Bez Patronatu 1918—2018
Motto własne: Ludziom, którzy Ojczyznę tracą bez żalu, Bóg honor odbiera. Ludzie, którzy Ojczyznę swoich ojców mają za nic na honor nie zasługują.
SŁOWO WSTĘPNE OD AUTORA.
Jak trudno było wybić się na niepodległość wiedzą tylko ci, którzy ją utracili, a potem pokolenia zrodzone w czasach rozbiorowych. Utracona w 1772—1795 wskutek rozbiorów, odzyskana jesienią 1918 wskutek zakończenia wojny światowej. Wcześniej, bo już w marcu 1917 r. abdykował car i rząd rosyjski, co stworzyło szansę na wyrwanie okupowanych ziem zaboru rosyjskiego dla nieistniejącej od ponad 120 lat Rzeczypospolitej. Powołana tam rada i tymczasowy rząd uznały za celowe utworzenie na okupowanych ziemiach niepodległego państwa polskiego jako gwarancję rodzącego się pokoju. Sugestie tę przyjęły z aprobatą państwa zachodniej Europy, a upadek państw centralnych i koniec wojny był dobrym momentem na niepodległość. To się stało niebawem, niepodległość rodziła się od października w zaborach rosyjskim i austriackim do grudnia 1918 r. w zaborze pruskim. Minęło sto lat od narodzin Drugiej Rzeczypospolitej, czas na jedno życie w zdrowiu, a urodziło się na obchody tej rocznicy niepodległości już czwarte pokolenie, dla Czwartej Rzeczypospolitej. W czasie trwania rozbiorowej luki dziejowej urodzili się i walczyli słowem najwięksi pisarze polscy. Henryk Sienkiewicz ( 1846—1916) pisał ku pokrzepieniu serc Trylogię i wiele innych pozycji literackich. Stefan Żeromski — ten dożył wolnej Polski (1864—1925) –pisał Popioły z myślą o nadziei legionistów na sprawczą moc wyzwolenia u boku Napoleona. Tragiczne losy powstańców przedstawił w Wiernej Rzece. Podobnie Adam Mickiewicz (1798—1855) opisujący ostatni zajazd na Litwie w Panu Tadeuszu, a potem nieudaną kampanię napoleońską na Moskwę dokończył znowu Żeromski w Popiołach. Stanisław Wyspiański (1869—1907) próbujący w Weselu wzniecić bez nadziei zryw narodowy. Eliza Orzeszkowa ( 1841—1910) przywołująca bohaterską postawę powstańców styczniowych. Książkę tę napisaną na 100 — lecie odzyskania niepodległości dedykuję tym wszystkim, którzy o niepodległej Rzeczypospolitej marzyli i tym, którzy o nią walczyli. Natomiast wykluczam spod dedykacji tych, którzy donosili i nadal donoszą na swoich przyjaciół i na Polskę, którzy starają się zakłamać i przemilczeć szlachetne dzieje Polski.
Niepodległość
Obchodząc stulecie odzyskania niepodległości nie powinniśmy przeoczyć zmagań, nadziei i nawoływań najwybitniejszych twórców kultury narodowej. Prawdą jest, że nasi rodacy walczyli i ginęli z nadzieją na frontach wojennych i w powstaniach bez rezultatu. Wolność przyszła w sposób nieoczekiwany wskutek upadku carskiej Rosji i zakończenia wojny światowej klęską państw centralnych. Nasi przodkowie byli na nią gotowi. Oprawą obchodów stulecia niepodległości powinny być wydarzenia i fakty historyczne, ale nie powinno zabraknąć wysiłków pisarzy polskich i licznych patriotów urodzonych przecież w niewoli, a marzących o wolnej Ojczyźnie. To był ich oręż, który pozwolił przetrwać narodowi w polskości. Ku myśli tej przybliża program prezydenckiego Narodowego Czytania 2018. Liczne publikacje i ogólna wiedza szczegółowo opisuje wydarzenia sprzed i po dacie przyjętej za dzień oficjalny odzyskania niepodległości. Do tej oficjalnej wiedzy dorzucam znany, a być może w szczegółach zapomniany dzień wyzwolenia Małopolski, a ściślej Krakowa. Podczas konserwacji Kapsuły Stanisława Wyspiańskiego, z datą na denku 1932 — sugerującej jej utworzenie na 25 lecie po tym twórcy dzieł największych dla regionu, ujawnił się zdeponowany tam zwitek tekstu relacjonującego wydarzenia niepodległościowe 31 października 1918 roku w Krakowie. Jak wcześniej pisałem, w zaborze rosyjskim niepodległość rozkwitła już 7 października, to na pełną niepodległość Rzeczypospolitej trzeba było poczekać do listopada, a w zaborze pruskim do grudnia 1918. Przyszła. Vive la Pologne — można było powtórzyć słowa Cesarza zanotowane przez Żeromskiego w „Popiołach”. Zwitek kapsuły wyprasowany, zeskanowany ponownie trafił do swojej skrytki na kolejne być może 100 lat. Z całą pewnością ta relacja Zygmunta hr. Lasockiego znajduje się w zbiorach Muzeum Historycznego miasta Krakowa, jest bowiem stroną z biuletynu. Niemniej szukanie źródeł w tym historycznym „stogu” musi być zmotywowane okolicznościami, a o motywację w czasach światłości internetowej nie jest łatwo, najłatwiej doszukiwać się wiedzy klikając. Tej relacji tam w chmurze jeszcze nie ma.
