, to nie będziecie się gnieść — zażartował.
— Zabawne — odpowiedziałem jednak pomyślałem sobie, że pannę może nie, ale kawalera to a i owszem.
Generalnie mówiąc mieszkanko mi się podobało. Było fajnie urządzone, nowocześnie, nie było duże, ale styl minimalistyczny spowodował, że było przestrzenne. Marek powiedział, że Internet jest podłączony i telewizja też i to tak naprawdę media, za które będę musiał płacić sam, ale dopiero jak się wprowadzę. Faktem było, że umowa była na Marka, ale stwierdził, że muszę się uczyć odpowiedzialności. Tak naprawdę chciałem wprowadzić się już, przewieźć swoje rzeczy. Był jednak dopiero początek lipca i trochę głupio byłoby siedzieć trzy miesiące w Warszawie bez sensu. Ustaliśmy jednak, że z początkiem sierpnia będę mógł się już po woli wprowadzać i poznawać stolicę.
Ten weekend zleciał bardzo szybko, Marek pokazał mi gmach Uniwersytetu Medycznego, jakbym go już nie widział, ale co tam. Poopowiadał mi trochę jak to było jak on studiował, o profesorach jakich miał. Stwierdził, że większość już nie uczy. Zwiedziliśmy Łazienki Królewskie oraz Stare Miasto. Warszawa mi się spodobała, ma swój urok. Generalnie zacytuję tutaj słowa piosenki „Warszawa da się lubić”.
Jednak podczas tego wyjazdu zauważyłem inną rzecz. Zwróciłem uwagę na Marka, facet był bardzo przystojny. Dziwne swoją drogą, że nie zauważyłem tego wcześniej. Miał 37 lat, był brunetem, jego kolor oczu mnie powalił. Miał jasno błękitne oczy, mogę je porównać do błękitu oceanu, czy do koloru letniego bezchmurnego nieba. Zwariowałem na ich punkcie. Marek był wysokim mężczyzną, miał około 189 cm wzrostu. Nosił zawsze trzydniowy zarost. Cóż, przecież nie powiem mu, że jestem gejem, i że mi się podoba. Po pierwsze nie wiedziałem nic o jego życiu prywatnym, po drugie stwierdził, że jest w Warszawie z dwa razy w miesiącu i będzie nocował w mieszkaniu, które mi wynajął a nie chciałem, aby zmienił zdanie. W sumie też z dwóch powodów, akademik fakt faktem najlepszym pomysłem nie był, po drugie lubiłem przebywać z Markiem, gadać z nim o różnych sprawach. Poza tym miałem cichą nadzieję, że może zobaczę go kiedyś bez koszulki… a kolejny powód — był w końcu lekarzem więc może przy dobrych wiatrach pomoże mi w nauce.
Jednak zostawmy na razie temat Marka, jego osoba odegrała jeszcze ważną rolę w moim życiu, ale po kolei. Po powrocie z Warszawy, wyjechałem na dwutygodniowe wakacje do Grecji, tydzień spędziłem w Atenach i tydzień na Krecie. Zawsze chciałem odwiedzić ten kraj. Powiem wam w tajemnicy, że na Krecie przeżyłem szybki wakacyjny romans z Grekiem. Chłopak miał na imię Dimitris, pracował w hotelu, w którym się zatrzymałem. Urzekły mnie jego oliwkowe oczy i ciemniejsza karnacja skóry. Powiem krótko, że wtedy na wyjeździe nie wylewałem za kołnierz, generalnie nie piję alkoholu, jednak wtedy miałem ochotę. Upiłem się i nie byłem w stanie dojść sam do pokoju. Wtedy z pomocnym ramieniem przyszedł mi właśnie Dimitris. Odbiło mi kompletnie wtedy, bo jak tylko weszliśmy do pokoju pocałowałem go w usta. Myślałem, że zaraz dostanę w pysk, ale on ten pocałunek odwzajemnił. Chyba nie muszę mówić co było dalej, powiem tylko tyle, że mimo, że byłem pijany z tamtego wieczoru pamiętam wszystko doskonale. Przez kolejne dni aż do mojego wyjazdu kochaliśmy się z Dimitrisem każdego wieczoru. Ot taki mały wakacyjny romans. Powiem tylko jeszcze, że nadal utrzymujemy kontakt ze sobą, mimo, że połączyło nas łóżko. Zostaliśmy przyjaciółmi.
Czas na odpoczynek skończył się szybko. Nadszedł sierpień — czas przeprowadzki. Kiedy się wyprowadzałem od wujka, popłakał się jak małe dziecko. Może wydać się to śmieszne, ale tak na dobrą sprawę to Kuba mnie ukształtował jako człowieka. W końcu przez cztery lata mieszkałem u niego, dojrzewałem jako człowiek i jako mężczyzna, fizycznie i psychicznie. Też mi było smutno, ale nie wyjeżdżałem na drugi kraniec świata tylko niecałe dwieście kilometrów od nich, bo nie możemy zapomnieć o Pawle. Swoją drogą też płakał. Odwieźli mnie do stolicy, Marek dał mi komplet kluczy do mieszkania. Chłopcy przenocowali u mnie jedną noc i wrócili do siebie a ja zostałem sam. Czułem się wolny, powiem wam, że byłem lekko przerażony. W końcu nie znałem nikogo w Warszawie.
