E-book
7.35
drukowana A5
70.1
Sześć łez

Bezpłatny fragment - Sześć łez


Objętość:
464 str.
ISBN:
978-83-8126-709-0
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 70.1

OPOWIEŚĆ O TRUDNEJ MIŁOŚCI

I NIESPEŁNIONYCH MARZENIACH


„Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś

odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem.

Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest

skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem

przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.”

Vincent van Gogh

Podziękowania

Z całego serca pragnę podziękować wszystkim tym, którzy wspierali mnie w pisaniu tej książki, tym którzy wierzyli, że uda mi się wytrwać do samego końca i nie oszaleć, oraz tym którzy sceptycznie podchodzili do mojej pasji utwierdzając mnie w przekonaniu, że niemożliwe staje się możliwe.

Jako pierwszemu pragnę podziękować mojemu mężowi Tomaszowi Szymczyk za cenne rady, za krytykę i pomoc w znalezieniu odpowiedniej osoby do stworzenia okładki, za to, że jesteś i za to, że miłość nie jest mi obca.

Dziękuję koleżankom z pracy Agnieszce Pióro i Monice Pabiańczyk za cierpliwe wysłuchiwanie o planach i marzeniach związanych z wydaniem tego dzieła. Za doping i mobilizację w trakcie jej realizacji. Wasza wiara w moje możliwości dodawała mi skrzydeł.

Podziękowania należą się też mojej siostrze Angelice Wiśniewicz, bo gdy osoba, która nie lubi spędzać czasu przed książkami zechce przeczytać Twoją publikację to oznacza, że jest ciekawa wszystkiego tego co Ciebie dotyczy, a to motywuje i daje kopa do działania.

Lucyna Urbaniec — najukochańsza cioteczka, która swoje serce włożyła w pomoc przy tworzeniu krótkiego blurpa na tyle okładki. To dzięki jej twórczości powstał ten ciekawy i zwięzły opis. Dziękuje bardzo za poświęcony mi czas.

Swą wdzięczność kieruje także do Szymona Czerwińskiego — znajomego adwokata, który niejednokrotnie odpowiadał na moje zawiłe pytania dotyczące prawa karnego. Za każdą odpowiedź serdecznie dziękuję i przepraszam jeśli znajdziesz tu coś, co jest totalną głupotą.

Dziękuję Adrianowi Siara za wykonanie wspaniałego portretu, który posłużył jako okładka do mojej książki. Za zrozumienie moich oczekiwań i przelanie ich na czystą kartkę papieru. Twój talent dopełnił tego dzieła.

Całej mojej rodzinie kłaniam się nisko za to, że nie wyśmiali mojego zamysłu napisania książki, za to że każdy z nich czekał na jej wydanie oraz za to, że nie zgasili mojego zapału a wręcz przeciwnie.

Każdy z Was osobna napełniał mnie pozytywną energią, każdy tu wymieniony w mniejszym lub większym stopniu przyczynił się do tego, że powstało „Sześć łez”, jesteście wspaniali. Dziękuję i życzę Wam udanej lektury, mam nadzieję że Was nie zawiodłam.

Prolog

Czy zastanawialiście się kiedyś czym jest miłość? Czy dla miłości można zabić drugiego człowieka? A może jesteśmy więźniami, niewolnikami, przedmiotami codziennego użytku?

Weronika leżała teraz na szpitalnym łóżku zalana łzami, samotna i bez nadziei na lepsze jutro.

— Boże czy to tak musi boleć? — niewypowiedziany żal jaki miała do świata wciąż kłębił się w jej myślach. Chciała z tym skończyć, chciała by rok 2014 powrócił, chciałaby nigdy nie poznać Darka. — do cholery z tym! Zostawiłam dla Ciebie wszystko a Ty odszedłeś…

W pokoju panował mrok, słychać było tylko deszcz stukający w szybę szpitalnego okna oraz szepty lekarzy i pielęgniarek na korytarzu. Weronika pamiętała każdą sekundę z ostatnich sześciu lat, a tak bardzo pragnęła wymazać to z pamięci.

Darek — jej miłość, a przynajmniej tak jej się wydawało zostawił ją z dnia na dzień po tym wszystkim co razem przeszli. Bez słowa wyjaśnień. Została sama i to przerażało ją najbardziej.

Zaczęła płakać, nie mogąc opanować ciała, które drżało jej coraz mocniej, bała się i nagle znowu ten ból przeszywający ją do szpiku kości, ktoś nad nią stał trzymając coś w rękach a potem już tylko ciemność…

* * *

— Poproszę z doktorem Mareckim!

— Kurwa! Nie interesuje mnie, że ma pacjenta!

— Dobrze poczekam 5 minut ale będzie go to sporo kosztowało!

Darek czekał dopiero 3 minuty ale i tak przestępował z nogi na nogę z telefonem przy uchu. Musiał się dowiedzieć czy są jakieś efekty w leczeniu. Do diabła nie mógł z nią być, nie teraz. Miał tylko nadzieję że kiedyś mu to wybaczy.


— Dr Marecki, słucham Pana — zmęczony głos w końcu odezwał się w słuchawce.

— I jak? — starał się trzymać nerwy na wodzy, głos mu drżał — czy dziś jest lepiej?

— Może najpierw dzień dobry czy coś w tym stylu? Ja rozumiem, że mi Pan specjalnie płaci za opiekę i leczenie Pana eee… kobiety ale szanujmy się. — spokojnym tonem zauważył doktor.

— Witam szanownego doktorka! Gadaj! — tętno niebezpiecznie sięgało mu górnej granicy wytrzymałości.

— Proszę się nie martwić, dziś Pani Weronika czuje się znacznie lepiej, zjadła śniadanie, obecnie śpi. — chwila zastanowienia co powinien powiedzieć, może jednak prawda byłaby lepsza niż marne pocieszanie kolesia, który działa mu na nerwach jak nikt inny ale dzięki któremu ma teraz dostatnie życie. W końcu jednak dodał — gorzej jest z jej psychiką ale nie ma co się dziwić, nie po tym co ją spotkało. Dziś Dr Misiewicz ma z nią porozmawiać, to świetna Pani psycholog, może uda jej się coś wskórać. Proszę być dobrej myśli Panie Kwiatkowski.

— A czy On był?

— Nie Proszę Pana nie był widziany już od tygodnia. Proszę wybaczyć ale muszę wracać do pacjentów. Dowidzenia.

Stał jeszcze chwile z telefonem przy uchu, aż nagle gdzieś na drugim końcu ulicy wreszcie go spostrzegł.

— Mam Cie Skurwielu! Zapłacisz mi za to! — po czym ruszył czym prędzej przed siebie.

* * *

Życie kładzie nam pełno kłód pod nogi ale to czy jesteśmy w stanie je udźwignąć zależy jedynie od nas samych. Nie poddawaj się, kiedyś się uwolnisz! Te słowa jak mantrę powtarzała Weronika każdego dnia, aż w końcu przyszła wolność, miłość, nadzieja i ból który powracał 6 razy, aż w końcu powalił ją na łopatki, bezsilną, a na dodatek koszmar sprzed lat chciał powrócić.

Rozdział 1

Minął rok odkąd udało jej się uciec od Michała. Po trzech latach bycia w toksycznym związku wreszcie oddychała pełną piersią.

Bydlaka — bo tak go nazywała poznała we wrześniu 2010 roku. Pamiętała ten dzień jak dziś. Ona dwudziestoletnia dziewczyna, studentka drugiego roku pedagogiki szkolnej i wczesnoszkolnej. Brunetka z błękitnymi oczami, 170cm wzrostu, zgrabna pełna uśmiechu i życzliwości. Kochała dzieciaki i wiedziała, że w przyszłości pragnie mieć ich co najmniej troje. W ten piątkowy, upalny, wrześniowy dzień wraz z koleżankami z uczelni Marzeną, Kasia i Martą kończyły zajęcia o 15:00.

— Spójrzcie jakie piękne lato, aż żal siedzieć w mieszkaniu, chodźmy gdzieś zaszaleć, poderwać kogoś. — z entuzjazmem zaczęła nalegać Marta, blondynka o piegowatej buzi i z kilkoma kilogramami w zapasie. — ruszcie swoje chude dupska!

— Marta daj nam spokój — odparła Kasia, dziewczyna o rudych kręconych włosach i nienagannej urodzie. — przypominam Ci, że w poniedziałek mamy ważny egzamin z psychologii i ostrzegam, że ja na pewno nie dam Ci zerżnąć ode mnie wszystkiego.

Śmiejąc się poczochrała Martę po włosach i udała się do maleńkiej kuchni w ich wspólnym mieszkaniu, które dzieliły wraz z Weroniką i czwartą dziewczyną o imieniu Marzena — brunetce o piwnych oczach, zarozumiałej ale sympatycznej na swój pokręcony sposób.

Mieszkanie mieściło się na trzecim piętrze jednego z bloków w Krakowie. Niewielkie, dwupokojowe, z maleńką i ciasną kuchnią oraz łazienką, które kupili Weronice jej rodzice na 18-ste urodziny, a które ona udostępniła koleżanką ze studiów w zamian za towarzystwo i dokładanie się do czynszu i mediów. Pierwszy pokój wymalowany na brzoskwiniowy kolor, z oknem wychodzącym na południe zajmowała Weronika z Kasią, z którą nawiązała najlepsze relację i którą śmiało mogła nazwać przyjaciółką. Drugie16m2 o cytrynowych ścianach zajmowała Marzena z Martą, które lubiły imprezować i niekoniecznie zarywać nocy na naukę.

— No co? — zapytała z uśmiechem Marta spoglądając na Marzenę i Weronikę. — idziecie czy nie?

Nie czekając na odpowiedź zabrała się za przeglądnie szafy stwierdzając po chwili, że w nic seksownego się nie zmieści.

— A co nam w sumie szkodzi — wstała Weronika, okręciła się wokół własnej osi i w podskokach udała się przyszykować na szalony wieczór, mając nadzieję że dziś pozna mężczyznę swojego życia.

Kasia w obcisłej czerwonej sukience współgrającej z jej włosami i niebotycznie wysokich czarnych szpilkach wyglądała obłędnie. Marta starała się zatuszować zbędne kilogramy pod zwiewną czarną sukienką ale dobrze wiedziała, że w towarzystwie koleżanek nie ma szans poderwać przystojnego, wysokiego bruneta. Marzena postawiła na klasyk i ubrała luźną dżinsową spódniczkę i czarny top z dużym dekoltem podkreślającym jej duży i zgrabny biust. Czekały gotowe w korytarzu na Weronikę ponaglając ją jak za każdym razem miało to miejsce.

— Wiki jak zaraz nie wyjdziesz to jak Bóg mi świadkiem wyciągnę Cię siłą na dyskotekę tak jak teraz stoisz, choćbyś była naga. — zjadliwie dogadywała Marzena

— No już już, dajcie mi dziewczyny jeszcze minutkę, obiecuje że już kończę. Jeśli chcecie możecie już iść, ja Was dogonię — odparła.

Z racji, że przedpokoik miał zaledwie 2m2 dziewczyny wyszły z bloku i udały się spacerkiem na przystanek autobusowy mając nadzieję, że Weronika ich wkrótce dogoni.

Wymalowana i gotowa do wyjścia Weronika rzuciła okiem na siebie ostatni raz. Upięty luźno kok u dołu głowy z wypuszczonymi kilkoma pasemkami włosów spadających luźno wokół twarzy, do tego niezbyt mocny makijaż oraz klasyczna mała czarna z dodatkiem beżowych szpileczek, taki widok zadowolił ją więc udała się do wyjścia z przeczuciem, że czeka ją dziś coś wyjątkowego.

Niestety nie sądziła wtedy jeszcze że jej życie po dzisiejszej nocy ulegnie tak drastycznym zmianą.

Rozdział 2

Wychodząc z mieszkania jak zawsze sprawdziła czy dokładnie zamknęła drzwi i biegnąc dogoniła dziewczyny w drodze na przystanek.

— Orzesz Ty! — Kasia nie skrywała podziwu jaki wywołał na niej wygląd przyjaciółki

— Trzymasz się ode mnie z daleka bo wyglądam przy Tobie jak brzydkie kaczątko — ze smutkiem i zazdrością stwierdziła Marta.

— Dziewczyny dajcie spokój. Marta więcej wiary w siebie kobieto. I chodźcie już bo w końcu się spóźnimy na autobus. — z nieskrywanym uśmieszkiem skwitowała Wiki.

O godzinie 20:00 były już na miejscu w pobliskiej dyskotece o nazwie Elections. Był to całkiem spory klub o trzech salach, gdzie w jednej grano piosenki typu dance i pop, na drugiej typowe disco polo a trzecia przeznaczona była na restaurację z miękkimi kanapami i w pół roznegliżowanymi kelnerkami.

Dziewczyny po wejściu zajęły miejsca na jednej z loży, popijając mojito obserwowały wolnych kawalerów, z którymi mogłyby się zabawić tej nocy.

— Chodźcie kochane pora wyrwać jakieś ciasteczko — entuzjastycznie poderwała się Marzena gotowa zaszaleć dzisiejszej nocy.

— Chyba jakiegoś pączka żebym go w łóżku nie zgniotła — odparła ze śmiechem Marta i ruszyła za Marzeną na parkiet.

— Idziemy! — zatrzepotała rzęsami Weronika i pociągnęła Kasię za sobą do tańca.

Przez pierwsze godziny studentki bawiły się z różnymi chłopakami, czasem męcząc się w tańcu, czasem bawiąc doskonale. Marzena jako pierwsza ulotniła się z parkietu z przystojnym nieznajomym. Ku swemu zdziwieniu nawet Marta poznała chłopaka imieniem Eric, w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia. Zdystansowana Kasia trzymała się troszkę z boku nie zaprzątając sobie głowy poznania nikogo nowego, a jedynie dobrze się bawiąc i starając się nie pić za dużo alkoholu.

— Cześć piękna. Jestem Michał, może mógłbym Ci zająć chwilkę co? — usłyszała Weronika słodki głos wędrujący prosto do jej ucha.

Nieznajomy stał tuż za nią, pachniał wybitnie. Odwracając się do niego aż zakręciło się jej w głowie lądując w jego umięśnionych ramionach. Weronika omiotła go spojrzeniem i stwierdziła z uznaniem że jest całkiem przystojny. Dopasowana różowa koszula, z rozpiętymi dwoma guzikami od góry, do tego podwinięte do łokci rękawki oraz skrojone na miarę gustowne czarne spodnie. Michał miał ponad 180cm wzrostu, dobrze zbudowany, z czarnymi krótko ściętymi włosami i delikatną blizną na policzku, która nadawała ostrości rysom twarzy.

— Halo mała powiesz mi chociaż jak masz na imię? — z pełnym uśmiechem zapytał nowo poznany

— Hej, jestem Wiki, znaczy Weronika — wydukała

— To co bawimy się, czy idziemy się coś napić?

— Yyy… może napijemy się a potem zatańczymy — musiała coś się napić gdyż w ustach zrobiło jej się nagle sucho, a myśl że mógłby ją teraz dotknąć napawała ją przerażeniem. — zapraszam do mojego stolika — paplała bez namysłu.

Noc okazała się wspaniała, bawiła się z Michałem wyśmienicie, a pocałunek skradziony tej nocy rozpalił jej zmysły. W podświadomości pragnęła więcej ale z braku doświadczenia nie chciała aby stało się to za szybko. Chłopak okazał się nie być nachalny, wymienili się numerami telefonów i umówili na randkę jeszcze tego samego dnia.

Weronika wróciła szczęśliwa do mieszkania, z wypiekami na twarzy i w pełni życia, tak że nawet nadchodzący egzamin nie zepsuł jej nastroju.

Marta także odnalazła swojego księcia na białym koniu i cała w skowronkach paplała o tym na okrągło dopóki nie zamknęła oczów i nie zapadła w długi i spokojny sen.

Reszcie dziewczyn ta noc minęła jak inne podobnie spędzone.


Ranek nadszedł zbyt szybko niżby dziewczyny tego chciały. Jedynie Weronika od 7:00 rano krzątała się po kuchni śpiewając sobie pod nosem i układając sobie w myślach dzisiejszy wieczór.

— Wiki zamknij dziobek! Zlituj się kobieto!

— Chcemy spać!

Współlokatorki uciszały koleżankę ale na nic zdały się ich prośby, gdyż Weronika postanowiła ten dzień spędzić wyjątkowo pracowicie, począwszy od sytego śniadania z trzech jajek ugotowanych na miękko i gorącą herbatką do popicia.

NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ

DZISIEJSZEGO WIECZORU

JAK MINĘŁA NOC?

Michał napisał do niej z samego rana, a więc także o niej myślał. Zadowolona szybko wystukała odpowiedź:


JA TAKŻE CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ

NOC MINĘŁA ZDECYDOWANIE ZA SZYBKO.


Kolejny dźwięk telefonu.

KINO? DYSKOTEKA?

A MOŻE KNAJPKA?

Po chwili namysłu odpisała:


MOŻE KNAJPKA?

BĘDZIEMY MOGLI SPOKOJNIE POROZMAWIAĆ :)


Następny sms od Michała.

JESTEM ZA!

„KASABLANKA” O 20:00?

BĘDĘ CZEKAŁ MAŁA.

Śmiejąc się od ucha do ucha odpowiedziała:


DOZOBACZENIA :)


Zerknęła na zegarek, godzina ósma. Starała się odegnać od siebie myśli związane z nowo poznanym chłopakiem ale nie mogła się na niczym skupić. Nie mogła uwierzyć, że los uśmiechnął się do niej i poznała Michała, przystojnego i zabawnego mężczyznę, który zauroczył ją od pierwszej chwili.

Postanowiła wziąć się w garść i zabrać do nauki. Czekał ją naprawdę ważny egzamin a nauki było za dużo jak na dwa dni. Uruchomiła ekspres do kawy, a zapach świeżo zaparzanej kawy unosił się po wszystkich pomieszczeniach w mieszkaniu budząc do życia pozostałe współlokatorki. Z racji tego, iż miały jedną łazienkę przez chwilę dało się słyszeć kłótnie i przepychanki dziewczyn, która z nich jako pierwsza powinna z niej skorzystać. Weronika nie chciała uczestniczyć w tym przedstawieniu więc szybko przemknęła z kawą do swojego pokoju. Włożyła słuchawki na uszy i ustawiła cicho muzykę Georga Bizet, ponieważ nauka od zawsze najlepiej jej wychodziła przy muzyce poważnej. Pamiętała jak jeszcze za czasów dzieciństwa tata zawsze zabierał jej ulubione płyty do nauki, gdyż jak twierdził nie jest się w stanie słuchać muzyki a jednocześnie uczyć i zapamiętywać. Wtedy zawsze biegła z naburmuszoną miną do mamy, która z kolei łagodziła spór z tatą tłumacząc mu, że Wiki jest dobrą uczennicą więc widocznie jej ta muzyka pomaga, a nie przeszkadza. Lecz wystarczyło tylko, by dostała gorszą ocenę w szkole a cała sytuacja na nowo powracała. Uśmiechnęła się teraz na wspomnienie o rodzicach, z przykrością stwierdzając, że dawno ich nie widziała a mieszkają zaledwie kilkanaście kilometrów od niej w malowniczej miejscowości Bartków na północ od Krakowa. Wioska w której wychowała się Wiktoria mieściła zaledwie 142 numery domów, z czego większość rozrzucona po wiosce tak jak jej rodzinny dom, z dala od sąsiednich budynków. Lubiła tam wracać, czuć rodzinne ciepło z kominka w salonie. Zapach szarlotki, który zawsze piekła mama w sobotni poranek, oraz zapach drewna w warsztacie taty. Odkąd pamiętała jej mama Alicja Strzałkiewicz zawsze zajmowała się domem i swą jedyną córeczką czyli nią. Tata natomiast Marek Strzałkiewicz pracował jako stolarz oraz zajmował się uprawą pola, które odziedziczył w spadku po zmarłym wujku — bracie jego ojczyma, a które stanowiło zabezpieczenie rodziny w razie kryzysu. Jej dzieciństwo można zaliczyć jako udane i szczęśliwe. Miała wszystko, rodziców kochających, którzy oddaliby dla niej wszystko, swój własny pokoik na poddaszu mieszkania, początkowo pomalowany na różowo z szarymi słonikami. Potem, gdy nadszedł etap dorastania ona zbuntowana i rozkapryszona nastolatka zażyczyła sobie remont pokoju i wymalowała go osobiście z pomocą taty na śliwkowy kolor, dokupując białą komodę i szafę, białe łóżko oraz białą toaletkę. Gdy opuszczała rodzinny dom dwa lata temu pozostawiła na zasłanym łóżku swojego ulubionego słonika imieniem Sonia na znak wkraczania w dorosłe życie. Teraz rozejrzała się po swoim teraźniejszym pokoju z przykrością stwierdzając, że nie jest tu już tak przytulnie. Jej łóżko po prawej stronie okna, Kasi po lewej, do tego szafa i stolik z drzewa sosnowego, który wykonał dla niej tata oraz zdezelowany zielony fotel, który pozostał po poprzednich właścicielach, a który urzekł swoją prostotą Weronikę i jej mamę. Na środku pokoju sprawiając go milszym dziewczyny kupiły zielony dywan typu „shaggy”, którego czyszczenie spędzało im sen z powiek. Na ścianach rozwieszone zostały zdjęcia rodzinne oraz kilka małych obrazów przedstawiających krajobraz Krakowa, które kupiły na targu za marne grosze.

Po wspominając stare czasy Weronika zapomniała o spotkaniu z Michałem i ochoczo zabrała się za analizowanie wpływów zjawisk psychicznych na interakcje międzyludzkie oraz interakcję z otoczeniem. Nawet nie spostrzegła jak do pokoju weszła Kasia zapraszając ją na obiad.

— Wiki chodź z nami zjeść. Marta zrobiła wykwintne spaghetti, musisz spróbować.

— Powiem Ci — odparła Weronika — że tak się zaczytałam, że nawet nie wiedziałam iż jestem taka głodna.

Klepiąc się po brzuchu wstała z łóżka i pomaszerowała do kuchni wyczuwając intensywny zapach sosu pomidorowego i lekko przypalonego mięsa mielonego.

— Kobiety jak ja Was kocham! — ze śmiechem powiedziała Weronika zasiadając przy kuchennym stole z dziewczynami.

— Dobra, dobra, następnym razem Ty gotujesz, a teraz opowiadaj jak tam Twój Romeo? — skwitowała szybko Marzena.

— Hmm… zaczynając od tego, że jest nieziemsko przystojny, świetnie całuje i jestem z nim dzisiaj umówiona to nie ma o czym gadać.

Weronice zaczerwieniły się policzki ale nie dała po sobie poznać, że serce jej aż skacze na samą myśl o Michale.

— Tylko Cię proszę uważaj na siebie tym bardziej, że wiesz… — Kasia starała się mówić delikatnie do przyjaciółki nie chcąc jej urazić a jedynie ostrzec przed prawdziwym życiem, jakie niestety ona miała okazje już poznać.

— Kaśka daj jej spokój! — Marzena krzywo spojrzała na Katarzynę — daj jej w końcu żyć własnym życiem. Co Ty mamuśka jej jesteś? Dziewictwo ma trzymać do ślubu czy jak?

— Halo ja tu jestem — zauważyła Weronika — nie mówię, że umówiłam się z nim na szybki numerek tylko na randkę, a z drugiej strony dajcie mi spokój, nie będę się Wam spowiadać.

— Przepraszam, po prostu się o Ciebie martwię, tak z własnego doświadczenia. — odparła zrezygnowana Kasia

Katarzyna Wojas dwa lata wcześniej poznała chłopaka, w którym zakochana była jak nikt inny, wtedy wydawało jej się, że ze wzajemnością. Szybko namówił ją na współżycie z tym, że dla niej nie było to tak przyjemne jak wszyscy w koło głosili. Problem jednak nie polegał na tym co czuła lecz na tym jak zachował się jej obecny chłopak. Po zakończeniu całego aktu wyśmiał się jej w twarz, że wygrał zakład i czy może zrobić im zdjęcie na dowód tego. Kasia będąc w osłupieniu nawet nie zaprzeczyła, chciała szybko uciec od niego zapominając o tym co ją spotkało. Nigdy potem nie spotkała się już z tym chłopakiem. Miał on jednak na tyle godności, że wykasował zrobione przez niego zdjęcie i wysłał Kasi przeprosiny z informacją, że był głupi i chciałby się jeszcze spotkać. Katarzyna jednak nie miała zamiaru wracać do tej samej rzeki w efekcie czego została sama a chłopak, który ją wykorzystał pozostał tylko przykrym wspomnieniem. Dlatego przyjaciółka tak bardzo ostrzegała Weronikę, nie chcąc aby spotkało ją coś podobnego. Z drugiej zaś strony Kasia wiedziała, że nie wszyscy faceci są tacy sami i w głębi serca pragnęła tak jak Weronika spotkać kogoś wyjątkowego i poczuć znowu motylki w brzuchu.

