E-book
14.7
drukowana A5
29.21
Online dostee

Bezpłatny fragment - Online dostee

Przyjaźń z Internetu


Objętość:
99 str.
ISBN:
978-83-8104-309-0
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 29.21

Podobieństwo do osób żywych lub umarłych jest przypadkowe, a opisana historia jest literacką fikcją.

Z serii IndiaEuroStory ukazały się:


1. Jesteś moją muzyką (Tum meri Dhwani ho)

https://ridero.eu/pl/books/jestes_moja_muzyka/


2. Powiedz, że mnie kochasz

(Bol tu Mainu pyar karni hai)

https://ridero.eu/pl/books/powiedz_ze_mnie_kochasz/


3. Namaskaar, we love Bolly

https://ridero.eu/pl/books/namaskaar_we_love_bolly/

Rozdział 1

Ruda, puchata kulka leżała zwinięta w kłębek na jej kolanach i smacznie spała. Ze snu wyrwało ją jej osobiste legowisko, które zaczęło się przeciągać. Kocisko postanowiło zrobić dokładnie to samo, co jego pani. Wyciągnęło przed siebie przednie łapy i wyprostowało je, a z opuszek wysunęły się i zaraz potem schowały cienkie, lecz bardzo ostre, pazurki.

Maya Saif siedziała właśnie przed swoim laptopem w domu i układała tematykę zajęć językowych na kolejny dzień. Jedną ręką głaskała rudzielca leżącego na jej kolanach, a drugą operowała zgrabnie na klawiaturze laptopa.

Maya z wykształcenia była germanistką i kochała swoją pracę. Mimo to bezustannie szukała więcej zajęć niż tylko nauczanie w szkole lub udzielanie prywatnych lekcji. Ku swojej największej radości podpisała niedawno umowę z jednym z największych call center w regionie na szkolenia konsultantów niemieckojęzycznych. Teraz należało tylko przygotować plan zajęć z komunikacji językowej i podzielić go na cztery cykle, w jakich miała szkolić kilka grup konsultantów. Nad planem pracowała już tak długo, że zamarzyła o krótkiej przerwie i filiżance kawy. Niespodziewanie rozległ się dzwonek Skype’a. Na dole ekranu zobaczyła informację: „dzwoni Arun Shaarma”. Arun2 był przed dziesięcioma laty jej najpilniejszym uczniem. Kobieta nie potrafiła wytłumaczyć, jak to się stało, że do dzisiaj pozostali z Arunem w tak doskonałych stosunkach. Byli niemal najlepszymi przyjaciółmi. Z uśmiechem na ustach sięgnęła lewą ręką po myszkę i odebrała rozmowę. Zwykle rozmawiali w języku angielskim, jednak czasem, by mężczyzna nie wyszedł z wprawy i nie zapomniał niemieckiego, przechodzili płynnie do rozmowy w tym języku.

— Witaj, Arun, jak ma się mój ulubiony student? — zagadnęła go z rozbawieniem w głosie.

Po drugiej stronie również rozległ się cichy śmiech.

— Jeszcze chwila, a poczuję się niczym nastolatek.

Z reguły podczas rozmów przez Skype’a, jak teraz, rezygnowali z kamery. Mimo to wiedzieli, jak wyglądają. Podczas sesji językowych w przeszłości wielokrotnie używali tego programu wraz z kamerą.

— Jak tam biznesy w wielkim świecie? — spytała z nieskrywaną ciekawością.

