E-book
7.35
drukowana A5
30.04
Mia Cara

Bezpłatny fragment - Mia Cara

dobrze, że się odnaleźliśmy


5
Objętość:
158 str.
ISBN:
978-83-8104-203-1
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 30.04

1

Dziewczyna w lustrze wyglądała bardzo oryginalnie. Chyba dość szczupła i być może zgrabna, ale figurę skutecznie maskował obszerny czarny sweter — na oko jakieś pięć numerów za duży, zarówno jeśli chodzi o szerokość, jak i długość. Nierównomiernie rozciągnięty sięgał za kolana. Rękawy z dzianiny zostały odcięte. Skorygowano podkrój i doszyto, a właściwie przyfastrygowano, kilkucentymetrowymi krzyżykami z bordowej, matowej tasiemki, nowe, z mięsistego aksamitu. Taki sam aksamit został doszyty, również owymi ogromnymi krzyżykami, do dołu swetra — co dodało mu dodatkowych trzydzieści centymetrów długości. Spod owego odzienia widać było jeszcze dość szczupłe nogi, obute w klasyczne czarne martensy.

— Cóż, pomysł jest dobry, ale trzeba nad nim popracować. Ochrona by mnie w tym pewnie do biura nie wpuściła — skomentowała krytycznie swój wygląd Antonia.

Ściągnęła swetrzysko bo zaczynało jej też już być nieznośnie gorąco i puściła oczko do swojego normalnego (nie licząc martensów) odbicia.

— Może przerobię na jakiś płaszcz, albo co.

W innych okolicznościach wystarczyłaby tylko modyfikacja fryzury — od czego są peruki i ewentualnie zmiana stylu ubierania się. Tym razem jednak sytuacja była zupełnie inna i wymagała czegoś więcej niż zwykle. Ci ludzie, a przynajmniej część z nich znała ją z przeszłości. Co prawda minęło już ponad dziesięć lat i była wtedy pyzatą nastolatką, ale oni ją znali praktycznie od niemowlęcia. Nie mogła ryzykować zbyt szybkiego rozpoznania, zwłaszcza, że poza swoim zwykłym celem, który w tym przypadku schodził na drugi plan, miała w głowie jeszcze jeden, znacznie dla niej ważniejszy. Uśmiechnęła się do swoich myśli.

Sweter w takiej postaci odpada — utwierdziła się w swojej decyzji. Odłożyła go na krzesło, a na blacie wylądowała reszta zawartości pękatej reklamówki — jej dzisiejszego łupu w lumpeksie. Łup był dość monochromatyczny — czernie o różnej fakturze i kształcie.

— No to do dzieła. Zniszczenia i stworzenia — dodała sobie animuszu, nie wiadomo czemu szeptem.

Czekało ją, jak sama obiektywnie oceniła, kilka pracowitych dni, żeby tym starym ubraniom dać nowe życie. Pomysł na swoją nową rolę miała już w głowie wcześniej — stąd właśnie wybór czarnych ubrań. Czerń była jej obsesją od dziecka — wszystkie królewny, które rysowała zawsze były ubrane w niezwykle strojne, ale zawsze czarne suknie. Królewny miewały włosy we wszystkich kolorach tęczy, podobnie jak i oczy — ale ubrane były od czubka głowy po koniuszki palców u stóp na czarno. Czasem, jakby przez zapomnienie pojawiła się jakaś fioletowa, bordowa czy też ciemnozielona szarfa, wstążka, czy też nawet żabot, ale i tak przeważała czerń.

Znów uśmiechnęła się do swoich wspomnień — ciekawe czy te rysunki przetrwały.

2

Po raz kolejny główna księgowa nie miała danych, o które ją dzień wcześniej prosiła.

Laura nie kryła niezadowolenia. Wysyczała do bladej jak ściana, kajającej się przed nią, kobiety

— A może niech się po prostu pani przyzna, że jest pani leniwa i niekompetentna!

— Pani Lauro, jeszcze raz pani tłumaczę. Mam dwie dziewczyny na macierzyńskim. Kaśka od poniedziałku jest na dwutygodniowym urlopie, a Danka od wczoraj na zwolnieniu lekarskim, bo mała jej się rozchorowała. — głos jej się łamał, czuła się fatalnie tłumacząc tej, kompletnie nie znającej się na pracy dziewczynie, nie nie dziewczynie, dyrektor kreatywnej, w jakiej są sytuacji.

— Zostałyśmy we dwie.

Laura przerwała jej.

— Kłamie pani, nie dwie, tylko we troje! Jest jeszcze dyrektor finansowy.

Dorota pokręciła przecząco głową.

— Od wczoraj do poniedziałku włącznie na szkoleniu.

— A faktycznie, zapomniałam — zreflektowała się Laura.

— Jesteśmy w trakcie przygotowywania wypłaty — próbowała dalej wyjaśniać księgowa.

— Ale ja wydałam polecenie! — piskliwie wykrzyczała Laura.

— Ale kto zapłaci odsetki? — spytała konkretnie Dorota.

Laurę przytkało.

— Jakie znowu odsetki?

— Za nieterminową wypłatę wynagrodzenia.

Dyrektor kreatywna machnęła ręką.

— Phi, a kto by się czymś takim przejmował!

— Urząd skarbowy — odpowiedziała bardzo spokojnie szefowa księgowości.

— Ale ja to muszę mieć dzisiaj! — Laura miała minę niezadowolonej dziewczynki.

— Ale ja się nie rozdwoję — Dorocie było już dokładnie wszystko jedno. Miała dość tej sytuacji i tej rozhisteryzowanej panny, która swoją pozycję zbudowała wyłącznie w oparciu o bliskie relacje z prezesem.

Laura ochłonęła. Artura nie było, nie mogła do niego pójść na skargę. Zresztą gdyby usłyszał o odsetkach zapewne i tak nie zgodziłby się na oderwanie dziewczyn od przygotowywania wypłaty. To ona by oberwała raczej za brak danych, których przygotowanie zlecił jej dwa tygodnie temu.

Zaczęła spacerować po pokoju.

— Umówmy się, że przygotuje mi to pani najpóźniej do jutra do południa, ok?

Dorota skinęła mało pewnie głową.

— A ja postaram się znaleźć jakiegoś pracownika tymczasowego, żeby was trochę odciążył.

Księgowa popatrzyła na wychodzącą Laurę z szeroko otwartymi ustami. Cud! Trzeba to kredą w kominie zapisać. Księżna udzielna raczyła przemówić ludzkim głosem. Ba i to nawet dość rozsądnie.

— W sumie to by się ze dwie osoby przydały — rzuciła Dorota w kierunku zamkniętych już drzwi. Wiedziała jednak, że nie ma sensu iść do Laury i prosić o to, bo ta jeszcze gotowa by była się rozmyślić nawet z jej jednej dodatkowej osoby.