Weronika ponownie zamknęła się w pokoju. Zerknęła na pozostawiony w pokoju telefon i z radością zauważyła migającą ikonkę oznaczającą czekającego na nią sms’a. Szybko nacisnęła opcję otwórz i odczytała wiadomość:

KOCHANA CÓRECZKO ZAPRASZAMY CIĘ NA NIEDZIELNY OBIAD, NIE UZNAJEMY ŻADNYCH WYMÓWEK. KOCHAMY CIĘ BARDZO I CZEKAMY.

RODZICE

Z jednej strony chciała jechać, z innej zaś wiedziała, że ma bardzo dużo nauki, poza tym jest teraz Michał i wiązała z nim wielkie nadzieje na coś więcej niż tylko koleżeństwo. Po chwili namysłu odpisała tak jak zawsze miała w zwyczaju:


MAM DUŻO NAUKI

MOŻE W NASTĘPNY WEEKEND CO?


Po odczytaniu kolejnej wiadomości wiedziała, że tym razem jej się to nie uda.

O CO, TO NIE.

CIĄGLE NAS ZBYWASZ NAUKĄ.

I nagle nie wiedząc skąd przyszło jej to do głowy i czy aby to nie za szybko i za pochopnie odpisała:


DOBRZE BĘDĘ ALE MOŻLIWE ŻE NIE SAMA.


Dźwięk wiadomości.

JUŻ NIE MOŻEMY SIĘ DOCZEKAĆ ABY GO POZNAĆ KOCHANIE.

Po chwili zdając sobie sprawę, że teraz na w zasadzie pierwszej randce musi zaprosić chłopaka do rodzinnego domu wiedziała, że zrobiła o jeden krok za wcześnie. Nie miała jednak odwrotu, napisała więc:


SKĄD WIECIE, ŻE CHODZI O CHŁOPAKA?

TAK CZY INACZEJ JA NA PEWNO WPADNĘ.

TEŻ WAS KOCHAM, DOZOBACZENIA :)


Po wysłaniu ostatniej wiadomości zerknęła na zegarek, dochodziła godzina 15:30. Policzyła szybko w myślach; pół godzinki na dotarcie + godzina na zrobienie się na bóstwo daje razem półtorej godziny. Zostało jej więc około trzech godzin na naukę. Z zadowoleniem stwierdziła, że całkiem dobrze idzie jej przyswajanie wiedzy i może dostateczny nie będzie wielkim osiągnięciem.

Kolejne trzy godziny Weronika spędziła na intensywnej nauce, z zadowoleniem uznając ten dzień za owocny. Wreszcie zamknęła książki i wzięła szybką kąpiel. Otworzyła szafę i spoglądając jednocześnie za okno dostrzegła, iż jesień zbliża się nieubłaganie. O tej godzinie słońce jeszcze ogrzewało przechodniów spacerujących ulicą, niestety na niewiele się ono zdawało przy dzisiejszym wietrze. Długo zastanawiała się nad ubiorem, w rezultacie stawiając na beżowe rurki i luźną malinową bluzkę z długim rękawkiem z delikatnym wycięciem na plecach. Skomponowała do tego swoje ulubione beżowe szpilki. Tym razem włosy zakręciła delikatnie i pozostawiła luźno puszczone. Jak zawsze postawiła na delikatny makijaż, który dodawał jej uroku. Pozostało jej 20 min do spotkania.

— Cholerka! Spóźnię się jak nic. — z lekką paniką przyznała Weronika.

Nie pozostało jej nic innego jak zamówić taksówkę pod dom, która najszybciej zawiezie ją na miejsce. W biegu wyszła z mieszkania, z korytarza żegnając współlokatorki i czym prędzej przywołała taksówkę, która podrzuciła ją do restauracji Kasablanka.


Restauracja Kasablanka mieściła się kilka przecznic od jej mieszkania. Niewielka knajpka w rustykalnym stylu. Wzniesione ściany z czerwonej cegły pozostawały w swym naturalnym wydaniu. Wielkie okna wychodzące na ulicę wpuszczały dzienne światło, a o tej godzinie zachodzące słońce nadawało temu miejscu swoistą tajemniczość. Dodatkowo ściany minimalistycznie ozdobione zostały lustrami w złotych ramach. Na suficie widoczne były belki drewniane z których zwisały podłużne złote lampy. W środku było dużo gości, mimo wszystko można było swobodnie porozmawiać. W samym rogu restauracji, za drewnianym filarem dostrzegła Michała, który uśmiechał się już do niej i machał ręką na powitanie. Szybko przemknęła pomiędzy stolikami i z szelmowskim uśmiechem powitała chłopaka.

— Witam i przepraszam za spóźnienie — pochyliła głowę w lewą stronę i z uśmiechem dodała — zjemy coś, bo jestem strasznie głodna?

— Zapraszam w takim razie.

Weronika przy Michale czuła się niesamowicie szczęśliwa. Prowadzili swobodną rozmowę jedząc kolację. Michał zamówił sobie pieczeń wołową w sosie śmietanowym, z dodatkiem białego ryżu i suszonych pomidorów. Weronika natomiast grillowanego łososia podanego ze szpinakiem i sosem chrzanowym. Oboje sączyli białe wytrawne wino. Dla nich dwojga świat przestał istnieć, zapatrzonych w siebie dwoje zakochanych, którzy wydawać by się mogło mogli stworzyć coś wyjątkowego, niepowtarzalnego, gdyby tylko 17 kwietnia 2011 r. można wymazać z kalendarza.

— Opowiedz mi coś więcej o sobie — zachęciła Michała Weronika.

— Michał Sztula, lat 26, przedstawiciel handlowy firmy farmaceutycznej „Laskok” — ukazując swe śnieżno białe zęby kontynuował — co więcej pragniesz wiedzieć mała?

— Skąd pochodzisz, jaki jest Twój ulubiony kolor, albo choćby czy masz rodzeństwo. Jutro zaproszeni jesteśmy na obiad do moich rodziców, nie mogę im przedstawić kogoś kogo znam tylko z imienia i wieku. — widząc przerażenie i zdziwienie w oczach swojego towarzysza prędko dodała — wiem, przepraszam — zaczęła spuszczając głowę w dół — wiem, że to za wcześnie ale cholerka wyrwało mi się i już teraz nie mam odwrotu, ale! — uniosła palec wskazujący do góry nakazujący mu aby nie przerywał — nie naciskam na Ciebie, zrozumiem wszystko, wiem że jestem troszkę pokręcona i szalona i może Cię to przerażać ale ja naprawdę Cię nie zmuszam i jeśli powiesz nie to ja to zrozumiem i nie będę naciskać.

Zanim zdążyła cokolwiek dodać zamknął jej usta pocałunkiem, który wypełnił jej usta słodkim smakiem z dodatkiem wytrawnego wina. Jego usta miękko spoczęły na jej wargach, rozchyliła je nieco zachęcając go do głębszego pocałunku. On nie czekając długo pocałował ją głęboko rozpalając jej zmysły i powodując ciarki na ciele. Zamknęła oczy, nie zwracając uwagi na pozostałych gości restauracji. Wtedy on się odsunął i z pełnym rozbawieniem dodał:

— Kotku, chyba się w Tobie zakochałem. Jeszcze nigdy nikogo tak pokręconego nie poznałem. Jesteś czarująca, uwodzicielska, delikatna a zarazem tak słodka, że choćbyś mnie chciała zaciągnąć jutro przed ołtarz to chyba bym poszedł — pieścił przy tym delikatnie jej kłykcie — a wracając do pytania pochodzę z Wrocławia, tam mieszkałem do ukończenia 24 roku życia. Tu znalazłem pracę i odkąd Cię poznałem nie zamierzam stąd wyjeżdżać. Moja mama to lekarz pediatrii, tata to dentysta. Mnie też naciskali na szkołę medyczną ale chyba nie bardzo się nadawałem. W ślad za rodzicami poszła za to moja siostra Adrianna, jest dwa lata młodsza ode mnie i tak sztywno nastawiona do życia, że uwierz mi nie chciałabyś jej poznać. Więcej rodzeństwa nie posiadam, a przynajmniej nic mi o nich nie wiadomo. Co do koloru to najbardziej lubię kolor Twoich oczu, błękitna głębia oceanu.

Michał jednak nie powiedział prawdy o tym skąd naprawdę pochodził, ani też kim byli jego rodzice. Prawda jednak była taka, że jako dziecko został oddany do domu dziecka, gdzie wychowywały go siostry przełożone i który nigdy nie zaznał rodzinnego ciepła. Wiedząc jednak jakie życie miała Weronika wstyd mu było się przyznać, że jest chłopakiem, którego nikt nie chciał pokochać, który wstrzynał bójki i któremu nauka nigdy nie szła za dobrze. W dzisiejszych czasach trzeba było być kimś z nienaganną przeszłością, trzeba być pewnym siebie i twardo stąpać po ziemi, w przeciwnym wypadku niczego się nie osiągnie i nie będzie się szanowanym. Pragnął więc pozostać synem lekarza i stomatologa licząc, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw.

Reszta wieczoru upłynęła w wesołym nastroju. Wspólnie opowiadali o swoim dzieciństwie, z różnicą taką, że opowiadania Michały były jego nigdy niespełnionymi marzeniami. Na koniec kolacji Michał opłacił rachunek i odwiózł Weronikę do domu.

Pierwsza randka zakończyła się delikatnym pocałunkiem na dowidzenia. Weronika wiedziała, że tym razem znajomość ta nie skończy się tak szybko jak inne pozostałe. Nie przypuszczała, że przyjdzie jej za tą znajomość płacić tak wysoką cenę, że będzie skłonna do tak wielu poświęceń i wybaczeń.

Rozdział 3

— Marek czy Ty mnie słuchasz? — ze zdumieniem mama Weroniki przyglądała się siedzącemu przed telewizorem mężowi, który oglądał mecz piłki nożnej nie przejmując się wizytą córki z nowym chłopakiem. — To ja tu biegam, skacze, szykuje, aby wszystko było jak należy, proszę Cię abyś przyniósł mi beżowy obrus a Ty sobie siedzisz jak gdyby nigdy nic i udajesz, że nie widzisz tego jak się przejmuję dzisiejszymi odwiedzinami naszej córki. — podpierając ręce o bok dodała ze złością — Marek, jak Boga kocham jak zaraz się nie ruszysz to wyjdę z siebie! — już miała wyjść z salonu lecz w ostatniej chwili coś ją zatrzymało, zerkając na męża pełna frustracji odparła — nie mów mi że masz zamiar wystąpić w tej znoszonej flanelowej koszuli bo zaraz mnie tu coś trafi! — wznosząc ręce do góry dodała — Chryste Panie a czemuś mnie tak skarał tym chłopem?

Pan Marek Strzałkiewicz był typowym starszym panem po pięćdziesiątce. Część głowy pokryta była już siwymi włosami lecz on sam z nienaganną sylwetką prezentował się całkiem dobrze. Miał 190cm wzrostu, piwne oczy i dobrze zbudowaną sylwetkę ciała. Na dłoniach natomiast ojciec Weroniki miał wypisaną całą ciężką pracę jaką wykonywał aby jego rodzinie nigdy niczego nie brakowało. Od młodych lat pracował z warsztacie swojego ojca przy wyrobie mebli drewnianych, z czasem sam pokochał drewno, jego specyficzny zapach, ciepło jakie stwarzał sam dotyk z drewnem i szeroką gamę jego zastosowań. Tak też poznał swoją żonę. Pewnego grudniowego popołudnia zawoził jej na prośbę swojego ojca niewielką szafeczkę wykonaną z drewna dębowego, nielakierowaną, piękne, samo czyste drewno. Nie spodziewał się jednak, że w drodze napotka na śnieżycę, która odetnie mu drogę powrotną. Dotarłszy na miejsce, drzwi otworzyła mu piękna brunetka o błękitnych oczach, od której nie sposób było oderwać oczu. Przedstawiła się jako Alicja i z pełną ufnością zaprosiła nieznajomego do wnętrza swojego niewielkiego domku. Okazało się, że kobieta także kochała wszystko co z natury pochodziło, a więc również drewno. Z racji, iż na zewnątrz panowała śnieżyca Alicja ugościła gościa gorącą herbatą z imbirem i goździkami a zajęci rozmową nawet nie zauważyli kiedy nastał poranek. Marek często więc wracał do tego małego przytulnego domku na gorącą herbatkę zakochując się w obecnej żonie. Pobrali się niedługo po tym zdarzeniu, a odziedziczając w spadku po zmarłym bracie ojca znaczną część ziemi postanowili wybudować swój własny drewniany dom, obok którego powstał warsztat.

Z zamyślenia wyrwał go cios skierowany w jego stronę wykonany przez jego ukochaną ściereczką kuchenną. Żona stała nad nim z rękami podpartymi o boki i wykrzykiwała nad nim jak zawsze, gdy przygotowywała dom i obiad na powitanie gości. Z lubością popatrzył na małżonkę odkąd się poznali przybyło jej nie tylko lat ale też kilogramów. Teraz krągła, z krótkimi włosami lecz nadal kochał ją niezmiennie mocno jak kiedyś. Miłość jedynie zmienia swoje oblicze. Kiedyś młodzieńczo zauroczony, szaleńczo pożądał swojej Alicji, kochał jej ciało i duszę, kochał sposób bycia, jej uśmiech i przechylającą głowę w lewą stronę gdy chciała mówić coś na poważnie jednocześnie śmiejąc się do rozpuku. Dziś pożądanie nie jest już pierwszorzędne, dziś kocha ją za to jaką jest kochającą i troskliwą żoną i matką, kocha każdą nową powstałą zmarszczkę. Dzisiejsza miłość jest dojrzalsza i trwalsza, wydawać by się mogło że jest w stanie przetrwać wszystko.

— Alu proszę Cię nie histeryzuj, przecież wszystko jest posprzątane, wszystko lśni, z kuchni dochodzą takie zapachy, że aż mi tu żołądek skręca a ja Ci po prostu nie chciałem przeszkadzać — ze skruchą tłumaczył się Pan Marek.

— No pewnie najlepiej jest tak powiedzieć — i przedrzeźniając męża powtórzyła — nie chciałem Ci przeszkadzać kochanie, bla bla bla.

Obracając się na pięcie Pani Alicja przeszła do swojego azylu jakim była jej kuchnia, uwielbiała gotować i piec. Szarlotka, którą nauczyła piec jej babcia była nieodłącznym elementem niedzieli. Dziś postanowiła zrobić pieczoną kaczkę z gruszkami i żurawiną. Spojrzała na zegarek i spodziewając się lada chwila córki poszła do sypialni przygotować również siebie i dopilnować aby mąż także ubrał coś stosownego.


Wjeżdżając na podjazd Michał był zdumiony widokiem jaki się przed nim rozpościerał. Drewniany domek sam w sobie urzekał swoim wyglądem. Dodatkowo wokół posadzono wiele dębów i kasztanowców, które wydawać by się mogło wyrastały z domu. Wzdłuż podjazdu ułożono wielkie kamienie z pomiędzy których przebijały się kępy wysokich traw. W głębi ogrodu znalazło się miejsce na oczko wodne i drewniany mostek skomponowany z drewnianym podestem na którym ułożono malowniczy bujany fotel. Jak uważał Michał w takim miejscu nie można być nieszczęśliwym, nie ma kłótni kto jako pierwszy będzie się huśtał na huśtawce ani też kto zasłuży na cząstkę miłości od drugiej osoby. Weronika natomiast widząc zakłopotaną minę chłopaka uważała, że on jako syn lekarzy zapewne ma wielki dom i wygłupiła się ukazując mu swój rodzinny, skromny, aczkolwiek wyjątkowy dom.

— Pięknie tu — z pełną szczerością powiedział Michał

— Dziękuję, nic wielkiego ale to prawdziwa perełka moich pokręconych rodziców — dodając z uśmiechem — gotowy ich poznać i stanąć pod ostrzałem setki pytań?

— Och, nigdy bardziej nie będę — skradł jej pocałunek w policzek, okrążył samochód i pomógł jej wysiąść.

Do drzwi szli oboje niespokojni, niegotowi na takie odwiedziny. Nim Weronika zdążyła zadzwonić dzwonkiem drzwi z impetem zostały otworzone, a tuż za nimi stała Pani Alicja.

— Jak dobrze Cię kochanie widzieć, wchodźcie szybko bo wrzesień nas w tym roku nie rozpieszcza i wpuszczacie mi tylko zimno do domu — gestem zaprosiła młodych do wnętrza domu i nie zwracając uwagi na gości zawołała w głąb domu — Marek, w tej chwili schodź na dół bo Wikunia już jest z chłopakiem! — uśmiechając się zaprosiła ich do salonu.

— Oto i mój świat — szeptem i z pełnym rozbawieniem rzuciła Weronika w stronę Michała — mamo, tato — zwróciła się do rodziców, gdy w końcu wszyscy weszli do salonu — poznajcie mojego znajomego Michała — oraz zwracając się do niego — to moi rodzice Alicja i Marek.

— Michał Sztula, miło mi Państwa poznać — grzecznie przywitał się chłopak.

— Witamy Cię chłopcze, usiądź. Ala dawaj coś do jedzenia bo widzisz że chłopak głodny — i z nieskrywanym uśmieszkiem zacierając ręce dodał — a przynajmniej i ja coś rzucę na ruszt.

Michał nie skrywał podziwu do tego miejsca. Od samego wejścia dało się tu wyczuć rodzinne ciepło i miłość. Ściany salonu, który był na prawo od wejścia pomalowano w ciepłych brzoskwiniowych kolorach. W kącie stał kamienny kominek, w którym skry z palonego drewna tańczyły wesoło oddając błogie ciepło otoczeniu. Obok kominka stała niewielka dębowa szafeczka, która widać było, że służyła już mieszkańcom od dłuższego czasu. Na ścianach wisiało wiele zdjęć z rodzinnych wycieczek. Spoglądając na nie Michał czuł piekącą go łzę w oku ale nie dal poznać po sobie tego jak działają na niego takie sentymentalne pamiątki. W centralnej części salonu stał stół z ośmioma krzesłami, a tuż za nim beżowa skórzana kanapa wraz ze stolikiem kawowym. W salonie znalazło się też miejsce na telewizor oraz regał z książkami, głównie kucharskimi jak zauważył Michał. Z jednej strony salon zdawał się być zagracony i zbyt ciasny aby pomieścić tyle mebli, z drugiej jednak wszystkie te przedmioty nadawały swoisty klimat temu miejscu.

— O czym tak myślisz? — z zadumy wyrwał go głos Weroniki.

— Przytulnie tu. Byłaś tu szczęśliwa? — zapytał Michał

— Jasne, że tak. Tylko popatrz — wskazała ręką na sprzeczających się rodziców, którą porcję i jak dużą kaczki powinien zjeść jej tata — przy nich nie da się nudzić, każde z nich ma odmienne zdanie, ale gdy tylko trzeba potrafią złączyć siłę i walczyć o swoje jak nikt inny.

— Zazdroszczę Ci — wyrwało się Michałowi zanim zdążył się ugryźć w język i aby Weronika nie nabrała podejrzeń szybko dodał — moi rodzice, wiesz…, dla niech liczyła się głównie praca. Tu w tym domu wydawać by się mogło, że czas się zatrzymał, że nie liczy się nic i nikt inny jak ten dom, to miejsce, Ci ludzie. U mnie tego nie było.

— Rozumiem — smutno stwierdziła Weronika.

— Michałku opowiedz coś o sobie, gdzie pracujesz, jak się poznaliście? — ochoczo zachęciła go Pani Alicja do zwierzeń.

— Mamo! Prosiłam Cię! — oburzyła się dziewczyna przeczuwając, że Michał może zostać zasypany pytaniami mamy.

— Wiki, spokojnie, chętnie opowiem

Michał z uśmiechem położył dłoń na kolanie Weroniki i kontynuował swoje kłamliwe opowieści o swoich wyimaginowanych rodzicach i jedyne co powiedział prawdę to zdanie na koniec, które nie do końca spodobało się Panu Markowi, ale który nie chcąc wyjść na troskliwego tatusia puścił mimo uszu. Michał na koniec rzekł:

— Tak naprawdę kiedyś chciałbym mieć żonę tylko dla siebie, kochać ją i ubóstwiać, pracować i zarabiać dla niej tyle by nie musiała chodzić do pracy, a jedynie czekać na kochającego męża w domu.


Popołudnie upłynęło szybko, Michał świetnie odgrywał rolę syna lekarzy. Weronika uśmiechając się ciągle nie mogła uwierzyć, że spotkała faceta, który wkroczy do jej rodzinnego domu i będzie czuł się w nim tak dobrze. Pani Alicja jak na gospodyni przystało grzecznie i miło potraktowała wybranka swojej córki w głębi serca darząc go sympatią, z drugiej zaś strony nie mając do niego pełnego zaufania, lecz wydawać by się mogło czy któraś matka mając jedyną córkę oddaje ją w ręce nieznanego mężczyzny nie poznając go wcześniej wystarczająco dobrze. Jedynie Pan Marek sceptycznie nastawiony do Michała zachowywał pewien dystans i surowość, którą nie do końca pojmowała Weronika, stwierdzając, że jej kochany tatuś jest po prostu zazdrosny.

Opuściwszy dom Pan Marek siedział milcząco przy stole patrząc jak jego żona krząta się po kuchni sprzątając. Nie dużo myśląc powiedział:

— Dziwny ten gość, nie uważasz? — zapytał żony

— A idź Maruś, jak zawsze coś wydziwiasz.

— Słyszałaś jak on mówił o swojej przyszłej żonie? Jakby ją chciał zamknąć w domu i nie dać wypuścić.

— Czy Ty nie przesadzasz przypadkiem kochanie? — z politowaniem popatrzyła Pani Alicja na męża, dodając — to jest jego pojęcie bycia w związku małżeńskim, tylko że życie pisze różne scenariusze, nie zawsze takie jakbyśmy sobie je wyobrażali. A codzienność weryfikuje pewne cele, marzenia i aspekty jakimi się kierujemy. Nie pamiętasz jak my byliśmy młodzi? — z iskierkami w oczach uwodzicielsko trąciła męża łokciem w bok kontynuując — kochaliśmy się po kilka razy w nocy, wtedy też chciałeś mieć mnie na wyłączność. Może mam Ci przypomnieć kochasiu?

Pan Marek szybko odrzucił złe myśli o nowo poznanym przyjacielu córki i patrząc na apetyczne i czarujące spojrzenie żony wstał i delikatnie zaczął całować żonę po szyi ściągając przy tym jej kuchenny fartuszek.

— Dwa razy żoneczko mi nie musisz powtarzać — i składając jej pocałunek na ustach mówił wabiąco dalej — z chęcią sobie wszystko przypomnę, tylko nie wiem czy mój wiek pozwoli mi na kilka razy.

— Mój Boże, Maruś mnie wystarczy raz, no góra dwa — i odpinając mu koszulę dodała — ale do rana przecież daleko.

Oboje roześmiani udali się do sypialni zostawiając na później do posprzątania cały bałagan po odwiedzinach córki.


— Było całkiem przyjemnie, ale Twój tata… chyba nie przypadłem mu do gustu — sceptycznie zauważył Michał

— Eee tam nie gadaj głupot — machnęła Weronika ręką — zazdrosny jest i tyle, nie przejmuj się nim.

— Wiki a może teraz Ty chcesz zobaczyć jak ja mieszkam, co? — zaproponował

Weroniką targały sprzeczne emocje. Z jednej strony chciałaby czegoś więcej, czegoś czego nigdy nie doświadczyła, z drugiej zaś z tyłu głowy miała słowa Kasi, która uprzedzała ją przed zbyt wczesnym oddawaniu się przyjemności z facetami. Pragnienie dotyku i zapachu jego ciała wzięły jednak górę, tłumacząc, że zawsze może odpuścić w każdej chwili, że może tak naprawdę On niczego od niej nie oczekuje.