Arun był inżynierem i prowadził jedną z większych firm wyburzeniowych w Indiach. Oprócz indywidualnych lekcji, które odbywały się regularnie przez pierwszy rok ich współpracy, Arun posyłał jej również do tłumaczenia umowy, instrukcje obsługi maszyn czy też szkolenia dla pracowników. W ciągu tego czasu przedsiębiorca zaczął doceniać nie tylko jej znajomość języków obcych, ale również kultury poszczególnych krajów europejskich. Wielokrotnie przed podjęciem jakiejś decyzji biznesowej, związanej z Europą, zasięgał jej opinii. Ufał całkowicie jej znajomości mentalności Europejczyków, jak i intuicyjnej umiejętności oceny ludzi. Maya z kolei uwielbiała pomagać Arunowi. Znajomość z nim niebywale ją rozwinęła i niejednokrotnie zmuszała do wzmożonej pracy nad swoimi umiejętnościami. Dziś, dzięki takim doświadczeniom oraz doskonałym referencjom, wyprzedzała konkurencję w swojej branży.

— Biznes idzie doskonale. Kontrakty na szczęście są terminowe, żadna maszyna nie wymaga też serwisu, a zaliczki spłynęły, jak oczekiwano — wymieniał, nie ukrywając zadowolenia z obrotu spraw zawodowych.

Maya znała niemal każdy ton i barwę jego głosu. Już w pierwszych sekundach rozmowy potrafiła wyczuć zmiany barwy głosu przyjaciela oraz jego emocje. Nigdy też nie starała się ukrywać tego, co myślała, co Arun bardzo w niej cenił. Doskonale potrafiła dotrzeć w bardzo szybkim czasie do puenty. Czasem mężczyzna zastanawiał się rozbawiony, czy Maya nie założyła mu przed dziesięcioma laty w głowie jakiegoś nadajnika, dzięki któremu znała wszystkie jego myśli i nastroje, nim jeszcze zostały przez niego nazwane i wypowiedziane. Tak było i teraz.

— Coś mimo wszystko cię trapi, Arunie — stwierdziła bardziej, niż zapytała.

Kot zniecierpliwiony brakiem pieszczot zeskoczył z jej kolan. Przeciągnął się, stojąc na podłodze, i zaprezentował doskonale wykonaną pozycję „kociego grzbietu”, i wolnym, majestatycznym krokiem oddalił się w poszukiwaniu cichego i ciepłego miejsca, by w spokoju móc kontynuować swoją dzienną drzemkę.

Arun wiedział, że i tak przed Mayą nie da się niczego ukryć. Westchnął z lekką rezygnacją, po czym z ociąganiem wyznał:

— Anjali wychodzi za mąż za sześć tygodni. Moje dzieci dorosły, ja się zestarzałem. Kiedy pomyślę, że w każdej chwili będę mógł zostać dziadkiem… — urwał, by po chwili dodać: — Nie tylko chyba lat mi doszło, ale i kilogramów.

Na te słowa Maya roześmiała się serdecznie. Zaraz potem upomniała go żartobliwie:

— Arun, przestań, proszę. Zrozumiałabym te narzekania, gdybyś był kobietą. Ale jesteś przecież przystojnym facetem w średnim wieku. To, że masz dorosłe dzieci, kilka siwych włosów i dodatkowe kilogramy… no cóż, jeśli pochylając głowę i patrząc w dół, wciąż widzisz swoje stopy, to raczej nie ma tragedii.

Na jej słowa Arun wybuchnął niepowstrzymanym śmiechem. Po chwili zwrócił uwagę na jej jedną, konkretną część wypowiedzi:

— Więc uważasz, że jestem przystojny?

Maya uważała, że Arun jest jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich w życiu widziała. Nie mogła mu tego jednak powiedzieć na głos, więc tylko potwierdziła krótko:

— Tak, jesteś. Niestety, mój drogi, wszyscy z upływem czasu musimy się zmierzyć ze zmianami hormonalnymi w naszym organizmie. To one odpowiadają za gospodarkę tłuszczową, jak wiesz, zapewne. Sugeruję zmienić dietę, wprowadzić nieco ruchu w plan dnia i odwiedzić laboratorium — rzuciła stwierdzenie. Po czym dodała szybko: — Ja wcale nie mam się lepiej. Również wielkimi krokami zbliżam się do czterdziestki i na wagę wolę nie patrzeć.

