E-book
22.05
drukowana A5
78.8
Maskarada

Bezpłatny fragment - Maskarada


4
Objętość:
499 str.
ISBN:
978-83-8126-038-1
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 78.8

Jeśli znasz siebie i swego wroga, przetrwasz pomyślnie sto bitew. Jeśli nie poznasz swego wroga, lecz poznasz siebie, jedną bitwę wygrasz, a drugą przegrasz. Jeśli nie znasz ni siebie, ni wroga, każda potyczka będzie dla Ciebie zagrożeniem.


Kiedy nieprzyjaciel atakuje, cofamy się; kiedy nieprzyjaciel zatrzymuje się, nękamy go; kiedy nieprzyjaciel chce uniknąć bitwy, atakujemy; kiedy nieprzyjaciel uchodzi, następujemy za nim.


— Sun Zi

Prolog

Toruń, Polska


Zegar ratuszowy wybijał właśnie drugą w nocy, gdy samotna postać przemierzała wąskie, brukowane uliczki Starego Miasta. Szła szybkim krokiem, trzymając się mniej oświetlonych miejsc, by skutecznie wtopić się w ciemność. O tej porze roku większość ulic była wyludniona, co stanowiło zupełne przeciwieństwo tego, co działo się tu latem. Choć z natury była samotniczką, pomyślała, że właśnie teraz przydałby się jej tłum, z którym mogłaby się zmieszać. Bez niego było ją widać jak na tacy. Nie mogła jednak nic na to poradzić, bo nie ona stawiała tu warunki.

Nie tym razem.

Oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nic nie było tu przypadkowe. Wybrał wszystko z rozmysłem, począwszy od pory roku, pozbawiając ją osłony; poprzez niby losowo wybrane miasto, aż do samego miejsca spotkania. Z trudem powstrzymała chęć zazgrzytania zębami ze złości. Wiedziała, jakie były zasady i że oboje musieli się ich trzymać, lecz wyraźnie grały na jego korzyść, nie jej. A wszystko przez ten cholerny ranking.

Na placu Rapackiego minęło ją trzech pijanych chłopaków, nieco młodszych od niej. Mieli szczęście, że nie próbowali jej zaczepiać. Nie, żeby ją to obchodziło; nie znała też polskiego. Była po prostu w takim stanie napięcia nerwowego, że nie ręczyła za siebie i swoje reakcje, a tej nocy miała zginąć z jej ręki tylko jedna osoba.

Powoli zbliżała się do celu. Znała miasto dość dobrze, bo w dzieciństwie często odwiedzała z rodzicami jednego z kolegów ojca, który od trzydziestu lat mieszkał w Toruniu. Jednak Siergiej nie wiedział nic o jej dzisiejszej wizycie. Prawdę mówiąc, poza jej wrogiem, tylko najbliższy i w zasadzie jedyny przyjaciel dziewczyny miał pojęcie, gdzie jej szukać. Zapewne umierał ze strachu, czekając na wiadomość w której miała oznajmić mu, że wciąż żyje. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie kwaśno. Powiedziała Igorowi o dzisiejszym pojedynku tylko dlatego, by wiedział skąd ewentualnie ma sprowadzić jej ciało. Biedak pewnie zużył już kilka ziołowych tabletek uspokajających, jednak równie dobrze jak ona wiedział, że nie mogła nie podjąć wyzwania. Takie były zasady. Gdy ktoś znajdujący się w rankingu wyżej niż ty wyzywał cię, nie istniało coś takiego jak prawo odmowy. Pakowałeś manatki i jechałeś w wyznaczone miejsce. I tyle.

Dotarła do końca długiej, gęsto oświetlonej latarniami alei i skręciła w mroczny wjazd, prowadzący do kilku opuszczonych, starych kamienic. Doskonale znała topografię terenu, co było wielką zasługą Igora, który jako pierwszorzędny haker wykradł dla niej plany architektoniczne budynków z najbliższej okolicy. Była doskonale przygotowana i wiedziała o tym. Nie pozostawało do zrobienia już nic więcej. Nic poza jednym — przeżyciem tej nocy.

Skontrolowała, czy wszystkie elementy uzbrojenia znajdują się tam, gdzie powinny i skierowała się ku wejściu do obdartego budynku. Jak na ironię była pełnia, a światło księżyca padało dokładnie na częściowo wyrwane z zawiasów drzwi. Czyżby i ta iluminacja została zaplanowana? Nie przyjechała tu jednak podziwiać ani piękna natury, ani starego budownictwa. Starając się zachować niezmąconą ciszę, podeszła do jednego z zasłoniętych tekturą okien, które znajdowały się w mroku. Nie zamierzała mu niczego ułatwiać.

Dostanie się do środka nie stanowiło żadnego problemu, w końcu robiła bardziej skomplikowane rzeczy i to setki razy. Bez przeszkód dotarła do klatki schodowej i zachowując wzmożoną czujność zaczęła wspinać się na górę. Umówili się na dachu o drugiej trzydzieści. Była druga dwadzieścia pięć, a więc nadszedł najwyższy czas, by założyła kominiarkę.

Jej przeciwnik już na nią czekał. Oparty swobodnie o jeden z kominów z rękoma założonymi na piersi, wyglądał niemal nonszalancko. Ubrał się podobnie jak ona — czarny, dopasowany strój, kominiarka. I broń, oczywiście. Podczas pojedynku wolno im było używać tylko noży, pistoletów z tłumikiem oraz własnego ciała. Jakiekolwiek ulepszenia — rzutki shuriken czy azjatyckie miecze chociażby — były zakazane. Kto by pomyślał, że płatni mordercy mają swój kodeks honorowy? Cóż, owszem. Mieli. Przynajmniej ci najlepsi, do których grona oboje należeli.

— Przed czasem — zaśmiał się — A myślałem, że dziewczyny mają w zwyczaju się spóźniać.

— Nie ja — ucięła, płynnie przechodząc na angielski. Na szczęście już dawno pozbyła się charakterystycznego dla swoich rodaków akcentu — Trochę się różnię od innych dziewczyn. Mamy inne definicje zabawy.

— Skoro tak twierdzisz, numerze dwa. Czy może wolisz: Meduzo?

— To nieistotne, Seth — powiedziała z naciskiem. Prędzej rzuciłaby się z dachu, niż nazwałaby go numerem jeden. Oczywiście doskonale o tym wiedział — Nie mam ochoty na jałowe gadki. Lepiej przejdźmy do rzeczy.

— Pewnie — wzruszył ramionami — Chciałem tylko nieco rozluźnić atmosferę zanim cię zabiję.

— Dzięki za chęci, ale zamierzam się z tobą uwinąć jak najszybciej. Wiesz, umówiona jestem — odparła z zimnym uśmiechem i wyciągnęła nóż. Natychmiast poszedł w jej ślady.

— Nie martw się. Usprawiedliwię twoją nieobecność — rzekł uprzejmie i wyprowadził cios.

Spodziewała się wyrównanej walki, w końcu dzieliła ich tylko jedna pozycja w rankingu. Była jednak i realistką. Znała reputację Setha. Pojawił się w branży stosunkowo niedawno, co nie przeszkadzało mu piąć się po kolejnych szczeblach hierarchii z prędkością błyskawicy. Bali się go nawet starsi mordercy, zwłaszcza ci, którzy znajdowali się przed nim w rankingu ogólnym; do tego stopnia, że gdy wyzywał ich na pojedynek, odwlekali konfrontację jak najdłużej się dało. Niestety, ona sama nie miała takiej możliwości, lecz mimo wszystko ani myślała się poddawać. Jak umierać, to z honorem. A nie zamierzała jeszcze odchodzić z tego świata.

Wymienili kilka szybkich uderzeń, jednak żadne nie spowodowało u drugiego większej szkody. Ponownie starli się na środku dachu, porzuciwszy noże. Więc mimo wszystko mieli coś wspólnego — ona również wolała walkę bez dodatkowej broni. Wyprowadziła parę kopniaków, dokładnie tak, jak uczył ją jej mentor, lecz przeciwnik był na to przygotowany i z łatwością je blokował. Nie musiała długo czekać na kontratak. Broniła się długo i zaciekle, ale w końcu jeden z ciosów dosięgnął jej twarzy i runęła na ziemię, czując jak jej skroń ostro pulsuje a materiał kominiarki staje się wilgotny. Najwyraźniej rozwalił jej łuk brwiowy.

Nie było jednak czasu na kontemplację. Natychmiast po upadku zerwała się na równe nogi, w ostatniej chwili unikając kolejnego ataku, tym razem mającego ostatecznie ją znokautować.

— Niezły refleks, mała — pokiwał głową z uznaniem — Kto cię uczył? Chciałbym wiedzieć, komu złożyć kondolencje.

— Mój mentor nie żyje — odparła lodowato — Niebawem do niego dołączysz. Zrób coś dla mnie i pozdrów go, jeśli się spotkacie.

Rzuciła się w przód, wyciągając zza paska drugi nóż i celując w jego brzuch. W ostatniej chwili zdążył się uchylić, lecz ostrze drasnęło mu ramię; nie powstrzymało go to jednak przed złapaniem jej w pół i przygwożdżeniem do ziemi. Nie wiedziała jak to się stało, ale sekundę później trzymał własny scyzoryk przy jej gardle, a jego usta wykrzywiał wyjątkowo okrutny uśmieszek.

— Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Wielka szkoda, że nie zdążysz, bo masz potencjał.

Zacisnęła usta w wąską kreskę, sztyletując go wzrokiem. Musiała wybrnąć z tej sytuacji, zanim poderżnie jej gardło. Problem leżał w tym, że nie bardzo wiedziała jak to zrobić. W tym momencie księżyc oświetlił ich niczym gigantyczny reflektor i dostrzegła lodowaty błękit jego oczu, dotąd skrytych w cieniu. Widziała w nich wyłącznie spokój oraz wyrachowanie i nie miała wątpliwości, że zegar ratuszowy właśnie odliczał ostatnie sekundy jej życia. Zdała sobie sprawę, że oboje wstrzymują oddech i wtedy postawiła wszystko na jedną kartę.

Płynnym ruchem zrzuciła go z siebie, czując jak ostrze rozcina jej skórę na szyi. Była świadoma, że krwawi, jednak nie zwracała na to uwagi. Musiała działać szybko. Wyprowadziła kopniak z półobrotu celując prosto w rękę, w której nadal trzymał nóż. Broń upadła z brzękiem na beton, a jej wróg z wściekłością ponownie ruszył do walki. Wymienili całą serię uderzeń, lecz jej głowę wypełniała tylko jedna myśl — musiała to szybko skończyć, bo traciła coraz więcej krwi. Powoli zaczynała odczuwać zawroty głowy, jednak z całych sił walczyła o zachowanie koncentracji, uparcie ignorując narastającą wilgoć okalającego jej szyję golfu.

Wtedy wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Po pierwsze, jego kopniak sprawił, że się zachwiała. W normalnych okolicznościach natychmiast odzyskałaby równowagę, ale teraz była dość osłabiona, co pogłębiała każda dodatkowa sekunda wysiłku. Po drugie, próbując stabilnie stanąć na nogach niebezpiecznie zbliżyła się do krawędzi dachu. Niestety, zapomniała o występie oddzielającym gzyms. Jak w zwolnionym tempie zobaczyła wyziewającą zza niego czarną pustkę, która zbliżała się do niej nieubłaganie.

A więc tak to się skończy. Umrę, stoczywszy się z dachu, pomyślała z ironią, po czym zaczęła spadać. Nie miała nawet szansy chwycić się gzymsu — był zbyt daleko. Z ust mimowolnie wyrwał się jej krótki krzyk.

Nagle poczuła na swoim przedramieniu mocny, pewny chwyt. Zawisła w powietrzu, dwadzieścia parę metrów nad ziemią, ze zdumieniem spoglądając w górę. Dostrzegła tam postać w kominiarce, wpatrującą się w nią intensywnym, nieodgadnionym wzrokiem. Przez chwilę żadne z nich nie wykonywało najmniejszego ruchu, aż zaczęła się zastanawiać, czy zamierza ją puścić. Wtedy jednak wzmocnił uchwyt i zaczął ją wciągać z powrotem na dach.

Kiedy ponownie poczuła pod plecami stabilną powierzchnię, odetchnęła z ulgą. Lecz nie na długo. Miejsce ulgi zastąpiła nienawiść, gdy zobaczyła swojego przeciwnika zbliżającego się do niej z pistoletem.

— Chyba sobie jaja robisz — warknęła — Po jakie licho mnie ratowałeś, skoro…

— Nie lubię łatwych rozwiązań — wzruszył ramionami i bezceremonialnie uderzył ją w głowę, natychmiast pozbawiając przytomności.

Rozdział 1
Sny

Każdy sen, ten czarowny i piękny,

zbyt długo śniony zamienia się w koszmar.

A z takiego budzimy się z krzykiem.


— Andrzej Sapkowski

Nowosybirsk, Rosja; rok później


W jednej chwili wpatrywała się w jego błękitne tęczówki, a w następnej poczuła dziwne potrząsanie. Niby kto miałby nią potrząsać? Przecież na dachu byli sami. I dlaczego ktoś wykrzykuje jej imię, u diabła?! Co, jeśli on usłyszy? Przecież musiała pozostać anonimowa…

— Nina! Nina, obudź się! — krzyk stawał się coraz wyraźniejszy i ustał dopiero, gdy gwałtownie otworzyła oczy, siadając na łóżku wśród rozrzuconej pościeli. Spojrzała ze zdziwieniem na Igora, który wpatrywał się w nią ze skrajnym przerażeniem.

— I czego mną trzęsiesz? — burknęła, rozmasowując sobie ramię, za które musiał ją trzymać — To był tylko głupi sen.

— Głupi sen. Pewnie, Nina. Wrzeszczałaś jak opętana i prawie wybiłaś mi zęby, kiedy próbowałem cię obudzić, ale co tam. To tylko głupi sen — zakpił.

Widziała, że jest zły, ale co miała na to poradzić? Każdy miewał czasem koszmary; niektórzy częściej niż reszta.

— Nic mi nie jest, Igor — uśmiechnęła się i poklepała przyjaciela pocieszająco po ramieniu — Ale dzięki za troskę. Która godzina?

— Parę minut po piątej.

— Świetnie — wygramoliła się ze skotłowanej pościeli, unikając jego wzroku. Miała świadomość, że się o nią martwi; oczywiście zupełnie niepotrzebnie — Pora na kawę.

Zeszła do kuchni i uruchomiła ekspres, wybierając caffè latte. Minutę później dołączył do niej Igor, zamawiając jak zwykle waniliowe cappuccino. Wystarczył rzut oka na jego twarz by zrozumiała, że jeszcze jej nie odpuścił.

— Wiesz, że to nie jest normalne — powiedział, przełamując ciszę — Minął już rok. Nie możesz tak żyć.

Westchnęła ciężko, podając przyjacielowi kubek z parującą kawą. Nie miała ochoty na kłótnie z rana i to z jedyną osobą na całym świecie, która była jej przyjazna. Odgarnęła więc swoje blond włosy z twarzy i odparła:

— Owszem. Ale oboje wiemy też, że nie mogę pójść z tym do specjalisty. Poza tym, nie zamierzam otumaniać się lekami. Jeśli znajdę jakiś odpowiedni sposób, by pozbyć się tych koszmarów, niezwłocznie z niego skorzystam. Obiecuję.

Chłopak tylko pokiwał głową, niechętnie przyznając jej rację. Nina Konstantinowa, jego najlepsza przyjaciółka od zawsze, miała tylko dwa koszmary. Pierwszy z nich dotyczył nocy, w czasie której zginęła jej matka. W dodatku z ręki jej ojca, który uniknął odpowiedzialności za swój czyn z braku wystarczających dowodów. Wszystkim co go obciążało, były zeznania jedynego naocznego świadka całego zajścia — ośmioletniej Niny. Igor doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo wpłynęło to na dalsze życie dziewczyny. Aleksandr Konstantinow był najbardziej wpływowym człowiekiem w całym Nowosybirsku, co również pomogło mu uniknąć więzienia, choć do dziś zarzekał się, że jest niewinny. Nina odcięła się od niego zaraz po procesie, jednak w pełni usamodzielniła się, gdy miała piętnaście lat. Wtedy właśnie jej ojciec kupił nową posiadłość, do której przeprowadził się wraz z drugą żoną i jej synem, zostawiając córce do dyspozycji rodzinną willę. Z chwilą osiągnięcia pełnoletności Nina stała się jej wyłączną właścicielką; ponadto jej konto zasilił dość pokaźny spadek po matce. Chcąc nie chcąc, mianowano ją także zastępczynią ojca w jego firmie, lecz stanowisko to sprawował obecnie w jej imieniu zaufany pełnomocnik. Jedynym powodem, dla którego nie zrezygnowała dotąd z pełnienia jakiejkolwiek funkcji w przedsiębiorstwie był fakt, że swoje stanowisko również odziedziczyła po matce, jego współzałożycielce. Wewnętrznie czuła, że jej rodzicielka nie chciałaby, żeby Aleksandr położył swoje łapy na wszystkich aspektach dotyczących firmy i dziewczyna nie zamierzała do tego dopuścić.

Drugi koszmar wiązał się natomiast z pracą Niny. Igor długo nie mógł pogodzić się z faktem, że jego przyjaciółka, a od sześciu lat współlokatorka, zdecydowała się zostać płatną morderczynią. Obwieściła mu to, gdy oboje mieli po szesnaście lat i początkowo myślał że żartuje, lecz mówiła jak najbardziej poważnie. Dziś, w wieku dwudziestu trzech lat, była jedną z najlepszych na świecie w swoim fachu. Biorąc pod uwagę, że Igor był znakomitym hakerem, wspólnie stanowili swojego rodzaju dream team; to jednak nie znaczyło, że w pełni akceptował jej zajęcie. Bardzo martwił się o Ninę i stan jej psychiki, zwłaszcza po tym co przeszła rok temu, kiedy jej najgroźniejszy rywal wyzwał ją na pojedynek do teraz śniący się dziewczynie po nocach. Wbrew wszelkim regułom oboje przeżyli spotkanie, co nie miało prawa się wydarzyć. Seth, największy wróg Niny, uratował jej życie, gdy nieomal spadła z dachu. Następnie ją ogłuszył, opatrzył jej ranę na szyi i zostawił na polu walki całkowicie żywą, choć strasznie osłabioną. Mimo, że minął już rok, wciąż nie mogła uwierzyć, że tak po prostu jej odpuścił i żyła w ciągłym strachu, że podczas gdy była nieprzytomna zdjął jej kominiarkę, przez co mógł ją z łatwością zidentyfikować. Igor momentami dostrzegał znamiona paniki przemykające przez jej twarz, gdy ktoś obcy dzwonił do drzwi. O tak, Nina Konstantinowa jak każdy miała swoje demony — byli nimi jej ojciec oraz Seth. Poza tym niewiele było w stanie wytrącić ją z równowagi i właśnie dzięki temu wyćwiczonemu wyrachowaniu była znakomita w tym, co robiła.

Igor rozdmuchał piankę w swoim cappuccino, po czym zapytał nonszalancko:

— Jakie masz plany na dziś?

— Po południu wybieram się na aukcję — odparła spokojnie — Chcesz iść ze mną?

— Nie dam rady, robota czeka. Ale mam nadzieję, że upolujesz coś fajnego.

— Ja też. Mam nawet cel — uniosła rękę na znak, by chwilę zaczekał i wyszła z kuchni, po minucie wracając z laptopem. Przez moment czegoś szukała, aż w końcu odwróciła komputer w jego stronę — Metaloryt z 1460 roku. Jedyny w swoim rodzaju.

— Całkiem, całkiem — pokiwał głową z uznaniem. Nina była historykiem sztuki i miłośniczką grafiki. Gdy już natrafiła na jakiś okaz, niewiele mogło ją powstrzymać przed zdobyciem go. Igor uważał to za jej skrzywienie zawodowe, tak samo jak swoje uzależnienie od programowania i ciągłe inwestycje w sprzęt.

— Mało powiedziane — uśmiechnęła się — To jeden z niewielu zachowanych do dzisiaj egzemplarzy. Niedługo jego wartość…

Jej słowa przerwał znajomy sygnał dzwoneczków, sygnalizujący powiadomienie z portalu zabójców, jak Igor zwykł go nazywać w myślach. Skryty w odmętach darknetu, pozostawał niemożliwy do wykrycia dla osób nieupoważnionych — nawet on miałby problem z namierzeniem tej strony, gdyby nie wiedział, gdzie dokładnie jej szukać. Portal nie miał nazwy, jednak wcale jej nie potrzebował. Kiedy Nina wprowadzała Igora w temat, zażartowała, że to taki Facebook dla najlepszych morderców. I faktycznie, wszyscy liczący się zabójcy na zlecenie mieli tu konto.

Najważniejszą zaletą oferowaną przez stronę była anonimowość. Każdy użytkownik posiadał swój unikatowy nick, a jego profil zawierał niezbędne minimum informacji — płeć, cennik usług, liczbę zlikwidowanych celów i pozycje rankingowe zabójcy, a więc wszystko to, czym najczęściej kierowali się zleceniodawcy przy wyborze mordercy do wynajęcia. Zwykle im wyższa pozycja rankingowa, tym bardziej się ceniono — to właśnie względy finansowe, poza prestiżowymi, stanowiły główny powód pojedynków między zabójcami.

Rankingi istniały dwa. Pierwszy, ogólny, uwzględniał wszystkich zarejestrowanych na portalu, niezależnie od wieku. Drugi miał kilka podkategorii, wydzielonych na podstawie tego właśnie kryterium. Nina należała do grupy do trzydziestu lat i już od roku była jej wiceliderką. Poza tym istniały dwa inne przedziały wiekowe: od trzydziestu jeden do pięćdziesięciu lat oraz pięćdziesiąt jeden lat plus. Głównym kryterium, które decydowało o pozycji rankingowej była liczba zlikwidowanych celów. Każde przyjęte zlecenie skrupulatnie zapisywano w bazie danych, a po potwierdzeniu przez zleceniodawcę jego zrealizowania — dopisywano do licznika danego zabójcy. Dzięki temu unikano fałszerstw i innych manipulacji.

Z każdym zarejestrowanym można było skontaktować się na dwa sposoby: poprzez przycisk zatrudnij przeznaczony dla zleceniodawców lub drugi, opatrzony napisem wyślij wiadomość. Za pomocą pierwszego z nich przesyłano szczegóły zlecenia, a zabójca potwierdzał lub nie jego przyjęcie i w razie potrzeby uzgadniano potrzebne detale. Druga opcja umożliwiała zaś komunikację bezpośrednią między zarejestrowanymi mordercami. Jednak nie oznaczało to, że w wolnym czasie rozmawiali ze sobą jak na czacie; obowiązywały bowiem pewne reguły, do których należało się stosować.

Kontakt nawiązywać można było tylko i wyłącznie wyzywając kogoś na pojedynek i uzgadniając jego szczegóły, jeśli wyzwanie zostało przyjęte. Pojedynki były popularną formą walki o miejsce w rankingu, szeroko praktykowaną. Można było wyzwać osobę znajdującą się bezpośrednio przed lub za sobą, mając na uwadze, że temu, kto plasuje się wyżej przysługuje możliwość dwukrotnej odmowy stanięcia do walki. Za trzecim razem musiało dojść do starcia, ale na warunkach osoby zajmującej lepsze miejsce w rankingu. Rzadziej wyzywano kogoś plasującego się niżej, chyba, że był ku temu ważny powód. W takiej sytuacji detale pojedynku również ustalał ten, kto zajmował wyższą pozycję w hierarchii. Wyzwanemu nie przysługiwało też prawo do odmowy — to właśnie miało miejsce, gdy Seth zdecydował się zmierzyć z Niną. Do dziś zastanawiała się, czy uznał ją za zagrożenie i chciał się jej pozbyć zanim ona wyzwałaby jego, czy raczej zrobił to dla rozrywki? Nie mogła jednak do niego napisać i zapytać o to wprost, w stylu: Hej, Seth, zastanawiałam się jakie były twoje motywacje, gdy zdecydowałeś się na walkę ze mną. Może przy okazji wyjaśnij mi jeszcze, dlaczego nadal żyję.

W zależności od sytuacji, zwycięzca pojedynku awansował o pozycję zwolnioną przez przegranego i podnosił swoją liczbę zlikwidowanych celów o jeden lub tylko zwiększał wartość swojego licznika, podczas gdy na miejsce pokonanego awansował ten, kto dotychczas plasował się tuż za nim. Nina i Igor określali takie sytuacje mianem dyskwalifikacji, jak w sporcie. W ciągu ostatnich kilku lat wypracowali cały system określeń, których prawdziwe znaczenie rozumieli tylko oni. Na przykład, gdy Igor pytał dziewczynę czy sprawdza Facebooka, tak naprawdę chodziło mu o tajny portal zabójców.

Zasady klasyfikacji i pojedynków dotyczyły tak rankingu ogólnego, jak wiekowego. Nie, żeby Ninie robiło to wielką różnicę — w obydwu pozycję przed nią zajmował Seth, a nie miała ochoty na kolejną konfrontację z nim.

— Co tam? Nowe zlecenie? — zapytał Igor, zaglądając jej przez ramię.

— Nie — pokręciła głową — Awansowałam o jedno miejsce w głównym. Seth wyeliminował Lady Makbet. Teraz jest światową dziewiątką.

— A ty dziesiątką — uniósł kubek w geście toastu — Gratki, siostro.

Nina jednak się skrzywiła.

— Niewielka w tym moja zasługa. Cóż, jeśli uda mu się wyrżnąć jeszcze tych ośmiu, to zostanę dwójką. A wtedy pewnie wyzwie mnie ponownie.

— Zrób to pierwsza, należy ci się rewanż. Może kiedy Seth opuści ziemski padół, wraz z nim znikną twoje koszmary?

— Nie zamierzam tego robić w najbliższym czasie. Jest za dobry — mruknęła z oporem. Nie lubiła przyznawać, że ktoś był w czymś od niej lepszy i robiła to bardzo rzadko — Poza tym chcę jeszcze trochę pożyć. Wolę już dobrze znane koszmary niż kolejne manto.

— To może napisz mu, że śnisz o jego błękitnych oczach — zażartował Igor, za co otrzymał solidnego kopniaka.

— Najlepiej z emotikonką serduszka — wywróciła oczami i zamknęła laptop — Dzięki, ale nie.

— Może zszedłby na zawał i miałabyś go z głowy? — zamyślił się chłopak — Powinnaś spróbować, mówię ci.

— Miło, że starasz się pomóc, ale dobrze wiesz, że nie lubię łatwych rozwiązań. Dlatego wykończę go własnoręcznie — dopiła kawę i wstawiła kubek do zlewu, uśmiechając się kwaśno — Jednak wszystko w swoim czasie.

Rozdział 2
Duchy przeszłości

Na cienie trzeba uważać. Bo inaczej mogą im

wyrosnąć zęby. Naprawdę mogą. A czasem,

kiedy chcesz zapalić światło żeby je odpędzić,

nagle okazuje się, że nie ma prądu.


— Stephen King

Nina zaparkowała przed domem aukcyjnym. Bez trudu znalazła wolne miejsce dla swojego kremowego fiata mini, bo jak to miała w zwyczaju, przyjechała na miejsce prawie czterdzieści minut przed rozpoczęciem licytacji. Nienawidziła się spóźniać, podobnie jak nie tolerowała spóźnialskich. Wysiadając, owinęła się ciaśniej płaszczem i chwyciwszy torebkę ruszyła w kierunku wejścia.

Znajome wnętrze działało kojąco na jej nerwy. To tutaj odbywała swoje studenckie dwumiesięczne praktyki, które uważała za jedno z najlepszych doświadczeń w swoim życiu. Zza biurka pomachał jej Michaił, podstarzały portier, z którym lubiła toczyć długie dyskusje o średniowiecznej broni.

— Nina! Dobrze cię widzieć. Rekreacyjnie, czy coś sobie upatrzyłaś? — zapytał, wskazując ruchem głowy wejście do sali aukcyjnej.

— Upatrzyłam — uśmiechnęła się — I to duże coś, bo metaloryt z piętnastego wieku. Nie mogę się doczekać licytacji.

— Powodzenia w takim razie — portier uniósł ręce, by pokazać jej zaciśnięte kciuki — Przyjdź na kawę, jak będziesz miała czas. Dawno nie gadaliśmy, trzeba wymienić ploteczki.

Nina parsknęła śmiechem.

— Jasne, gdy tylko znajdę chwilę. Ostatnio mam dużo roboty, ale postaram się wpaść — odparła i skierowała się w stronę półotwartych drzwi.

Sala była wypełniona mniej więcej w jednej czwartej, więc od razu zajęła miejsce w pierwszym rzędzie i zaczęła dla zabicia czasu przeglądać dobrze znany katalog. Pozostali uczestnicy aukcji zaczęli się schodzić w miarę upływu kolejnych minut. Kiedy wybiła szesnasta na podium wyszedł inny jej znajomy, Borys, który tego dnia miał prowadzić licytację.

— W imieniu naszego domu aukcyjnego pragnę powitać państwa na pierwszej licytacji w tym roku! — oznajmił entuzjastycznie — A że nowy rok należy zacząć wyjątkowo, to i w naszej ofercie znalazły się unikatowe przedmioty. Życzę wszystkim udanych zakupów! A oto pozycja numer jeden, cena wywoławcza dwieście dolarów…

Nina odprężyła się i ze spokojem śledziła przebieg wydarzeń. Jej metaloryt był dwudziesty piąty w katalogu, więc przy dobrym układzie powinna wrócić do domu przed Igorem. Może ugotowałaby coś na kolację? Wiedziała, że chłopak martwi się o nią bardziej, niż to pokazuje i wypadałoby mu to jakoś, choćby częściowo, wynagrodzić. Tak, może zrobi jego ulubione ravioli ze szpinakiem…

— Pozycja numer dwadzieścia pięć. Wyjątkowo rzadki metaloryt z 1460 roku. Grafika pochodzi zapewne z książki dewocyjnej. Bardzo dobrze zachowana, nieliczne pęknięcia na brzegach. Cena wywoławcza osiem tysięcy dolarów.

Nina czekała, cierpliwie obserwując rozwój sytuacji. Oprócz niej dwie osoby okazały się być zainteresowane grafiką; reszta zebranych nie włączyła się do licytacji.

— Dwadzieścia tysięcy dolarów po raz pierwszy, po raz drugi…

— Dwadzieścia pięć tysięcy — odezwała się, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Drugi licytator rzucił jej złe spojrzenie, po czym uniósł ręce w geście kapitulacji. To było łatwiejsze niż przypuszczała.