— Jasne, że chcę. Mieszkasz sam? — zapytała z nadzieją że będą mieli czas tylko dla siebie

— Tak Mała, mieszkam sam — uwodzicielsko dodając — a co, boisz się mnie?

Na sam dźwięk wypowiadanych słów zaschło jej w gardle. Nakazała sobie w duchu, żeby opanowała emocje bo nie może się zachowywać jak nastolatka, lecz drżenie jej głosu zdradzało ją natychmiast.

— Nie! — zbyt głośno pomyślała, policzyła do trzech, wzięła głęboki oddech i spróbowała ponownie — oczywiście, że nie. Pytam z ciekawości czy będę miała przyjemność kogoś poznać.

— Mam nadzieję, że poznasz mnie, całego mnie — bawiło go jej zakłopotanie ale postanowił się trochę z nią podrażnić — a ja poznam Ciebie Mała.

Cholera, pomyślała, w co ja się pakuje. Już jestem mokra, od samych jego słów ale co tam raz się żyje i zbierając w sobie wszystkie siły sama zaczęła bawić się w jego grę.

— Mój drogi, nie wiem czy odsłonie wszystkie karty przed Tobą tak od razu — powiedziała frywolnie

— To ja pomogę Ci je odsłonić, nic się nie martw, poradzimy sobie.


Blok, w którym mieszkał Michał niczym się nie różnił od pozostałych. Na klatce schodowej panował mrok. Michał prowadził Weronikę obejmując ją w pasie i asekurując na schodach. Mieszkanie mieściło się na drugim piętrze. Było niewielkie jedyny pokój pełnił funkcję pokoju gościnnego i sypialni. Znajdował się w nim biały narożnik wraz ze stolikiem i fotelem, do tego na jednej ze ścian ustawiona była meblościanka z telewizorem a w kącie stała doniczka z kwiatkiem — mała domowa palma, która nie była zbytnio pielęgnowana przez właściciela i prosiła się choćby o kroplę wody. Po drugiej stronie ustawiony był niski regał z kolekcją płyt, domowy system audio oraz akwarium z rybkami. Mieszkanie posiadało także dość sporą kuchnię wykończoną w nowoczesnym stylu, z białymi meblami wykończonymi na wysoki połysk bez zbędnych dodatków oraz łazienkę jak każdą inną — prysznic, toaleta, półka z męskimi kosmetykami, umywalka i pralka — wszystko na biało, wszystko czyste i zadbane. Pomyślała przez krótką chwilę, czy posprzątał gdyż wiedział, że dziś ją tu zaprosi czy też jest pedantyczny i codziennie to mieszkanie, poza tym biednym kwiatkiem wygląda tak nieskazitelnie czysto.

— Witam w moich skromnych progach

Weronika poczuła ręce Michała obejmujące je w pasie i słodki zapach perfum, który od piątkowego wieczoru nie pozwalał jej spokojnie zebrać myśli.

— Wino, piwo, whisky? — zaproponował

— Może wino poproszę, czerwone jeśli masz.

Nalewając napój do kieliszków zaprosił Weronikę aby usiadła i się rozgościła. Ona natomiast czuła skrępowanie i podniecenie, którego nigdy nie czuła do żadnego mężczyzny.

— O której masz jutro egzamin? — zapytał Michał

— Zajęcia zaczynam o 8:30, psychologie mam na drugich zajęciach czyli o godz. 11:00, dlaczego pytasz?

— Tak pomyślałem, że może zostaniesz dziś ze mną — podając jej kieliszek z winem musnął swoją dłonią jej dłoń czując jak spina ciało, był zadowolony z tego jak na nią działa, więc kontynuował — proponuje Ci miłe towarzystwo, przyjemną noc, przepyszne śniadanko podane do łóżka.

— Kusząca propozycja — czując jak kurczy się jej żołądek z ekscytacji starała się opanować i starając się trzeźwo myśleć dodała — ale zobaczymy ok?

— Jasne — beztroski uśmiech — chciałem zapytać tylko czy ewentualnie musisz iść na pierwsze zajęcia, odwiózł bym Cię na egzamin. Nie chciałbym abyś z rana uciekła.

— Pierwszą mam rytmikę, nie jest to nic ważnego, myślę że jeżeli — z naciskiem na jeżeli — zostanę to możemy rozważyć tą propozycję.

— I taka odpowiedź mi się podoba.

Michał nie chciał jej spłoszyć, podobała mu się taka niewinna, delikatna i krucha. Pragnął się nią zaopiekować, dbać o nią i nikomu nie pozwolić jej skrzywdzić. Nie chciał się przyznać przed samym sobą, że tak naprawdę był w niej zakochany. Nie chciał się też spieszyć w pewnych kwestiach napawając się jedynie widokiem podekscytowanej i zdenerwowanej Weroniki. Przysunął się bliżej niej bawiąc się jej włosami, od czasu do czasu subtelnie dotykając jej ucha i policzka. Patrzył jak reaguje jej ciało na jego delikatne pieszczoty, odchylała głowę tak by jego dłonie swobodnie mogły wędrować do szyi i obojczyka. Ofiarując jej pocałunek na szyi usłyszał delikatne jęknięcie wydobywające się z jej ust. Kiedy jednak położył swą rękę na jej nodze powoli przesuwając ją do wewnętrznej strony uda, drgnęła i odskoczyła czym prędzej kilka centymetrów od niego.

— Przepraszam, zrobiłem coś nie tak? — zapytał oszołomiony i zaskoczony jej reakcją — myślałem, że też tego pragniesz.

— Nie to nie tak — zaczęła się tłumaczyć, nie wiedząc jak mu to wytłumaczyć — głupia sytuacja, to ja przepraszam.

— Chcesz Mała pogadać?

— I co Ci mam powiedzieć? — odparła z widocznym zdenerwowaniem.

— Możemy wrócić do tego co zaczęliśmy i wtedy nie musisz nic mówić — powiedział przysuwając się do niej i gładząc ją po ramieniu.

Weronika oddała się przyjemnemu uczuciu nie wiedząc jak się zachować i jak powiedzieć coś co lada moment stanie się odkrytą kartą. Michał czując jak topnieje jej opór powoli zaczął odpinać trzy guziczki sukienki zdobiące ją i jednocześnie zakrywające jej jędrne piersi. Będąc przy drugim guziczku Weronika nakryła ręką jego dłoń i spuściła głowę poirytowana swoim zachowaniem. Michał widząc jej zarumienione policzka i zakłopotanie uśmiechnął się do niej nie odrywając ręki od sukienki odparł:

— Chyba wiem co chciałaś mi powiedzieć.

— Że jestem nienormalna, bo nigdy nie spałam z chłopakiem? Że jestem głupia, bo nie wiem jak się zachować? Czy może że jestem idiotką czekającą na księcia na białym koniu? — wyrzuciła z siebie jednym tchem.

— Że jesteś wyjątkowa i nie wiem jak dziękować losowi, za to że mi cię zesłał.

— Pocałuj mnie, proszę

— Och Mała…

Pocałował ją tak jak sobie tego życzyła. Delikatnie błądził rękami po jej ciele. Ona sama niepewnie dotykała jego twarzy, wyczuwała napięte mięśnie pod t-shirtem. Jej ciało powoli się odprężało, podobało się jej jego dotyk, pragnęła go i teraz tylko to się liczyło. Gdy Michał odpiął guziczki delikatnie wsunął dłoń w miseczkę biustonosza obejmując jej pierś, brodawka zareagowała natychmiastowo napinając się, jej ciało zdradzało to co czuje, chciała więcej. Weronika niezgrabnie złapała koszulkę Michała podciągając ją do góry. Gdy wyciągnął rękę spod jej piersi ciarki przebiegły jej po całym ciele, uniósł obie ręce do góry tak by mogła go rozebrać. Teraz widziała jego mięśnie w rzeczywistości, pełna podziwu złożyła kilka pocałunków na jego ciele, zadowolona z siebie i swojej pewności siebie. Jego ciało także reagowało na jej pieszczoty. Chcąc odwzajemnić jej czułość rozsunął zamek jej sukienki zsuwając ją z ramion. Pociągnął delikatnie Weronikę na siebie tak by móc zsunąć sukienkę z jej ciała. Teraz w samym staniczku, majteczkach z koronki, szpilkach i pończochach wyglądała nieziemsko. Chciał ją mieć tu i teraz lecz wiedząc, że jest jej pierwszym kochankiem opanował swoją chęć. Zdecydował się nauczyć ją czekać na rozkosz, prosić się o nią i na koniec brać z niej wszystko bez reszty.

Weronika powoli zatracała się w swych doznaniach. Wędrujące dłonie Michała po jej ciele parzyły jej spragnioną skórę, kiedy jego palec wsunął się pod materiał bielizny jęknęła i wygięła ciało w łuk prosząc o więcej. On raz po raz wyciągał rękę by za chwilę znów powrócić i poczuć jak jest mokra, jak gotowa na doznanie pełnej rozkoszy. Przedłużając tę chwilę ściągnął biustonosz i majtki tak, że została praktycznie naga. Bardzo powoli położył ją teraz na łóżku sam schodząc z niego. Klęknął przed nią i delikatnie ściągnął jej buty, następnie pończochy całując jej nogi przy tym. Weronika wiedziała czego się spodziewać, co zamierza zrobić i czekała na to z ochotą. Gdy Michał językiem wędrował w górę nogi do jej bogini jej ciało napięło się natychmiast. Gdy dotarł do jej najbardziej intymnego miejsca jej ciało przeszły deszcze, nie znała tego uczucia ale wydawało jej się że rozkosz rozrywa jej ciało.

Michał nie przestawał, czuł jak osiąga szczęście lecz wiedział że to co może jej dać będzie o wiele silniejsze. Nie mogąc już dłużej czekać sam pospiesznie ściągnął spodnie oraz bokserki i wszedł w nią jednym pchnięciem. Weronika miała zamknięte oczy lecz wiedział, że jest otwarta na niego. Idealnie dopasowała swoje ciało do jego, pozwalała mu się pieścić przy tym jęcząc z rokoszy. Ustalił pewien rytm, lecz gdy pchnął mocniej oboje zatracili się w sobie sięgając szczytu i opadając w równym tempie.

Gdy odzyskali świadomość, leżąc obok siebie Michał z wyraźną troską zapytał:

— Sprawiłem Ci tym ból?

— Oszalałeś?! — z wyraźnym zadowoleniem odparła Weronika dodając — to było coś niesamowitego, wyjątkowego, coś fascynującego.

— Cieszę się Mała

Pocałował ją w czoło i opadając głową na jej ramię zamknął oczy z wycieńczenia i zasnął. Weronika poszła w jego ślady, zmęczona ale szczęśliwa zasnęła twardo śniąc o facecie, który ofiarował jej tak wiele.

Obudził ich budzik w telefonie Weroniki nastawiony na 6:00 tak by spokojnie mogła zdążyć na pierwsze zajęcia na uczelnie. Zerkając na telefon zobaczyła 5 nowych wiadomości i 7 nieodebranych połączeń.

KIEDY WRACASZ? DŁUGO CIĘ COŚ NIE MA!


WERONIKA DAJ ZNAĆ CZY WSZYSTKO W PORZĄDKU.


WIKI PROSZĘ CIĘ ODEZWIJ SIĘ

MARTWIMY SIĘ O CIEBIE!


DO CHOLERY MAM DZWONIĆ NA POLICJĘ? MASZ ZASIĘG WIĘC CZEMU NIE ODPISUJESZ?


OK! W TAKIM RAZIE DOZOBACZENIA NA EGZAMINIE.

Ostatnia wiadomość troszkę ją zdziwiła, zerknęła więc na wysłane wiadomości i pełna niedowierzania zauważyła sms’a wysłanego do Kasi o 3:15 w nocy, czyli gdy ona spała, w takim wypadku musiał to być Michał. Napisał:


WSZYSTKO JEST DOBRZE, SPĘDZĘ NOC U MICHAŁA

NIE MARTW SIĘ, WSZYSTKO JEST OK!

BĘDĘ DOPIERO NA EGZAMINIE, PA!


Grzebał w jej telefonie, odpisał w jej imieniu nawet nie pytając ją o zdanie. Odwróciła się do niego i nawet widok grzecznie i słodko śpiącego chłopaka nie ostudził jej nerwów. Potrząsnęła go więc za ramię krzycząc do niego:

— Uważasz, że jeżeli straciłam z tobą dziewictwo to daje Ci prawo do grzebania w moim telefonie?

— Yyy… co? Wiki o co chodzi? — zaspany Michał nie do końca wiedział o co Weronice tak naprawdę chodzi.

— O co chodzi? Żartujesz sobie ze mnie? Dostałam sms’a a Ty tak po prostu odpisujesz za mnie jak gdyby nigdy nic? — wstała z łóżka oburzona nie zwracając uwagi na to że wciąż jest naga. Spostrzegłszy jednak szybko ściągnęła koc narzucony na łóżko i okryła się nim.

— Wyglądasz słodko gdy się denerwujesz — z nieskrywanym rozbawieniem zaczął Michał — aż mam ochotę zerwać ten kocyk z Twojego boskiego ciałka, bo tylko zakrywa mi jakże piękne widoki.

— Odwal się i powiedz co to ma znaczyć? — złość trochę ustąpiła, a jego świdrujące oczy elektryzowały ją czując jak na nowo jej ciało spina się z podniecenia, nie chciała jednak by taka sytuacja się powtórzyła — słucham

— Kotek spałaś jak zabita. Miałaś włączone dźwięki. Raz, drugi i trzeci zignorowałem, za czwartym pomyślałem, że może coś się stało ty bardziej, że ktoś ewidentnie próbował się z Tobą skontaktować. Uwierz mi proszę, że próbowałem Cię obudzić ale Ty spałaś jak suseł, mruknęłaś coś słodko po nosem i tyle było z Twojej pobudki. Postanowiłem więc zobaczyć tylko kto to. Kasia to ta ruda, która pilnowała cię na dyskotece jak mamuśka tak? A więc gdy przeczytałem, że będzie dzwonić na policję stwierdziłem, że odpiszę jej aby spokojnie mogła spać. Myślałem, że nic się nie stanie, nie napisałem nic prócz prawdy tak? Przepraszam jeśli Cię tym uraziłem. Przysięgam, że nie przeglądałem twojego telefonu, odpisałem tylko chcąc dalej spać i tyle — patrzył na nią próbując odczytać coś z wyrazu jej twarzy.

— No dobra, wierze Ci — chichotając dodała — tym bardziej, że wiem jaki mam twardy sen, a tym bardziej po takich przeżyciach — i czerwieniąc się wskoczyła do łóżka

— Czyżbyś zmarzła? — zapytał

— Yhm… — wtulając się w niego próbowała ogrzać swoje zimne stopy ziębiąc przy tym jego samego.

— Już ja postaram się Cię rozgrzać

Ranek upłynął im na kolejnym doznawaniu rozkoszy, poznawaniu swoich ciał i wrażliwych miejsc. Wspólnie wzięli kąpiel, zjedli śniadanie i tak jak Michał obiecał odwiózł ją na uczelnię gdzie pożegnał się z nią a sam ruszył w kierunku firmy, w której pracował.

* * *

Szpital, czerwiec 2016 r.

Pamięta ten dzień, było to prawie sześć lat temu a przeklinać go będzie do końca swojego życia. Łzy spływały jej po policzku wspominając tamte chwile. Dlaczego była taka głupia? Dlaczego pozwoliła aby jej ciało i serce decydowało o jej życiu? Gdzie miała rozum? A dziś? Dziś nie ma już nic. Nie ma nikogo kto by przy niej był, z drugiej jednak strony czy chciała kogoś widzieć? Podświadomie pragnęła zobaczyć Darka, nie miała jednak prawa do niego, nie po tym wszystkim co zrobiła. Z drugiej jednak strony zrobiła to dla niego a on nie zrozumiał jej poświęcenia.

Sześć gorzkich łez zamieniło się w strumień, który nie może opanować. Oczyszczają ją z grzechu, który popełniła, oczyszczają jej duszę. Zapłaciła wysoką cenę za wszystko, zapłaciła własnym dzieckiem. Jej ręka powędrowała teraz na brzuch gdzie miała założony opatrunek i wybuchnęła płaczem tak przejmującym i żałosnym, który na długo pozostanie w głowie pielęgniarki która weszła do sali aby zaaplikować pacjentce kolejną dawkę leku.

— Zostaw mnie w spokoju! Dajcie mi święty spokój! — machała na oślep rękami nie zważając na spokojny i opanowany głos młodej pielęgniarki, która starała się ją uspokoić.

— Pani Weroniko, proszę… ja rozumiem że Pani to przeżywa

— Gówno Pani wie! Nikt nie wie!

Płacz zmienił się w szloch, a ona sama z braku sił opadła ciężko na poduszkę.

— Czy kiedykolwiek to się skończy, czy dla mnie jest jeszcze szansa?

— Proszę teraz zasnąć. Widzi Pani czasem tak jest że wydaje się nam, że nie jesteśmy w stanie się pozbierać w całość a potem staje się coś niespodziewanego i świat pomału nabiera znowu kolorów. Myślę, że Pani też zobaczy tęcze. — odpowiedziała szczerze pielęgniarka i wyszła z sali zostawiając Weronikę samą.

— Tylko czy jeśli raz tęcza wychodzi i się ją zniszczy to czy Bóg zsyła nam kolejną?

To pytanie pozostało bez odpowiedzi. Weronika wykończona zamknęła oczy. Śniła o dziewczynce w pokoiku ze słonikami, o rodzicach którzy ją huśtają i łaskoczą, o psie który ogrzewał w chłodne dni swoją sierścią i o tęczy, która wysoko na niebie błyszczy w blasku słońca.

Śniąc odpoczywała, nadal jej sen był twardy. Nie czuła nawet gdy ktoś wszedł do sali i ujął jej dłoń. Nie chcąc zostać zauważonym nieznajomy zostawił jedynie pudełeczko na stoliku obok i wyszedł niepostrzeżenie.

Rozdział 4

15 wrzesień 2014r

— Cześć córuś — wesoły głos taty w słuchawce poprawił nastrój Weronice — co słychać?

— Część tatuś — odparła — wszystko dobrze, wybieram się dziś na rozmowę kwalifikacyjną, poza tym może spotkam się z Kasią, dawno nie rozmawiałyśmy. Nie wiem czy dam rade naprawić relacje z nią.

— Kochanie na pewno uda się Wam dogadać — pełen optymizmu Pan Marek pocieszał córkę — a gdzie masz tą rozmowę kwalifikacyjną?

— Tutaj w pobliżu mnie otwarto prywatne przedszkole, postaram się tam zaczepić jako pomoc w opiece, może tym razem mi się uda — odetchnęła głęboko

— Wiesz, że ja zawsze w Ciebie wierzę.

Cisza w słuchawce

— Tato?

— Tak kochanie?

— Dziękuje, że jesteś. Że pozwoliłeś mi wrócić. — łzy napłynęły jej do oczu

— Nie ma o czym mówić. Zawsze byłaś i jesteś dla mnie wszystkim. Nawet wtedy gdy… no wiesz, nawet wtedy martwiłem się o Ciebie i nie przestałem Cię kochać.

— Też Cię kocham tatusiu. Do zobaczenia.

— Daj znać jak tam Ci pójdzie Wiki, powodzenia skarbie.

Weronika odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się do siebie na myśl o tacie. Dziękowała Bogu za to, że nigdy jej nie odtrącił gdy inni pozostali nie chcieli mieć z nią nic do czynienia. Odrzuciła od siebie wspomnienia sprzed trzech laty gdy była z Michałem. Teraz jego nie ma i nigdy nie wróci a ona układa sobie życie na nowo. Nigdy nie dowiedziała się co się z nim stało tak naprawdę. Pół roku temu usłyszała w telewizji, że odnaleziono ciało trzydziestoletniego mężczyzny niejakiego Michała Sz. z Krakowa. Ciało znalazło dwóch chłopców w opuszczonych halach produkcyjnych na obrzeżach miasta. Było ono praktycznie w całości spalone. Zidentyfikowano go jednak po resztach dokumentów, które denat miał w kieszeni i które przetrwały dzięki grubemu portfelowi. Sprawcą okazał się pewien klient, który został skazany na 25 lat więzienia. Weronika nie znała jego rodziny dlatego też nigdy nie poznała szczegółów morderstwa.

Dziś mija rok odkąd uciekła od Michała i przypominając sobie ich wspólną pierwszą noc zastanawiała się czy wtedy nie dostrzegła niczego w jego zachowaniu? Czy mogła temu wszystkiemu zapobiec? A może to jej wina? Nigdy ją przecież nie uderzył, nigdy nie szantażował. Kochała go bezgranicznie a on kochał ją. Co więc poszło nie tak? Czy Michał musiał zapłacić życiem za to, że ona odeszła? Czy gdyby nadal z nim była spotkał by go taki los?

— Weronika! Otrząśnij się! Ten facet Cię zniszczył, zniszczył Twoje życie! — Weronika stała przed lustrem w sypialni i choć pewna część niej obwiniała się za to, że tak potoczyło się jej życie z Michałem, ta druga część niej stanowczo temu zaprzeczała — Nienawidzisz go! To była chora miłość! A to co go spotkało to kara za to jakim był człowiekiem.

Wzięła głęboki oddech i gdy brała telefon by zadzwonić do Kasi usłyszała dźwięk nadchodzącej wiadomości, odczytała więc:

POWODZENIA NA DZISIEJSZEJ ROZMOWIE W SPRAWIE PRACY.

TWÓJ W.

— A to co znowu? Kim u licha jest mój W? — na głos zapytała Weronika samą siebie i poczuła dziwny niepokój. Postanowiła jednak odpisać


KIM JESTEŚ?


Otrzymała natychmiastową odpowiedź:

TWOIM ANIOŁEM STRÓŻEM PIĘKNIE DZIŚ WYGLĄDASZ W TEJ BIAŁEJ BLUZCE

TWÓJ W.

Teraz Weronika przestraszyła się nie na żarty. Szybko odwróciła się do okna i spoglądnęła za niego czy może ktoś nie obserwuje jej mieszkania, po czym stwierdziła, że nigdzie dziś nie wychodziła a z ulicy niemożliwością jest zobaczyć ją na trzecim piętrze. Ciarki szybko przeszły jej wzdłuż pleców.

— Nie panikuj! — nakazała sobie w duchu.


ODWAL SIĘ! CZEGO CHCESZ?

SKĄD WIESZ W CO JESTEM UBRANA?


W napięciu czekała na odpowiedź

NIE BÓJ SIĘ MNIE, NIC CI NIE ZROBIĘ. CHCIAŁBYM CIĘ POZNAĆ PODOBASZ MI SIĘ.

TWÓJ W.

PYTAŁAM SKĄD WIESZ ŻE MAM BIAŁĄ BLUZKĘ?


W. zaczął się pocić, nie wiedział co odpisać. Nie powinien tego pisać, jeszcze się przestraszy i jego plan weźmie w łeb. Myślał intensywnie jak z tego wybrnąć.

PRZECHODZIŁEM KLATKĄ SCHODOWĄ GDY OTWORZYŁAŚ DRZWI KURIEROWI. WTEDY CIĘ W NIEJ WIDZIAŁEM. JUŻ TĘSKNIĘ ZA TWOIM WIDOKIEM.

TWÓJ W.

Weronika faktycznie otwierała dziś kurierowi, który dostarczył jej nowo zakupione szpilki i próbowała sobie przypomnieć, czy ktoś chodził po klatce schodowej, czy widziała kogoś, a jeżeli tak to kogo? Wychodził sąsiad z psem, ale nie to nie mógłby być on — facet po sześćdziesiątce, z piwnym brzuchem i w rozciągniętym dresie.

— Nie to na pewno nie on. — zastanawiała się jeszcze chwilę, lecz nic nie przychodziło jej więcej do głowy.

Postanowiła więc nie reagować na wiadomości w nadziei, że to jakiś głupi żart, może kuriera, który był w jej wieku i ślinił się na jej widok. Miał jej numer telefonu więc to bardzo prawdopodobne. Wiadomości od nieznajomego wytrąciły ją jednak z równowagi i postanowiła odłożyć rozmowę z Kasią na później.

