E-book
2.94
drukowana A5
30.88
drukowana A5
Kolorowa
56.9
Namaskaar, we love Bolly!

Bezpłatny fragment - Namaskaar, we love Bolly!


5
Objętość:
164 str.
ISBN:
978-83-8104-755-5
E-book
za 2.94
drukowana A5
za 30.88
drukowana A5
Kolorowa
za 56.9

Nina Nirali

Namaskaar, we love Bolly!

Seria: IndiaEuroStory

Dzień dobry, (witajcie), Kochamy Bolly!

Prolog

Paryski peron stacji metra, pomimo bardzo wczesnej pory, był niemal po brzegi wypełniony oczekującymi na pociąg pasażerami. Słońce świeciło jasnym blaskiem. Mimo, iż pogoda w ten ciepły, majowy dzień dopisywała, Valerie miała wrażenie, że prawie wszyscy otaczający ją tu ludzie są przygnębieni i zaspani. Niemal każdy z nich wpatrzony był w ekran smartfona i miał słuchawki na uszach.


Valerie pomyślała widząc to, że niezależnie od właśnie rozpoczynającego się pogodnego poranka, na dworcu wieje chłodem. Jej usta po chwili rozciągnęły się w psotnym uśmiechu, szturchnęła lekko ramię swojego kolegi, Pierra, i powiedziała.

— Pierre, spójrz na nich. Są niczym zombie. Słyszałeś, że ludzi ślęczących bez przerwy z głową w smartfonie nazywa się smombie?

Słysząc to, Pierre roześmiał się. Chłopak lubił poczucie humoru swojej najlepszej przyjaciółki.

Valerie Aron od czterech lat studiowała z Pierre’em Sorel indologię i przez niemal cały ten czas dojeżdżała razem z nim na zajęcia. Pierre i Valerie byli dobrymi przyjaciółmi, których łączyła wspólna pasja i miłość do muzyki i kultury Indii. Razem uczęszczali też na zajęcia z klasycznego tańca indyjskiego.

— Pomyśl, gdyby teraz z głośników popłynęła solidna porcja naszej muzyki, od razu by się obudzili. — zażartował Pierre. Oboje roześmiali się cicho na myśl o tym. Nie rozmawiali już więcej, ponieważ do stacji zbliżał się pociąg.


Scenie tej przyglądał się stojący nieopodal Rajkumar. Dwudziestopięcioletni Raj pochodził z New Delhi i studiował w Paryżu prawo. Od ponad pół roku dojeżdżał na swoje zajęcia tym samym pociągiem i od pierwszego dnia, kiedy zobaczył na peronie dziewczynę z niesamowicie długimi włosami, nie mógł oderwać od niej oczu.

Od pierwszego wejrzenia wydała mu się niezwykła. Bardzo długie, ciemno blond włosy sięgały za pas. Czasem splatała je w ciasny warkocz lub spinała na czubku głowy, ale on uwielbiał ją taką jak teraz, z naturalnie opadającą na plecy kaskadą. Ilekroć ją widział, nie potrafił oderwać oczu od jej jasnej, zawsze uśmiechniętej twarzy. Nie mógł dostrzec z tej odległości koloru jej oczu, lecz był pewien, że również były jasne. Zwykle idealnie podkreślone czarną kredką i falą czarnych rzęs oraz zaakcentowane czarnym łukiem brwi. Dziewczyna była szczupła i ubierała się zupełnie zwyczajnie jednak to, co przykuwało uwagę, były dodatki jakie dobierała. Nie rozstawała się z szalami i kolorowymi bransoletkami. Gdyby miała ciemniejszą cerę i włosy, Rajkumar byłby przekonany, że dziewczyna też pochodzi z Indii. Mimo, iż podobała mu się od tak dawna, nie miał odwagi podejść do niej i porozmawiać z nią. Tymczasem do stacji podjechał pociąg, on musiał oderwać wzrok od niej i znaleźć miejsce w zatłoczonym wagonie kolei miejskiej. Był bardzo zły na siebie, gdyż nie potrafił przemóc swojej nieśmiałości i po prostu podejść do niej, poznać ją bliżej lub nawet zaprosić gdzieś.


Dzień mijał Valerie szybko. Wraz z Pierre’em siedziała w auli wykładowej. Ostatnie już tego dnia zajęcia z profesor Antonine Barthez, kulturoznawstwo, dobiegały końca. Profesor Barthez siedziała za biurkiem na swoim podium, jak zwykle z surową twarzą. Pani profesor, mimo dojrzałego wieku i powierzchownej surowości, była uwielbiana przez studentów. Jej cięty dowcip i interesujące zajęcia cieszyły się powodzeniem na całym kierunku studiów. Tak i teraz pani profesor nie zawiodła swoich studentów. Patrząc na nich z kpiącym uśmiechem na twarzy, zadawała zadanie semestralne.

— Jako że w planie dydaktycznym musimy zająć się i tym pasjonującym i inteligentnym tematem … — Studenci słysząc ironiczny ton głosu profesor roześmiali się ale zaraz umilkli, by ta mogła dokończyć.

— Dla państwa zadanie zaliczeniowe: Proszę ukazać popularną, indyjską muzykę filmową w niekomercyjny sposób. — Pani profesor wyrwał się krótki, kpiący śmiech. Zaraz potem odchrząknęła i dodała:

— Tylko proszę was, moi drodzy, oszczędźcie mi tych sucharów o miłości, smutku i rozstaniu. Chcę zobaczyć coś zupełnie nowego. Najlepiej w postaci krótkiego filmu. Wiecie, nie mam już tyle lat co wy i nie mam czasu na czytanie dziewięćdziesięciu sześciu wypracowań na kilka tysięcy słów.

Po auli ponownie rozniósł się krótki śmiech. Pierre i Valerie spojrzeli zdziwieni na siebie i jak na komendę oboje wzruszyli ramionami, chcąc w ten sposób pokazać sobie wzajemnie brak wszelkich pomysłów. Zaraz potem, Pierre i Valerie mogli opuścić aulę wykładową i udać się w drogę powrotną do domu.

RozdziaŁ 1

Valerie zamknęła za sobą cicho drzwi wejściowe mieszkania. Rzuciła torbę z książkami na garderobę po czym zdjęła buty i szal.

Była tak bardzo głodna, że od razu udała się do kuchni. Mijając w przedpokoju wejście do otwartego teraz pokoju dziennego, dostrzegła postać ojca siedzącego na kanapie i czytającego gazetę.

— Hej, papa. — przywitała się krótko, od razu znikając w kuchni.