Wydarzenia na froncie bułgarskim we wrześniu 1918 r. dowodziły załamania się potęgi militarnej państw centralnych. W dniu 7 października Rada Regencyjna w Warszawie proklamowała zjednoczoną i niepodległą Polskę. W kilka dni później pojawił się manifest cesarza Karola z 16 października, świadczący wymownie o rozkładzie dawnej Austrii. Zawierał on miedzy innymi zdanie: Austria stać się ma państwem związkowym… Fakty te wskazywały wyraźnie na konieczność bezzwłocznego porozumienia się Polaków zaboru austriackiego, celem jak najszybszego ujęcia władzy na obszarach monarchii austro — węgierskiej, zamieszkałych przez ludność polską. Przedstawiciele innych narodowości poczynili już byli daleko idące przygotowania w tym kierunku, a i Ukraińcy utworzyli w dniu 18 października we Lwowie „Ukraińską Radę Narodową”. „konstytuantę części narodu ukraińskiego, zamieszkałej w monarchii austro — węgierskiej”. Następnego dnia utworzono reprezentację ludności polskiej na Śląsku: Radę Narodową Księstwa Cieszyńskiego. Brak porozumienie pomiędzy polskimi stronnictwami, a w szczególności spory pomiędzy socjalistami, a narodowcami i demokratami opóźniały jednak powzięcie decyzji przez Polaków w Galicji. Dopiero w dniu 28 października zebrali się przedstawiciele parlamentarni wszystkich stronnictw polskich na wspólne narady w Krakowie. Przybyli również delegaci utworzonego przed kilku dniami pierwszego trój dzielnicowego rządu polskiego, ministrowie: Głąbiński i Wład. Grabski. Stwierdzono przede wszystkim, że ziemie polskie w obrębie monarchii austro — węgierskiej należą już do państwa polskiego. Następnie uchwalono utworzenie komisji likwidacyjnej, złożonej z 23 przedstawicieli stronnictw, która miała przeprowadzić likwidację stosunków z Austrią i objąć zarząd najważniejszych działów życia publicznego. W kwestii, czy komisja likwidacyjna ma być tylko organem rządu warszawskiego, cz też prowizorycznym rządem dzielnicowym, były zdania podzielone. Ludowcy, demokraci …. Socjaliści byli przeciwni podporządkowaniu się rządowi Świerzyńskiego, uważając go za jednostronny, złożony przeważnie z narodowych demokratów lub ich sympatyków. Poseł Skarbek, imieniem narodowych demokratów, oświadczył, iż stronnictwo jego udział w komisji likwidacyjnej czyni zależnym od uznania tej komisji przez rząd polski, zaś poseł Moraczewski, imieniem polskiej partii socjalistycznej, uzależnił jej współudział od uchwały kierownictwa partii. Wobec tego nie nastąpiło ukonstytuowanie się komisji. Przyjęto jednak wniosek posła Daszyńskiego, by tymczasowo jej agendy w najpilniejszych sprawach wykonywało prezydium zgromadzenia, tj. przewodniczący, poseł Witos i jego zastępcy, posłowie Daszyński, Skarbek, i Tertil, tudzież ks. Londzin z Cieszyńskiego. Jako siedzibę komisji uznano Lwów, wbrew zdaniu pos. Daszyńskiego za Krakowem. Pos. Tetmajer domagał się, by powierzono organizowanie milicji pułkownikowi 4 p. leg. B. Roii. Wobec sprzeciwu pos. Daszyńskiego, wniosek ten odesłano do komisji. Po tych mało owocnych obradach posłowie udali się bądź do swoich siedzib, bądź do Wiednia, gdzie miało się odbyć 30 października posiedzenie parlamentu i jak przypuszczano omówienie likwidacji Austrii. Posiedzenie to nie odbyło się jednak. Parlament austriacki przestał istnieć. W Krakowie pozostało kilku posłów, m. innymi Daszyński, Skarbek, Tetmajer, którzy czynili przygotowania do odebrania władzy Austriakom. Tego samego dnia, w którym odbywały się narady naszych parlamentarzystów, tj. 28 października, nastąpił przewrót w Czechach. Władzę objęła tam rada narodowa „Narodni Vybor”. Gdy wiadomość o tym nadeszła do Krakowa, Skarbek postanowił działać. W dniu 31 października koło godziny 9-wiatej rano zeszli się posłowie Grzędzielski, Lasocki, Ptaś, Skarbek i Tetmajer w magistracie krakowskim. Skarbek przedstawił sytuację, oznajmił, że zgłaszali się do niego oficerowie Polscy, ofiarowując swą pomoc w razie wystąpienia przeciwko Austriakom i że porozumiał się już w tym względzie z brygadierem Roją, oświadczył wreszcie, że zaprosił przedstawicieli władz wojskowych austriackich, celem zażądania od nich kapitulacji, a w razie oporu z ich strony — jest za użyciem siły. Na zarządzenie Skarbka zgodzili się inni posłowie w zupełności i przez podanie ręki zobowiązali się z nim współpracować. Pierwszą ich czynnością było mianowanie brygadiera Roii komendantem siły zbrojnej. Udał się po niego poseł Włodzimierz Tetmajer. A redaktor Józef Rączkowski, który wraz z radcą magistratu Edwardem Kubalskim pomagał posłom w ich czynnościach, zaczął pisać dekret nominacyjny. Czynność tę przerwało wejście gen. austr. Benigni’ego wraz z szefem sztabu płk. Grimmem, ppłk. Morawskim i paru innymi oficerami. Rozpoczęły się pertraktacje pomiędzy posłami, a przybyłymi oficerami austriackimi o bezzwłoczne poddanie się i oddanie wszystkich obiektów wojskowych przedstawicielom władz polskich. Poseł Skarbek w krótkim, a bardzo stanowczym przemówieniu przedstawił żądania ze strony polskiej, poczym zaznaczył, że w razie niespełnienia ich poleje się krew. Przyszło do ostrej wymiany zdań. Generał Benigni był bardzo przygnębiony, łzy kręciły mu się w oczach i zachowywał się stosunkowo biernie. Ostrzej stawiał się płk. Grimm i przemawiał podniesionym głosem. Inni również podnosili głosy, zaś ppłk Morawski wyciągnął rewolwer i oświadczył, że jest Polakiem, jednak jako, oficer, nie zwolniony od przysięgi, broni składać nie może, a gdyby kto chciał ją przemocą odbierać, położy go trupem, a następnie siebie zastrzeli. Pos. Lasocki podszedł do niego, by go uspokoić i dał mu do przeczytania pismo ministra wojny do prez. Koła polskiego, dra Tertila, w którym minister zapraszał prezesa Koła do porozumienia się w sprawie dalszych zarządzeń co do wojska i obiektów wojskowych. Ppłk. Morawski zagłębił się w czytaniu tego rozwlekłego i w zawiłym stylu urzędowym napisanego listu. Odgłosy owej głośnej konwersacji pomiędzy oficerami austriackimi, a posłami doszły widocznie do oficerów Polaków, zgromadzonych w poczekalni ( kapitan Haller, kapitan Łuczyński, porucznik Fangor i inni), ponieważ zawiadomili oni posłów, że jeżeli tamci stawiają opór, to ich siła rozbroją i zatrzymają. Reprezentanci zas prasy, których się sporo zebrało w ratuszu, rozbiegli się po mieście, ściągając oficerów i żołnierzy Polaków, w przypuszczeniu, że przybędzie odsiecz dla sztabowców austr., zatrzymanych na ratuszu i przyjdzie do starcia z Austriakami. Pomocy tej już nie było potrzeba. Widok groźnych postaci uzbrojonych oficerów polskich, których sztabowcy austriaccy ujrzeli przez otwarte drzwi, wpłynął na nich uspokajająco, rozpoczęli bowiem omawiać warunki kapitulacji, które poseł Grzędzielski zaczął spisywać. Zjawił się wtenczas brygadier Roja w uniformie legionowym i przedstawił się jako dowódca siły zbrojnej polskiej. Otrzymał od posłów polecenie zajęcia wszystkich obiektów wojskowych, zaś oficerom austriackim oświadczono, że pozostaną na ratuszu tak długo, aż brygadier Roja odbierze obiekty, wzg. Przeprowadzi rozbrojenie tam, gdzie uzna za wskazane. W tym czasie nadszedł też pos. Daszyński, który widocznie w poczuciu ważności chwili, nie tylko nie sprzeciwił się wydanym już zarządzeniom, a w szczególności nominacji brygadiera Roii, ale począł gorliwie z innymi posłami współpracować i wystąpił z inicjatywą w całym szeregu spraw. Zgodnie załatwiono kilka naglejszych kwestii i mniej ważnych: posła Tetmajera wyznaczono na komisarza dla spraw wojskowych, zawieszono „Krakauer Zeitung” itd. Na życzenie posła Daszyńskiego uchwalono wysłać pos. Lasockiego do ks. biskupa Sapiechy, prosząc, by za pośrednictwem duchowieństwa wpłynął na ludność w tym kierunku, ażeby nie dopuszczała się korzystając z powrotu, ekscesów antyniemieckich. Książę biskup wskazał na to, że niedawno publicznie potępił wybryki przeciwko Żydom i oświadczył, że dalej działać będzie w kierunku uspokojenia ludności. Gdy brygadier Roja doniósł, że wszystkie ważniejsze obiekty wojskowe zajął, poseł Daszyński, stosownie do powziętej uchwały, zarządził uwolnienie oficerów austriackich, znajdujących się na ratuszu. Z oficerami tymi obchodzono się grzecznie…. Tymczasem młodzież szkolna i legioniści, rozbiegały się po całym mieście, mniej lub więcej energicznie skłaniali oficerów i żołnierzy austriackich do zdejmowania „bączków” z orłami austriackimi z czapek. Z gmachów państwowych usuwano również orły austriackie. Oficerowie i żołnierze Polscy w uniformach austriackich przypinali sobie to czapek orzełki polskie lub kokardki o barwach narodowych. Formowano również oddziały polskie. Jedne z pierwszych były pod dowództwem poruczników Iwaszki i Stawarza. Wzruszającym było pierwsze objęcie warty na odwachu w Rynku krakowskim przez oddział polskich żołnierzy, wśród entuzjazmu zgromadzonych tłumów. W Krakowie panował nastrój radosny i podniosły zarazem, niezamąconym żadnym poważniejszym starciem lub krwi przelewem. Po południu przybyli z Tarnowa posłowie Witos i Tertil, i razem z obecnymi w Krakowie członkami prezydium, Daszyńskim i Skarbkiem, objęli władzę imieniem Polskiej Komisji Likwidacyjnej. Jedną z pierwszych czynności prezydium P.K.L. było wydanie odezwy, wzywającej wojsko do poddania się rozkazom bryg. Roii.