Była godzina 9:00, rozmowę w sprawie pracy miała o 14:00. Zabrała się więc do nauki. Obecnie rozpoczynała 3 rok studiów, gdyby nie Michał była by już po magisterce tak jak jej dawne koleżanki, które pracowały już w zawodzie. Ona jednak zrezygnowała z nauki na rzecz miłości. Teraz uczy się zaocznie. Pozwolono jej rozpocząć studia od drugiego roku za co była wdzięczna rektorowi. Nie mogła jednak w nieskończoność liczyć na pieniądze ojca. Dorywcze zajęcia, których się podejmowała starczały jej jednak tylko na jej zachcianki. Nie mogła jednak nigdzie dostać stałej pracy, nikt nie potrzebował studentki, która przerwała studia na okres trzech lat. Wczoraj jednak ktoś się odezwał, że potrzebują do pomocy w przedszkolu kogoś młodego i energicznego. Umówiła się więc bez wahania i liczyła, że tym razem los się do niej uśmiechnie.

W trakcie rozmowy kwalifikacyjnej Weronika denerwowała się, gdy zapytano o przyczynę przerwania studiów odpowiedziała zgodnie z prawdą.

— Byłam młoda i głupia. Zakochałam się. Wtedy wydawało mi się, że to mężczyzna na całe życie. On dobrze zarabiał, miałam wszystko czego zapragnęłam więc stwierdziłam, że po co się męczyć skoro to mężczyzna ma zapewnić byt rodzinie. Niestety nie przypuszczałam, że los okaże się tak brutalny. — poczuła wibracje telefonu oznaczające nadesłanego sms’a, nie przejmując się nim mówiła dalej — Dziś jestem mądrzejsza o to życiowe doświadczenie, dziś wiem że to co w życiu będę miała muszę osiągnąć sama, ciężką pracą. Rok temu powróciłam na studia, tym razem jednak są to studia zaoczne. Obecnie mam 24 lata, nie mogę więc obciążać finansowo ojca, który dostatecznie długo mnie utrzymywał. Nie chcę być zależna od kolejnego mężczyzny. Zależy mi na tej pracy, kocham dzieciaki. Myślę, że jeśli mi Pani zaufa nie zawiodę.

— Czy pogodzi Pani obowiązki w przedszkolu ze studiami? Jest to tryb zaoczny, czy więc pracujące piątki nie będą dla Pani przeszkodą? — zapytała dyrektorka przedszkola

— Owszem w piątki także mam zajęcia, zaczynają się one od 17:00 — po chwili namysłu dodając — myślę, że w życiu można wszystko pogodzić. Jeżeli Pani zależy na dobrym pracowniku, mnie na dobrej pracy i współpracy z Panią a także na osiąganiu dobrych wyników na uczelni, im z kolei zależeć będzie na wykształceniu dobrego pedagoga to wtedy myślę, że jestem w stanie pogodzić każde obowiązki.

— Podoba mi się Pani dojrzałość. Myślę, że będziemy w stanie zapewnić Pani dogodne warunki w piątki. Jeśli zależy Pani na tej pracy jestem skłonna Pani zaufać i w przyszłym tygodniu zaproszę Panią do podpisania umowy — podając rękę Weronice zapytała — czy zechciałaby Pani poznać naszą placówkę?

— Z przyjemnością — uśmiechnęła się Weronika, w tym samym momencie poczuła kolejne wibracje, zlekceważyła je jednak — dziękuję za wszystko. Obiecuję Pani że dam z siebie wszystko.

Dyrektorka oprowadziła Weronikę po salach. Były to trzy sale, z których każda mieściła po piętnaścioro dzieci w wieku od 3 do 6 lat. Pierwsza sala o nazwie „Krasnoludki” wymalowana była na zielono. Znajdowały się w niej maluchy do 4 lat to z nimi miała współpracować. Dzieciaki ochoczo przywitały Weronikę doprowadzając ją do wzruszenia. Nie dała jednak poznać po sobie jak zareagowała na czułość tych dzieci. Druga sala pomalowana na żółto tuż obok to sala dla „Koteczków” czyli dzieciaków w wieku 4—5 lat, ostatnia z sal w turkusowych barwach przeznaczona była dla najstarszych dzieci nazwanych „Smerfiki”

W trakcie zwiedzania przedszkola Weronika dostała kolejne trzy wiadomości, za każdym razem denerwując się coraz bardziej. Nie mogła sobie jednak pozwolić na to by cokolwiek wyprowadziło ją z równowagi. Nie mogła też zobaczyć kto jest tak natarczywy, było by to niegrzeczne w stosunku do pracodawcy, która żywo opowiadała o stworzonej przez siebie placówce.

Dyrektorka była w wieku ok. czterdziestu lat. Włosy miała krótko ścięte, w kolorze ciemnego blondu. Była kobietą wysoką i bardzo zgrabną. Ubrana w czarne luźne spodnie oraz malinową zwiewną bluzkę stwarzała wrażenie dużo młodszej i bardzo sympatycznej osoby.

Spotkanie dobiegło końca. Weronika usatysfakcjonowana pożegnała dzieciaki, wychowawczynie oraz dyrektorkę i wyszła na zewnątrz. Powiewał chłodny, jesienny wiaterek. Otuliła się więc chustką i udała się w kierunku przystanku. Idąc chodnikiem czuła się nieswojo, miała wrażenie, iż ktoś ją obserwuje. Skarciła się jednak w duchu, że to jej wyobraźnia płata figle. Przypomniała sobie wtedy o wiadomościach, których jeszcze nie odczytała. Czym prędzej wyciągnęła telefon i serce zamarło jej na chwilę.

JESTEŚ TAKA PIĘKNA…

POWODZENIA SKARBIE

TWÓJ W.

CHCIAŁBYM CIĘ PRZYTULIĆ, CZUĆ W SWYCH RAMIONACH, POZWÓL MI BYĆ ZAWSZE BLISKO CIEBIE.

TWÓJ W.

DŁUGO CIĘ NIE MA, TĘSKNIĘ.

DLACZEGO MNIE IGNORUJESZ?

TWÓJ W.

NIE LUBIĘ GDY MNIE TAK TRAKTUJESZ. NIE POZWOLĘ SIĘ ODTRĄCIĆ! MASZ NATYCHMIAST ODPISAĆ, INACZEJ BĘDĘ SIĘ STRASZNIE GNIEWAŁ!

TWÓJ W.

PRZEPRASZAM CIĘ, NIE CHCIAŁEM CIĘ URAZIĆ! TAK STRASZNIE TĘSKNIĘ. NIE ODPISUJESZ I DLATEGO JEST MI PRZYKRO. BĘDĘ JEDNAK CZEKAŁ, AŻ BĘDZIESZ GOTOWA.

TWÓJ W.

Rozglądnęła się czym prędzej wokół, nikogo jednak nie było kto przykuł by jej uwagę. W oddali jednak zauważyła znajomą twarz trzymającą telefon w ręku, w tym samym momencie dostała kolejną wiadomość.

SZUKASZ MNIE? NIE MOGĘ TERAZ PODEJŚĆ, JESZCZE NIE TERAZ. WYNAGRODZĘ CI TO JEDNAK KIEDYŚ. ROZPŁYWAM SIĘ JEDNAK NA MYŚL O TWOIM DOTYKU!

TWÓJ W.

Nie zastanawiając się wiele ruszyła czym prędzej w kierunku znajomego.

— Co Pan sobie wyobraża?! — krzyknęła Weronika i nie dając dojść mężczyźnie do głosu kontynuowała — To co Pan wyprawia to jest stalking! Zna Pan to pojęcie? Nie życzę sobie kolejnych wiadomości od Pana, zrozumiał to Pan? W przeciwnym razie będę zmuszona zgłosić to na policję.

Weronika widząc jednak na twarzy sąsiada zdziwienie pomieszane z przerażeniem ściszyła głos i po chwili namysłu dodała:

— To nie Pan tak?

— Dziecko drogie, nie wiem o co Ci chodzi, naprawdę. Sądząc po tym co mi powiedziałaś to ktoś wysyła do Ciebie dziwne wiadomości tak? Może to tylko głupie żarty. Ja jednak jestem już za stary na takie rzeczy. Przykro mi. Znamy się trochę, mieszkamy w tej samej klatce schodowej, dlaczego więc akurat teraz miałbym Cię dręczyć? — odpowiedział sąsiad Weroniki

— Przepraszam — spuściła głowę, a ręce włożyła do kieszeni kurtki — pisał Pan coś w telefonie i w tym samym momencie dostałam kolejną wiadomość, poza tym widziałam się dziś z Panem, dlatego pomyślałam, że to Pan.

— Patrzyłem, tylko która jest godzina, proszę mi wybaczyć ale spieszę się na wizytę do lekarza. Do widzenia.

Pożegnała się z sąsiadem i zmieszana odeszła. Do domu wracała jednak pełna obaw i strachu. Nie wiedziała kto może być jej wielbicielem, nie podobały się jej te żarty, nie wiedziała czy może traktować je poważnie, a na domiar złego nie była pewna czy może w pełni wierzyć sąsiadowi, który wydawał się być zbyt spokojny i opanowany jak na całą sytuację.

Gdy zamknęła drzwi swojego mieszkania, sprawdziła dwukrotnie zamek w drzwiach i opadła na łóżko. Dzisiaj po raz pierwszy od roku czuła się samotna w tym dwupokojowym mieszkaniu, kiedyś pełnym śmiechu dziewczyn. Zatęskniła za tamtymi czasami, zatęskniła za Kasią i jej matczynymi radami. Była taka głupia słuchając Michała i odtrącając jej rady. Nie wiedziała czy zadzwonić, jak się zachować. Bała się wzgardzenia, tego co usłyszy od przyjaciółki. Rok — tyle zwleka z decyzją czy odnowić tą przyjaźń, dłużej jednak nie może czekać. Wykręciła numer Kasi, mając nadzieję, że go nie zmieniła. Gdy po dwóch sygnałach nikt nie odbierał, zrezygnowana miała się rozłączyć i w ostatniej chwili usłyszała zdyszany głos przyjaciółki

— Tak słucham

Weronika nie wiedziała jak zacząć rozmowę

— Halo! Jest tam kto? — pytała Kasia

Weronika nabrała powietrza w płuca, chciała się rozpłakać z braku odwagi, chciała zakończyć połączenie uznając, że to nie ma sensu, że to się już nie uda odbudować. Kasia mimo wszystko wiedziała kto jest po drugiej stronie słuchawki.

— Wiki, to Ty prawda? Kochana powiedz coś, odezwij się!

— Kasia! — łzy same płynęły po policzku Weronice — och Boże! Nie wiedziałam jak mam do Ciebie zadzwonić po tym wszystkim, czy mogę…

— Weronika czekam na ten telefon od roku. Odkąd się dowiedziałam, że uwolniłaś się od tego gnojka nie odchodzę od telefonu, tak bardzo tęsknię.

— Tego Bydlaka już nie ma, ja powoli zapominam, a przynajmniej się staram. Chciałabym się z Tobą spotkać jeśli masz ochotę.

Uśmiechnęła się z nadzieją.

— Wiki obecnie jestem na Mazurach, wracam w przyszłym tygodniu. Może po powrocie zadzwonię do Ciebie i jeszcze następnego dnia się spotkamy, co myślisz?

Weronika poczuła ukłucie w sercu, lecz nie mogła winić przyjaciółki za to, że jest szczęśliwa, że nie czeka na nią z telefonem w ręku. Chciała się z nią zobaczyć i to napawało ją optymizmem.

— W takim razie czekam na wiadomość. Do zobaczenia

— Do zobaczenia Wiki. Cieszę się, że zadzwoniłaś.

Odłożyła telefon, udała się do kuchni aby przygotować sobie posiłek. Nastawiła wodę w czajniku na herbatę, zrobiła kilka kanapek w szynką, serem żółtym i pomidorem i usiadła zmęczona przy stole. Wyciągnęła notatki chcąc poświęcić wolny wieczór na naukę. Usłyszała dźwięk wiadomości. Weronice natychmiast zrobiło się gorąco, sięgnęła po telefon lecz poczuła ulgę odczytując wiadomość, był to jej tata.

I JAK TAM CÓRCIU MINĄŁ DZIEŃ? OBIECAŁAŚ ZADZWONIĆ WIĘC CZEKAM. CAŁUJĘ CIĘ MOCNO.

TATUŚ

Zapomniała, czuła wyrzuty sumienia z tego powodu lecz była zmęczona, nie miała ochoty tłumaczyć się i opowiadać wszystkiego. Dodatkowo tata pewnie wyczułby jej zdenerwowanie spowodowane wiadomościami, które dziś dostawała. Pomasowała skronie i wystukała w telefonie:


WYBACZ TATKO, ZA DUŻO DZIŚ SIĘ WYDARZYŁO.

ROZMOWA O PRACĘ PRZEBIEGŁA POMYŚLNIE

WPADNĘ DO CIEBIE I WSZYSTKO CI OPOWIEM,

DZIŚ JUŻ JESTEM ZMĘCZONA. ROZMAWIAŁAM TEŻ Z

KASIĄ, JESTEŚMY UMÓWIONE W NASTĘPNYM TYGODNIU. KOCHAM CIĘ BARDZO I ŚCISKAM MOCNO.

WIKI

Weronika odłożyła książki i postanowiła się dziś wcześniej położyć, za dużo emocji jak na jeden dzień. Rozebrała się, weszła pod prysznic. Strumień gorącej wody oczyścił ją z negatywnych uczuć, pozwolił jej się opanować i zebrać myśli. Praca wydawała się być w porządku, poradzi sobie, nie miała co do tego wątpliwości. Spotkanie z Kasią też powinna zaliczyć do milszych spotkań i iść na nie bez obaw, rozmawiała z przyjaciółką, przełamała pierwsze lody, teraz powinno jej już pójść łatwiej. Nie wiedziała tylko czy ma jej powiedzieć o wszystkim co zrobiła w związku z Michałem, czy aby przyjaciółka jej nie potępi. Nikomu do tej pory o tym nie opowiadała, wyrzuty sumienia zżerały ją jednak od środka i często nie dawały jej spać. Czy taki ciężki grzech może zostać wybaczony? Nawet tak gorący strumień wody nie jest w stanie zmyć tej krwi którą została poplamiona. Do tego te dwuznaczne wiadomości, których się obawiała. Musi się pozbyć tego natręta, ma jednak nadzieje że nie jest on groźny. Ktokolwiek to jest, mimo wszystko musi komuś o tym powiedzieć. Stała pod prysznicem tak długo, aż brakło jej siły w nogach. Wyszła więc spod strumienia, wypuszczając gorącą parę na łazienkę i usiadła na zimnej posadzce odzyskując powoli siłę aby wstać i się ubrać. Przebrana w piżamę przeszła do sypialni i zerknęła na telefon, była wiadomość.

MIŁEJ NOCY, BĘDĘ ŚNIŁ O TOBIE. O TWYM NAGIM CIELE LEŻĄCYM OBOK MNIE O SŁODYCZY TWYCH UST. UŚMIECHNIJ SIĘ JUTRO DO MNIE.

NA ZAWSZE TWÓJ W.

Krew odpłynęła z jej twarzy, nie może traktować tego jako żart, musi coś z tym zrobić.


SŁUCHAJ ZBOCZEŃCU ODPIEPRZ SIĘ ODE MNIE!

NIE WYSYŁAJ WIĘCEJ WIADOMOŚCI DO MNIE!

JEŚLI JESZCZE RAZ NAPISZESZ ZGŁOSZĘ TO NA POLICJĘ!

NIE ZNAM CIĘ I NIE CHCE ZNAĆ, ROZUMIESZ?


Nacisnęła wyślij, wyłączyła telefon, wrzuciła go pod poduszkę i położyła się spać. Jutro jest piątek, wieczorem ma zajęcia. Miała się wybrać po zakupy ale odeszła jej ochota. Spędzi ten dzień w domu i pouczy się trochę. W sobotę nie ma zajęć więc odwiedzi Bartków i opowie o wszystkim tacie. Zawsze mogła na niego liczyć, powinien jej coś doradzić, z pewnością pomoże jej wybrnąć z tej patowej sytuacji.


Noc miała niespokojną, śnił jej się koszmar, zawsze ten sam. Ona stała w kuchni z nożem w ręku. Jej ręka nie była jednak jej, nie władała nią, ktoś ją trzymał i nią kierował. Na podłodze leżało dziecko, malutki chłopiec z kręconymi czarnymi włoskami, ze śniadą cerą w wieku czterech lat. Leżał skulony i nieruchomy, po policzkach płynęły mu łzy. Głos za nią kazał jej wbić nóż w serce dziecka, ona walczy z nim. Na koniec wbija nóż we własne serce i osuwa się na podłogę zakrywając i chroniąc chłopca przed ciosami obcego mężczyzny. Budzi się wtedy zalana potem, ze ściśniętym gardłem i mokrymi od płaczu policzkami.

Weronikę takie sny nawiedzały co pewien czas. Jak zawsze wstała i napiła się szklankę zimnej wody aby ochłodzić i uspokoić swoje rozdygotane ciało. Zażyła tabletkę uspokajającą i położyła się ponownie do łóżka. Sen jednak długo nie nadchodził. Weronika zmrużyła oczy dopiero nad ranem, dlatego też wstała z okropnym bólem głowy i brakiem chęci do życia. Dodatkowo za oknem padał deszcz wprowadzając ją w dodatkowy stań melancholii. Włączyła telefon, jak się też spodziewała czekały na nią wiadomości od wielbiciela.

ŁAMIESZ MI SERCE KOCHANA. CHCĘ TYLKO BYŚ BYŁA MOJA, BY NIKT INNY CIE NIE DOTYKAŁ. WIEM, ŻE TEGO PRAGNIESZ. WIDZIAŁEM JAK SIĘ DO MNIE NIEWINNIE UŚMIECHASZ. NIE STRASZ MNIE POLICJĄ, NIC ZŁEGO NIE ROBIĘ! ZNAMY SIĘ WERONIKO, POZNAĆ JEDYNIE PRAGNĘ JAK DELIKATNE W DOTYKU JEST TWE CIAŁO.

TWÓJ W.

DENERWUJESZ MNIE! NIE ODPISUJESZ MI! TAK ZE MNĄ POGRYWASZ? DOIGRASZ SIĘ! I TAK BĘDZIESZ MOJA? ZOBACZYSZ, ŻE TEGO CHCESZ. CZEKAM NA PRZEPROSINY I BĘDZIE PO SPRAWIE.

TWÓJ W.

— Co ten człowiek ma w głowie? — zastanawiała się głośno Weronika czytając sms’y

Postanowiła go ignorować, miała nadzieję, że kiedyś znudzi mu się pisanie. Miała zamiar iść tylko na zajęcia, do przystanku ma niedaleko, nic złego nie może się jej stać przecież w miejscu publicznym.

Nie będzie zaprzątać sobie tym głowy. Zadzwoniła tylko do taty, nie odebrał, więc zapewne robił coś w warsztacie, nagrała się więc na pocztę głosową, że jutro go odwiedzi i zabierze na zakupy. Wiedziała dobrze, że ten pomysł mu się nie spodoba ale chciała czuć się bezpiecznie a tylko w jego obecności tak mogło być. Do wieczora pozostało dużo czasu, zabrała się więc za sprzątanie mieszkania, choć w rzeczywistości ciężko tam było znaleźć choć odrobinę kurzu czy choćby brudny kubek po kawie. Tyle dobrego zostało jej po związku z tym bydlakiem — pedantyczność.

Czas mijał nieubłaganie, do południa nie dostała żadnej wiadomości, może mu się znudziło, miała nadzieję, że tak. Pełna optymizmu zabrała się więc za przygotowanie obiadu i sałatki, którą postanowiła zabrać na wieczorne zajęcia.

* * *

Denerwował się, pocił. W tej peruce było mu nie wygodnie, nie był sobą. Zastanawiał się dlaczego Weronika mu nie odpisuje, przecież się uśmiechała do niego, puściła mu nawet oczko, a to coś musiało znaczyć. Na dodatek nigdzie dziś nie wychodziła, nie widział jej od wczoraj, tęsknił. Przestępował z nogi na nogę, było mu zimno. Dobrze, że dziś miał samochód w przeciwnym razie zmókłby do suchej nitki. Kilkakrotnie pisał wiadomość i ją kasował, chciał by to ona zrobiła kolejny krok, czekał cierpliwie. Nie mógł jej zostawić, podobała mu się taka niewinna i nieśmiała. Ostatnim razem chciał ją dotknąć, chociażby przypadkiem, nie udało mu się to jednak. Był głodny, bał się jednak, że chwila nieuwagi i spuszczając ją z oczu straci z nią kontakt. Zerknął na zegarek, ma jeszcze dwie godziny, nie wytrzyma jeśli jej nie zobaczy, musi coś wymyślić. Napisał kolejnego sms’a, nie wytrzymał i wysłał.

JUŻ SIĘ NIE GNIEWAM NA CIEBIE, WIEM, ŻE JEST CI PRZYKRO. USYCHAM Z TĘSKNOTY. DLACZEGO NIE WYCHODZISZ DZIŚ NIGDZIE? CHCIAŁBYM CIĘ ZOBACZYĆ.

TWÓJ W.

Czekał chwilę, potem następną, cisza.

— Cholera, dlaczego mnie ignorujesz? — wrzasnął wściekle uderzając pięścią w kierownicę tak, że wcisnął dźwięk klaksonu samochodowego.

— Szlak!

Zaklął pod nosem, lecz po chwili uśmiechnął się promiennie zauważając, że Weronika na dźwięk sygnału spoglądnęła przez okno jako jedna z kilku mieszkańców. Inni go jednak nie obchodzili, liczyła się tylko ona. Była piękna jak zawsze, nie widział jej twarzy z bliska, wyobrażał sobie jedynie jej bladą twarz rozpromienioną delikatnym muśnięciem różu na policzkach. Teraz jednak, kiedy go widziała musiał się usunąć by nie nabrała podejrzeń. Spoglądnął na swój rozkład jazdy i ruszył przed siebie.

* * *

Weronikę irytowały te żałosne wiadomości, odczuwała jednak lęk przed jego autorem. Zbliżało się popołudnie, spakowała torbę książkami, wrzuciła też na wszelki wypadek gaz pieprzowy i wyszła z mieszkania. Rozglądając się na prawo i lewo dotarła na uczelnię i oddała się w pełni wirowi i aurze studiowania. Dziewczyny, z którymi nawiązała pewną nić przyjaźni namówiły ją na kieliszek wina po zajęciach. Wróciwszy bezpiecznie do domu, zerknęła na telefon i kolejny raz wcisnęła odczytaj

MUSIAŁEM PRACOWAĆ, PRZEPRASZAM ŻE DZIŚ ZOSTAŁAŚ SAMA. MYŚLĘ, ŻE CI TO WYNAGRODZĘ. ŚPIJ DOBRZE KOCHANA, ZOBACZYMY SIĘ NIEBAWEM.

TWÓJ W.

Koniecznie musi powiedzieć o tym tacie. On zawsze wie co trzeba zrobić. Wyciągnęła książkę z półki i postanowiła się odprężyć, pożegnał się z nią więc zapewne na dziś ma go z głowy. Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła nad lekturą, tym razem śpiąc spokojnie.

Ranek jak zawsze przyszedł o wiele za szybko. Weronika obudziła się we wczorajszym ubraniu, z makijażem na twarzy. Jej twarz wyglądała okropnie. Rozmazany tusz pod oczami, podpuchnięte oczy i przytarty puder na jednej stronie twarzy przyprawił ją o głośny śmiech. Tak źle nie wyglądała nawet po całonocnych imprezach. Wzięła więc szybki prysznic, spisała listę zakupów i wybiegła z domu zostawiając w zapomnieniu telefon na półce w pokoju. Wsiadła do autobusu i ruszyła w kierunku rodzinnego domu zostawiając wszystkie smutki i żale daleko w tyle.


Autobus zatrzymał się jak zawsze półtora kilometra od domu, ostatni odcinek musiała więc pokonać pieszo. Często dzwoniła do taty aby po nią wyjechał. Zauważyła jednak, że w zapomnieniu pozostawiła w mieszkaniu swój telefon, uśmiechnęła się tylko i ruszyła wolnym krokiem w kierunku drewnianego domku. Sobota zapowiadała się wyjątkowo upalnie. Po wczorajszym deszczu zostały jedynie gdzieniegdzie drobne kałuże, dziś natomiast od rana świeciło słońce, które zachęcało do wypoczynku na świeżym powietrzu.