— Witaj Valerie. Zostawiłem ci kanapki z lunchu. Wiedziałem, że będziesz głodna. — ten odpowiedział jej, przerywając swoją lekturę.

Valerie pochwyciła kanapkę w dłoń i przeszła jednocześnie jedząc ją do salonu. Podeszła do kanapy, przysiadła blisko ojca i pozwoliła zamknąć mu się czułych objęciach. Niezaprzeczalnie więź między ojcem a córką była bardzo głęboka i nierozerwalna.

Antoine złożył krótki pocałunek na czole dziewczyny i nie zwalniając uścisku, wsparł się o oparcie kanapy. Bezwiednie powiódł też wzrokiem na przeciwległą ścianę.


Na ścianie wisiał spory obraz przedstawiający uśmiechniętą twarz kobiety. Wygląd postaci z obrazu był tak orientalny, że wyróżniał się na tle wszystkiego, co znajdowało się w pomieszczeniu. Przykuwał sobą całą uwagę każdego, kto tylko znalazł się w salonie. Obraz był niemal wejściem do zupełnie innego świata.

Ciemne oczy kobiety z płótna zdawały się promieniować wewnętrznym blaskiem oraz ciepłym uśmiechem. Podkreślone grubą, czarną linią wokoło, przypominały kształt idealnego migdała. Łuki jej czarnych brwi oddzielało bordowe bindi w kształcie kropli a nad nim błyszczała bogato zdobiona w złotym odcieniu tikka w kształcie półkola. Nad głową spięta czerń jej włosów, również ozdobiona biżuterią, układała się w koronę. W uszach lśniły duże, złote kolczyki przypominające bogato zdobione dzwoneczki.

Kobieta z obrazu, niczym malownicza nimfa czarowała każdego swoim cudownym uśmiechem doskonale pełnych, obrysowanych szkarłatem warg.


Valerie również odwróciła głowę w stronę obrazu i westchnęła ze smutkiem.

— To się u nas chyba nigdy nie zmieni, prawda papa? Zawsze będziemy za nią tęsknić i kochać ją. — Antoine pokiwał zamyślony w potwierdzeniu głową, lecz nic nie odpowiedział na pytanie zadane przez córkę. Po chwili, by zmienić bieg ich myśli i rozmowy, spojrzał na Valerie i zadał pytanie dotykające bieżących spraw.

— Co u ciebie skarbie? Jak studia? Wszystko dobrze?

Valerie przełknęła ostatnie kęsy swojej kanapki, zastanawiając się jednocześnie co odpowiedzieć.

— Ogólnie, raczej dobrze. Mam trudne zadanie. Muszę pomyśleć jak je zrobić.

Ojciec zachęcił córkę do wyjaśnień jednocześnie kładąc swoją dłoń na jej dłoni.

— Opowiedz, może nie wiem wiele o indologii, ale postaram się pomóc.

Na te słowa, Valerie roześmiała się.

— Och, papa. Wiesz wiele więcej niż ja, tylko się do tego nie przyznajesz. — przerwała po czym poważniejszym tonem zaczęła opowiadać o swoim zadaniu.

— Profesor Barthez zadała nam odnaleźć niekomercyjną rolę współczesnej muzyki indyjskiej. Tylko, że ta muzyka tato, sama w sobie jest komercyjna. — westchnęła z rezygnacją. Antoine zamyślił się chwilę, po czym na głos powiedział.

— Zgoda, ale jak każda muzyka, jest treścią życia wielu milionów ludzi, kochają przy niej, bawią się, płaczą, cierpią z powodu złamanych serc. — wymieniał rzeczowo. Valerie natychmiast mu przerwała:

— Oczywiście, zgoda. Jednak profesor zażyczyła sobie czegoś zupełnie nowego. Ja też chciałabym przedstawić tę muzykę w zupełnie inny sposób. — Antoine uśmiechnął się na te słowa i uścisnął jej dłoń w pocieszeniu.

— Jestem pewien, że moja tamilska księżniczka i z tym sobie poradzi. Valerie, posłuchaj co podpowiada ci serce. Poradzisz sobie zawsze i wszędzie, jestem tego pewien.

Córka uścisnęła ojca serdecznie i zaczęła podnosić się z kanapy.

— Muszę się przygotować do wieczornego występu. Lata świętuje zaręczyny i poprosiła, bym dziś wieczór zatańczyła z tej okazji. — zawróciła wiedziona nagłym impulsem, przykucnęła przed Antoine’m i chwyciła go za dłonie.

— Proszę papa, przyjdź też. Chciałabym żebyś mnie dziś wspierał. Proszę!

Antoine roześmiał się niepewnie.

— Valerie, wiesz jakie to dla mnie trudne. — zaoponował na głos.

— Wiem, za każdym razem gdy chodzimy na podobne imprezy, ty masz nadzieję, że ją tam spotkasz a ona się nie zjawia. Wiem o tym. Znam cię. Ale tym razem przyjdź dla mnie. Proszę, papa. — Antoine nie potrafił nigdy długo opierać się prośbom swojej córki. Widząc ją teraz tak przejętą, również i w tej chwili, nie potrafił jej odmówić.

— Dobrze. Przyjdę. — Szczęśliwa Valerie spontanicznie objęła ojca i pędząc zaraz potem do swojego pokoju odkrzyknęła.

— Bądź proszę o dziewiętnastej w „Indie française.

Valerie zniknęła, a oczy Antoine’a automatycznie powróciły do obrazu na ścianie, jaki oglądał od ponad osiemnastu lat.

Obraz był powiększoną wersją jedynego zdjęcia, jakie im po niej pozostało.


***


Antoine był cenionym architektem. Przed dwudziestu sześciu laty otrzymał intratne zlecenie w Londynie, i w związku z tym, na pewien czas musiał przenieść się do stolicy Wielkiej Brytanii.

W firmie, która zleciła mu wykonanie projektu dużego obiektu przemysłowego, poznał atrakcyjną Lisę. Bardzo prędko para nawiązała gorący romans. Antoine sądził, że łączyło ich głębsze uczucie.

To, jak bardzo się w tej kwestii mylił odkrył, gdy okazało się, że Lisa zaszła z nim w ciążę. Dziewczyna chciała za wszelką cenę usunąć owoc ich romansu. Antoine musiał walczyć z Lisą o to, by ta nie dokonywała aborcji i nie zabijała jego dziecka. W końcu ustalili, że Antoine zapłaci Lisie miesięczne odszkodowanie za każdy miesiąc ciąży. Kiedy nareszcie na świat przyszła jego córeczka, zapłacił kobiecie za sądowe zrzeczenie się władzy rodzicielskiej nad ich dzieckiem, a ta zniknęła z ich życia na zawsze. Niebawem też z radością wracał z niemowlęciem do Paryża.