Nikogo osobiście. Moim wirtualnym znajomym był Fabian. Oczywiście wiedział, że przeprowadzam się do Warszawy na studia. Pisaliśmy do siebie na portalu praktycznie codziennie. Po mojej przeprowadzce do stolicy postanowiliśmy się poznać osobiście. Umówiliśmy się na piwo na Starówce.
Fabian jak pisałem jest chłopakiem w moim wieku, na swój sposób przystojny. Szczupły, zwariowany, mający tysiące pomysłów na sekundę. Już pisałem wcześniej, że się zaprzyjaźniliśmy, po poznaniu się osobiście przyjaźń ta rozkwitła. Opowiedział mi o sobie praktycznie wszystko, ja go słuchałem. Myślałem, że miałem w życiu ciężko, ale zmieniłem zdanie po wysłuchaniu historii Fabiana.
Chłopak wychował się w domu dziecka, w jego rodzinie panowała skrajna patologia, ojca nie znał a matka piła. Opowiedział mi, że co jakieś pół roku miała innego faceta. Miał czworo rodzeństwa, każde dziecko z innego ojca. Masakra. Opieka społeczna nie reagowała, fakt faktem, że matka miała kuratora, ale dzieci były przy niej. Fabian do bidula trafił w wieku 11 lat, matka była wtedy w ciąży z jakimś kolesiem. Facet ćpał i pił, jego matka jak zachodziła w ciążę, to się powstrzymywała od używek. Jak to powiedział Fabian „miała przebłyski człowieczeństwa”. Pewnego dnia gach jego matki wrócił do domu najebany, matka była w zaawansowanej ciąży i nie chciała seksu. Tamtego kolesia nosiło. Fabian wtedy akurat wrócił do domu ze szkoły. Facet jego matki powiedział wtedy coś w tym stylu: „jak ty kurwo nie chcesz, to twój bachor posłuży jako suczka”. Matka kazała Fabianowi uciekać, ale tamten był szybszy. Złapał go i zgwałcił. Popłakałem się, Fabian opowiedział mi wszystko ze szczegółami z tamtego popołudnia. Traumatyczne przeżycie, było mi go szkoda. Na następny dzień po tamtym zdarzeniu chłopak opowiedział w szkole co się stało, jego nauczycielka zawiadomiła policję. Fabian nie chciał wracać do domu, trafił do izby dziecka a później do bidula. Fabian stwierdził, że było mu bardzo ciężko, chodził do psychiatry, ale w sumie wyszedł z tego.
— Wiesz nic w naszym życiu nie dzieje się bez przyczyny — powiedział — musiało tak się stać, abym był tym kim jestem teraz.
Fabian jest bardzo otwarty i bezpośredni. My od samego początku wiedzieliśmy, że będziemy tylko przyjaciółmi. Zaniemówiłem, kiedy to stwierdził:
— Poszukamy ci jakiegoś chłopa, takie ciacho jak ty na pewno nie będzie miało problemu znaleźć sobie kogoś. — Co ty mówisz? — Zabieram cię w sobotę do klubu. — O nie ma mowy — sprzeciwiłem się — wiesz dobrze, że to nie moje klimaty, nie lubię takich miejsc, źle się w nich czuję.
— Nie marudź, jutro przyjdziesz do mnie do salonu — Fabian jest fryzjerem i prowadzi własny salon fryzjerski. Otworzył go jak tylko skończył osiemnaście lat. — A w sobotę idziemy na miasto. — Fabian nie chcę. — Nie chcę słyszeć sprzeciwu. Byłeś kiedyś w jakimś klubie? — Nie byłem, nie lubię się włóczyć — To będziesz, najwyżej wyjdziemy wcześniej i napijemy się czegoś u ciebie albo u mnie. Wtedy dopiero będziesz mógł powiedzieć, że to nie twoje klimaty.
Nie miałem argumentu, aby odmawiać dalej, poza tym wiedziałem, że to walka z wiatrakami. Fabian się uparł, że idziemy i już. Na następny dzień pojechałem do niego, aby mnie obciął — plus dla niego, że zrobił to zajebiście, fajnie się czułem w nowej fryzurze. Włosy mi się zawsze kręciły, Fabian zostawił mi dłuższe na górze i fajnie podkreślił loki a na bokach wycieniował. Później przyjechaliśmy do mnie jak to stwierdził na przegląd mojej szafy czy się cokolwiek nadaje, żeby wyjść na miasto. Na całe moje szczęście stwierdził, że jeżeli chodzi o ubrania, to gust mam dobry. Wybrał mi kreację. Nadeszła sobota wieczór, z Fabianem umówiłem się w centrum. Nie przyszedł sam, były z nim dwie dziewczyny i jeden chłopak.
— Hejka, to jest Max — przedstawił mi chłopaka — przyjaźnimy się od czasu bidula. A to są Ewa i Gosia, są parą od 5 lat.
— Miło mi was poznać — powiedziałem — Mikołaj jestem.
— Będziesz miał branie, młode mięsko — powiedziała Ewka w żartach. — I do tego ciacho — dodał Max — sam bym cię zarwał. — Fabian, mogę na słowo — po tym tekście wziąłem go na stronę. — Oczywiście. — Co ty kombinujesz? — O co ci chodzi? — Co to za tekst Maxa? — Jaki tekst, wpadłeś mu w oko i tyle. — Jakoś ci nie wierzę, ale niech będzie — Fabian się tylko uśmiechnął tajemniczo i wróciliśmy do reszty.