Laura po wyjściu z księgowości skierowała się od razu do gabinetu Grzegorza. Nie pukając otworzyła drzwi i weszła. Siedział przy biurku i z kimś rozmawiał przez telefon.

Oczywiście prowadził rozmowę służbową. Ten nudziarz przecież nie miał żadnego życia towarzyskiego odkąd przestali być ze sobą. Pokazała na migi, że ma pilną sprawę. Dość szybko skończył odłożył słuchawkę.

— Co jest? — spytał.

— W czasie nieobecności zastępujesz prezesa? — nie wiedział, czy było to pytanie, czy stwierdzenie.

— Tak — odpowiedział jednak — A co się dzieje?

Wyjaśniła pokrótce, że chodzi o zatrudnienie pomocy biurowej do księgowości.

— Konieczny jest podpis kogoś z właścicieli na papierach dla agencji pracy tymczasowej.

Skinął głową.

— Nie ma problemu. Chętnie podpiszę.

3

Największym problemem okazały się włosy. Pierwsze, co jej przyszło do głowy to były dredy i mnóstwo wielobarwnych wstążek. Dość długo czekała na zamówioną w Londynie perukę. Gdy w końcu dotarła powplatała w nią wstążki i przymierzyła, załamała się. To co zobaczyła w lustrze było gorsze niż przymiarka do przewielkiego swetra.

Westchnęła z rezygnacją. Trzeba wymyślić coś innego. Pomaszerowała do swojej pracowni. Otworzyła stojącą w rogu szafę i spojrzała na rząd modniarskich głów przyodzianych w różne peruki. Jej wzrok zatrzymał się na platynowych lokach.

— Tak, długość odpowiednia, ale kolor za mało szalony. Może dałoby się to jakoś ufarbować — myślała intensywnie.

Odpaliła komputer. Wrzuciła w wyszukiwarkę hasło „farbowanie peruk z naturalnych włosów”.

Przejrzała wyraźnie zadowolona kilka linków jakie otrzymała w odpowiedzi.

— No dobrze, to jaki kolor? — zadała sobie pytanie patrząc w tremo stojące obok manekina krawieckiego.

Zmarszczyła czoło i przypomniała sobie program Stylowe metamorfozy Stacy London. Prowadząca kilka razy używała programu komputerowego do dobrania fryzury i makijażu swoim gościom.

Znów z pomocą przyszła jej wyszukiwarka. Po zainstalowaniu znalezionego w czeluściach internetu programu, przebrała się w jedno z ubrań, które przygotowała na swoje wielkie show.

Stanęła na tle białej ściany i zrobiła sobie serię zdjęć z samowyzwalaczem. Zgrała je na dysk, wybrała według niej najlepsze i zaczęła zabawę w dobór koloru włosów. Zachwycił ją turkus i fuksja.

— Do tego czarne usta i mocno podkreślone na czarno oczy. Porcelanowy puder. Hm… białe szkła kontaktowe — mówiła do siebie wybierając opcje makijażu.

— O rany chyba bym się sama siebie przestraszyła — oceniła z dezaprobatą swoje dzieło — No nic zaczynamy od nowa.


Za oknem pracowni już świtało, gdy w końcu była zadowolona z efektu jaki uzyskała.

Teraz pozostawało jej już tylko czekanie.

4

Wracał z plenerowego spotkania z klientem, który chciał aby ich firma zajęła się kompleksowym wykończeniem świeżo zbudowanego segmentu. Facet należał do gatunku skąpych cwaniaczków chcących mieć wykończenie z górnej półki, ale płacąc tak jak za trzeci gatunek najtańszych materiałów. Spotkanie go zirytowało, zwłaszcza komentarze, że przecież jako firma na pewno kupują po cenach hurtowych i nie jest możliwe, żeby to aż takie drogie było. Grzegorz wytłumaczył mu, że i owszem, ale to nie oznacza, że cena hurtowa to jedna trzecia ceny regularnej, bo takie oczekiwania miał klient. Miał ochotę mu powiedzieć, że najtaniej będzie jak sam wszystko kupi i sam wszystko zrobi — odejdzie mu wtedy i koszt robocizny, i sam będzie sobie szukał najtańszych materiałów.

Firm świadczących usługi wykańczania mieszkań pod klucz nie było na rynku zbyt wiele. Oni też traktowali tę część swojej działalności jako dodatkową usługę. W większości bowiem przypadków klienci zatrudniali ich pracy nad jednym, góra dwoma pomieszczeniami. Zazwyczaj była to łazienka, a czasem kuchnia.

Dochodziło południe. I tym też był rozdrażniony. Planował, że będzie w firmie najpóźniej o dziesiątej, skoro umówili się na ósmą. Tymczasem klient był uprzejmy dotrzeć dobrze po dziewiątej. Dobrze, że chociaż zadzwonił i uprzedził, że ma problem z dotarciem na czas — bo korki, bo wypadek.

Miał na dziś zaplanowane sporo rzeczy do zrobienia, a nie mógł zostać dłużej bo obiecał mamie, że pojedzie z nią na zakupy. Ojciec z bratem byli na targach w Czechach i mieli wrócić dopiero za dwa dni.


Wszedł do firmy i zdziwił się widząc kilkoro młodych ludzi próbujących zmieścić się na kanapie stojącej naprzeciwko recepcji.

Dwóch chłopaków i trzy dziewczyny. Wszyscy wyglądający bardzo młodo, ot dzieciaki dopiero po maturze.

No tak — uświadomił sobie — Dorota ma dziś spotkania z kandydatami do pracy.

Zatrzymał się przy recepcji i przywitał z Karoliną.

— Dzień dobry, w końcu jestem. Były jakieś pilne sprawy do mnie?

— Dzwoniła Laura, że ma problem z dotarciem do firmy. Utknęła w korku bo po drodze był jakiś poważny wypadek.

— A poza tym cisza? — dopytał.

— Tak. Oni się trochę już nudzą — spojrzała na młodzież — Spotkania miały się zacząć godzinę temu. Dorota czeka na Laurę.

— O masz ci los, przecież to ma być człowiek do jego zespołu. Zadzwoń do niej, proszę, niech przyjdzie do mnie.

Dziewczyna skinęła głową, a on odwrócił się do młodzieży.

— Dzień dobry, jestem Grzegorz Olszewski. Nasza główna księgowa pani Dorotą Kowal za kilka minut zacznie spotkania z państwem.

Omiótł ich wzrokiem i przez chwilę zamarł. Nie zwrócił jakoś wcześniej uwagi na wielce oryginalny wygląd jednej z dziewczyn, wystylizowanej na gotkę. Czarny strój był przełamany intensywnie czerwonym kolorem włosów. Chyba się zorientowała, że na ją obserwuje, bo podniosła do góry twarz i spojrzała na niego.