Od dnia narodzin Valerie, Antoine samodzielnie opiekował się nią. Cała ta sytuacja była dla niego nie lada wyzwaniem, bowiem nie miał żadnej wiedzy na temat dzieci, a tym bardziej niemowląt.

Z wdzięcznością przyjmował każdą otrzymaną radę lub wskazówkę. Żałował w tej sytuacji najbardziej, że oboje jego rodzice już nie żyli, a jego córka będzie pozbawiona nie tylko matki, ale również kochających dziadków. Antoine starał się jak tylko mógł, aby jego dziecku niczego nie brakowało. Będąc już w Paryżu zatrudnił do pomocy opiekunkę, jednak mimo to, z bólem serca obserwował jak jego córeczka rośnie bez kobiecej miłości.


Tuż przed piątymi urodzinami Valerie, Antoine otrzymał zlecenie na wykonanie dużego projektu w Indiach. W tak długą i daleką podróż musiał zabrać swoją córkę ze sobą.

Gdy tylko oboje wysiedli z samolotu, zostali serdecznie przyjęci przez Rajesha Tivari, zleceniodawcę Antoine’a. Zarówno ojciec jak i córka od pierwszego spojrzenia byli oczarowani Indiami. Wszystko tu było tak zupełnie inne od tego, co oboje znali z Europy. Valerie od razu zauważyła, że Indie są „kolorowe i muzyczne”. Antoine do dziś uśmiechał się na wspomnienie tego określenia, wypowiedzianego przez jego wówczas niespełna pięcioletnią córkę. Gratulował sobie też, że od początku uczył dziecka języka angielskiego. Dzięki temu Valerie nie miała żadnej bariery językowej i mogła swobodnie porozumiewać się z niemal każdym.

Rajesh Trivari zapewnił im mieszkanie u zaprzyjaźnionej rodziny, Vaidya. Antoine i Valerie zostali otoczeni po raz pierwszy ciepłem domowego ogniska. Głową rodziny była seniorka, Grishma, mieszkająca pod jednym dachem z dwójką swoich synów i ich rodzinami. Antoine i Valerie byli zdumieni, jak bardzo inne zwyczaje panują w tym domu. Grishma była otoczona niespotykanym szacunkiem swoich obu synów oraz ich żon. Poranki wypełnione były krótką, śpiewaną modlitwą przy domowym ołtarzu, na którym ustawione były figurki Ramy, jego żony Sity i brata Laxmana, wykonane z brązu. Figurki te były co dzień ozdabiane świeżymi girlandami z białych margaretek. Zaraz po porannej modlitwie, synowe Grishmy błogosławiły mężów i nakładały im tikę na czoło.

Antoine z wielkim sentymentem wspominał wydarzenie, kiedy to on pewnego poranka, z oddali patrzył na poranne rytuały rodziny gospodarzy. Seniorka z surową miną nakazała skinieniem głowy podejść Antoine’owi bliżej. Gdy to uczynił, Grishma nałożyła mu tikę na czoło i powiedziała:

— Jesteś mądrym i dobrym człowiekiem Antoine, pracuj nad sobą nadal, jak do tej pory.

Antoine ukłonił się przed Grishmą z wdzięcznością i dotknął jej stopy w geście oddania szacunku. Ta roześmiała się i nakazała mu wstać. Dotknęła jeszcze jego policzka, by okazać mu swą życzliwość. Antoine intuicyjnie czuł, jakie te wszystkie gesty miały znaczenie. Tego dnia stał się kimś więcej, niż tylko gościem dla rodziny Vaidya.

Valerie zaprzyjaźniła się z dwójką nieco starszych od niej wnucząt Grishmy. W domu rodziny Vaidya zawsze panował ciepły rozgardiasz. Głośnie rozmowy lub zabawne przekomarzania toczone były w tamilskimlub przez wzgląd na gości, w angielskim. Po długim dniu pracy rodzina przesiadywała zwykle wspólnie do późnego wieczora. Głównym posiłkiem dnia była obfita kolacja, podawana około godziny dwudziestej. Zarówno Valerie jak i Antoine pokochali te wieczory oraz życzliwą im rodzinę Vaidya.

Pewnego dnia zupełnie przypadkiem, Valerie i Antoine natrafili na Prishę Raneshwar. To nieoczekiwane spotkanie zmieniło życie całej ich trójki.

Rozdział 2

Dziewiętnaście lat wcześniej Indie, wówczas Madras (od 2000 roku Chennai/Tamilnadu, Indie).


Antoine wraz z Valerie i Rajeshem przemierzali właśnie centrum Madrasu. Towarzyszyli Rajeshowi w drodze do inwestora, którego biuro mieściło się w centrum miasta. Tego dnia Valerie nie mogła zostać pod opieką synowych Grishmy i musiała towarzyszyć Antoine’owi w pracy. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że z uwagi na zaistniałą sytuację razem wybiorą się do centrum miasta. Antoine z córką będą mogli nieco pozwiedzać centrum oraz sklepy, a międzyczasie Rajesh będzie mógł pokazać wstępny projekt budowli inwestorowi.

Odprowadzili Rajesha pod nowoczesny biurowiec, centrum biznesowe, w którym mieściło się wiele firm, a sami udali się wzdłuż jednej z ciasnych, bardzo zatłoczonych ulic centrum miasta. Umówi się z Rajeshem, że odnajdą się później na głównej ulicy handlowej w centrum miasta, tuż przy kinie.