— To co idziemy? — spytały dziewczyny jednocześnie. — Tak idziemy — odpowiedział im Fabian — Miki rusz ten swój zgrabny tyłeczek, wieczór jeszcze młody a ja nie chcę, aby mi poderwali wszystkich najfajniejszych facetów w klubie.
Poszliśmy do Toro. Na pierwszy rzut oka — klub jak klub, fakt faktem, że nigdy w żadnym nie byłem, ale Toro nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia „wow”. Muzyka taka sobie, raczej mi przeszkadzała niż zachęcała do zabawy. Jednak jak się zgodziłem, że pójdę, to nie będę psuł zabawy innym. Znaleźliśmy stolik, zamówiliśmy sobie coś do picia, ja piwo, dziewczyny również a chłopaki wzięli jakieś drinki. Max usiadł obok mnie. Zaczął wypytywać, skąd pochodzę, co mnie sprowadza do Warszawy i tym podobne pierdoły. Grzecznie odpowiadałem na jego pytania. Ewidentnie teraz wiedziałem, że Fabian bawi się w swata. Pierwsza myśl „zabije go”, no ale cóż i tak nie mogłem się na niego złościć. Taki już jestem, że nie potrafię się gniewać. Fabian szybko znalazł się na parkiecie, widziałem, że tańczy z jakimś gościem. W sumie od tej chwili zacząłem się dokładnie rozglądać po parkiecie, tańczące pary: męsko-męskie, damsko-damskie, mieszane. Całujący się mężczyźni, kobiety. Uświadomiłem sobie, że jestem w innym świecie, niby to samo miasto, a jakby inna galaktyka. Nikt na nikogo nie patrzył krzywo. Tym bardziej, że klub był dla wszystkich i osoby hetero też tu bywały. Sam nie wiem, kiedy nogi same zaczęły mi tańczyć same. Ba nawet mi się podobało.
— Jeszcze jedno piwo? — zapytał Max. — Chętnie, poproszę — opowiedziałem — dziewczyny chcecie coś do picia? — A jeszcze po browarku chętnie się napijemy.
Poszedłem z Maxem po alkohol dla nas. Wróciliśmy do stolika. Dziewczyny stwierdziły, że idą na parkiet, chciały mnie wyciągnąć, ale się nie dałem. Jakoś miałem opory przed tańczeniem. Max natomiast nie miał. Zostałem sam przy stoliku. Mogłem sobie poobserwować to, co się dzieje w klubie. W pewnym momencie dosiadł się do mnie jakiś facet.
— Witam, można się przysiąść — zapytał — jestem Ivan.
— Mikołaj, miło mi — odpowiedziałem — Co taki przystojniak jak ty robi tu sam? — Nie jestem sam, przyszedłem z przyjaciółmi.
— Chyba jesteś tu pierwszy raz, bo nigdy cię nie wiedziałem tu wcześniej? — Tak, jestem tu po raz pierwszy. — Mogę ci postawić jakiegoś drinka albo piwko, ładny jesteś, podobasz mi się. — Dziękuję za miłe słowa, ale za alkohol podziękuję — odpowiedziałem.
Nie chciałem być niegrzeczny, ale chciałem się pozbyć tego faceta. Był nachalny. Do stolika podszedł Max, całe szczęście. Nie myśląc za dużo złapałem go za rękę, dałem buziaka w usta i wypaliłem coś w rodzaju „jak się bawisz kochanie, gdzie masz dziewczyny”. Max był zaskoczony, ja też a koleś zmył się w ciągu sekundy bez słowa pożegnania.
— Max, słuchaj, przepraszam cię za ten tekst i tego buziaka, nie wiem co mnie napadło — zacząłem go przepraszać. — Eeee… no wiesz ja nie mam nic przeciwko takim buziakom. — Jakim buziakom? — Fabian wyrósł przy nas jak spod ziemi.
— A ty co masz taką koszulę rozpiętą? — zmieniłem temat. — Nie ważne, jakie tu były buziaki, kto kogo, mówić mi tu szybko. — Nie ważne — odpowiedziałem — wymienialiśmy spojrzenia z Maxem i obaj jak na zawołanie parsknęliśmy śmiechem.
Fabian miał zagadkę do końca wieczoru. Ja zacząłem się dobrze bawić, powiem więcej nawet sobie parę razy zatańczyłem i z dziewczynami, i z Maxem, ba nawet z jakimś kolesiem, który mnie do tańca poprosił. Chyba tego potrzebowałem, jak już pisałem był to inny świat, do którego przynależę. Nie zmieniło to jednak mojego stosunku do klubów, raczej jestem typem domatora niż imprezowicza.