Potocznie zasługi niepodległościowe przypisuje się słusznie Piłsudskiemu. Zanim niepodległość ogarnęła Rzeczpospolitą, on wraz ze swoimi legionami próbował wiele razy bić się o niepodległość. Uwięziony, a potem zwolniony 10 listopada 1918 przez zaborcę pruskiego miał być gwarantem płynnego wycofania się wojsk niemieckich z frontu wschodniego. Stał się gwarantem Niepodległej Rzeczypospolitej. Polska wróciła na mapy Europy, lecz ludzie długo jeszcze nie potrafili zrozumieć, że są jednym narodem. Urodzeni w trzech różnych państwach rozbiorowych nagle mieli stać się Polakami. Proces ten trwa już 100 lat, a nadal ujawniają się lokalne postawy patriotyczne. Te są wynikiem dziedzictwa kulturowego i obyczajowego, odmiennego w każdym zaborze. Polska stała się suwerennym państwem, a ludzie zachowali swoje odrębne kody, jakby genetyką zaborczą. Nie tylko mowa, ale też zwyczaje, nawet jedzenie, nazwy są regionalne. To wszystko czyni Polskę bogatszą kulturowo. Są też negatywne znamiona dawnych nawyków. Byli w okresie rozbiorowym ludzie gotowi do współpracy z obcymi narodami, często dla własnej korzyści, nierzadko w imię dokuczenia elitom, z którymi wchodzili w spory. Ten plugawy nawyk przetrwał po stu latach od faktycznej niepodległości. Wypełzły rzesze przeciwników istniejącego stanu ustrojowego gotowych na sprzymierzanie się z obcymi, wrogimi Polsce ugrupowaniami i państwami. Konstytucja i porządek prawny zezwala im na takie zachowania.
Bycie patriotą jest czymś wstydliwym? –Wirtualna Polska zapytała w moim imieniu publicznie. https://wiadomosci.wp.pl/bycie-patriota-jest-czyms-wstydliwym-6032726039520385a 3-11-2009).
Czy patriotyzm jest czymś wstydliwym? Widziałem uroczystości rocznicowe pod pomnikiem w centrum małego miasteczka na rubieżach Rzeczypospolitej. Tu od 1298 roku była zagranica z woli hołdowników. Królestwo, później cesarstwo jednego z państw rozbiorowych, które rozciągało się od morza do morza. Wyzwolenie przyszło w 1918 roku, a granicę wytyczono w 1920 roku. Pod pomnikiem grała orkiestra dęta, było kilkanaście osób w cywilu, staruszkowie i dzieci. Przywiódł ich tu patriotyzm, tradycja, czy byli to bliscy orkiestry? Widziałem burmistrza i kilku radnych, proboszcza. Trwało to kilka minut, bo była jesienna pogoda. Inaczej wyglądała niedawna feta rocznicowa związana z przejazdem przez miasteczko „najjaśniejszego Pana”. Tym razem korowód był barwny i kwiecisty. Inny patriotyzm, inni ludzie — pisze Internauta Michał Michalczyk. Nie umiemy świętować, czy też patriotyzm został strawiony przez wszechobecne pokolenie osób, którzy widzą nowe cesarstwo europejskie jako coś naturalnego, dobrego i zbawiennego? Wydaje mi się, że patriotyzm jest jak portret Piłsudskiego. Kolorowy, w miarę wyrazisty, ma ordery w klapie, więcej niż mu się należało. Za to jest podarty, ma też wydartą „Kasztankę”, na której siedział. Czy symbolizuje spór o historię, utratę tradycji i patriotyzmu? Co polskiego mamy jeszcze w Polsce? Czy jesteśmy zwolennikami urojonej wizji zjednoczonej Europy? Czy też wasalami układu, który się stworzył i rośnie pienny jak jemioła? Czy lepiej w tych nowych czasach być jemiołuszką, a nie orłem?