Antoine i Valerie z zachwytem przemierzali tłumne i głośne ulice. Rozentuzjazmowani mijali stragany, przy których przygotowywane były nieznane im potrawy, oraz oglądali wystawy sklepowe. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż w Paryżu, co oboje bardzo fascynowało. Część szyldów sklepowych było zapisanych oryginalnym, tamilskim pismem, dlatego nie zawsze wiedzieli dokąd wchodzą. Spodobała im się taka zabawa i zaczęli rozbawieni wchodzić do każdego niemal sklepu, by przekonać się, co jest w środku. Obejrzeli sklep z niezliczoną ilością przypraw, zaraz obok niego odnaleźli malutkie pomieszczenie służące za sklepik z biżuterią. Kolejna tablica z obco wyglądającym napisem okazała się niczym innym, jak szyldem sklepu z damską odzieżą. Mimo, iż ulica była bardzo zatłoczona i wąska, po obu jej stronach mieściły się stragany z żywnością wszelkiej maści. Kuszące zapachy przygotowywanych wokoło potraw unosiły się w powietrzu i mieszały ze sobą, tworząc niezwykły, nieznany im dotąd aromat. Mijali mnóstwo uśmiechających się do nich twarzy i mimo, iż po raz pierwszy znaleźli się w tak dużym tłumie, nie czuli z tego powodu dyskomfortu. Oboje, ojciec i córka odczuwali radość, że i dla nich znalazło się tu miejsce. Doszli do końca ciasnego, zatłoczonego bulwaru i trafili na kolejną, dużo szerszą ulicę. Nie przerywali swej zabawy w odgadywanie obcych napisów z szyldów. Teraz też spojrzeli na czarny szyld z czerwonymi malunkami liter tamilskich, znajdujący się ponad ich głowami.

— Sprawdzamy? — spytała mała roześmiana, trzymając ojca przez cały czas za rękę.

— Córuniu, nie wydaje mi się, żeby to był sklep. — zawahał się Antoine patrząc na brak okien wystawowych. Budynek był nieco bardziej surowy, niż inne otaczające go zabudowy.

— Chodźmy, papa. — pociągnęła ojca za rękę i wspólnie pchnęli drzwi wejściowe budynku.

Korytarz oświetlało słabe światło. Z lewej strony znajdowały się drzwi, na których wisiała tabliczka informacyjna w tamilskim i angielskim ”changing room. Ściany w korytarzu były szare a na podłodze leżał gruby, wzorzysty dywan w tonacjach czerwieni, bieli i bordo. Już mieli wychodzić, gdy ich uwagę przykuła muzyka, która nagle rozbrzmiała z sali mieszczącej się w końcu korytarza.


Były to rytmiczne uderzenia bębna o niskim tonie i męski głos, formułujący niezrozumiałe wyrazy, wymawiane równocześnie z uderzeniami bębna. Wiedziony ciekawością Antoine ujął mocnej Valerie za rękę i wolnym krokiem razem udali się w kierunku, skąd dobiegała muzyka. Główna sala nie miała drzwi dlatego zaraz, gdy przeszli korytarz i podeszli bliżej, zobaczyli w głębi odwróconą tyłem do nich, kolorowo ubraną kobietę, która z wdziękiem poruszała się do słyszanego rytmu.


Kobieta miała długie, kruczoczarne włosy, sięgające do pasa. Włosy spięte były w warkocz, w który miała wplecioną na całej jego długości srebrną biżuterię. W tyłu głowy wpięty, pysznił się bielą kwiatowy łańcuch. Rękawy wzorzystej, fioletowej bluzki sięgały połowy jej ramion. Tuż za rękawami oraz na przegubach o kremowej skórze, połyskiwały złote, pięknie zdobione bransolety. Przód i tył bluzki przełożony był różową tkaniną, zdobioną złotymi wzorami, która sięgała bioder i była przytrzymywana w talii przez srebrny pas. Całości dopełniały różowe, lekko poszerzane w udach spodnie, których nogawki były połączone ciemnozieloną, plisowaną tkaniną.


Tancerka unosiła teraz wysoko nad głową wyprostowane i złożone niczym do modlitwy ręce. Wraz z uderzeniami bębna poruszały się kolejno nogi. Potem kobieta opuściła wciąż złożone ręce na wysokość piersi i obróciła ku nich swoją uśmiechniętą twarz. Nie dostrzegła ich jednak. Skupiona na muzyce kontynuowała swoje ćwiczenia. Odwróciła teraz przodem do nich całą swą postać a jej ręce, wciąż w modlitewnej pozycji, powróciły wysoko nad głowę. Jednocześnie wyprostowane dotąd nogi ugięła w kolanach. Pomalowane na czerwono pięty uniosły się kolejno i wraz z uderzeniem bębna szybko opadły na podłogę. Ręce z wciąż złożonymi dłońmi, zatoczyły idealne koło w powietrzu i zatrzymały z lewej strony tuż obok jej piersi. Tymczasem lewe kolano z wdziękiem uniosło się w górę i zawisło na moment w powietrzu. Wraz z uderzeniem bębna, przy wtórze męskiego śpiewu, uniesiona w powietrzu noga wyprostowała się w kolanie. Kobieta pochylała się ku lewej stronie dopóty zgrabna, ozdobiona na czerwono stopa nie natrafiła na podłoże. Rytmy bębna przyspieszyły, jak i przyspieszyła ona. Dzwonki upięte do kostek dźwięczały teraz głośno, przy każdym jej ruchu. Bębny ucichły, kobieta zamarła w nieruchomej pozie. Męski głos zaczął śpiewać teraz wolno przy wtórze sitary. Po chwili bębny zagrzmiały ponownie, a kobieta czarowała ich dalej swoim tańcem. Teraz jej ręce wykonywały idealnie, dopracowane ruchy w powietrzu. Ułożenie samych dłoni zmieniało się wraz z każdym obrotem ciała kobiety oraz jednoczesnym, rytmicznym uginaniem się i prostowaniem jej nóg.

Ani Antoine, ani mała Valerie zachwyceni tancerką i jej niezwykłym tańcem, nie mogli nawet na chwilę oderwać od niej oczu.


Tymczasem muzyka ucichła i kobieta zakończyła swój taniec. Spojrzała w stronę wejścia, w którym dopiero teraz dostrzegła dwoje niezwykłych widzów. Na ich widok uśmiechnęła się przyjaźnie i przywitała się w języku angielskim.

— Dzień dobry. Czy mogę w czymś pomóc?

Podeszła do nich bliżej a przy każdym jej kroku dźwięczały przypięte do kostek dzwoneczki oraz biżuteria, którą miała na sobie.

Antoine spojrzawszy w jej głębokie, brązowe oczy obrysowane mocną czernią, poczuł suchość w gardle. Odchrząknął aby odzyskać moc nad głosem i odpowiedział.

— Bardzo przepraszamy. Zwiedzaliśmy miasto i sklepy. Weszliśmy tu przez pomyłkę i chcieliśmy wyjść, ale muzyka przywiodła nas do pani. Nie chcieliśmy przeszkadzać. — zakończył wpatrzony wciąż w dziewczynę, oniemiały z zachwytu, Antoine. Valerie też dopiero teraz odzyskała głos i wyszeptała z pasją, pociągając ojca za poły marynarki.