Co do Maxa, jesteśmy przyjaciółmi, nie powiem, że miła zabawa, kilka piw i chyba chwila nie sprawiły, że kilka razy się z nim na parkiecie pocałowałem dość namiętnie — tego wieczoru on był mój a ja jego, jednak do niczego nie doszło. Po wyjściu z klubu każdy wrócił do siebie. Z Maxem umówiliśmy się parę razy na kawę czy na jakieś piwo, jednak nic się nie urodziło, obaj zgodnie stwierdziliśmy, że z tej mąki chleba nie będzie. Fabian był rozczarowany, bo stwierdził, że byśmy byli parą idealną. Śmiałem się z niego, że swat z niego żaden i postawiłem sprawę jasno, żeby się w niego nie bawił. Jak się możecie domyślać moje prośby były jak grochem o ścianę. Faktem jest, że dzięki niemu poznałem wspaniałych ludzi i zostaliśmy paczką przyjaciół. Chętnie spotykaliśmy się w sowim gronie, na jakichś domówkach czy to u dziewczyn czy u Fabiana, do siebie jeszcze wtedy nie chciałem nikogo zapraszać, trochę się bałem. Oczywiście od czasu do czasu Fabian wyciągał mnie do klubu i próbował swatać. Powiem tak, ja chyba wtedy byłem zakochany w kimś innym, choć jeszcze o tym nie wiedziałem. Każdego amanta odsuwałem od siebie. Mimo starań przyjaciela nikt mi się nie podobał, mówię tu o podobaniu się wewnętrznie, bo fizycznie i owszem. Któregoś dnia Fabian zapytał mi się wprost:
— Powiedz mi tak szczerze, czy ja jestem tak beznadziejnym swatem, czy ty coś przede mną ukrywasz? — Nie ukrywam nic przed tobą, wiesz o mnie wszystko a nawet jeszcze więcej. — To powiedz mi czemu odtrącasz wszystkich facetów wokół siebie? — Może jestem zimny jak lód — raczej stwierdziłem niż zapytałem. — Ja myślę, że jesteś w kimś zakochany i chyba wiem w kim… — Co ty za głupoty pierdolisz — przerwałem mu w pół zdania. — Nie ważne, sam się przekonasz.
Nie wracaliśmy do tej rozmowy, wtedy już zacząłem studiować. Pierwsze dni na uczelni były dla mnie szokujące, podniecające, sam nie wiem. Byłem bardzo szczęśliwy, dotarło do mnie w końcu, że jestem studentem medycyny. Ja… zwykły chłopak ze wsi, z biednej rodziny… taki Ktoś… szaraczek… Mimo sprzeciwu najbliższych ciężka praca zaczęła przynosić korzyści. A skoro już mowa o najbliższych.
IV Pojednanie z matką
Na uniwersytecie czułem się jak ryba w wodzie. Uwielbiam się uczyć. Fabian nawet żartował, że zamiast mózgu mam książki w głowie. Coś w tym jest. Pierwszy semestr zleciał szybko, o dziwo wszystkie przedmioty zaliczyłem za pierwszym razem. Postanowiłem, że zrobię sobie tydzień przerwy od Warszawy i nauki. Przyjechałem do Kuby i Pawła. Dawno ich nie widziałem, nauka pochłaniała cały mój czas. Tylko czasami pisaliśmy do siebie. Nawet na święta nie przyjechałem do domu, czego Kuba nie mógł mi wybaczyć. Mimo wszystko obaj stwierdzili, że są ze mnie dumni. Kiedy przyjechałem do nich, opowiadałem jakich to ludzi poznałem, o Fabianie, o studiach. Buzia mi się nie zamykała. Cieszyłem się, że mam kogoś, komu mogę to wszystko opowiedzieć.
— Widzisz Pawełku, nasze małe dziecko urosło — zażartował Kuba. Niby udał, że szlocha, ale widziałem, że łezka mu poleciała.
Złapałem się wtedy na jednej myśli, że chciałbym się tym wszystkim podzielić jeszcze z jedną osobą…, swoją matką. Mimo własnego szczęścia, zrobiło mi się smutno. Kuba od razu to zauważył.
— Ej Młody, co się stało, posmutniałeś nagle? — Nie nic… — Nie bujaj, za dobrze cię znam. Mów co się stało? — Powiedz mi, może wiesz co się dzieje u mamy?
Powiem tak, chyba jakieś przeznaczenie chciało, że o to zapytałem i że zacząłem o niej myśleć. Odpowiedź Kuby mnie zaskoczyła.
— Twoja matka… rozstała się w końcu z tym pojebem, twoim ojcem.
— Co? Jak, kiedy, co się stało? Opowiedz mi wszystko. — Jakiś miesiąc temu Baśka (moja mama) zadzwoniła do mnie. Nie denerwuj się, bardzo cię proszę — kontynuował wujek — twój ojciec pobił ją do nieprzytomności. Gdyby nie sąsiadka, nie wiem jak by się to skończyło. — Czemu nie zadzwoniłeś? Gdzie jest teraz mama? — Poczekaj, po kolei. Kiedy zadzwoniła twoja mama, była w szpitalu, była wrakiem człowieka. Pobita, postanowiła w końcu powiadomić policję. W sumie ja jej postawiłem ultimatum, że jak sama tego nie zrobi, to ja to zrobię. W końcu to moja siostra. Posłuchała się mnie po długich namowach. — Ale co się stało?
— Basia skontaktowała się ze mną jakiś czas temu, pytała o ciebie, dowiedziała się, że zacząłeś studiować medycynę. Jest mega z ciebie dumna, chciała skontaktować się z tobą. Niestety twój ojciec się dowiedział i zabronił jej jakiegokolwiek kontaktu. Postawiła mu się, wtedy wpadł w szał.
Byłem w szoku, dowiedziałem się, że mama mieszka teraz u mojej siostry i jej męża, ojca zatrzymali, ale matka nie chciała wracać do domu. Bała się.