Arun mógł przysiąc, że Maya teraz przesadza, niemniej jednak zamierzał skorzystać z jej rady.

— Arun… — zagadnęła, jak jej się zdawało, zamyślonego teraz mężczyznę.

— Tak, Maya?

— Kiedy Anjali się urodziła, wiedziałeś, że nadejdzie ten dzień. Ona jest zapewne na to od kilku lat przygotowana. Szczególnie w waszej kulturze i w całym tym kulcie małżeństwa jej matka z pewnością od lat ją na to przygotowywała. Pamiętam, jak wspominałeś, że Anjali sama wybrała sobie męża. Ciesz się więc jej szczęściem. Pokochać kogoś i móc z nim być to jest ogromne szczęście.

Arun i Maya rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę. Jak zwykle rozmowa z nią poprawiła mu nastrój. Słowa przyjaciółki jeszcze długo po zakończeniu połączenia dźwięczały mu w uszach: „Pokochać kogoś i móc z nim być to jest ogromne szczęście. Jakież gorzkie mogą być słowa, gdy ktoś zmieni ich punkt odniesienia” — pomyślał smutno. Myślał w tej chwili o sobie.

Jako przykładny syn poślubił kobietę wybraną mu przez rodziców. Jego żona, Rupa3, była miłą, lecz zdystansowaną kobietą. Potrafiła stworzyć idealny dom i wychowała bez zarzutu dwójkę ich dzieci, lecz w ich związku od zawsze brakowało namiętności i innych głębszych uczuć. Arun już dawno przestał zadawać sobie pytanie, czy jego żona nie okazuje oznak fizycznego pożądania, ponieważ nie pozwala jej na to wychowanie, czy jest nieśmiała, lub też nie pragnie go jako mężczyzny. Był pewien, że ich związek wyglądałby inaczej, gdyby jego fizyczna strona była atrakcyjniejsza. Nie tylko nie była atrakcyjna, lecz w zasadzie od wielu lat nie istniała. Arun już dawno przestał starać się wzniecić w żonie płomień. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatni raz gościł w jej sypialni. Od wielu lat nie dzielili ze sobą w zasadzie niczego. Kiedyś miał w sobie jeszcze cień nadziei, że jeżeli zbliżą się bardziej do siebie i kiedy uda mu się rozniecić w żonie jakikolwiek płomień, stworzą szczęśliwy związek. Lecz Rupa zawsze, niemalże natychmiast, rzeczowo wracała do rzeczywistości i swoich obowiązków. Już nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy zaprzestał swoich prób. Dziś, mieszkając w tak dużym domu, jakiego się dzięki sukcesom zawodowym Aruna dorobili, mogli się mijać całymi dniami.

Jego myśli dziwnie pokrętną drogą zawędrowały ku Mayi. Zapomniał zapytać ją, co słychać u niej w jej życiu osobistym. Jak większość Europejek wyznawała zasadę: „spróbuj, zanim kupisz”. Arun nie mógł jej za to potępiać. Rozumiał różnice kulturowe, jakie dzieliły ich kraje. W Indiach młode pokolenie również zaczęło żyć w imię tej zasady. Zaraz potem pocieszył się w myślach, że powinien być wdzięczny za to, że Anjali, jego córka, dąży do ślubu, a nie do życia w wolnym związku „na próbę”. Z trudem oderwał w końcu swoje myśli od atrakcyjnej nauczycielki i zmusił się, żeby wrócić do pracy.

Pod koniec dnia, jadąc do domu, zastanawiał się, czy Maya nadal spotyka się z tym młodym historykiem, z którym umawiała się od trzech miesięcy. Naraz upomniał się w myślach, że przecież nie powinno go to w ogóle interesować. Znali się wyłącznie przez internet. Mimo że się przyjaźnili, nie miał prawa nawet myśleć o niej lub jej życiu prywatnym. Mimo wszelkich wewnętrznych napominań nie udało mu się zapanować nad gonitwą myśli ani ich kierunkiem.