— Przynajmniej oczy ma normalne — pomyślał, spodziewając się powiem jakichś szalonych soczewek kontaktowych.

Oczy miała ciemne, chyba brązowe, mocno kontrastujące z bladą cerą. Pierwsze wrażenie było dość przerażające, jednak gdy spojrzał w jej oczy nabrał dziwnego przekonania, że to raczej przebranie niż ubranie.

— Protest przeciwko dorastaniu — skonkludował w myślach, a głośno powiedział — Przepraszam za to spóźnienie i proszę dać nam jeszcze kilka minut.

Dorota przybiegła zanim skończył swoją przemowę. Zgarnął ją do siebie i podrzucił pomysł jak to w miarę sprawnie ogarnąć.

— Weź ze sobą Karolinę, będzie wam raźniej — rzucił jeszcze, gdy wychodziła z jego pokoju.

5

Ostatnio, kiedy go widziała była pyzatą trzynastolatką, a on z kolei wystrzelił w górę niczym topola. Był pryszczaty, chudy i miał strasznie dużo za długich kończyn. Uśmiechnęła się, przypominając sobie jego nieskoordynowany sposób poruszania się. Jego brat natomiast wyglądał wtedy jak jakiś hollywoodzki gwiazdor.

Musiała przyznać, że z chudego patyczaka zostało tylko wspomnienie, bo Grzegorz mimo, że widać było, iż nie śledzi najnowszych trendów męskiej mody, prezentował się naprawdę interesująco. Odrobinę przydługie włosy, trzydniowy zarost. Ciemne dżinsy, szara koszula i czarna marynarka…

— Kobieto weź się w garść! — przywołała się do porządku — Jesteś tu w kompletnie innym celu!

Ten wewnętrzny dialog został zakończony przez recepcjonistkę, która całą ich grupę zaprosiła do sali konferencyjnej.

Weszła ostatnia, przypadło jej miejsce na wprost okna. Słuchając księgowej, mimo wcześniejszej danej sobie reprymendy, nadal myślała o odmienionym wyglądzie Grzegorza. Zauważyła, że jest zmęczony i że na skroniach widać niewiele, bo niewiele, ale jednak, trochę siwych włosów.

— No cóż, wydorośleliśmy. A skoro on tak wygląda to ciekawe jak prezentuje się Artur. — podsumowała swe obserwacje.

6

Dorota rozdała wszystkim pakiet kilkunastu różnych dokumentów. Poprosiła aby w ciągu kwadransa postarali się je jakoś pogrupować i opisać na kartce czym się kierowali dokonując tego przyporządkowania.

— Tu nie ma żadnego klucza, ani żadnego haczyka — przekonywała miłym tonem — Chodzi nam o to, abyście wykazali się własną inwencją. Jak to zrobicie to wasza decyzja, wasz pomysł. Ekstremalnie może to być jedna grupa lub tyle grup ile jest dokumentów. Macie tylko umieć to uzasadnić.

— My was teraz zostawiamy. Nie jest to żaden egzamin, więc prośba o samodzielne działanie, bo pamiętajcie, że jeśli dostaniecie tę pracę, to nie będziecie mieli od kogo ściągać.

Gdy zamknęły się za nimi drzwi pozostała czwórka zupełnie zignorowała te słowa i zaczęła wspólnie ustalać jak należy wykonać to zadanie.

— Bez sensu — powiedziała pod nosem i wzruszyła ramionami.

Przejrzała pobieżnie papiery, starając się znaleźć między nimi jakieś powiązania. Nie było to mocno skomplikowane i dało się dość szybko wyodrębnić pięć grup. Nazwała każdą z nich, opisała cechy charakterystyczne, dopisała numery dokumentów, które do nich przyporządkowała. Cała zabawa nie zajęła jej nawet dziesięciu minut.

Zabrała swoją kartkę, bo przeszło jej przez myśl, że mogą zechcieć zapuścić żurawia i zerżnąć bezczelnie to, co wymyśliła i podeszła do okna. Teren firmy był dość spory. Poza częścią biurową, w której teraz byli, widziała jeszcze dwie albo trzy hale.

— Pewnie magazyn i jakaś produkcja — uznała.

Widać było, że komuś zależy i dba o otoczenie. Ładnie przycięte żywopłoty, sporo drzew, zadbane trawniki.

— Czas minął — nawet nie usłyszała, że już wróciły.

— Poprosimy o wasze notatki, podpiszcie tylko kartki — powiedziała księgowa — I poczekajcie przy recepcji. Zapoznamy się z pracami i będziemy każde z was prosić na rozmowę.


I Karolina, i Dorota zapoznały się z każdym opisem, po czym spojrzały na siebie. Dorota odezwała się pierwsza.

— Praca zespołowa czterech osób, bo niemożliwe, żeby każde z nich samodzielnie na to wpadło.

— Czyli chyba mamy zwycięzcę — odpowiedziała Karolina

— Sama lepiej bym tego nie zrobiła. Widać, że ta osoba jest bardzo poukładana i systematyczna. — potwierdziła księgowa.

— No dobra. To kogo zapraszamy najpierw? Tych którzy odpadli?

Dorota miała odmienne zdanie

— Nie, najpierw zwycięzcę, a później pozostałą czwórkę hurtem.

Karolina wyszła do gromadki oczekującej przy recepcji.

— Pani Teresa Polanowska — odczytała z kartki — Zapraszam na rozmowę.

7

Laura na widok nowego pracownika prawie dostała apopleksji.

— Czy wy oczu nie macie? — zaatakowała Dorotę — Rozumiem, że Grzegorz nie ma gustu, ale ty?

Dorota podniosła wzrok do sufitu.

— Jak dla mnie to mogłaby być nawet osiemdziesięcioletnią staruszką, byleby tylko umiała myśleć i pracować.

— Jak chcesz — Laury nie przekonało oświadczenie księgowej — Najwyżej poprosimy o nową osobę.

W każdym razie trzymaj ją z dala ode mnie.


Ostra zawodniczka, pomyślała Teresa, która była świadkiem tej wymiany poglądów.

— Kto to był? — spytała swoją szefową.

— Laura, dziewczyna Artura

— Prezesa? — dopytywała dziewczyna

— Tak. Prezesa, brata Grzegorza, którego już poznałaś — Dorota była bardzo dokładna — Artur jest na targach. Będziesz miała okazję go poznać dopiero w poniedziałek. Chodź oprowadzę cię po firmie.


News dnia — Artur ma narzeczoną. Antonia siedziała przy biurku w pracowni. Ten fragment nie pasował do jej układanki.

— Narzeczona rzecz nabyta — powiedziała, włączając komputer — Zawsze można zmienić na lepszy model.

