„to, co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków w małym, brudnym hotelu, kiedy świtają tapety” — Z. Herbert
Chcąc iść przez życie, nie umiem egzystować, nie zapisawszy choćby jednej kartki
Drogowskazy
W niewinnym dziecka śnie,
tulą Cię anioły,
przynoszą ciepło wiatru letniego,
ochłodę upalnego dnia,
kroplę morskiego orzeźwienia.
Poranną rosę i jesienny deszcz..
Próbujesz dotknąć nieskończoności,
polecieć w kosmos,
chodzić po tafli jeziora,
uchwycić słońce w dłoń.
Są pewne opowieści,
które pozwalają Ci marzyć,
usta, wyznające miłość,
dłonie, które Cię głaszczą po głowie.
Te same usta tłumaczą Ci świat,
odkrywają przed Tobą
wielką księgę jaką jest życie,
pokazują Ci drogę dobra
analizując pecha,
który dopada każdego z nas.
Możesz pogubić się w obliczeniach,
wtedy kalkulować pomogę Ci oni.
Nauczą Cię,
że wśród materializmu ludzkiego,
istnieje coś o wiele ważniejszego.
Istnieją gesty, którymi naprawiamy zło,
istnieją słowa, które niosą ze sobą przebaczenie.
Wśród niedoskonałości, braku czasu,
szarości zimy, kolorów lata,
wśród wszystkich „za” i „przeciw” istnieją usta,
które w lekkim uśmiechu
pozwalają zrozumieć świat
— usta matki i ojca.
— BOŻE —
Jak Twoje samopoczucie?
zastanawia mnie
jak się czujesz?
z moim cierpieniem
zdławieniem
z moimi wymiotami na to życie
jak się czujesz?
jak się czujesz
z moją nienawiścią
rozpaczą
goryczą
przecież jesteś miłością
więc jak ja — zwykły śmiertelnik
niedoskonałość stwórcy
ułomny pierwiastek tego świata
mogę cię nienawidzić?
jak znosisz moją bezczelność
niechlujstwo w obietnicach
gdy czasem — wydaje mi się —
że cię potrzebuję?
jak znosisz moją zbutwiałą naturę
kiedy obwiniam cię o całe zło
spowodowane — przecież —
ludzkimi wyborami?
jak to się dzieje
że wciąż tu jestem
pozbawiona twojego srogiego gniewu?
jak się czujesz
kiedy nie chcę z tobą rozmawiać
zamykam wszystkie drzwi swego serca
i nie pozwalam ci dotrzeć do mnie?
jestem jak dziecko w okresie buntu
rozwydrzony nastolatek
syn marnotrawny, który nie chce wrócić
jak ci się z tym żyje
że stworzyłeś kogoś takiego jak ja?
Odpowiedź
Wytłumacz mi proszę
gdzie nie rozumiem
gdzie słońce zachodzi
i księżyc oddaje swój blask
Wytłumacz mi musztardowy odcień
zieleni na wprost,
która przykrywa tych dwoje w wieczności
Wytłumacz mi serce,
które nie kocha
i oddać miłości nie umie
Już nie rozumiem
człowieka z człowiekiem
co milczą pół dnia
z nosem nad stołem zawieszonym
Już nie pojmuję
przerwy między kropkami
i słów wypluwanych
w zawiści dwóch par ust
Wytłumacz mi to
czym życie jest winne
dziewczynce małej
tej ciszy co razi mnie w oczy
Proszę,
jeszcze raz
oddziel dobro od zła
i pokaż granicę wieczności
Wytłumacz mi
gdzie to się dzieje
gdzie w końcu zaczynam się
ja
Z Bożej łaski
gdzie byłeś
w dniu mego upadku
w nocy kiedy szukałam oddechu
gdy rozpacz zalewała mi płuca
gdzie się podziewałeś
gdy wzywałam twe imię
setny już raz
gdzie byłeś?…
gdzie byłeś gdy patrzeć musiałam
na dramat rodzinny
rozgrywany na oczach małego człowieka
każdego mojego życia dnia
gdzie, Boże?
już wiem, że byłeś z innymi
że szaty zdarli z Ciebie
cierniem przebili skórę
złożyli Cię u ludzkich stóp
już wiem ze ukrzyżowałam Cię
za grzechy swoje i reszty mego świata
że czasu nie miałeś
by niedowiarkowi zsyłać cud
a jednak wiąz jestem
i choć nie wierzę święcie,
nie wierzę otwarcie jak Ty
czuję niedosyt Twej łaski
i bunt od czasu do czasu pojawia się
a jednak jestem
i jakimś sposobem
grzesznym swym sercem
zasługuję na to by tu być
krzyżyk
ten krzyż jest krzyżem ciężkim
żelaznym
pokrytym cierniami
wbijają się one w serce uparcie
w tchawicę, dusząc mój świat
zmęczone me oczy
opuszczam wciąż w dół,
zamykam powieki powoli
zbyt mało cudów zesłałeś mi Panie,
zbyt dużo tragedii tych młodych lat
i nikt nie zdziwi się słysząc
bluzgi, obelgi, pretensje
nikogo nie zdziwi bunt wobec Ciebie
i ateistyczny mój świat
lecz dzisiaj nie chcę Cię ranić,
nie chcę już żadnych wyjaśnień
dałeś mi krzyż taki, nie inny
i ten ze mną po wieki zostanie
— CZŁOWIEKU —
Ikarowy lot
upadłeś
w niezrozumieniu świata
nazwany bezmyślnym
niedojrzałym dzieckiem
upadłeś