— Panna Konstantinowa, dwadzieścia pięć tysięcy dolarów. Po raz pierwszy, po raz drugi… po raz trze…

— Trzydzieści tysięcy — wtrącił w tym momencie męski głos.

Dziewczyna zamarła, czując jak budzi się w niej paląca wściekłość. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć kto wszedł jej w paradę. Zanim Borys zdążył cokolwiek powiedzieć, odparła zdecydowanie:

— Trzydzieści jeden tysięcy.

— Trzydzieści jeden po raz…

— Trzydzieści pięć tysięcy — przerwał Borysowi głos. Nina zamknęła oczy, walcząc z wybuchem.

— Trzydzieści osiem — wiedziała, że w jej głosie słychać wściekłość.

— Czterdzieści — rozbawienie w głosie drugiego licytatora działało na nią niczym płachta na byka.

— Pięćdziesiąt tysięcy — warknęła, odrzucając pozory. W sali zaczęły rozbrzmiewać szepty, ale nie dbała o to. Ten metaloryt był jej. Nawet Borys wyglądał na spoconego z emocji.

— Po raz pierwszy, po raz drugi…

— Sto tysięcy.

Na sali zapadła głucha cisza. Nina czuła na sobie ciekawskie spojrzenia sąsiadów, ale tylko zacisnęła zęby. Myśl racjonalnie. To się nie opłaca. Odpuść, usłyszała w myślach głos rozsądku. Nie wygrasz, zawsze cię przebije.

— Sto dwadzieścia — oznajmiła, zaciskając pięści tak mocno, że aż zbielały.

— Sto pięćdziesiąt — mężczyzna po raz kolejny nie czekał na reakcję Borysa.

Dziewczyna wysłała w myślach soczystą wiązankę przekleństw w kierunku przeciwnika, lecz nawet ona wiedziała, kiedy należy się opamiętać. Poczuła złość zmieszaną z rezygnacją. Powinna się tego spodziewać, w końcu zawsze wszystko jej odbierał. Matkę, poczucie bezpieczeństwa, resztkę dzieciństwa. A teraz nawet i cholerną grafikę.

— Sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów po raz pierwszy, po raz drugi… — Borys rzucił niepewne spojrzenie w jej kierunku, jednak nie zareagowała — Po raz trzeci. Sprzedane panu Konstantinowowi.

Nie zważając na znaczące szepty i spojrzenia zebranych, Nina wstała i patrząc prosto przed siebie wyszła z sali, przechodząc bez słowa obok stojącego w drzwiach ojca.


*


Igor pracował w kawiarence internetowej, jednej z niewielu jakie się ostały po rozpowszechnieniu dostępu do sieci. Interes kręcił się bardzo dobrze, głównie dzięki temu, że w lokalu oferowano też usługi poligraficzne i wyśmienitą kawę. Rzecz jasna chłopak nie musiał pracować, by się utrzymać — jako haker zarabiał wystarczająco dużo — mimo to lubił chociaż na parę godzin wyrwać się z domu, by poczuć się jak normalny człowiek. Właśnie nalewał jednemu z klientów czarną kawę z mlekiem, gdy drzwi kawiarenki otworzyły się gwałtownie i do środka weszła zarumieniona od zimna Nina. Wystarczył mu rzut oka na jej twarz, by wiedzieć, że coś jest nie tak. Jego przyjaciółka wygladała jak chmura gradowa. Z hukiem położyła torebkę na ladę i gwałtownym ruchem rozpięła płaszcz.

— Widzę, że ktoś potrzebuje dużej, mocnej kawy — stwierdził z niepokojem, obserwując jej zachowanie.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo — mruknęła, rzucając mu ponure spojrzenie.

— Jechałaś w takim stanie? Mam nadzieję, że nie spowodowałaś żadnego wypadku.

— Uwierz, że bardzo chcę w tym momencie przeprowadzić pewien niewypadek.

Chłopak zmarszczył brwi.

— Co się stało? Jak aukcja? Grafika okazała się fałszywką?

— Nie. Po prostu wpadł mój kochany tata — oznajmiła kwaśno, biorąc duży łyk kawy.

Igor z wrażenia upuścił ścierkę do naczyń. Zdawał sobie sprawę, że Nina i jej ojciec w jednym pomieszczeniu to katastrofa gwarantowana. Z tego właśnie powodu obydwoje unikali się, jak tylko mogli. Przynajmniej zazwyczaj.

— I co? Znowu próbował z tobą gadać?

— Nie. Sprzątnął mi grafikę sprzed nosa — burknęła i streściła przyjacielowi przebieg aukcji — Cokolwiek bym nie zrobiła i tak zaoferowałby więcej. Oczywiście wszystko wyłącznie po to, żeby doprowadzić mnie do szału — zaśmiała się gorzko — Przecież on nie znosi sztuki! Jestem przekonana, że wrzuci ten metaloryt do piwnicy, gdy tylko dostanie go w swoje brudne łapy.

— Pewnie tak. No nic, nie załamuj się. Niedługo trafi się jakaś inna fajna okazja.

— Tak, masz rację — zgodziła się z nikłym uśmiechem i zapatrzyła się w okno — Wiesz, tak sobie myślałam… Może zrobię na kolację ravioli?

— Z podwójnym szpinakiem! — zgodził się entuzjastycznie.

— Dobra — parsknęła z rozbawieniem — Może być i potrój… — w tym momencie gwałtownie urwała i wypuściła z rąk szklankę, która z hukiem uderzyła o posadzkę, rozbijając się w drobny mak.

Chłopak spojrzał na nią ze strachem.

— Nina? Dobrze się czujesz? — z rosnącym przerażeniem wpatrywał się w jej pobladłą, kredowobiałą twarz.

Ignorując jego wołanie, zerwała się z krzesła i wybiegła na zewnątrz. To niemożliwe, pomyślała gorączkowo. Musiało mi się zdawać. Przesunęła wzrokiem po twarzach ludzi idących obiema stronami ulicy. Kilka osób mruknęło coś niemiłego pod jej adresem, lecz nie dbała o to. Zmrużywszy oczy jak kot na polowaniu, ponownie przeskanowała tłum. I wtedy ją zobaczyła, zaledwie kilkanaście metrów przed sobą. Nie namyślając się długo zaczęła biec, z łatwością wymijając kolejnych przechodniów, nawet ich przy tym nie potrącając.

— Proszę pani! — zawołała, gdy od kobiety dzieliły ją jakieś cztery metry — Proszę zaczekać!

Jednak ta nie reagowała. Nina przyspieszyła i gdy znalazła się tuż za jej plecami, złapała ją za ramię. Poskutkowało. Kiedy nieznajoma odwróciła się ze zdziwionym wyrazem twarzy, dziewczyna poczuła jak jej ciało sztywnieje. To zdecydowanie nie było możliwe.

— To nie może być prawda — wyszeptała, czując jak chwilowy paraliż stopniowo ustępuje miejsca czystej zgrozie.

— Przepraszam — odezwała się kobieta po angielsku — Nie rozumiem pani, nie znam rosyjskiego. O co chodzi?

Ninę dosłownie zatkało. Szybko jednak odzyskała zimną krew i odpowiedziała płynną angielszczyzną, starając się zachować pozory uprzejmości:

— To ja przepraszam, że tak na panią napadłam. Mówiłam, że to niemożliwe.

— Co jest niemożliwe? — zapytała zdziwiona nieznajoma.

— Wygląda pani dokładnie jak… jak moja mama — wyjaśniła, przełykając ślinę. Z nerwów zaschło jej w gardle. Zwykle była przygotowana na wszystko, ale czegoś takiego nigdy w życiu by się nie spodziewała.

— Och — zamrugała z zaskoczeniem jej rozmówczyni, nieco skonsternowana — No cóż, może jesteśmy po prostu podobne, to się zdarza…

— Nie — Nina pokręciła głową — Nie rozumie pani. To nie jest zwykłe podobieństwo. Proszę poczekać, mam jej zdjęcie — wyjęła z kieszeni portfel, dziękując niebiosom, że nie zostawiła go w torebce — Proszę. To ja i mama osiemnaście lat temu. Miałam wtedy pięć lat — rzekła, podając kobiecie zdjęcie. Ta wzięła je z wahaniem i przyjrzała się mu z nieodgadnioną miną, by po dłuższej chwili je oddać.

— Rzeczywiście ma pani rację, ale jak mówiłam to się zdarza. Podobno każdy z nas ma sobowtóra — uśmiechnęła się przepraszająco — Nie mam żadnej siostry ani kuzynki podobnej do mnie, tym bardziej w Rosji. Jestem Amerykanką, pochodzę z Sacramento, a tu przyjechałam pierwszy raz. Sama pani widzi, że nawet nie znam języka. To po prostu zbieg okoliczności; chociaż nie dziwię się pani reakcji, bo podobieństwo naprawdę jest uderzające. Proszę pozdrowić mamę.

Nina zamknęła oczy. Jak mogła być tak głupia i myśleć, że jej zmarła matka przechadza się ulicami Nowosybirska jakby nigdy nic? Chyba żyła w zbyt wielkim stresie i zaczynały się pojawiać tego efekty.

— Moja matka nie żyje. Zmarła, kiedy miałam osiem lat — wyjaśniła.

— Och, przepraszam. Bardzo mi przykro — kobieta lekko się zmieszała — Nie chciałam…

— Nic nie szkodzi — powiedziała szybko dziewczyna. Nie cierpiała, gdy ludzie zaczynali jej współczuć — Przepraszam, że panią zatrzymałam.

— Nic się nie stało — nieznajoma posłała jej niepewny uśmiech — Miłego dnia.

— Dziękuję, wzajemnie — skinęła jej głową Nina, odwracając się w stronę, z której przybiegła.

Nie zamierzała jednak odpuszczać. Poczekała chwilę, pozwalając by utworzył się między nimi bezpieczny dystans i ruszyła za kobietą, wmieszawszy się w tłum. Coś tu nie grało i nie byłaby sobą, gdyby tego nie sprawdziła. Kilkadziesiąt metrów dalej jej rozmówczyni wsiadła do samochodu zaparkowanego przed jednym ze spożywczaków i odjechała, lecz Ninie udało się zapamiętać numery rejestracyjne. Szybko wróciła do kawiarenki, gdzie czekał na nią zdenerwowany Igor. Na jej widok głęboko odetchnął.

— Boże, Nina, co…?

— Mam dla ciebie robotę — rzekła krótko — Musisz mi sprawdzić rejestrację i odciski palców, najszybciej jak się da. Wszystko opowiem ci w domu, okej?

— Jasne — zgodził się wciąż zaniepokojony, czego wcale nie krył — Będę za godzinę z kawałkiem. Nadal chcesz robić ravioli?

— Pewnie — odparła, choć myślami była zupełnie gdzie indziej — Z potrójnym szpinakiem?

— I dodatkowym serem — dodał — Muszę przecież jakoś odzyskać kalorie, które właśnie spaliłem. Słowo daję, kiedyś wpędzisz mnie w nerwicę.

— Przecież już ją masz — prychnęła dziewczyna i wyszła, kierując się do samochodu.

Igor westchnął ciężko i pomyślał, że najwyraźniej czeka go kolejna bezsenna noc.


*


Takie właśnie było życie z Niną: zupełnie nieprzewidywalne, jak ona sama. Igorowi dużo czasu zajęło przyzwyczajenie się do jej trybu funkcjonowania: ciągłych wyjazdów, z których mogła nie wrócić, choć do tej pory zawsze wracała; do kilku dni jakie spędzała samotnie po każdym powrocie, zamknięta w swoim pokoju. Wreszcie, do niepisanej zasady, by nie poruszać tematu zleceń. Chociaż czasem korciło go, żeby zapytać o przebieg jej pracy, jakieś szczegóły, zawsze powstrzymywał się w ostatniej chwili. Nina nie lubiła o tym rozmawiać, co sama pewnego razu mu powiedziała. Gdy dostawała zlecenie jechała na miejsce, wykonywała robotę i wracała, nie zamierzając nigdy więcej roztrząsać sprawy. Igor podejrzewał, że to jej sposób na radzenie sobie z ewentualnymi wyrzutami sumienia, choć oczywiście nie odważył się jej tego otwarcie zasugerować. Szczerze mówiąc, mimo że znał prawdę na temat przyjaciółki od siedmiu lat, nie był w stanie wyobrazić sobie Niny krzywdzącej kogokolwiek. Niny–morderczyni. Widział w niej nadal tę samą dziewczynę, z którą przyjaźnił się od wczesnego dzieciństwa, z którą chodził do szkoły. Swoją najlepszą przyjaciółkę, której wiele zawdzięczał. Była dla niego jak siostra i wydawało mu się, że zna ją na wylot, przynajmniej jeśli chodzi o tę stronę osobowości, którą przywdziewała na co dzień.

Doskonale pamiętał dzień, w którym zdecydowała się wyjawić mu prawdę o swoich planach. Byli wtedy w szkole średniej i uczyli się wspólnie do sprawdzianu z matematyki.

— Nie mogę się doczekać studiów — westchnął wtedy Igor — Wreszcie mógłbym robić coś pożytecznego i ciekawego, a nie wałkować to, co już umiem. Szkoła jest nudna.

— Powiedz to reszcie naszej klasy — roześmiała się Nina, przygryzając ołówek — Większość z nich nie potrafi wykonać w pamięci prostego działania, a ty mówisz, że się nudzisz. Z dwojga złego chyba lepsza taka nuda niż skrajny debilizm, co nie?

— Niby tak, ale wiesz… Mam ochotę robić coś większego niż to — wskazał ruchem ręki stos podręczników — Gdybyśmy mieli więcej informatyki…

— ...to i tak nic by ci to nie dało — dokończyła rzeczowo — Nie z tym nauczycielem, Igor. Błagam, jak już pójdziesz na tę swoją informatykę to naprawdę studiuj, a nie udawaj, że studiujesz. Czasem mam wrażenie, że Biełcow umie tylko rysować koślawe bałwanki w Paincie.

— Coś ty taka krytyczna dzisiaj, co? Ja przynajmniej wiem, co chcę w życiu robić.

Nina zagryzła usta, lecz nic nie odpowiedziała. Chłopak natychmiast zreflektował się, że popełnił duże faux pas.

— Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało… — mruknął, czując się niezręcznie.

Jego przyjaciółka miała problem ze sprecyzowaniem tego, kim chce być w przyszłości. Podejrzewał, że gdyby nie posiadała wszechstronnych uzdolnień i była genialna tylko w jednej konkretnej dziedzinie, nie miałaby tego problemu. Tak było w jego przypadku.

— Nie szkodzi — odparła, zamykając książkę i odkładając ją na bok — Prawdę mówiąc jest coś, o czym chciałam ci powiedzieć i to chyba dobry moment.

— Nie mów, że się na coś zdecydowałaś! — Igor spojrzał na nią z entuzjazmem.

— Zdecydowałam — pokiwała głową z lekkim uśmiechem — I powiem ci, co zamierzam, ale pod jednym warunkiem. Nie staraj się mnie od tego odwieść.

— Okej — zmarszczył brwi — To twoje życie, ty decydujesz. Co wymyśliłaś?

Dziewczyna wzięła głęboki oddech i rzekła:

— Po zakończeniu semestru wyjeżdżam na rok.

— Co? — Igora zatkało — Niby gdzie? A szkoła?

— Oficjalnie będę na zwolnieniu lekarskim — wyjaśniła spokojnie — Kiedy wrócę, będę pisała egzaminy z obu opuszczonych semestrów, więc dołączę do ciebie z powrotem na ostatni rok w liceum.

— Gdzie się wybierasz? Na jakiś kurs? — dociekał.

— Można tak to ująć — skinęła głową — To przyspieszone, dwunastomiesięczne szkolenie. Facet, który zgodził się mnie uczyć, jest jednym z najlepszych i zwykle nauka u niego trwa minimum dwa lata. Zrobił jednak dla mnie wyjątek i zdecydowaliśmy się na nieco skompresowaną formę.

— Jest jednym z najlepszych w czym?

Przyjaciółka spojrzała na niego z powagą.

— W zabijaniu.

Igorowi niebezpiecznie zadrgały usta i w efekcie nie zdołał powstrzymać wybuchu śmiechu, lecz widząc jej minę, zesztywniał.

— Czekaj… Ty chyba nie mówisz poważnie?

— Śmiertelnie poważnie.

Przetrawienie tej informacji zajęło mu kilka minut, podczas których siedzieli w ciszy.

— Okej. Więc tymczasowo zawieszasz szkolną karierę, żeby szkolić się na mordercę… U mordercy.

— W przybliżeniu… Tak, tak to wygląda — potwierdziła — Twierdzi, że mam talent i powinnam opanować większość rzeczy w rok. Potem, znając podstawy, będę mogła nad sobą pracować samodzielnie lub w konsultacji z nim; zależnie od tego, jak będzie mi szło.

Chłopak obserwował ją w milczeniu, po czym stwierdził krótko i dobitnie:

— Oszalałaś.

— Igor…

— Nina, wiesz na co się piszesz? Możesz być kim chcesz, masz wszechstronną wiedzę i umiejętności, znasz biegle dwa języki obce… A ty zdecydowałaś się zostać płatnym mordercą?!

— Właśnie dlatego. Wszechstronność oraz wiedza to cechy dobrego zabójcy. I to nie tak, że nad tym nie myślałam. Zastanawiałam się tygodniami, czy to dobra decyzja. Dokładnie przeanalizowałam plusy i minusy…

— Widać, że niewystarczająco dokładnie — prychnął ze złością.

Zapadła głęboka cisza. Nina zacisnęła wargi z irytacją wypisaną na każdym milimetrze kwadratowym twarzy.

— Trudno — warknęła — To mój wybór, nie potrzebuję twojej zgody.

To powiedziawszy wyszła, trzaskając drzwiami.

Dwa miesiące później wyjechała bez słowa, wciąż skłócona z Igorem, który nie mógł pogodzić się z jej decyzją. Wróciła po roku, już nie taka sama, ale on też się zmienił. Czekał na nią na lotnisku. Gdy go zobaczyła, nie udało jej się zamaskować zdziwienia.

— Co ty tu robisz? — zapytała, siląc się na chłodny ton.

— Przyjechałem po ciebie — odparł, wzruszając ramionami.

— Skąd wiedziałeś…?

— Nie ty jedna przeszłaś szkolenie — uciął, rzucając jej wyzywające spojrzenie.

Po jej minie widział, że zrozumiała, co miał na myśli. Nie powstrzymała się przed posłaniem mu cynicznego uśmiechu.

— Wiesz, na co się piszesz? — zakpiła.

— Tak, wiem — parsknął — Poza tym sądzę, że przyda ci się pomocna dłoń, panno Bourne.

Przez moment patrzyli na siebie w milczeniu, by w końcu paść sobie w objęcia.

— Tęskniłem za tobą, siostro.

— Ja za tobą też, bracie — odparła, wydając z siebie westchnienie ulgi.

Miesiąc później zamieszkali razem w domu Niny, który stanowił obecnie ich centrum dowodzenia. Igor, wpatrując się w monitor i czekając na wyniki wyszukiwania z bazy odcisków palców pomyślał, że rok bez przyjaciółki był jednym z najdziwniejszych okresów w jego życiu. Z zamyślenia wyrwał go odgłos jej kroków.

— Znalazłeś coś? — spytała, stawiając przed nim kolejny talerz ravioli.

— Na razie nic. Spokojnie, odszukamy ją — rzucił jej pokrzepiające spojrzenie.

— Mam nadzieję. Muszę mieć potwierdzenie na papierze, że nie mam omamów — westchnęła, opadając na wolny fotel.

— Wiesz, mogę o tobie wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że jesteś wariatką. Wierzę ci, nie musisz się o to martwić. I teraz wcale się nie dziwię, że wyglądałaś jakbyś miała zemdleć. Gdyby moja matka lub jej sobowtór nagle wyrósł przede mną, pewnie dostałbym zawału.

Nagle laptop Igora wydał z siebie serię charakterystycznych pisków i oboje zerwali się na równe nogi.

— Odcisków nie ma w bazie — mruknął chłopak z zawodem — Widać nie była notowana, to chyba dobry znak. Za to sprawdziłem rejestrację, którą mi podałaś. Samochód należy do wypożyczalni, ale dokopałem się do informacji, że godzinę temu został zwrócony przez niejaką Michelle Fitzgerald. Mam jej dane z dowodu osobistego, więc zaraz będziemy mieć także zdjęcie — szybko wpisał kolejne polecenie wyszukiwawcze i wcisnął enter. Po około dziesięciu sekundach na ekranie wyświetliło się prawo jazdy stanu California i oboje skamienieli.

— O kurwa — wydusił z siebie Igor — Nie wierzę.

— Mówiłam ci — odparła dziewczyna — To nie jest zwykłe rodzinne podobieństwo. Ona wygląda dokładnie jak moja matka. Zupełnie jak…

— ...jej siostra bliźniaczka — dokończył, przenosząc wzrok na przyjaciółkę — To chyba jedyne rozsądne wyjaśnienie, skoro twoja matka nie żyje.

— Wcale nie jest takie rozsądne — mruknęła Nina podchodząc do jednej z szafek, za którą ukryty był sejf. Wyciągnęła stamtąd cienką szarą teczkę, a z niej pojedynczy arkusz papieru — To akt urodzenia mojej matki. Poza fizycznym podobieństwem nic się tu nie zgadza, spójrz — wręczyła mu dokument.

— W dacie urodzenia jest różnica dwóch lat — zauważył Igor — Zupełnie inna narodowość, to jasne, dane rodziców… Może któraś z nich, twoja mama albo ta Michelle, została adoptowana?

— Albo któraś nie jest tą, za którą się podaje — rzuciła mu pochmurne spojrzenie — Znajdź coś więcej o tej Michelle. Adres mamy na prawie jazdy, więc szukaj informacji o jej pochodzeniu. Chcę wiedzieć wszystko o jej rodzicach, dzieciach, dziadkach i ciotkach. Potem wszystko co znajdziesz wydrukuj, łącznie ze zdjęciem.

— Jasne, szefie. A ty?

— Przeszukam dokumenty i rzeczy matki, może coś znajdę. Nigdy nie przeglądałam ich jakoś dokładnie, mogę o czymś nie wiedzieć. Na strychu są dwa pudła z jej szpargałami, więc chyba od tego zacznę.

Igor zaaprobował plan skinieniem głowy i zabrał się do pracy. Nina z kolei, rzuciwszy ponure spojrzenie na zdjęcie Michelle wyszła z pokoju, w myślach kierując do kobiety proste i zarazem trudne pytanie.

Kim jesteś?

Rozdział 3
Katharsis

Co jest prawdą dziś, okazuje się fałszem jutro.


— Monteskiusz

Następnego ranka, po raptem dwóch godzinach snu, Nina i Igor spotkali się w kuchni.

— Dziś bez koszmarów? — zapytał, unosząc brwi.

— Najwyraźniej. Chyba nie miałam sił na kolejną dawkę adrenaliny — odrzekła, rozmasowując sobie czoło.

— Udało mi się zebrać trochę informacji. Myślę, że parę rzeczy może cię zainteresować.

— Najpierw śniadanie — ziewnęła — Muszę mieć energię, żeby myśleć — zajrzała do lodówki i zaklęła — Z tego wszystkiego zapomniałam zrobić zakupy. Chyba jesteśmy skazani na tosty.

— Lepsze to, niż nic. Szczerze mówiąc, nie mam apetytu. Ta cała sprawa, nie obraź się, ale jak dla mnie strasznie śmierdzi. Uważam, że jeśli zaczniemy ją bardziej rozgrzebywać, to zacznie naprawdę cuchnąć.

— I dobrze. Nie mogę tak po prostu o tym zapomnieć, a nie zamierzam śnić kolejnych koszmarów. Rozwikłam to, tak czy inaczej — Nina wrzuciła pieczywo do tostera i ziewnęła po raz drugi. Wyglądała jak cień samej siebie.

— Rozwikłamy — poprawił Igor, kładąc jej rękę na ramieniu — Znalazłaś coś na strychu?

— Nic godnego uwagi, ani podejrzanego; same stare ubrania oraz jakieś dziesięć zdjęć ze mną i tatą. Dokumenty też niewiele mówią. Najgorsze, że cały czas mam wrażenie, że coś przegapiam — jej frustrację było widać gołym okiem, choć niewypowiedzianym zdaniem Igora sytuacja ta stanowiła swojego rodzaju szczęście w nieszczęściu; dziewczyna bowiem przynajmniej na chwilę przestała myśleć o Secie.

Zrobiwszy wystarczająco pokaźną stertę tostów, zeszli do piwnicy. Igor, jak przystało na hakera, zorganizował tam swoje małe prywatne centrum informatyczne. Nina usiadła na kanapie i ugryzła pierwszego tosta.

— No więc, co znalazłeś? — spytała, nawet nie starając się maskować nerwów.

Chłopak wyświetlił przez rzutnik zdjęcie Michelle. W powiększeniu, na białej planszy, podobieństwo do matki Niny było jeszcze bardziej wyraźne.

— Michelle Elaine Fitzgerald, czterdzieści siedem lat, urodzona dwudziestego drugiego marca 1969 roku w Los Angeles. Rodzice to Elizabeth Travers i Jacob Travers; ma jednego, młodszego o trzy lata brata, Jasona. W 1990 wyszła za Matthew Fitzgeralda, z którym ma dwójkę dzieci: Louisa, urodzonego w 1995 roku i Kennetha, trzy lata młodszego. Szczęśliwa rodzinka zamieszkuje dom przy 1221 Monte Vista Way, tak jak widać na prawie jazdy.

— Co z jej rodzicami?

— Mieszkają w Los Angeles. Elizabeth ma siedemdziesiąt pięć lat, a Jacob osiemdziesiąt dwa. Chcesz ich adres?

— Na razie nie — pokręciła głową — Jakiś ślad po zagnionej siostrze?

— Żadnego — westchnął Igor — Jedynym rodzeństwem Michelle jest Jason. I nie, nie miał operacji zmiany płci, to też sprawdziłem. Wyglądają na normalną, idealną rodzinę.

— Nic nie jest idealne. A każda rodzina ma jakiegoś trupa w szafie — rzuciła kwaśno Nina.

— Skoro Michelle nie ma siostry, a wygląda jak twoja matka… — zawahał się chłopak — Nina, a co jeśli to jedna i ta sama osoba? Wyglądałoby to na jedyne rozsądne wyjaśnienie. W dodatku jej przyjazd do Nowosybirska…

— Nie sądzę. Wiem, jak to wygląda, ale kłamcę rozpoznam z daleka, dobrze wiesz. Ona naprawdę była zdziwiona tą rozmową. Był jednak moment, gdy się zawahała, ale dość szybko odzyskała rezon. Wtedy, kiedy spojrzała na zdjęcie. Ale to z pewnością nie jest moja matka. Wiedziałabym o tym, Igor. Wygląd to nie wszystko.

— Co w takim razie ta cała Michelle robiła w Nowosybirsku? Poza tym, urodziłaś się w 1993 roku, więc istnieje możliwość…

— Nie, nie istnieje. Zapominasz, że moja matka mieszkała tutaj przez cały czas. Zwykle nigdzie nie wyjeżdżała beze mnie lub ojca, pracowała w firmie. O ile nie umiała się teleportować, to niemożliwe żeby żyła równolegle tu i w Sacramento, w dodatku rodząc dwójkę dzieci bez wiedzy mojego kochanego tatusia.

— Racja, przepraszam. Kiedy zaczynam wdawać się w szczegóły, zapominam o oczywistościach.

Na moment zapadła cisza.

— Muszą być spokrewnione — mruknęła Nina, przeżuwając tosta.

— Co do tego jesteśmy zgodni.

— Zostaje nam jedno do sprawdzenia. Zajrzyj do karty medycznej Elizabeth. Jeśli urodziła jakieś mniej lub bardziej sekretne dziecko, powinna być tam informacja na ten temat.

— Właśnie miałem to zasugerować — uśmiechnął się Igor — Zaraz biorę się do roboty.

— Dzięki. Jeśli coś znajdziesz, daj mi znać — dziewczyna dokończyła swoje śniadanie i wstała, strzepując okruszki.

— Gdzie się wybierasz? — zdziwił się jej przyjaciel.

Zawahała się na moment, przygryzając usta.

— Skoro prześwietlamy Michelle i jej rodzinę, wypadałoby zrobić to samo z moją matką. Niestety, wiem o niej bardzo mało. Podobno nie miała rodzeństwa, a jej rodzice nie żyli już od kilku dobrych lat, kiedy brała ślub z moim ojcem. Na akcie urodzenia jest informacja, że przyszła na świat w Petersburgu…

— Zamierzasz tam polecieć i pogrzebać w aktach?

— Nie, przynajmniej jeszcze nie. Najpierw muszę porozmawiać z kimś, kto znał mamę dłużej i zapewne lepiej niż ja.

Igor zrozumiał, dokąd wybiera się Nina.

— Nie rób tego. Przynajmniej sama. Pójdę z tobą, ale…

— Igor, dam sobie radę. Zwykle robię dużo gorsze rzeczy od rozmowy z ojcem. Ty sprawdź Elizabeth i dzwoń od razu, jak na coś wpadniesz.

— Co mu powiesz? — zapytał z oporem chłopak, niechętnie dając za wygraną.

— Prawdę — westchnęła ciężko — I liczę, że choć raz w zamian dostanę to samo.


*


Aleksandr Konstantinow był prezesem firmy EnerSibirsk, największego dostawcy energii elektrycznej na Syberii. Nina, mimo że nie rozmawiała z nim od lat, dobrze wiedziała, że jest pracoholikiem; postanowiła więc najpierw poszukać go w siedzibie przedsiębiorstwa. Zaparkowała z piskiem opon na parkingu zarezerwowanym dla pracowników i wyszła z samochodu, ściskając w ręku teczkę z wydrukowanymi informacjami na temat Michelle. W firmie ostatni raz pojawiła się osobiście pięć lat temu, gdy przekazywała pełnomocnictwo do reprezentowania swoich interesów jednemu z zaufanych ludzi; miała więc świadomość, że jej dzisiejsza wizyta nie przejdzie bez echa. Nie, żeby ją to obchodziło.

Z niesmakiem rzuciła okiem na nowoczesny, wielopiętrowy budynek, który zawsze przywodził jej na myśl wielką szklankę i szybkim krokiem ruszyła do wejścia. Znudzony portier zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem, nakazując gestem, by podeszła się wylegitymować.

— Pani w jakiej sprawie? — zapytał gburowato.

— Nina Konstantinowa, wiceprezes firmy — pokazała mu identyfikator, który jakimś cudem odnalazła w jednej z szuflad. Mężczyzna wyprostował się niczym uderzony biczem.