Maya skończyła opracowywać tematy zajęć z pracownikami call center na następne dni. Niedługo potem w jej niedużym, bo ledwie trzydziestosześciometrowym, mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk domofonu. To była jej przyjaciółka, Anja. Były umówione tego wieczoru na „babskie spotkanie”. Anja stała teraz u progu Mayi z butelką czerwonego wina w ręku i przywitała przyjaciółkę słowami:

— Idzie odsiecz na złamane serce!

Na te słowa obie wybuchnęły śmiechem. Maya po chwili dodała:

— Nie bądź śmieszna. Tu nie ma złamanych serc. — Wpuściła swą serdeczną przyjaciółkę do domu i zaproponowała kawę.

Kilka godzin później siedziały razem na miękkiej sofie i wyprzedzając się w pieszczotach Rorkiego, rudego kota należącego do Mayi, rozmawiały o zerwaniu z Janem.

— On potrzebował zmiany, a ja przystałam na to. I tyle. — wyjaśniła Anji.

Kobieta prychnęła na te słowa.

— Kiedy ty otworzysz oczy? Odpowiada ci, że Jan odszedł, bo czekasz na tego Hindusa.

Maya, zdziwiona i zaskoczona słowami przyjaciółki, skrzywiła się i zmarszczyła brwi.

— Anja, czy ty nie wypiłaś za dużo?

Anja obruszyła się na te słowa.

— Przestań zaprzeczać, Maya. Twoje wszystkie związki razem wzięte nie trwały tyle, co ta wasza przyjaźń online. — Przy słowie przyjaźń Anja uniosła dłonie i zrobiła znak cudzysłowu w powietrzu. Po tych słowach sięgnęła po kieliszek z winem i opróżniła go. Po chwili spojrzała na Mayę z przejęciem i rzekła: — Ty kochasz tego faceta, Maya. Inaczej, czy to z Janem, czy z Adamem, udałoby ci się. Tylko, że to ty jesteś w związku tą, która nie daje siebie całej.

Maya natychmiast zaprzeczyła.

— Mylisz się, Anju. Ja nie tylko daję, ale też oczekuję. To, że zakończyłam te związki, świadczy o tym, że to moje oczekiwania w jakiś sposób nie zostały spełnione.

Anja zamyśliła się, po czym zaproponowała:

— Jeśli tak, zakończ też znajomość z tym… — Anja nie potrafiła sobie przypomnieć obco brzmiącego imienia.

— Arunem… — dopowiedziała Maya. Zaraz potem odparowała: — Nie ma mowy. To mój przyjaciel, taki sam jak ty.

Anja prychnęła znacząco na te słowa.

— Przyjaciel? Kobieto, ocknij się wreszcie! Gdyby ten Arun zjawił się teraz w tych drzwiach… — wskazała przy tym ręką na wejściowe drzwi mieszkania Mayi — przyjęłabyś go z największymi honorami, a chwilę potem całkowicie zapomniała o moim istnieniu. Rano obudziłabyś się nie sama w swoim łóżku, tylko z nim — oznajmiła z zapałem Anja.

Maya wzruszyła ramionami. Zabrakło jej już argumentów, by obalić stwierdzenia Anji. Podświadomie czuła, że Anja może mieć rację.

Arun, odkąd zobaczyła go na ekranie komputera przed dziesięcioma laty, wydał jej się niezwykle atrakcyjnym i charyzmatycznym mężczyzną. Czasem miewała trudności, by skupić się na lekcjach z nim. Zrzucała wówczas winę na jakość połączenia internetowego i odłączała kamerkę internetową, by nie musieć patrzeć na jego przystojną twarz. Jednak nigdy dotąd nie pomyślała o tym, że mogłaby się w rzeczywistości z nim spotkać. Nigdy też nie ośmieliła się wyobrażać sobie, że mogłoby ich połączyć coś więcej niż przyjaźń. Natychmiast odsunęła od siebie myśli o bliskości tego mężczyzny, niemniej jednak za późno. Fala gorąca zalała jej ciało. Wstała gwałtownie i podeszła do okna, aby je otworzyć, odetchnąć świeżym powietrzem i ochłonąć.