— Ja chcę być jak ona. Też chciałabym tak tańczyć, tatusiu.

Z twarzy kobiety nie znikał serdeczny uśmiech. Spojrzała błyszczącymi oczyma w zielone oczy Antoine’a a do Valerie zwróciła się pytająco dźwięcznym głosem.

— Jeśli twój tatuś mi pozwoli — po tych słowach przykucnęła przed Valerie, wyciągnęła do niej swoją dłoń i dokończyła:

— Mogłabym pokazać ci mój taniec. Chcesz? — Valerie uniosła wysoko głowę i spojrzała błagalnie na ojca. Ten tylko pokiwał głową w aprobacie.

Piękna indyjska nimfa ujęła jego córeczkę za dłoń i powiodła za sobą, przy wtórze dźwięczących dzwonków u jej stóp, na środek sali. Pochyliła się nieco ku dziecku, wciąż ciepło się uśmiechając, chwyciła obie ręce Valerie i wyprostowała w łokciach. Delikatnie przyłożyła swoje dłonie do dłoni dziewczynki i wyprostowała je, kierując ku górze. Uchwyciła delikatnie też małe kciuki i ugięła je.

— Twoja dłoń właśnie stała się flagą, Pataaka. — Objaśniła kobieta serdecznym głosem. Obeszła dookoła dziewczynkę i zapytała.

— Jak masz na imię, kochanie?

— Valerie. — odpowiedziała mała dzielnie utrzymując wyprostowaną pozycję rąk i dłoni.

— Piękna flaga, Valerie. Masz talent. Ja jestem Prisha. To zaszczyt mieć taką wyjątkową uczennicę. — Twarz dziecka po tych słowach rozjaśnił uśmiech a Antoine poczuł pieczenie pod powiekami. Jego córka pierwszy raz w życiu chyba doświadczyła tyle troski i uwagi ze strony kobiety. Wiedział, że Prisha zdobyła serce jego dziecka już od pierwszej chwili.

Tymczasem Prisha kontynuowała lekcję. Znów dotknęła dłoni dziecka i delikatnie ugięła serdeczne palce Valerie.

— Teraz twoja flaga, Valerie ma trzy kolory. To tripataaka. — Mała uczennica wciąż dzielnie utrzymywała wysunięte przed sobą ręce.

— Doskonale, Valerie. — pochwaliła ją Prisha za wytrwałość, po czym ponownie dotknęła dłoni dziecka i delikatnie ugięła dodatkowo najmniejszy palec dłoni.

— To jest ardhapataaka, połowa flagi. — Objaśniła Prisha i zaraz potem połączyła środkowy palec dziecka ze wskazującym oraz z kciukiem. Palce Valerie, mały i serdeczny unosiły się tylko nieznacznie.

— To jest otwarcie w bransoletce, Katakaamukha. Hmmmm… — Zamyśliła się Prisha na głos i zaraz potem odparła z tajemniczym uśmiechem:

— Już wiem, czego mi u ciebie brakuje, Valerie. Poczekaj tu proszę.

Zostawiła dziewczynkę na środku sali i odeszła do pomieszczenia obok, obwieszczając każdy swój ruch dźwięczeniem dzwoneczków. Valerie wciąż zawzięcie trzymała wyprostowane ręce, a dłonie w pozycji wskazanej przez Prishę. Antoine był dumny ze swojej córki jak nigdy dotąd. Sam w niemym zauroczeniu obserwował tę ich lekcję. Prisha zjawiła się na powrót przy dziewczynce. W dłoniach niosła pęk kolorowych bransolet w małym rozmiarze. Podzieliła je na dwie połowy i wsunęła dziewczynce na oba przeguby dłoni.

— Teraz wyglądasz znakomicie. — Pochwaliła Prisha Valerie z uśmiechem. W tej samej chwili w drzwiach pojawił się Rajesh, który ich szukał.

Prisha widząc to, chwyciła Valerie za ręce i opuściła je na dół. Przykucnęła przed dzieckiem wciąż ujmując jej dłonie swoimi i powiedziała serdecznie uśmiechając się:

— Przychodź do mnie zawsze, kiedy tylko zechcesz. Jeśli tatuś tylko mi pozwoli, nauczę cię mojego tańca.

Na te słowa, Valerie objęła serdecznie Prishę i cicho wyszeptała szczęśliwa do ucha przyszłej nauczycielki.

— Dziękuję. Pozwoli mi. — ucałowała jeszcze Prishę w policzek na pożegnanie i podbiegła do ojca. Antoine ze wzruszeniem malującym się na twarzy wyszeptał bezgłośnie „dziękuję”, ujął córeczkę za rękę i wszyscy troje wyszli ze szkoły tańca.

Po drodze Valerie odezwała się do ojca.

— Prisha wyglądała jak księżniczka, widziałeś tatusiu? Miała kolczyk w nosie i takie duże kolczyki w uszach.

Antoine uśmiechnął się na wspomnienie kobiety i od razu na głos przyznał dziecku rację.

— A widziałeś tatusiu te łańcuszki w jej włosach i na głowie? Czy ja też mogłabym mieć takie?

On wiedział już, że Valerie będzie chciała wyglądać dokładnie jak Prisha. Wiedział też, że nauka tego tańca ją uszczęśliwi, a on pragnął aby jego córka była szczęśliwa.

— Tak Valerie. Kupimy wszystko, co będzie do tańca konieczne. — obiecał jej Antoine.

Sam Antoine był wciąż pod wrażeniem spotkanej przed chwilą młodej kobiety.

Rajesh wyczuwając ich zafascynowanie, roześmiał się i wyjaśnił.

— To była szkoła jednego z naszych klasycznych tańców. Prisha Raneshwar jest jedną z najlepszych tancerek w tym regionie, Valerie … — zwrócił się do dziecka:

— Prisha na pewno wkrótce zrobi z ciebie małą, tamilską, tańczącą księżniczkę., Valerie.

Antoine zaciekawiony spytał Rajesha:

— Jak nas znalazłeś? — na to Rajesh roześmiał się cicho i odparł rozbawionym tonem:

— Antoine, para taka jak wasza nie przejdzie tu nawet w największym tłumie niezauważona. Wystarczyło zapytać kogokolwiek.

Słysząc taką odpowiedź, Antoine również uśmiechnął się.


Tego wieczoru Valerie przy kolacji z przejęciem opowiadała o ich przygodzie w szkole tańca. Z dumą prezentowała każdemu członkowi rodziny Vaidya wszystkie ułożenia dłoni, jakich się nauczyła.