— Och — wytrzeszczył oczy — Oczywiście, przepraszam, ja…

— W porządku — machnęła ręką — Miłego dnia — i pewnie skierowała się do windy. Czuła na sobie zaszokowany wzrok portiera i była święcie przekonana, że gdy tylko zniknie w kabinie, facet zaalarmuje resztę pracowników o jej niespodziewanym przybyciu. Bez wahania wybrała guzik z numerem dwanaście, na którym to piętrze mieściły się biura zarządu, prezesa i wiceprezesa oraz sala konferencyjna. Chwilę przed zasunięciem się metalowych drzwi zobaczyła jak — zgodnie z przewidywaniem — portier chwyta za słuchawkę stojącego na biurku telefonu. Westchnęła teatralnie. Zupełnie jakby stanowiła jakieś zagrożenie.

Podczas gdy winda cicho sunęła w górę, Nina pomyślała ponuro że lepiej, by ojciec był w biurze. Konieczność odwiedzenia go w domu nie za bardzo przypadała jej do gustu.

Znalazłszy się na korytarzu dwunastego piętra, zobaczyła sekretarkę ojca, Irinę, która właśnie odkładała telefon. Wyglądała na zdenerwowaną, a na widok niespodziewanego gościa aż podskoczyła.

— Nina! — wydała z siebie fałszywie zdziwiony okrzyk — Miło cię widzieć. Co tu robisz?

— Wpadłam tylko na moment — dziewczyna uśmiechnęła się chłodno, rzucając jej drwiące spojrzenie — Nie musisz się spinać. Zastałam ojca?

— Niestety nie — odparła kobieta, nerwowo wykręcając ręce — Jest na urlopie, wraca do pracy dopiero w przyszłym tygodniu. Ale jeśli masz sprawę do zarządu…

— Nie, nie chodzi o firmę — przerwała jej Nina, niezadowolona z takiego obrotu wydarzeń — Po prostu… Nieważne. Miłego dnia — odwróciła się, wciskając przycisk przywołujący windę.

— Powinien być w domu — odezwała się z oporem sekretarka, ważąc każde słowo — Nie miał zamiaru nigdzie wyjeżdżać.

— Wiem. Wczoraj go widziałam — stwierdziła sucho dziewczyna, wchodząc do kabiny. Czuła na sobie wzrok Iriny, dopóki nie zniknęła za drzwiami.

Kiedy wychodziła z budynku, portier odprowadzał ją uważnym spojrzeniem aż do momentu, gdy znalazła się poza jego polem widzenia. Dobrze wiedziała, że nie jest tu mile widziana, lecz nie przeszkadzało jej to. Wyjeżdżając na ulicę mimowolnie zaczęła się zastanawiać, co tak naprawdę pracownicy wiedzą o jej konflikcie z ojcem. Znając życie, historia została zniekształcona i ubarwiona do granic możliwości. Prawda była taka, że po ich ostatniej rozmowie, która miała miejsce pięć lat temu gabinet Aleksandra wyglądał jak po przejściu huraganu. Poszło oczywiście o to, że Nina wyznaczyła swojego pełnomocnika, mówiąc otwarcie, że nie ma zamiaru działać w rodzinnej firmie inaczej niż z domowego zacisza. Ojcu nie za bardzo się to spodobało i za wszelką cenę próbował przekonać ją do zmiany decyzji, co szybko przerodziło się w awanturę. Irina, wówczas już pracująca dla Aleksandra, doskonale pamiętała tę wymianę zdań. Zapewne musiała też posprzątać cały bałagan jaki pozostał w biurze po wyjściu Niny, więc jej dzisiejsze zdenerwowanie nie było dla dziewczyny niczym dziwnym.

Jednak to nie Irina stanowiła powód jej zmartwienia. Nina zacisnęła usta, zatrzymując się na czerwonym świetle. Najgorsze w całej sytuacji było to, że musiała odwiedzić ojca w domu. Nigdy jeszcze nie miała okazji tego zrobić, lecz nie stanowiłoby to problemu, gdyby nie nieuchronność spotkania z żoną ojca, Tatianą i jej synem Nikołajem. Do tej pory miała z nimi ograniczoną styczność i była z tego powodu bardzo zadowolona. Nikołaj, dwa lata starszy od niej, uwielbiał ją drażnić, kiedy była w pierwszej klasie liceum. Mijając ją na korytarzu, często rzucał kpiące komentarze w stylu cześć siostrzyczko, co doprowadzało ją do białej gorączki. Na szczęście wszystko ustało, gdy tuż przed wyjazdem na szkolenie złamała mu nos — ku ogromnej uciesze Igora, który choć z nią wówczas nie rozmawiał, nie mógł się powstrzymać przed uniesieniem kciuka do góry w geście aprobaty.

Skręciła w mniej uczęszczaną ulicę, kierując się do nowej dzielnicy uważanej powszechnie za osiedle bogaczy. Oczywiście, jej ojciec nie mógłby mieszkać gdzie indziej. Mijała kolejne posiadłości, wzrokiem poszukując miejsca do zaparkowania. W końcu zatrzymała się kilkadziesiąt metrów od bramy prowadzącej do willi ojca i zamknęła oczy, starając się przywołać wewnętrzny spokój. Żeby ta rozmowa nie skończyła się kolejną katastrofą, musiała odsunąć od siebie gniew i skupić na celu. Rzecz jasna, łatwiej było to powiedzieć niż wykonać, ale wiedziała, że musi wydobyć od Aleksandra tyle informacji, ile się da; nawet jeśli będzie musiała wspiąć się na wyżyny opanowania, by zachować względną uprzejmość.

Stanęła przed bramą i zdecydowanym ruchem wcisnęła guzik domofonu. Po kilkunastu sekundach z głośnika dobiegł doskonale znany jej głos.

— Tak, słucham.

— Hej, Paolo, tu Nina. Mogę wejść? — zapytała, odruchowo się uśmiechając. Paolo był kucharzem, którego jej ojciec zatrudniał odkąd pamiętała. To on nauczył ją gotować. Po wyprowadzce Aleksandra to właśnie Włoch był tym, kogo najbardziej jej brakowało.

— Nina?! — entuzjazm w głosie mężczyzny był wręcz zabawny — Jasne, już cię wpuszczam… o ile nie masz zamiaru zrobić kolejnej zadymy — zakpił.

— Nie dziś, maestro — prychnęła i po chwili usłyszała dźwięk otwieranej bramki.

Znalazła się na wyłożonym kostką chodniku, prowadzącym do drzwi rozległej posiadłości w kremowym kolorze. W małym ogródku rosło kilkanaście iglaków i parę mniejszych krzaczków, o które zapewne również dbał Paolo. Nie zdążyła jednak dokładnie przyjrzeć się otoczeniu, bo gdy była w połowie chodnika drzwi wejściowe otworzyły się i stanęła w nich Tatiana, patrząc na nią z dystansem.

— Ładny dom — powiedziała Nina, stając na progu.

— Co tu robisz? — zapytała rzeczowo jej macocha.

— Muszę porozmawiać z ojcem. Zastałam go?

— Nie, pojechał z Nikołajem na zakupy.

Przez moment obie mierzyły się wzrokiem.

— Wpuścisz mnie do środka, czy będziemy tak stać do ich powrotu? — Nina uniosła szyderczo brwi.

— To zależy.

— Od czego?

— Czy zamierzasz zdemolować mi salon.

— Jak powiedziałam Paolo, nie dziś. Nie jestem w nastroju — odparła chłodno dziewczyna.

Tatiana zawahała się przez moment, jednak odsunęła się, by ją przepuścić.

— Niedługo powinni wrócić — oznajmiła, wskazując pasierbicy wieszak na płaszcze.

— W to nie wątpię. Irina pewnie już zawiadomiła ojca o mojej wizycie w firmie. Założę się, że już tu jedzie.

Przeszły do salonu. Nina usiadła w fotelu, a jej macocha na sofie, idealnie naprzeciwko niej.

— Napijesz się czegoś? — zapytała z oporem Tatiana.

— Nie, dziękuję. Nie rób sobie kłopotu.

— Żaden kłopot. Paolo na pewno chętnie coś ci przyniesie. Paolo! — zawołała.

Kucharz zjawił się w mgnieniu oka, co dało dziewczynie pewność, że podsłuchiwał.

— Nina, dobrze cię widzieć. Słowo, piękniejesz z każdym dniem — ukłonił się ironicznie.

— Zabawne, dokładnie to samo powtarzam sobie co rano przed lustrem — parsknęła w odpowiedzi.

— Wzywała mnie pani? — mężczyzna przeniósł wzrok na Tatianę.

— Tak, pomyślałam, że mógłbyś przynieść nam coś do picia — uśmiechnęła się kobieta.

— Pewnie — Paolo spojrzał na Ninę i strzelił palcami — Koktajl truskawkowo–bananowy?

— Nie musisz się fatygować, naprawdę. Ja tylko na moment — odparła z rozbawieniem.

— Ależ żaden problem! Moment momentem, ale z moim koktajlem będzie znacznie milszy — to powiedziawszy, pospiesznie opuścił salon, zapewne udając się do kuchni.

Zapadło niezręczne milczenie.

— Dlaczego nie jesteś z nimi? — zapytała Nina, patrząc na macochę. Nigdy nie przyglądała się jej dokładnie, jednak miała wrażenie, że od ich ostatniego spotkania przybyło jej wiele zmarszczek.

— Och, nie za dobrze się czuję i wolałam zostać w domu — wzruszyła ramionami Tatiana — Mogę spytać, o czym chcesz porozmawiać z ojcem?

— Nie obraź się, ale to raczej prywatna sprawa.

— Chodzi o aukcję? — kobieta nie zamierzała odpuścić.

— Nie, nie o aukcję. Przy okazji… Wiesz, co zrobił z tą grafiką? Jeśli wrzucił ją do piwnicy to radziłabym ją stamtąd szybko zabrać — Paolo wrócił z koktajlem i dziewczyna wymamrotała serdeczne podziękowania — To metaloryt z połowy piętnastego wieku. Nie powinien leżeć w jakimś zawilgoconym kartonie…

— Z tego co zauważyłam, oprawił go i powiesił na ścianie w swoim gabinecie. Ostatnio przechodzi jakąś fazę retro — roześmiała się Tatiana, widząc jej zdegustowaną minę.

— Och — zdziwiła się Nina — To dobrze. Już myślałam, że…

— …że kupiłem go tylko po to, żeby zrobić ci na złość? — wtrącił rozbawiony głos. Jej ojciec stanął w drzwiach salonu, nadal w płaszczu, a tuż za nim pojawił się Nikołaj, który rzucił jej zimne spojrzenie i zniknął na schodach — Możesz wierzyć lub nie, ale to był zwykły przypadek.

— Miło, że wreszcie wyrabiasz sobie gust — odparła bez cienia uśmiechu. Wstała, w jednej ręce ściskając w połowie wypity koktajl, a w drugiej torebkę.

Przez długą chwilę po prostu na siebie patrzyli, aż w końcu Aleksandr zdecydował się przerwać ciszę.

— Irina mówiła, że chciałaś się ze mną widzieć — stwierdził.

— Tak. Musimy porozmawiać. Masz chwilę? — utrzymywanie z nim kontaktu wzrokowego wymagało większego wysiłku, niż myślała.

— Coś się stało?

— Niezupełnie.

— To o czym chcesz rozmawiać?

— O kim, jak już — poprawiła odruchowo, zagryzając usta — Chodzi o mamę.

Widziała, że jest zaskoczony, ale gdy chciał coś odpowiedzieć przerwała mu, unosząc rękę.

— Nie, nie zamierzam krzyczeć, kłócić się, ani robić mega demolki. Nie mam na to ani czasu, ani ochoty. Po prostu potrzebuję kilku informacji, których niestety tylko ty jesteś w stanie mi udzielić. I nie, nie jest to nic nieistotnego, wręcz przeciwnie. Na pewno zdajesz sobie sprawę, że z byle jakiego powodu bym tu nie przyszła.

Ojciec przez moment mierzył ją badawczym wzrokiem, po czym skinął głową.

— W porządku. Chodźmy na górę, do mojego gabinetu — odparł, zdejmując płaszcz i pokazując, by poszła za nim.

Zostawili milczącą Tatianę w salonie, po czym weszli po schodach na drugie piętro. Drzwi na końcu korytarza były półotwarte i jak się okazało, prowadziły do dużego gabinetu połączonego z biblioteką. Nina od razu dostrzegła metaloryt z licytacji wiszący na ścianie między regałami.

— Jest wiele wart, co? — Aleksandr pochwycił jej spojrzenie.

— Nie tak wiele, za ile go kupiłeś. Ale i tak dość dużo — usiadła w fotelu przed biurkiem, czując się bardziej jak interesantka niż córka stojącego przed nią mężczyzny.

— Zjesz coś? — zapytał, starając się być uprzejmy.

— Nie, dzięki. Koktajl od Paolo wystarczy — uniosła szklankę w ironicznym geście.

— No dobrze — zajął miejsce w fotelu naprzeciw niej i utkwił w niej wzrok — Co chcesz wiedzieć?

Nina wzięła łyk napoju i zastanowiła się przez moment nad najlepszym pytaniem do rozpoczęcia tej rozmowy.

— Co wiesz o rodzinie mamy? — odezwała się w końcu.

— Niewiele. Kiedy się poznaliśmy jej rodzice już nie żyli, a rodzeństwa nie miała.

— Wspominała ci kiedyś o jakiejś ciotce, babce, wuju…?

— Nie, nigdy — pokręcił przecząco głową — Była bardzo samotna pod tym względem. Podobno jej rodzina była ze sobą skłócona i nie utrzymywali ze sobą kontaktu od pokoleń, tyle wiem. Poza rodzicami nie miała nikogo.

— Pochodziła z Petersburga, prawda? — dziewczyna potarła czoło w zamyśleniu. Na razie chciała z niego wyciągnąć jak najwięcej bez poruszania tematu Michelle.

— Tak, tam się urodziła i chodziła do szkoły. Po studiach, gdy jej rodzice zmarli, przeprowadziła się tutaj i krótko po tym się poznaliśmy.

— A jej znajomi, koledzy ze szkoły, z dzieciństwa, ze studiów… Znasz kogoś z nich? — drążyła dalej.

— Poznałem jedynie jej przyjaciela, Wasilija. Był świadkiem na naszym ślubie. Jeśli nadal masz zdjęcia, powinien na nich być — stwierdził ojciec.

— Tylko on? Nie wspominała o nikim innym?

— Nie. Większość osób obecnych w naszym życiu poznała dopiero tutaj. To byli nasi wspólni znajomi.

— Nie wydaje ci się to trochę dziwne? — zapytała Nina, patrząc mu w oczy — W twoim życiu zjawia się dziewczyna, o której tak naprawdę nic nie wiesz, nie ma rodziny ani znajomych, no poza jednym…

— Oczywiście, że się nad tym zastanawiałem. Zanim o to zapytałem, uprzedziła mnie i udzieliła mi odpowiedzi.

— Jakiej?

— Że przeprowadziła się do Nowosybirska, by zacząć wszystko od nowa. Z tego co zrozumiałem, jej rodzina była prześladowana w Petersburgu, bo jej ojciec zadarł z wysoko postawionym urzędnikiem i miała z tego powodu problemy. Zostawiła więc wszystko za sobą i przyjechała tutaj. I nie, nie wiem o co chodziło z tym zatargiem. Mama nie lubiła o tym rozmawiać, a ja jej do tego nie zmuszałem. Wystarczyło mnie jej zapewnienie, że nie chodzi o nic nielegalnego, przez co moglibyśmy mieć kiedykolwiek kłopoty — Aleksandr zmierzył córkę wzrokiem — Czy teraz ja mogę o coś spytać?

— Jasne.

— Dlaczego zadajesz mi te pytania, Nina?

Dziewczyna zamknęła oczy, starając się myśleć racjonalnie. Przyszła tu po prawdę, a jeśli miała zamiar ją otrzymać, sama również musiała ją wyznać.

— Nina, co się dzieje? Coś się stało, prawda? — ojciec pochylił się w jej stronę, nieco zaniepokojony.

— Obchodzi cię to? — warknęła, nie mogąc się powstrzymać. Od razu wiedziała, że popełniła błąd — Przepraszam — wzięła głęboki oddech — Po prostu nie wiem, jak to ująć.

— Wiem, że między nami nie jest dobrze, ale możesz powiedzieć mi wszystko.

Spojrzała na niego, również się pochylając.

— Myślisz, że mama mogła mieć siostrę?

Nawet nie krył zaskoczenia.

— Siostrę? Nic mi o tym nie wiadomo — zmarszczył brwi — Skąd ci to przyszło do głowy?

Nina przełknęła ślinę i powiedziała to, o czym myślała od początku ich rozmowy.

— Uważam, że mama… Że mama cię okłamała. Co do wszystkiego. Mam na myśli to, że nie była tym, za kogo się podawała.

Oboje patrzyli na siebie, milcząc. Wreszcie Aleksandr zamknął oczy, jakby podejmował jakąś ważną decyzję. Dziewczyna z kolei zastygła w bezruchu, gdyż nagle zrozumiała.

— Ty już o tym wiesz, prawda? — wyszeptała, patrząc na niego z niedowierzaniem — Wiesz, że wciskała ci banialuki, a przed chwilą mimo wszystko próbowałeś wcisnąć je i mnie.

— Nina…

— Nie — uniosła rękę — Przestań. Myślałam, że usłyszę od ciebie prawdę, choć ten jeden raz. Najwyraźniej się myliłam — wstała i ruszyła do wyjścia. Kiedy miała już rękę na klamce, zatrzymał ją głos ojca.

— Chcesz prawdę? — zapytał — Jesteś tego pewna, Nina? — odwróciła się, by na niego spojrzeć — Prawda może zrobić większą krzywdę niż kłamstwo.

— Nie jestem pewna, czy cokolwiek jest jeszcze w stanie zrobić mi krzywdę.

Przez twarz Aleksandra przemknął cień ponurego uśmiechu.

— Cóż, jeśli faktycznie tego chcesz, to opowiem ci co udało mi się ustalić — ponownie wskazał jej fotel — Wyłącznie prawdę, przysięgam.

Chociaż miała ochotę wyjść i nie wracać, zwyciężyła jej ciekawość.

— Oby. Mam dość kłamstw — odparła, siadając — Zamieniam się w słuch.

— Po pierwsze, musisz zrozumieć, że skłamałem żeby cię chronić. Nie chciałem, żeby twoje wspomnienie o mamie zostało zastąpione tym… Tym, co prawdziwe. Chciałem, żebyś przynajmniej o jednym z nas miała dobre zdanie. Przykro mi, że tak nie będzie — westchnął ciężko — Po drugie, musisz uwierzyć, że nie zabiłem twojej matki. Bez tego nie pójdziemy dalej.

— Nie chcę się znowu o to kłócić, ale chyba zapomniałeś, że to widziałam — warknęła.

— Co dokładnie widziałaś? Dokładnie, Nina.

— Kłóciliście się o coś. Strasznie krzyczeliście — powiedziała zimno, przypominając sobie noc sprzed piętnastu lat — Zamknęliście się w sypialni, ale nie wiedzieliście, że schowałam się pod łóżkiem żeby zrobić wam niespodziankę. Zatykałam uszy, więc nie wiem o co poszło. Wiem natomiast, że chwilę później mama upadła na podłogę. Miała dziurę w głowie, była cała we krwi. Zobaczyła mnie, a potem dostała drgawek. Umarła, patrząc mi w oczy. Tylko ty byłeś w pokoju, tato. Nikt inny nie mógł jej zabić.

— Słyszałaś strzał?

— Co?

— Czy słyszałaś strzał? Czy widziałaś, że miałem broń?

— Miałeś ją w sejfie…

— Czy trzymałem ją tamtej nocy, kiedy wyciągałem cię krzyczącą spod łóżka? — zapytał dobitnie.

Nina zamknęła oczy.

— Miałeś dość czasu, żeby ją schować — wycedziła.

— Może. Ale czy słyszałaś strzał?

— Mogłeś założyć tłumik.

— Wiesz dobrze, że po twoich zeznaniach dokładnie sprawdzili mnie i moją broń. Kula znaleziona w ciele twojej matki do niej nie pasowała.

— Mogłeś mieć inny pistolet, który schowałeś lub wyrzuciłeś.

— Na miłość boską, Nina! Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym to był ja?! — zawołał, wyraźnie sfrustrowany — Naprawdę myślisz, że zabiłbym żonę na oczach własnej córki? Za kogo ty mnie masz?

— Nie wiedziałeś, że jestem pod łóżkiem — w przeciwieństwie do ojca mówiła cicho i spokojnie.

— Skarbie, nie zabiłem twojej matki. Wiem, że bardzo chcesz w to wierzyć, ale nie zrobiłem tego. Nigdy nie zabiłbym człowieka, rozumiesz? Niezależnie od tego, czym by zawinił. Wiem też, dlaczego ślepo torpedujesz wszystkie moje argumenty. Bo to najłatwiejsze wyjście. Byłaś tylko dzieckiem, przerażonym dzieckiem, niewiele rozumiałaś… Nigdy nie miałem ci tego za złe. Ale teraz? Dlaczego nie potrafisz dopuścić możliwości, że to wcale nie było tak, jak na to wyglądało?

Nina ukryła twarz w dłoniach. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Cały czas ufała swoim wspomnieniom, bo na nic innego w życiu nie mogła liczyć. Ale co, jeśli jej dziecięcy mózg rzeczywiście coś pominął? Może kto inny zabił jej matkę? W końcu sama była zabójcą, powinna wiedzieć najlepiej jak pozoruje się morderstwa, prawda? Co jeśli ktoś chciał, żeby wina spadła na ojca? Zrobiło się jej niedobrze.

— Okej — powiedziała wolno kiwając głową i starając się opanować torsje — Powiedzmy, że ci wierzę. To nie ty zabiłeś mamę. W takim razie kto? I dlaczego? — podniosła na niego wzrok.

— Zaraz ci wyjaśnię — Aleksandr opadł ciężko na fotel — Po tym, jak oddalili zarzuty wobec mnie, zabrałem się za śledztwo. Nie będę opowiadał, jak zdobyłem informacje, które posiadam; musisz mi zaufać na słowo. Moje sposoby dotarcia do prawdy okazały się skuteczne i tylko to się liczy. Ustaliłem, że mama naprawdę nazywała się Natalie Crawford. Urodziła się szóstego kwietnia 1969 roku w Miami, a kiedy miała dwadzieścia lat zwerbowała ją rządowa agencja szpiegowska.

— Mama była… szpiegiem? — nawet nie próbowała kryć szoku.

— Tak. A ja byłem jednym z jej pierwszych zadań.

— Dlaczego miałaby cię szpiegować? — zdziwiła się Nina.

— To akurat nie jest do końca jasne. Myślę, że podejrzewano mnie o nielegalny handel bronią, co oczywiście było nieprawdą. W każdym razie zdecydowano się obserwować moje poczynania z bliska i wtedy w moim życiu pojawiła się twoja matka. Zdobyła moje zaufanie, wzięliśmy ślub. Donosiła na mnie każdego dnia; udało mi się zdobyć kilka jej raportów. Jej szefowie starali się dowiedzieć, skąd mam fundusze na rozwój firmy. Nie wierzyli, że można się szybko wzbogacić w sposób całkowicie legalny, jednak gdy nie znaleźli na mnie żadnego haka, postanowili odpuścić. Ale wtedy pojawiły się komplikacje.

— Jakie?

— Ty, Nina — zaśmiał się ojciec bez cienia wesołości — Ciąży twojej matki nie było w programie. Z tego co wiem, nie zgodziła się na aborcję; zdecydowała się ciebie urodzić, ale wbrew poleceniom pracodawców nie chciała też cię ze mną zostawić, ani cię porwać. Przez osiem kolejnych lat zlecali jej więc inne zadania w rejonie Nowosybirska i ogólnie w Rosji, lecz gdy nadal nie decydowała się na powrót do USA, zaczęli się irytować. Miarka się przebrała, kiedy chciała z tym skończyć. Jak wiesz, gdy raz wejdzie się do takiej organizacji, nie ma czegoś takiego jak wyjście. W rezultacie postanowili ją zlikwidować. Jak na ironię, wyrok najprawdopodobniej wykonał Wasilij.

— Wasz świadek?

— Ten sam — Aleksandr skinął głową — Niestety, nie udało mi się ustalić jego prawdziwej tożsamości.

— O co w takim razie kłóciliście się tamtej nocy? — spytała Nina, nieco przytłoczona nadmiarem informacji.

— Nakryłem ją, gdy próbowała włamać się do mojego sejfu. W środku nie było niczego, co by należało do niej, same moje dokumenty. Kłóciliśmy się, bo nie chciała powiedzieć, czego tam szukała — wyjaśnił spokojnie — Naprawdę mi przykro, skarbie.

Dziewczyna wstała i podeszła do okna. Czuła niesamowitą pustkę, choć z drugiej strony i smutną satysfakcję, że wszystko się wyjaśniło.

— Więc pozwoliłeś mi wierzyć, że ją zamordowałeś, bo nie chciałeś żebym uważała was oboje za zło wcielone?

— Dokładnie.

— Jesteś popaprany, wiesz?

— Z tego co słyszałem, nie mniej niż ty — odwróciła się i zobaczyła, że jego usta lekko drżą — Skoro już znasz prawdę, powiesz mi wreszcie skąd to pytanie o siostrę mamy?

Nina sięgnęła do torebki i podała mu teczkę.

— Otwórz ją — powiedziała. Ojciec rzucił jej zaciekawione spojrzenie i zrobił co kazała, momentalnie zamierając, gdy jego wzrok padł na zdjęcie Michelle.

— Co, do…?

— Wierzę ci na słowo, jeśli chodzi o to, co mi opowiedziałeś. Teraz ty musisz uwierzyć mnie. Możesz to zrobić? — spytała rzeczowo.

Aleksandr tylko skinął głową, wciąż wpatrzony w fotografię. To jej wystarczyło.

— Ta kobieta nazywa się Michelle Fitzgerald. Podejrzewam, że jest siostrą mamy. Biorąc pod uwagę to, że są niemal identyczne, obstawiam siostrę bliźniaczkę.

— Jak, u licha, ją znalazłaś? — spojrzał na córkę ze zdumieniem.

— Nie znalazłam. Spotkałam ją na ulicy.

— Kiedy?

— Wczoraj — streściła mu spotkanie z sobowtórem matki — Jak dowiedział się Igor, wyleciała już z powrotem do Stanów. Zdobyliśmy ogólne dane na temat jej rodziny, ale do tej pory nie trafiliśmy na żaden ślad zaginionej siostry. Michelle ma tylko brata.

Nina klapnęła na fotel, patrząc jak ojciec stopniowo otrząsa się z szoku.

— Myślałam, że zwariowałam, gdy zobaczyłam ją przez okno — powiedziała — Przez chwilę byłam pewna, że to mama. Ale to nie może być ona, to pewne; nie tylko dlatego, że nie żyje. W każdym razie muszą być spokrewnione.

— Tak — zgodził się Aleksandr — Nie ma co do tego wątpliwości. Tylko zastanawia mnie jedno…

— Co takiego?

— W dokumentach twojej matki, mam na myśli te prawdziwe, nie było wzmianki o adopcji.

— U Michelle też nie — Nina zmarszczyła brwi — Ale skoro są bliźniaczkami, to któraś z nich musiała zostać adoptowana, prawda?

W tym momencie rozległ się dzwonek jej telefonu.

— To Igor. Miał mnie poinformować, gdyby coś znalazł — odebrała połączenie — Igor, jestem z ojcem. Dam cię na głośnik.

— O, jak miło — usłyszała niepewny głos przyjaciela — Wszystko okej?

— Na razie wszyscy żyją — rzuciła z ironią — Co się dzieje?

— Znalazłem coś o Elizabeth, matce Michelle — zawahał się, jakby niezdecydowany, czy może mówić dalej.

— Opowiadaj, jesteśmy już na bieżąco — powiedziała spokojnie dziewczyna.

— Dobra, no to tak. Przejrzałem hm, parę źródeł, skupiając się na 1969 roku. I okazuje się, że mamy rację. Dwudziestego drugiego marca urodziła dwie córki, bliźniaczki. Z tym, że jedna z dziewczynek zmarła od razu po porodzie.

Nina siedziała jak ogłuszona.

— Więc Michelle nie kłamała. Nie ma siostry, bo ta rzekomo nie żyje — stwierdziła, ważąc kolejne słowa.

— Albo rodzice jej o niczym nie powiedzieli — zasugerował Igor — Mogli utrzymywać, że urodziła się jako jedynaczka.

— Lub — wtrącił się ojciec — Jest inne wyjście. Choć nieco rodem z kryminału.

— Jakie? — zapytali równocześnie.

— Skoro mamy dowody na to, że obie przeżyły, a podczas porodu stwierdzono zgon jednej z nich… Sądzę, że rzekomo zmarła dziewczynka, twoja matka…

Nagle Nina zrozumiała.

— Myślisz, że została porwana — dokończyła.

— Albo sprzedana — dodał ponuro Aleksandr, kiwając głową.

Rozdział 4
Zagrożenie

Kto kocha niebezpieczeństwo, zginie w nim.


— przysłowie

Zbierając się do wyjścia, Nina jeszcze raz spojrzała na ojca. W jej oczach widać było dystans pomieszany z ostrzeżeniem.

— Zaufałam ci na słowo. Obym tego nie pożałowała — oznajmiła, wsuwając teczkę z danymi Michelle do torby.

— Nie mam powodu, by cię okłamywać — odparł spokojnie Aleksandr.

— Mam nadzieję. Bo jeśli okaże się, że mnie oszukałeś, zabiję cię. I jeśli choć trochę mnie znasz, to wiesz, że mówię cholernie poważnie.

— Jestem tego świadom — poczuła, że świdruje ją wzrokiem — Spokojnie, takie rozwiązanie nie będzie konieczne. Co zamierzasz teraz zrobić?

— Z zaginioną rodziną matki, która okazała się być szpiegiem? Nie mam pojęcia. Muszę to dobrze przemyśleć — wzruszyła ramionami — Czasami są rzeczy, które lepiej zostawić tak, jak się je znalazło; może to jedna z nich. W każdym razie nie zrobię niczego, dopóki nie dowiem się o tej sprawie więcej i nie uznam, że w ogóle należy w jakikolwiek sposób działać.

— Słuszna decyzja — zgodził się ojciec, odprowadzając ją do drzwi.

— Te informacje o mamie, o których mi mówiłeś… Masz je wydrukowane?