Potencjalnym czytelnikom dalszej treści pragnę oszczędzić czas i wysiłek na wczytywanie się w tę książkę dla oceny jej wartości poznawczej, czy też dla zabicia nudy życia codziennego przez lekturę. Na wstępie zaznaczam, że nie jestem zawodowym pisarzem, ani też zawodowym historykiem, chociaż opisuję wątki historyczne językiem literackim. Używając nomenklatury historyków i publicystów jestem nosicielem i utrwalaczem historii schyłku Drugiej i Trzeciej Rzeczypospolitej po zapowiedzi Czwartej, a być może już piątej z kolei. Najczęściej autorzy tego rodzaju literatury i publicystyki powołują się na zdarzenia i fakty rzeczywiste dodając im wybiórczo kontekst według własnych poglądów i motywacji ustrojowych, partyjnych w sposób stronniczy, często językiem zakłamanym propagandowo. Powstają po takich zabiegach i manipulacjach książki historyczne psujące obraz czasów i postaw szlachetnych, wymieszanych z czynami ludzi nikczemnych. Czytając książki historyczne pisane w różnym czasie o tych samych wydarzeniach napotykamy na całkowicie odmienny kontekst i osąd tych wydarzeń. Nie tak dawno w ocenie historyków, publicystów i wreszcie sądów z okresu początku Polski Ludowej, ci którzy walczyli o Polskę jaką znali, w ich świadomości swoją Ojczyznę, byli bandytami, zbrodniarzami skazywanymi na śmierć lub więzienie. Po zmianie ustrojowej ówczesna zbrojna walka o zachowanie przedwojennego ustroju Drugiej Rzeczypospolitej, jest nazywana bohaterstwem. W historii już tak jest, że oceny zależą od tego, czy zabijają naszych, czy zabijają nasi. Taka polityka historyczna nie jest sprawiedliwa. Gdy ludzie tracą życie zawsze jest zbrodnia i ofiara tej zbrodni. Manipulacja wydarzeniami podporządkowana kontekstowi historycznemu sprawia, że wychodzi z publikacji i książek historycznych zbędny nieład dziejowy. Ileż jeszcze książek napisanych przez autorów pozbawionych uczciwego kontekstu historycznego, przez publicystów, przez lubujących się w kłamstwie historyków trzeba przeczytać, by dowiedzieć się prawdy kto był ofiarą, a kto katem, kto zasługuje na miano bohatera, a kto zdrajcy. Kto wreszcie jest patriotą, a kto nim nie jest. Cenimy książki typu podręcznikowego, gdzie autor opisuje daty i zjawiska takimi jakie były, jeżeli nie dodaje własnej narracji i interpretacji. Źródłowo o historii powinni pisać jedynie ludzie będący uczestnikami wydarzeń historycznych. Książki obarczone przypisami są plagiatem historycznym i to najczęściej zmanipulowanym. Gdy swoje opowieści zechcą spisać świadkowie historii prawda i tak będzie połowiczna, bo każdy był gdzie indziej, inaczej uczestniczył w wydarzeniach, wreszcie ma inne oceny konkretnych zdarzeń. Niemniej z takich opowieści da się złożyć sensowną całość. W tej opowieści rolę świadka historii i historyka będę pełnił sam, będąc jednocześnie po obu stronach zdarzeń historycznych. Wątki zamierzonej opowieści z własnych obserwacji i przeżyć pokolenia mi współczesnego na końcu poszerzam o własną aktywność w wielu dziedzinach, nie po to, by chwalić się własnym życiem, lecz dla utworzenia własnego tła. Każdy bowiem ma jakieś tło lub kontekst, który ułatwia mu ocenę zdarzeń. Wybrałem najmniej wyszukany sposób, zajrzałem w przeszłość przez szczelinę jaka mi utworzyła się w umyśle objętym z wiekiem postępującą amnezją, ale też celowym zapomnieniem swoich prywatnych sekretów.
Amnezja pokoleniowa
Pokolenie ludzi żyjących w dwudziestym pierwszym wieku niewiele już pamięta z tego, co historia najnowsza ciągle nam przypomina. Początkowo edukacja pokoleń nakierowana na czczenie dat i zasług ludzi zabiegających o odrodzenie niepodległego kraju, wraz ze zmianą ustroju znalazła pretekst, by zająć się problematyką jakże odmienną, nakierowaną na wewnętrzne przemiany ustrojowe, na przebudowę struktury władzy. Rzeczypospolitej tak długo na mapach nie było, że jej odrodzenie jesienią 1918 roku było największym darem dla narodu. Tym razem obeszło się bez krwawych powstań, zawsze wcześniej nieudanych, chociaż Polacy walczyli w wojnie na wielu frontach przeciw sobie, zależnie z którego zaboru byli mobilizowani. Formalnie Rzeczpospolita została rozebrana przez kraje ościenne, ale żyła w literaturze, w sztuce, w umysłach ludzi. Nadzieja niepodległości pozwalała żyć w tęsknocie, lecz chociaż nie wszyscy jej dożyli, to wszyscy czuli się jednym narodem, pod obcymi sztandarami walczyli zawsze o obiecywaną im Polskę. Budowa Drugiej Rzeczypospolitej trwała dwadzieścia jeden lat. Nie obeszło się bez walki o władzę, o wpływy, o sukno. Gdy wydawało się, że własny pieniądz, a bito go w srebrze, że własne elity wyłonione z ludzi światłych i godnych scementują naród w nowych granicach wytyczanych na rubieżach aż do 1920 roku, kolejny raz państwa ościenne wzięły Rzeczpospolitą w kleszcze wojenne. Pokolenia zrodzone w nadziei na wieczną niepodległość znowu musiały brać szable i karabiny, by ginąć w nierównej walce o swoją Ojczyznę. Ileż nieszczęść zapisała historia z tamtych lat. Honor, najważniejsze prawo i obowiązek obywatelski, był przymiotem najgodniejszych, którzy mogli nosić polskie mundury, którzy walczyli i ginęli za Polskę, którzy nie splamili honoru, ani munduru ucieczką przed wrogiem. Wielu poległo, wielu zostało wymordowanych wbrew złudnym konwencjom, wielu zdołało przejść na inne fronty, poza granicami, tam gdzie rozlała się wojna. Rozsiane po świecie krzyże na mogiłach znaczą ślad ich wędrówki po utraconą znowu wolność. Nieliczni przeżyli i wrócili do swoich domów, by odbudować zrujnowany kraj. Zanim zorganizował się wschodni porządek ustrojowy długo jeszcze w nazwie była przedwojenna Rzeczpospolita. Po niej nastał socjalizm, przez jakże wielu nazywany komuną. Był to czas mozolnej odbudowy domów, fabryk, zaufania. Świat stał się bezpieczny, ale pogmatwany. Nowe elity wyłonione z klas robotniczych i chłopskich miały plany i ambicje, były zdeterminowane, lecz nie miały kapitału, nie miały suwerenności absolutnej, by konkurować skutecznie z mocarstwami opartymi na innym modelu rozwoju. Ideologia każdemu według potrzeb, od każdego według jego możliwości była utopią. Narzucony przez zwycięski front nowy porządek ustrojowy zburzył ład społeczny, skłócił naród. Jedni chcieli szybkich zmian zwiedzeni obiecaną ideologią sprawiedliwości ludowej, drudzy związani emocjonalnie i przysięgami z przedwojenną Rzeczypospolitą nie godzili się na zmiany.
Przed dalszą lekturą zalecam powszechnie znane definicje warte przypomnienia. Czytelnik, który nie akceptuje przytoczonych definicji lub ich nie potrafi czytać ze zrozumieniem powinien kupić sobie inną książkę. Wszystkie cytaty zaczerpnięto z Wikipedii. To umożliwia doczytanie definicji w szerszym kontekście.
— Wojsko Polskie w latach 1936—1939. Po śmierci Józefa Piłsudskiego w naczelnych organach WP nastąpiły poważne zmiany personalne. Stanowisko Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych objął gen. Edward Rydz- Śmigły. 1 września 1938 roku weszła w życie ustawa z dnia 9 kwietnia 1938 roku o powszechnym obowiązku wojskowym, która sankcjonowała podział Sił Zbrojnych na wojska lądowe i marynarkę wojenną. Wojsko składało się z jednostek organizacyjnych wojska stałego i jednostek organizacyjnych Obrony Narodowej, a także jednostek organizacyjnych Korpusu Ochrony Pogranicza.