Musiałem się z tym wszystkim przespać. Następnego ranka zagadałem z Kubą:
— Kuba, mogę mieć do ciebie prośbę? — Dawaj. — Zawieziesz mnie do mamy? — głupio tak, ale nawet nie wiem, gdzie mieszka. Nie wiedziałem nawet, że moja siostra ma męża. W końcu nie utrzymywali ze mną kontaktu.
— Jasne, ale może najpierw do niej zadzwonimy? Nie sądzisz, że dobrze byłoby ją uprzedzić? — Tak, masz rację. Mógł… — Tak, zadzwonię i się umówimy, zawiozę cię i będę cię wspierał.
— Dziękuję…
Kuba zadzwonił do mamy, umówiliśmy się na wczesne popołudnie. Powiem wam, że to były najdłuższe godziny w moim życiu. Od kilku lat matki nie było w moim życiu. Bałem się i jednocześnie byłem szczęśliwy, że ją zobaczę po tak długim czasie. Dotarło do mnie, iż, mimo że miałem zapewnioną opiekę i dach nad głową, to brakowało mi matki. Dopiero teraz to zrozumiałem. Przez te parę godzin myślałem się co jej powiem…, nie wiedziałem, ile o mnie wie…, co jej powiedział Kuba… Nic nie wiedziałem. Strach ogarniał mnie coraz bardziej. Zastanawiałem się czy matka zaakceptuje moje wybory… Czy nie będzie się wypytywać o moje życie prywatne, chodzi mi o dziewczyny? W końcu wujka nie zaakceptowała. Bałem się, że jak się dowie, że jestem gejem to oskarży Kubę o to, że mnie sprowadził na złą drogę a co za tym idzie, że nie będzie chciała mnie znać. Im bliżej godziny spotkania tym bardziej się bałem, myśli pędziły mi w głowie z prędkością huraganu. Z zamyślenia wybiło mnie pukanie do drzwi.
— Mikołaj — Kuba wszedł do pokoju — musimy się zbierać. Jesteś pewny, że chcesz się spotkać z rodziną? — Tak, jestem pewny… Boję się jak cholera. Mogę zadać ci pytanie? — Jasne, że tak. Przecież wiesz, że zawsze możesz pytać o wszystko. — Powiedz mi, jakie są wasze stosunki z mamą?
— O co pytasz dokładnie? — No bo cała rodzina się od ciebie odsunęła, jak powiedziałeś, że jesteś gejem, ale w końcu mama do ciebie zadzwoniła.
— Mikołaj, powiem ci tak. Wyjaśniliśmy sobie parę rzeczy, zaczęliśmy rozmawiać ze sobą.
— A to się cieszę. Ostatnie pytanie i możemy jechać. Co mama o mnie wie? — Jeżeli pytasz, czy wie, że jesteś gejem to odpowiem ci tak, że ode mnie się nie dowiedziała. Jednak może nie mów jej tego tak od razu.
Agata, moja siostra, mieszkała niedaleko miasteczka. Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Wyszła za mąż za chłopaka, z którym chodziłem do podstawówki. Nawet fajnie, bo się zawsze lubiliśmy. Gdy dojechaliśmy na miejsce serce biło mi jak oszalałe. Było mi duszno i gorąco, mimo zimowej aury. Na progu domu przywitały mnie siostry. Agnieszka druga z bliźniaczek też na mnie czekała.
— Witaj braciszku — powiedziały jednocześnie — miło cię widzieć po tylu latach.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Wydukałem tylko „przepraszam”.
— Nie musisz przepraszać, cieszymy się, że w końcu się widzimy.
— Ja też się cieszę. — Wchodź do środka, nie będziemy stać na progu.
Weszliśmy. Mój strach sięgnął zenitu. Poprosiłem Agatę, żeby zaprowadziła mnie do mamy, która siedziała w swoim pokoju. Przed drzwiami poprosiłem siostrę, aby zostawiła mnie na chwilę samego. Po jakiejś minucie zebrałem się na odwagę. Zapukałem, usłyszałem ciche „proszę”, otworzyłem drzwi. Serce waliło mi jak głupie, prawie wyskoczyło z piersi. Wszedłem do pokoju.
— Dzień dobry, mamo — zobaczyłem matkę, mimo jej wieku wyglądała bardzo staro. Widać było, że życie ją zmęczyło. Pasma siwych włosów, podkrążone oczy, kurze łapki.
— Dzień dobry, synku — opowiedziała — przepraszam cię.
Popłakała się, a ja razem z nią.
— Mamo, nie masz za co mnie przepraszać — powiedziałem przez łzy. — Mam synku, za to, że mnie nie było. Wybacz mi… — Mamo… — przytuliłem ją mocno i pocałowałem w policzek.
Gadaliśmy nie wiem, ile czasu. Matka wypytywała o moje życie, jak mi idzie, jak sobie radziłem przez te wszystkie lata? Miała tysiące pytań. Zgodnie z prawdą odpowiadałem jej na wszystkie. O tym jak wychowywał mnie Kuba, ile mu zawdzięczam. O swojej ciężkiej pracy i olimpiadach. O tym jak poznałem Marka, jak uratowałem tamtego mężczyznę, jak to postanowiłem być lekarzem. O życiu w Warszawie (oczywiście nie wszystkich aspektach tego życia), o studiach. Miałem słowotok, matka siedziała i słuchała.