— Niektóre tak — potwierdził — Mogę przesłać ci skany, jeśli chcesz.

— Byłoby dobrze, dzięki — skinęła mu głową na pożegnanie i wyszła myśląc, że paradoksalnie była to najdłuższa i najnormalniejsza rozmowa, jaką kiedykolwiek przeprowadzili.


*


— Bez jaj — podsumował Igor, wytrzeszczając oczy — Twoja matka była amerykańskim szpiegiem?!

— Jeśli wierzyć mojemu ojcu, to tak — mruknęła, sadowiąc się w fotelu z laptopem na kolanach.

— Wniosek jest prosty. Niedaleko spada jabłko od jabłoni — roześmiał się.

Nina zmierzyła go wzrokiem bazyliszka.

— Nie jestem szpiegiem — uniosła brwi.

— Wiem, ale wybrałaś… pokrewny zawód, powiedziałbym.

Ograniczyła się do wywrócenia oczami, nie odrywając wzroku od ekranu.

— Coś nowego na fejsie? — zapytał Igor.

— Nie, na szczęście. W sumie to dobrze, bo mam dość sensacji na jeden dzień — zamknęła komputer — Chyba powinnam zrobić sobie od tego chwilę wolnego — dodała po namyśle.

— Od czego? Od zabijania? Czyżby budziło się w tobie sumienie?

— Nie, głupku — prychnęła — Mam na myśli ten portal. Zaczyna mnie denerwować. Może jeśli zrobię sobie od niego parę dni przerwy, bez sprawdzania rankingów i nowych zleceń, mój umysł odpocznie i zacznę się wysypiać — zastanowiła się.

— Dobry pomysł. Każdy potrzebuje urlopu — zgodził się Igor — Sugerowałbym co najmniej tydzień.

— Najwyżej tydzień. Mimo wszystko, muszę być na bieżąco — ziewnęła.

— Proponowałbym dwa. W końcu co ci szkodzi? Jeśli ktoś cię wyzwie, masz dwa tygodnie na odpowiedź, nie? Czyli akurat. Jak szaleć, to szaleć, Nina. W tym czasie zrelaksuj się, zajmij się przyziemnymi rzeczami…

— Dobra, dobra — uniosła ręce w obronnym geście — Łapię. Zobaczymy, jak to wyjdzie.

— Swoją drogą, co z tobą i ojcem?

— Co z nami? — spojrzała na niego, zdziwiona.

— Mam na myśli… Teraz, kiedy wszystko się wyjaśniło…

Nina w mig pojęła, o co mu chodzi.

— Nie licz na jakieś łzawe pojednanie — stwierdziła kategorycznie — To, że wyznał rzekomą prawdę, nie równa się z tym, że mu wybaczyłam. Nadal faktem jest, że latami mnie okłamywał.

— Może naprawdę starał się ciebie przed tym chronić? — zasugerował jej przyjaciel.

— Może. Ale raczej nie wyszło to na dobre. Tak czy inaczej sądzę, że istnieje między nami przepaść, której nie da się zasypać.

— Zawsze można spróbować — odparł Igor.

Ona jednak tylko westchnęła ciężko i pokręciła głową.

— Idę spać — potarła oczy — Będziesz jeszcze tu siedział?

— Tak, mam małą robotę — uśmiechnął się, zacierając ręce — A co?

— Ojciec miał mi dziś wysłać skany dokumentów matki. Jak skończysz, mógłbyś sprawdzić, czy to zrobił?

— Nie ma problemu. Dobrej nocy — spojrzał na nią ostrożnie.

— Tak. Dobrej nocy — posłała mu zmęczony uśmiech, kładąc swój laptop na jego biurku.


*


Minęły trzy kolejne dni. Niestety ani Nina, ani Igor nie znaleźli żadnych nowych informacji, którymi mogliby uzupełnić swoją wiedzę na temat przeszłości Eleny Konstantinowej, czy jak kto woli — Natalie Crawford. Aleksandr zgodnie z obietnicą przesłał im to, co zgromadził, a więc kopię aktu urodzenia Eleny, który oczywiście był fałszywy; fragmenty raportów, jakie składała jako Natalie; kilka podrobionych szkolnych świadectw, wybrane informacje z karty medycznej oraz ogólne dane jej prawdziwych rodziców. Igor poświęcił jedno popołudnie na sprawdzenie karty Rosemarie Crawford, by zweryfikować akt urodzenia Natalie, lecz nie znalazł żadnych nieprawidłowości. Rzecz jasna, o niczym to nie świadczyło. Jeśli faktycznie odbyła się jakaś nielegalna podmiana dzieci lub cokolwiek innego, osoba za to odpowiedzialna najprawdopodobniej postarała się, by zatrzeć wszystkie możliwe ślady.

Nina była strasznie sfrustrowana tym, że utknęli w martwym punkcie. Czwartego dnia ponownie udała się do kawiarenki, żeby dotrzymać towarzystwa przyjacielowi. Ruch był wyjątkowo mały, więc mogli spokojnie porozmawiać.

— I co, jakieś nowe pomysły? — powitał ją chłopak.

— Żadnych. Poza oczywistymi, czyli lotem do Stanów i przyjrzeniu się temu z bliska.

— Przez co rozumiesz wjazd na chaty Traversów i Crawfordów i zmuszenie ich do gadania?

— Dokładnie tak — rzuciła mu ponury uśmiech — Ale nie będę działać pochopnie. Może przyjdzie mi do głowy jakaś alternatywa.

— Może włamać się na serwer tej agencji? — podsunął Igor.

— Nie, to nic nam nie da. W końcu nie szukamy informacji o jej pracy — pokręciła głową Nina — W dodatku moglibyśmy sobie ściągnąć na głowy amerykańskich tajniaków, a to akurat ostatnie, czego nam potrzeba.

— Racja. Czyli na razie wietrzymy umysły?

— To chyba najlepsze wyjście — dziewczyna ugryzła kawałek francuskiego rogalika — Wiesz, ten pomysł z urlopem od fejsa nie był taki zły. Mam wrażenie, że się wyspałam.

— Faktycznie lepiej wyglądasz — zauważył.

— Ja zawsze dobrze wyglądam — rzuciła mu na wpół rozbawione, na wpół groźne spojrzenie. Chłopak tylko uniósł ręce w obronnym geście, powstrzymując śmiech.

— Więc, urlopowiczko, jakie plany na dziś? Jest jedenasta, tak że cały cudowny, wolny dzień przed tobą — wykonał gest przywodzący na myśl faceta z prognozy pogody.

— Cóż, skoro nie muszę przeglądać listy zleceń, pomyślałam że wpadnę do domu aukcyjnego. Odwiedzę Michaiła, podobno ma dla mnie nowe plotki.

— Już myślałem, że chcesz wyłudzić jakąś nową grafikę — parsknął Igor.

— Kolejna licytacja dopiero za miesiąc — przypomniała mu Nina, celnym rzutem umieszczając serwetkę w koszu. Wstała, ubierając płaszcz i skierowała się do wyjścia — Do zobaczenia wieczorem.

— Pozdrów ode mnie Michaiła! — zawołał za nią przyjaciel, myśląc w duchu, że powinna już na zawsze wziąć sobie wolne od świata morderców.


*


Dom aukcyjny Makarow istniał w Nowosybirsku od lat pięćdziesiątych XX wieku. Założył go Stiepan Makarow, kolekcjoner dzieł sztuki, który w testamencie zapisał budynek oraz zbiory miastu. Obecnie placówka handlowała antykami i dziełami sztuki, organizując aukcje kilkanaście razy w roku. Nina uwielbiała ten budynek z powodu panującej w nim atmosfery. Niezależnie od tego, jak bardzo była zdenerwowana, tutaj zawsze się uspokajała. Czasem myślała, że gdyby wybrała normalne, spokojne życie, to właśnie tutaj chciałaby pracować.

Jednak jej życie było dalekie od normalności.

Michaił jak zwykle niezmiernie ucieszył się na jej widok, a jego radość jeszcze się powiększyła, gdy zobaczył, że przyniosła mu ulubioną kawę.

— Z pozdrowieniami od Igora — uśmiechnęła się, siadając i rozdmuchując piankę na swoim latte.

— Ma facet gest, podziękuj mu ode mnie. Odkąd dopadły mnie paskudne bóle kręgosłupa, rzadko bywam w tamtej okolicy i tęsknię za ich kawą jak diabli.

— Myślałam, że przeszedłeś operację — zdziwiła się Nina — Nadal masz problemy?

— Na początku było lepiej, nie powiem. Ale teraz wszystko wróciło i to z jeszcze większą siłą. Mówię ci, ciesz się młodością, póki możesz. Starość jest okropna, zwłaszcza kiedy coś ci się przyplącze.

— To na pewno. Więc, co się tu działo od naszej ostatniej rozmowy? — zapytała wesoło.

Michaił czym prędzej zaczął żywiołowo streszczać najważniejsze wydarzenia. Nina miała nieco na pieńku z dyrektorem Makarowa, więc portier skupił się głównie na opowiadaniu o jego najnowszych fanaberiach.

— Jakiś tydzień temu wpadł na pomysł reorganizacji zespołu — powiedział, upijając łyk kawy — Biedny Borys myśli, że go wyleje.

— Niby dlaczego miałby zwolnić właśnie jego? — zmarszczyła brwi — Przecież jest jednym z najlepszych pracowników — znała dobrze Borysa, był w końcu jej kolegą ze studiów. Nikt nie robił notatek szybciej od niego.

— Pewnie właśnie dlatego. Iwanow uważa ponoć, że Borys podważa jego autorytet.

— I może jeszcze, że ma ochotę go wygryźć? — zakpiła Nina — Na pewno nie Borys. Rozmawiałam z nim parę miesięcy temu i mówił, że obecna praca jest dla niego idealna. Iwanow jak zwykle wszystko wyolbrzymia. Gdyby tylko umiał czasem przyznać, że nie ma racji, świat byłby o wiele lepszym miejscem.

Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i oboje z zaskoczeniem spojrzeli w ich kierunku.

— Tata? — zdziwiła się dziewczyna na widok Aleksandra — Co ty tu robisz?

— Igor mówił, że cię tu znajdę. Kiedy nie zastałem nikogo z was w domu, podjechałem do kawiarenki — wyjaśnił.

— Coś się stało?

— Nic takiego, po prostu znalazłem coś na strychu… kilka zdjęć, o których rozmawialiśmy — podał jej kopertę — Pomyślałem, że może chciałabyś się temu przyjrzeć.

— Jasne, dzięki — Nina wzięła od niego kopertę i dopiła kawę, po czym zerknęła na zegarek. Była pierwsza dwadzieścia.

— O rany, trochę się zasiedziałam — westchnęła — Będę lecieć, Michaił.

— Pewnie. Wpadaj częściej, zawsze miło z kimś pogadać.

— Zrobię, co w mojej mocy, choć i tak wiem, że chodzi ci przede wszystkim o kawę — zaironizowała i pomachała mu w geście pożegnania, po czym razem z ojcem ruszyli do wyjścia.

— To zdjęcia moje i mamy jeszcze sprzed ślubu. Myślałem, że wszystkie ci zostawiłem, ale najwyraźniej kilka pominąłem. Na paru z nich jest Wasilij — rzekł Aleksandr.

— Przydadzą się — pokiwała głową Nina — Przeszukałam te, które mam i nigdzie nie znalazłam zdjęcia, na którym by się pojawił. Igor się ucieszy, to zawsze jakiś punkt zwrotny. Powiem mu, żeby przeszukał policyjną bazę danych, może facet był notowany… — myślała głośno, aż nagle zamilkła, przerażona. Czyżby właśnie wydała swojego najlepszego przyjaciela? Jak mogła być tak nieostrożna? Jednak ojciec tylko się uśmiechnął, widząc czysty terror malujący się na jej twarzy.

— Nie martw się — powiedział, otwierając przed nią drzwi — Wiem, czym zajmuje się Igor.

Wyszli na mroźne powietrze i stanęli na schodach. Nina poczuła konsternację.

— Naprawdę? Niby skąd?

— Patrząc wnikliwie na waszą dwójkę i dodając jego obsesję na punkcie wszystkiego, co związane z informatyką, trudno nie dostrzec, że przez większość czasu coś knujecie — zażartował — Poza tym istniał tylko jeden sposób, w jaki mógł zdobyć tak szczegółowe informacje na temat tej Michelle. Po prostu połączyłem fakty.

Już miała wygłosić jedną ze swoich firmowych sarkastycznych uwag, gdy wydarzyło się kilka rzeczy naraz.

Na dachu pobliskiego budynku dostrzegła błysk. Po latach treningu dobrze wiedziała, że nie był to zwykły refleks promieni słońca na szybie, jednak zareagowała odrobinę za późno. W momencie, gdy usłyszała charakterystyczny świst kuli, ojciec przesunął się nieznacznie w jej kierunku, zapewne chcąc poklepać ją po ramieniu i nagle jego twarz wykrzywił grymas bólu. Jej spóźniona o parę ułamków sekundy reakcja spowodowała, że oboje upadli na schody. Aleksandr krzyknął z bólu, a Nina zobaczyła ciemną plamę krwi rozrastającą się wokół jego obojczyka.

Natychmiast przeskanowała wzrokiem budynek, z którego oddano strzał, lecz nikogo nie zauważyła. Nic dziwnego; dobrze wiedziała, że strzelec musiał być już w trakcie ucieczki. Przeniosła spojrzenie na ojca, słysząc komentarze zaniepokojonych przechodniów, którzy zdążyli ich już otoczyć. Kątem oka zobaczyła, że zdziwiony hałasem Michaił wyszedł z budynku i na widok rozgrywającej się przed nim sceny momentalnie zbladł jak ściana.

— Niech ktoś zadzwoni po karetkę! — krzyknęła, rozpinając płaszcz Aleksandra.

Wystarczył jeden rzut oka, by mogła ocenić, że sytuacja nie wyglądała za dobrze. Krwawienie było silne; kula musiała wejść dość głęboko. Ojciec oddychał szybko, krzywiąc się z bólu. Nie namyślając się długo, zdjęła swój biały szalik i zwinęła go ciasno, tworząc prowizoryczny tampon, po czym przycisnęła materiał do krwawiącej rany.

— Karetka już jedzie — usłyszała głos Michaiła tuż za swoimi plecami. Zdołała tylko skinąć głową w podziękowaniu.

— Nina… — wyszeptał Aleksandr — Nina, posłuchaj… Musisz…

— Nic nie mów — ucięła ostro — Oszczędzaj siły i się nie ruszaj, bo przesuniesz kulę.

Zupełnie nie dbając o jej słowa, chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.

— Musisz na siebie uważać… — wycedził przez zaciśnięte zęby — Na siebie, Igora, Tatianę i Nikołaja. Obiecaj…

— Nic im nie będzie — odparła spokojnie — Tobie też. Rana nie jest śmiertelna, szybko dojdziesz do siebie.

O ile ta przeklęta karetka się pospieszy, dodała w myślach i jakby na zawołanie usłyszała odgłos nadjeżdżającego pogotowia ratunkowego.

— Tak — jego usta wykrzywił nikły grymas przypominający cień uśmiechu — Przecież ty znasz się na tym najlepiej.

To powiedziawszy, stracił przytomność. Nina zastygła, uciskając ranę i trwała tak aż do momentu, gdy ratownicy przejęli inicjatywę. Cała akcja przebiegła sprawnie, co obserwowała najpierw siedząc w karetce przy boku ojca, a później na korytarzu, przed blokiem operacyjnym. Zadzwoniła już do Tatiany, która była w drodze do szpitala, podobnie jak Igor. Na razie jednak siedziała samotnie na prawie pustym korytarzu, oparta plecami o ścianę, rozmyślając nad tym, co się stało. Kto chciał zabić jej ojca i dlaczego? I co znaczyły jego ostatnie słowa? Czyżby wiedział, czym jego córka naprawdę się zajmuje? Czy było to tak samo łatwe do odgadnięcia, jak prawdziwe zajęcie Igora? Utkwiła wzrok w przeciwległej ścianie. Niemożliwe. Zbyt dobrze się maskowała. Swoją drogą, była przekonana, że nic nie jest w stanie jej zaskoczyć, a właśnie przed paroma chwilami przekonała się, że była w wielkim błędzie.

— Nina! — usłyszała przerażony głos, który przywołał ją do rzeczywistości. Uniosła wzrok i zobaczyła bladego Igora, biegnącego w jej kierunku. Wstała, czując się jak robot i po chwili utonęła w jego objęciach — Nic ci nie jest? — zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów, najwyraźniej sprawdzając, czy jest w jednym kawałku.

— Wszystko gra. Ale ojciec oberwał — wskazała głową zamknięte drzwi sali operacyjnej.

— Wyjdzie z tego?

— Tak myślę. Krwawienie było silne, lecz biorąc pod uwagę miejsce postrzału, nie powinno się stać nic złego.

Igor wypuścił powietrze z ust, zamykając oczy. Jego twarz powoli zaczynała odzyskiwać kolor.

— Co się stało? — zapytał w końcu.

— Tak, ja też chciałabym wiedzieć — powiedziała Tatiana, zbliżając się do nich. Jej spojrzenie było utkwione w Ninie — Co się stało? Co z Aleksandrem?

— Operują go. Na razie nie ma żadnych informacji, ale nie sądzę, żeby miało to poważne skutki — odparła rzeczowo dziewczyna — Został postrzelony, kiedy rozmawialiśmy przed domem aukcyjnym. W tej chwili nie wiadomo nic więcej; policja wysłała ekipę, żeby sprawdzili budynek, z którego strzelano.

Tatiana opadła na pobliskie krzesełko i schowała twarz w dłoniach. Wyglądało na to, że takie wyjaśnienie jej wystarczało, przynajmniej na razie.

— Nina — zasugerował spokojnie Igor — Myślę, że powinnaś umyć ręce.

— Co? — spojrzała na niego półprzytomnie, a potem przeniosła wzrok na swoje dłonie. Miał rację. W całym zamieszaniu zapomniała o tym, że hamowała krwotok i teraz na jej skórze widać było zakrzepłą krew — Och, faktycznie — stwierdziła pustym głosem i powlokła się do łazienki, gdzie spędziła kolejne dziesięć minut starając się pozbyć zaschniętej tkanki.

W lustrze jej twarz była blada, jednak poza tym wyglądała normalnie. Przywykła do takich sytuacji, choć zwykle znajdowała się po drugiej stronie broni. Westchnęła, wycierając ręce i zobaczyła, że Igor zagląda do łazienki.

— Wszystko gra?

— Tak — rzekła, siląc się na uśmiech — Myślę, że całkiem dobrze zeszło — uniosła dłonie do światła.

— Jeśli chcesz o tym pogadać…

— Później, Igor — spojrzała na niego zdecydowanie — Na razie interesuje mnie tylko wynik operacji.

Niechętnie skinął głową i wrócili na korytarz, by usiąść obok Tatiany. Godzinę później drzwi sali operacyjnej otworzyły się i pojawił się jeden z lekarzy.

— Pani Konstantinowa? — zerknął niepewnie kolejno na Ninę i Tatianę.

— Ja jestem jego żoną — odezwała się jej macocha — A to córka Aleksandra. Jak on się czuje?

— Operacja przebiegła pomyślnie, nie ma żadnych komplikacji. Stracił sporo krwi, ale poza tym wszystko jest dobrze. Usunęliśmy kulę, która na szczęście nie wyrządziła większych szkód. Będzie musiał spędzić tu około dwóch tygodni, zależnie od tego, jak będzie się goiła rana. Na tę chwilę tylko tyle mogę paniom powiedzieć. Jutro będzie można go odwiedzić.

Skinął im głową na pożegnanie i wrócił do sali. Na twarzy Tatiany malowała się prawdziwa ulga.

— Cóż, w takim razie wracam do domu — powiedziała — Do zobaczenia jutro.

Nina przytaknęła ruchem głowy i śledziła kobietę wzrokiem, dopóki ta nie zniknęła za rogiem.

— My też powinniśmy wracać — zasugerował Igor — Nic tu po nas.

— Zostawiłam samochód przed domem aukcyjnym — przypomniała sobie.

— Wrócimy moim. Jutro po niego pójdziesz, chodźmy.

Objął ją ramieniem i opuścili szpital. Wracając nie rozmawiali, choć widziała, że przyjaciel rzuca jej co chwilę ostrożne spojrzenia.

— Nie martw się, nie rozsypię się — rzuciła z rozdrażnieniem, gdy weszli do domu a on nadal obserwował ją z troską — Jestem mordercą, pamiętasz?

— Nie o to chodzi — pokręcił głową — Po prostu myślę, że po tym, co stało się z twoją matką, możesz nie najlepiej znosić to, co spotkało dziś Aleksandra.

— Igor, czuję się dobrze. Z nim też jest wszystko okej — westchnęła, opadając na krzesło w kuchni — Nie roztrząsajmy tego. Jedyne, co czuję w tym momencie, to złość na samą siebie. Mogłam prędzej zareagować; zadziałałam z opóźnieniem i przez to ojciec oberwał. Myślę, że jednemu z najlepszych zabójców na świecie nie powinno się coś takiego przydarzyć. Chyba potrzebuję wzmożonego treningu.

— Nie mogłaś tego przewidzieć! — zaprotestował chłopak gwałtownie — Takie jest życie, to się zdarza. Nikt nie ma oczu dookoła głowy, nikt wychodząc do sklepu nie skanuje całego otoczenia w poszukiwaniu potencjalnego zabójcy, bo by oszalał! Nie da się zauważyć wszystkiego. To niewykonalne, więc przestań się obwiniać.

Nina tylko skinęła głową, obserwując gotującą się wodę.

— Może i tak. Jednak jest coś, co mnie zastanawia — przeniosła na niego wzrok — Kto chciałby zabić mojego ojca? Co takiego zrobił?

— Może jakiś współpracownik lub wściekły wspólnik? — zamyślił się.

— Możliwe. Ale i tak coś mi tu nie gra — zagryzła wargę — Dziwne, że przez tyle lat nikt go nie atakował, a teraz, gdy doszliśmy do kruchego porozumienia, nagle ktoś do niego strzela.

— Muszę przyznać, że nie myślałem o tym w ten sposób — Igor zmarszczył czoło, zalewając herbatę — Lecz nie zmienia to faktu, że w niczym nie zawiniłaś. Sugeruję, żebyśmy pomyśleli o tym rano, okej? Teraz pora ochłonąć.

Nina zgodziła się w milczeniu. Igor miał rację. Jeśli mieli coś z tego wszystkiego zrozumieć, trzeba było podejść do sprawy z chłodną głową.


*


Następnego dnia obudziła się wyjątkowo wcześnie. Była piąta, gdy zeszła na dół, by zrobić sobie śniadanie. Mimo, że spała tylko cztery godziny, czuła się wyjątkowo wypoczęta. Mieszając w zamyśleniu herbatę zastanawiała się, co powinna dziś zrobić. Na razie nie była w nastroju na swój poranny bieg, więc po prostu usiadła w salonie i wyjęła z koperty zdjęcia, które dał jej ojciec. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej je oglądała. W sumie było ich trzynaście: sześć ze ślubu i siedem innych. Na trzech z nich udało jej się dostrzec mężczyznę, o którym mówił Aleksandr: Wasilija, ich świadka. Prawdopodobnego mordercę jej matki.

Nie wyróżniał się niczym szczególnym — ot zwykły, szczupły brunet o brązowych oczach; jednak gdy Nina przyjrzała się dokładniej jego mimice, stwierdziła z przekonaniem, że uśmiech widoczny na jego ustach był jakby wymuszony, nienaturalny. Za to jej matka była dużo lepszą aktorką. Patrząc na jej widoczną na zdjęciu twarz, Nina nie dziwiła się ojcu, że dał się nabrać. Pewnie sama miałaby niezłe kłopoty z rozszyfrowaniem tej kobiety, mimo całego szkolenia w zakresie odczytywania ludzkich emocji, które przeszła pod okiem swojego mentora.

Nie wiedziała, ile czasu siedziała wpatrując się w dwie twarze, z których jedna przez tyle lat wydawała jej się znajoma. Otrząsnęła się z zamyślenia dopiero usłyszawszy kroki na schodach i po chwili ujrzała zaspanego Igora.

— Nie śpisz? — zdziwił się.

— Niedawno wstałam — powiedziała — Przeglądam właśnie zdjęcia, które dał mi ojciec. Ten facet — wskazała Wasilija palcem — To nasz główny podejrzany w sprawie śmierci mojej matki. Myślisz, że w bazie dasz radę coś znaleźć?

— Nie wiem, ale poszukam. Tylko zrobię sobie śniadanie.

— Nie ma pośpiechu — zapewniła pospiesznie, przeciągając się — Pójdę po samochód, a potem pobiegam. Czuję, że moje kości nieco się rozleniwiły.

— W końcu masz urlop — prychnął Igor, kierując się w stronę kuchni — Czego oczekiwałaś?

Kiedy Nina dotarła na niemal opustoszały parking przed domem aukcyjnym, gdzie stał tylko jej kremowy fiat, zaskoczyło ją dziwne uczucie mrowienia wędrujące po całym jej ciele. Zachowywała się jednak naturalnie, tak by ten, kto ją obserwował, nie zdawał sobie sprawy z faktu, że wie o jego obecności. Wsiadając do samochodu dyskretnie rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła niczego podejrzanego. Ze zmarszczonymi brwiami udała, że sprawdza coś w telefonie, podczas gdy jej myśli błądziły gorączkowo w poszukiwaniu powodu, dla którego ktoś miałby ją śledzić. Zwykle przestępca nie wracał w to samo miejsce, więc czy na pewno obserwowała ją osoba, która wczoraj strzelała do ojca? Z drugiej strony, strzelec z pewnością wiedział, że dziewczyna wkrótce wróci po samochód i mógł się tu zaczaić.

Tylko po co?

Tknięta nagłym, bardzo złym przeczuciem, zadzwoniła do Igora. Odebrał po pierwszym sygnale.

— Problem z autem? — zapytał od razu.

— Nie do końca. Myślę, że ktoś ma na mnie oko. Możesz coś dla mnie zrobić?

— Jasne — wyczuła, że jest gotowy do działania.

— Uruchom ten program, który zainstalowałeś dla mojego samochodu.

— Robi się… — słyszała, jak szybko wprowadza polecenie do komputera — Dobra, mam. Czego szukać?

— Czy ktoś próbował włamać się do środka?

— Hm… Nie. Drzwi otwierane były ostatnio wczoraj o jedenastej dwadzieścia sześć.

— Wtedy przyjechałam do Michaiła — poczuła częściową ulgę.

— Coś jeszcze?

— Nie wiem, mam dziwne wrażenie, że coś tu nie gra, Igor. Czemu ktoś obserwuje mój samochód? Gdyby to był zabójca, już dawno by mnie zastrzelił. Śledzenie mnie też nie ma większego sensu, bo informacja o tym, gdzie mieszkam jest dość łatwo dostępna.

— Mogę przeskanować auto. Zamontowałem kilka ekstra czujników, pamiętasz? Możemy sprawdzić, czy ktoś nie grzebał pod maską.

— Super, ile to potrwa?

— Z minutę. Uruchamiam skan — usłyszała, jak chłopak wciska enter. Siedziała w napięciu, czekając na wyniki. Już była przygotowana na stwierdzenie, że wszystko gra, gdy usłyszała wiązankę soczystych przekleństw po drugiej stronie słuchawki.

— Co jest? — natychmiast przestawiła się w swój tryb gotowości.

— Wysiadaj — polecił natychmiast Igor — Ktoś zamontował ci bombę pod maską. Wiej, Nina!

Tego nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Z prędkością błyskawicy wyskoczyła z samochodu i pobiegła w kierunku ulicy.

Nagle ciszę przerwał potężny huk i Nina zapobiegawczo padła na ziemię. Nadal ściskając telefon odwróciła się i zobaczyła, że miejsce jej fiata zajęła płonąca pochodnia.

— Nina! — wydarł się Igor do słuchawki — Jesteś cała?!

— Tak — odparła uspokajająco, podnosząc się z ziemi, po czym stwierdziła z rozdrażnieniem — Cholera, lubiłam ten samochód.


*


Policja zjawiła się na miejscu dość szybko. Chcąc nie chcąc, Nina musiała odpowiedzieć na serię ich standardowych pytań starając się nie pokazywać, jak bardzo ją to nudzi.

— Samochód był sprawny?

— Całkowicie.

— I nie wie pani, jak doszło do wybuchu?

— Nie mam pojęcia.

— Nagrania z monitoringu pokazują, jak chwilę przed eksplozją wybiega pani z auta.

— Usłyszałam dziwne dźwięki dobiegające spod maski. Byłam w trakcie rozmowy z przyjacielem, który zasugerował, żebym szybko opuściła samochód; zwłaszcza po tym, co wczoraj spotkało mojego ojca.

— Słyszałem, że został postrzelony.

— Owszem.

Policjant spojrzał na nią z zastanowieniem.

— Czy otrzymała pani ostatnio jakieś dziwne telefony, inne pogróżki?

— Nie — zaprzeczyła Nina.

— A pani ojciec?

— Nic mi o tym nie wiadomo. Musi pan jego zapytać. Ewentualnie jego żonę.

— Tak zrobię — przytaknął — Sądzę, pani Konstantinowa, że ktoś podłożył bombę w pani samochodzie. Oczywiście rzecz jest w trakcie ustalania, więc to tylko moje przypuszczenie. Jeśli jednak faktycznie tak było, to czy istnieje według pani możliwość, że ten atak jest powiązany z tym, co przytrafiło się pani tacie?

— Nie jestem śledczym, ale wygląda mi to na dziwny zbieg okoliczności lub zaplanowane działanie. Tak, myślę, że powiązanie jest tu możliwe.

Funkcjonariusz skinął głową.

— Dobrze, to wszystko, co chciałem wiedzieć. Proszę na siebie uważać. Dopóki tego nie wyjaśnimy, radziłbym na wszelki wypadek przemyśleć kwestię zatrudnienia ochrony.