Rota W.P. Przysięgam … być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej, chorągwi wojskowych nigdy nie odstąpić, stać na straży konstytucji i honoru żołnierza polskiego, prawu i Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej być uległym, rozkazy dowódców i przełożonych wiernie wykonywać, tajemnic wojskowych strzec, za sprawę Ojczyzny mej walczyć do ostatniego tchu w piersiach i w ogóle tak postępować, aby mógł żyć i umierać jak prawy żołnierz polski…
1 września 1939 roku armia niemiecka napadła zachodnie granice Rzeczpospolitej bez wypowiedzenia wojny. 17 września rano do Naczelnego Wodza dotarła informacja o wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny państwa polskiego. Od świtu 1 do 17 września wojska niemieckie zajęły już cały obszar Rzeczpospolitej, broniły się tylko nieliczne obwody. Wydał dyrektywę ogólną.
„Nakazuję ogólne wycofania ma Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba że w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrajania oddziałów. Zadania Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami bez zmian. Miasta do których podejdą bolszewicy powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii.”
Historia nazwie agresję niemiecką i rosyjską wojną światową. Była to tragiczna wojna. Niemcy do Lwowa dotarli w dwanaście dni, a przed nimi zdołały na wschodnie rubieże ewakuować się przeważające siły zbrojne Wojska Polskiego z zamiarem przegrupowania. Należy pamiętać, że wówczas nie było autostrad ani dróg krajowych, tak więc front przesuwał się błyskawicznie, a przed nim ewakuacja, jakże pospieszna. Wycofujące się oddziały Wojska Polskiego zostały zaskoczone inwazją rosyjską na tyle, że nie podjęły walki, zgodnie z rozkazem, a witani podstępnie flagami polskimi na ruskich czołgach zawierzyli obietnicy wsparcia. Pomylili się, a strategia, jeżeli istotnie taka była, zawiodła. Wtedy nie wiedzieli, teraz wiemy, że oficerów, którzy dobrowolnie złożyli broń Rosjanie aresztowali na granicy, a żołnierzy szeregowych oddali Niemcom jako jeńców lub wywieźli w głąb Rosji.
— Armia Krajowa (AK) — zakonspirowane siły zbrojne polskiego państwa podziemnego w latach II wojny światowej. Zadaniem Armii Krajowej było tworzenie struktur wojskowo -organizacyjnych na czas okupacji dla mobilizacji społeczeństwa do walki bieżącej, ochrona polskiego państwa podziemnego oraz odtworzenie armii na czas otwartej walki o niepodległość. Rzeczpospolita została napadnięta niemal jednocześnie z zachodu i wschodu nie dając Wojsku Polskiemu szans na skuteczną obronę swojego terytorium. Siły sprzymierzonych wrogów były zbyt liczne. Dopiero po kilku latach operacja wiślańsko-odrzańska zaczęta przez Armię Czerwoną 12 stycznia 1945 roku uwolniła przedwojenne terytorium państwa polskiego spod okupacji niemieckiej, ale zagarnęła też resztę Polski pod dominację rosyjską. Stając w obliczu niebezpieczeństwa związanego z dalszym trwaniem AK w strefie działania Armii Czerwonej gen. Leopold Okulicki 19 stycznia 1945 roku wydał rozkaz rozwiązujący Armię Krajową. Jednocześnie Okulicki w tym samym dniu skierował do najwyższych dowódców AK tajny rozkaz, w którym polecił im nie ujawniać się. Ich zadaniem miało być zachowanie małych, dobrze zakonspirowanych sztabów i całej sieci radiowej. Zwabiony do Moskwy na konferencję rządową został tam aresztowany i zakatowany w wigilię tego samego roku. Lokalni dowódcy AK nie poddali się rozkazowi gen. Okulickiego, przeszli do działań partyzanckich w znacznej mierze przeciw oddziałom polskim sprzyjającym tworzenie nowego ustroju państwa polskiego w sytuacji, gdy rząd utworzony na emigracji zadekował się w Londynie.
Rota przysięgi AK: Przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił — aż do ofiary życia mego. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.
— Wojsko Polskie w Polsce Ludowej w latach 1944–1952 i Siły Zbrojne Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w latach 1952–1989.
— Okupacja — Zgodnie z Konwencją haską (1907) początkiem okupacji jest faktyczne przejście władzy z rąk rządu legalnego do rąk okupanta. Okupant nie nabywa suwerenności nad zajętym terytorium, traktowany jest jako przejściowy administrator.
— Zbrodnia przeciw narodowi. Działania zbrojne przeciwko własnemu narodowi są zbrodnią. Niedozwolone jest zmuszanie do uczestniczenia w działaniach wojennych przeciwko własnej ojczyźnie (art. 53 Konwencja haska).
— Komunizm — polityczna i ekonomiczna ideologia, której celem jest utworzenie społeczeństwa pozbawionego ucisku i wyzysku klasowego, opartego na braku własności prywatnej, kolektywnej własności środków produkcji i wspólnotowym podziale dóbr. Komunistyczna Partia Polski (w latach 1918—1925 Komunistyczna Partia Robotnicza Polski — partia komunistyczna założona 16 grudnia 1918, rozwiązana 16 sierpnia 1938.
— Socjalizm — pojęcie, odnoszące się do ideologii politycznej wywodzącej się z filozofii politycznej rozwijanej w latach 30. i 40. XIX wieku we Francji. Doktryna gospodarcza postulująca upowszechnienie świadczeń socjalnych i poddania gospodarki kontroli społecznej (poprzez instytucje państwowe, samorządowe, korporacyjne lub spółdzielcze). Częścią wspólną wszystkich odmian socjalizmu jest (częściowe lub całkowite) odrzucenie idei kapitalizmu oraz promowanie idei sprawiedliwości społecznej.
— Patriotyzm — postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęć ponoszenia za nią ofiar i pełną gotowość do jej obrony, w każdej chwili. Charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste, a także gotowością do pracy dla jej dobra i w razie potrzeby poświęcenia dla niej własnego zdrowia lub czasami nawet życia. Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka. Oparty jest on na poczuciu więzi społecznej, wspólnoty kulturowej oraz solidarności z własnym narodem i społecznością.
— Honor to postawa, dla której charakterystyczne jest połączenie silnego poczucia własnej wartości z wiarą w wyznawane zasady moralne. Naruszenie zasad honoru przez siebie lub innych odbierane bywa jako „dyshonor” lub „hańba”. Honoru nie wystarczy zadeklarować, podlega on udowodnieniu w sytuacji, która pozwala na weryfikację według norm moralnych danej społeczności. W polskiej historii i literaturze honor jest często łączony z patriotyzmem i bohaterstwem. Nie jest honorowe donoszenie lub współpraca z wrogiem, skarżenie do obcych rządów na własne struktury państwowe.