Sprawdziła pocztę, odpowiedziała na kilka ważnych maili. Wiedziała, że nie może siedzieć za długo, bo rano musi wstać do pracy i zacząć powoli realizować swój plan.

8

Teresa dotarła do pracy przed czasem. Zastanawiała się czy wejdzie do biura, czy już ktoś wcześniej się pojawił w firmie i czy jest otwarte. Niepewnie nacisnęła klamkę, która jednak ustąpiła.

Och jak miło — pomyślała — jednak ktoś już tu jest.

I w holu, i na recepcji było pusto.

— Dzień dobry — krzyknęła dla formalności, nie oczekując odzewu.

— Dzień dobry — usłyszała miły kobiecy głos dobiegający gdzieś z bocznego holu.

Z ciekawości podeszła tam i zobaczyła niemłodą już kobietę zwijającą kabel od odkurzacza.

— Dzień dobry — powtórzyła, wyciągając rękę na powitanie — Jestem Teresa, może pomóc?

— Janina — przedstawiła się pani sprzątająca — Nie, Kochanie, już skończyłam. Ale bardzo ci dziękuję.

Uśmiech rozjaśnił twarz starszej pani.

— Nie widziałam cię tu wcześniej — zauważyła.

— Od wczoraj tu pracuję. Jako pomoc w księgowości.

— A u pani Doroty. Miła kobieta, tylko trochę znerwicowana — oceniła pani Janeczka. — Ja już muszę uciekać, jeszcze do jednej firmy muszę podjechać, bo moja koleżanka się rozchorowała i ją zastępuję.

— A to nie zatrzymuję. Miłego dnia i do zobaczenia — pożegnała ją Teresa.

Poszła do pokoju socjalnego i nastawiła ekspres. Nie zdążyła napić się w domu kawy. Należało to nadrobić.

Dziewczyny miały jej dziś pokazać program księgowy. Czyli dzień zanosił się na dość nudny.

Ekspres zameldował gotowość do dalszych działań. Podstawiła kubek i zarządziła mocną i czarną jak smoła kawę. Kubek jeszcze się zdążył zapewnić, gdy otworzyły się drzwi do pokoju socjalnego i stanął w nich Grzegorz, który niemalże z namaszczeniem w głosie powiedział.

— Iście niebiański aromat.

Roześmiała się widząc jego rozanieloną twarz.

— Dzień dobry — odpowiedziała — Dla pana też zrobić?

— Oj przepraszam, nie przywitałem się. Dzień dobry. — zaczął się tłumaczyć — Oczywiście chętnie skorzystam. Nie zdążyłem wypić w domu.

— O to dokładnie tak jak ja — uśmiechnęła się podając mu kawę.

9

Ojciec z Arturem wrócili z targów w sobotę wieczorem. Humory im dopisywały. Podpisali kilka umów, nawiązali sporo kontaktów. Ojciec, co prawda ustąpił stołek synowi, ale nadal czynnie włączał się w akcje związane z promocją firmy. W sumie to było tak jakby jego czwarte dziecko, za które nadal czuł się odpowiedzialny.

Na niedzielnym obiedzie poza braćmi i rodzicami zjawiła się również Laura. Która tak naprawdę pomieszkiwała już od jakiegoś czasu u Artura.

Parę razy natknął się na nią, niekoniecznie kompletnie odzianą, na korytarzu. Dla niego było to dość krępujące, dla niej raczej nie.

Laura przejęła na siebie zabawianie ich rozmową podczas posiłku. Opowiadała Arturowi i ojcu o nowej pracownicy, koncentrując się rzecz jasna na jej wyglądzie.

— No mówię wam toż to istne kuriozum. Wygląda jakby te ubrania po śmietnikach zbierała — perorowała.

Mama pochyliła się do Grzegorza.

— Grześ. Jakąś bezdomną zatrudniliście?

Wzruszył ramionami

— Jak zwykle przesadza. Zbuntowana nastolatka wystylizowana na gotkę.

Spojrzał na twarz mamy, nie wiedziała o czym mówi

— No czarne ubrania, blada cera, czarna makijaż, czerwone włosy

— A, to faktycznie można się przestraszyć. Widziałam ostatnio jakiś reportaż o zlocie takich ludzi. Niektóre kobiety miały fajne suknie, takie starodawne, z koronkami, falbanami, gorsetami — szybko skojarzyła o co chodzi — No i te tatuaże, i kolczyki nie tylko w uszach.

Zastanowił się

— Nie, ona chyba nie ma żadnych kolczyków, nawet w uszach.


Po obiedzie wybrali się do pobliskiego parku. Ładna wiosenna pogoda przyciągnęła na łono natury całkiem spore rzesze spacerowiczów. Grzegorz zastanawiał się co planuje Laura. Z dnia na dzień praktycznie zostawiła go i zaczęła spotykać się z jego bratem. Gdy byli ze sobą nigdy nie nocowała u nich w domu, a teraz jakoś nie miała już oporów. No i doszły widoczne zmiany w zachowaniu chociażby w firmie. Mieszała się prawie we wszystko.

Ktoś powiedział mu dzień dobry, machinalnie odpowiedział, spojrzawszy na przechodzącą obok dziewczynę.

Nie zdążył zobaczyć twarzy tylko oddalającą się sylwetkę dość szczupłej i wysokiej blondynki.

Nie kojarzył jej kompletnie. Pewnie się pomyliła.

Rozejrzał się wokoło. Rodzice byli jakieś trzydzieści metrów przed nim. Przyśpieszył kroku, żeby ich dogonić.

10

Antonię nosiło. Dwa dni wolnego. Dwa dni stracone. Dwa dni, w których nie może nic zrobić dla realizacji swoich zamierzeń.

Zadzwoniła do dziadków i wprosiła się do nich na obiad. Babcia była wyraźnie zadowolona. Dziadek coś tam o synu marnotrawnym pomruczał podczas przywitania, ale i na jego twarzy zagościł uśmiech.

— Chudziaczku kochana, muszę cię trochę odpaść — zapowiedziała babcia, gdy zobaczyła ją już bez płaszcza.

Spędzili miłe popołudnie i w sumie Antonia nieco żałowała, że musi już się pożegnać. Obiecała, że skoro już jest w Polsce to będzie do nich częściej odwiedzać.

— Jesteś w Polsce? — zdziwił się dziadek — Od kiedy?

— Na początku roku odkupiłam dom rodziców.

Antonia widziała, jakie to zrobiło wrażenie na dziadkach.

— Pawilon gościnny już wyremontowany i tam mieszkam, prawie od dwóch miesięcy. Prace w domu nadal trwają.

Babcia spojrzała na nią z dezaprobatą.

— Dwa miesiące! I dopiero dziś do nas przyjechałaś? No bez kary się nie obejdzie — pogroziła wnuczce palcem.