Weronika zatrzymała się przed bramą ogrodową spoglądając na swój rodzinny dom. Liście kasztanu miały złoty odcień przypominając o zbliżającej się zimie. Drewniany domek sam w sobie nie postarzał się, nie była tutaj od wspólnego spotkania Michała z jej rodzicami. Zauważyła, że oczko wodne zostało zasypane i zastąpione trawnikiem. Ogród był zaniedbany, brakowało tu damskiej ręki zdecydowanie. Delikatnie otarła łzę wymykającą się nieproszenie spod powieki i dziarsko ruszyła na powitanie z tatą, który czekał już na nią w drzwiach.

— Witaj kochanie — przywitał ją tata i złapał ją w niedźwiedzim uścisku.

— Tato, udusisz mnie — roześmiała się głośno — też się cieszę, że Cię widzę.

— Wchodź do domu, bo mi zmarzniesz. Swoją drogą gdzie Ty masz telefon? Dzwonie do Ciebie a Ty nie odbierasz — oburzył się Pan Marek i gestem zaprosił córkę do kuchni

— Weronika przewróciła oczami.

— Po prostu zapomniałam, a może to i lepiej nawet.

— Dlaczego to? — zapytał widocznie zbity z tropu

— Muszę Ci coś powiedzieć, tylko obiecaj mi, że nie będziesz się denerwował.

Pan Marek wstał ze zdenerwowania i słuchając co córka ma mu do powiedzenia oparł się o blat kuchennej szafki. Weronika w skrócie opowiedziała o natrętnych i niegrzecznych wiadomościach co chwile spoglądając na ojca. Pan Marek chodził jednak po kuchni od drzwi do okna z kamienną twarzą, drapiąc się po głowie. Gdy opowieść dobiegła końca kucnął przed córką złapał jej dłonie w swoje i starając się mówić spokojnie jak do małego dziecka rzekł:

— Weronika to nie wygląda mi na głupie żarty. Wygląda na to że ktoś Cię śledzi tak? Wiedział o Twoim spotkaniu w przedszkolu, jak byłaś ubrana i co robisz danego dnia. To nie jest normalne zachowanie, zdajesz sobie sprawę z tego?

— Tato wiem, dlatego Ci to mówię — oburzyła się bo dobrze wiedziała do czego zmierza jej ojciec — kiedyś zachowałam się głupio, imponowały mi pewne zachowania, teraz jestem dojrzalsza — wysunęła ręce spod dłoni taty i położyła je na zmęczonej twarzy ojca — chce żebyś mi pomógł bo nie wiem co robić, policja nic nie zrobi bo On mi nie grozi ani nic podobnego, nie ogranicza mnie, wysyła tylko dwuznaczne propozycje.

— Obiecuje Ci skarbie, że coś wymyśle, nie zostawię Cię z tym samej, nie ty razem.

Przytulił mocno córkę a potem zrobił herbatę, postawił szarlotkę tym razem zrobioną przez sąsiadkę, która zajmuje się pieczeniem ciast i wspólnie rozmawiali o minionych czasach. Weronika z entuzjazmem opowiadała o wizycie w przedszkolu, o rozmowie z przyjaciółką i gdy wspomniała o wspólnych zakupach Pan Marek nie zawahał się. Zgodził się pod warunkiem, że będzie prowadzić samochód gdyż jego oczy nie są już tak zdrowe i boi się jeździć samochodem na ruchliwych trasach.

Ze sklepu wyszli z dwoma pełnymi koszykami i z uśmiechami na twarzy. Gdy wsiadali do samochodu podszedł do nich pewien mężczyzna, starszy od jej ojca, w garniturze, z neseserkiem w ręku.

— Witam Panie Marku, miło Pana widzieć — przywitał się grzecznie

— Dzień dobry Panie Mecenasie — podał rękę Pan Marek — dobrze, że Pana widzę — popatrzył na Weronikę, która wsiadła już do samochodu, zatrzasnął swoje drzwi i zwrócił się do nieznajomego — mogę prosić Pana na słówko? — wskazując ręką miejsce pod zadaszeniem sklepu odeszli.

Weronika nie słyszała o czym rozmawiali, domyśliła się jedynie, że jest to pewnie jakiś klient taty dlatego też nie obchodziło ją to o czym dyskutują. Po chwili Pan Marek wrócił widocznie ożywiony.

— Co Ty masz takie wypieki na twarzy? — zapytała przechylając głowę w lewą stronę

— Oj Wiki, jesteś identyczna jak mama, do tego tak samo ciekawska — uśmiechnął się pod nosem, potarł ręce o kolona i kontynuował — to jest Pan Mecenas Kwiatkowski, robiłem niedawno dla niego duże zlecenie mebli do kancelarii. Wykonując to zlecenie często jeździłem do tego miejsca wykonując pomiary. Pewnego dnia dość późnym wieczorem podjechałem pod biuro aby osobiście dostarczyć próbki drewna. Gdy wszedłem do budynku usłyszałem krzyki. Pobiegłem czym prędzej w stronę hałasu, okazało się, że pewien facet, którego syn zgwałcił koleżankę był niezadowolony z faktu, że Mecenas jako adwokat skrzywdzonej wsadził jego pierworodnego na 15 lat za kratki. Gdy wszedłem zobaczyłem mecenasa duszonego przez wielkiego, umięśnionego faceta. Nie zastanawiając się długo złapałem stojące nieopodal krzesło i przygrzmociłem mu z całej siły tak, że biedny aż sobie usiadł.

Wspominając tą historię Pan Marek aż zaklaskał w dłonie.

— No nie wierze — z lekką ironią powiedziała Weronika — przecież Ty muchy byś nie skrzywdził — teraz już śmiała się razem z nim.

— Córeczko wiesz jaki miałem przypływ adrenaliny i siły — Pan Marek wyciągnął rękę przed siebie, zgiął ją w łokciu i pokazał córce swoje mięśnie bicepsa — zobacz kochana jakie mięśnie

Weronika widząc ledwo zarysowane mięśnie ojca parsknęła śmiechem.

— A tam, nie ważne — machnął ręką — wracając do historii stwierdził, że będzie moim dłużnikiem do końca życia i że zawsze będzie do moich usług, tak więc pomyślałem jak go dziś zobaczyłem, że może warto z tej oferty skorzystać.

— Zapewne mówisz o mnie, tak?

— Dokładnie. Skróciłem mu Twoją sytuację, poprosiłem o radę.

— I co? — zapytała nie do końca wierząc w cudowne wybawienie przez Mecenasa

— Pan Waldemar nie chciał rozmawiać w biegu. Zapewnił, że nam pomoże. Prosił byśmy się zgłosili u niego w kancelarii najlepiej jeszcze dziś i żebyś zabrała telefon.

— Jedziemy więc do mnie — odparła zadowolona

— Jedziemy — zawtórował

* * *

Nie ma jej! Panikował, myślał intensywnie czy aby nie siedzi w mieszkaniu zamknięta. Ale był tam, pod drzwiami nie słyszał żadnych kroków, dźwięków świadczących o jej obecności. Musiała więc wyjść z samego rana. Dochodziło południe kiedy podjechał samochód z którego wysiadła. Skulił się więc aby go nie zauważyła, zmienił dziś samochód aby nie nabrała podejrzeń. Nie była jednak dzisiaj sama, szyby miał zaparowane, nie był w stanie dostrzec z kim podjechała. Zdenerwował się, zapewne ma jakiegoś mężczyznę, nie może na to pozwolić. Wyciągnął telefon i napisał kolejną wiadomość.

RANISZ ME SERCE SPOTYKAJĄC SIĘ Z INNYM NIE MOŻESZ MIEĆ NAS OBU.

NĘKA CIĘ? MAM GO ODSTRASZYĆ?

TWÓJ W.

Tym razem mu odpisała


TO MÓJ OJCIEC PSYCHOLU

ZOSTAW NAS W SPOKOJU!


Odetchnął z ulgą. Jak mógł na to nie wpaść, nie potrzebnie się denerwował. Zadzwonił jego telefon, wiedział że to jego szef, musiał odebrać, musiał za coś żyć. Musiał awaryjnie wrócić do pracy, musiał znowu ją zostawić. Była z własnym ojcem, nic złego nie mogło się jej więc stać. Nie wysiadł z samochodu zapewne więc gdzieś pojadą, nie mógł jechać za nimi, to byłoby zbyt niebezpieczne. Uruchomił silnik, założył ciemne okulary i minąwszy czerwonego saaba ruszył do pracy.

* * *

Weronika wychodziła poddenerwowana rozglądając się po ulicy, nie dostrzegła jednak nikogo. Miała nie odpisywać lecz nie mogła dopuścić do tego aby coś stało się jej ojcu, złamała dane sobie słowo lecz nie widziała innego wyjścia. Poza tym ostatnim sms’em było jeszcze pięć innych, wszystkie podobne do siebie o tym, że chce ją mieć, wszystkie tak samo żałosne.

— Czy Ty rozumiesz, że On tu gdzieś jest? — zapytała ojca wsiadając do samochodu

— Kto? — zapytał

— No ten idiota od wiadomości.

— Gdzie tu? Skąd wiesz? — czuć było zdenerwowanie w jego głosie

— Napisał mi, że nie mogę się spotykać z innymi, bo ranie jego serce — wykrzywiła grymaśnie usta i dodała — musiałam mu odpisać, żeby nic Ci nie zrobił.

— Oszalałaś?! — krzyknął o wiele głośniej niż tego chciał — tłumaczysz mu się jakbyś próbowała się usprawiedliwiać, nic by mi nie zrobił, widzisz że boi się ujawnić.

— Nie krzycz na mnie! — łzy miała w oczach, nie chciała jednak płakać — dobrze, źle zrobiłam. Nie pomyślałam.

— No dobrze już, przepraszam — próbował ją udobruchać — jedźmy do Pana Mecenasa, zobaczymy co ma nam do powiedzenia.

Resztę drogi spędzili w milczeniu. Każde z nich pogrążone we własnych myślach. Odcinek z jej mieszkania do kancelarii był niewielki dlatego też Weronika nie do końca była gotowa na to spotkanie. Miała tylko nadzieję, że jej dawne życie nie wyjdzie na jaw, że ten mężczyzna nie ma z tamtym życiem nic wspólnego.


Kancelaria prawna mieściła się na pierwszym piętrze budynku na jednym z nowo powstałych osiedli. Weronika zaparkowała samochód i poprosiła tatę by jej towarzyszył. Wspólnie weszli do budynku i zadzwonili dzwonkiem do eleganckich czarnych drewnianych drzwi.

— Moje dzieło — odparł Pan Marek prostując sylwetkę widząc zachwyt córki spoglądającej na drzwi.

— Są naprawdę świetne i te wygrawerowane inicjały D&W znakomity kunszt tatuśku — posłała mu całusa w powietrzu.

Drzwi otworzyła młoda dziewczyna, zgrabna szatynka, w jej wieku prawdopodobnie. Była elegancko ubrana w czarną ołówkową spódnicę oraz białą bluzkę z marszczonymi rękawkami. Jako pierwszy odezwał się jej ojciec.

— Dzień dobry, moje nazwisko Strzałkiewicz, jesteśmy umówieni z Mecenasem Kwiatkowskim.

— Dzień dobry, proszę wejść. Pan Mecenas obecnie ma klienta, proszę więc chwilkę zaczekać — grzecznie zaprosiła ich na kanapę stojąca pod ścianą — napiją się Państwo czegoś?

— Nie dziękujemy — tym razem odezwała się Weronika

Usiedli więc czekając w milczeniu na swoja kolej. Pomieszczenie wymalowano na biało, meble natomiast miały mahoniowy kolor. Spoglądając na charakterystyczne inicjały wyryte na każdym z mebli domyśliła się, że są one dziełem jej taty.

Drzwi gabinetu się otworzyły. Wyszedł z nich zapłakany mężczyzna oraz poddenerwowany Pan Mecenas. Zatrzymał się przed nimi i uścisnął ich dłonie.

— Witam Was i przepraszam z góry. Mam nagłą sytuację, nie mogę z wami porozmawiać. Wejdźcie jednak, w środku jest mój syn Darek, zapoznałem go ze sprawą, obiecał pomóc — wychodząc z kancelarii odwrócił się jeszcze na chwilkę — zostawiam Was w świetnych rękach, młody jest naprawdę bystry, możecie mu zaufać. Później mi wszystko przekaże, przyjrzę się osobiście sprawie. A teraz naprawdę muszę już iść.

Zbity z tropu Pan Marek nie miał wyjścia, musiał zaufać obcemu młodemu mężczyźnie. Weronika natomiast nie do końca była przekonana co do tego pomysłu. Nie chciała wyjść na nietykalną i wyśmianą przez młodego adwokata. Zebrała w sobie wszystkie siły i weszła do gabinetu.

Darek siedział przy wielkim biurku. Był mężczyzną niewiele starszym od niej. Brunet, dobrze zbudowany, z dużymi piwnymi oczami, z lekkim zarostem na twarzy i delikatnie odstającymi uszami, które w żaden sposób nie psuły jego urody. Gdy uśmiechał się robiły mu się dołki w policzkach co urzekło Weronikę. Wydawał się być sympatyczny i godny zaufania.

Wskazał ręką fotele przed sobą.

— Usiądźcie, słucham Pani, bo jak już się dowiedziałem sprawa dotyczy Pani.

Wyciągnął notatnik oraz wieczne pióro i zachęcił ją do zwierzeń.

— Witam, nazywam się Weronika Strzałkiewicz. Od kilku dni ktoś wysyła do mnie dwuznaczne wiadomości, dodatkowo ewidentnie mnie śledzi. Nie wiem czy mogę coś z tym zrobić. — nie patrzyła mu oczy gdy to mówiła, wstydziła się tego, że nie umie sobie sama poradzić z natrętem.

— Skąd pewność, że Panią śledzi? — zapytał notując

— Można się tego domyślić z treści wiadomości.

— Ma może Pani przy sobie te wiadomości?

— Tak, mam je w telefonie.

— Czy mógłbym je zobaczyć

Weronika podała mu swoją komórkę. Nie miała tam niczego, czego mogłaby się obawiać. Młody adwokat zadał Weronice jeszcze kilka podstawowych pytań orzekając, że wiadomości te zakrawają pod stalking. Poradził, aby gromadzić wysyłane przez niego wiadomości. Zaproponował aby zgłosić sprawę na policję. Weronika jednak chciała nie tylko uzyskać zakaz zbliżania się do niej ale mieć raz na zawsze święty spokój z tym mężczyzną. Kończąc spotkanie wspólnie ustalili, że dziewczyna najpierw zmieni numer telefonu, jeśli sytuacja się powtórzy Weronika w pierwszej kolejności chce wiedzieć kim jest ten człowiek a następnie ostatecznie zawiadomić policję.

Darek na koniec zadał jej pytanie:

— Czy jest coś co Pani ukrywa, o czym mógłby ktoś wiedzieć i wykorzystać to przeciwko Pani?

— Nie ma niczego! — odpowiedziała zbyt gwałtownie.

Młody prawnik wyczuł kłamstwo ze strony klientki lecz nie mógł nic na to poradzić, może gdyby nie czujne spojrzenie jej ojca wtedy byłaby szczersza.

Weronika wraz z ojcem opuścili kancelarię. Cała drżała, widziała to spojrzenie prawnika, które przeszywało ją na wskroś. Czuła się tak jakby znał jej tajemnicę, jakby nią gardził. Jakby mało miała problemów z jednym mężczyzną teraz musi sobie poradzić jeszcze z jednym.

Dźwięk wiadomości, odczytała.

I MAM JE, MAM JE, MAM — TYCH SKRZYDEŁ DWOJE;

WYSTARCZĄ:- OD ZACHODU NA WSCHÓD JE ROZSZERZĘ,

LEWYM O PRZESZŁOŚĆ, PRAWYM O PRZYSZŁOŚĆ UDERZĘ.

I DOJDĘ PO PROMIENIACH UCZUCIA — DO CIEBIE!

TWÓJ W.

Dziady. Znała to, uwielbiała czytać Adama Mickiewicza. Gdyby napisał to ktoś „normalny” z pewnością byłaby zauroczona, odpisała także poezją. Teraz jednak poczuła dziwny niepokój. Ktokolwiek to napisał musiał ją znać, wiedzieć że uwielbia tego autora. A może to tylko dziwny zbieg okoliczności. Dręczyło ją jednak przeczucie, że niechciana przeszłość wraca.

* * *

Siedział oparty w fotelu ojca z zamkniętymi oczami. Spodobała mu się, czuł się za nią teraz odpowiedzialny. Nie był w stanie opisać swoich uczuć. Nigdy do nikogo nie odczuwał sympatii. Ona była wyjątkowa. Skrywała tajemnicę, którą pragnął odczytać. Spostrzegł jej skrępowanie kiedy z nim rozmawiała, strach który nią zawładnął i przerażenie w oczach kiedy zapytał o przeszłość. Nie mógł jednak zaprzątać jej teraz głowy, nie gdy prześladuje ją inny mężczyzna. Musiał być ostrożny aby jej nie wystraszyć, aby pozwoliła mu zaufać. Teraz ma za zadanie przekonać ojca aby powierzył mu tą sprawę, aby mógł być przy niej.

Darek długo kręcił się na fotelu z założonymi rękami za głowę i marzył o brunetce, która go dziś odwiedziła. Zadzwonił więc do swego przyjaciela.

— Hej Tomek, sprawę mam. Zbierz mi informacje na temat niejakiej Weroniki Strzałkiewicz, córki Alicji i Marka — i nie wyjaśniając wiele dodał — sprawa pilna. Dzięki przyjacielu.

Rozdział 5

Październik rok 2010

— Werka opanuj się — upominała ją Kasia — znowu opuściłaś zajęcia, już nie wiem jak mam Cię tłumaczyć.

— To mnie nie tłumacz — wymijająco odparła Weronika

Dziewczyny siedziały w parku na ławce. Jesień w tym roku była ciepła. Słońce chowało się już za horyzontem ale im się nie spieszyło do mieszkania. Lubiły razem poplotkować, chodź ostatnio Weronika zaniedbywała swą przyjaciółkę.

Katarzyna nie chciała przyznać sama przed sobą, że była zazdrosna o szczęście przyjaciółki. Marzyła aby poznać kogoś kto pokocha ją tak jak Michał Weronikę. Martwiła się jedynie tym, że Weronika opuszczała z tego tytułu coraz więcej zajęć. Wystarczyło, że Michał miał wolną chwilę a ona już rezygnowała ze wszystkiego i biegła do niego. Czy też jednak zakochani tak nie postępują? Czy nie łączą się wspólnie jak magnesy w każdej dogodnej chwili? Ona sama nawiązała ostatnio pewną znajomość w bibliotece. Nikomu o tym nie mówiła, nawet Weronice, nie chciała zapeszać. Wiktor był jej pokroju, ułożony, zadbany, przystojny. Nie wiedziała czy mu się nawet spodobała, rozmawiali ze sobą kilkakrotnie i to wszystko. Podobał się jej jednak. Póki co nie będzie zaprzątać tym głowy nikomu, jak się okaże że kolejny raz wymyśliła sobie wielką miłość koleżanki będą miały powód do żartów. Poza tym Werka miała Michała, nawet niepozorna Marta rozwijała swoją przyjaźń a raczej miłość z niejakim Erikiem. Marzena zawsze z głową w chmurach nawet nie myśli o stałym związku, woli raczej przelotne romanse z szybkim numerkiem. Taka perspektywa na przyszłość jej natomiast absolutnie nie pasowała. Marzyła o wspaniałym i kochającym mężu, o dwójce dzieciaków i wielkim kudłatym psie.

— Halo! Kaśka! — szturchnęła Weronika przyjaciółkę — słuchasz Ty mnie w ogóle?

Kasia od dłuższego czasu siedziała z odchyloną głową do tyłu i rozmyślała uśmiechając się przelotnie. Nie zauważyła nawet jak Weronika jej się przygląda.

— Kaśka słyszysz?

— Sorki zamyśliłam się — odpowiedziała troszkę zawstydzona swoim zachowaniem

— Zauważyłam

— To co mówiłaś? — zapytała posyłając jej całusa aby ją udobruchać

— Mówiłam, że wracam do Michała na noc. Jutro On ma wolny dzień, planujemy go wspólnie spędzić. Nie mogę być na zajęciach, zrozum to.

— Taaa… jasne… — ironicznie odparła Kasia

— A Ty nic nie rozumiesz bo nie masz faceta

— Dzięki Ci! Dobra spadam — wstała z ławki i ruszyła w kierunku bloku, odwróciła się jednak jeszcze w kierunku Weroniki i dodała — Leć do tego Romeo, tylko sobie skrzydełek nie połam w locie aniołku.

— Złośliwa i zazdrosna jesteś i tyle!

Weronika złapała torebkę, wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do Michała z prośbą aby po nią podjechał. Michał poprosił ją aby zaczekała na niego chwilkę, następnie spakował wszystkie dokumenty i pojechał na spotkanie z ukochaną.

Wieczór spędzili jak zwykle upajając się swoimi nagami ciałami, tej nocy kochali się dwukrotnie Kolejny dzień postanowili spędzić w górach, robiąc sobie krótką krajoznawczą wycieczkę. Rano tuż o świcie spakowali kilka drobiazgów do plecaka i wyruszyli na ich pierwszą wspólną wyprawę.

Szczawnica przywitała ich mroźnym powietrzem. Na szczytach gór zalegał już tegoroczny śnieg. Trawy i roślinność pokryte były siwą pierzynką a zimny wiatr przyjemnie szczypał w policzki.

— Masz na jutro jakieś plany? — zapytał Michał

— Jutro mam egzamin z filozofii, na który notabene nic nie umiem — z uśmiechem i bez cienia nerwów odparła Weronika

— Odpuść to sobie, zobacz jak tu pięknie. I tak nic nie umiesz, zmarnujesz tylko czas — przekonywał

— Nie wiem nawet czy jest drugi termin, wywalą mnie — tłumaczyła nie do końca przekonana czy tak naprawdę tego chce.

— Mała daj spokój, na co komu studia? Zobacz ja jestem bez studiów, zrobiłem szybki kurs i jak dobrze zarabiam — robiąc maślane oczka dodał — obiecuje, że nie będziesz żałować decyzji, że mi uległaś.

— Michał nie kuś!

— Czyli to mamy załatwione — był zadowolony z przebiegu sytuacji — szukamy więc noclegu.

Michał znalazł przytulną kwaterę, w której się rozpakowali. Zdając sobie sprawę, że dziewczyna może nie być przygotowana na nocleg wręczył jej ozdobną torebeczkę, w której zakupił dla niej komplet nowej bielizny, haftowany ręczniczek i prosty podkoszulek na zmianę. Obiecał, że gdy coś jeszcze będzie potrzebować to całą resztę zakupią na miejscu.

Dzień spędzili przyjemnie. Zwiedzili okolicę, stołowali się w pobliskich knajpkach kosztując góralskiej kuchni i ogrzewali się grzanym winem. Weronika była zachwycona i szczęśliwa. Nie zaprzątała sobie głowy nawet tym, że jej przyjaciółka próbowała się do niej dodzwonić od dłuższego czasu. Napisała jej tylko, że jest w górach i wróci pojutrze. Kiedy dostała kolejną wiadomość z kazaniem przyjaciółki na temat jej zachowania Michał zabrał żartobliwie jej telefon i go wyłączył aby nikt im nie przeszkadzał.

Pokój wynajęty przez Michała urządzony był w góralskim stylu. Rzeźbione drewniane łoże pokryte białą pościelą, oraz szafa. Podłoga wyłożona deskami, które wydawały przyjemny jęk pod naciskiem stopy. Ułożone pod łóżkiem dywany, wykonane z cielęcej skóry oraz dwa ogromne fotele pokryte białą baranią skórą. Pokoik miał wyjście na balkon, z którego rozpościerał się przepiękny widok na góry. Na balkonie ułożone były dwa siedziska z ratanu. Można było usiąść, otulić się ciepłym kocem, który był na wyposażeniu pokoju i po prostu patrzeć, napawać się chwilą.