HONOR ŻOŁNIERSKI
Gdy skończyła się wojna, a elity nie zdążyły jeszcze zmienić drugiej Rzeczpospolitej na państwo ludowe powstał zaciekły spór o model państwowości. Po wojnie młodzi ludzie zakładając mundury wraz z przysięgą stawali się żołnierzami zobowiązanymi do przestrzegania specyficznego kodeksu honorowego. Wiedzieli co oznaczają na sztandarach słowa Bóg, Honor, podzieliło ich trzecie słowo Ojczyzna. Byli tacy, którzy godnie nosili mundury będąc żołnierzami, a gdy rozkazem zostali zwolnieni z przysięgi zdjęli te mundury i przystąpili do cywilnych obowiązków obywatelskich. Dla nich Ojczyzną była Rzeczpospolita niezależnie od tego jaki model państwa przyjęły legalne władze organizujące naród w państwo polskie. Byli też tacy, którzy mundurów nie zdjęli, gdyż nie godzili się na zmianę ustroju, nie akceptowali nowego modelu i porządku państwowości powojennej narzuconej przez zwycięski front wschodni. Chcąc być wiernymi złożonej przysiędze żołnierskiej, kierując się własną interpretacją roty i honoru, wypowiedzieli wojnę wewnętrzną z nowo powstającym państwem, a ściślej z ludźmi tego nowego państwa ludowego. Przyjętą strategię nieposłuszeństwa skierowali na ludzi, którzy poszli na służbę nowo tworzonej państwowości. W nurcie utrwalaczy władzy ludowej znaleźli się w podstawowej masie nowi rekruci szukający zatrudnienia i dochodu w trudnych powojennych warunkach gospodarczych. To oni byli likwidowani przez niezłomnych żołnierzy najliczniej i najkrwawiej. Historia dokumentuje, że powojenne waśnie nie opłaciły się żadnej ze stron. Nazywani pogardliwie utrwalaczami władzy ludowej masowo tracili życie z karabinów ludzi wyklętych przez ówczesną władzę, a ich rodziny szansę na godne zabezpieczenie bytowe w sytuacji, gdy gospodarka powojenna nie istniała, Rzeczpospolita dotychczasowa nie istniała, a jej rząd zdezerterował do Londynu w 17 dniu agresji niemieckiej. Tam mianował się niezłomnym rządem na uchodźctwie, na długie powojenne lata. To stworzyło pretekst do uznania, że państwo polskie nie zachowało ciągłości, rozpadło się, a więc trzeba było budować je od nowa. Zwolennicy ustroju Drugiej Rzeczypospolitej, nazywani pogardliwie bandami wyklętych, podjęli walkę, której nie mieli szans wygrać. Wkrótce też tracili życie, zostali odarci z honoru na lata. Dopiero po siedmiu dekadach ich pamięć będzie przywracana, a czyny zacierane w imię zagojenia ran. Nie pierwszy to raz w historii Polski zdarzyło się, że ludzie użyli siły zbrojnej przeciw własnemu narodowi tylko z racji odmiennych poglądów na model państwa. Mało kto już pamięta rokosz J.S. Lubomirskiego przeciw królowi w lipcu 1666. Po przegranej przez królewskich potyczce Lubomirski nakazał wyciąć w pień żołnierzy, którzy poddali się z rozkazu króla, który uznał, że nie warto rozlewać bratniej krwi. Kilka tysięcy doborowego wojska zostało porąbanych na sztuki. Powojenny rokosz miał inne motywacje. Wyklęci wierzyli, że ocalą Drugą Rzeczpospolitą, nie mierzyli sił, wystarczyła im wiara. Historia zatoczyła niechlubne koło. Najznamienitsi odwagą i walecznością unicestwiali się nawzajem, jedni w imię mrzonek o odrodzeniu Drugiej Rzeczpospolitej, drudzy z wiarą na obiecane państwo szczęśliwości ludowej. Byli też tacy, którzy nie strzelali, gdy im strzelać nie kazano. Nie wdając się w ocenę czyje czyny są bardziej honorowe, prezentuję własną genezę i dziedzictwo żołnierskie, a dalej notki biograficzne najgłośniejszych żołnierzy wyklętych ( to tylko nazwa). Historia powszechna nauczana w szkołach z racji utrwalania zmieniającego się ustroju i ludzi przy władzy pisana jest zawsze w kontekście uwarunkowań. We wczesnych latach powojennych historycy zajmowali się opisem grozy działań wojennych, potem bohaterstwem oddziałów frontowych i partyzanckich. Gdy tematyka bohaterstwa została wyczerpana, a ustrój socjalistyczny słusznie obalony, wyrosły dzieci z lat powojennych na mężów stanu, urodziło się nowe pokolenie. Trzeba było poszperać w historii, by bohaterstwo solidarnościowe nie było jedynym mitem oderwanym od korzeni. Wiedzę historyczną zaczęto napełniać zdarzeniami dotąd przemilczanymi. Pojawił się i został mocno nagłośniony los polskich oficerów pomordowanych w sowieckich lasach, potem tragiczny los żołnierzy niezłomnych. Każda śmierć żołnierska jest stratą dla narodu, giną bowiem najdzielniejsi jego przedstawiciele. Trzeba to nagłaśniać, wpajać nowym pokoleniom, bo bez historii nie ma tożsamości, nie ma też przestrogi na przyszłość. Zbyt sugestywnie i uporczywie naświetlany problem likwidowanych oficerów na terenach sowieckich daje swoisty sygnał dla przyszłych pokoleń żołnierskich, na wypadek gdyby nieszczęście wojny znowu zagroziło ich Ojczyźnie. W 17 dniu wojny 1939, pod naporem przeważających sił wroga i agresji sowieckiej, Wódz Naczelny wydał rozkaz ewakuacji. Wojskowi masowo serwowali się zarządzoną ewakuacją na wschodnie rubieże porzucając obowiązek żołnierski obrony kraju w walce zbrojnej, na śmierć. Wojna to śmiertelna przypadłość od zarania dziejów. Tamten rozkaz, a potem ewakuacja była strategicznym błędem, na co wskazuje późniejsza historia likwidacji obozów jenieckich na wschodzie. Ucieczka do barbarzyńskiego cywilizacyjnie kraju, a taka nauka snuła się z rewolucji na tamtych terenach, niosła większe zagrożenie niż wywieszenie białej flagi w oblężeniu, gdy amunicji zabraknie. Sowieci mieli też w historii zapamiętane swoje krzywdy. Rozkaz wydał Wódz Naczelny tydzień po tym, gdy już sam opuścił bezpiecznie Polskę. Oficerowie zobligowani honorem żołnierskimi wykonali ten rozkaz z nadzieją na koncentrację odwetową ze wsparciem sojuszników. Opuszczając swoje oddziały i ziemie, których mieli bronić polegli w dołach bez tabliczek, bez krzyży. Miłosierdzie nakazuje uszanować ich śmierć, chociażby dla otarcia łez ich rodzin. Państwo polskie Trzeciej Rzeczypospolitej uczyniło ten gest rehabilitacji. Chwała bohaterom — tego nikt