Antonia roześmiała się serdecznie.

— Kochani jesteście, ale już muszę uciekać.

— Przyjdź za tydzień — pożegnał ją dziadek.

11

— Teresa — usłyszała głos Doroty, podniosła wzrok — Możesz do mnie podejść?

Skinęła głową.

— Mam tu dokumenty do podpisu do prezesa. Zaniosłabyś? Walczę z podatkiem, a dziś te dokumenty muszą być podpisane.

— Żaden problem — dziewczyna wzięła przygotowaną teczkę.

No to sobie może dokładnie obejrzę Artura. — uznała.

Widziała go przelotnie wczoraj. Nie zorientowałaby się, że to on, gdyby nie to, że zauważyła Grzegorza. Rozejrzała się dokładniej. Kilka metrów przed nim szli państwo Olszewscy, a tuż obok Laura z przystojnym facetem. Domyśliła się, że to Artur. Była zbyt daleko by mu się przyjrzeć, ale zauważyła doskonały krój płaszcza i świetną fryzurę. Włosy miał jakby ciemniejsze niż młodszy brat. Czyżby farbował?

Pomaszerowała do gabinetu prezesa. Los jej sprzyjał, bo biurko sekretarki stało puste.

Może powinnam zostawić dokumenty na jej biurku? — zastanowiła się przez chwilę — Nie, przecież nie muszę wiedzieć, że tak można zrobić. Dostałam polecenie, żeby przekazać prezesowi do podpisu, więc….

Energicznie zapukała do drzwi. Usłyszała wypowiedziane lekko znudzonym tonem

— Proszę.

Weszła.

Siedział przy biurku. Nie wyparłby się pokrewieństwa z Grzegorzem. Jednak tamtego cechowała większa niefrasobliwość w doborze stroju, zaś ten wyglądał jak z żurnala. Faktycznie cholernie przystojny facet — pomyślała, a głośno powiedziała.

— Dzień dobry. Jestem Teresa z księgowości. Pani Dorota prosiła abym przyniosła panu bardzo ważne dokumenty do podpisu.

Patrzył na nią z jawnym rozbawieniem. Podniósł się. Był o kilka centymetrów wyższy od brata.

— A to ty. — podszedł do niej. Patrzył jak na jakiś rzadki okaz. Rzadki, ale nie znaczy, że piękny — Laura mi opowiadała o naszym nowym nabytku.

— Słucham? — spytała zdziwiona. Poczuła się dziwnie, jak jakaś rzecz. — Nabytku?

— No o tobie — skwitował Artur tracąc zainteresowanie — Gdzie te dokumenty?

Podała mu teczkę. Podpisał wszystko bez czytania. Zanotowała w pamięci.

— Gotowe — zakomunikował.

Podziękowała i wyszła. Miała wrażenie, że w tamtym gabinecie zaczynało jej brakować powietrza. Nie czuła się komfortowo w jego obecności. Pokręciła głową. No, ale to przecież jest Artur.

Usłyszała jeszcze przez niedomknięte drzwi jak do kogoś dzwoni i mówi

— Miałaś rację, dziwadło z niej.

Uśmiechnęła się pod nosem. Teresa jest dziwadłem, a o to przecież chodziło. Kupili tę rolę. A zatem można spokojnie robić swoje.

12

Praca w księgowości ją nużyła. Szybko złapała o co w tym wszystkim chodzi. Dorota nie mogła się jej nachwalić, że taka bystra i w ogóle.

A Teresa się po prostu nudziła. Z tych nudów, za wiedzą i zgodą szefowej, zaczynała poznawać też pracę innych zespołów. A to w kadrach pomogła. A to na magazynie przy robieniu remanentu. A to Karolinę, recepcjonistkę zastąpiła, gdy ta musiała z synem iść do lekarza. Nawet na produkcję ją zaniosło. Pokazali jej jak się pracuje na frezarce.

Zbierała doświadczenie i wiedzę. Ciekawiły ją też historie klientów przychodzących w sprawie projektów i wykończenia wnętrz. Szybko odkryła, że będąc w pokoju socjalnym słyszy zarówno rozmowy prowadzone na recepcji, jak i w gabinecie Grzegorza.


Laura zorientowała się, że praktycznie wszystko co zleca księgowości jest przygotowywane przez Teresę. Przestała więc zlecać to Dorocie, a zaczęła bezpośrednio tej dziwacznej dziewczynie. Musiała przyznać, że praca była zawsze zrobiona na czas i to jeszcze bardzo solidnie. Uznała więc, że przecież może tak naprawdę dawać jej do pracy wszystko.

Teresa miała z tym pewien dyskomfort. Zwłaszcza, że któregoś razu musiała odmówić swojej nominalnej szefowej przygotowania zestawienia.

— Przykro mi, ale nie dam rady — widziała szok i niedowierzanie na twarzy Doroty, nigdy bowiem jej w niczym nie odmówiła.

— Pani Laura kazała mi zrobić porównanie rok do roku kosztów kampanii reklamowych z ostatnich pięciu lat — kontynuowała wyjaśnienia.

— Ach. Laura. Rozumiem. — księgowa spasowała.

Widać było, że nie chce zadzierać z panią ważną

— Te moje dane nie są aż tak istotne. Jakoś sobie poradzę.

Teresa zrobiła wielkie oczy. Układy w tej firmie coraz bardziej ją zaskakiwały na minus. Jedyną osobą, której Laura nie weszła jeszcze na głowę był chyba Grzegorz i może Artur. Ale Artura nie była pewna.

W sumie to trochę ją to dziwiło, o ile się dobrze zorientowała to i Laura, i Grzegorz skończyli te same studia. A zatem na jego działce musiała znać się najlepiej, a tymczasem w jego kompetencje nie wchodziła kompletnie.

Parę razy słyszała rozmowy projektantów z ekipy młodszego Olszewskiego, którzy wyraźnie byli zadowoleni z takiej postaci rzeczy. Caryca omijała ich z daleka. Prowadzili różne dywagacje, zahaczając też o czasy studenckie. Z ich rozmów wynikało, że to Grzegorz przeciągnął ją przez studia i że to on, tak naprawdę, robił za nią wszystkie prace zaliczeniowe, w tym także magisterską.

Artur ją rozczarowywał coraz bardziej. Niby był, ale jakby go nie było. Fakt, że gdy wchodził do biura czuło się od razu, że wkroczyło bóstwo lokalne. Miał w sobie pewną, od razu wyczuwalną, charyzmę. No, a że był też bardzo przystojny widać było maślane oczy większości obserwujących go pań. Teresa zauważyła też, że Karolina te maślane oczy ma najdłużej. Lekko ją to rozbawiło. A ona sama — no cóż, był przystojny, był charyzmatyczny, ale…. No właśnie to cholerne ale! Nie ma żadnego ale! Artur, i koniec i kropka!

