E-book
Bezpłatnie
Małomiła

Bezpłatny fragment - Małomiła


Objętość:
21 str.
ISBN:
978-83-8221-256-3

Pobierz bezpłatnie

Małomiła była kobietą odważną. Musiała stać się taką już w dzieciństwie, bo nawet wtedy życie jej nie oszczędzało. Rodzice nie byli rozważnymi ludźmi, szczególnie, kiedy nadawali jej imię. Brak rozsądku przejawiał się na wielu etapach wychowywania jedynej córki, którą uznali za kandydatkę na najgenialniejsze dziecko świata. W ich wyobrażeniach od najwcześniejszych lat powinna zatem bawić się sama (najlepiej rozwiązując skomplikowane zadania z wielu dziedzin) i jak najwięcej czynności wykonywać bez niczyjej pomocy. Ten ostatni pomysł przypłaciła odcięciem kawałka małego palca lewej ręki, kiedy w wieku czterech lat przygotowywała na obiad gulasz.

Małomiła wyrosła na zaradną osobę, ale, ku wielkiemu rozczarowaniu rodziców, nie okazała się geniuszem. Jej intelekt był wręcz niebywale przeciętny i, mimo licznych starań, nie odkryto żadnego wyjątkowego talentu. Była za to osobą bardzo miłą i choć w dzieciństwie rodzice starali się odgrodzić ją od innych dzieci, zawsze udawało jej się zgromadzić wokół siebie grupę przyjaciół. Mimo braku nadzwyczajnych zdolności intelektualnych, była na tyle rozgarniętą osobą, by w wieku osiemnastu lat podjąć decyzję o odejściu z domu i rozpoczęciu życia na własny rachunek. Na początek zamieszkała z rodziną przyjaciółki, a gdy tylko skończyła szkołę, zaczęła pracę w osiedlowym pubie i wynajęła pokój w mieszkaniu studenckim. Lata mijały, studenci przychodzili i odchodzili, pub zdobywał nowych klientów, a Małomiła niezmiennie prowadziła swój spokojny żywot. Praca w pubie była wymagająca, szczególnie w czasach zwiększonego bezrobocia, kiedy stał się główną atrakcją wielu mieszkańców osiedla. Rozgoryczeni ludzie byli coraz rzadziej zadowoleni i z każdym dniem mniej sympatyczni.

Nad drzwiami pubu widniał napis „Pod złotą wisienką”, jednak nic w jego wnętrzu nie wyjaśniało tej nazwy. Pub znajdował się na skraju pawilonu handlowego pomiędzy wysokimi blokami. W jednym z tych bloków mieszkała Małomiła, obecnie w towarzystwie wesołej pary dwudziestolatków i trzeciego studenta w tym samym wieku. Ich priorytety i sposób bycia różniły się od siebie diametralnie, ale Małomiła zawsze wykazywała się wyrozumiałością i cierpliwością. Cała czwórka żyła już od kilku miesięcy w zgodzie i błogim spokoju. Do czasu, kiedy w mieszkaniu pojawił się kot. Barbara twierdziła, że przybłąkał się na klatkę schodową, a kiedy wynosiła śmieci zakradł się do domu i nie miała już serca odmówić mu schronienia. Dla wszystkich było jednak oczywiste, że kot został sprowadzony celowo. Wskazywał na to przede wszystkim idealny stan zdrowia zwierzęcia. Poza tym nikt nie wierzył w to, że Barbara wyrzucała śmieci.

Małomiła jako pierwsza sprzeciwiła się obecności kudłatej kreatury w mieszkaniu. Uprzedzenie wynikało z nauk rodziców, którzy twierdzili, że koty są zwierzętami głupimi i niepożytecznymi. Zresztą Miluś (tak nazwała go Barbara, choć pozostałym lokatorom wydało się to niestosowne) nie działał na swoją korzyść. Małomiła kończyła pracę w pubie późno i zdecydowanie nie w smak było jej wstawanie o szóstej rano, by nakarmić pupila współlokatorki. Miluś zdawał się jednak nie rozumieć, kto jest jego właścicielem. Nie do końca też pojął ideę kuwety, co dowodziło, że był wyjątkowo głupi, nawet jak na kota. Na kłęby kłaków też można by pewnie przymknąć oko, gdyby nie upodobanie Milusia do roślin doniczkowych.

— Koty nie jedzą storczyków — mówiła Małomiła zdejmując go z parapetu po raz trzeci tego ranka. — Kocie, byłoby dla ciebie najlepiej, gdybyś się wyprowadził — tłumaczyła Milusiowi przytrzymując go na wysokości swojej twarzy. — Różnych już tu miałam, ale ty jesteś zdecydowanie najgorszy. — W jej głosie nie dało się wyczuć złośliwości, jedynie stanowczy chłód. — Nie jesteś ładny, nie ma z ciebie żadnego pożytku, ciągle coś niszczysz i za dużo sikasz. Nawet imię masz paskudne. Ile rozumu trzeba mieć, żeby tak nazwać kota?

Małomiła wypuściła kota na podłogę, ale ten nie uciekł. Stał i patrzył na nią badawczo.

— Wiem, co chcesz powiedzieć — zaczęła. — Mało miło się zrobiło? Przyzwyczajaj się. Wylecisz stąd, tak czy inaczej — sam albo z tą twoją porąbaną właścicielką. — Kończąc zdanie, Małomiła kopnęła z całej siły kota i wróciła do podlewania roślin.