głośno nad dołami śmierci nie krzyczy i krzyczeć nie powinien, chociażby dlatego, by w przyszłości taka ewakuacja nikomu do głowy nie przyszła. Wojna nie była wypowiedziana, lecz konwencje obowiązywały, była szansa, że okupant niemiecki będzie je przestrzegał. Teraz wiemy, że nie zawsze tak było. Na każdej wojnie zasady honorowe są łamane, a wtedy pozostaje tylko wypełnić przysięgę i obowiązek żołnierski, walczyć dopóki życia i amunicji starczy. Pomijam w ocenie wydarzenia za wschodnią granicą, są ponure i powszechnie znane. Rozkaz Wodza Naczelnego nakazujący wycofanie się na Węgry i Rumunię zawierał też formułę: Zadania Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami bez zmian. Tam okopały się siły zbrojne Rzeczypospolitej, którym honor nie pozwalał na opuszczenie w pośpiechu granic, na ewakuację w ramiona opiekuńczej armii sowieckiej, która już 17 września zajęła, też bez wypowiedzenia wojny, rubieże wschodnie. Historia opisuje niejedną taką obronę, prawdziwą wojnę prawdziwego wojska. Do znanych opisów zmagań, a potem losów żołnierzy branych do jenieckiej niewoli dorzucam swój własny, znany mi przypadek. Jest kolejnym szczebelkiem w drabinie ojczyźnianej chwały i honoru żołnierskiego. Gdyby takie postawy można było przypisać kilkunastu tysiącom oficerów ewakuujących się do sowieckich obozów jenieckich wojna miałaby inną historię. Z każdym oficerem związanych było kilkudziesięciu żołnierzy, co najmniej trzy plutony. Iloczyn idzie w setki tysięcy. Wojsko to wyparowało w dwa tygodnie, w większości zostało internowane przez sowietów. Oblężeni w miastach, którzy tam pozostali z rozkazu Wodza Naczelnego, bronili się dłużej, aż amunicji zabrakło. Trafili do niewoli jenieckiej, tam wojnę przeżyli, a nieliczni uciekli, by przystąpić do ruchu oporu. Bohaterstwo mierzy się odwagą i ofiarnością w boju, w działaniu, a nie w ewakuacji na terytorium obcego państwa dla pozornego ocalenia swojego życia na krótką chwilę, bo czymże jest jedno życie dla wieczności, dla historii.
Na fotografiach żołnierze Wojska Polskiego z kampanii wrześniowej 1939. Zmobilizowani do wojny z Niemcami — to część plutonu zwiadowczego 2 Brygady Pancernej. To dowód, że przedwojenne Wojsko Polskie miało przyzwoity sprzęt (piszę o motocyklu, a nie o gitarze), taki jakim nie powstydziła by się współczesna armia. Na motocyklu siedzi Władysław Michalczyk, mój ojciec. Pozostałe fotki dokumentują też jego wizerunek i jego skromne „papiery” świadczące, że zachował się godnie. Pozostawiam je bez opisu, niech przemówią same. Trafili do niewoli na terenie Rzeszy, tam przeżyli, chroniła ich konwencja. Nie są znane losy wszystkich oddanych w niewolę, za to wiadomo, że W.M. uciekł z tej niewoli i pieszo, potem na rowerze dotarł spod Drezna do Kielc. W tej historii najważniejsze są udokumentowane daty kreślące losy tego żołnierza. Legitymacja Odznaki Pamiątkowej z Batalionu Pancernego pod nr 405 podpisana przez majora Krzyżanowskiego została wydana 6 sierpnia 1936 — to data zakończenia służby wojskowej i przejścia do rezerwy. Publikowana historia 2 Batalionu w Żurawicy pomija służbę w niej majora. Krzyżanowskiego. Losy wojenne po mobilizacji splotą ich ponownie w Twierdzy Brzeskiej, gdzie mjr Karol Krzyżanowski jest już dowódcą 4 Batalionu Pancernego. Będą bronić twierdzy do 22 września 1939 r. W legitymacji Kombatanta odnotowano okresy i rodzaje udziału w wojnie obronnej. Do 1939 2 Batalion Wojsk Pancernych stacjonował w Żurawicy, pełnił funkcję mobilizacyjną do wybuchu wojny, potem został rozwiązany. Jego skoszarowane oddziały pełniły funkcje zapasowe, utworzono trzy kompanie czołgów- 111, 112, 113 oraz inne oddziały. Po rozwiązaniu batalionu oddziały zostały zadysponowane do wsparcia twierdzy w Brześciu — kompania 112 i 113, gdzie ewakuowało się dowództwo z Wodzem Naczelnym. Kompanię 111 czołgów zadysponowano dla Wodza Naczelnego. Okres od 1 do 22 września 1939 roku to żołnierska walka frontowa, od pierwszego dnia wojny do zdobycia przez wojska niemieckie Twierdzy Brzeskiej. Karta pocztowa wysłana z obozu jenieckiego nosi datę 10 październik 1939 roku — zawiadomienie rodziny o umieszczeniu jeńca w obozie. Nie jest to list, a niemiecki dokument dwujęzyczny wysłany z obozu przejściowego w Cieszynie — gdzie został wzięty do niewoli w dniu 22/23 września tego nie udało mi się jeszcze ustalić. Przetransportowany do Stolagu VIII A w Zgorzelcu, a potem do robót gospodarczych w niewoli jenieckiej spędził ponad dwa lata. Kolejnej rubryka Legitymacji Kombatanckiej odnotowuje udział w ruchu oporu od 1 grudnia 1941 do 30 grudnia 1944 r., czyli do końca wojny w rejonie świętokrzyskim. Podobnych przypadków jest w historii zapomnianej setki, a może tysiące. Historycy i politycy uganiają się za losami żołnierzy wyklętych, za losami oficerów, którzy rzucili się w sowiecką niewolę z rozkazu Wodza Naczelnego, często bez walki, bo taki był rozkaz- nie strzelać do sowietów, przypinają im pośmiertnie medale i odznaczenia. Szlachetna to postawa. Na uczczenie zasługuje każda ofiara tamtej podwójnej wojny. Nie można zapomnieć o żołnierzach, którzy wojnę przeżyli z godnością wykonując swój żołnierski obowiązek. Na ich czynach trzeba wychowywać nowe pokolenia, by tragiczna historia pomordowanych strzałem w tył głowy nie powtórzyła się już nigdy. Należy pamiętać rotę składanej przysięgi, a potem słów jej przestrzegać. Jest też furta w tym oczekiwaniu bohaterstwa. Jeżeli przysięgać każą za wiele można słowa przysięgi przemilczeć. Trzeba też wiedzieć, że nie mundur czyni żołnierza. Ten, który porzuci broń jeszcze naładowaną jest żołnierzem bezwartościowym. Nie jemu chwała, a wybaczenie, jeżeli uczynił to ze strachu. Snując oceny trzeba pamiętać, że wrzesień 1939 roku był najtragiczniejszym dniem całego stulecia. Wtedy wydarzyło się naraz tak wiele, że ludzie mieli prawo poczuć się zagubionymi. O tym, że Niemcy napadną na Polskę było wiadomo od