Grishma widząc to, oznajmiła jak zwykle surowym, nie znoszącym sprzeciwu tonem:

— Przeznaczenie was tam zawiodło, Antoine. Jeśli twoje dziecko w pięć minut nauczyło się Pataak, musi tam wrócić.

Antoine pokiwał głową w potwierdzeniu. On też musiał koniecznie tam wrócić. Obraz pięknej tamilskiej wróżki nie znikał sprzed oczu jego wyobraźni. Jej ciepły uśmiech, życzliwość wobec jego córki i niego, wszystko to sprawiało, że myślał o niej bez ustanku.

Rozdział 3

Następnego dnia Valerie już od rana nie mówiła o niczym innym, jak o nowym stroju do tańca oraz lekcji z Prishą. Zaraz po pracy Antoine pojechał po córkę do domu państwa Vaidya. Zabrał ją na obiecane zakupy a potem udali się do szkoły tańca.

Prisha widząc ich w wejściu, uśmiechnęła się na powitanie i podeszła do Valerie. Wyciągnęła dłoń ku dziewczynce, wypowiadając w tej samej chwili słowa powitania na głos.

— Czekałam na ciebie, Valerie. Chodź, pokażę ci gdzie możesz się przebrać i przedstawię ci moje inne uczennice. Gdy dziecko pochwyciło jej dłoń, Prisha spojrzała na Antoine’a i powiedziała.

— I ciebie witam. Jak mogę się do ciebie zwracać? — zapytała.

— Antoine. Jestem Antoine Aron. — przedstawił się zdziwiony jednocześnie nienaturalnym teraz brzmieniem własnego głosu. Prisha, ubrana dziś w niebieski stój do tańca, wydała mu się bardziej zachwycająca niż poprzedniego dnia.

— W korytarzu po prawej jest poczekalnia dla rodziców. Znajdziesz tam lekturę i coś do picia. Zajęcia skończą się za około godzinę.

Nie powiedziała nic więcej, tylko zniknęła wraz z Valerie w korytarzu prowadzącym do przebieralni. Nie pozostało mu nic innego, tylko udać się do poczekalni.


Bardzo trudno było znaleźć mu zajęcie, kiedy miał świadomość bliskości Prishy. Słuchał rozbrzmiewającej w budynku muzyki, przerywanej od czasu do czasu przez nauczycielkę. Próbował wtedy przez otwarte drzwi dosłyszeć jej głos. Mimo, iż nie rozumiał wszystkich wypowiadanych przez nią słów, chłonął każdy dźwięk jej głosu. Przechodził w poczekalni z miejsca w miejsce i dotykał niemal każdego przedmiotu znajdującego się w pokoju, przez cały ten czas koncentrując swoją uwagę na odgłosach płynących z oddali. Jego myśli przedziwnie krążyły wokół kobiety a przytłumiony dźwięk jej głosu, który co pewien czas docierał do niego sprawił, że zaczął marzyć. Nie wiedział ile czasu upłynęło mu w ten sposób, dopiero z zadumy wyrwała go Valerie, podbiegająca do niego przy akompaniamencie dzwoneczków, przypiętych do jej kostek. Dziewczynka przytuliła się do ojca i zadarła głowę ku górze, by spojrzeć w jego twarz.

— Papa, umiem już wszystkie mudry i adavu. Nawet Prisha i dziewczynki pokazały mi, co to abhinaya. Spójrz tatusiu!

Po tych słowach Valerie zaprezentowała ojcu mimikę tańca. Antoine roześmiał się radośnie, widząc zapał z jakim jego córka opowiada o wszystkim, czego się nauczyła. W tym momencie do poczekalni weszła Prisha i wyciągnęła swoją dłoń do Valerie ze słowami:

— Chodź słonko, dziewczęta pomogą ci się przebrać. — Valerie na te słowa natychmiast puściła ojca, pochwyciła dłoń nauczycielki i dała poprowadzić się do przebieralni. Jednak nie to zaprzątało głowę Antoine’a. Coraz bardziej i mocniej wszystkimi zmysłami zaczął obierać Prishę. Jej głos, zapach, jej uśmiech czy choćby wyraz jej oczu. Nie uszły jego uwadze troska i uczucie, jakimi od samego początku obdarzyła jego córkę. Nie rozumiał też, co działo się z nim samym. Nie potrafił już myśleć o niczym i nikim innym, poza Prishą. Ta jakby przywołana jego myślami, weszła na powrót do poczekalni i zwróciła się do Antoine’a.

— Twoja córka jest wyjątkowa. Bardzo zdolna … — urwała na chwilę, niemniej już po sekundzie wahania postanowiła kontynuować.

— Jednak coś mnie w jej zachowaniu zastanawia. Nie miej mi proszę za złe, lecz muszę zapytać. — Antoine wpatrywał się w kobietę w skupieniu. Domyślał się o co ona chce go spytać. Zastanawiał się czy Valerie o czymś jej wspomniała, czy też nauczycielka tańca jest również świetnym psychologiem.

— Zauważyłam, że mała łaknie mojego najmniejszego gestu, słowa i pochwał. To wygląda tak, jakby w jej życiu nie było … — urwała na chwilę niepewna, jakiego słowa powinna użyć

— …kobiety. — dokończyła lecz nie odważyła się dodać nic więcej. Antoine skinął głową w niemym potwierdzeniu. Zerknął w kierunku wejścia czy Valerie nie ma w pobliżu i wiedziony nieznanym mu dotąd impulsem, zapragnął wyjaśnić nauczycielce wszystko.

— Wychowuję Valerie sam od dnia jej narodzin. Z jej matką… — urwał szukając odpowiednich słów, wyraźnie zakłopotany. Nikomu nie mówił dotąd całej prawdy. Tym razem bardzo chciał, by Prisha ją poznała. Pierwszy raz w życiu chciał się podzielić z kimś swoim losem.

— Walczyłem z jej matką o Valerie od chwili, gdy dowiedziałem się o ciąży. — Oczy Prishy na te słowa nieznacznie rozszerzyły się z zaskoczenia. Popatrzyła na niego z podziwem, jak mu się przez chwilę wydawało. Kobieta po krótkiej pauzie, ważąc swe słowa odezwała się.

— Wspaniale się zatem spisujesz, jako ojciec i jako matka, Antoine. — Pierwszy raz na głos wypowiedziała jego imię. Słysząc jak wypowiada je miękko, serdecznym tonem poczuł się, jakby go nagradzała za wszystkie złe doświadczenia. W tym momencie pojawiła się Valerie ubrana już w codzienne ubranie. Prisha żegnała się teraz z dziewczynką i zapewniła, że również następnego dnia będzie na nią czekać. Antoine patrząc na tę scenę, zapragnął zatrzymać Prishę na dłużej.