— Jestem z ciebie taka dumna, mój mały synek będzie lekarzem.
— Mamo, powiedz mi jak ty się czujesz? Gadam o sobie tylko a co z tobą?
Zaczęła opowiadać mi o tym, jak się dowiedziała, że się dostałem na medycynę, że chciała odzyskać ze mną kontakt, jak to postawiła się ojcu, który wpadł w szał i zaczął ją, katować. Leżała ponad trzy tygodnie w szpitalu, przez ten czas Kuba z Pawłem nad nią czuwali. Siostry też były przy niej. Słuchałem jej a łzy z oczu płynęły mi same. Opowiedziała mi jak to się pogodziła z Kubą, że zrozumiała, że brata ma jednego i że go kocha, że nie ważne jest to, czy jest gejem czy nie. Powiedziała mi, że jest mu wdzięczna za to, że mnie wychował. Powiedziała też, że akceptuje jego związek z Pawłem i życzy im szczęścia. Miałem ochotę jej powiedzieć, że ja też jestem gejem, ale stwierdziłem, że jednak nie będę jej stresował tą informacją. Nagle ktoś zapukał do drzwi, do środka wszedł Kuba.
— Jak tam? — zapytał — Dobrze — odpowiedziałem zgodnie z prawdą — Daj nam jeszcze chwilę dla siebie braciszku — poprosiła matka. — Dobrze, zejdźcie zaraz na dół, dziewczyny robią podwieczorek.
— Synku, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. — Słucham — bałem się teraz na poważnie, bałem się, że padnie pytanie o dziewczyny. — Wybaczysz mi? — Mamo nie mam co ci wybaczać. Kocham cię, zawsze kochałem i będę kochał. Jesteś moją matką. — Ja ciebie też kocham, mój mały synek. — Nie taki mały, mamo. — Dla mnie zawsze będziesz moim małym synkiem. Kocham cię Mikołaju, pamiętaj o tym zawsze.
Jeszcze raz ją objąłem, pocałowała mnie w czoło
— Chodź na dół, bo Agata zaraz nam pokaże — powiedziała z uśmiechem na twarzy — cieszę się, że cała rodzina jest znowu razem.
— Prawie cała, nie ma z nami Wojtka. — Może kiedyś….
Zeszliśmy na dół, przy stole już wszyscy siedzieli, nawet Paweł przyjechał. Zdziwiłem się, tym bardziej że mama przywitała się z nim bardzo serdecznie.
— No co, jak było? — zapytał mnie Kuba na stronie. — Dobrze, wszystko sobie wyjaśnialiśmy.
— Panowie siadajcie do stołu — zaprosiła nas Agata — W końcu jest co świętować. Rodzina się jednoczy.
Teraz już razem, w komplecie gadaliśmy kolejne godziny. Dowiedziałem się, że Agata jest w ciąży, dopiero drugi miesiąc, cieszyłem się, że zostanę wujkiem. Agnieszka z kolei chodziła do szkoły fryzjerskiej i uczyła się sztuki tatuażu.
— Może kiedyś zrobisz mi jakiś tattoo — zażartowałem. — Panu doktorowi tatuaż chyba nie pasuje — śmiała się ze mnie.
Najbardziej zaskoczony byłem tym, że wszyscy traktowali Pawła jak członka rodziny. Dawało mi to nadzieję na to, że ja też w przyszłości będę zaakceptowany. Cały mój tygodniowy pobyt w rodzinnej miejscowości spędziłem u Agaty i mamy. Poznawaliśmy się od nowa. Niestety tydzień minął szybko. Musiałem wracać do Warszawy.
— Synku — powiedziała mama jak już wyjeżdżałem — odzywaj się do swojej głupiej matki. — Mamo nigdy przenigdy nie mów, że jesteś głupia. Kocham cię.
— Ja też cię kocham, synku, zawsze będę kochała bez względu na to kim jesteś i kim będziesz — a jesteś wspaniałym człowiekiem i to się dla mnie liczy.
Zdziwiłem się tymi słowami, nie było już czasu pytać i chyba nie chciałem na chwilę obecną.
„Czyżby wiedziała?” — urodziła mi się taka myśl. Jednak w tym momencie coś innego było ważniejszego w moim życiu. Wracałem do Warszawy pojednany z rodziną, byłem szczęśliwy. W stolicy natomiast czekało na mnie coś, czego spodziewać się nie mogłem.
V Po prostu Marek
Po powrocie do Warszawypierwszą osobą jaka chciała się dowiedzieć, jakbyło u wujka, był Fabian. Opowiedziałem mu o spotkaniu z mamą i pogodzeniu sięz rodziną. Popłakał się jak to on, ja byłem szczęśliwy z obrotu sprawy. Zacząłsię drugi semestr, nauki coraz więcej. Miewałemmomenty zawahania, jednak się nie poddawałem. Marek jak zapowiedział,przyjeżdżał do Warszawy, był u mnie średnio raz w miesiącu, czasami częściej. Częstopomagał mi w nauce, jednak w większości czasu nie było go w mieszkaniu. Jakmówił miał jakieś sprawy do pozałatwiania albo spędzał czas ze znajomymi.Powiem wam szczerze, że czas spędzony z Markiem był dla mnie wspaniały. Łapałemsię na tym, że w pewnych momentach mi go brakowało. Gadałem z nim o różnychsprawach, czasami o niczym, czasami o nauce. Kiedy nie było go przy mnietęskniłem za jego głosem i głębią jego oczu. Kiedyś opowiedziałem o tymFabianowi.