— Anja, Arun nie jest kimś realnym. Dzielą nas niemal dwa kontynenty, ocean i prawie sześć tysięcy kilometrów. To zupełnie tak, jakby nie istniał naprawdę.


Tego wieczoru postanowiła nie zawracać sobie głowy spostrzeżeniami swojej przyjaciółki. Kobiety rozmawiały jeszcze o pracy i swoich planach zawodowych. Ostatni toast wypiły za sukces Mayi na szkoleniach w call center. Niedługo potem zakończyły wieczór w miłej atmosferze i pożegnały się.

Kiedy Maya leżała już w łóżku, usiłowała nie myśleć o słowach przyjaciółki. Mimo wszystko myśli krążyły w jej głowie podobne i w jednym tonie: „Czy ja rzeczywiście jestem zakochana w Arunie? Czy dlatego nie udał mi się dotychczas związek z żadnym mężczyzną?”.

Jako mężczyzna Arun podobał jej się bardzo. Wnioskowała, że musiał być wyższy niż przeciętny Hindus. Na ekranie komputera widziała tylko twarz, szerokie ramiona i muskularną pierś, które były zazwyczaj opięte przez doskonale dopasowane koszule. Arun miał śniadą cerę, ciemne i proste włosy zawsze były krótko przystrzyżone. Brązowe oczy były otoczone czarnymi, dłuższymi niż u innych znanych jej mężczyzn, rzęsami, które dodawały jego twarzy tajemniczości. Kiedy Maya przypomniała sobie twarz Aruna, poczuła przyśpieszone bicie serca, a jej ciało, ponownie już tego dnia, zalała fala gorąca. Miała teraz jego pełne, ładnie wykrojone usta w uśmiechu przed oczyma wyobraźni, a następnie sceny, w których rozmawiali lub uczyli się. Natychmiast nakazała sobie opanowanie.

— Na litość boską, jesteś dojrzałą, trzydziestopięcioletnią kobietą, a zachowujesz się jak nastolatka. W dodatku zaczynasz myśleć o żonatym facecie! Poza tym on jest tak samo realny, jak jakaś gwiazda filmowa, którą znasz z ekranu telewizyjnego, ale nigdy jej nie spotkasz — mówiła do siebie.

Wiedziała, że przesadziła z podsumowaniem ich relacji. Arun był jak najbardziej realny. Był jak ona zwykłym człowiekiem. Ujęła w dłoń telefon komórkowy i automatycznie sprawdziła wiadomości na WhatsAppie. Arun tym razem nic nie napisał. Wpatrywała się jeszcze chwilę w przystojną twarz, uśmiechającą się ze zdjęcia profilowego, po czym wyłączyła aplikację i zniecierpliwiona swoim niedorzecznym zachowaniem westchnęła. Rzuciła jeszcze wzrokiem na godzinę wyświetlającą się na ekranie i odłożyła smartfona na szafkę nocną, stojącą obok jej łóżka. Dochodziła pierwsza w nocy, a ona nadal nie mogła zasnąć. Po kolejnych bezsennych minutach poddała się i usiadła na łóżku. Włączyła nocną lampkę i sięgnęła po lekturę w nadziei, że szybko się zmęczy i w końcu nadejdzie upragniony sen.