13

— I po co to robię?

Wstała znad deski kreślarskiej, przeciągnęła się prostując plecy i sięgnęła po butelkę z wodą.

Ze szklanką stanęła przy oknie i prowadziła dalszą dyskusję sama ze sobą.

— Po co? Dla kogo?

— On o tym nawet się nie dowie, nie jego działka, nie jego problem.

— Więc?

— Bo ci ludzie…

— Taaa, tak się tłumacz.

Nie chciała się przed sobą przyznać, ale rozczulił ją widok tego, jak ten chłopak traktował swą, będącą w widocznej ciąży, partnerkę. Dwoje dzieciaków, mających tylko siebie i wspierających się nawzajem.

Kserując stos dokumentów dla Laury słyszała ich rozmowę, gdy czekali na spotkanie w sprawie projektu kuchni. Później widziała ich mało pewne miny, gdy żegnali się z głównym projektantem. Widziała też, że on ich kompletnie nie dostrzega, tak jakby był gdzieś indziej, kiedy indziej i z kim innym.

Ani oni, ani tym bardziej on, nie grali żadnej roli w jej planach, a jednak postanowiła coś zrobić. I chyba właśnie to najbardziej ją wkurzało.

I nagle olśnienie — po diabła to histeryzowanie, to przecież w niczym nie przeszkadza!

Spojrzała na brystol rozpięty na desce i krytycznie oceniła to co na nim nabazgrała

— No w sumie to nie jest najgorzej.

Usiadła przy komputerze i jeszcze raz przejrzała dokumentację tego zamówienia, którą jak gdyby nigdy nic bezczelnie zgrała z firmowego serwera na gwizdek.

W sketchupie kiedyś już coś działała, teraz przyszła pora na przyśpieszony kurs autocada.

Westchnęła

— No cóż noc jeszcze młoda…

14

Przyjechał wcześniej do pracy, żeby się przygotować do spotkania z klientami.

Wczoraj nie był w stanie skoncentrować się podczas rozmowy z nimi. Obecny — nieprzytomny, ten opis chyba najlepiej charakteryzował jego zachowanie.

Młoda para — wyposażająca swoje pierwsze mieszkanie, niewielką dziupelkę w starym budownictwie, odziedziczoną po babci chłopaka.

Mieszkanie w przyzwoitym stanie poza łazienką i kuchnią. I właśnie kuchnię miał im zaprojektować.

Nie spisał się.

Głowę zaprzątała mu Laura. A właściwie rozpamiętywanie przeszłości — mocno zaprawione goryczą.

Laura, jego dziewczyna — dokładniej była dziewczyna. Niespełna sześć miesięcy temu się rozstali, a wczoraj jego starszy brat zakomunikował przy rodzinnym śniadaniu, że się zaręczają.

Cóż — Artur zawsze był ten „bardziej”. Bardziej elokwentny, bardziej przystojny, bardziej nastawiony na robienie pieniędzy. A właśnie na tym ostatnim zawsze Laurze najbardziej zależało.

Poznali się na studiach — architektura na polibudzie. Dziewczyna studiująca na politechnice jest tam po to, żeby znaleźć męża. Tako rzecze legenda miejska, w którą nie chciał wierzyć. Zresztą

architektura to kierunek, gdzie i tak zawsze odsetek dziewczyn był całkiem spory. Zwrócił na nią uwagę już na pierwszym roku — efektowna brunetka, z czarującymi dołeczkami w policzkach, pojawiającymi się, gdy się uśmiechała. A uśmiechała się często, wtedy jeszcze nie do niego.

Na drugim roku obdarzyła go jednak jednym z tych uśmiechów i sama do niego zagadała. Od słowa do słowa i po miesiącu zostali parą.

Dopiero później, dużo później, skojarzył, że zbiegło się to w czasie z obtrąbionym w mediach sukcesem firmy ojca.

Praktycznie przeciągnął ją przez studia — już nawet nie pamiętał ile prac zaliczeniowych za nią zrobił. No ale teraz mogła się poszczycić dyplomem architekta oraz pracą w ich rodzinnej firmie, bo to też jej załatwił.

Tyle tylko, że przestał jej już być potrzebny. Szybko zorientowała się, że w firmie pierwsze skrzypce gra jego starszy brat.


Słysząc wczoraj tę nowinę poczuł się tak jakby zamiast kawy wypił właśnie napar z piołunu. Laura była jego pierwszą miłością i mimo, że zdawał sobie sprawę z tego, że wykorzystała go do swoich celów, wiadomość ta nim lekko wstrząsnęła. Zrobił jednak dobrą minę do złej gry i pogratulował Arturowi. Mama prawie rozpłakała się ze szczęścia i dopytywała o termin przyjęcia zaręczynowego, które chciałaby pomóc organizować.


Będąc na wczorajszym spotkaniu w sprawie kuchni rozpamiętywał swój związek z Laurą i zastanawiał się czym tak naprawdę kierowała się wiążąc się z nim, a teraz z jego bratem.

Miał wyrzuty sumienia w stosunku do tych młodych ludzi, czuł, że się nie spisał i chciał im to wynagrodzić przygotowując się rzetelnie do dzisiejszego spotkania.

— Minęła właśnie szósta trzydzieści — zakomunikowało mu radośnie samochodowe radio, gdy wjeżdżał na teren firmy.

Zaparkował na swojej miejscówce i ruszył w stronę wejścia.

Niespiesznie rozejrzał się jeszcze po zadbanej posesji, nabrał głęboko powietrza jak przed skokiem na głęboką wodę i sięgnął po klamkę. Jednak klamka przed nim uciekła, drzwi otworzyły się i zobaczył przed sobą spiętrzone czarne worki ze śmieciami.

— No tak, pani Janeczka — uświadomił sobie, że mimo, że biuro otwierają o ósmej, jednak wcześniej ktoś, a właściwie sympatyczna starsza pani, je porządkuje.

Jednak głos, który dobiegł zza czarnej masy był, mimo, że kobiecy znacznie młodszy niż pani Janiny

— Proszę się nie martwić, jutro też przyjadę wcześniej i pani pomogę. I wie pani co — weźmiemy taksówkę i zabiorę panią do lekarza, ktoś musi tę rękę zobaczyć. Dziś nie dam rady muszę jeszcze skończyć kompletowanie dokumentów dla szefowej. Wytrzyma pani do jutra?

Drugi głos, tym razem już na pewno pani Janeczki odpowiedział

— Córeczko kochana, ale ty sobie mną głowy nie zawracaj. Do wesela się zagoi!