Weronika patrząc na otaczający ją krajobraz zapomniała o najbliższych i o egzaminie, liczyło się to co tu i teraz „carpe diem”. Siedziała długo, Michał pogrążony był w rozmowie z klientem, miała więc czas na przemyślenia. Zakochała się z tym miejscu, w tym człowieku, który ją fascynował, przy którym czuła się beztrosko i błogo, cała reszta nie miała dla niej znaczenia. Kiedy ręce i nogi skostniały jej z zimna weszła do pokoju, Michał właśnie kończył rozmowę.

— Chodź tu do mnie, zmarzłaś na kość, chcesz być chora? — złościł się na nią

— To może mnie jakoś rozgrzejesz?

Zalotne i kokieteryjne spojrzenie wystarczyło by Michał wziął ją w ramiona. Nie zważając na jej stan rozebrał ją z zesztywniałych z mrozu ubrań, szybkim ruchem poradził sobie też bielizną. Stała teraz przed nim zupełnie naga, tylko dla niego.

— Podobasz mi się taka — jego spojrzenie pożerało ją.

— Niemniej jednak nadal jest mi zimno — zbliżyła się o krok do niego

— Połóż się na łóżku — rozkazał

Zrobiła to o co ją poprosił. Bez słowa położyła się na łóżku. Podniecała ją jego szorstkość. On uklęknął naprzeciw niej na łóżku

— Dotykaj się. Chcę zobaczyć jak reagujesz na swój dotyk.

— Chyba oszalałeś! — zerwała się lecz pchnął ją delikatnie aby nie zmieniała pozycji — Zrób to, przełam się Mała.

Nie umiała mu odmówić, zaczęła więc robić to o co ją poprosił, pieściła się. Sprawiało jej to przyjemność, nie sądziła nawet że jest w stanie sama rozpalić swoje ciało. On tylko patrzył, nie zdradzał swoich odczuć, nie wiedziała co myśli, czy jest z niej zadowolony.

— Wystarczy — oznajmił nagle — teraz zobaczymy na jak niewiele sobie pozwoliłaś

Posyłając jej zadziorny uśmiech rozłożył szeroko jej nogi przysuwając się bliżej. Znajdował się teraz pomiędzy jej udami. Dotknął przelotnie jej kobiecości na co ona syknęła i wygięła ciało do przodu ku niemu. Palcami zręcznie pieścił okolice ud i podbrzusza, czasem delikatnie muskając to miejsce które tak bardzo tego wyczekiwało. Zajął się teraz sutkami, naprężonymi od podniecenia, ujmował dłonią jej pierś, ściskał delikatnie by następnie puścić i pociągnąć zdecydowanie za brodawkę. Jęczała. Nic nie mówiła, nie musiała, jej ciało pragnęło jego, była na granicy wytrzymałości. Kiedy schylił się i językiem skosztował jej słono — słodkiego podniecenia syknęła, nie dała rady dłużej wytrzymać. Orgazm, który nią wstrząsnął zawładnął nią bez reszty. Nie była w stanie go opanować, poddała się słodkim torturom, które doprowadziły ją do ekstazy.

— I co to wszystko Mała? — zapytał zdumiony — A co dla mnie?

— Wiedziałeś, że tak skończę — zmieszała się — daj mi chwilkę a Ci to wynagrodzę.

— No ja myślę, że mnie tak nie zostawisz — tym razem już się śmiał

Po chwili Weronika przejęła stery, pieściła go i zadowalała dotykiem. Nie dał jej jednak dokończyć. Przewrócił ją na brzuch i bez ostrzeżenia wszedł w nią. Nie czekali długo na spełnienie. Równocześnie dosięgli szczytu. Chwilę później leżeli wykończeni obok siebie.

— Wprowadź się do mnie — powiedział Michał przekładając się na bok tak by widzieć Weronikę

— Oszalałeś? — zapytała radośnie nie traktując tej propozycji poważnie

— Jesteś dla mnie kimś ważnym, dobrze jest nam razem w łóżko, miło spędzamy każdy wolny czas — wymieniał wszystkie możliwe argumenty.

— Zastanowię się nad tym, obiecuje.

— Jutro jedziemy po Twoje rzeczy, na razie spróbujemy na próbę, kilka dni — mówił spokojnie, nie zważając na jej zdumioną minę — nie masz innego wyjścia, wybierzesz mieszkanie ze mną to będę wiedział, że traktujesz mnie poważnie

— A jeśli nie? — nie chciała znać odpowiedzi jednak

— Mała dobrze wiesz, że wkurzają mnie te szczeniackie randki. Albo ze mną jesteś albo nie. — wyrzucił z siebie, następnie się odwrócił, nakrył szczelnie kołdrą i zasnął snem sprawiedliwego.

Weronika poczuła się trochę poirytowana, nie chciała tak stawiać sprawy. Dla niej było za wcześnie na wspólne życie w mieszkaniu. Nie chciała jednak porzucać Michała dla jakiegoś głupiego poczucia swobody. Niczego jej przecież nie bronił, nadal będzie robić to na co ma ochotę, chciał tylko z nią zamieszkać. Powiedział, że zależy mu na niej a to coś musi znaczyć, będzie ją chronił, dbał o nią. Nie zgodziła się ale też nie sprzeciwiła, sytuacja więc wydawała się być jasna. Michał zadecydował a ona się do tego dostosuje. Kocha go i nie wyobraża sobie życia bez niego.

Próbowała to sobie poukładać, wspominając dzisiejszy wieczór pomyślała, że każdy z wieczorów może tak teraz wyglądać, to napawało ją optymizmem i przeczuciem, że jej wybór jest dobry. Przytuliła się do jego nagich pleców i sama zamknęła oczy.


Weronika nie tłumaczyła się zbytnio koleżanką ze swojej decyzji. Spakowała swoje rzeczy informując, że wyprowadza się do Michała lecz to nie zmienia faktu, że one mogą w nim pozostać. Nie tłumaczyła na jaki okres, co ze studiami. W zasadzie wiedziała, że opuszczonych zajęć nie jest w stanie już nadrobić, niemniej jednak zapewniła przyjaciółkę, że postara się dogonić z materiałem. Zrobiła to dla swojego i jej świętego spokoju. Nie żegnając się zbytnio wzięła walizki i zeszła przed blok gdzie czekał już na nią Michał.


16 kwiecień 2011r

Weronika wraz z Michałem wrócili właśnie z tygodniowego wyjazdu do Paryża. Te kilka miesięcy, które wspólnie dotąd spędzili były magicznymi chwilami. Weronika zupełnie uzależniła się od Michała, spędzała z nim każdą jego wolną chwilę. Kiedy jego nie było ona zajmowała się domem, sprzątała, gotowała, czasem robiła zakupy. Nawet nie spostrzegła kiedy zupełnie się odizolowała. Straciła kontakt z koleżankami, one same wyprowadziły się więc z mieszkania przesyłając jej klucze bez słowa wyjaśnienia. Nie przejmowała się tym jednak. Nie obchodziło ją to co myślą inni. Kochała Michała i robiła dla niego wszystko. On wynagradzał jej wszystko dobrym seksem i drogimi prezentami. Zdarzały się między nimi kłótnie, Michał często karał ją brakiem czułości za niezbyt dobrze posprzątany dom lub źle uprasowaną koszulę ale nie wydawało jej się w tym nic złego. Nawet rodzice zaalarmowani przez Kasię starali się jej przemówić do rozsądku, ona jednak była głucha na ich tłumaczenia. Kiedy zwierzyła się Michałowi z tego jaki stosunek mają do nich jej rodzice wpadł we wściekłość i kazał jej wybierać — on albo rodzice. Weronika nie zastanawiając się długo wybrała ukochanego ignorując telefony od rodziców. Weronika uzależniona od Michała coraz rzadziej wychodziła z mieszkania poświęcając się obowiązkom domowym. Wracający, czuły i kochający chłopak zawsze wynagradzał jej trudy udobruchawszy ją w łóżku. Wspólny wyjazd do Paryża zbliżył ich do siebie jeszcze bardziej, ostatniego dnia kochali się namiętnie nad brzegiem Sekwany. Spodobała jej się adrenalina wywołana strachem, że ktoś może ich zobaczyć. Po powrocie jak zawsze Michał miał wiele spraw do załatwienia, zostawił ją więc samą z bagażami prosząc aby uporała się z nimi do wieczora, gdyż nie ma zamiaru potykać się o nie kolejnego dnia. Weronika nie przyznała się, że od kilku dni bardzo źle się czuje, mdli ją a także czuje się bardzo osłabiona. Spodziewając się takiej reakcji organizmu na zmianę klimatu walczyła dzielnie ze swoim samopoczuciem. Zrobiła więc sobie gorącej zielonej herbaty, zjadła kilka herbatników i zabrała się do pracy aby zdążyć przed powrotem Michała. Brudne ubrania wrzuciła do pralki, kosmetyki ułożyła na półkach w łazience, pamiątki ułożyła na komodzie, w między czasie nakarmiła rybki i podlała kwiatka, który powoli wracał do życia. Schowała rozpakowane walizki na dno szafy w przedpokoju i ruszyła w kierunku łazienki wyciągnąć uprane pranie z pralki. Gdy weszła do łazienki jej wzrok padł na małe opakowanie w kącie półeczki nad lustrem.

— O cholera! Tylko nie to, Boże tylko nie to! — mamrotała do siebie.

Sprawdziła trzykrotnie aby nie mieć wątpliwości, wszystko jednak wskazywało na to że od 3 dni spóźnia się jej okres. Przypomniała sobie jak raz przytruła się nieświeżym ogórkiem brała co prawda wtedy tabletki antykoncepcyjne ale prawdopodobnie zwymiotowała je wraz z całą zawartością żołądka. Przez dwa dni czuła się jakby ktoś wypruwał jej żołądek, nie mogła jednak odmówić współżycia Michałowi, było by to odepchnięcie jego uczuć, nie spodobało by mu się to. Zbierała więc w sobie wszystkie siły i kochała się z nim udając przed nim rozkosz aby go nie urazić. Wtedy po raz pierwszy i jak dotąd ostatni udawała orgazm. Nie dopuszczała jednak myśli o dziecku, jeszcze nie teraz, nie wiedziała co na to powiedziałby Michał. Dziś było już późno na wyjście, mógł w każdej chwili wrócić. Może po prostu zmiana klimatu opóźniła jej cykl a ona niepotrzebnie panikuje. Zadecydowała, że jutro wybierze się po test do apteki, jeśli okaże się pozytywny będzie musiała poinformować o tym ukochanego. Jeśli naprawdę ją kocha nie będzie miał z tym problemu. W głębi serca jednak prosiła Boga aby okazało się to tylko głupimi domysłami, a pod jej sercem nie bije maleńkie, niczemu niewinne serduszko.

Kiedy Michał wrócił uśmiechając się serdecznie poczęstowała go kolacją i jak zawsze zapytała co w pracy. On natomiast z fascynacją opowiadał o swojej pracy, o nowych klientach. Na koniec zawsze pytał co tam u niej i wspólnie sporządzali listę zakupów jakie miał zakupić Michał w drodze powrotnej z pracy. Był jak zawsze bardzo miły. Dzisiejszego wieczoru nie miał żadnych uwag co do jej pracy, zwrócił jedynie uwagę na to że jest bardzo blada i kiepsko dziś wygląda.

— Mała może pomaluj się do łóżka, zrób jakieś przedstawienie dla mnie, może to doda Ci blasku i energii bo coś zgaszona jesteś — odparł

— To po podróży i dlatego — wzięła głęboki oddech, podeszła do niego i usiadła mu na kolanach, on objął ją czule — a na co masz dziś ochotę?

— Twój wybór kochanie — całował ją czule

Weronika po raz kolejny ożywiona i podekscytowana przebrała się wieczorem w coś oryginalnego, tym razem postawiła na strój striptizerki. Zatańczyła przed Michałem uwodzicielski taniec, który wprawił go w osłupienie a następnie zadowoliła go oralnie. Michała podniecała taka wyrafinowana Weronika, lubił się z nią zabawiać, kochał ją za jej uległość i figlarność. Kolejna noc należała do nich.

Wczesnym rankiem Michał wyszedł do pracy. Weronika przygotowała ukochanemu śniadanie, oraz lunch. Przekazała mu także, że wychodzi dziś na godzinkę na niegrzeczne zakupy. Ponieważ podobały mu się jej erotyczne pomysły nie bronił jej robić takich zakupów, wręczył jej pieniądze, pocałował na dowidzenia i wyruszył na spotkanie z klientem.

Nie musiała się obawiać, że zastanie pusty dom, gdyby przypadkiem wrócił na chwilę do domu. Ubrała się więc i udała się na zakupy. W pierwszej kolejności zakupiła test ciążowy, następnie udała się do sex shopu kupując nowy strój panterki aby nie wzbudzić podejrzeń, a także komplet nowej bielizny.

Wróciwszy do domu w pierwszej kolejności wykonała test ciążowy — nie pozostawiał jednak złudzeń. Dwie czerwone kreski widoczne na białym pasku jasno świadczyły o tym, że Weronika prawdopodobnie spodziewa się dziecka. Po policzku spływały jej łzy.

— To się nie dzieje naprawdę — usiadła na zimnej posadzce w łazience i skuliła się — nie możesz we mnie być maluchu — pogładziła się po płaskim brzuchu — nie teraz jak jest nam tak dobrze — i śmiejąc się przez łzy dalej mówiła do zarodka rozwijającego się w jej łonie — jak ja mam o tym powiedzieć Twojemu tatusiowi? Ja nie wiem co on na to powie.

Usłyszała dźwięk otwieranego zamka w drzwiach, wstała więc szybko, wyrzuciła test ciążowy do kosza, otarła łzy i przeglądnęła się w lustrze oceniając swój wygląd na tragiczny, nie miała jednak czasu na poprawę wizerunku. Wyszła na spotkanie z Michałem.

— Co Ci jest? Coś ty płakała? — zapytał zatroskany

— A nic się nie stało, stłukłam sobie ukochane cienie do powiek i aż się popłakałam z tego wszystkiego — kłamała na zawołanie — nie ważne, co tam w pracy? Głodny?

Uwolniła się z objęć i unikając jego wzroku przeszła do kuchni. Michał jednak znał ją aż za dobrze, wiedział że nie mówi mu prawdy.

— Mała nie opowiadaj mi tu głupot tylko powiedz co się tak naprawdę dzieje — podszedł bliżej lecz wpadł mu pewien pomysł do głowy — zaraz pogadamy, naszykuj mi coś szybkiego do jedzenia, ja umyje tylko ręce i wracam.

Wszedł do łazienki, zero znaków użytkowania, łazienka wyglądała jak zawsze czysto i pachnąco. Umył ręce, otworzył szafkę z kosmetykami Weroniki, przeglądnął zawartość. Znał ją na tyle dobrze aby wiedzieć które cienie do powiek są jej ulubionymi, złapał je więc w dłoń, już miał wychodzić kiedy zdecydował zabrać ze sobą jeszcze mały kosz na śmieci stojący w kącie. Wszedł do kuchni poddenerwowany.

— Weronika to są Twoje ulubione cienie tak? — wyciągnął dłoń z paletką leżąca mu na dłoni — nie wyglądają na stłuczone.

— Tak ale to nie te — zaczęła się tłumaczyć, brnąc w kłamstwa dalej, było jej słabo.

— Wiedziałem, że tak powiesz — odłożył paletkę na stół i tym razem postawił mały kosz pomiędzy nimi

Weronika zbladła, wiedziała że teraz będzie musiała wyjawić całą prawdę, wytłumaczyć się jakoś. Zanim zdążyła zrobić krok Michał uciszył ją gestem dłoni i kontynuował.

— Otwórzmy zatem ten kosz. Powinny się w nim znajdować owe stłuczone cienie tak? — otworzył kosz i zaniemówił, pobladł i usiadł na krześle w kuchni.

Weronika widząc narastający w nim strach oraz wściekłość zaczęła się tłumaczyć.

— Michał nie wiedziałam jak mam Ci to powiedzieć, nie wiem jak to się stało — płakała

— Nie wiesz jak? — zapytał ironicznie — a może zrobiłaś to specjalnie co? — był na nią wściekły jak nigdy

— Przestań tak mówić, nie planowałam tego, dwa dni wymiotowałam, tabletki pewnie też wyleciały i stało się — próbowała go dotknąć lecz odtrącił ją.

— To jesteś, aż tak głupia że nie wiedziałaś jakie mogą być tego konsekwencje, nie mogłaś poprosić żebym założył prezerwatywę jak już tak bardzo chciałaś się bzykać? — gardził nią

Weronika była zagubiona, nie spodziewała się tak ostrych słów, z drugiej jednak strony Michał miał rację to była jej wina, nie pomyślała wtedy i teraz są tego efekty. Siedziała teraz z zakrytą przez dłonie twarzą i płakała. Nie chciała na niego patrzeć, na jego wstręt i zawiść skierowaną w jej kierunku. Michał nagle wstał.

— Dobra nie ma co panikować. Jutro umówię cię do lekarza

Weronika wstała i uśmiechnęła się do niego. Jednak kochał ją, był tylko zaskoczony tą niespodziewaną wiadomością, już miała go uściskać gdy dodał:

— Nie ciesz się idiotko! — zaśmiał się ironicznie — usuniesz tego bachora, jutro będzie po wszystkim, a my wrócimy do normalnego życia zapominając o wszystkim.

Widząc jej przerażenie podszedł do niej, objął ją w pasie i czule powiedział:

— Mała tak będzie najlepiej, przecież jest nam dobrze ze sobą tak? Po co to psuć? To nawet jeszcze nie jest dziecko, nic nie będzie Cie to bolało — ocierał jej łzy — wynagrodzę Ci wszystko jak zawsze. Sama nie chciałaś być w ciąży, po co więc komplikować wszystko?

— Michał nie zrobię tego, nie usunę tego dziecka — czuła się bezradna, ogłupiana.

— Nie gadaj głupot Weronika, jutro jedziemy i koniec kropka. W przeciwnym razie możesz wracać do siebie, wcześniej jednak podpiszesz mi że nie będziesz żądała ode mnie żadnych alimentów. A teraz już nie mazgaj się tylko daj mi coś w końcu zjeść.

Weronika nie wiedziała co zrobić, nie chciała niszczyć swojego szczęścia, z drugiej jednak strony nigdy nie zabiłaby własnego dziecka. Do jutra ma czas aby wszystko przemyśleć na spokojnie. Podała więc Michałowi sałatkę, nałożyła też sobie lecz nie mogła nic przełknąć, nie po tym co zaszło.

Michał jadł jakby nigdy nic, jakby rozmowa nie miała tu miejsca. Widział jak Weronika gryzie się z myślami, nie współczuł jej, sądził, że tak będzie najlepiej a jeśli ona cierpi z tego powodu to sama jest sobie winna. Nie miał teraz głowy do tego aby ją pocieszać, jeśli wybierze dziecko puści ją wolno, nie będzie zatrzymywał. Nie dopuszczał jednak takiej myśli, zależało mu na Weronice, nie chciał innej kobiety. On sam wychował się bez rodziców, wiedział że dzieciństwo może okazać się brutalne, nie chciał dopuścić do tego aby to samo spotkało jego dzieci. Kiedyś będzie gotowy założy rodzinę, nie teraz jednak. Zjadł przygotowany mu posiłek, spakował dokumenty na następne spotkanie, pocałował Weronikę w czoło na pożegnanie i wyszedł nie zamykając za sobą drzwi.

Gdy Weronika zamknęła je na klucz opadła na kanapę i gorzko załkała. Nie tak to sobie wyobrażała, nie tego w życiu pragnęła. Nie miała nawet z kim o tym porozmawiać, została z tym sama i sama musi podjąć decyzję.

Zrobiła sobie rachunek sumienia. Postawiła na szali znajomych i przyjaciół, po przeciwnej Michała dla którego zerwała z nimi wszelaki kontakt, posłuchała go — nie żałuje. Znajomi zawsze odradzali jej takiego chłopaka, twierdzili że ją ogranicza. Ona jednak czuła się kochana, uwielbiana. Wydawało się jej być czyś wyjątkowym to że chce spędzać ze swoją dziewczyną każdą wolną chwilę, że pożąda ją wzrokiem, że nie przejmuje się zdaniem innych, że jest wyzwolonym człowiekiem. Kolejna rzecz studia kontra Michał — nie żałuje. Faktycznie Michał zarabiał bardzo dużo, niczego jej nie żałował, po co miałaby pracować skoro tyle pracy jest w domu, może się opiekować ukochanym, dbać o niego, przygotowywać mu w tym czasie niespodzianki. Kwestia mieszkania nie pozostawia złudzeń — nie żałuje. Wspólne mieszkanie to same plusy, widzą się w każdej wolnej chwili, nie tracą czasu na zbędne umawianie się. Są jeszcze rodzice kontra Michał — tu ciężko jej zadecydować. Ostatecznie wybrała chłopaka. Denerwowały ją ciągłe narzekania z ich strony, pretensje i żale. Teraz sama decydowała o swoim życiu, o swoich wyborach, rodzice nie są jej do tego potrzebni. Ostatnie szale to dziecko naprzeciw swemu ojcu. Musi dokonać wyboru. Faktycznie nie chciała nic zmieniać, nie chciała tej ciąży. W zasadzie jak będą gotowi zawsze wtedy mogą się postarać o dziecko. Póki co to niemowlę skomplikuje wszystko. Ona sama z dzieckiem, bez wsparcia ze strony bliskich, bez wsparcia Michała nie da sobie rady, nie ma wykształcenia, nawet nie była pewna czy nadal ma mieszkanie. Postanowiła że zrobi tak jak mówił Michał, wykona zabieg i zapomni, że taka sytuacja miała w ogóle miejsce. Będą dalej żyć tak jak do tej pory.

Mimo podjęcia decyzji nie przyniosło to ulgi Weronice, do wieczora leżała na kanapie i oglądała przygłupawe programy telewizyjne. Michał wrócił niedługo po 19:00. Zjadł kolacje, tak jak zawsze opowiedział co w pracy, pytając jak minęło jej popołudnie, zrobili wspólnie listę zakupów tym razem jednak żadne z nich nie wspominało o tym co miało miejsce przed południem.

— Zdecydowałaś rozumiem — zagadnął nagle Michał, nie czekał jednak na jej odpowiedź — świetnie. Jutro jesteśmy umówieni do doktora Tatkiewicza na godzinę 14:00. Nie musisz się obawiać to świetny ginekolog, zapewnił że nie będziesz odczuwać niczego. Dostaniesz tabletkę i tyle wszystkiego. Nie rozczulaj się u niego, nie przepada za tym. Rachunek wyregulowałem, nie musisz więc zaprzątać tym swojej ślicznej buźki.

— Super — odparła bez entuzjazmu Weronika — będziesz tam ze mną?

— Podrzucę Cię tylko pod gabinet, mam jutro naprawdę ciężki dzień, nie dam rady się wyrwać, przepraszam kochanie — ujął jej twarz i złożył pocałunek na jej ustach, nie protestowała.

— Poradzę sobie. — odpowiedziała gdy przestał ją całować.

Czuła do niego żal o to wszystko, kochała go nad życie, pragnęła, lecz nie umiała się cieszyć z niego, nie dziś, nie gdy emocje nią targały. Wstała aby posprzątać po kolacji, szybko i niepostrzeżenie otarła zawilgocone oczy.

Tego dnia Weronika ubrana była w zwiewną wiosenną sukienkę, gdy uniosła rękę aby schować półmisek na górną szafkę kuchenną wsparta na palcach, sukienka uniosła się odsłaniając mały kawałek jej nagiego pośladka. Nie spostrzegła gdy wszedł Michał i energicznie złapał ją za pośladek. Miała na sobie cieniutkie stringi, które nie zasłaniały zbytnio tej części ciała. Szybkim i zwinnym ruchem wsunął palce po materiał przesuwając dłoń w przód jej ciała. Jęknęła, była spragniona jego czułości. On czuł jej wilgoć, gotowość, wsunął więc dwa palce w nią, wyszła mu naprzeciw, oparła się plecami o jego ciało chętna na więcej. Pieścił ją łapczywie, wiedział, że dla niego gotowa jest na wszystko, że z nią może wiele. Odwrócił ją gwałtownie zdarł z niej majtki i kochał się z nią na kuchennym blacie.

Weronika zapomniała o tym co ma nastąpić. Pragnęła Michała i nie odpuści jego miłości i czułości dla pieluch, kaszek i nieprzespanych nocy. Wtedy wydawało się jej to najlepsze posunięcie. Nie sądziła tylko że Michał potrafi okazać się tak brutalny i tak łatwo ją wykorzystać.