Nina odparła uprzejmie, że tak zrobi, po czym odeszła, mijając ugaszony już wrak swojego samochodu. Uczucie bycia obserwowaną minęło, lecz wcale nie oznaczało to, że prześladowca dał za wygraną. Jej telefon zawibrował sygnalizując słabą baterię, po czym się wyłączył. Igor dzwonił do niej w międzyczasie z dwadzieścia razy, jednak musiał poczekać jeszcze te dziesięć minut, które dzieliły ją od domu. Wiedział już, że wszystko z nią w porządku, więc taka lawina połączeń nie mogła być przypadkowa. Musiał na coś wpaść, zapewne na coś ważnego. Odruchowo przyspieszyła kroku, nadal zachowując potrójną czujność. Miała ponure przeczucie, że bomba i wczorajszy incydent to dopiero początek, ale za nic nie mogła wymyślić powodu, dla którego ktoś miałby atakować ją i jej ojca. Chyba, że chodziło o coś związanego z jej szpiegującą matką. Czyżby Amerykanie po latach zdecydowali się pozbyć również ich dwojga? Może właśnie coś takiego odkrył Igor…

Pierwszy strzał padł dwadzieścia metrów od bramy jej domu. Dziś jednak była w swojej pełnej formie, więc zdołała kątem oka wychwycić charakterystyczny ruch po prawej stronie i natychmiast uskoczyła za słup ogłoszeniowy. Z tego co zdążyła zauważyć, strzelec krył się albo w pobliskich zaroślach, albo w domu naprzeciwko. Niedobrze. Biorąc pod uwagę, że nie miała przy sobie żadnej broni, sytuacja nieco się komplikowała. Zostawało jej tylko jedno.

Policzyła do trzech i zaczęła biec, przypominając sobie słowa swojego mentora: nigdy nie jesteś bezbronna. Ludzie zbyt często zapominają, że najskuteczniejszą bronią jest ich własne ciało. Gdy teraz o tym myślała, trudno było jej się z nim nie zgodzić. Nie zastanawiając się długo, wskoczyła w zarośla. Jeśli miała wykończyć tego, kto ją atakował, potrzebowała osłony.

Druga kula przeleciała metr od niej, a potem strzały ustały. Spięła mięśnie i wytężyła wzrok, skanując pobliskie otoczenie i po chwili była już pewna, że wróg czai się w budynku. Znajomość terenu działała na jej korzyść, więc opracowanie planu nie trwało długo. Ostrożnie, nadal pod osłoną krzaków, przekradła się w stronę garażu starając się nie robić hałasu, ani nie ruszać gałązek. Każdy zły ruch mógł zdradzić jej położenie.

Wyjście na otwarty teren stanowiło ryzyko, lecz nie miała innej opcji. Po wstępnych obliczeniach udało jej się ustalić, że strzelec mierzył do niej z pierwszego piętra południowej strony domu, która wychodziła na ulicę, zaś ona znajdowała się aktualnie na styku stron wschodniej i południowej. Jeśli zadziałałaby szybko, istniała duża szansa na przedostanie się do otwartych drzwi na parterze bez zostania zauważoną. Rzuciwszy ostatnie uważne spojrzenie na dom, ruszyła zdecydowanie w kierunku wejścia i bez większych problemów udało jej się dostać do środka, gdzie panowała ciężka, złowroga cisza. Zapobiegawczo zdjęła buty, by wróg nie mógł usłyszeć odgłosu jej zbliżających się kroków i powoli zaczęła sprawdzać kolejne pomieszczenia. Znajdujące się na parterze kuchnia, łazienka, jadalnia i salon były ciche i puste, co potwierdziło jej wcześniejsze przypuszczenie odnośnie pozycji strzelca. Nagle jej uszu dobiegło głuche łupnięcie z piętra wyżej. Doskonale zdając sobie sprawę z tego, że może być to pułapka lub nieudolna próba rozproszenia uwagi, weszła na górę w każdej chwili gotowa do ataku.

Ku swojemu zaskoczeniu stwierdziła, że zabójca czy kim on tam był, wcale się nie chował. Kiedy zajrzała przez szparę uchylonych drzwi do jednego z pokojów, jakby nigdy nic stał przy oknie, obserwując teren przez lornetkę. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że była tuż za jego plecami. W ręku trzymał jeden z popularnych karabinów, gotowy do oddania strzału. Nina została na korytarzu, oparta plecami o ścianę, myśląc jak najlepiej to rozegrać. W końcu zdecydowała, że najbardziej odpowiednim sposobem zakończenia tej sytuacji będzie szybkie pozbycie się wroga, nie zostawiając śladów w domu. Nie znała sąsiadów zbyt dobrze, może dlatego, że mieszkali tu od niedawna, jednak była pewna, że widok nowego domu skąpanego we krwi nie przypadłby im do gustu. Był tylko jeden problem: jeśli zabije faceta szybko i czysto, nie zdoła go przesłuchać. Gdy zaś zacznie bawić się w przesłuchiwanie, na pewno bez kilku dosadnych perswazji nie zmusi go do mówienia, a to z kolei spowoduje niemałe zabrudzenie, którego nie miała ochoty sprzątać. Najlepszym wyjściem wydało się jej ogłuszenie delikwenta i przesłuchanie go we własnym domu, ale teraz, gdy była bez samochodu, a pora dnia wyjątkowo nie sprzyjała wleczeniu nieprzytomnego faceta po ulicy, nie było to możliwe. Przez moment zastanawiała się nad zadzwonieniem po Igora, by pomógł jej przetransportować nierozważnego strzelca, jednak przypomniała sobie, że niestety jej telefon był obecnie bezużyteczny. Z kolei sąsiedzi najwyraźniej nie posiadali aparatu stacjonarnego, tak więc i to rozwiązanie nie wchodziło w grę. Westchnęła. Oby Igor zdołał zidentyfikować tego gościa po odciskach palców i zdjęciu.

Ponownie zajrzała do pokoju, lecz mężczyzna nie ruszył się z miejsca. Poza nerwowym tikiem stukania małym palcem prawej dłoni o lornetkę, tkwił w kompletnym bezruchu. Tym lepiej.

Drzwi otworzyły się bezszelestnie, gdy lekko je popchnęła. Facet nie zareagował, co dodatkowo zadziałało na jej korzyść. Cicho podeszła do niego, stając mu za plecami i nie namyślając się wiele, szybkim ruchem zacisnęła mu rękę na szyi. Z zaskoczenia upuścił broń, a ona ledwie powstrzymała się przed wywróceniem oczami. Amator. Będzie łatwiej, niż myślała.

— Jeden ruch i skręcę ci kark — powiedziała wesoło — Rozumiesz?

Facet wypluł wiązkę przekleństw pod jej adresem, jednak znieruchomiał, gdy zacieśniła uchwyt, chwilowo odcinając mu dopływ tlenu.

— Odpowiesz mi na kilka pytań, a potem postanowimy, co dalej. Oczywiście w każdym przypadku i tak zginiesz, lecz możesz wybrać, czy stanie się to szybko i bezboleśnie, czy wolno i w piekielnych męczarniach. Jak widzisz, wszystko zależy od ciebie. Zaczniemy prosto: kim jesteś i dlaczego chcesz zabić mnie i mojego ojca?

— To nie ja — wysapał, łapczywie chwytając powietrze — Nic do ciebie nie mam, laska.

— Bomba i trzy kulki to nic, według ciebie? — zakpiła.

— Serio, ja cię nawet nie znam, nie jestem stąd — zaczął dyszeć — Koleś dał mi robotę, to wziąłem; to wszystko.

— Koleś? — uniosła brwi — Jaki koleś?

— Nie wiem, przysięgam — zaczął wpadać w panikę, gdyż znowu ścisnęła go mocniej — Przyszedł do mnie, bo narobiłem sobie długów.

— U niego?

— Nie, nie u niego. Nie mam pojęcia, skąd o tym wiedział, ale niedawno zaczepił mnie pod chatą i powiedział, że mnie spłaci, jeśli tylko odwalę dla niego małą robotę. Nie wiem, co do ciebie ma…

— Jak wyglądał?

— Nie mam, kurwa, pojęcia! Babram w wozie, a tu nagle czuję gnata przy głowie. Mówił, że mam się nie odwracać, to się nie odwracałem. Jak skończyliśmy gadać i się ogarnąłem, to już go dawno nie było.

— Młody, czy stary? Tyle to pewnie poznałeś po głosie.

— Młody — sapnął — Raczej młody. Powiedziałbym, że koło trzydziestki. Laska, nie chcę umierać, puść mnie, a już mnie nie zobaczysz!

— Jeśli nie ja, to on cię zabije — stwierdziła dobitnie — Dobrze o tym wiesz. Tyle że postara się, żebyś cierpiał. Może nawet i ty, i twoja rodzina. Ostatnie pytanie: jak się z tobą kontaktował?

— Dzwonił — jego głos był pozbawiony wyrazu — Dzwonił i mówił, co mam robić. Ja tylko wykonywałem polecenia.

— Okej — skinęła głową — Współpracowałeś, więc zrobię to szybko.

— Nie, nie, poczekaj…

W tym momencie jednym ruchem skręciła mu kark.

Bezwładne ciało upadło na dywan z głuchym łomotem, obok upuszczonej broni i lornetki. Bez chwili zawahania Nina przeszukała kieszenie faceta, wyjmując z nich portfel i telefon. Schowała je do kieszeni płaszcza, po czym zabrała się za poszukiwanie ładowarki do telefonu. Gdy tylko jej smartfon się włączył, zobaczyła kolejne nieodebrane połączenia od Igora. Bez namysłu wybrała oddzwoń. Odezwał się po pierwszym sygnale.

— Gdzie jesteś? — jego głos brzmiał dziwnie — Musisz natychmiast coś zobaczyć…

— Cokolwiek to jest, może poczekać — przerwała mu — Potrzebuję twojego samochodu. Podjedź jak najbliżej domu Gafurowów.

— Nina, jesteś w niebez…

— Właśnie je zlikwidowałam. Igor, pospiesz się, mogą lada moment wrócić, a naprawdę nie chcę tłumaczyć, co w ich sypialni robi ciało obcego faceta.

— Zaraz będę — nie próbował się kłócić.

Po około pięciu minutach usłyszała dźwięk silnika na podjeździe. Dobrze, że Gafurowowie nie mieli jeszcze zainstalowanej bramy, bo sprawa znacznie by się skomplikowała. Nina czekała już przy wejściu, zdążywszy uprzątnąć sypialnię i zwlec ciało na dół. Igor pojawił się w drzwiach chwilę później, a na widok martwego faceta zrobił się tak blady, jakby miał zemdleć. Jakimś cudem zdołał jednak wziąć się w garść.

— Nina, jest coś, co musisz zobaczyć… — spróbował ponownie.

— W tej chwili muszę zająć się nim — wskazała ciało ruchem głowy — Nie potrwa to długo, powinnam wrócić najdalej za godzinę. Ty sprawdź, czy nie ma tutaj kamer. Nie chcę żadnych śladów.

Igor skinął głową, zaciskając zęby.

— Kluczyki są w samochodzie. Wracaj jak najszybciej.

— Postaram się z tym uwinąć — odparła i poszła otworzyć bagażnik, do którego wepchnęła nieszczęsnego strzelca. Po chwili odjechała z piskiem opon, a Igor z ciężkim westchnieniem zabrał się do swojego zadania.

Dwie godziny później Nina wróciła do domu i zastała przyjaciela czekającego na nią w kuchni. Był blady i zdenerwowany, a przed nim leżał jej laptop.

— W drodze powrotnej odwiedziłam myjnię. Wyczyściłam też bagażnik — oznajmiła, po czym położyła na stole rzeczy zabrane mężczyźnie.

— Co tam się stało? — zapytał chłopak z oporem.

— Wracałam do domu, gdy ktoś zaczął do mnie strzelać. Na szczęście trafiło na amatora, więc łatwo poszło. To — trąciła portfel i komórkę — znalazłam w jego kieszeniach. Był w miarę rozmowny, ale niczego konkretnego się nie dowiedziałam. Zwykły najemnik z ulicy; nie miał pojęcia, kto go wynajął, jeśli wierzyć jego słowom… — krótko streściła uzyskane informacje — Według prawa jazdy to niejaki Anton Markow z Władywostoka. Chyba będziemy musieli przeanalizować to, co jest w telefonie; wydaje mi się, że to jedyny sposób, by zidentyfikować zleceniodawcę i dowiedzieć się, dlaczego wybrał mnie i ojca za cel… Anton twierdził, że nic o tym nie wie. Co jest, Igor? — zmarszczyła brwi, mierząc przyjaciela skonsternowanym wzrokiem.

Igor przez moment milczał, jakby nie wiedząc, w jaki sposób ubrać myśli w konkretne słowa.

— Twój tata nie jest jego celem, Nina — powiedział cicho, decydując się na nią spojrzeć.

— O czym ty mówisz? — zesztywniała.

— Właśnie dlatego do ciebie dzwoniłem. Coś mi nie pasowało w tym, co wydarzyło się wczoraj i dziś rano, więc postanowiłem poszperać… Myślę, że ten facet to była tylko rozgrzewka — otworzył laptop, ignorując jej zdziwione spojrzenie — To ty jesteś celem, nie twój ojciec. Sądzę, że ta wczorajsza kula była przeznaczona dla ciebie, nie dla niego.

— Niby dlaczego tak uważasz?

Chłopak wziął głęboki oddech.

— Wszedłem na twój zabójczy portal, z ciekawości. Niczego nie znalazłem i już miałem zamknąć stronę, gdy niecałe trzy godziny temu pojawiło się… To.

Obrócił w jej stronę komputer, patrząc na nią z grobową miną. Zobaczywszy co znajduje się na ekranie, poczuła zalewającą ją lodowatą grozę.

Na portalu istniały dwa sposoby zlecania morderstw. Pierwszy, przez przycisk zatrudnij, znajdujący się na profilu każdego zarejestrowanego zabójcy. Najczęściej wybierano go, kiedy ktoś miał określone preferencje co do wieku, płci, doświadczenia czy skuteczności mordercy, którego chciał wynająć. Drugi sposób polegał na umieszczaniu danych ofiary na ogólnym forum, gdzie zabójca zainteresowany danym zleceniem sam zgłaszał się do jego wykonania, często na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy. Ot, taki zabójczy eBay. Z tej opcji korzystali zwykle ci zleceniodawcy, którzy nie mieli sprecyzowanych oczekiwań wobec wykonawcy lub tacy, którym było wszystko jedno kto zlikwiduje cel, bo liczył się dla nich tylko końcowy rezultat.

Igor pokazał jej właśnie jedno z takich zleceń ogólnych, dodane mniej więcej w chwili, gdy składała zeznania przed domem aukcyjnym. Na ekranie widniało zdjęcie młodej blondynki, wykonane z ukrycia, na ulicy. Pod spodem widniały dane dziewczyny, a także kwota, jaką zleceniodawca proponował za jej zabicie.

Problem w tym, że to było jej zdjęcie, a opis głosił, co następuje:


Nina Konstantinowa, 23 lata

Zamieszkała w: Nowosybirsk, Rosja

Termin wykonania: jak najszybciej

Priorytet: najwyższy

Nagroda: 3 000 000 dolarów

Rozdział 5
W potrzasku

To niesamowite, że można się czuć chronionym

przez kogoś i jednocześnie być gotowym na wszystko,

nawet oddać życie, by chronić jego.


— Lauren Oliver

Nina bez słowa gapiła się na monitor. W końcu jednak odzyskała głos.

— Trzy miliony. Wow — pokiwała głową z uznaniem, siląc się na uśmiech — A całe życie myślałam, że jestem bezcenna.

Igor spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Ciebie to śmieszy?

— Nie, oczywiście, że nie — natychmiast spoważniała — Po prostu w najśmielszych snach nie przyszłoby mi do głowy, że kiedyś ktoś wyda na mnie zlecenie. To niedorzeczne.

— Myślę, że ten facet to dopiero początek. Może zleceniodawca od razu spisał go na straty…

— Jak już, to po nieudanym zamachu bombowym.

— Zapewne — zgodził się chłopak — Wpis pojawił się dopiero po tym, jak numer z wybuchającym samochodem zawiódł; widać, że ktoś doszedł do wniosku, że musi się tobą zająć zawodowiec. Reasumując, to tylko kwestia czasu, zanim pod domem zjawi się nam banda płatnych morderców — zaśmiał się gorzko, a w jego głosie dało się wyczuć nutę paniki.

Nagle leżący na stole telefon zawibrował. Igor podskoczył, jednak Nina pozostała niewzruszona. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i bez wahania odebrała telefon, przechodząc na tryb głośnomówiący.

— Wykonałeś zadanie? — usłyszeli chłodny, męski głos.

— Tak, myślę, że tak — odparła dziewczyna z rozbawieniem.

— Nina — z głośnika dobiegł szyderczy śmiech — No proszę. Tak myślałem, że zwykły facet z ulicy nie da sobie z tobą rady. Rozumiem, że pozbyłaś się problemu za mnie?

— Właśnie rozmawiam z moim problemem. Ale dzięki za rozgrzewkę — zadrwiła.

— O tak, złotko, będzie ci potrzebna. Niebawem poziom trudności wzrośnie i zobaczymy, czy po następnej rundzie nadal będziesz w tak dobrym humorze.

— Nie wątpię — prychnęła — Ale trzymam za słowo. Jeśli chcesz mnie zabić, to musisz się bardziej postarać.

— Wiem. Nie doceniłem cię. Myślałem, że będziesz łatwym celem, jednak teraz zdałem sobie sprawę, że przejęłaś sporo po matce. Ona też była waleczna.

— Tak, my syberyjskie dziewczyny już tak mamy — zaśmiała się chłodno — Zastanawia mnie tylko, dlaczego wyręczasz się sługusami? Nie łatwiej byłoby przyjść i wykończyć mnie własnoręcznie?

— W obecnej chwili nie jest to możliwe — westchnął mężczyzna teatralnie — Choć żałuję, że nie będzie nam dane porozmawiać twarzą w twarz.

— Tchórz — wycedziła Nina.

— Uważaj na słowa, dziewczyno — warknął — Naprawdę nie chcesz mnie zdenerwować.

— Myślałam, że już to zrobiłam, skoro chcesz mojej śmierci.

— To dość skomplikowane, moja droga. Paradoksalnie, swoją obecną sytuację zawdzięczasz wyłącznie ukochanej matce i jej decyzjom.

— O czym ty mówisz? — uniosła brwi z konsternacją.

On jednak tylko się roześmiał.

— Być może sama ci powie, kiedy już spotkacie się w zaświatach. Miłego dnia, skarbie — stwierdził, po czym przerwał połączenie.

Nina zacisnęła zęby ze złości i ponownie zerknęła na Igora, który pokręcił głową.

— Zablokował namierzanie sygnału. Nie zdążyłem się przekopać przez bariery — rzucił jej przepraszające spojrzenie, marszcząc czoło — O co mu chodziło z twoją matką?

— Nie mam pojęcia — mruknęła — Ale wydaje mi się, że musiała zrobić coś, za co chce odwetu.

— Dlaczego miałabyś płacić za jej błędy?

— Odpowiedź leży w jej przeszłości — westchnęła dziewczyna — A tu utknęliśmy w martwym punkcie.

— Może czas odwiedzić Crawfordów lub Traversów? — zasugerował.

— Nie sądzę. Nie wiemy nawet czego szukać, o co konkretnie ich zapytać. Mogą wcale nie wiedzieć, co takiego zrobiła Natalie, że po latach jakiś typ ściga jej córkę.

— Może to jakiś jej mściwy współpracownik?

— Prawdopodobne, ale nie pewne. Istnieje wiele możliwości; zbyt wiele, żeby je rozpatrywać, gdy ścigają cię elitarni zabójcy — wbiła ponury wzrok w ekran, na którym nadal wyświetlone było zlecenie.

— Co więc zrobimy? — zapytał Igor.

Zapadła długa cisza. Nina starała się myśleć taktycznie, lecz żadna strategia nie pasowała do jej sytuacji. Aktualnie tylko jedna myśl przychodziła jej do głowy.

— Ktoś się zgłosił? — spytała, przysuwając do siebie komputer.

— Na razie nie. Hej, co ty…? — jego źrenice rozszerzyły się do granic możliwości, gdy zobaczył, co robi przyjaciółka — Żartujesz sobie.

— To jedyny sposób odwleczenia w czasie inwazji moich kolegów po fachu — powiedziała, szybko wystukując na klawiaturze odpowiedź na zlecenie — Zyskamy około tygodnia, żeby coś wymyślić. Mamy przewagę — wcisnęła enter.

— Mamy? — zdziwił się chłopak.

— Oczywiście. On nie wie, że ja i Meduza to ta sama osoba. Wezmę zlecenie a potem z niego zrezygnuję, co kupi nam parę dni, których tak bardzo potrzebujemy.

— Obyś miała rację — westchnął, patrząc pochmurnie na odpowiedź Niny. Składała się tylko z dwóch słów.

Jest moja.


*


Dwa dni później sytuacja nadal była nie najlepsza. Nina i Igor zniszczyli telefon Antona, w razie gdyby zawierał podsłuch lub coś równie niebezpiecznego. Tajemniczy zleceniodawca zaakceptował zgłoszenie Meduzy, która wstępnie wyznaczyła termin wykonania zadania na kolejny tydzień. Pod względami taktycznymi niewiele jednak zdołali wymyślić.

Igor zapukał do drzwi pokoju Niny.

— Wybierasz się odwiedzić ojca?

— Nie — pokręciła głową — Dzwoniłam do Tatiany. Powiedziałam, że jestem chora i nie chcę ryzykować, że go czymś zarażę. Odzyskał przytomność i czuje się dobrze.

— To najważniejsze — ostrożnie usiadł na łóżku, poprawiając pluszowy koc — Wpadłaś już na coś?

— Poza upozorowaniem własnej śmierci, nie.

— Przestań tak mówić!

— Spokojnie, to ostateczność. Nie poddam się bez walki, przecież wiesz. Nawet gdyby nasyłał tu kolejno wszystkich moich znajomych z branży. Na szczęście, dzięki tobie zresztą, mieszkamy w fortecy, więc możesz spać spokojnie — posłała mu pocieszający uśmiech — Ten dom jest zabezpieczony lepiej niż niejedna prezydencka chata.

Faktem było że Igor, zawsze przezorny, dwa lata wcześniej stworzył własny, spersonalizowany system alarmowy z wykrywaczami metalu, czujnikami ruchu i innymi niewidocznymi gołym okiem zabezpieczeniami, które zamontował nie tylko w samym domu, ale też przy bramie, a nawet — w ogrodzie.

Jednak w tym momencie mimo wszystko patrzył na nią z niepewnością.

— To tylko technika. Może zawieść.

— Nie zawiedzie — powiedziała stanowczo — Poza tym, całkiem dobrze umiem się bronić.

— Z całym szacunkiem — rzekł z wahaniem — Wiem, że jesteś świetna w tym co robisz, podziwiam twoje umiejętności i w ogóle…

— Ale? — uniosła brwi.

— Ale nawet ty, Nina, nie jesteś nieomylna.

— Co więc proponujesz? Mam się spakować i zwiać na koniec świata? — spojrzała na niego z rozdrażnieniem.

— Myślę, że… Chociaż nigdy sama tego nie przyznasz… Myślę, że potrzebujesz pomocy — stwierdził, ważąc słowa.

Nina roześmiała się.

— Mam iść z tym na policję? Dobry żart. Wystarczy, że węszą już przez tę bombę.

— Nie mam na myśli policji.

— To o co ci chodzi? — Igor zacisnął usta, a odpowiedź wyczytała z jego miny. Już miała się odezwać, kiedy uniósł rękę, by ją uciszyć.

— Potrzebujesz wsparcia, Nina. Kogoś, kto umie to samo co ty, lub nawet jest lepszy. Wtedy jedno z was mogłoby zająć się likwidowaniem wrogów, a drugie tropieniem zleceniodawcy.

— Zwariowałeś. Mam szukać sojuszników wśród zabójców? I co napiszę? Hej, pomóż mi, ktoś wystawił na mnie zlecenie? To równoznaczne z ujawnieniem swojej tożsamości, a więc z samobójstwem.

— Nie chodzi mi o szukanie sojuszników. Uważam, że powinnaś zwrócić się z tym do Setha.

Twarz dziewczyny stała się kredowobiała i Igor od razu wiedział, że popełnił błąd.

— Nie wierzę, że to powiedziałeś — warknęła.

— Pomyśl o tym. Facet cię nie zabił, chociaż mógł…

— ...bo pewnie chce zostawić mnie sobie na koniec…

— Jak by nie patrzeć, pomógł ci…

— ...co nie znaczy, że zrobi to i teraz…

— Być może wie, jak wyglądasz, więc sądzę, że ujawnienie jemu swojej tożsamości będzie najmniej brzemienne w skutkach, bo istnieje możliwość, że już ją zna — dokończył chłopak ostrym tonem — Powinnaś do niego napisać.

— Nie.

— Twoja duma kiedyś cię zgubi, wiesz?

— Może. Ale na pewno o nic go nie poproszę, więc nigdy więcej o tym nie wspominaj, dobra? — spojrzała na niego lodowato, lecz nie odwrócił wzroku.

— Jak chcesz. To twoje życie — odparł zmęczonym tonem i wyszedł z pokoju, gwałtownie zamykając drzwi.

Nina siedziała przez chwilę w bezruchu, zastanawiając się, czy właśnie doszło między nimi do drugiej w ich wieloletniej przyjaźni kłótni.


*


Wszystko zdawało się wskazywać na to, że faktycznie tak było. Trzy kolejne dni upłynęły im prawie w całkowitym milczeniu, ale za nic w świecie nie zamierzała ustąpić. Wieczorem trzeciego dnia zapukała jednak do sypialni przyjaciela.

— Co jest? — zapytał bez śladu większego zainteresowania.

— Wyjeżdżam — odparła — Jutro mam zlecenie, lecę do Berlina. Wrócę pojutrze lub następnego dnia, pewnie jakoś po południu.

— Okej — skinął głową — Powodzenia.

Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu. Igor wydawał się dziwnie wycofany, nawet jak na niego. Unikał też jej wzroku, co było wręcz nienaturalne, lecz nie skomentowała tego w żaden sposób i opuściła pokój. Musiała się przygotować do zlecenia, zwłaszcza że zaraz po powrocie miała zrealizować to przyjęte na samą siebie, czyli z niego zrezygnować. Nie miała pojęcia co stanie się później, poza tym, że czeka ją walka o życie; zapewne długa i trudna. Mimo to wiedziała, że przeżyje. Musiała. Choćby oznaczało to wyrżnięcie w pień wszystkich zabójców, którzy spróbują jej zagrozić.

Kiedy po wieczornym, pięciokilometrowym biegu wzięła prysznic i kładła się spać, postanowiła, że zaraz po powrocie z Berlina pogodzi się z Igorem. Bycie skłóconą z jedyną osobą na świecie, która cokolwiek dla niej znaczyła, przytłaczało nawet kogoś tak zahartowanego jak ona. W duchu licząc na spokojną noc położyła się do łóżka, ale jej życzenie nie miało się spełnić.

W jednej chwili była w swojej sypialni w Nowosybirsku, w drugiej zaś ponownie na znajomym dachu toruńskiej kamienicy. Tym razem sceneria była inna. Świtało, a ktoś uderzył ją w policzek. Półprzytomna, starała się skupić wzrok na klęczącej przed nią postaci, powstrzymując powieki przed opadnięciem.

— Pobudka, numerze dwa — powiedział Seth, przysuwając twarz do jej twarzy — Będę się streszczał, bo musimy coś sobie wyjaśnić zanim znowu odlecisz. Po pierwsze: nie, nie zdjąłem ci kominiarki. Szanuję zasady, więc nie musisz się martwić o to, że wiem jak wyglądasz. Po drugie, nic poważnego ci się nie stało. Najdalej za parę godzin powinnaś być w stanie stąd odejść. Po trzecie — znowu ją uderzył, bo zaczynał pochłaniać ją sen — To ważne, skup się! Nie próbuj mnie wyzywać. Przynajmniej do chwili, gdy będziesz w stanie mnie pokonać lub gotowa na śmierć. Nie myśl sobie, że masz u mnie taryfę ulgową, moja droga. Zaciągnęłaś za to całkiem spory dług, a ja kiedyś zgłoszę się po jego odbiór — nachylił się do jej ucha — Jesteś mi winna jedno życie.

Nagle dach zniknął jej z pola widzenia i ogarnęła ją ciemność. Raz jeszcze ktoś ją uderzył. Tego było za wiele. Czując nagły przypływ sił, zamachnęła się i wyprowadziła cios. Usłyszała cichy jęk bólu i natychmiast się ocknęła, siadając pośród rozrzuconej pościeli. Obok jej łóżka leżał Igor, trzymając się za brzuch.

— Igor? — Nina pobladła ze zgrozy — Nic ci nie jest?

— Powiedzmy — powiedział, zgięty w pół i wciągnął się na łóżko — Właśnie mnie znokautowałaś.

— Gdzie dostałeś? — zapytała z przerażeniem. Mogła mu przypadkowo złamać żebra.

Ale on tylko machnął ręką.

— W brzuch, ale nie aż tak mocno. Chyba w końcu wyrobiłem sobie refleks i zdołałem odskoczyć, zanim zdążyłaś mnie poważniej uszkodzić.

— Tak mi…

— Kolejny sen? — wszedł jej w słowo, obserwując uważnie jej twarz.

Nina skinęła głową, przypominając sobie, co przed chwilą widziała.

— Nowy — oznajmiła cicho — Tego jeszcze nie śniłam.

— Jak to?

— Byliśmy we dwoje na dachu. Ja i Seth. Świtało… Nie wiem, czy to było prawdziwe wspomnienie. Jeśli tak, musiało się schować gdzieś głęboko w mojej podświadomości…

— Co się działo? — wyprostował się Igor.

— Powiedział, że mam go nie wyzywać, chyba że będę w stanie go pokonać lub gotowa na śmierć. I że szanuje zasady, więc nie zdjął mi kominiarki. Mówił też, że… — zawahała się.

— Że co? — naciskał chłopak.

— Że mam u niego dług. Dług jednego życia.

Igor zamknął oczy, pocierając dłonią czoło.

— Może to i lepiej, że mnie nie posłuchałaś — stwierdził ponuro.

— Nie wiem. Już niczego nie jestem pewna — westchnęła, padając z powrotem na łóżko — Dlaczego przypomniałam sobie o tym dopiero teraz?

— Musiałaś to wyprzeć. Byłaś osłabiona i niewystarczająco skupiona; twój mózg pewnie odsunął to na bok. Czytałem, że takie rzeczy zwykle po jakimś czasie wracają; może miało to miejsce przed chwilą.

Przez moment milczeli, pogrążeni w myślach.

— Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam — odezwała się w końcu Nina.

— Nie szkodzi — odparł od razu, rzucając jej blady uśmiech.

— Właśnie, że szkodzi — ponownie usiadła, przysuwając się do niego — Miałeś pomysł, więc się nim podzieliłeś, a ja doprowadziłam do kłótni. Nienawidzę, kiedy się do mnie nie odzywasz. Mam wtedy wrażenie, jakbym… Jakbym straciła grunt pod nogami.

Gwałtownie chwycił ją za rękę.