- Mikołaj, wiesz, że odemnie usłyszysz prawdę – powiedział – Ty jesteś w nim zakochany.
- Przestań pierdolić głupoty,lubię go…
- Tylko nie mów „ale” …
- Fabian, jak mogę go kochać.
- Tęsknisz za nim jak go niema, chcesz spędzać z nim czas, lubisz, jak przyjeżdża i poza tym odtrącaszkażdego faceta, jakiego ci znajduję.
- No ten ostatni argumentnaprawdę do mnie trafia.
- Może trafiać, może nie trafiać, jak sobie chcesz. Ja wiem jedno. KochaszMarka i będziesz się katował.
Miał rację, choć ja tejmyśli nie dopuszczałem do siebie. Zakochałem się w nim, z każdym dniem i z każdymjego przyjazdem coraz bardziej. Nie mogłem mupowiedzieć o tym, że go kocham, mało o nim wiedziałem. Bałem się jak możezareagować, pewnie by mnie wyśmiał i stwierdził, że mam się wyprowadzić.Wolałem go kochać skrycie i przebywać z nim, niż stracić go na zawsze. Czułemteż, że jestem mu bliski w jakimś sensie. Czasami mnie to bolało i to bardzo,wiele razy złapałem się na tym, że chciałem go pocałować, przytulić. Zawsze potakich sytuacjach płakałem, skrycie, nikt nie mógł zobaczyć moich łez. Nikt, pozaFabianem oczywiście. Raz nie wytrzymałem i podczas takiej rozmowy wybuchłemhisterycznym płaczem.
- Weź, jak cię kopnę –skwitował Fabian – mówiłem ci, że będziesz się katował i cierpiał.
- Co ja mam robić? –szlochałem
- Powiedz mu…
- No chyba ogłupiałeś –wybuchłem – wtedy już stracę go na zawsze.
- Może to i lepiej, nie katujsię stary, zwariujesz.
- Nie mogę mu powiedzieć,znienawidzi mnie a ja tego nie wytrzymam.
- Jak chcesz, no chodź tutaj…- mimo, że Fabian nie podzielał mojego zdania, przytulił mnie i pozwoliłwypłakać na swoim ramieniu.
Nadszedł maj, ładnapogoda. Ja oczywiście uczyłem się jak najęty. Pozwalało mi to choć trochęzapomnieć o Marku. Terapia krótkotrwała, bo uczucie wybuchało jak wulkan zakażdym razem, kiedy przyjeżdżał. Pod koniec miesiąca Marek zadzwonił, żeprzyjedzie, ale będzie w mieszkaniu tylko na chwilę. Mówił coś wtedy, że jego znajomyrobi jakąś imprezę i spędzi cały weekend u niego,bo będzie jeszcze kilkoro znajomych.
Łaziłem smutny kilka dni, liczyłem chociaż na to, żeparę godzin spędzę z Markiem. Nie uciekło to uwadze mojemu przyjacielowi.
-Słuchaj kochany – zaczął Fabian – w sobotę jest fajna impreza w Toro…
- O nie, nie mam nastroju…
- Będą dziewczyny, Max, ty teżsię rozerwiesz.
- Już to widzę jak sięświetnie bawię.
- Zawsze tak mówisz a zawszebawisz się wyśmienicie.
Miałrację, zawsze, kiedy mnie wyciągał do klubu, bawiłem się świetnie.
- Słuchaj, jaka impreza jest w Toro? Nastronie nic nie widziałem. – zapytałem
- No wiesz impreza jest …
- Co się motasz?
- No powiem ci tak… poznałemjakiś czas temu fajnego faceta…
- I mi nic nie powiedziałeś? Apoza tym co ma to wspólnego z imprezą w klubie?
- No nic ci nie mówiłem, bonie wiedziałem czy coś z tego wyjdzie a teraz…
- Wiesz co, ja ci mówię owszystkim a ty nawet nie powiedziałeś mi, że kogoś poznałeś – oburzyłem się naniego
- Oj nie fochaj się już. Niechciałem zapeszać. Teraz wiem, że to coś bardziej trwałego. Zaprosił mnie naswoje urodziny, robi je w Toro i chce abym poznał jego znajomych.
- E, no to chyba ja tam niepasuję?! Nie sądzisz?
- No właśnie Oskar powiedział,że też chce poznać moich znajomych.
- Ale tak się wpraszać naczyjeś urodziny to chyba niefajnie, tym bardziej, że ja go nie znam.
- Chciałbym, żebyś poznał, Mikołajujesteś moim najlepszym przyjacielem. Tak jak mówiłem, będą dziewczyny i Max.
- Fabian, nie wiem, czy tojest dobry pomysł, mam wątpliwości. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Pójdziemyrazem do klubu i będziemy oddzielnie się bawić…
- Mikuś, razem będziemy siębawić… Nie daj się prosić, jest to dla mnie ważne.
Zgodziłem się, choćmiałem wątpliwości. Fabian nie raz mi pomagał, był przy mnie, kiedy gopotrzebowałem, więc nie miałem serca mu odmówić. Z drugiej strony pomyślałemsobie, że się rozerwę trochę i zapomnę o Marku choć na chwilę.