dawna. Rok wcześniej zarządzono mobilizację, przemysł zaciągnął długi na produkcję zbrojeniową. Wojna wybuchła jak wulkan. Wódz Naczelny już 7 września ewakuował się do Twierdzy Brzeskiej, a 11 września uciekł na Węgry, chociaż Twierdza broniła się jeszcze dwa tygodnie. W nocy z 16 na 17 września sowieci otworzyli front wschodni i wtedy na rozkaz Wodza Naczelnego, wysłany z węgierskiego internowania, większość dowódców wojsk obronnych wraz z oddziałami, które ewakuowały się na wschodnie rubieże, oddała się w niewolę sowiecką, bez walki, bo strzelać do sowietów Wódz Naczelny nie kazał. W fortyfikacjach Brzeskich zarządzono nocny odwrót. Ewakuacja tak licznych oddziałów wymagała sprawnej logistyki. Współcześnie wiemy skąd i jakie siły napierały na twierdzę, oni wtedy nie wiedzieli. Historycy dotąd nie wiedzą, co tam wydarzyło się na pewno, bo relacje świadków są sprzeczne. Dowódcy dostawali rozkazy, które musieli wykonywać, żołnierze nie wiedzieli co dzieje się tuż obok. Słyszeli tylko ostrzał, widzieli jak twierdza pada w gruzach. Z całą pewnością odwrót zabezpieczały dwie reduty, których zadaniem było markowanie obrony i ściągnięcie uwagi napierających oddziałów pancernych, niemieckich i sowieckich — o tym dowiedzą się dopiero po wojnie. Wtedy dowódca miał wolną rękę co do dalszych działań. Byli pewni swojego losu. Obrońcy ostatniej reduty, Fortu 5 wyszli w szyku nocą 27 września niepostrzeżenie. Niemcy przekażą Twierdzę sowietom na defiladzie tego samego dnia, 22 września. Dowódca ostatniej reduty rozwiązał oddział i odesłał żołnierzy do domów. Niemcy zajęli ostatni, opuszczony budynek 27 września. Branym do niewoli żołnierzom Niemcy robili zdjęcia do kartotek jenieckich z kopią dla rodziny, którą mieli prawo wysłać z zawiadomieniem na jenieckim blankiecie. Wysłali. Po krótkim pobycie w obozie zostali rozlokowani w fabrykach i gospodarstwach rolnych. Stamtąd można było planować ucieczkę, spełnić obowiązek jeńca. Władysław Michalczyk ten obowiązek spełnił z powodzeniem. Przeżył wojnę, potem okupację, a potem cały okres Polski Ludowej. Dożył też początku Trzeciej Rzeczypospolitej, jeszcze fasadowej, spętanej agenturą i czerwoną pajęczyną. Miał okazję zobaczyć, jak ta pajęczyna wybiela się na wolności, ale też tężeje i umacnia swoje partyjne sieci. Jego oceną były krótkie słowa — „nic dobrego z tego nie będzie”. Z książki „Według ojca, według córki” — Jerzy Krzyżanowski, Magda Krzyżanowska, dowiadujemy się, że mjr Karol Krzyżanowski przeżył niemiecki obóz jeniecki, a po wojnie osiadł w Anglii. Tam w przeddzień wojny niemiecko — sowieckiej ewakuowała się żona majora z córkami. Zdobył tam zapomogę i nowy zawód… szewca. Jego losy jenieckie rozwikłam w kolejnym, drugim wydaniu tej relacji. Jestem bowiem na tropie ewakuacji majora Karola Krzyżanowskiego przez most graniczny do Rumunii w dniu 18 września 1939 r.
Służba w czasie pokoju
Po latach 1939 — 45 były kolejne lata dramatyczne w historii Polski. Był to jednak na szczęście czas pokoju. Wojsko Polskie zostało odbudowane, by chronić powojenne granice Rzeczypospolitej na tyle, na ile zwycięska armia sowiecka pozwalała. Rodzący się roczniki zdolne do służby wojskowej miały i mają taką powinność. W powojennych czasach pozornego pokoju armie świata wydają więcej pieniędzy na zbrojenia niż wyżywienie narodów. Taka strategia nakazuje czujność i gotowość do obrony swoich państw w sytuacji, gdy granice zostają znoszone. Współczesne konflikty kierują się inną filozofią inwazji. Nie musi być tworzony front, by atak okazał się skuteczny. Dywersanci mogą stworzyć i stwarzają większe zagrożenie od wroga widzialnego. Tak była prowadzona wojna „zielonych ludzików” na ukraińskim Krymie. Budowa bezpiecznego państwa w czasach powojennych nie była prosta i oczywista. Potężna armia sowiecka, która uporała się z frontem niemieckim, na dodatek wspomagana koalicją państw sprzymierzonych nie dawała nadziei na bezwzględną suwerenność i samostanowienie. Rząd Drugiej Rzeczpospolitej zdezerterował i nie powrócił do kraju po wojnie, wojsko rozbite i zepchnięte do partyzantki, pozbawione dowództwa, które serwowało się ewakuacją. Na dodatek do 1965 roku nowo tworzone oddziały były związane wojną domową z partyzantką niezłomnych, doborowych i doświadczonych żołnierzy zmotywowanych do nieposłuszeństwa nowo tworzonej państwowości. Pokój w granicach Rzeczypospolitej ustabilizował się w początkowych miesiącach 1966 roku. Rozwiązane zostały formacje wojskowe wyspecjalizowane w prowadzeniu działań operacyjnych przeciw opozycji, która dużo wcześniej odstąpiła od walk partyzanckich. Na zrębach starych formacji powołano nowe, które otrzymały zadania obrony granic przed potencjalnym wrogiem zewnętrznym. Czasy nadal były niespokojne. Jedną z takich formacji była Nadwiślańska KBW mająca koszary w Warszawie. Wtedy dywersanci zagrażali jeszcze obiektom rządowym. Zła sława powojennego KBW działała na tyle odstraszająco, że zapanował pokój, do dywersji nie doszło przez dekady istnienia formacji. Rzeczpospolita odbudowując potencjał gospodarczy odbudowała też Wojsko Polskie noszące polskie mundury. Zmotywowani „antysystemowo” historycy ignorują tamte siły zbrojne tak jak ignorują ówczesną Rzeczypospolitą. Takim trzeba przypomnieć co oznacza honor żołnierski, który nigdy nie powinien być wiązany z polityką. Politycy mogą się gryźć, nawet pozagryzać nawzajem, lecz Wojsko Polskie powinni pozostawić generałom niepolitycznym, w pełni zmotywowanym honorem żołnierskim. Cywilny nadzór nad armią to planowanie klęski w razie kolejnej agresji. Cywili kodeks honorowy nie obejmuje, a politycy cywilni honor na dobre wymazali ze swoich powinności. Przykład jak uciekać trzeba dał przedwojenny rząd i Wódz Naczelny. Oficerowie znając skutki ewakuacji z tamtej wojny raczej strategii ucieczki nie powtórzą. Trzeba prewencyjnie stosowny zapis wnieść do Konstytucji, aby rozkaz nie łamał honoru.