— Nigdy mnie nie stracisz — powiedział ostro — Choćby nie wiem co. Rozumiesz?

Skinęła głową, uważnie obserwując jego twarz. Wyglądał inaczej niż zwykle, zupełnie jakby się z czymś zmagał. Co się z nim działo? Nie zdążyła jednak się nad tym zastanowić, bo akurat w tym momencie pochylił się i ją pocałował.

Jej ciało zalał czysty szok. Nigdy w życiu by się tego nie spodziewała. Poczuła jak Igor ją obejmuje, przyciskając ją mocno do siebie i odruchowo zrobiła to samo. Był jednocześnie delikatny i zdecydowany, jakby dokładnie wiedział, czego chce. Ale czy ona też tego chciała? Był jej przyjacielem, swojego rodzaju kotwicą, jedynym stałym punktem w jej życiu. Zawsze gdy wracała do domu ze swoich misji, był w domu i czekał na nią. Zawsze mogła na niego liczyć. Teraz, kiedy był tak blisko, czuła się spokojna, choć nie odprężona. I owszem, kochała go, lecz jak członka rodziny. Jak brata.

— Nie — wyszeptała, przerywając pocałunek — Przepraszam, ale… Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.

Myślała, że spojrzy na nią z wyrzutem, jednak tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się.

— Wyjątkowo się zgodzę. To zdecydowanie nie to.

— Więc dlaczego mnie pocałowałeś? — zdziwiła się.

— Bo nigdy bym sobie nie wybaczył, że nie spróbowałem — zaśmiał się — Zawsze się zastanawiałem, jakby to było i czy mamy jakąś szansę. Niestety jest tak, jak przypuszczałem.

— Aż tak źle? — uniosła brwi.

— Nie, Nina — objął ją ramieniem — Po prostu czułem się, jakbym całował siostrę.

Parsknęła śmiechem.

— Widzę, że mamy podobne odczucia — stwierdziła, lekko muskając ustami jego policzek, po czym się zamyśliła.

— Co jest? — spytał, zaintrygowany.

— Myślę, że coś jest ze mną nie tak. Czuję się… Zepsuta w środku.

— Hej. Nie mów tak.

— Ale to prawda. Wiem, że jesteśmy przyciaciółmi, w sumie to rodzeństwem z wyboru, ale mimo wszystko… — zawahała się.

— Mimo wszystko co?

— Chyba powinnam coś poczuć, gdy facet mnie całuje, prawda? Cokolwiek. A ja nie czuję niczego. Nie chodzi tylko o ciebie, nie zrozum mnie źle. Zawsze tak było — przygryzła usta — Czasami mam wrażenie, że jestem jak robot. Pusta w środku.

Igor przez chwilę milczał, po czym oznajmił tonem znawcy:

— Istnieją dwa wyjścia. Pierwsze: jesteś oziębłą suką bez uczuć. Na szczęście, nie jest to prawda. Gdyby tak było, nie zależałoby ci na nikim i na niczym, a już w ogóle nie miałabyś przyjaciół. Nie mówiąc o nazwaniu mnie bratem.

— A drugie, panie doktorze? — zaironizowała.

— Sądzę, że ze względu na swoją specyficzną pracę nauczyłaś się kontrolować swoje uczucia i emocje do tego stopnia, że odsuwasz je na bok, podobnie jak niektóre wspomnienia. To akurat wskazane, bo morderca i wylewność stanowią raczej niedobraną parę. Może powinnaś oddzielić życie zabójcy i szarą codzienność, przynajmniej w sferze uczuciowej?

— Być mniej zgryźliwa i wyrachowana? — podsunęła Nina.

— To dobry początek — zgodził się.

— I myślisz, że mi to pomoże?

— Jest to wysoce prawdopodobne.

— A jeśli to nie podziała? Mam zostać pustelniczką?

— Nie — przeniósł na nią wzrok — Wtedy poczekaj na kogoś, kto spowoduje, że będziesz chciała czuć.

— Mogę się nie doczekać — stwierdziła posępnie, opierając brodę na kolanach.

Igor tylko się uśmiechnął.

— Jestem pewien, że ci to nie grozi — rzekł z przekonaniem i spojrzał na zegar — Lepiej kładźmy się spać, siostro. Nie chcemy, żebyś zawaliła robotę, prawda?

Nina przewróciła oczami.

— Nie ma takiej opcji — odparła i poprawiła pościel, podczas gdy chłopak wstał, ruszając do drzwi.

— Dobranoc — powiedział, znowu przybierając tę dziwną minę, której nie mogła rozszyfrować.

— Dobranoc — posłała mu uśmiech, który spełzł z jej ust, gdy tylko Igor wyszedł.

Coś w jego zachowaniu nadal jej nie pasowało, lecz nie była w stanie stwierdzić, co. Ponuro pomyślała, że to właśnie dzięki mieszkaniu z mordercą jej przyjaciel nauczył się skrywać większość emocji, tak więc po części sama ponosiła winę za to, że stał się dla niej chodzącą zagadką.

Nie znaczyło to jednak, że nie zamierzała spróbować jej rozwikłać.


*


Zegar wskazywał szesnastą, gdy jako Anastazja Jurjewa przemierzała ulice Berlina. Czarne włosy powiewały na wietrze w rytm kolejnych stawianych przez nią kroków. Jej dzisiejszym celem był biznesmen z Monachium, Jurgen Mueller. Zgodnie z wytycznymi, jakie dostała od zleceniodawcy, miała go zlikwidować szybko i skutecznie, po drodze zadając dużo bólu oraz — co najważniejsze — nie zostawiając żadnych śladów jego istnienia. Żądanie pracodawcy odnośnie pozbycia się ciała wydawało jej się nieco ekscentryczne, ale całkiem możliwe do wykonania. Oczywiście, jeśli miało się ku temu odpowiednie narzędzia. Z rozbawieniem przypomniała sobie reakcję lotniskowego kontrolera podczas sprawdzania jej bagażu, gdy natknął się na dwadzieścia saszetek pomarańczowej oranżady w proszku.

— Dla siostrzenicy. Ma na jej punkcie obsesję — wyjaśniła pogodnie.

Rzecz jasna, wcale nie była to oranżada. Jednak kontroler nie robił najmniejszych problemów.

Według jej informacji cel miał zatrzymać się w hotelu Axel Berlin w pokoju 212, tak więc dokładnie tam się udała. Zameldowawszy się pod fałszywym nazwiskiem odnalazła swoją kwaterę, znajdującą się idealnie pod tą zajmowaną przez Muellera. Nie zwlekając, rozstawiła sprzęt. Do sufitu przytwierdziła cztery czujniki, po jednym w każdym jego rogu oraz trzy dodatkowe w okolicy żyrandola. Kiedy uruchomiła laptop i włączyła odpowiedni program, na ekranie pojawił się obraz termowizyjny pokoju wyżej, z którego wynikało, że Jurgen pojawił się już na miejscu. Z zadowoleniem udała się do łazienki, by poprawić perukę oraz cielistą maskę mającą za zadanie zmienić kontury jej twarzy. Rzeczywiście, gdy spojrzała w lustro doszła do wniosku, że w niczym nie przypomina Niny Konstantinowej. Dzięki soczewkom jej oczy były aktualnie brązowe, nie zielone; maska z kolei sprawiła, że jej twarz uzyskała bardziej ostre i szczupłe rysy. Dla lepszego efektu włożyła okulary, jednocześnie wyjmując z walizki obcisłą sukienkę uwydatniającą biust. Na koniec zdjęła specjalne rękawiczki, które chroniły ją przez pozostawianiem odcisków palców i zmieniła je na nową parę. Były wykonane z tego samego materiału co maska i niemal nie dało się ich zauważyć gołym okiem — po ich założeniu dłonie Niny wyglądały prawie tak samo, jak w rzeczywistości. Wsuwając na stopy szpilki, przyjrzała się raz jeszcze zdjęciu Muellera i chwyciwszy torebkę oraz walizkę opuściła pokój, zostawiając na klamce zawieszkę z napisem nie przeszkadzać, by powstrzymać obsługę przed wejściem. Zgodnie z planem zeszła do baru na parterze, gdzie zamówiła colę z lodem. Teraz pozostawało tylko czekać.

Jurgen pojawił się około pół godziny później i również usiadł przy barze. Niemal natychmiast pochwycił jej spojrzenie.

— Delegacja? — spytał, taksując ją wzrokiem.

— Niestety — westchnęła, udając znudzenie — Przymusowa. A ty? — zerknęła na niego spod rzęs.

— Tak samo. Szef wysłał mnie w zastępstwie, bo woli siedzieć w swojej willi na południu Francji zamiast dbać o interesy. Jurgen — wyciągnął rękę na powitanie.

— Ana — uścisnęła ją mocno, umyślnie przesuwając palcami po wnętrzu jego dłoni. Widziała, że podziałało. Sposób, w jaki na nią patrzył, był bardziej niż wymowny.

— Po prostu Ana, czy to skrót?

— Skrót. Od Anastazji. Ale nie przepadam za swoim pełnym imieniem — wyjaśniła, przygryzając usta.

— Niepotrzebnie — stwierdził z przekonaniem — Jest piękne. Zresztą pod tym względem całkowicie pasuje do właścicielki.

Zaśmiała się, udając że jego słowa sprawiły jej przyjemność. Co za dureń. Nie minęła nawet minuta, a już owijała go sobie wokół palca.

— Wolne na dziś? — zapytała lekko, pochylając się w jego stronę.

— Niestety nie. Została mi jeszcze jedna sprawa do załatwienia. Ale — spojrzał jej prosto w oczy — Resztę wieczoru mam dla siebie.

— To świetnie — uśmiechnęła się z satysfakcją — Ja na razie ze wszystkim się uwinęłam. Prawdziwa harówka zacznie się jutro. Mój szef jest bardzo podobny do twojego z tym, że wymaga więcej niż sam byłby w stanie zrobić.

— W jakim sektorze pracujesz? — chciał wiedzieć.

— Media. Jutro ma dojść do wielkiego wcielenia jednego z tutejszych wydawców do mojego koncernu.

— Super — pokiwał z uznaniem głową — Ja jestem ekonomistą.

— Widać — posłała mu zalotny uśmiech — Masz wygląd typowego biznesmena.

— Naprawdę? — uniósł brwi — Ty natomiast byłabyś świetnym PR–owcem.

— Dzięki, zasugeruję to przełożonemu. Może wtedy przestanę być dziewczyną od brudnej roboty.

— Powinnaś — rzekł, po raz kolejny ukradkowo przyglądając się jej ciału — Co powiesz na drinka, kiedy wrócę z mojej ostatniej na dziś misji? Powinniśmy wypić za sukcesy zawodowe.

— I upierdliwych szefów — dodała wesoło — Pewnie. Dwudziesta pierwsza ci pasuje?

— Idealnie — wciąż świdrował ją wzrokiem — Gdyby nie było mnie tutaj, znajdziesz mnie w 212.

— Idealnie — powtórzyła za nim, biorąc łyk coli.

Trzy godziny później, gdy tylko zobaczyła że wrócił, zapukała do jego drzwi.

— Ana! Zaraz zejdę, zaczekasz moment?

— Prawdę mówiąc — oznajmiła, przysuwając się do niego — Pomyślałam, że możemy zostać tutaj.

— Jak wolisz — rzucił jej przeciągłe spojrzenie, wpuszczając ją do pokoju.

— Musiałam przyjść z tym — wskazała walizkę w swojej ręce — Kiedy wróciłam do pokoju, zastałam sprzątaczkę grzebiącą w moich rzeczach. Odradzam ci zostawianie tu czegokolwiek samopas — udała zbulwersowaną, stawiając bagaż przy wejściu.

— Dzięki za ostrzeżenie — mruknął, nalewając wina do kieliszków — Nigdy nie wiadomo, na kogo trafisz. Ostrożności nigdy za wiele.

— Dokładnie — odparła, przyjmując napój. Udała, że bierze solidny łyk, po czym odstawiła naczynie na stolik i zbliżyła się do Jurgena, popychając go na łóżko. Zobaczyła jego zadowolony uśmiech, gdy nachyliła się, by go pocałować i w myślach zapytała z rozbawieniem samą siebie czy nadal będzie się tak szczerzył, kiedy przejdą do sedna sprawy. Na razie jednak pozwoliła mu na pozorną kontrolę nad sytuacją. Usiadła okrakiem na jego brzuchu i zrzuciła sukienkę. Wzrok mężczyzny przesunął się łapczywie po jej ciele, a za nim podążyły jego ręce.

— Nie tak szybko — wyszeptała do jego ucha, jednocześnie rozwiązując mu krawat i zdejmując koszulę, by następnie chwycić jego nadgarstki i przywiązać je do ramy łóżka. Na koniec pozbyła się także jego spodni.

— Lubisz się zabawić, co? — zapytał ochrypłym głosem, patrząc na nią lubieżnie.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo — przyznała z lekkim uśmiechem, rozdzierając materiał koszuli na pół. Zauważyła, że nieznacznie zmarszczył brwi, lecz zaniepokoił się dopiero wtedy, gdy bezceremonialnie wepchnęła mu do ust knebel.

— Tak, na twoim miejscu też zaczęłabym się martwić — stwierdziła lodowato, porzucając pozory i wyjmując z walizki nóż. Jurgen, z oczami wielkimi jak spodki, zaczął gorączkowo szarpać więzy — Nic ci to nie da. To jeden z tych świetnych węzłów, których nie da się rozsupłać, skarbie. Wyrywając się, tylko mocniej go zaciskasz.

Mężczyzna wymamrotał coś niezrozumiałego, jednak dobrze wiedziała że zapytał o to, kim jest.

— Twoją śmiercią — poinformowała go krótko i dobitnie, wyciągając z walizki czarny kombinezon oraz kominiarkę. Kiedy się ubrała, włączyła kamerę — Normalnie bym tego nie filmowała, ale mój zleceniodawca chciał mieć niepodważalne dowody na to, że umarłeś w męczarniach. Kto wie, może w przyszłości dostaniesz Oscara?

Podeszła do łóżka, a Jurgen zaczął wierzgać i szarpać się jeszcze gwałtowniej niż dotychczas.

— Spokojnie — dodała tonem wypranym z emocji — To tylko kilka cięć.

Jednym, płynnym ruchem przesunęła nożem po jego nadgarstkach. Krew zalała twarz krzyczącego na próżno mężczyzny, nie plamiąc jednocześnie ani kawałka ściany. Chwilę później wykonała analogiczne cięcia przy kostkach.

— Boli, prawda? — zapytała cicho — Jeszcze tylko dwa muśnięcia, Jurgen. Miało być cierpienie, ale jednocześnie szybkość wykonania, więc nie będę się bawiła dłużej.

Zdecydowanym szarpnięciem zdjęła mu bokserki, a jego oczy rozszerzyły się w amoku. Szybko pokręcił głową, patrząc na nią błagalnie mimo zalewającej mu oczy krwi. Ona jednak była bezlitosna. Chwilę później jej ofiara zawyła szczególnie głośno, lecz wciąż nie na tyle, by kogoś zaalarmować.

— To już prawie koniec — powiedziała pocieszająco — Zaraz przestanie boleć.

Mężczyzna spojrzał na nią pustym, szaleńczym wzrokiem, ciężko sapiąc. By skrócić jego męki, idealnie wyćwiczonym ruchem podcięła mu gardło. Krew biznesmena ponownie zabarwiła pościel na czerwono, a po kilkunastu sekundach jego ciało zastygło w bezruchu. Zatrzymała nagrywanie i bez chwili wahania zaczęła sprzątanie.

Z walizki wydobyła folię, którą rozciągnęła na podłodze i dokładnie owinęła w nią ciało Muellera, po czym zawlokła je do wanny, napuszczając wodę. Następnie przyniosła saszetki z niby–oranżadą i wrzuciła je do środka bez otwierania, niczym sól do kąpieli. Gdy papier nasiąknął a zawartość weszła w kontakt z cieczą, powstała gęsta, musująca piana. W łazience rozniósł się intensywny zapach cytrusów, a zwłoki Jurgena stopniowo zaczęły znikać, roztapiane przez żrącą substancję. Ten proces również nagrała, zgodnie z życzeniem zleceniodawcy.

Wróciła do pokoju, zwijając wszystko, na czym widać było ślady krwi w jeden kłębek, który również wrzuciła do wanny. Czekając aż dowody morderstwa znikną, umyła dokładnie nóż i wyczyściła ramę łóżka. Po dwudziestu minutach w wannie nie pozostało nic oprócz roztworu nieokreślonej barwy, a po dziesięciu kolejnych woda zaczęła samoistnie spływać do kanalizacji, gdyż płyn roztopił gumowy korek. Nina schowała nóż, kamerę i swoje robocze ubranie, ponownie zakładając sukienkę. Jeszcze raz upewniła się, że w pokoju nie ma ani śladu krwi Jurgena, zapobiegliwie wyczyściła kieliszek, którego dotykała, spłukała wannę gorącą wodą i opuściła pomieszczenie z ponurą satysfakcją.


*


Następnego ranka była już w drodze powrotnej do Nowosybirska. Z Moskwy, do której przybyła jako Anastazja Jurjewa, wyleciała już jako Nina Konstantinowa, pozbywszy się śladów swojej fałszywej tożsamości na tyłach obskurnego baru na przedmieściach. Wolała być przezorna, to jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło.

Jadąc do domu znajomymi ulicami czuła, jak ogarnia ją spokój. Powoli przełączała się z trybu Meduzy na tryb Niny, normalnej dziewczyny z Nowosybirska, choć wiedziała, że zajmie jej to jak zwykle kilka dni. Mimo że nigdy nie odczuwała wyrzutów sumienia po wykonaniu zlecenia, przez jakiś czas po tym potrzebowała czasu sam na sam ze sobą. Igor to rozumiał i zwykle zostawiał ją w spokoju.

Nina miała tylko dwie główne zasady dotyczące zleceń: prawie nigdy nie przyjmowała ich więcej niż jedno w danym tygodniu, nigdy nie szła też na ustępstwa wobec zleceniodawcy: jeśli coś w jego wytycznych jej nie pasowało, a on nie chciał tego zmienić, po prostu nie akceptowała zadania. Poza tym nie miała żadnych hamulców, co cechowało stosunkowo niewielu zabójców. Niektórzy z jej kolegów po fachu zastrzegali na przykład, że nie przyjmują zleceń na dzieci do piętnastu lat. Jednak nie ona. Seth również nie miał pod tym względem obiekcji, choć trzeba przyznać, że zlecenia na dzieci zdarzały się niezmiernie rzadko; zwykle w ramach kary dla rodziców, którzy zaszli komuś za skórę.

Gdy zaparkowała w garażu swoim nowym peugeotem, od razu zauważyła brak auta Igora. Biorąc pod uwagę, że było już po dwudziestej drugiej pomyślała, że to dziwne. Zwykle czekał na jej powrót w domu, a na pewno nie pracował nigdzie na nocną zmianę. W końcu uznała, że pewnie pojechał po coś do sklepu.

Dom wydawał się dziwnie cichy i pusty. Od razu wzięła gorący prysznic, a kolejną godzinę spędziła kątem oka oglądając wiadomości oraz wysyłając zleceniodawcy film dowodowy. Ten odpowiedział szybko, potwierdzając wykonanie zadania, a wartość na jej liczniku morderstw automatycznie wzrosła o jeden. Następnie napisała do swojego prześladowcy informując go, że niestety nie zdoła wywiązać się ze zlecenia ponieważ nabawiła się kontuzji i tym samym zmuszona jest zrezygnować; na koniec wspaniałomyślnie poleciła mu też wynajęcie kogoś innego. Wysławszy wiadomość, dopiła do końca herbatę i wyłączyła telewizor. Igor nadal nie wracał, co było już bardzo dziwne. Spróbowała do niego zadzwonić, jednak od razu włączyła się poczta głosowa. Nina zmarszczyła brwi. Może rozładował mu się telefon, tak jak niedawno jej? Walcząc ze zmęczeniem, wysłała mu krótkiego smsa, by wiedział że jest już w domu i położyła się spać.

Prawdziwy niepokój poczuła, gdy rano po jej przyjacielu wciąż nie było śladu. Skontaktowała się z właścicielem kawiarenki, lecz ten oznajmił, że Igora nie było w pracy przez dwa ostatnie dni i że również zaczął się martwić, bo chłopak nie uprzedzał go o planowanej dłuższej nieobecności. Tknięta złym przeczuciem, raz jeszcze wybrała numer przyjaciela, z tak samo marnym skutkiem jak wczoraj. Nie wiedząc co robić, zadzwoniła do Tatiany z pytaniem, czy w minionych dniach dostała jakieś wieści od Igora.

— Nie — zdziwiła się macocha — Ostatni raz widziałam go w szpitalu, kiedy twój ojciec miał operację. Coś się stało?

— Nie wiem. Od wczoraj nie mam z nim kontaktu i pytam kogo się da, czy może go gdzieś nie spotkał. Nie ma jego samochodu ani telefonu, więc chyba dokądś pojechał. Zostawił jednak komputer, co jest trochę dziwne w jego przypadku.

— W takim razie na pewno niedługo wróci. Gdyby miał zamiar wyjechać na dłużej zabrałby go, prawda?

— Tak, masz rację — zgodziła się Nina, choć ani trochę się nie uspokoiła i uprzedziła Tatianę, że po południu ma zamiar odwiedzić ojca.

— Pytał o ciebie — odparła kobieta — Przekażę mu, że przyjdziesz.

Tym razem to Nina spędziła przedpołudnie na piciu ziołowych herbatek uspokajających, które zawsze polecał jej Igor. Nie wiedziała skąd takie przeczucie, ale była pewna, że stało się coś złego. Telefon nadal uparcie milczał, a jej przyjaciel pozostawał poza zasięgiem.

Koło godziny czternastej zaczęła się ubierać, by zgodnie z obietnicą odwiedzić ojca w szpitalu. Gdy zakładała buty, rozległ się dzwonek domofonu.

— Tak? — rzuciła obojętnie w stronę urządzenia.

— Nina Konstantinowa? — usłyszała nieznajomy męski głos — Tu policja. Możemy porozmawiać?

Nina gwałtownie się wyprostowała, czujna. Wyjrzała przez okno i dostrzegła radiowóz stojący przed swoim domem.

— Tak, oczywiście — oznajmiła ze sztuczną uprzejmością, otwierając bramę i jednocześnie wyłączając alarm.

Chwilę później dwaj funkcjonariusze stanęli na jej progu, po czym weszli do środka, skinąwszy jej głową. Dziewczyna poprowadziła ich do salonu i gestem wskazała im kanapę.

— Ustalili coś panowie w sprawie incydentu z moim ojcem lub tego z samochodem? — zapytała, nieco zaintrygowana.

— Jeszcze nie — mężczyźni wymienili spojrzenia — Przyszliśmy w całkiem innej sprawie. Czy zna pani Igora Smirnowa? — jeden z policjantów wlepił w nią badawczy wzrok.

— Oczywiście. Jesteśmy przyjaciółmi, mieszkamy razem — Nina zmarszczyła brwi — O co chodzi?

— Bardzo nam przykro, panno Konstantinowa. Pani przyjaciel nie żyje.

Rozdział 6
Ucieczka

Można uciekać i uciekać w nieskończoność,

ale prawda jest taka, że wszędzie tam,

gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie.


— Cecelia Ahern

Nina wyprostowała się tak gwałtownie, jakby ktoś uderzył ją w twarz.

— To niemożliwe — powiedziała ostro — Musieliście się pomylić.

— Właśnie po to przyjechaliśmy. Potrzebujemy pani pomocy. Według danych z karty medycznej, Igor Smirnow nie miał żadnej bliskiej rodziny i podał panią jako osobę do kontaktu w razie wypadku. Powinna pani pojechać z nami, by dokonać identyfikacji ciała.

— Ciała? — zapytała głucho.

— Tak. Wczoraj wieczorem na obrzeżach miasta znaleziono zwłoki młodego mężczyzny, a przy nich dokumenty pani przyjaciela. Wszystko wskazuje na to, że został zamordowany, lecz konieczna jest identyfikacja.

Nina mechanicznie skinęła głową.

— Oczywiście — odparła i wstała, by założyć płaszcz.

Droga do szpitalnej kostnicy upłynęła w milczeniu. Dziewczyna tępo patrzyła przed siebie, nic z tego nie rozumiejąc. Igor nie mógł być martwy. Niby kto chciałby go zabić? Jednak natychmiast przypomniała sobie jego dziwne zachowanie sprzed kilku dni. A jeśli w coś się wplątał i nie chcąc jej tym obciążać zaczął jej unikać? Zacisnęła zęby. Nie, to na pewno była jakaś pomyłka.

Stojąc w zimnej kostnicy czuła na sobie spojrzenia policjantów, lecz ostentacyjnie je ignorowała. Kiedy dołączył do nich lekarz sądowy, jej ciało odruchowo się spięło. Niemal przez cały czas milczała, odpowiadając jedynie na zadawane pytania, krótko i zwięźle. Chciała już mieć to za sobą. Chciała potwierdzić, że miała rację i to nie jej przyjaciela odnaleziono. Jednak gdy zwłoki wyjechały z gigantycznej lodówki, a patolog odsłonił twarz denata, poczuła obezwładniającą zgrozę.

Igor wyglądał, jakby spał. Był blady jak płótno, ale poza tym jego twarz miała spokojny wyraz. Najgorszy był widok rozcięcia na jego szyi. Ktoś podciął chłopakowi gardło i Nina była w stanie ocenić, że osoba ta musiała mieć wprawę w posługiwaniu się nożem, bo zrobiła to jednym, szybkim, dokładnym ruchem.

— To on — oznajmiła bezbarwnym głosem, zwracając się do patrzących na nią wyczekująco funkcjonariuszy. Starszy z nich skinął głową i dał znak lekarzowi, który zasłonił twarz Igora i wsunął jego ciało z powrotem do chłodziarki.

— Bardzo nam przykro z powodu pani straty — rzekł młodszy z policjantów — Wiemy, że to trudne, ale czy znalazłaby pani chwilę, by odpowiedzieć na jeszcze kilka krótkich pytań?

— Tak — spojrzała na niego z determinacją — Jeśli to pomoże w śledztwie, to oczywiście.

Usiedli na korytarzu w pobliżu kostnicy, a starszy funkcjonariusz wyjął dyktafon.

— Nie ma pani nic przeciwko? — zapytał.

— Nie, w porządku — wysiliła się na blady cień uśmiechu.

— Kiedy ostatni raz widziała pani Igora Smirnowa?

— Trzy dni temu. Przedwczoraj wyjechałam do Moskwy na jeden dzień, a wczoraj wieczorem wróciłam. Igora nie było w domu, co mnie zdziwiło; o tej porze prawie nigdy nie wychodził.

— Próbowała pani się z nim skontaktować?

— Tak, wielokrotnie, lecz jego telefon nie odpowiadał. Zadzwoniłam też do właściciela kawiarenki internetowej, w której pracował i do mojej macochy, ale żadne z nich nie widziało go w ciągu ostatnich dni.

— Więc jest pani ostatnią osobą, która widziała go żywego.

— Zapewne tak — skinęła sztywno głową.

— Czy pani przyjaciel miał jakichś wrogów? Kogoś, kto chciałby zrobić mu krzywdę? Może ktoś mu groził?

— Nic mi o tym nie wiadomo. Jednak Igor nie mówił mi o wszystkim, więc możliwe że coś przemilczał, żeby mnie nie martwić.

Policjant wolno pokiwał głową, uważnie się jej przyglądając.

— Pewnie jest pan zdziwiony, że nie płaczę, prawda? — spytała nagle.

— Szczerze mówiąc, trochę tak — zgodził się, patrząc jej w oczy.

— Zna pan historię mojej rodziny?

— Owszem.

— Więc pewnie pan wie, co spotkało moją matkę, kiedy miałam osiem lat?

— Tak, wiem.

— Od tamtej pory ani razu nie płakałam — uśmiechnęła się smutno — Chyba coś we mnie pękło, gdy zobaczyłam jej śmierć parę centymetrów od siebie. W ciągu ostatnich lat spotkało mnie wiele różnych tragicznych doświadczeń, ale jakkolwiek nie byłam smutna, nigdy nie płakałam; nawet, gdy rozrywało mnie w środku. Wiem, że to dziwnie wygląda, lecz po prostu nie potrafię płakać.

— To wcale nie jest dziwne — odparł mężczyzna — Przeżyła pani głęboką traumę i ma to swoje skutki. Tym bardziej mi przykro, że straciła pani kolejną bliską osobę.

Jego słowa zabrzmiały szczerze, więc podziękowała.

— Jeszcze tylko jedno pytanie. Czy Igor miał jakąś rodzinę, którą trzeba by powiadomić?

— Nie — zaprzeczyła — Jego mama zmarła na raka mózgu, gdy miał sześć lat. Ojciec był alkoholikiem, porzucił go trzy lata później, zostawiając go u swojej siostry. Oboje już nie żyją; ciotka Igora zmarła dwa lata temu. Poza mną nie miał nikogo.

A ja poza nim, dodała w myślach.

Policjanci zaproponowali, że odwiozą ją do domu, jednak odmówiła tłumacząc, że chce odwiedzić ojca. Kiedy odeszli, ruszyła schodami na piętro, pozwalając by wypełniła ją przytłaczająca pustka.

Igor nie żył. Ktoś go zamordował. Została sama, kompletnie sama. W wielkim, cichym, pustym domu, gdzie nikt już nie będzie na nią czekał i budził z dręczących koszmarów. Gdzie nie będzie nikogo, z kim mogłaby porozmawiać zawsze i o wszystkim. Usiadła na jednym z krzesełek niedaleko sali, w której Aleksandr dochodził do zdrowia i ukryła twarz w dłoniach, czując zawroty głowy. Na myśl o życiu bez przyjaciela ogarnęły ją mdłości.

— Nina? — usłyszała nagle zaniepokojony głos. Uniosła głowę i zobaczyła Tatianę, wychodzącą z toalety — Wszystko w porządku?

— Igor nie żyje — oznajmiła bezbarwnym głosem i nieodwracalność tego faktu uderzyła ją z całą siłą. Nie mogła zrobić niczego, co przywróciłoby go do życia. Nigdy jeszcze nie czuła się tak bezsilna i bezużyteczna.

Tatiana wrosła w ziemię. Przez chwilę po prostu patrzyła na Ninę niepewnie, po czym podeszła i usiadła obok niej.

— Bardzo ci współczuję — powiedziała cicho — Co się stało? Czy mogę jakoś pomóc?

Dziewczyna pokręciła głową.