Nadeszła sobota,dowiedziałem się, że facet Fabiana kończy czterdziestkę. W sumie nie znamfaceta, więc nie wiem, czy miałem mu coś kupić czy nie. Zapytałem Fabiana,który stwierdził, że nie jest to konieczne. Z przyjacielem umówiliśmy siębezpośrednio w klubie, natomiast z Maxem, Ewką i Gosią na mieście. Zgadaliśmysię tak, że idziemy razem do Toro i bawimy się razem, a z Fabianem gadamy i jaktak bardzo chce, to przedstawi nam Oskara a na urodziny się wpychać niebędziemy. Jak się dowiedziałem od Fabiana, na imprezie będzie sama „branża”.Fajnie pomyślałem, bynajmniej nie będzie skrępowania.
Z dziewczynami spotkałem się trochę wcześniej na piwko, na mieście. Maxzapowiedział, że dołączy do nas po 22, bo pracował i wtedy pójdziemy do klubu.Jak się umówiliśmy, tak zrobiliśmy. Kiedy byliśmy już na miejscu, znaleźliśmysobie jakiś stolik. Napisaliśmy do Fabiana, że już jesteśmy na miejscu. Po paruminutach znalazł nas, był cały podniecony i widać, że bardzo szczęśliwy.
- Jak imprezkaurodzinowa? – zapytała Gosia.
- Świetnie – odpowiedziałjednym zdaniem – musicie poznać Oskara i jego znajomych są świetni.
- Fabian – powiedziałem – możeprzyprowadź Oskara do nas, tak będzie lepiej, nie będziemy się wpraszać naimprezę urodzinową.
- O nie, musicie ichwszystkich poznać. A ty szczególnie jednego pana.
- Zapomnij – skwitowałem – Niebaw się znowu w swata.
- Okej, żartowałem –odpowiedział.
- Przyprowadź tego swojegoOskara do nas – powiedziała Ewka tym razem – nie chcemy się tam wpychać. Achętnie go poznamy.
- Nie dajcie się prosić –Fabian nie ustępował – są naprawdę fajni.
- Słuchajcie – powiedziałem –on nie odpuści, poznajmy tych ludzi, złożymy Oskarowi życzenia, będziemy mielito z głowy.
- Masz rację – powiedzieliwszyscy razem.
Poszliśmy do loży, gdziebyła impreza urodzinowa, Fabian był nakręcony jak nie wiem co.
- Słuchajcie to są moimprzyjaciele, o których wam mówiłem – zaczął – Ewa, Gosia, Max i Mikołaj –przedstawił nas – a to jest Oskar.
- O którym nic nam nie mówiłeś– skitowałem – miło mi – ukrywał cię aż do ostatniej chwili. Wszystkiegonajlepszego – dodałem.
- Dziękuję. Mnie również jestmiło was poznać – odpowiedział Oskar – poznajcie się, to są moi przyjaciele. Kinga, Patrycja i Filip.
- Miło nam – powiedzieliśmywszyscy razem.
- Przysądźcie się – Oskarzaprosił nas do stolika.
- Nie, dziękujemy zazaproszenie, ale to jest twoje święto – powiedziała Gosia – nie będziemy sięwpraszać.
- Siadajcie, nie marudźcie –zaoponował Fabian – poza tym jest jeszcze jedna osoba, którą musicie poznać.
Fakt, teraz zauważyłem,że przy stoliku było sześć kufli a ich była piątka.
- Zapraszam was, imwięcej osób tym przyjemniej – powiedział Oskar
- Zgadza się – skwitowałaKinga
- Zapraszamy – dodał Filip
Nie mieliśmy za bardzowyjścia. Wszyscy przeciwko nam. Dosiedliśmy się. Ja usiadłem tyłem do parkietu,nie widziałem, czy ktoś idzie i czy przechodzi. Zaczęliśmy gadać. Po paruminutach Oskar wstał i powiedział:
- No w końcu jesteś, ilemożna czasu spędzić w kiblu? Chyba, że nie byłeś w kiblu? – zaczął się śmiać –poznaj, to są znajomi Fabiana.
Odwróciłem się i zostałemporażony piorunem. Czas się zatrzymał. Przestałem oddychać… on, on w tymmiejscu. Zaraz to miała być impreza „branżowa” on… nie, to nie możliwe… miałemjakieś przewidzenia. Wszystko działo się poza mną, zacząłem ciężko oddychać,Fabian coś do mnie mówił, nie wiem co. Wstałem od stolika i wybiegłem nazewnątrz. Fabian wybiegł za mną, on też …
- Mikołaj zaczekaj –krzyknął.
Mi łzy poleciały same, niewiem z jakiego powodu.
- Mikołaj – wrzasnął Fabian –co się stało, jakbyś zobaczył ducha?
- Co on tu robi?
- Kto, Marek… o kurwa… Marek,to jest ten…
- Tak to jest ten Marek!
- Boże, przepraszam niewiedziałem, nie widziałem nigdy jego zdjęcia.
- Fabian – usłyszałem za sobągłos, jego głos – możesz dać nam chwilę?
- Fabian, nie, proszę –powiedziałem
- Mikołaj musicie porozmawiać,skoro już się tu spotkaliście – odpowiedział Fabian – jestem w środku jak coś.