Wiedziony spontanicznym pragnieniem, wyrzucił z siebie szybko pytanie z nadzieją w głosie.

— Czy nie zechciałabyś przyłączyć się do nas? Marzymy o kolacji na mieście, ale nie wiemy dokąd się udać, ani co zamówić?

Zaskoczona podniosła głowę i spojrzała z zażenowaniem na niego, nie wiedząc co odpowiedzieć. Valerie zaczęła głośno kibicować pomysłowi i prosić Prishę, by ta z nimi poszła. W końcu nauczycielka, ze śmiechem poddała się ich namowom. Poprosiła tylko o czas na zmianę ubrania.

Po nie całym kwadransie cała trójka przemierzała ulice Madrasu w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Prisha tego wieczoru, pokazując im centrum miasta i opowiadając o nim, stała się ich przewodnikiem. Pokazała im Gouvernment Museum of Madras. Przemierzając wolno przepełnione, ciasne ulice miasta, pokrzepili się po drodze się masala chai i dosami.

Prisha opowiadała im międzyczasie o świątyniach, ogrodach i plażach, które powinni koniecznie zwiedzić. Kiedy przechodzili przez jedną z ulic zauważyli, że wzdłuż niej, po obu jej stronach ustawione były same stragany z kwiatami. Rzędami zwisały spod markiz imponujące kwiatowe, różowo-białe lub niekiedy z dodatkiem zieleni girlandy i łańcuchy.

— To nasz bazar kwiatowy. — wyjaśniła im Prisha. Jeden ze sprzedawców widząc ich, uśmiechnął się do nich szeroko, pozdrowił Prishę i Antoine’a w języku tamilskim, i obu paniom wręczył łańcuszki świeżego jaśminu tak, aby mogły wpiąć sobie je we włosy. Antoine już wyciągał pieniądze z tylnej kieszeni spodni, kiedy to sprzedawca pokiwał głową przecząco i słabym angielskim oznajmił, że kwiaty to prezent. Prisha wymieniła ze sprzedawcą jeszcze kilka słów, których ani Antoine, ani Valerie nie zrozumieli, i wszyscy poszli dalej, wzdłuż ukwieconej ulicy.


Prisha zaprowadziła ich do najlepszej restauracji, jej zdaniem, Thalappakatti Biriyani, która od początków lat sześćdziesiątych był wizytówką południowo-indyjskiego jedzenia. Za jej sugestią też zamówili tam attucal soup, Chicken Biriyani oraz specjalność zakładu, Thalappakatti Chicken. Jedzenie zostało im zaserwowane w wielu szklanych, białych miseczkach, a za talerz służyła srebrna taca, na której ułożony był duży i szeroki liść. Gdy kelner odszedł, z uwagą słuchali wyjaśnień swej przewodniczki, jakie potrawy i dodatki najlepiej smakują razem i w jakiej kolejności należy je jeść. Zarówno Antoine jak i Valerie od początku swego pobytu w Indiach pokochali ostre potrawy, którymi raczyły ich panie domu rodziny Vaidya. Tak i teraz byli zachwyceni potrawami serwowanymi przez najsłynniejszą restaurację w Madrasie. Naśladując Prishę, przekładali z miseczek na tacę łyżką potrawy i jedli je rękoma.


Po skończonej kolacji, podczas spaceru powrotnego, Prisha oznajmiła, że nie obejdzie się bez deseru i że koniecznie muszą czegoś jeszcze spróbować. Zaprowadziła ich do sklepu ze słodyczami, gdzie również można było zamówienie spożyć przy stoliku, na miejscu. Zamówili słodki deser z twarogu i warzyw w sosie jogurtowym. Gdy wyszli ze sklepu ze słodyczami, Antoine zaproponował, że odprowadzą Prishę do domu. Ta z uśmiechem spojrzała na Valerie i widząc, że mała jest bardzo zmęczona, zaoponowała:

— Ja was z chęcią odprowadzę. — zaproponowała w zamian. Wyjaśniła im, że z przyjemnością przy okazji przywita się z rodziną Vaidya, z którą już dawno nie rozmawiała. Opowiedziała też krótką anegdotę z czasów, gdy chodziła z synowymi Grishmy do szkoły.

W rzeczywistości Prisha jak oni, delektowała się każdą spędzoną z tą dwójką chwilą. Valerie i Antoine od pierwszego spotkania podbili jej serce, i teraz bardzo trudno było jej rozstać się z nimi.


Antoine uniósł Valerie na ręce i wraz z Prishą wolnym krokiem udali się w stronę głównej drogi, by znaleźć wolną rikszę. Antoine przez cały ten czas nie mógł oderwać oczu od Prishy. Cała jej postać, uśmiech, wyraz oczu czy ciepły tembr jej głosu, przyprawiały go o drżenie. Jego własne reakcje na jej najmniejszy gest wprawiały go w zaskoczenie. Nie był przecież niedoświadczonym mężczyzną, lecz nie spotkał też nigdy takiej kobiety jak Prisha. Subtelnej, delikatnej a jednocześnie bardzo kuszącej swą niezwykłą urodą i talentem. Jej wewnętrzne ciepło przyciągało zarówno jego, jak i Valerie, niczym światło przyciągało ćmę. Z rozczarowaniem przyjął, że dotarli na miejsce. Wysiedli z rikszy i zatrzymali pod bramą wejściową. Antoine spojrzał na Prishę, i uśmiechnął się, wskazując przy tym brodą na śpiącą Valerie w jego ramionach.

— Zaniosę ją lepiej do łóżka. Wejdź proszę z nami. Chciałaś się przywitać, prawda? — Pisha odpowiedziała kiwnięciem głowy i półuśmiechem. Przepuścił ją pierwszą przez bramę. Ogród i taras oświetlone były światłami ogrodowymi oraz światłem padającym z okien domu. Rodzina Vaidya wciąż rozkoszowała się urokami wieczoru, siedząc na zewnątrz domu przy ogrodowym stole. Grishma, widząc gościa, wyszła na powitanie. Antoine od razu udał się ze śpiącą Valerie do jej pokoju, by położyć ją do łóżka. Tuż po chwili powrócił do ogrodu i zastał tam siedząca przy stole Prishę z resztą goszczącej go rodziny. Prisha odpowiadała uprzejmie na pytania zadane przez Grishmę. Gdy dosiadł się do nich, Grishma zaczęła wyjaśniać Antoine’owi:

— Zbliża się Nowy Rok w Tamilnadu, Puthandu. My obchodzimy go zgodnie z tamilskim kalendarzem. Prisha zwykle ze swoimi uczennicami przygotowuje z tej okazji występ taneczny. Powinna dołączyć twoją córkę do najmłodszego zespołu. — stwierdziła Grishma zdecydowanie. Zdziwiony spojrzał na zebranych kolejno, a potem ostrożnie odpowiedział Grishmie:

— Nie jestem pewien czy mała poradzi sobie. Dopiero zaczęła uczyć się tańczyć.