Młodsza kobieta zamruczała coś niezrozumiale pod nosem, po czym już wyraźnie i stanowczo oznajmiła

— Nie ma tak dobrze. Ja się spławić nie dam. Pojedziemy i basta! A teraz idę powyrzucać te śmieci.

Worki zaszeleściły przesuwane na bok i Grzegorz zobaczył przed sobą ognistoczerwone włosy dziewczyny, którą zatrudnili jako pomoc biurową kilka miesięcy temu.

Przemowa, którą słyszał wcześniej kompletnie nie pasowała mu do tej cichutkiej i niezwykle nieśmiałej dziewczyny. Stał jak wryty, nie zdążył się w porę odsunąć i zarobił solidnego kuksańca łokciem, gdy dziewczyna odwracała się jednocześnie podnosząc pierwszy worek.

Każda akcja wywołuje reakcję — tu skończyło się okrzykiem bólu dziewczyny, łokieć zahaczył o jego teczkę i przewróceniem się worka.

— Pomogę — sam się zdziwił słysząc swój głos.

15

Wskazówki zegara przesuwały się z oszałamiającą prędkością, a przynajmniej on miał takie wrażenie.

Co z tego, że przyszedł rano do pracy, skoro nadal nie potrafił zebrać myśli i zabrać się za projekt. Wczoraj mógł zwalić winę na wieści o Laurze, a dzisiaj? Co go tym razem zdekoncentrowało — może to, że pomógł starszej, schorowanej kobiecinie i młodej wyalienowanej dziewczynie wyrzucić śmieci i skończyć sprzątanie biura?

Pani Janeczka nie mogła się im nadziękować. Wyściskała i jego, i Teresę.

I właśnie chyba postawa Teresy go najbardziej zaskoczyła. Mimo ufarbowanego na czerwono łba była praktycznie niewidoczna. Pamiętał jak zobaczył ją w firmie po raz pierwszy. Krzykliwy kolor włosów, dziwaczne ubranie, straszny makijaż… pomyślał wtedy — będą kłopoty. Rzeczywistość okazała się inna, dziewczyna była cicha, grzeczna, bardzo pracowita i niesamowicie szybko łapała wiedzę i umiejętności. Skoro on, który nie miał z Teresą za wiele do czynienia to dostrzegł, to tym bardziej nie umknęło to Laurze. Nie zmieniając dziewczynie ani zakresu obowiązków, ani wymiaru pracy dorzucała jej coraz więcej spraw do ogarnięcia. Pewnie też i dziś przyszła wcześniej, żeby skończyć coś dla Laury.

Spojrzał na zegar — nieuchronnie zbliżał się czas spotkania z klientami. Coś niby wymyślił, ale sam nie był zadowolony z tych pomysłów.

— Facet weź się w garść!

Wstał od biurka i podszedł do okna. Widok zadbanego otoczenia firmy, oczka w głowie jego matki, zawsze dobrze na niego działał

— Heh, rzucić to w diabły i pojechać w Bieszczady…

Monolog wewnętrzny został przerwany energicznym pukaniem do drzwi. Odwrócił się i przywołał na twarz profesjonalny uśmiech.

Karolina, recepcjonistka, przyprowadziła właśnie klientów.

— Zapraszam — uśmiechnął się i wskazał fotele przy stoliku kawowym — może chcielibyście napić się państwo kawy lub herbaty?

— Ja najchętniej napiłabym się wody — poprosiła klientka — jest bardzo ciepło, a mi też już coraz trudniej funkcjonować.

No tak, tego też wczoraj nie zauważył — dziewczyna była w zaawansowanej ciąży.

Karolina zebrała zamówienie na napoje i wyszła. Oni zaś zostali w trójkę i zapadła niezręczna cisza. Wzrok dziewczyny błądził gdzieś po ścianach, nagle jej twarz rozjaśniła się uśmiechem. Podniosła się z trudem i podeszła do stojącej przy ścianie, za jego biurkiem deski kreślarskiej. Deska należała do jego ojca, zostawił ją sobie na pamiątkę — teraz już nikt raczej nie kreślił na brystolu czy kalce. Większość prac powstawała w komputerze. Odprowadził dziewczynę wzrokiem i zamarł zdziwiony. Do deski przypięto narysowany z rozmachem odręczny projekt kuchni. Proste kreski, brak koloru — sam zarys brył poszczególnych szafek. Z boku z kolei przypięte były wydrukowane na papierze formatu A4 kolorowe wizualizacje tegoż projektu z różnymi wykończeniami frontów i blatów. Co najmniej pięć wersji do wyboru.

Jakim cudem on to przegapił siedząc w gabinecie prawie dwie godziny? I kto to zrobił? I dlaczego?

— Myślałam, że pan nas wczoraj kompletnie nie słuchał, jednak bardzo się myliłam — odezwała się dziewczyna — Kochanie, to jest dokładnie to o czym myślałam — zwróciła się do swojego partnera.

Grzegorz miał mętlik w głowie. Podszedł do projektów i odpiął, aby mogli je wspólnie obejrzeć. Z ręką na sercu musiał przyznać, że ktoś wykonał kawał naprawdę rzetelnej roboty. Tyle, że rysunki to trochę za mało — nic, zaproponuje klientom, aby wybrali rodzaje frontów oraz kolory i frontów, i blatów, i korpusów, a także określili potrzeby związane ze sprzętem. Później przygotuje im wycenę i prześle mailem. Gdy wracał do swoich gości zauważył, że pod jedną kartką przyklejona jest żółty post it. Odkleił go i przeczytał

— Cała dokumentacja wraz z wycenami jest w katalogu na sieci. Powodzenia.

Odetchnął głęboko. Ktoś odwalił za niego całą robotę. Kompletnie nie wiedział dlaczego ten ktoś chciał mu pomóc. No i nie miał pomysłu na to, kto mógłby to być.

Reszta rozmowy z klientami była już czystą przyjemnością, umówili się na wycenę do akceptacji na maila. Pożegnał się z nimi odprowadzając do samej recepcji, po czym poszedł do pokoju socjalnego zrobić sobie kolejną mocną kawę. Wszedł i zatrzymał się w progu — w kącie niewielkiego pomieszczenia postawiono biurko i stolik z drukarką.

Przy biurku ze słuchawkami na uszach siedziała Teresa.

Podszedł do niej i zsunął jedną słuchawkę, zdziwiona podniosła wzrok i poderwała się na równe nogi.

— Co się dzieje? Dlaczego pani tu siedzi?

— Anna wróciła z macierzyńskiego, więc nie ma już dla mnie miejsca w księgowości i pani Laura umieściła mnie tutaj.

— Tutaj? Przecież to pokój socjalny.

Pomysł umieszczenia pracownika w takiej klitce wydał mu się kompletnie niedorzeczny.