Kiedy patrzył na nią wykończoną krzątającą się i szykującą się do kąpieli dostał wiadomość. Czytając go pobladł. Kolejne problemy, jutro pozbędzie się jednego, będzie musiał zająć się jeszcze tym. Spoglądnął na rozebraną Weronikę wchodzącą do łazienki, rzucił telefonem o podłogę i zaklął. Wiedział jednak, że nie ma innej możliwości. Nie chciał prosić jej o pomoc, nie wie czy zniesie to wszystko, czy zgodzi się mu pomóc, wiedział natomiast że bez niej sobie nie poradzi. Ułożył więc pewien plan w głowie i postanowił go zrealizować w najbliższych dniach. Zdawał sobie sprawę, że Weronika mu ufa bezgranicznie, że go kocha. Okazała to nie jeden raz. Miał nadzieję, że mu nie odmówi. Sam nie do końca zdający sobie sprawy z tego jak on sam da sobie z tym radę przełknął gorzki posmak krwi, którą wywołał przygryzając sobie nerwowo wargę.

Wstał więc, wziął telefon do ręki i szybko odpisał:


ZROBIE TO DLA CIEBIE GNOJU!

DAJ MI JEDNAK TYDZIEŃ.


Szybko otrzymał odpowiedź zwrotną:

TRZY DNI!

Rozdział 6

Po raz pierwszy tej nocy Weronika nie mogła spać, nękały ją wyrzuty sumienia czy aby na pewno jej decyzja jest słuszna. Wczorajszy seks z Michałem był wspaniały, nieoczekiwany. Chciała być z nim szczęśliwa, nie mogła jedynie zrozumieć dlaczego dziecko poczęte z miłości może zakłócić ich radość. Myślała aby się wycofać. Michał nie miał czasu jechać z nią do kliniki, może uciec, może wszystko jeszcze zmienić, potem na wszystko będzie już za późno. Weronika zdawała sobie sprawę z konsekwencji swojego wyboru, każda jej decyzja jest zła i to w tym wszystkim okazało się najokrutniejsze.

Michała nie było już w domu.

— Dziwne — pomyślała

Wstała więc, nie miała nawet ochoty na śniadanie. Nie wiedziała nadal co ma zrobić, jak się zachować. Udała się do kuchni po herbatę, zauważyła leżącą kartkę na blacie kuchennego stołu. Odczytała: „Musiałem wcześniej wyjść na pilne spotkanie. Dziękuje za wczoraj, pamiętaj że masz dziś wizytę o 14:00 podjadę po Ciebie o 13:30, bądź gotowa. Nie myśl za dużo Mała, pamiętaj, że jesteś całym moim życiem” Mimo wszystko uśmiechnęła się na ostatnie słowa Michała, wiedziała że są całkowicie szczere. Popatrzyła na zegarek, miała jeszcze dużo czasu, nie chciała jednak już zmieniać decyzji, podjęła ją i cokolwiek się stanie da sobie z tym rade. Postanowiła zająć się czymś pożytecznym, rozpoczęła od ugotowania obiadu tak by był gotowy gdy Michał wróci do domu, następnie posprzątała w szafach tak by wszystko miało swoje miejsce. Gdy skończyła było dobrze po dwunastej, musiała się więc pospieszyć. Wyciągnęła kartkę i długopis i szybko napisała odręczną wiadomość dla Michała i pozostawiła ją w tym samym miejscu, w którym rano znalazła wiadomość skierowaną do niej. Wzięła prysznic, nałożyła wygodne i ciepłe ubranie i wyszła na spotkanie wyzwaniu.


Wyszła przed blok, Michał już na nią czekał, był wcześniej niż zapowiadał, czyżby się bał, że może uciec? Bez cienia skrępowania wsiadła więc do samochodu.

— Cześć — uciekała wzrokiem — wcześniej jesteś.

— Spotkanie poszło znacznie sprawniej niż przypuszczałem — odpowiadał swobodnie — wyobraź sobie, że wystarczy zaproponować dodatkowy produkt gratis do leku. Na przykład mermix ten lek o którym ostatnio Ci wspominałem — położył rękę na jej kolanie, nie cofnęła jej więc mówił dalej — ten lek przeznaczony na leczenie bezsenności, proponowałem go w cenie 24,99zł za 30 tabletek i jakoś nam z nim nie poszło, obecni lekarze mają już swoje ulubione specyfiki, ale wystarczyło do tego dodać krem pod oczy na noc zwiększając cenę leku na 29,99zł przy czym krem nie warty nawet złamanego grosza a już większość aptek zamówiła dodatkowy nakład, bo ludzie to kupują, rozumiesz?

— Zawsze tak było, jesteśmy po prostu naiwni — wzruszyła ramionami — myślisz, że kupując płaszcz z przeceny w rzeczywistości jest on wart nawet tej obniżonej ceny? — zapytała ironicznie

— Nie ważne — machnął ręką — ważne, że ja na tym zarabiam — roześmiał się lekko.

Jechali jak gdyby nigdy nic, nie poruszali tematu dziecka, nie wspominali. Michał zdawał się wcale tym nie przejmować. Rozmawiał jakby jechali na zakupy a nie po to aby zabić jego nienarodzonego syna bądź córkę. Weronika odwróciła twarz w kierunku szyby, nie chciała by Michał zobaczył jak targają nią emocje. Dla niej nie było to wszystko takie proste, takie łatwe. W rzeczywistości Michał jednak widział co przeżywa jego ukochana, nie chciał jej takiej, nie mógł pozwolić by cierpiała, z drugiej jednak strony dziecko nie wchodziło w grę, nie teraz. Kochał ją jak nikogo przedtem i pragnął jej szczęścia lecz wierzył, że zapomni szybko i wszystko powróci do normy. Bał się jedynie tego, że będzie chciała się wycofać, nie mógł do tego dopuścić.

— Mam pomysł — zaczął — może wybralibyśmy się gdzieś na wycieczkę?

Jego ożywiony głos oderwał ją od rozmyślań, nie wiedziała jednak o co zapytał, nie chciała go też urazić tym, iż go nie słuchała. Wymijająco odparła więc:

— Yhmm…

Wiedział, że nie słuchała. Nie przejmował się jednak, nie mógł jej za to winić.

— A więc gdzie byś chciała jechać?

— Do rodziców, chciałabym ich zobaczyć — odpowiedziała szczerze — spotkać się z nimi na mieście chociażby,

— Słucham?! — Michał przyhamował aż zbyt gwałtownie narażając się tym samym na obelgę ze strony kierowcy z tyłu — skąd Ci to przyszło do głowy?

— Nie wiem, po prostu brakuje mi ich

Weronika czuła ukłucie pod powiekami, nie chciała jednak płakać. Pragnęła teraz przytulić się do mamy, ona wiedziałaby co zrobić, nie mogła jej jednak powiedzieć o tym co za chwilę ma ją spotkać.

Zajechali na miejsce. Michał zaparkował pod wielkim piętrowym, beżowym domem. Wejście do gabinetu znajdowało się od drogi, osobną furtką, na której zaczepiona była tabliczka informacyjna z napisem:

Gabinet ginekologiczny

dr Roman Tatkiewicz

Przyjmuje w każdy wtorek i czwartek

w godz. 16:00 — 20:00

tel. (12) 482 — 77 — 00

Dziś była środa, powinno być więc zamknięte. Michał wyciągnął telefon i zadzwonił pod wybrany numer informując lekarza, że są już na miejscu. Poproszono ich aby weszli głównym wejściem.

Budynek okazał się willą z basenem na tyłach domu. Wraz z Michałem Weronika została zaproszona do salonu i zarazem centralnej części domu. Marmur po którym stąpali był ciepły, za zasługą podłogowego ogrzewania. Wystrój domu był zimny, czarno — szaro — biały. Weronika nie wyobrażała sobie mieszkać w tak mało przytulnym miejscu, odstraszał ją. Nie poproszono ich aby usiedli więc stali grzecznie czekając na doktora. Po krótkiej chwili wyszedł zza mlecznych szklanych drzwi.

— Witam Panie Michale — podał rękę doktor — to zapewne Pańska dziewczyna Weronika, miło poznać — z nią także się przywitał.

— Dzień dobry — odpowiedziała

Przyglądnęła się doktorowi. Niezbyt wysoki mężczyzna, w wieku około sześćdziesięciu lat. Włosy w znacznej części na przedniej części głowy wypadły bezpowrotnie, pozostałe miały odcień szarości. Zmarszczki na twarzy nadawały mu surowy wyraz twarzy, wydawał się być stanowczy i chłodny. Ubrany był w czarny bawełniany golf oraz oliwkowe spodnie. Pasował do tego miejsca, ciekawa była czy ma rodzinę i czy to co zaraz zrobi z nią, zrobił już kiedyś. Nie miała jednak czasu myśleć, gdyż Michał złapał ją za ramię i poprowadził korytarzem do grafitowych drzwi. Ujął jej twarz w dłonie, spojrzał w oczy i powiedział:

— Kochanie ja muszę wracać, zostawiam Cię w dobrych rękach, poradzisz sobie wierzę w Ciebie

— Oczywiście — odpowiedziała automatycznie i bez grama emocji w głosie — wysunęła głowę z jego dłoni i dała mu całusa w policzek na pożegnanie — jedź już bo się spóźnisz, dam sobie radę.

Michał uśmiechnął się i pozostawił Weronikę sam na sam z dr Tatkiewiczem.

— Proszę wejść i się rozebrać od pasa w dół — rozkazał ginekolog — proszę położyć się na fotelu, zaraz wracam.

Wyszedł, pozostawiając ją samą. Gabinet podobny do innych, fotel ginekologiczny, kozetka, biurko z wygodnymi fotelami, parawan z krzesełkiem i wieszaczkiem za nim, a także kilka sprzętów, które wykonywały badania, a których nazw nawet nie znała. Rozebrała się tak jak jej nakazano, położyła się na fotelu, rozłożyła wygodnie nogi i czekała na przyjście mężczyzny, który pozbawi ją jej cudu. Bała się, nie chciała tego zrobić, nie miała jednak wyjścia. Kocha Michała i nie pozwoli zniszczyć tego co razem zbudowali. Do dziecka nie zdążyła się przyzwyczaić, nie zdążyła pokochać, tak jej się przynajmniej wydawało, tak starała się tłumaczyć swój wybór. Do gabinetu wszedł doktor zamykając z hukiem drzwi. Chwilę przygotowywał sprzęt, nic nie mówił, nawet na nią nie patrzył. Czuła się skrępowana, widziała w oczach ginekologa pogardę. A więc zapewne nie podobało mu się to co wykonywał, robił to tylko i wyłącznie ze względów finansowych. Patrząc jednak na to miejsce, na ten budynek nie brakowało mu raczej pieniędzy.

— Najpierw Panią zbadam — mówił rzeczowo, kierując na nią wzrok — zapewne nie interesują Panią szczegóły dotyczące płodu więc nie będę Panią zanudzał — odparł pogardliwie — następnie podam Pani globulkę dopochwowo, będzie Pani musiała tu poleżeć pewnie gdzieś do godziny — spojrzał na zegarek — poczuje Pani delikatne ukłucie w dole brzucha, coś jak ból menstruacyjny i to będzie oznaczało, że jest już Pani po wszystkim. Dostanie Pani silniejsze krwawienie niż podczas normalnego miesiączkowania, to normalne. Utrzyma się kilka dni, proszę się tym nie przejmować — wyciągając głowicę ultrasonograficzną do badania usg kontynuował — Jeśli będzie odczuwała Pani ból, bądź skurcze proszę udać się do lekarza rodzinnego lub swojego ginekologa — przed wykonaniem badania zapytał jeszcze — nie muszę chyba tłumaczyć, że to co się tutaj wydarzy musi pozostać między nami, prawda?

— Oczywiście, proszę zaczynać Panie doktorze. — zamykając oczy poddała się badaniu.

Dr Tatkiewicz wykonał badanie oceniając wiek płodu jako 5 tygodni i 3 dni, zdrowo rozwijające się, serce prawidłowo bijące. Zgodnie z wcześniejszymi zapewnieniami nie informował Weroniki o tym co zarejestrował. Nie szanował kobiet, które w ten sposób postępują, nie rozumiał ich wyboru. Czuł odrazę do niej i do jej partnera. Brzydził się sam sobą, że musi wykonać ten zabieg, nie chciał tego, nigdy przedtem nie wykonywał takiego zabiegu. Teraz jednak nie miał wyboru. Pół roku temu jego syn ciężko zachorował, białaczka, nie było dla niego ratunku. Nie mógł patrzeć jak jego syn cierpi, jedynym czego potrzebował była morfina bądź inny narkotyk, który łagodził jego ból. Przed rozpoznaniem choroby Michał przywoził mu często próbki suplementów diety dla kobiet ciężarnych, a także katalogi informacyjne nowych specyfików. Był profesjonalny, sumienny i łatwo nawiązywał kontakty z ludźmi. Pewnego dnia zastał go siedzącego w fotelu w gabinecie, płaczącego i bezradnego. Bez wahania zapytał czy coś się stało i czy może jakoś pomóc. Dr Tatkiewcz zaśmiał się cierpko i powiedział że może ma w swoim neseserku morfinę to chętnie skorzysta. Michał wtedy usiadł naprzeciw i zapytał co się stało, że jej potrzebuje, gdy opowiedział mu swoją historię podrapał się po głowie, wyciągnął notes i zapisał na nim numer telefonu. Okazało się, że to jego drugi prywatny numer telefonu, prosił o kontakt, miał dostęp do tego silnego leku, który potrzebował, a który żaden ze znajomych lekarzy nie był w stanie mu go zagwarantować. Od tamtego czasu przez prawie trzy miesiące dostarczał do jego gabinetu nie tylko ulotki i próbki kosmetyków na rozstępy ale także narkotyk, który niwelował cierpienie jego synkowi Kamilkowi. Potem Kamil zmarł, do tej pory nie jest w stanie się zebrać po tym wszystkim. Jego żona leczy się psychiatrycznie, nie wytrzymała ciężaru który na nią spadł. Córka nie chciała przebywać w tym domu, to miejsce za bardzo przypominało jej o swoim ukochanym młodszym braciszku, wyjechała więc do Niemiec. On został sam dźwigając cały krzyż. Do wczoraj wszystko było jak zawsze — nijakie, czarno-szaro-białe jak jego dom który tak bardzo podobał się jemu samemu, kochał swój chłodny azyl. Teraz najchętniej pomalował by wszystko na czerwono, na znak buntu i niezgody z tym co spotkało jego rodzinę, nie miał na to jednak siły. Do wczoraj wydawało mu się, że nic złego już go nie spotka, aż do telefonu od Michała. Zadzwonił z prośbą, którą nie pojmował ginekolog, zagroził jednak że jeśli tego nie zrobi wyjawi prawdę a on jako lekarz będzie skończony. Nie do końca w to wierzył, nie miał jednak innego wyjścia, był mu dłużny, na dodatek musiał jakoś utrzymywać rodzinę, nie pozwolić żonie upaść jeszcze niżej. Teraz jednak czuł wstręt do samego siebie. Ile on by oddał by życie jego dziecka mógł ktoś przywrócić za pomocą tabletki, którą on wykorzysta aby zabić to nienarodzone dzieciątko.

— W porządku, przystąpię teraz do zaaplikowania tabletki — poinformował Weronikę, sumienie jednak nie pozwoliło mu zrobić tego od razu, musiał zapytać — naprawdę Pani tego chce?

Czuł jej wahanie, jej spięcie. Zdawał sobie sprawę, że pod naciskiem ukochanego zapewne to robi, nie do końca przekonana o słuszności swojego wyboru. Znał Michała, wiedział że potrafi być przekonywający i skuteczny. Oni oboje padli jego ofiarami, a żadne z nich nie jest w stanie się sprzeciwić. Kiwnęła jedynie głową nadal z zamkniętymi oczami. Teraz zrobiło mu się żal tej młodej dziewczyny, nie był w stanie jej jednak pomóc. Założył więc świeże rękawiczki jednorazowe, wziął globulkę i zaaplikował ją Weronice.

— Proszę teraz zejść, założyć tą wkładkę — podał jej podkład higieniczny poporodowy, który był dobrze chłonny — położyć się wygodnie na kozetce i czekać — wzruszył ramionami — ja wracam niebawem. Gdy globulka zacznie działać lub gdyby coś się działo innego niepokojącego proszę wcisnąć ten guzik — wskazał jej czerwony przycisk umieszczony na ścianie tuż obok kozetki lekarskiej — natychmiast się wtedy zjawię.

Dr Tatkiewicz wyszedł zostawiając ją samą. Wstała więc, ubrała się, założyła to o co poprosił ją doktor, następnie usiadła wygodnie próbując zebrać myśli. Już nie było możliwości odwrotu. Na początku była zdecydowana, potem gdy wyczuła pogardę w głosie doktora miała ochotę wykrzyczeć mu co myśli i że tak naprawdę sama nie wie czego chce ale żeby zrobił jej w końcu ten cholerny zabieg. Na sam koniec wyczuła jak sam się waha, jak stara się ją odwieść od tej decyzji, nie rozumiała go, wtedy miała ochotę się rozpłakać, wycofać lecz ostatnimi siłami kiwnęła głową i teraz praktycznie jest już po wszystkim. Nie miała odwagi na niego patrzeć, nie chciała płakać, dlatego też zamknęła oczy i skupiła się na myśli, że jest na normalnej wizycie lekarskiej. Zastanawiała się nad tym co dalej z jej życiem, czy będzie potrafiła zapomnieć, wrócić do normalnego życia. Wiedziała, że miłość do Michała jest tak silna, że jest w stanie to znieść, że jego dotyk rozpala jej zmysły i ciało do granic możliwości i nic nie jest w stanie tego zmienić. Przed wejściem wyjawiła mu, że chciałaby zobaczyć rodziców, nie odpowiedział jej jednak. Nie wiedziała czy będzie miała okazję wrócić do tego tematu. Co chciała w zasadzie rodzicom powiedzieć, oraz czy będą chcieli ją zobaczyć po tym jak ich odtrąciła. Myślała też o Kasi, nie miała z nią kontaktu od pewnego czasu. Jest z Michałem siedem miesięcy a w ciągu ostatnich czterech zerwała kontakt z całym światem, liczył się tylko on. Czasem brakowało jej wygłupów, rozmów i żartów jej przyjaciółki. Wszystkie smutki wynagradzał jej jednak Michał, jego obecność, towarzystwo i uśmiech który był zarezerwowany tylko dla niej.

Leżała tak już prawie czterdzieści minut. Trzymała się teraz za brzuch, myślała jakby to było gdyby urodziła. Jak małe rączki oplatają jej szyje, jak dziecięcy śmiech przepełnia ich niewielkie mieszkanie. Zastanawiała się jak to jest być matką, dbać o kogoś tak bezbronnego, być odpowiedzialnym za jego życie. Ona właśnie wybrała za swoje dziecko, zabiła je. Nie będzie słodkiego gaworzenia, delikatnej skóry dziecka, bezgranicznej miłości, słowa „mama”, zaprzepaściła to. Uświadomiła to sobie teraz, gdy było już za późno. Zabiła swoje dziecko, zabiła swoje maleństwo. Ona i tylko ona była za to odpowiedzialna. Wtedy poczuła silne ukłucie w dole brzucha i ciepło krwi wypływające z niej. Zdała sobie sprawę, że już nic nie powróci, niczego nie da się cofnąć. Wtedy również gorzka łza wypłynęła spod powieki, jedna pełna bezsilności i porażki łza. Jedyne na co było ją teraz stać to wciśnięcie czerwonego przycisku za głową.

Doktor Tatkiewicz zjawił się po krótkiej chwili.

— Jest już Pani po wszystkim — odparł cierpko — proszę się położyć, zbadam Panią czy wszystko jest w porządku i może Pani wrócić do domu.

Weronika została ponownie zbadana, następnie ponownie przeszła przez smutny i zimny salon po czym wyszła na świeże powietrze. Popołudniowe słońce ogrzewało przechodniów, mijała ich twarze czasem uśmiechnięte, czasem zmartwione. Nie zadzwoniła do Michała, nie miała na to ochoty, spodziewała się tego, dlatego też zostawiła mu wiadomość, że musi pobyć trochę sama, żeby się nie martwił, że nie zmieniła zdania i na pewno wróci. Chciała trochę ochłonąć, zebrać myśli, poukładać je jakoś.

Przeszła do przystanku nie mając planów, w którą stronę jechać. Ostatecznie wybrała się w kierunku Wawelu, spacer brzegiem Wisły zawsze dobrze na nią działał. Dochodziła godzina 16:00, wiosna budziła się do życia, słychać było śpiew ptaków, ludzie wychodzili zaczerpnąć świeżego, ciepłego powietrza po całym dniu pracy. Od Wisły ciągnął chłodny wiaterek, nie przeszkadzał jej jednak. Usiadła na ławeczce, przyglądała się kaczkom na rzece, karmionym przez przechodniów. W oddali słyszała śmiech dwójki małych chłopczyków goniących się ze swoim prawdopodobnie tatą wokół drzewa. Zazdrościła temu widokowi, liczyła że jej wybór partnera jest dobry, że to mężczyzna na całe życie, teraz miała pewne wątpliwości. Wybrała jednak i miała nadzieję, że kiedyś los przyniesie jej jeszcze coś wyjątkowego. Siedziała już dłuższą chwilę, kiedy podeszła do niej kobieta z dzieciątkiem w wózku, usiadła obok niej. Mała iskierka w różowym kocyku smacznie spała, jej słodka buźka uśmiechała się beztrosko przez sen. Przyglądała się tej dziewczynce, nie sądziła nawet, że robi to tak obcesowo.

— Ładna prawda? — Zapytała ją kobieta uśmiechając się — To mój największy skarb, szczęście nie do opisania

Weronika zmieszała się i szybko oderwała wzrok od wózka. Nie wiedziała co odpowiedzieć żeby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Wydawało się jej, że ma wypisane na czole to, że właśnie pozbyła się własnego dziecka.

— Tak śliczna — potrafiła tylko tyle odpowiedzieć

— Mówię Pani to moje pierwsze dziecko — kobieta okazała się być nazbyt rozmowna — z mężem staraliśmy się o nią prawie dwa lata i udało się nam, teraz nie spuszczam jej z oczu, nie mogę się wprost napatrzeć — mówiła bez końca poprawiając dobrze leżący kocyk na córeczce — A Pani ma dzieci?

— Nie nie mam — wstała zdenerwowana — proszę dać mi święty spokój

Uciekła, nie mogła znieść widoku tej dziewczynki, nękały ją wyrzuty sumienia. Widziała pytające spojrzenie kobiety kiedy odchodziła zdenerwowana. Zapewne nie zdawała sobie sprawy dlaczego jej rozmówczyni tak nerwowo zareagowała. Nikt nie wiedział, nikt jej więc nie oceniał. Ona jednak nie do końca umiała sobie poradzić z tym co zrobiła.

Przechodziła teraz przez szereg sklepów i knajp. Nie miała ochoty na zakupy, miała jednak ogromną chęć się napić, alkohol pomoże jej może zrozumieć swoje postępowanie. Wiedziała, że Michał będzie zły, ale co on jej może zrobić, seks i tak chwilowo ma zabroniony, poza tym było jej teraz wszystko jedno. Zrobiła dla niego tak wiele, w dowód swej miłości, On zatem także będzie musiał ją zrozumieć. Weszła do najbliższego baru i poprosiła o kieliszek czystej wódki. Z ironicznym uśmiechem barman podał zamówiony alkohol, po czy zdziwiony i z uznaniem nalał jej kolejną kolejkę.

— Nawet się Mała nie skrzywiłaś — dodał barman — w nagrodę na mój koszt stawiam Ci kolejnego.