Grishma uniosła dłoń w geście uciszenia Antoine’a.

— Oczywiście, że sobie poradzi, to nie występ przed Radżą stanu, tylko przedstawienie taneczne z okazji Nowego Roku. Poza tym ma jeszcze kilka tygodni.

Prisha na te słowa pochyliła twarz, by ukryć uśmiech. Widząc to, Antoin również bezwiednie się uśmiechnął. Temat rozmowy uznano za wyczerpany, ponieważ nikt nie ośmieliłby się polemizować z opinią Grishmy. Synowe seniorki zaczęły dopytywać Prishę, czy ta wie, jakie atrakcje miasto jeszcze przygotowało z tej okazji. Wszyscy zajęli się rozmową o przygotowaniach do obchodzenia Nowego Roku. Antoine dowiedział się, że Nowy Rok dla Tamilnadu to również święto religijne, które świętuje się na cześć Boga stworzenia, Brahma. To Bóg Brahma według wiary Tamilnadu tego dnia miał rozpocząć swoje dzieło stworzenia świata.


Po około godzinie dopiero Prisha pożegnała się z wszystkimi i wyszła. Postanowiła do domu wrócić rikszą, więc odmówiła Antoine’owi odprowadzenia jej. Ten pomachał tylko za oddalającym się pojazdem. Gdy powrócił na patio ogrodu, zastał obie synowe Grishmy sprzątające stół po kolacji i zasłyszał ostatnie zdanie wypowiadane przez młodszą z nich:


— Bardzo jej współczuję. Nie sądzę, by wyszła za mąż. Na pewno nie w najbliższym czasie. Kto wie, co będzie potem… — widząc Antoine’a zamilkła. Ten mimo, iż rozmawiały w swoim ojczystym języku, zrozumiał kilka słów i zapytał w języku angielskim.

— Kto nie wyjdzie za mąż?

Kobiety spojrzały najpierw na siebie, potem na niego. W końcu szwagierki zdecydowały się wyjaśnić mu o czym rozmawiały.

— Miałyśmy na myśli Prishę, Antoine. Jest pochłonięta swoją pracą, ale też zajmuje się ciężko chorą matką. Nie ma rodzeństwa, które mogłoby jej pomóc. W ubiegłym roku pochowała ojca. — przerwała młodsza po czym dodała po chwili starsza.

— Prisha jest wspaniała. Wszyscy ją podziwiamy i lubimy, lecz martwimy się o ciebie i małą Valerie. — Antoine spojrzał na nie zaskoczony i zapytał natychmiast:

— Jak to martwicie? O czym wy mówicie? — patrzył na obie nic nie rozumiejąc.

Starsza z nich, Radhika spojrzała Antoine’owi w oczy i odważnie odpowiedziała:

— Zakochałeś się, Antoine i Valerie też jest pod ogromnym wrażeniem Prishy. — Antoine otworzył ze zdziwienia szeroko oczy. Nie wiedział co odpowiedzieć. Na pewno nie potrafił zaprzeczyć usłyszanym przed chwilą słowom, co bardzo go zaskoczyło. Wypuścił wolno powietrze z płuc, szukając właściwiej odpowiedzi.

— Nawet jeśli… — ważył słowa uważnie, po czym po chwili dokończył:

— ...to chyba nikogo tym nie skrzywdzę? — Młodsza synowa Grishmy, Remya pokiwała tylko głową z dezaprobatą i odrzekła.

— Siebie Antoine, swoją córkę i Prishę. — Remya nie dodała nic więcej, tylko chwyciła wypełnioną brudnymi naczyniami tacę i oddaliła się w kierunku domu. Radhika westchnęła głęboko i również sięgnęła po swoją tacę. Przytrzymując lewą ręką, opartą o biodro paterę, też skierowała się w stronę domu. Przechodząc obok Antoin’a przystanęła na chwilę, położyła prawą rękę na jego ramieniu, uścisnęła je w geście dodania mu otuchy i powiedziała niemal szeptem:

— Nie słuchaj Remyi. Idź za głosem serca. Wasza trójka jest sobie w jakiś sposób przeznaczona. Tylko ślepiec nie zauważyłby tego.

Po tych słowach puściła jego ramię i zniknęła na prowadzącej do domu ścieżce. Antoine nie wiedział, co ma myśleć o tym, co usłyszał. Nie spodziewał się w tym momencie takiej konfrontacji z własnymi emocjami i marzeniami. Jednak został postawiony przed nimi, i musiał je przyjąć do własnej świadomości. Stał tak dłuższą chwilę samotnie w ogrodzie i chłonąc atmosferę ciepłego, lutowego wieczoru, zatonął w marzeniach o sobie i o najbardziej niezwykłej kobiecie, jaką spotkał w całym swoim życiu.

                                            ***

Czas upływał Antoine’owi bardzo szybko. Skoncentrowany na pracy nawet nie spostrzegł, że zbliżała sie połowa kwietnia, oraz długo wyczekiwane święto.

Valerie pilnie podczas lekcji w szkole Prishy, przygotowywała się do swojego pierwszego występu. Po lekcjach tańca, często wszyscy w trójkę chodzili na spacery lub do kina. Chętnie spacerowali wieczorami złotymi plażami Elliota lub Mariny. Valerie śmiało dołączała do innych, bawiących się na plaży dzieci, a oni toczyli ze sobą fascynujące rozmowy o swoich krajach, ich historii i kulturze. W niedzielne dni ich wyprawy były dużo dłuższe. Prisha mogła im bez obaw towarzyszyć, gdyż nad jej matką czuwała wynajęta przez nią pielęgniarka. Niezapomniane dla wszystkich były wycieczki do Vandalur zoo, niedawno otwartego Dakshina Chitra, jak i do Świątyni Parthasarathy.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 2.94
drukowana A5
za 30.88
drukowana A5
Kolorowa
za 56.9