— Nie sądzę, żeby cokolwiek było w stanie mi pomóc. Chyba, że potrafisz go wskrzesić — zaśmiała się smutno, zamykając oczy. Poczuła, że macocha ściska jej ramię.

— Gdybyś czegoś potrzebowała, zawsze możesz do mnie zadzwonić — rzekła — Odwieźć cię do domu? Nie wyglądasz za dobrze.

— Nie, w końcu przyszłam odwiedzić ojca. Przynajmniej się przywitam — odparła, rzucając jej blady uśmiech.

— Na pewno zrozumie, że chciałaś być sama — nie ustępowała Tatiana, spoglądając na nią z niepokojem.

— Nic mi nie jest — stwierdziła spokojnie Nina — Po tym wszystkim jestem mu winna choć wizytę.

Kobieta z oporem skinęła głową i razem weszły do pokoju ojca, który właśnie czytał gazetę. Na widok córki jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.

— Nina! Miło cię widzieć — wskazał jej krzesło.

— Jak się czujesz? — spytała, siadając.

— Dość dobrze, biorąc pod uwagę okoliczności. Mówią, że miałem sporo szczęścia. Mało brakowało, a pewnie bym…

Urwał, napotkawszy wzrok swojej żony.

— Co się dzieje? — zapytał, od razu poważniejąc.

— Igor… nie żyje — powiedziała Tatiana, cały czas nerwowo obserwując Ninę.

— Co? — zdębiał Aleksandr, którego przerażone spojrzenie wędrowało między żoną a córką — Ale… Jak to?

— Został zamordowany. Ktoś poderżnął mu gardło — wyjaśniła szybko dziewczyna, chcąc jak najszybciej mieć to za sobą. Tatiana zesztywniała — Właśnie wracam z identyfikacji.

W oczach ojca dostrzegła współczucie i żal.

— Boże, Nina. Przepraszam, nie wiedziałem…

— W porządku. Nie mogłeś wiedzieć.

— Jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić…

— W tym momencie nie, ale doceniam to — ucięła, zaciskając zęby — Na razie dam sobie radę.

— To był dobry chłopak — rzekł cicho Aleksandr — Wiem, że uważałaś go za brata. I zdaję sobie sprawę, że to dość wyświechtana fraza, ale naprawdę bardzo mi przykro.

Nina tylko skinęła głową na znak podziękowania.

— Kiedy wychodzisz? — zapytała, przerywając posępną ciszę.

— Za kilka dni, jeśli nie będzie komplikacji — widać było, że nadal jest zszokowany.

— To świetnie, cieszę się.

Po około pięciu minutach dziewczyna pożegnała się, tłumacząc że jest zmęczona i musi się położyć. Gdy wychodziła z sali, czuła na sobie spojrzenia Aleksandra i Tatiany, jednak się nie odwróciła. Potrzebowała spokoju, a ich towarzystwo tylko pogłębiało w niej uczucie przeraźliwego osamotnienia.


*


Nina leżała w łóżku, próbując uspokoić rozbiegane myśli. Jedynym, co chodziło jej po głowie od kiedy przyjechała do domu, była perspektywa odnalezienia zabójcy Igora i wypatroszenia go żywcem. Nie była w stanie przywrócić przyjaciela do życia, lecz z pewnością mogła go godnie pomścić. Nie zasługiwał na taką śmierć. O tak, wytropi jego mordercę i sprawi, że będzie cierpiał męki tak straszliwe i niewyobrażalne, że w porównaniu z nimi wieczność w piekle wyda mu się wakacjami.

Z kolei jej prześladowca, co było do przewidzenia, nie był zadowolony z rezygnacji Meduzy. W krótkiej wiadomości zwrotnej napisał, że z całą pewnością znajdzie nowego wykonawcę i podziękował za sugestie, które mu podsunęła. Gdy skotłowane myśli Niny biegały od mordercy Igora do człowieka, który zamierzał zlikwidować ją samą, usłyszała dźwięk oznajmiający nadejście nowego maila. Z umiarkowaną ciekawością otworzyła laptop i momentalnie zdębiała. Miała jedną nową wiadomość.

Której nadawcą był Igor.

Nie zwlekając otworzyła list, a jej wzrok padł na dwa krótkie słowa: obejrzyj film. I rzeczywiście, w załącznikach dostrzegła plik wideo, który natychmiast uruchomiła. Czekając na załadowanie danych, z niecierpliwością bębniła palcami o klawiaturę. W końcu jednak rozpoczęło się odtwarzanie i ujrzała na ekranie twarz Igora, spokojną i skupioną. Od razu zobaczyła, że nagrał filmik w ich salonie.

— Hej, Nina — powiedział, uśmiechając się słabo — Jeśli to oglądasz, to znaczy, że nie żyję. Wiem, że jesteś wkurzona i że będziesz jeszcze bardziej, gdy obejrzysz to wideo do końca, ale nie żałuję tego, co się stało. Jesteś tak cholernie uparta, że postanowiłem sam zabrać się za to, czego ty nie chciałaś zrobić. Wymyśliłem plan, Nina i to naprawdę dobry; nie powiedziałem ci o nim, bo zaraz byś go storpedowała. Mam pewność, że się powiódł i zaraz wyjaśnię ci, jak to sprawdzić.

— Coś ty zrobił, Igor? — wyszeptała dziewczyna, gapiąc się w ekran z rosnącym niedowierzaniem.

— Zacznę od tego, że nie chcę byś myślała, że poszedłem tam niczym owca na rzeź. Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć, a co ukrywałem przed tobą przez prawie dwa ostatnie miesiące — chłopak westchnął i wziął głęboki oddech — Jestem chory. Pamiętasz te migreny, na które się skarżyłem? Kilka tygodni temu zrobiłem badania. Mam guza mózgu, jak moja mama. Niestety, zgłosiłem się za późno. Rak jest w końcowym stadium, nie do operowania. Zostało mi niewiele czasu i postanowiłem, że odejdę z tego świata robiąc coś dla ciebie. Stwierdziłem, że skoro i tak niedługo umrę, to mogę ci pomóc. Pomóc ci przeżyć — Igor przełknął ślinę, podczas gdy Nina siedziała jak skamieniała, ze wzrokiem wlepionym w jego twarz — Pamiętasz, jak mój pijany ojciec złamał ci szczękę, gdy stanęłaś w mojej obronie? Mieliśmy z siedem lat, twoja mama jeszcze żyła. Od tamtej pory zawsze chciałem być taki odważny, jak ty. I myślę, że właśnie teraz przyszła pora na to, by być odważnym. Dlatego włamałem się na konto Skorpiona.

— CO?! — krzyknęła Nina, przysuwając twarz do ekranu. Zabójca o pseudonimie Skorpion był numerem osiem w rankingu ogólnym — Ty posrany…

— Zanim zaczniesz mnie wyzywać — odezwał się w tym momencie jej przyjaciel, unosząc rękę — Proszę, wysłuchaj mnie do końca. Jak mówiłem, włamałem się na jego konto, a potem wyzwałem Setha — Nina zamknęła oczy, walcząc z wybuchem. Skorpion zajmował wyższe miejsce w hierarchii niż Seth, więc odmowa pojedynku nie wchodziła w grę — Zrobiłem to w taki sposób, by Seth myślał, że pisze ze Skorpionem, a prawdziwy Skorpion nie miał pojęcia o naszej małej korespondencji. Nie było to łatwe, łagodnie mówiąc, ale się udało. W efekcie, dzisiejszej nocy spotkam się z błękitnookim na mały pojedynek. Oczywiście wiem, że nie mam szans, nie jestem głupi.

— Serio? — warknęła, zaciskając dłonie na krawędziach laptopa.

— Teraz posłuchaj mnie uważnie — Igor pochylił się w kierunku kamery — Pod żadnym pozorem nie obwiniaj się za moją śmierć, ani nie rozpaczaj. Wszystko czego chcę, to żebyś przeżyła i była szczęśliwa. Mam nadzieję, że udało mi się w tym pomóc. I broń boże nie wiń się za to, że nie zauważyłaś mojej choroby. Brałem specjalne prochy przeciwwymiotne oraz przeciwbólowe; w tak dużych ilościach, żebyś tylko niczego nie zauważyła. Nie chciałem widzieć jak cierpisz, patrząc na moje powolne konanie, rozumiesz? Nie chciałem, abyś zapamiętała mnie jako słabego, schorowanego i niezdolnego do niczego pożytecznego.

Nina ukryła twarz w dłoniach, przez palce śledząc wzrokiem dalszy ciąg filmu.

— Zataiłem to przed tobą całkowicie umyślnie. Mam więc nadzieję, że uszanujesz moją decyzję i choć raz w życiu zrobisz dokładnie to, co mówię. Tak, teraz ja jestem szefem, Nina — uśmiechnął się blado — I zamierzam uratować twój zgrabny tyłek przed tym psycholem, który cię ściga. Do rzeczy. Po pierwsze, w drugim załączniku do tego maila znajdziesz wszystkie hasła, jakich używam do swoich poszczególnych kont oraz programów. Używaj ich mądrze. Po drugie, gdy obejrzysz film do końca włączysz program lokalizacyjny, nad którym ostatnio pracowałem; ma skrót GeoLok i znajdziesz go na pulpicie. W oknie wyszukiwania wpiszesz kod 2585503jh. Pokaże ci się mapa świata, a dzięki wykorzystaniu danych z większości dostępnych satelitów, mniej i bardziej legalnych, będziesz w stanie zlokalizować nadajnik z dokładnością do dwudziestu metrów. To właśnie on doprowadzi cię bezpośrednio do Setha.

Nina skamieniała. Boże, Igor…

— Tak, dokładnie. Jestem twoim koniem trojańskim. Jeśli wszystko poszło dobrze, podrzuciłem twojemu kumplowi nadajnik, dzięki któremu go znajdziesz — uśmiechnął się z wyższością — Jeśli nie, to przynajmniej spróbowałem. Myślę, że stosunkowo szybko zorientuje się, że nie jestem Skorpionem; sądzę jednak, że zdążę podłożyć sprzęt zanim mnie ukatrupi. Pamiętaj tylko, że pluskwa będzie działała góra dwa tygodnie. Wybrałem taką, która miała największe szanse pozostania niewykrytą i ulegającą automatycznej samodestrukcji; roztapia się nie zostawiając śladu po jakichś dwunastu dniach. Dzięki temu istnieje duża możliwość, że Seth nawet nie dowie się o jej istnieniu, a więc i o tym, że go szpiegujesz. I mów, co chcesz, ale wiem jedno: z każdym dniem słabnę coraz bardziej. Nie zdołałbym ci pomóc podczas nalotu morderców na nasz dom. Potrzebujesz kogoś, kto da sobie z tym radę; kogoś takiego jak ty, Nina. Nie zaprzeczysz, że facet jest cholernie dobry. Masz go znaleźć i zmusić do pomocy, jasne? Jeśli nie chcesz przez całe życie uciekać, to nie masz innego wyjścia. Kiedy już pozbędziecie się tego palanta, który ci grozi, zrób z nim co chcesz; zabij, wypatrosz, a nawet za niego wyjdź, jak będziesz chciała. Mam nadzieję, że skończy ze mną szybko, ale jakkolwiek bym na to nie spojrzał, zabijając mnie ulży mi w cierpieniu. I tobie również, bo chociaż zgrywasz twardą wiem, że patrzenie na to, jak umieram by cię zniszczyło. Nie mogłem na to pozwolić. Oboje dość w życiu wycierpieliśmy, wystarczy tego. Uwierz że teraz, gdziekolwiek jestem, jest mi lepiej.

Igor wziął głęboki oddech. Nagranie tymczasem nieuchronnie zbliżało się ku końcowi.

— Wszystko co miałem, zapisałem tobie. Mój notariusz sam się do ciebie zgłosi. Raz jeszcze powtarzam: zrób co mówię. Seth jest jedyną osobą, na którą możesz teraz liczyć. W każdym razie, takie założenie to jedyne ryzyko, jakie warto podjąć w twojej sytuacji. Nie ufaj nikomu, dopóki sprawa się nie wyjaśni. Kocham cię, Nina. Proszę, nie załamuj się. Wiem, że to nie wymarzone pożegnanie, ale dobrze, że chociaż takie jest możliwe. Dbaj o siebie, siostro i nie zapominaj, że istnieje życie poza pracą. Spełniaj marzenia, rozwijaj pasje i żyj cholernie długo, a będę szczęśliwy. Poznanie ciebie jest najlepszym, co mi się w życiu przydarzyło. Do zobaczenia kiedyś, mam nadzieję. Jednak nie spiesz się, poczekam.

Z tymi słowami uśmiechnął się i wyłączył kamerę.


*


Pogrzeb Igora odbył się pięć dni później, gdy lekarz sądowy zebrał wszystkie potrzebne do śledztwa próbki i wydał ciało z kostnicy.

Nina zorganizowała skromną, aczkolwiek ładną ceremonię z pomocą ojca i Tatiany, którzy nalegali, by dała się jakoś wesprzeć. Choć wiedziała, że dwa dni wcześniej ktoś inny przyjął na nią zlecenie, zdawała sobie sprawę, że tym razem ma do czynienia z profesjonalistą, który nie będzie działał pochopnie. Na dotarcie do Nowosybirska i zrobienie rozeznania potrzebne było trochę czasu. Jeśli zabójca wyruszył tu od razu, to pewnie aktualnie ją obserwował. Niezależnie od tego, nie mogła opuścić pogrzebu, nawet gdyby miała zostać zastrzelona nad trumną przyjaciela.

Igor spoczął tuż obok swojej matki, Kateriny. Na uroczystości pojawił się między innymi Michaił, portier z domu aukcyjnego; szef chłopaka, Jurij oraz kilku jego kolegów z pracy, a także Tatiana, Aleksandr, który wyszedł tego samego ranka ze szpitala i — o dziwo — Nikołaj, choć raz powstrzymujący się od robienia dziwnych min pod jej adresem. Nina ze smutkiem obserwowała trumnę z ciałem przyjaciela znikającą pod warstwą ziemi. Igor nawet sobie nie wyobrażał, jak bardzo będzie jej go brakowało i wbrew temu co mówił nadal nie mogła pojąć, jakim cudem mogła nie zauważyć ciężkiej choroby tak bliskiej osoby. Doszła do wniosku, że najwidoczniej była zbyt skupiona na sobie.

Kiedy grupka żałobników się rozeszła i dziewczyna została sama, opadła z westchnieniem na ławkę. Na cmentarzu panował niczym niezmącony spokój.

— Znalazłam go — powiedziała cicho, wpatrując się w świeżo zasypany grób — Udało ci się, Igor. To jakieś szaleństwo, ale ci się udało.

Otrząsnąwszy się z szoku po obejrzeniu filmu, natychmiast pobiegła po laptop Igora. Zgodnie z poleceniem włączyła go korzystając z listy haseł, które jej pozostawił i uruchomiła wskazany program. Po wpisaniu kodu nie liczyła na wiele, lecz po około minucie na jej ekranie pojawił się wynik.

Cambridge, Massachusetts. A dokładnie MIT.

Doskonale pamiętała, że Igor chciał tam studiować, jednak nie uśmiechało mu się opuszczać Rosji, dlatego skończył informatykę na miejscowym uniwersytecie. Wszystko wskazywało na to, że Nina zrealizuje wkrótce jedno z jego marzeń i odwiedzi tę uczelnię; oczywiście pod fałszywym nazwiskiem i na pewno nie ze względu na chęć dokształcenia się. Przez pięć ostatnich dni wnikliwie obserwowała migającą zieloną kropkę, zwykle przebywającą na kampusie a rzadko poza nim i udało jej się stwierdzić, że Seth był albo wykładowcą, albo studentem informatyki. Mimowolnie zastanawiała się, gdzie Igor podłożył nadajnik, lecz tego nie była w stanie wydedukować. Nie było to jednak ważne — liczyło się tylko to, że znała lokalizację swojego wroga; przynajmniej jeszcze przez kilka dni. Później będzie zmuszona radzić sobie sama, ale wierzyła w to, że rozpozna Setha gdy tylko go zobaczy. Ponuro pomyślała, że głównym plusem MIT jest stosunkowo mała liczba studentów.

— Wszystko gra? — usłyszała za plecami głos swojego ojca. Zdziwiona, odwróciła się i dostrzegła, że patrzy na nią z troską.

— Tak — pokiwała głową — Teraz, kiedy wiem że był chory, cieszę się, że nie musi dłużej cierpieć.

Aleksandr z westchnieniem usiadł obok niej.

— Pewnie masz rację. Pamiętam, jak bardzo męczyła się Katerina, więc z jednej strony to dobrze, że Igor nie musi już się z tym zmagać — odparł.

Nina przez chwilę milczała, po czym stwierdziła krótko:

— Wyjeżdżam.

Ojciec spojrzał na nią z zaskoczeniem.

— Co takiego? Dokąd?

— Nie mogę powiedzieć. Chciałabym tylko prosić cię, żebyś od czasu do czasu sprawdził, czy w domu wszystko w porządku. Zostawię ci klucze.

— Skarbie — zaczął łagodnie — Wiem, że cierpisz, ale ucieczka to nie rozwiązanie…

— Nie rozumiesz. Ucieczka to na tę chwilę jedyne rozwiązanie.

— O czym ty mówisz? — zmarszczył brwi, skonsternowany.

Dziewczyna westchnęła ciężko, ale nic nie odpowiedziała.

— Jeśli twierdzisz, że nie rozumiem, to mi wytłumacz — dodał.

— To nie takie proste, tato. Ostatnie, czego mi potrzeba to osądzanie przez ciebie.

— Postaram się tego nie robić.

Nina zamknęła oczy, podejmując trudną decyzję. Była mu to winna, w końcu został postrzelony z jej powodu.

— Ktoś stara się mnie zabić — rzekła ostrożnie — Stąd ten strzał przed domem aukcyjnym i eksplodujące auto.

— Skąd wiesz? — zdziwił się Aleksandr.

— Powiedzmy, że miałam kontakt ze zleceniodawcą. Niestety nie wiem, kim on jest.

— Powinnaś iść na policję — zasugerował, nieco zdenerwowany.

— Nie mogę.

— Dlaczego?

— Bo wtedy, jak przed momentem ty zapytają, skąd wiem że wydano na mnie zlecenie.

— To nie wymówka. Igor nie żyje, Nina. Myślę, że możesz spokojnie wyznać, że to on zdobył tę informację; nie zaszkodzisz mu już. Bo tak było, prawda? Wykradł ją skądś?

— Niezupełnie.

— A więc?

Nina potarła skronie.

— Zlecenie opublikowano na portalu dla zabójców. Wiem o tym, bo sama jestem jedną z nich. Idąc na policję, musiałabym wydać siebie samą — oznajmiła bezbarwnym głosem — A wtedy spotkałby mnie gorszy los niż ucieczka przed jednym człowiekiem, który z jakiegoś powodu chce mojej śmierci.

Ojciec osłupiał.

— Coś ty powiedziała? — spytał z niedowierzaniem.

— Tak, dobrze słyszałeś — spojrzała na niego, znużona — Jestem płatną morderczynią. Mam gdzieś, co o tym sądzisz. Chciałeś wiedzieć, to już wiesz.

— Chryste — mruknął, pocierając dłonią czoło — Ty nie żartujesz.

— Zdecydowanie nie jestem w nastroju do żartów. Nieważne. Istotne jest to, że ktoś chce mnie zabić. Nasyła na mnie moich kolegów po fachu i nie przestanie, dopóki nie będę martwa.

— Podejrzewasz kogoś? — zapytał Aleksandr z oporem.

— Nie. Nie mam pojęcia, kto może mnie nienawidzić aż do tego stopnia. Wiem tylko, że to ma coś wspólnego z mamą i jej przeszłością.

— Niby dlaczego?

— Zleceniodawca sam mi to zasugerował. Gdy kończył naszą jedyną dotąd rozmowę wspomniał, że mogę podziękować swojej matce za to, co mnie teraz spotyka.

Ojciec milczał dłuższą chwilę, zmarszczywszy brwi. Widząc jego szok, podjęła konwersację.

— Jedynym sposobem by to przerwać, jest wyjazd. Przynajmniej dopóki nie dowiem się, kto chce się mnie pozbyć. Nie mogę ryzykować. Poza tym, jak sam widzisz, inni cierpią przeze mnie. To przeze mnie otarłeś się o śmierć. Z mojego powodu cię postrzelono, bo to ja miałam być celem. Będąc tutaj narażam nie tylko siebie, ale i wszystkich dokoła. Muszę zniknąć.

Aleksandr zastanawiał się nad jakimiś argumentami, lecz w końcu się poddał i niechętnie skinął głową.

— Rozumiem. Oczywiście będę sprawdzał dom, choć nie powiem, że akceptuję to co robisz, bo tak nie jest.

— Wiem. Dziękuję.

— To twoje życie i nie będę się mieszał. Nie zamierzam też na ciebie donosić, jeśli cię to zastanawia.

— Miło z twojej strony.

— Wiesz — zaśmiał się bez cienia wesołości — Zawsze podejrzewałem, że zajmujesz się czymś nielegalnym. Sugerowałem się zajęciem Igora, przyznaję. Zakładałem, że oboje jesteście hakerami, ale najwyraźniej się myliłem — westchnął — Kiedy wyjeżdżasz?

Nina przygryzła usta.

— Natychmiast — odparła — Kolejny morderca może już tu być; pewnie jestem obserwowana. Trochę potrwa zanim zniknę mu z radaru, dlatego trzeba to zrobić jak najszybciej. Przez samo siedzenie tutaj już ryzykujesz życiem, więc może lepiej wracaj do domu.

— Odezwiesz się, kiedy dotrzesz tam, gdzie masz dotrzeć?

— Odezwę się, gdy wszystko wróci do normy. Jeden telefon może was niepotrzebnie narazić, jak i zdradzić, gdzie się znajduję. Nic mi nie będzie — położyła mu rękę na ramieniu — Poradzę sobie.

— Wierzę. Powiedz mi tylko… Czy śmierć Igora…?

— Nie, to nie było przeze mnie, bogu dzięki. Igor sam wpadł na szaleńczy pomysł, by mi pomóc i zdecydował się poświęcić. Był przekonany, że lepiej umrzeć szybko niż w tygodniach męczarni.

Ojciec tylko pokiwał głową w zamyśleniu. Nina wstała, a on poszedł w jej ślady.

— Idę dokończyć pakowanie. Podrzucę ci klucze, gdy będę wyjeżdżać.

— W porządku. Powodzenia, Nina. Cokolwiek zamierzasz — uścisnął jej rękę i rozstali się, odchodząc każde do swojego samochodu.


*


Spakowała tylko najważniejsze rzeczy, przede wszystkim ubrania i sprzęt. Wiedziała, że w broń będzie musiała się zaopatrzyć na miejscu, choć kilka swoich ulubionych noży, pistoletów i innego morderczego wyposażenia zapakowała razem z ubraniami, owinięte w specjalną folię uniemożliwiającą wykrywaczom metalu zobaczenie tego, co jest wewnątrz niej. Wszystko co zamierzała zabrać zmieściło się w dwóch dużych torbach. Zamykając za sobą drzwi domu czuła, jakby właśnie zatrzaskiwała za sobą wrota do przeszłości. Nie miała pojęcia czy kiedykolwiek tu wróci, ale nie zamierzała się nad tym zastanawiać.

Lecąc z Nowosybirska do Moskwy, przez moment czuła się wolna. Stolica była jednym z najważniejszych punktów na jej trasie — to tu miała na długi czas uwolnić się od tożsamości Niny Konstantinowej. Po przylocie udała się na stację metra i pojechała w losowym kierunku aż na obrzeża miasta. Była pewna, że nikt nie śledził jej fizycznie, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę, że ten, kto jej szukał, mógł posiadać dostęp do zapisów z monitoringu, co pozwoliłoby mu na znalezienie jej w niemal każdym miejscu na świecie. Wysiadła na ostatniej stacji, by następnie skorzystać z transportu publicznego do pobliskiego Podolska. W łazience jednego z tamtejszych barów założyła rudą perukę oraz maskę zmieniającą kontury twarzy. Wyjęła też kartę SIM ze swojego telefonu i przełamała ją na pół, spuszczając kawałki w toalecie.

Dwie godziny później była z powrotem na międzynarodowym lotnisku w Moskwie, kupując bilet do Madrytu jako Sophia Ellis, obywatelka Wielkiej Brytanii. Podróż trwała blisko sześć godzin. Zaraz po dotarciu na miejsce pojechała autobusem do Barcelony, skąd następnego dnia, jako ciemnowłosa Margaret Rollins, wyleciała do Waszyngtonu. Tu czekała ją ostatnia metamorfoza, tym razem nie obejmująca ani peruki, ani masek.

Zameldowawszy się w jednym z hoteli na przedmieściach, zaszyła się w łazience z nożyczkami i farbą do włosów. Godzinę później były one przefarbowane na jasny brąz oraz skrócone o piętnaście centymetrów tak, by sięgały jej nieco za ramiona. Po opuszczeniu hotelu spaliła dotychczasowe fałszywe dowody tożsamości, zostawiając jedynie swoje prawdziwe dokumenty oraz te, których miała zamiar używać przez najbliższy okres. Założyła okulary–zerówki z grubymi oprawkami i uśmiechnęła się do swojego odbicia w lusterku. W niczym nie przypominała Niny Konstantinowej i o to właśnie chodziło.

Przybrawszy tożsamość Caroline Ward udała się na pociąg do Bostonu, mając zamiar rozpocząć nowy, choć tymczasowy etap w życiu.

Rozdział 7
Powrót do przeszłości

Uczymy się nie dla szkoły, lecz dla życia.


— Seneka Młodszy

Na MIT nie dostaje się byle kto; tym bardziej w samym środku roku akademickiego. Nina jednak nie była pierwszą lepszą osobą z ulicy. Czekając na rozmowę z rektorem, Jackiem Littletonem, w myślach dziękowała Igorowi za to, że nauczył ją paru swoich hakerskich sztuczek. Dzięki temu była pewna, że jeszcze w tym tygodniu zacznie zajęcia na uczelni.

Z niecierpliwością stukała obcasem o nogę fotela, na którym siedziała, zerkając na zegar. Powiedziano jej, że Littleton spotka się z nią o wpół do jedenastej, a była już dziesiąta trzydzieści pięć. Czekała na niego na korytarzu przed gabinetem, obserwowana przez ciekawską sekretarkę, która uśmiechnęła się do niej, gdy ich spojrzenia po raz kolejny się spotkały.

— Pewnie ktoś go zatrzymał. Zwykle się nie spóźnia — poinformowała ją kobieta.

— Nie szkodzi, mam czas — odparła wspaniałomyślnie Nina — Na pewno zaraz przyjdzie.

I faktycznie, pięć minut później usłyszała kroki spieszącego w jej stronę rektora.

— Pani do mnie, tak? Przepraszam za spóźnienie, jeden ze studentów miał pytania odnośnie zadania na przyszłe zajęcia — uśmiechnął się ze skruchą, wyciągając do niej rękę na powitanie.

— Rozumiem, nic się nie stało — zapewniła, nie zdradzając nawet cienia irytacji i uścisnęła jego dłoń.

— Susan — zwrócił się do sekretarki — Przynieś nam dwie kawy, dobrze? Zapraszam — przeniósł wzrok na Ninę i otworzył przed nią drzwi do gabinetu.

Kiedy oboje usiedli, on za biurkiem, zaś ona naprzeciwko, uruchomił komputer i utkwił w niej badawcze spojrzenie.

— W takim razie, w czym mogę pani pomóc, panno…?

— Ward. Caroline Ward. Ale proszę mi mówić po imieniu.

— Dobrze, Caroline — skinął głową — Co cię do mnie sprowadza?

— Zamierzam podjąć studia na MIT — odpowiedziała prosto.

— Oczywiście — pokiwał żywo głową — Na pewno chciałabyś się dowiedzieć czegoś więcej przed rekrutacją na nowy rok akademicki, prawda?

— Niezupełnie — założyła nogę na nogę — Chcę zacząć studia natychmiast. Najlepiej jeszcze w tym tygodniu.

Littleton uśmiechnął się przepraszająco.

— Niestety, obawiam się, że jest to niemożliwe. Bardzo rzadko przeprowadzamy rekrutację śródroczną, a nawet jeśli, to odbywa się ona w styczniu. Jak wiesz, mamy luty, więc już dawno po terminie. Niemniej jednak, jeżeli chcesz uzyskać informacje o jesiennym naborze lub rozejrzeć się po uczelni…

— Nie interesuje mnie jesienny nabór — zmrużyła oczy ze znużeniem — Posłuchaj, Jack — pochyliła się, opierając ręce na biurku — Zrobimy tak, jak mówię: przyjmiesz mnie na studia informatyczne w obecnym semestrze. Na drugi rok, konkretnie rzecz ujmując. Zacznę zajęcia najdalej w przyszłym tygodniu — widząc, że otwiera usta, uniosła rękę — Jeśli tego nie zrobisz, twoja żona dowie się, na co przeznaczyłeś pieniądze, które otrzymała w spadku po ojcu. Zapewne nie będzie rada, że utrzymujesz za nie kochankę, prawda? — uniosła pytająco brwi.

Mężczyzna pobladł, by następnie gwałtownie spurpurowieć.

— To bezpodstawne zarzuty! — warknął — Koniec rozmowy, panno Ward. Proszę natychmiast wyjść, albo pozwę panią do sądu za oszczerstwa pod moim adresem…

— Super, Vivienne będzie wniebowzięta, gdy pokażę jej wyciąg z konta, na którym widnieje informacja o twoim przelewie na konto kliniki aborcyjnej — stwierdziła spokojnie Nina, nie ruszając się z miejsca — Biorąc pod uwagę koszty rozwodu, bo przecież nie macie intercyzy, myślę że bardziej opłaca ci się spełnić moją małą prośbę; wówczas twój sekret będzie u mnie bezpieczny.

Littleton wyglądał jak wulkan przed eksplozją, jednak milczał, przetrawiając jej słowa. Zagryzł przy tym zęby, gorączkowo szukając wyjścia z sytuacji.

— Nawet gdybym przystał na twoje warunki, jest cała procedura przyjęcia na studia. Doskonałe świadectwo i życiorys, rozmowa kwalifikacyjna…

Nina rzuciła mu na biurko teczkę.

— W środku jest wszystko, co potrzebne. Mam bardzo dobre wyniki w nauce, życiorys też niczego sobie. A co do rozmowy kwalifikacyjnej, to właśnie ją przeprowadzasz. Chyba nieźle wypadam, co nie? — uśmiechnęła się, czując smak wygranej. W istocie, rektor wyglądał na pokonanego.

— Moi podwładni będą zadawać pytania… — próbował jeszcze się bronić.