Rozdział 2

Arun i Maya właśnie zakończyli kolejną rozmowę w tym tygodniu. Ślub Anjali zbliżał się wielkimi krokami i Arun potrzebował solidnego wsparcia ze strony swojej przyjaciółki. Siedział teraz w biurze i wpatrywał się w fotografię kobiety, bez której nie mógłby już normalnie egzystować, jak sądził. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy Maya zaczęła tak wiele dla niego znaczyć. Nie mogąc znaleźć wspólnego języka z żoną, zupełnie przypadkiem podczas lekcji niemieckiego, gdy zaczęli z Mayą coraz więcej rozmawiać, odnalazł tak brakującą mu w jego życiu nić porozumienia. Mówił sobie, że fakt, iż Maya jest atrakcyjną, młodą kobietą nie ma żadnego znaczenia. Była jego przyjaciółką, opoką, na którą zawsze mógł liczyć. Była zawsze gotowa go wysłuchać i z nim porozmawiać.

Bez jej pomocy nie udałoby mu się też tak rozwinąć firmy. Arun Shaarma oraz Puru Mehta założyli dzięki wsparciu swoich rodziców wspólnie firmę, Delhi Demolition Industry. Jeszcze jako młodzi i ambitni ludzie stali się lokalnie uznaną firmą. Obaj mężczyźni pragnęli jednak więcej. Ich wizją było stać się jedną z największych firm wyburzeniowych w Indiach.

Dostrzegli, że zawodność maszyn powodowała często nieterminowość zleceń. Maszyny, których używali w przeszłości, sprowadzane były z Chin i Korei. Były tańsze, można je było zakupić i sprowadzić bez problemu, ale za to szybko się psuły. Był też kłopot z ich serwisem. Arun i jego wspólnik, Puru, podjęli wówczas decyzję o inwestycjach w osprzęt lepszej jakości. Musieli w swoich poszukiwaniach wyjść poza Azję. Znaleźli w internecie reklamy wyburzeniowych maszyn z Europy. Poprosili o oferty oraz katalogi urządzeń z Belgii, Niemiec oraz Włoch. Najbardziej solidne wydawały się właśnie te z Niemiec. Niestety rozpoczęcie stałej współpracy z Niemcami okazało się utrudnione ze względu na barierę językową. Nie wszyscy Niemcy cenili sobie wówczas znajomość języka angielskiego i niechętnie się go uczyli.

Arun postanowił wyjść wyzwaniu naprzeciw i nauczyć się języka niemieckiego na tyle komunikatywnie, aby swobodnie brać udział w spotkaniach biznesowych czy telekonferencjach. Oczywiście byli dostępni tłumacze i Niemcy dbali o to, by każde takie spotkanie, choćby online, było tłumaczone. Mimo to Arun uparł się, że chce rozumieć ten język i w nim mówić. Szukając znów w internecie szkoleń online, natrafił na ciekawe ogłoszenie nauki niemieckiego przez Skype’a. Od razu postanowił skontaktować się z ogłoszeniodawcą. Z początku, gdy usłyszał młody, kobiecy głos po drugiej stronie, miał wątpliwości. Zaraz jednak, kiedy zapoznał się z referencjami Mayi, jego obawy zniknęły. Zaczęli regularnie, trzy razy w tygodniu, odbywać lekcje, trwające po dziewięćdziesiąt minut. Arun był zaskoczony skutecznością i metodami nauczania Mayi. W ciągu pół roku potrafił swobodnie porozumiewać się w języku niemieckim, a w ciągu kolejnego pół opanował język techniczny, niezbędny w jego zawodzie. Od tamtej pory nie potrzebował już korzystać z usług tłumacza. W międzyczasie zlecał Mayi też tłumaczenia katalogów urządzeń, ich instrukcji obsługi czy też umów handlowych. Mógłby sam spróbować się tym zająć, ale nie potrafił znaleźć na to czasu. Poza tym ufał Mayi w tej kwestii całkowicie. Za wszelką cenę chciał też zachować kontakt z młodą i inteligentną kobietą. Była skarbnicą wiedzy na temat swojego regionu, mentalności europejskiej i tradycji. Te aspekty okazały się niezwykle ważne we współpracy krajów mających skrajnie odmienne historie, tradycje, języki i kulturę.