— Kąt ciasny ale własny, no i mam święty spokój, nie muszę wysłuchiwać opowieści o zupkach, klasówkach i niewdzięcznych mężach — po raz kolejny zaskoczyła go szczerością, a także ilością wypowiadanych słów — No i mam dostęp do własnego okna, a także kawę w nieograniczonych ilościach. I zawsze mogę powiedzieć, że dochrapałam się dziś własnego gabinetu.

Czy mu się tylko wydawało, czy puściła oczko?

— A słuchawki? — drążył dalej

— Hm, jakby to powiedzieć… po prostu wszystko słychać z pańskiego pokoju, nie chcę być wścibska i podsłuchiwać, więc słucham muzyki.

Z ciekawości podniósł słuchawkę i przyłożył do ucha — spodziewał się ciężkiego brzmienia co najmniej w wykonaniu Behemota, a tymczasem ze słuchawek popłynęła kojąca duszę muzyka Schuberta.

Po raz kolejny go zaskoczyła. Po raz kolejny jej wygląd miał się nijak do niej samej. Zaczął się więc tłumaczyć, że nie miał pojęcia, że wszystko tu słychać, a tym bardziej nie miał pojęcia, że to jej miejsce pracy.

— Nie ma sprawy — odrzekła wielkodusznie — Jakby chciał pan kawy po prostu proszę zapukać w ścianę lub zawołać.

16

Piątek, piąteczek, piątuniu — niosło się od rana przez firmę. Teresa też miała określone plany weekendowe — już w zeszłym tygodniu uzgodniła z Laurą, że w piątki musi wychodzić z pracy o drugiej.

Ale wyglądało na to, że szefowa o tym zapomniała. Stała właśnie przy jej biurku i wydawała dyspozycje.

— Mam to mieć gotowe w poniedziałek na dziewiątą — oznajmiła tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Artur stał przy ekspresie do kawy i wyraźnie się nudził.

Teresa z przerażeniem patrzyła na masę papierzysk, które Laura zwaliła jej na biurko, nie było szans, żeby ogarnęła to przez dwie godziny.

— Ale umawiałyśmy się, że w piątki mogę wychodzić o drugiej. Nie zdążę z tym — próbowała coś negocjować.

Laura prawie zabulgotała ze złości

— Zobacz jakie to bezczelne — odwróciła się w stronę Artura. Ten tylko wzruszył ramionami i z pogardą spojrzał na to bezczelne coś.

— Co z nią dyskutujesz, ma to zrobić i już. A jak nie to kolejka takich jak ona czeka na robotę.

Teresa znieruchomiała, opuściła ramiona, poddała się.

— Laura wychodzimy — zarządził Artur.

No i wyszli.

Teresa została sama, oszołomiona i nieprzyjemnie zaskoczona całą sytuacją, a zwłaszcza postawą Artura. Z jego słów biła taka pogarda, że człowiek czuł się nic nie znaczącym robakiem.

— Jak ja mam to ogarnąć — zaczęła się zastanawiać — dziś dwie godziny, w poniedziałek powiedzmy przyjdę na szóstą to mam kolejne dwie… Nie dam rady. Powinnam posiedzieć nad tym bajzlem całą sobotę.

— Niech to szlag! — co robić, odwołać wyjazd — nie ma takiej opcji. Rzucić robotę — nie mogła, nie zrealizowała jeszcze nic ze swojego planu.

I tak źle, i tak niedobrze.

— Co się dzieje? Mogę jakoś pomóc? — nie zauważyła nawet jak do pokoju socjalnego wszedł Grzegorz.

Odnosił filiżanki po wizycie klientów i chciał sobie zrobić kolejną kawę. Znów planował posiedzieć dłużej.

Teresa wskazała ręką na stertę dokumentów

— Niech zgadnę Laura? — domyślił się

Skinęła głową

— Na wczoraj? — dopytał

— Na poniedziałek, ale mam ciężko chorą mamę. Obiecałam ją odwiedzić — wyznała szczerze — I nie ogarnę tego dziś i w poniedziałek rano.

Oparł się o blat przy zlewie. Zaskoczyła go — nie miał pojęcia o jej sytuacji rodzinnej, a jednocześnie zdążył się przekonać, że dziewczyna nie ma zwyczaju zmyślać.

I po co ja mu to powiedziałam? — zastanawiała się tymczasem Teresa — Dlaczego przy nim zawsze coś chlapnę.

— A jakby to zeskanować i zgrać na płytę — zastanawiał się głośno Grzegorz.

— Nie mam laptopa — westchnęła Teresa.

— Hm, to faktycznie problem.

Grzegorz umył filiżanki, zrobił kawę i wyszedł. Po chwili jednak wrócił.

— Niech pani przyjdzie do mnie, chyba znalazłem rozwiązanie.

Karnie pomaszerowała do jego pokoju — obok komputera na biurku leżał laptop.

— Spróbujemy odpalić — zakomunikował — dawno z niego nie korzystałem, ale powinien być ok. Pożyczę go pani.

Nie wiedziała co powiedzieć, nie spodziewała się, że aż tak się zaangażuje. Łzy stanęły jej w oczach, zwłaszcza jak przypomniała sobie to co słyszała wcześniej od Artura.

— Dziękuję — wyszeptała mało pewnym głosem.

17

Matka siedziała w fotelu pod drzewem. Otulona tęczowym szalem, który Antonia przywiozła jej poprzednim razem, wyglądała jak porcelanowa, krucha figurka.

To już jej trzecia wizyta w tym miejscu. Pamięta jak zdziwił ją kontakt ze strony prawnika matki, który przekazał jej prośbę od niej, aby zechciała ją odwiedzić.

Nie pytała jak ją odnalazł, ale domyślała się, że musiał zatrudnić detektywa i to cholernie dobrego detektywa, który ją odnalazł. Pytanie tylko kiedy to się stało i jak długo już Anna miała świadomość każdego jej kroku.

A wiedziała dużo, a właściwie to nawet prawie wszystko, o tym co jej córka porabiała przez ostatnie osiem lat, czyli od momentu opuszczenia szkoły z internatem. Wiedziała też doskonale, gdzie jest teraz i co tam robi. Niczego nie skrytykowała, wyglądało na to, że jest z niej dumna.

Ze smutkiem spostrzegła, że na twarzy matki widać znacznie większe zmęczenie niż tydzień temu. Gdy się jej przyglądała matka podniosła wzrok, uśmiechnęła się do niej i przywołała dłonią.

— Mia cara.

Ucałowała matkę w policzek i przysiadła na ławce.

— Co chcesz dziś usłyszeć? — wiedziała, że nie ma sensu pytać ją o to, jak się czuje. Wyjaśniły to sobie na pierwszym spotkaniu.

— Opowiedz jak sprawy się toczą. A najbardziej mnie ciekawi jak sprawy sercowe? — spytała matka.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 30.04