Miluś krążył wokół miski miaucząc przeraźliwie, kiedy Barbara wróciła do domu po zajęciach.

— Ale z niego żarłok — powiedziała Małomiła, spoglądając na współlokatorkę. — Cały dzień daję mu jedzenie, a on wciąż prosi o więcej.

Barbara podeszła do Milusia, by czule go pogłaskać. Potem wyjęła z torebki kabanosy i podała je pupilowi. Małomiła odchodziła od zmysłów. Jej genialny plan zagłodzenia kota na śmierć po raz kolejny został zrujnowany.

— Cieszę się, że w końcu go polubiłaś — powiedziała Barbara. — Chyba prędzej bym się wyprowadziła, niż oddała tego cudownego kociaka.

Małomiła kontynuowała w myślach scenę powolnej śmierci Milusia. Teraz obecność kota szczególnie jej przeszkadzała, bo od kilku dni miała wolne i spędzała w domu znacznie więcej czasu. Kiedy współlokatorzy byli poza mieszkaniem, musiała radzić sobie z futrzanym intruzem. Próbowała zamykać go w łazience, ale miauczenie i skrobanie w drzwi było nie do zniesienia. Miluś nie dawał po sobie poznać, że wie, jak często Małomiła życzy mu śmierci. Wręcz przeciwnie, z każdym dniem lgnął do niej co raz bardziej, jakby stawali się najlepszymi przyjaciółmi. Nawet Barbara zaczynała być zazdrosna. Oficjalna właścicielka kota nie mogła zrozumieć, co robi źle. Dlaczego Miluś wolał przesiadywać w pokoju Małomiły, zamiast u niej? Dlaczego podbiegał do drzwi tylko, kiedy Małomiła wracała do domu? I dlaczego wyrywał się, gdy Barbara brała go na kolana? Nie tak to sobie wyobrażała. Sprowadziła do domu kota, żeby kochał tylko ją. Choć trochę bardziej niż chłopak, z którym zamieszkała zdecydowanie za wcześnie. Żeby w tym mieszkaniu ktoś pałał największą sympatią właśnie do niej — wyjątkowo nie do Małomiły. Chciała stanowić dla kogoś centrum świata. Miała dość bycia tylko jedną z pięciu córek, urodzoną pomiędzy tą najmądrzejszą, a tą najpiękniejszą. Kot miał zaspokoić te pragnienia. Ale najwyraźniej był na to za głupi.

Kilka minut po Barbarze do mieszkania wszedł Paweł, trzeci student. Wyglądał niechlujnie, jak zawsze. Długie, nieumyte włosy były tylko częściowo związane w kucyk. Okulary zaparowane, bo na zewnątrz padał deszcz. A kurtka niedopięta, z powodu wiecznie zepsutego zamka. Coś jednak było inaczej. I ten jeden drobny szczegół sprawił, że filiżanka, którą trzymała Małomiła, spadła na ziemię, rozbijając się w pół. Paweł trzymał na rękach psa.


Psy są znacznie inteligentniejsze od kotów — to nie ulegało wątpliwości. Są też pożyteczne, bo można wyszkolić je tak, by pomagały ludziom. Psy nie żartują złośliwie z Twojego imienia, mają tę przewagę nad ludźmi. Nie są brzydkie, choć pachną dość specyficznie. Niektóre bywają groźne, ale ten, którego przyniósł Paweł z pewnością do nich nie należał. Był raczej bezbronną zmokniętą kulką szarobrązowej sierści. Trzeba było bardzo dobrze się przyjrzeć, żeby dostrzec w niej czarne, guzikowate oczy. Małomiła wiedziała, że z rozsądnego punktu widzenia psy są sympatycznymi zwierzętami. Była też kobietą odważną. Ale mimo wszystko bała się psów. Nawet małe, nieszkodliwe kundelki przerażały ją bardziej niż banda podpitych czterdziestolatków z czerwonymi nosami. Dlatego, kiedy Paweł wszedł do mieszkania z nowym potencjalnym lokatorem, a filiżanka upadła na podłogę rozbijając się w pół, Małomiła, nic nie mówiąc pobiegła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.

— Nie wyjdę — odpowiadała kilkukrotnie na prośby współlokatorów.

— To tylko mały piesek — tłumaczył Paweł. — Nic ci nie zrobi.

— Wiem, że nic mi nie zrobi. Nie jestem głupia. Po prostu nie chcę go w mieszkaniu. Wyjdę, jak się go pozbędziesz.

— Wyjrzyj przez okno — zasugerował Paweł. — Co biedak zrobi w taką pogodę?

— Nie wyjdę. — Zdawało się, że za kilka minut Małomiła będzie w stanie powiedzieć już tylko te dwa słowa. Studenci mogli by przysiąc, że słyszą jak zanosi się łzami. Nigdy jednak nie widzieli, by Małomiła płakała, więc uznali, że to tylko krople deszczu uderzające w okna pod dziwnym kątem.

— Kochana? — odezwała się po chwili Barbara. — Może chociaż uchyliłabyś drzwi?

— Po co?

— No wiesz… Żeby Miluś mógł wyjść. Mam dla niego więcej kabanosów.


Po trzech godzinach deszcz przestał padać i zrobiło się cicho. Miluś leżał na biurku i spoglądał niepewnie na Małomiłę. Małomiła siedziała w fotelu i patrzyła z pogardą na Milusia.

— Nie jestem po twojej stronie — powiedziała. — Nie mamy ze sobą nic wspólnego.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.

Pobierz bezpłatnie