Sama praca z Mayą, a wcześniej też nauka, były przyjemnością. Puru, jego przyjaciel i wspólnik, słyszał nie raz ich lekcje, wpadając po coś do gabinetu Aruna. Pewnego dnia zauważył też na głos, że lekcje niemieckiego, a potem konsultacje z „dziewczyną od niemieckiego”, jak ją nazywał, są dla Aruna zbawienne, bo po raz pierwszy od dawna znowu stał się pogodniejszy, a nawet zaczął się śmiać. Arun sam musiał przyznać, że konwersacje z Mayą rzeczywiście sprawiają mu wiele radości, jak również samo oczekiwanie na nie.

Po kilku miesiącach podczas lekcji językowych, mimochodem i zupełnie naturalnie, Maya i Arun zaczęli rozmawiać ze sobą całkowicie szczerze. Rozmawiali otwarcie i niemal na każdy temat. Lubili nie tylko rozmawiać ze sobą, ale też słuchać siebie nawzajem. Z czasem zaczęli też ufać sobie w prywatnych kwestiach i rozmawiać ze sobą o swoim życiu.

Arun musiał przed sobą również przyznać, iż wolał, kiedy ich lekcje odbywały się przy włączonej kamerze. Lubił patrzeć na jej twarz. Miała najpiękniejsze, błękitne oczy, jakie widział, jasną cerę i długie włosy o barwie orzecha laskowego. Podobały mu się też jej usta.

Arun również w tej chwili wpatrywał się w zamyśleniu w fotografię Mayi i bezwiednie wyciągnął dłoń, by dotknąć zarys warg kobiety, niestety tylko na ekranie. Nie zauważył nawet, kiedy do jego gabinetu wszedł Puru. Arun cofnął dłoń, chwycił natychmiast myszkę komputerową i zamknął oglądane przez siebie zdjęcie Mayi. Spojrzał też zaraz na swego wspólnika i rzeczowym, udawanym rzecz jasna, tonem zapytał:

— Masz coś pilnego?

Puru zaprzeczył tylko ruchem głowy, po czym skomentował to, co zobaczył po przekroczeniu progu gabinetu Aruna.

— Jak długo zamierzasz jeszcze głaskać tylko ekran?

Arun zmarszczył brwi i odparował:

— Puru, przywidziało ci się. Przecierałem tylko monitor, był brudny.

Puru roześmiał się i przysiadł na krześle stojącym po przeciwległej stronie biurka.

— Tylko winny się tłumaczy — powiedział, po czym spoważniał i dodał. — Jesteśmy przyjaciółmi od piaskownicy. Znam cię i wiem, że ona ci się podoba.

Arun natychmiast zaoponował i zaczął przypominać przyjacielowi, że jest przecież żonaty. Puru na to pokręcił tylko głową z niedowierzaniem. Arun nie chciał kontynuować tej rozmowy. Wstał gwałtownie od biurka i stanął przy oknie, usiłując skoncentrować swoją uwagę na rozpościerającym się na zewnątrz widoku centrum stolicy.

— Arunie, jesteś bardziej święty niż żonaty. Ale wiesz co? — Puru wstał i kierował się do wyjścia, nie przestając przy tym mówić. Najwyraźniej zapomniał, z czym przyszedł do gabinetu swojego wspólnika. — Gdybyś poszedł do dzielnicy latarni, to byłby grzech, ale miłość, mój drogi przyjacielu, grzechem nie jest. Coś mi się wydaje, że jest ona odwzajemniona, ale to już sam musisz sprawdzić. — Za Puru trzasnęły lekko drzwi.