Nie spodobało się jej określenie „Mała” było ono zarezerwowane tylko dla Michała. Nie miała jednak siły kłócić się z nim o to. Wypiła postawiony przed nią kolejny kieliszek wódki. Ostry i piekący smak alkoholu przepływał przez jej przełyk, następnie docierał do krwi która szybciej przepływała przez jej ciało, docierając do szarych komórek mózgowych. Napawała się tym uczuciem, z każdym kolejnym kieliszkiem jej umysł się rozluźniał, wszystko wokół stawało się kolorowe, piękniejsze. Nie wiedziała ile już wypiła, nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że jest kompletnie pijana. Kiedy nogi odmówiły posłuszeństwa a powieki stały się tak ciężkie, że nie była w stanie ich kontrolować poczuła tylko męski uścisk w pasie, który pomógł jej wstać. Próbowała coś powiedzieć, poprosić aby odwieziono ja do mieszkania, słowa jej jednak zmieniały się w nic niezrozumiały bełkot. Mężczyzna wziął jej bezwładne ciało na ręce i wyniósł z baru. Nie wiedziała dokąd zmierzają ani też kim jest ów mężczyzna, świat wirował wokół, osiągnęła swój cel, zapomniała o tym że zabiła maleńką istotkę, następnie zasnęła.


Obudziła się z potwornym bólem głowy, okropne pragnienie drapało ją w gardle. Powieki nadal ciężkie powoli ustępowały oporowi. Raziło ją słońce wdzierające się do pokoju przez niezasłonięte okno. Zasłoniła ręką to światło i powoli otworzyła oczy. Była w swoim mieszkaniu, nie wiedziała jak to się stało, pamiętała niewiele z wczorajszego wieczoru. Pamiętała jednak co zrobiła, ucisk żołądka z żalu przypominał jej o tym. Próbowała wstać.

— Leż! — nakazał jej głos nieznoszący sprzeciwu — wypij to! — Michał postawił szklankę wody przed nią i białą tabletkę.

— Co to? -zapytała, widząc jego wściekłą twarz skuliła się jednak w sobie i grzecznie wypiła to co podał jej chłopak.

Michał usiadł na krawędzi łóżka po czym energicznie wstał

— Kurwa, co Ty sobie wyobrażasz co? Odchodziłem od zmysłów! — uderzył pięścią w ścianę.

Weronika była przerażona, nie wiedziała co powiedzieć aby nie pogorszyć sytuacji.

— Wracam do domu — usiadł teraz, chowając dłonie w kieszenie spodni — zastaje pusty dom i jakąś pierdoloną karteczkę od Ciebie, nie łaska zadzwonić, napisać sms’a? — wyrzucał wściekłość z siebie — Pomyślałem, że w porządku może jednak przeżywasz tego całego bachora — pałał złością, nie patrzył na nią, ponownie wstał — ale do cholery, żeby się upić? Dobrze, że kumpel miał tam spotkanie i Cię zobaczył, zadzwonił po mnie. Zawaliłem ważne spotkanie przez Ciebie — wytykał ją palcem — zapłacisz mi za to.

— Michał — płakała — nie wiem co we mnie wstąpiło, chciałam po prostu zapomnieć — usiadła i podkuliła kolana pod brodę.

— I co pomogło Ci to — nachylił się do niej patrząc jej w oczy — żałujesz, że mnie wybrałaś? Przestałaś mnie kochać? — Gdy uciekła wzrokiem, krzyknął — No pytam?!

— Gdybym Cie nie kochała, to w życiu bym tego nie zrobiła — po raz pierwszy się go naprawdę bała, zebrała jednak wszystkie siły w sobie i spojrzała mu prosto w oczy — przepraszam jeśli coś zawaliłeś, musiałam odreagować, nigdy więcej się to jednak nie powtórzy.

Michał wstał, zamknął oczy, gdy po chwili je otworzył Weronika dostrzegła w nich spokój, opanowanie i miłość. Podszedł do niej, delikatnie ujął jej dłoń.

— Mała, gdy wczoraj ujrzałem Cię w tym barze, jakiś obcy facet gapił się na ciebie łapczywie. Wyglądałaś gorzej niż źle — czule gładził jej dłoń — chce dla Ciebie jak najlepiej i dlatego ta decyzja o przerwaniu ciąży była najlepsza, zobaczysz że przyznasz mi rację. Wynagrodzę Ci to najlepiej jak potrafię. Dzwonił do mnie Dr. Roman i mówił żebym na razie do niczego Cię nie namawiał, uszanuje to oczywiście — uśmiechnął się łobuzersko — ale potem wiesz… będziesz mnie jeszcze błagała o więcej.

Weronika nie wiedziała jak się zachować, co uczynić. Oddała się więc jego pieszczotom. Tą przyjemną chwilę zepsuł jednak dźwięk telefonu.

— Tata — spojrzała na Michała, zniknął uśmiech i spokój w oczach

— Odbierz — nakazał

Drżącą dłonią odebrała telefon i przyłożyła komórkę do ucha.

— Cześć tato — przywitała się grzecznie — co tam?

— Co tam? — Pan Marek był zdenerwowany — dzwoniłaś do mnie wczoraj pijana i bełkotałaś coś o tym jaka jesteś szczęśliwa z Michałkiem, po cholerę mi to wiedzieć?

Weronika zawstydziła się, spięła się, ale widząc jak Michał się z niej śmieje i wzrusza ramionami żeby sobie teraz sama wypiła piwo którego sobie naważyła rozluźniła mięśnie i spokojnie zwróciła się do taty.

— Mieliśmy tu takie spotkanie ze znajomymi, troszkę przesadziłam z alkoholem i dlatego dzwoniłam — była zadowolona ze swojego kłamstwa, nie zdając sobie sprawy jak tymi słowami zraniła ojca.

— Rozumiem, że po trzeźwemu nigdy byś nie zadzwoniła, tak? — Pan Marek był zrozpaczony — dla znajomych masz czas, dla nas nie.

— Oj tato, wiesz jak jest — tłumaczyła się i chcąc załagodzić sytuację dodała — chciałam tylko powiedzieć, że rozmawialiśmy dziś z Michałem, że chciałabym Was odwiedzić i dlatego po pijanemu to właśnie do Ciebie zadzwoniłam — zerknęła na ukochanego przepraszając go bezgłośnie — nie gniewaj się.

— Zapraszamy, ale bez niego! — surowo zaznaczył

— Tato, bez niego się nie ruszam, kocham go i koniec kropka — krzyknęła

— W takim razie zadzwoń jak się opamiętasz.

— Żegnam więc! — rozłączyła połączenie wściekła, że nigdy nie dojdzie z rodzicami do porozumienia.

Michał nie komentował tego telefonu, był zadowolony z obrotu sprawy, z tego że Weronika kolejny raz wybrała jego. Przygotował obiad dla nich oboje, zaprosił ją do stołu i gdy skończyli pożegnał się z nią, przeprosił tłumacząc, że musi uciekać do pracy i prosząc aby nie wywijała kolejnego takiego numeru. Musiał być dla niej miły, chciał ją prosić o tak wiele. Musiała wiedzieć, że ją kocha, że on także byłby w stanie się dla niej poświęcić. Zostało mu niewiele czasu, musi więc najpóźniej jutro załatwić tą sprawę.

* * *

Szpital, czerwiec 2016 r.

— Dzień dobry Pani Weroniko

Ciepły i serdeczny głos wybudził Weronikę z głębokiego snu. Przetarła wilgotne jeszcze oczy wierzchem dłoni i przyglądnęła się gościowi. Stała nad nią średniego wzrostu kobieta w wieku około 45 lat. Miała ciemno brązowe włosy upięte w wysoki kok, nieskazitelnie gładką cerę jakby czas się dla niej zatrzymał oraz biały fartuch świadczący o tym, że kobieta była lekarzem. Kobieta delikatnie dotknęła jej ramienia i widząc brak chęci do rozmowy z jej strony dodała:

— Nazywam się Monika Misiewicz jestem psychologiem w tutejszym szpitalu, chciałabym z Panią porozmawiać chwilkę jeśli nie ma Pani nic przeciwko.

Weronika milczała, nie miała ochoty z nikim dzielić się swoimi emocjami. Odwróciła głowę w przeciwną stronę, a jej wzrok napotkał czerwone małe pudełeczko na szpitalnym stoliczku.

— Co to? — Zapytała wskazując ruchem głowy na pakunek.

— Niestety nie wiem, podać Ci to? — odpowiedziała doktorka podając pakunek dziewczynie

Weronika pełna nadziei otwierała pudełeczko, w środku znalazła złożoną karteczkę oraz małą klepsydrę. Spojrzała na Panią psycholog szukając odpowiedzi na niezadane przez nią pytanie kto i po co to tutaj zostawił. Dr Misiewicz widząc zagubienie w oczach Weroniki starała się to jakoś wytłumaczyć.

— Na kartce jest coś napisane, przeczytaj — zachęciła — ja postaram się dowiedzieć kto Cię ostatnio odwiedził.

— Mogę zostać sama? — zapytała niepewnie Weronika trzymając w dłoni złożony liścik — poradzę sobie — dodała widząc wahanie lekarki.

— Jeśli tak wolisz, nie ma problemu — wstała, lecz wychodząc z sali dodała — zajrzę do Ciebie jutro jeśli mogę — uśmiechnęła się serdecznie i przyjacielsko

— Nie mam nic przeciwko

Dr Misiewicz była grzeczna, nie narzucała się, jej towarzystwo nie przeszkadzało Weronice. W zasadzie nie miała z kim innym rozmawiać, nie miała już nikogo. Teraz skupiła się na trzymanej kartce w dłoni, drżącymi dłońmi rozłożyła kartkę lecz zdołała przeczytać tylko kilka pierwszych zdań:

„Nie żałuję tego co zrobiłem, zasłużyłaś na to! Miałaś być moja, ty jednak to zlekceważyłaś! Wszystko co Cię spotkało jest karą za Twoje zachowanie. Widzę Cię teraz płaczącą przez sen, ja mam jednak uśmiech na twarzy. Nie mogę być szczęśliwy bez Ciebie, Ty także nie będziesz beze mnie, obiecuję Ci to kochanie. Niebawem wrócę, czekaj na mnie z otwartym sercem…”. Dreszcz wstrząsnął jej ciałem, strach sparaliżował do dalszego myślenia. A więc On tu był, tak po prostu nad nią stał niezauważony, gdy ona spała. Jego słowa były okrutne, zadawały ciosy w samo serce. Ona była wszystkiemu winna zdawała sobie z tego sprawę. Teraz jednak wiedziała, że nikt nie jest w stanie jej pomóc, że sama musi sprostać życiu albo go zakończyć. Cokolwiek wybierze nie ma to dla niej znaczenia, była już przegrana.

Skuliła się w kłębek na szpitalnym łóżku modląc się po raz pierwszy od dawna aby ten koszmar się skończył. Pytała w modlitwie łkając czym sobie zasłużyła, jakie grzechy uczyniła że musi odpokutować teraz tak ciężko. Znikąd jednak nie nadchodziła odpowiedź. Odwrócona tyłem do drzwi usłyszała ciężkie kroki dochodzące z korytarza i zbliżające się do niej. Delikatnie wysunęła rękę spod koca tak by złapać metalowy taborecik stojący przy jej łóżku. Kiedy mężczyzna stanął nad nią, a jego dłoń sięgała w kierunku Weroniki nie zastanawiała się długo. Zrobiła rozmach ręką pomimo ogromnego i przeszywającego ją bólu i z całych sił uderzyła siedziskiem w napastnika. Kiedy mężczyzna upadł na podłogę zalany krwią, Weronika aż podskoczyła z przerażenia.

— To Ty? — zdołała tylko wydusić z siebie.

Rozdział 7

18 wrzesień 2014 r.

Dziś jej maleństwo miało by pewnie dwa lata i dziewięć miesięcy. Biegało by ochoczo i zadawało mnóstwo różnych pytań ciekawe świata. Nigdy nie była w stanie wybaczyć sobie swojego wyboru. Kiedy odeszła od Michała po kilku miesiącach wybrała się na wizytę lekarską do dr Tatkiewicza, nie miała wyboru, tylko on znał jej tajemnicę a miała tak wiele pytań. Drzwi otworzyła kobieta, jej twarz pokryta była licznymi zmarszczkami, malowało się na niej cierpienie i rozpacz. Poinformowała ją, że jej mąż nie przyjmuje już jako lekarz, że jest na emeryturze i bardzo jej przykro ale będzie musiała poszukać sobie kogoś innego. Weronika jednak nie dała za wygraną. Skłamała poniekąd, że kiedyś dr Tatkiewicz bardzo jej pomógł i teraz potrzebuje tylko kilku pytań odnoszących się do jej sytuacji w tamtym okresie i nie jest w stanie jej tego nikt inny zapewnić. Napisała pospiesznie karteczkę z imieniem i nazwiskiem swoim oraz Michała, numer kontaktowy oraz prośbę o pilny kontakt. Miała nadzieję, że ginekolog się odezwie.

Następnego dnia Pan Roman zadzwonił do niej i zgodził się na spotkanie w centrum miasta.

— Witam Panią — przywitał ją chłodno

— Przepraszam, że zakłócam Pański spokój doktorze.

— Dziękuję, że nie powiedziała Pani prawdy mojej żonie o tym co zaszło prawie trzy lata temu — delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy przez chwilę — co Panią sprowadza po tak długim czasie?

— Panie doktorze proszę mi wierzyć, że wtedy do końca nie wiedziałam czy podejmuje dobrą decyzję — poprawiła się na krześle — dziś wiem, że nie — wzięła głęboki oddech próbując uspokoić nerwy.

— Nie chciała się chyba Pani ze mną spotkać po to aby się usprawiedliwić i oczyścić swoje sumienie — szorstko zauważył ginekolog.

— Oczywiście że nie — upiła łyk zamówionej kawy i kontynuowała — kilka miesięcy temu uwolniłam się z tego toksycznego związku z Michałem, odeszłam, ale to długa historia, nigdy jednak nie zapomnę tego co uczyniłam, nic nie odkupi mojej winy — denerwowała się, nie wiedząc jak przejść do sedna — czy wykonywał Pan kiedyś wcześniej taki zabieg? — zapytała nie patrząc mu w oczy, chciała jednak znać prawdę.

— Doga Pani, ściągasz mnie tu w arcy ważnej sprawie a teraz śmiesz wypytywać mnie czy kiedykolwiek zrobiłem to co musiałem wykonać Tobie? — był wściekły na nią, brzydził się nią, tak samo jak brzydził się sobą od tamtego dnia — Byłem uczciwym i sumiennym lekarzem, zawsze wykonywałem swój zawód zgodnie z etyką lekarską. Nawet do głowy by mi nie przyszło, że spotkam kogoś takiego jak Pani i Pański chłopak na drodze. To co wykonałem było okrucieństwem w najgorszej postaci. Płakałem tak samo jak płakała Pani gdy doszło do poronienia — widząc jej zdumienie dopowiedział — tak widziałem, miałem tam zamontowaną kamerę gdyby jednak któraś pacjentka zemdlała podczas wizyty bądź gdyby mnie ktoś oskarżył o coś niestosownego. Zostałem do tego zmuszony przez Pana Michała, nie miałem wyboru. Zdaje sobie sprawę, że potrafił manipulować ludźmi, że zmanipulował także Panią, zdałem sobie wtedy z tego sprawę, nie mogłem jednak pomóc, to był Wasz wybór — uspokoił się teraz nieco — kochałem to co robiłem, nadawało mi to sens życia, po tym zdarzeniu już nic nie było takie same. Za każdym razem widziałem to bijące serduszko Twojego dziecka, które musiałem, zniszczyć, zabić — upił łyk wody — odpowiadając więc na Pani pytanie odpowiadam nie, nigdy przedtem, nigdy też potem.

Była w szoku, nie takiej odpowiedzi się spodziewała, nie sądziła że Michał był do tego zdolny. Teraz rozumiała dlaczego tak wrogo i z oburzeniem patrzył na nią Pan Tatkiewicz. Wszystko stawało się jasne, jego zachowanie, jego niepewność w oczach, jego nastawienie do niej samej.

Pan Roman wstał, zbierając się do wyjścia, zatrzymała go jednak.

— Proszę poczekać, chciałam o coś jeszcze zapytać

Usiadł.

— Słucham — powiedział smutno

— Czy to co zrobiłam, czy to odbije się w przyszłości? — widząc niezrozumienie na jego twarzy szybko wyjaśniła — czy kiedykolwiek będę mogła mieć jeszcze dzieci?

Uśmiechnął się blado do niej.

— Raczej tak — złapał jej dłoń i wyjaśnił — dziecko moje drogie popełniłaś wielki grzech, nie zapomnisz tego nigdy, sumienie Ci na to nie pozwoli i to jest Twoja kara za ten grzech. Dziecko jednak było w początkowej fazie rozwoju, miało 5 tygodni zaledwie. Globulka która wywołała poronienie w żaden jednak sposób nie zakłóciła pracy i funkcjonowania Twojego organizmu, to najlepsze rozwiązanie jakie mogłem wybrać — puścił jej dłoń — jeśli tylko Bóg Ci dziecko wybaczy i da drugą szansę na bycie matką, z czego Ci całego serca życzę, wierzę, że wykorzystasz tą szansę i odkupisz swoje winy.

Ubrał płaszcz i czapkę. Poczuł dłoń na swoim ramieniu.

— Panie doktorze — nieśmiało zaczepiła go Weronika — dziękuję za wszystko, za kiedyś i dziś.

— Trzymaj się ciepło i nie daj nigdy więcej prowadzić swojego życia obcymi rękami.

Wyszedł, zostawiając ją samą.

Pamiętała dobrze to spotkanie, jego słowa uspokoiły ją, pozwoliły delikatnie oczyścić jej duszę. Mimo wszystko żal i tęsknota za swym nienarodzonym dzieckiem stawała się coraz silniejsza. Na każdym kroku napotykała rodziców z dziećmi. Ona pozwoliła swoje zabić, teraz gorączkowo pragnęła być matką. Sądziła, że w ten sposób wymaże z pamięci te tragiczne chwile. Nie miała jednak zamiaru robić nic na siłę ani też z kimkolwiek. Chciałaby poznać kogoś wyjątkowego, kto kochał by ją zdrową miłością, z kim poczuła by się wolna i spełniona. Nikt taki jednak się nie pojawiał.

Otrzymała wiadomość

MIŁOŚĆ MA DO CIEBIE NIGDY NIE USYCHA. KOCHAĆ CHCĘ CIEBIE KAŻDEGO DNIA. POZWÓL MI PRZYJŚĆ NOCĄ DO CIEBIE I PIEŚCIĆ TWE CIAŁO AŻ DO RANA

TWÓJ W.

— Palant!

Odłożyła telefon. Przypomniała sobie o obietnicy zmiany numeru telefonu, nie mogła jednak teraz tego zrobić. Czekała na wiadomość od przyszłej szefowej. Za trzy dni rozpoczyna pracę w przedszkolu, musiała więc być pod telefonem. Póki co będzie ignorować wiadomości.

Tego dnia otrzymała też wiadomość od Kasi z proponowanym terminem spotkania na 23 września. Wiadomość ta znacznie poprawiła jej humor. Nie tracąc zbędnego czasu na przemyślenia wybrała się na zakupy. Na klatce schodowej przywitała się z sąsiadką z piętra niżej, pomogła jej nawet wnosić ciężką paczkę odebraną od kuriera, który nie zechciał im pomóc wymawiając się pilnym rozwożeniem przesyłek. Dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie, dlatego też postanowiła go wykorzystać do maksimum.

Mieszkanie było niedaleko centrum miasta, na zakupy wybrała się więc pieszo. Dzień był wyjątkowo gorący pomimo chłodnego poranku. Ubrała więc krótkie spodenki khaki oraz przewiewną cytrynową bluzeczkę z dużą ozdobna kokardą zawiązaną tuż poniżej karku.

W pierwszej kolejności oglądała jesienne sukienki, kilka pozwoliła sobie przymierzyć. Miała jednak ograniczony budżet, postawiła więc zakupić tylko niezbędne rzeczy — wygodne i praktyczne ubrania do zabawy z dziećmi. Spotkała dawnego znajomego z szkolnych lat, chwilę porozmawiali, powspominali dawne lata. Obiad zjadła na mieście, nie chciała wracać do pustego mieszkania, w którym kalkulowała i szufladkowała swoje dotychczasowe życie. Otrzymała wiadomość.

PIĘKNIE DZIŚ WYGLĄDASZ. TWÓJ UŚMIECH DODAJE MI SKRZYDEŁ. KUSISZ NAGOŚCIĄ SWYCH NÓG. POZWÓL MI JE DOTYKAĆ.

TWÓJ W.

Widział ją dziś, zastanawiała się teraz gdzie, w którym momencie się uśmiechała. Często to robiła jeśli ktoś okazał się być życzliwy. Wyliczała kolejno: sąsiadka, pan z psem przy wyjściu z bloku który zatarasował jej przez przypadek przejście, młody chłopak który potrącił ją na ulicy i przepraszał skruszony, swoją drogą wydawał się jej znajomy, może więc to on. Następnie kilka ekspedientek w butikach, kolega z dawnych lat, barman w knajpce oraz starszy pan siedzący przy stoliku obok, który nawet teraz uśmiecha się do niej serdecznie i zachęca ją do wypicia z nim kieliszek wina. Jego z pewnością mogła wykluczyć, był uroczy i samotny a ona wpadła mu w oko. Dodatkowo był to typ żartownisia, gdyż zaczepiał każdą napotkaną dziewczynę żartując do niej. Nic nie przychodziło jej do głowy. Kiedy kończyła jeść zadzwonił telefon. Dzwonił mecenas Kwiatkowski. Kiedy odebrała usłyszała głos starszego mężczyzny. Pan Waldemar dzwonił z zapytaniem czy jego syn udzielił jej niezbędnych informacji jak tego oczekiwała oraz czy nie ma nic przeciwko temu aby to właśnie jego syn prowadził tą sprawę. Weronika zgodziła się bez wahania. Nie miała innego wyboru, poznała Darka, wzbudził w niej zaufanie, poza tym było jej wszystko jedno kto pomoże jej złapać i dorwać tego zboczeńca.


Trzy dni później Weronika gotowa do wyjścia w pierwszym dniu swojej pracy zmieniła przed wyjściem z domu kartę sim z nowym numerem telefonu. Starą pozostawiła jednak na wypadek gdyby ktoś próbował się z nią kontaktować, postanowiła raz dziennie przez kilka najbliższych dni ją uruchamiać jeśli poza wiadomościami od stalkera nie będzie nic więcej wyrzuci ją raz na zawsze. Pospiesznie wystukała wiadomość:


TU WERONIKA STRZAŁKIEWICZ

TO MÓJ NOWY NUMER TELEFONU,

PROSZĘ NIE ROZDAWAĆ!

DZIĘKUJĘ I POZDRAWIAM.


Spośród kontaktów wybrała kilkoro z którymi utrzymywała kontakt i nacisnęła wyślij. Następnie dłonią wygładziła satynową błękitną bluzkę, zebrała drobne kruszynki z czarnych spodni i wyszła na spotkanie z dziećmi pełna obaw, lęku i fascynacji.

Dzień upływał w zastraszająco szybkim tempie. Dzieciaki zawładnęły nią całkowicie. Były rozmowne, chwilami te najsłabsze popłakiwały za rodzicami, wtedy też Weronika tuliła je i tłumaczyła dlaczego się tutaj znajdują i jaki jest tego sens. Chwilami siadała w kącie przyglądając się bawiącym maluchom. Nadchodziły wtedy myśli jakby to było gdyby jej maleńka istotka żyła, czasem zdarzało się jej ocierać własną zabłąkaną łzę ukradkiem. Żałowała, tęskniła i gardziła sobą ilekroć o tym pomyślała. Bywały chwile takie jak te, w których kołysała spłakaną trzyletnią dziewczynkę, ból rozdzierał jej wtedy serce rozrywając je na małe kawałki. Najgorzej jednak było zlepić na nowo te kawałki w jedną całość, blizny natomiast zawsze zostawały kłujące przy każdej sposobności. Kiedy upadała nie mogła wstać, nie potrafiła sobie wybaczyć, ta praca i te dzieci w pewien sposób pomagają jej żyć, funkcjonować i cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Już w pierwszym dniu nauczyła się od nich radości z przyziemnych spraw takich jak trafiona piłka do kosza, najmniejsza pochwała od drugiej osoby, czy też wspólne zabawy w chowanego. Wychodząc z pracy wreszcie poczuła, że odnalazła swój sens życia, który pomoże stanąć jej na nowo na nogi. Zatęskniła też za swoją mamą, postanowiła odwiedzić ją w najbliższy weekend i jak zawsze kupić jej białe lilie które kochała.

* * *

— Do cholery wiadomości jej nie dochodzą — denerwował się mężczyzna pocierając swą brodę.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 70.1