— To na nie odpowiesz. Stwierdzisz, że jestem tak wybitną jednostką, że bez trudu nadrobię wszelkie zaległości. Nawet przy tym nie skłamiesz, bo to nic innego jak fakty.

Littleton utkwił w niej wzrok.

— Dobrze — skinął głową — Ale jeśli moja żona stanie się choćby trochę podejrzliwa…

— To ci nie grozi — odparła zimno — Ja zawsze dotrzymuję obietnic. Sama z siebie raczej nie zacznie niczego podejrzewać; z tego co wiem, o ile starcza jej na cotygodniowe zakupy u Chanel, nic nie jest w stanie popsuć jej humoru. Więc, mamy umowę?

Westchnął ciężko, pocierając skroń.

— Mamy — burknął, uruchamiając odpowiedni program i zaczął wypełniać niezbędne formularze. Po kilku minutach oderwał oczy od ekranu — Dobrze. Możesz zgłosić się do sekretariatu po legitymację studencką, jednak najprędzej w przyszłym tygodniu. Tutaj masz tymczasowe zaświadczenie o tym, że jesteś studentką tej uczelni — podał jej świeżo wydrukowaną kartkę, którą podpisał w wyznaczonym miejscu — Poproś Susan o pieczątkę, gdy będziesz wychodzić.

— Oczywiście, panie rektorze — oznajmiła wesoło, biorąc od niego dokument — Interesy z panem to sama przyjemność. Proszę tylko pamiętać — dodała — Że ta rozmowa ma pozostać między nami. Jeśli spróbuje pan czegokolwiek by mi zaszkodzić, z pewnością dowiem się o tym, a wtedy ujawnię nie tylko pański romans i jego komplikacje. Przypominam, że ma pan do stracenia więcej niż tylko żonę i pieniądze; weźmy choćby pańską pozycję na uczelni. Zanim więc podejmie pan jakieś działania przeciwko mnie, radzę się bardzo dobrze zastanowić.

Twarz Littletona wykrzywiła się w lekkim grymasie wściekłości, lecz ostatecznie zdołał przywołać na twarz fałszywy uśmiech.

— Witamy na MIT, panno Ward — rzekł, skinąwszy uprzejmie głową w jej stronę.

— Miłego dnia, rektorze — powiedziała z szerokim uśmiechem i wyszła, w drzwiach mijając Susan niosącą dwa kubki z parującą kawą.


*


Załatwiwszy formalności, Nina wróciła do swojego nowego domu przy Lexington Avenue w Cambridge. Zajęcia rozpoczynała za pięć dni, w poniedziałek, więc przynajmniej miała trochę czasu na urządzenie się. Aktualnie utrzymywała się z pieniędzy zgromadzonych na koncie w jednym ze szwajcarskich banków, o którego istnieniu wiedział jedynie Igor. Podejrzewała, że jej podstawowe konto mogło być śledzone i w rezultacie jakakolwiek płatność czy transakcja mogła zdradzić jej położenie, co byłoby wysoce niepożądane.

Zamknęła za sobą drzwi i znalazła się w cichym, prawie pustym domu. Przybyła do Cambridge dwa tygodnie temu, a nieruchomość należała do niej od tygodnia, tak więc w przerwach między szukaniem haka na rektora MIT, sprawdzaniem portalu i szkoleniem się z zakresu informatyki starała się jakoś wyposażyć to miejsce.

Dom był stosunkowo mały, w porównaniu do jej rodzinnej willi. Na parterze znajdowały się kuchnia połączona z jadalnią, łazienka, salon i pokój gościnny, zaś na piętrze cztery pokoje i dwie łazienki. Budynek miał również strych i jeden całkiem spory balkon. Choć nowe lokum bardzo jej się podobało, czuła się nieco wystawiona na niebezpieczeństwo. Przez te wszystkie lata zdążyła się bowiem przyzwyczaić, że poza zwykłym alarmem jej domu strzegł wynalazek Igora, który czynił z willi fortecę. Tu mogła liczyć jedynie na standardowy system bezpieczeństwa, lecz zdawała sobie sprawę, że musi jej to wystarczyć. Zbyt wielka liczba zabezpieczeń mogła niepotrzebnie zwracać uwagę, a ona chciała jak najbardziej wmieszać się w tłum.

Kolejne dni upłynęły jej przede wszystkim na zakupie mebli, nowych ubrań i innego wyposażenia oraz aranżowaniu wnętrza. Mimo że nie wiedziała ile tu zostanie, chciała się czuć dobrze — jak u siebie, a nie obco. Dzień przed pierwszymi zajęciami, późnym wieczorem, padła zmęczona na swój nowy fotel, rozglądając się wokół z satysfakcją. Może gruntowna zmiana otoczenia spowoduje, że jej koszmary odejdą? Miała taką nadzieję.

Przed zaśnięciem przeanalizowała jeszcze raz wszystko, co udało jej się ustalić na temat Setha. Na pewno miał najwięcej trzydzieści lat. Był nieco wyższy od niej, więc szacowała jego wzrost na około metr osiemdziesiąt pięć, a po sylwetce mogła stwierdzić, że jest przeciętnej budowy ciała — ani gruby, ani chudy, ani bardzo muskularny. Doskonale pamiętała też jego niebieskie oczy, z których lubił naśmiewać się Igor, lecz to akurat nie było nic pewnego — mógł bowiem nosić soczewki. Jedynym, co mogło od razu naprowadzić ją na właściwy trop był jego głos, który trudno było jej wyprzeć z odmętów pamięci.

Nieprzypadkowo wybrała też akurat drugi rok studiów. Kiedy nadajnik jeszcze działał, udało jej się ustalić że sygnał pojawiał się najczęściej w skrzydle wschodnim wydziału informatyki. Na podstawie godzin, w jakich pluskwa wskazywała jego lokalizację w tym miejscu zdołała z kolei wywnioskować, że Seth musi być studentem drugiego roku lub — bo istniała też taka możliwość — prowadzi zajęcia z drugim rokiem. Nie było niestety możliwe dokładne ustalenie jego grafiku, ponieważ nadajnik posiadał margines błędu o promieniu dwudziestu metrów, co w budynku mogło oznaczać różnicę wielu sal zajęciowych. Odrobinę frustrowało to Ninę, zwłaszcza gdy zgodnie z zapowiedzią Igora sygnał się urwał. Aktualnie była zdana tylko na swoją intuicję i zmysł obserwacji, przy wykorzystaniu tych danych, które zdołała zgromadzić. Co ciekawe, nigdy nie zauważyła, by zielona kropka opuściła teren kampusu i mimowolnie znów zaczęła się zastanawiać, gdzie dokładnie jej przyjaciel podłożył nadajnik. Początkowo miała bowiem nadzieję, że wskaże jej on miejsce zamieszkania Setha, co znacznie ułatwiłoby zadanie. Tak się jednak nie stało, ku jej wielkiemu ubolewaniu.

Przeanalizowawszy informacje, z westchnieniem położyła się do łóżka. Jutro czekał ją trudny dzień; nie tylko dlatego, że chciała szybko zlokalizować Setha. Z doświadczenia wiedziała, że pierwsze dni na studiach, a już w ogóle, gdy dołącza się do grupy znienacka, bywały specyficzne. Chcąc nie chcąc, dla otoczenia musiała na nowo stać się normalną dziewczyną, zwyczajną studentką. Była przekonana, że dawno z tego wyrosła i nigdy nie pomyślałaby, że zostanie zmuszona przechodzić przez to jeszcze raz.

Życie jednak, podobnie jak śmierć, miało w zwyczaju zaskakiwać.


*


Następnego ranka, idąc na drugie piętro gdzie miała odbyć swoje pierwsze zajęcia, Nina z ulgą stwierdziła, że nie odstaje od innych pod względem wyglądu. Nikt nie zwracał na nią uwagi, co niezmiernie ją cieszyło. Tłum powoli się przerzedzał, w miarę jak studenci znikali w salach. Przyspieszyła kroku nie chcąc się spóźnić, jednocześnie szukając wzrokiem własnej, oznaczonej w planie jako 217a. Skręciła w boczny korytarz, lecz nagle drogę zastąpiła jej sprzątaczka.

— Nie ma przejścia — rzuciła w jej kierunku — Musisz poczekać aż wyschnie, albo iść drugą stroną.

— Za dwie minuty mam zajęcia — Nina posłała kobiecie swój firmowy, przepraszający uśmiech — To moje pierwsze, nie chcę…

— Trzeba było przyjść wcześniej, a nie na ostatnią chwilę! — burknęła kobieta, machając w jej kierunku mopem — No już, dziewczyno, nie mam całego dnia!

Nina zagryzła zęby, przypominając sobie, że ma nie zwracać na siebie uwagi i szybkim truchtem zawróciła w stronę głównej klatki schodowej. Zbiegła po pustych schodach na pierwsze piętro i ruszyła prosto w stronę sali 117a, za którą znajdowała się jedna z ewakuacyjnych klatek schodowych. Przeskakując po dwa stopnie naraz, wypadła na korytarz na drugim piętrze, tuż obok drzwi oznaczonych tabliczką 217a i zobaczyła obserwującą ją z drugiego końca holu sprzątaczkę, której odruchowo rzuciła złe spojrzenie. Była minuta po ósmej, tak więc była spóźniona. W dodatku wszyscy najwyraźniej zdążyli już wejść do środka.

— Świetny początek — mruknęła do siebie pod nosem i biorąc głęboki oddech, wkroczyła do sali.

W środku panował półmrok, jednak wyraźnie widziała siedzących na miejscach studentów. Była ich zaledwie dwunastka, z nią trzynastka, co stanowiło całość drugiego roku informatyki. Na pierwszy rzut oka oceniła, że wszyscy są obecni. Ignorując ich zaintrygowane szepty, zwróciła się bezpośrednio do wykładowcy:

— Przepraszam za…

— Wyjdź — uciął natychmiast mężczyzna, patrząc na nią chłodno.

— Słucham? — uniosła brwi, lekko zbita z tropu.

— Nie dość, że się spóźnia, to jeszcze głucha — warknął — Wyjdź, dziewczyno i nie marnuj mojego czasu.

— Przykro mi, że się spóźniłam. Pewnie dostał pan informację, że jestem nowa…

— Oczywiście, że dostałem, inaczej zapytałbym, jakim prawem przerywasz mi zajęcia — utkwił w niej groźny wzrok — A teraz, bądź tak łaskawa i zrób, co mówię: wyjdź z tej sali i dobrze zamknij za sobą drzwi. Lubią się samoistnie otwierać — w jego głosie czuć było czyste szyderstwo.

Nina zmrużyła oczy jak kot na polowaniu, rzucając mu szeroki uśmiech.

— Jak pan sobie życzy, panie doktorze.

Odwróciła się, ciągle uśmiechnięta, z przesadną dokładnością stosując się do jego polecenia. Może i zamierzała się nie wyróżniać, ale na pewno nie pozwoli, by ktoś nią pomiatał. Ponownie pchnęła drzwi opatrzone tabliczką z napisem wyjście ewakuacyjne, po czym podeszła prosto do okna. Otworzywszy je, przewiesiła torbę przez ramię, spoglądając w dół. Jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej na widok małego gzymsu biegnącego wzdłuż całej ściany, raptem pół metra poniżej dolnej krawędzi okna. Niewiele się namyślając wspięła się na parapet, przewiesiła nogi na drugą stronę i zeskoczyła na betonowy występ o szerokości około czterdziestu centymetrów. Chłodny wiatr rozwiał jej włosy, gdy powoli zaczęła się przesuwać w stronę sąsiedniego okna prowadzącego do sali, z której ją wygnano. Jak zauważyła wcześniej, było uchylone a z pomieszczenia dobiegał głos doktora Williamsa. Spokojnym ruchem pchnęła jedno z jego skrzydeł i wciągnęła się na parapet, by po paru sekundach zeskoczyć na podłogę w znajomej sali, tuż przed nosem wykładowcy.

Ten przerwał swój wykład w pół zdania, patrząc na nią z niedowierzaniem. Pozostali studenci również znieruchomieli, gapiąc się na Ninę z mieszanką zdumienia i podziwu. Ona z kolei tylko uśmiechnęła się triumfalnie i jakby nigdy nic podeszła zająć jedyne wolne miejsce.

— Co, do…? — nie zamierzał jej odpuścić Williams.

— Miałam wyjść z sali, zamykając za sobą drzwi — stwierdziła wesoło, wyjmując zeszyt na stolik — Jednak nie wspominał pan słowem o oknach, więc uznałam to za znakomitą okazję. Jak to mówią: gdy wyrzucają cię drzwiami… — zrobiła efektowną pauzę i usiadła, rzucając mu ostre, wyzywające spojrzenie — Może pan kontynuować — zachęciła go ironicznym gestem.

Widziała, że zagryzł usta tłumiąc wybuch, lecz ograniczył się tylko do gwałtownego zamknięcia okna i podjęcia przerwanego wątku. Zmierzył ją przy tym zimnym wzrokiem, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że ma u niego przerąbane. Odpowiedziała mu dokładnie tym samym i zabrała się do robienia notatek.

Nieco ponad godzinę później jako pierwsza opuściła salę, udając się po kawę do automatu. Kolejne zajęcia także odbywały się na drugim piętrze, ale w sali numer 210. Gdy popijając gorący napój powoli szła w jej kierunku, dostrzegła swoich kolegów z roku, żywo o czymś dyskutujących. Na jej widok zamilkli, więc nietrudno było odgadnąć temat rozmowy.

— To. Było. Niesamowite — oznajmił jeden z nich, posyłając jej szeroki uśmiech — Jesteś jakimś ninja, czy co?

— Powiedzmy — parsknęła, rozdmuchując piankę — Takim na pół etatu.

— Jeszcze nikt nie odważył się postawić Williamsowi — kontynuował — To istny postrach tego wydziału. Przy okazji, jestem Jared — wyciągnął do niej rękę.

— Caroline — odparła, ściskając ją — Nie boję się go. Może być postrachem, ale na pewno nie moim.

— Pewna siebie — pokiwał z uznaniem głową.

— Nie chcę nic mówić, ale nagrabiłaś sobie — odezwał się drugi chłopak, niższy i szczuplejszy od Jareda — Niektórzy też próbowali z nim walczyć, ale on zawsze sprawia, że prędzej czy później płacisz za swoje zachowanie.

— Daj spokój, Max — machnął ręką trzeci student, w okularach o grubych oprawkach — Świeżynka utarła mu nosa swoim wejściem smoka, pocieszmy się chociaż przez moment. Dawno nie widziałem u gościa takiej miny.

— Świeżynka? — Nina uniosła brwi z rozbawieniem.

— Co, nie podoba ci się? — odpowiedział jej tym samym.

— Może być. Nazywano mnie już gorzej — prychnęła, mrugając do niego.

— A więc, Świeżynko… Co cię do nas sprowadza? — podjął Jared, utkwiwszy w niej zaintrygowane spojrzenie — I to w środku roku?

— Powiedzmy, że jestem nadzwyczaj zdolna i zrobiono dla mnie wyjątek, żebym nie musiała czekać ze studiami do jesieni — wzruszyła nonszalancko ramionami — Zaufali mi, że będę w stanie nadrobić ewentualne zaległości i zdecydowali, że z umiejętnościami które posiadam, mogę spokojnie zacząć od drugiego roku.

— To jakiś ewenement — pokręcił głową okularnik, który według zgromadzonej przez nią dokumentacji nazywał się Michael Connor — No, ale już na pierwszych zajęciach udowodniłaś, że jesteś wyjątkowa.

W odpowiedzi uniosła kubek w geście toastu i stwierdziła z szerokim uśmiechem:

— To dopiero początek.


*


Po kolejnych zajęciach, które dla odmiany minęły w dobrej atmosferze, Nina miała już pewne rozeznanie jeśli chodziło o jej kolegów z roku. Była jedyną dziewczyną, co nie ułatwiało selekcji mającej na celu zidentyfikowanie Setha. Na razie mogła wykluczyć jedynie chudego i niskiego Maxa — wiele można było zmienić mając odpowiednie narzędzia, lecz nie wzrost. Pozostawało więc jedenastu innych chłopaków, plus ci wykładowcy, którzy pasowali do przedziału wiekowego. Ku swojemu zniesmaczeniu, doktora Williamsa również nie mogła za szybko skreślać; miał bowiem równo trzydzieści lat.

Jej uwagę zwrócił jeden ze studentów, trzymający się raczej na uboczu; tylko on nie podszedł jeszcze do niej, żeby się przywitać. Dostrzegła jednak, że dyskretnie obserwuje otoczenie — parę razy jego wzrok zatrzymał się także i na niej. W przerwie między zajęciami, siedząc przy jednym ze stolików razem z Jaredem, Maxem i Michaelem zobaczyła go ponownie, stojącego przy jednym z parapetów i zawzięcie piszącego coś na klawiaturze.

— Hej — szturchnęła Jareda w bok — Co to za jeden? — wskazała głową, o kogo chodzi.

— Och, to James — chłopak wywrócił oczami — Nasz ulubiony dziwak. Typowy maniak komputerowy, siedzi w grach i takich tam. Trochę wyobcowany, rzadko się odzywa, ale nikomu krzywdy nie robi, więc większość go ignoruje. Najwyraźniej woli wirtualny świat od rzeczywistego. Poza tym jest nieszkodliwy.

— No, nie wiem — wtrącił Max, patrząc ponuro na Jamesa.

— Tylko nie zaczynaj — ostrzegł go Jared.

— O co chodzi? — Nina zmarszczyła brwi.

Michael wymienił spojrzenia z Jaredem i westchnął.

— Max stworzył na jego temat teorię spiskową — powiedział.

— To nie jest teoria spiskowa! — zaprotestował chudzielec, rzucając mu wściekłe spojrzenie — On ma coś na sumieniu.

— Dlaczego tak uważasz? — spytała z ciekawością.

— Coś jest z nim nie tak. Nie wiem co, ale… Raz widziałem jak miał otwarty jakiś dziwny program. Kiedy zobaczył, że patrzę, natychmiast go zamknął a potem z godzinę mnie obserwował. To było mega przerażające. Te jego oczy… — Max się wzdrygnął.

— Może jest hakerem? — podsunęła dziewczyna.

— Może — skinął głową — Albo szpiegiem, psychopatą lub seryjnym mordercą.

Nina ponownie przeniosła wzrok na Jamesa i postanowiła, że zaraz po powrocie do domu dokładnie przyjrzy się jego przeszłości.

Sześć godzin później zdołała ustalić tyle, że chłopak mieszka jedynie z ojcem, odkąd jego matka zginęła kilka lat wcześniej w wypadku drogowym. Poza tym wszystko wyglądało normalnie. James nie był karany, podobnie jak jego ojciec. Czyżby więc był zwyczajnym odludkiem? A może miała do czynienia z jakimś socjopatą?

Rozcierając czoło, zamknęła laptop i przebrała się w strój do biegania. Nadszedł moment na wieczorny trucht po okolicy. Choć dotychczas stanowiło to odskocznię dla jej myśli, tym razem nie potrafiła się odprężyć. Cały czas gorączkowo zastanawiała się, czy James rzeczywiście mógł być Sethem. Prawdę mówiąc, mimo że uważnie przyglądała się każdemu ze swoich uczelnianych kolegów, żaden z nich nie wydawał się do niego podobny. Ale to był dopiero pierwszy dzień; uznała więc, że byłoby wysoce podejrzane, gdyby odgadła tożsamość Setha tak szybko i łatwo. Biegnąc obok szeregu podobnych domów z werandami, postanowiła dokładniej obserwować otoczenie. Co, gdyby każdy dzień poświęciła na analizę jednego z chłopaków? Wydawało się to niegłupim pomysłem; w końcu skupiając się na kilkunastu jednocześnie mogła pominąć wiele istotnych szczegółów. Zdecydowanie powinna więc postawić na dokładność, nie szybkość działania. Czując jak zalewa ją nowa fala motywacji, co działo się zawsze, gdy miała nowy plan, ruszyła z większym animuszem, przyspieszając rytm biegu. Po dziesięciu minutach umiarkowanego sprintu zatrzymała się jednak, skonsternowana i rozejrzała się dookoła. Nie poznawała tej ulicy — widocznie musiała odbiec zbyt daleko od swojej zwykłej trasy lub pogrążona w myślach pomyliła drogi i skręciła nie tam, gdzie trzeba.

Pięknie, zakpiła z siebie w myślach. Chcę namierzyć Setha, choć nie wiem nawet, którędy wrócić do domu. Chyba powinnam zresetować swój zmysł orientacji w terenie. Wyjęła z kieszeni telefon, który odmówił uruchomienia aplikacji Google Maps z powodu słabej baterii i zaklęła pod nosem. Gdyby tylko jej mentor ją teraz zobaczył! Jedną z jego naczelnych zasad było to, żeby zawsze wiedzieć, dokąd się biegnie i nigdy nie robić tego na oślep. W jego opinii prowadziło to zawsze do skomplikowania sytuacji i tym samym uzyskania przewagi przez wroga.

— Zgubiłaś się? — usłyszała nagle rozbawiony głos.

Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła mężczyznę, starszego od siebie o jakieś kilka lat, wpatrującego się w nią z uśmiechem.

— Aż tak to widać? — westchnęła, zrezygnowana.

— Prawdę mówiąc, bardzo — zaśmiał się, mierząc ją wzrokiem — Mało kto zorientowany w terenie staje nagle na środku chodnika i kręci się w kółko. GPS wysiadł? — spojrzał wymownie na telefon, który nadal trzymała w dłoni.

— Nie całkiem — skrzywiła się — Bateria padła.

— Chcesz wejść i podładować? — wskazał dom za swoimi plecami.

— Dzięki, ale sobie poradzę — uśmiechnęła się — Zaraz włączę swój naturalny GPS i się odnajdę — wymownie postukała się palcem w skroń.

Wzruszył ramionami, nadal z wesołym błyskiem w oku.

— Chciałem tylko pomóc. Gdyby jednak twój naturalny GPS zawiódł, wiesz gdzie mnie szukać.

Pomachawszy jej ręką na pożegnanie, zniknął we wnętrzu domu. Nina z determinacją ruszyła przed siebie, lecz kiedy żadna z ulic, których nazwy widziała na kolejnych mijanych przez siebie skrzyżowaniach nie wydała się jej ani trochę znajoma, ogarnęła ją irytacja.

W końcu zdecydowała się zawrócić. Gdy ponownie przechodziła obok domu nieznajomego, z werandy dobiegło ją szydercze pytanie:

— Nadal twierdzisz, że nie potrzebujesz pomocy?

Stał oparty o jeden z filarów i patrzył na nią ze szczerym rozbawieniem.

— To nie jest śmieszne — warknęła, demonstracyjnie zakładając ręce.

— Ależ oczywiście, że nie — odparł, zagryzając usta — To raczej tragiczne. Młoda, ładna dziewczyna gubi się w spokojnej dzielnicy podczas wieczornego biegu… Brzmi jak zwiastun thrillera.

— Jeśli dodamy do tego natarczywego, irytującego nieznajomego, który ją zaczepia, to owszem — uniosła brwi z drwiącym uśmiechem.

— Niekoniecznie nieznajomego — podszedł do niej i wyciągnął rękę, by się przedstawić — Jestem Patrick.

— Caroline — uścisnęła mu dłoń i poczuła dziwny, przeszywający dreszcz.

— Świetnie. Więc, Caroline, dokąd cię zaprowadzić? — zapytał, ofiarując jej ramię.

— Lexington Avenue — oznajmiła, wywracając oczami.

Patrick zagwizdał z uznaniem.

— Nieźle cię wyniosło — stwierdził — Ale cóż, wieczorny spacer dobrze mi zrobi. Tędy — wskazał kierunek przeciwny do tego, z którego właśnie przyszła.

W milczeniu pokonywali kolejne metry chodnika. Nina czuła na sobie jego wzrok, choć starał się być dyskretny, ale kiedy pochwyciła jego spojrzenie nie odwrócił oczu.

— Nowa w okolicy?

— Tak — przyznała — Przeprowadziłam się jakieś trzy tygodnie temu.

— Skąd?

— Z Waszyngtonu. Potrzebowałam zmiany otoczenia.

Patrick pokiwał głową.

— Tak, czasem sam się nad tym zastanawiam. Jedyne, co mnie tutaj trzyma, to praca. Nie mam rodziny poza przyrodnim bratem, ale to dupek, więc z chęcią zostawiłbym go za sobą.

— Dobrze cię rozumiem — odparła — Jedyną prawdziwą rodziną, jaką kiedykolwiek miałam, był mój przyjaciel z dzieciństwa.

— Był?

— Niedawno zmarł. Miał raka — wyjaśniła krótko.

— Och. Przykro mi. Teraz wiem, skąd ta potrzeba zmiany — posłał jej pocieszający uśmiech — A czemu akurat Cambridge?

— Postanowiłam spełnić jedno z jego marzeń. Zawsze chciał studiować na MIT, więc właśnie zaczęłam tu naukę. Pomyślałam, że… Nie wiem, może zabrzmi to głupio, ale czuję że w ten sposób jakoś go upamiętniam.

— Wcale nie brzmi to głupio — zapewnił — Wręcz przeciwnie, uważam że to bardzo miłe z twojej strony.

Nina była zdziwiona, że tak łatwo przychodzi jej kontakt z nieznajomym facetem. Zwykle stroniła od ludzi, nie mając zbyt wielu przyjaciół poza Igorem, który zupełnie jej wystarczał. Teraz, choć nie mogła powiedzieć o sobie prawdy, czuła się dziwnie dobrze mając partnera do rozmowy. Ku swojemu zaskoczeniu, gdy dotarli pod jej dom poczuła lekki smutek.

— No i jesteśmy — westchnął Patrick, zerkając na nią badawczo — Czy oberwę, jeśli odważę się zaprosić cię na kawę?

Roześmiała się, po raz pierwszy od dłuższego czasu zupełnie szczerze.

— Oberwiesz, jeśli tego nie zrobisz — powiedziała, spoglądając mu w oczy i znów poczuła w swoim ciele widmo elektrycznego wstrząsu — Choć właściwie to ja powinnam zaprosić ciebie w ramach podziękowania za eskortę do domu.

— Cała przyjemność po mojej stronie — nie przestawał się w nią wpatrywać — Najlepiej mi podziękujesz, przyjmując zaproszenie. Jutro u mnie, o osiemnastej?

— Idealnie — zgodziła się, z trudem przenosząc wzrok na drzwi — Lepiej już pójdę. Muszę się ogarnąć na zajęcia.

— Powodzenia w takim razie — skinął jej głową — Do zobaczenia, Caroline.

Gdy znalazła się w domu, oddychając z trudem oparła się o drzwi i zamknęła oczy, starając się odzyskać jasność umysłu. Co ona robiła? Miała szukać Setha, a potem wytropić tego, który na nią polował, nie zaś flirtować z facetami.

Nagle przypomniała sobie jednak słowa Igora na temat tego, że kiedyś spotka osobę, która sprawi że będzie chciała czuć. Parę minut wcześniej, będąc z Patrickiem, z całą pewnością coś poczuła. Nie przytrafiło się jej to jeszcze nigdy, a facet nawet jej nie dotknął; oczywiście nie licząc standardowego uścisku ręki na powitanie.

Wchodząc pod prysznic podjęła decyzję, że o ile ewentualne sprawy z Patrickiem nie będą zakłócać jej głównych celów, pozwoli im toczyć się dalej — ze zwykłej ciekawości, co z tego wyniknie.

Rozdział 8
Komplikacje

Czasami problemy otaczają kogoś ze wszystkich stron

i jest ich więcej, niż w ogóle można sobie wyobrazić.

A gdy zabrnie się w nie dość daleko, nie pozostaje nic,

jak tylko przedzierać się dalej — byle do przodu,

żeby dotrzeć na drugi brzeg.


— Margaret Stohl, Kami Garcia

Kolejnego ranka Nina zjawiła się pod salą zajęciową wyjątkowo wcześnie, nawet jak na nią. Nie oznaczało to jednak, że była pierwsza na miejscu; z zaskoczeniem dostrzegła bowiem Jamesa, siedzącego przy stoliku jakieś dziesięć metrów od niej. Był tak pochłonięty tym, co widział na monitorze, że najprawdopodobniej nawet nie zauważył jej przyjścia. Biorąc duży łyk mocnej, czarnej kawy stwierdziła, że nie może przepuścić takiej okazji.

— Hej — powiedziała z uśmiechem, podchodząc do niego — Jestem Caroline. Chyba nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać.

Chłopak wyprostował się jak rażony piorunem, spoglądając na nią ze zdziwieniem. Zauważyła, że miał mocno rozszerzone źrenice.

— Nie masz nic przeciwko? — kontynuowała pogodnie, zignorowawszy jego reakcję — Rany, myślałam, że tylko ja przychodzę na zajęcia z tak wielkim wyprzedzeniem.

James ponownie przeniósł wzrok na ekran, nie odzywając się ani słowem. Uśmiech automatycznie spełzł z ust Niny. Musiała spróbować innej taktyki.

— Okej. Jeśli ci przeszkadzam, to możesz powiedzieć, przesiądę się — rzuciła gorzko, chwytając torbę.

— Nie przeszkadzasz — odparł w tym momencie chłopak, a gdy napotkała jego spojrzenie, dodał w ramach wyjaśnienia — Po prostu jestem zdziwiony, że tu usiadłaś.

Uwadze dziewczyny nie uszedł fakt, że jego głos był dziwnie chłodny i opanowany.

— A niby dlaczego miałabym tu nie siadać? — spytała, marszcząc brwi.

W odpowiedzi James roześmiał się, jednak bez cienia wesołości.

— Cóż, po tym co zapewne naopowiadali ci nasi koledzy z roku stawiam, że masz już wyrobione zdanie na mój temat. Stały zestaw? Dziwak, odludek, idiota, kretyn, emo, gej? Czy może zdołali się wysilić dla Świeżynki?

— Nie dbam o to, co mówią ludzie — stwierdziła prosto — Mam własne zdanie; nie potrzebuję cudzych osądów, żeby je sobie wyrobić. Nie oceniam człowieka, dopóki sama go nie poznam. Podsumowując: w dupie mam, co o tobie mówią.

Chłopak przypatrywał się jej przez moment, po czym zdobył się na lekki uśmiech.

— Więc jesteś inna, niż wszyscy. To dobrze. W końcu jakaś miła odmiana — podsumował.

— Nad czym tak siedzisz? — wskazała pytająco na jego komputer.

— Prowadzę bloga o zjawiskach paranormalnych — wzruszył ramionami, obserwując jej reakcję — Szukam materiałów do nowego posta.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 78.8