Arun na te słowa z irytacji zazgrzytał zębami. Puru mógł łatwo o wszystkim mówić bez emocji. Nigdy nie był żonaty ani nie miał dzieci. Nie miał czym ryzykować. Poza tym Maya była kimś nierealnym, kogo zna się tylko z ekranu. Nie można było jej dotknąć, nie można było zrobić niczego, prócz kliknięć klawiszy klawiatury lub myszki. Można było tylko rozmawiać. Zaraz potem jego wyobraźnia podsunęła mu szalone obrazy. W jego głowie rozbrzmiały echem podsuwane przez wyobraźnię coraz to nowe pytania: „Co by się stało, gdybym mógł ją zobaczyć albo dotknąć? Jak wygląda w rzeczywistości? Czy bym się jej spodobał?”. Natychmiast odsunął te niebezpieczne myśli od siebie. Odszedł od okna i zasiadł na powrót za biurkiem. Najlepszym lekarstwem na wszelkie jego problemy i rozterki zwykle była praca. Tak i teraz postanowił zatopić się w czekającej na niego od rana pracy.


Gdy Arun wieczorem wrócił do domu, czekała na niego kolacja. Podała mu ją, jak zawsze, ich służąca Lakshmi. Jego żona nigdy nie witała go od progu ani też nie zasiadała z nim przy stole do posiłku. Nie pytała go, jak minął mu dzień i nie rozmawiała z nim wieczorami. Arun też od lat nie pytał nikogo, gdzie jest Rupa albo co też w danej chwili robi. Przyzwyczaił się, że prowadzenie domu i dzieci były jej priorytetem życiowym. Nie ośmielił się skarżyć. Nie miał przecież powodu. Żona zaspokajała jego wszystkie najważniejsze potrzeby. Nie chodził głodny, miał zawsze czyste i wyprasowane ubrania, codzienna gazeta czekała co dzień na niego, ułożona tuż przy filiżance porannej kawy. Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że Arun ma doskonałe życie.


Po zjedzonym posiłku, ubrany w białą, luźną koszulę i długie dhoti, udał się do biblioteki, gdzie zasiadł z gazetą w ulubionym fotelu. Zatopiony w lekturze nawet nie usłyszał, że Rupa weszła do biblioteki.

— O, jesteś już — powiedziała na widok męża. W ręku trzymała książki, które zamierzała odłożyć na półkę. — Zjadłeś kolację, prawda? — zapytała mimochodem. Nie patrzyła jednak w cale na Aruna. Ułożyła równo książki na odpowiedniej półce i odwróciła się do wyjścia.

— Tak, dziękuję. Kolacja była wyśmienita — pochwalił wychodzącą z pokoju Rupę. Zignorowała lub nie usłyszała jego ostatnich słów. Patrzył jeszcze chwilę na puste teraz drzwi, w których przed chwilą zniknęła jego żona. Nagle w jego umyśle rozbrzmiały słowa Puru, wypowiedziane dziś w biurze: „Miłość nie jest grzechem, a czy jest odwzajemniona, sam musisz sprawdzić”.

Żył obok kobiety chłodnej i oziębłej, która nie widziała w nim mężczyzny. Był jej kolejnym obowiązkiem do spełnienia. Arun złożył z irytacją szybko i niedbale gazetę oraz wstał gwałtownie.

„Puru, diable wcielony, nie mam teraz przez ciebie spokoju” — pomyślał, ale był jednocześnie świadomy, że to nie Puru jest winien, że on, Arun, czuje się zaniedbany i niedoceniony. Puru tylko zaczął na głos zauważać i właściwie nazywać pewne rzeczy. Po raz pierwszy od wielu tygodni Arun poczuł chęć na mocniejszego drinka. W bibliotece miał barek, więc teraz podszedł do niego zdecydowanie, otworzył, sięgnął po butelkę McDowellsa i napełnił stojącą obok butelki szklankę złotym płynem. Uchylił szklaneczkę i upił łyk alkoholu. Palący napój wcale nie uspokoił jego nerwów.

„To niedorzeczne, żebym był zakochany w Mayi — myślał gorączkowo — jeszcze większym nonsensem byłoby, gdyby Maya, o dziesięć lat młodsza od mnie, atrakcyjna Europejka, też mnie kochała”.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 29.21