E-book
7.35
drukowana A5
17.63
Krwawię dla Ciebie

Bezpłatny fragment - Krwawię dla Ciebie


Objętość:
38 str.
ISBN:
978-83-8126-683-3
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 17.63

Wstęp

Od powstania Internetu ludzie najczęściej poznawali się i poznają właśnie dzięki niemu. Obecnie nie zależy to nawet od wieku. Starsze pokolenie równie dobrze radzą sobie z technologią. Czemu akurat Internet? Bo tak łatwiej. Nie stresujesz się, jesteś odważniejszy, bardziej wygadany, prościej jest też komplementować.

Na początku było, dawno już zapomniane Gadu-Gadu, potem zakładaliśmy konta na Naszej Klasie, a teraz mamy erę facebookową. Szczerze nienawidzę tego ścierwa. Nie potrafię zrozumieć, co tak ekscytującego jest w zbieraniu milionów polubieni i tych nieszczerych komentarzy. Sam używam Facebooka, ale czasem mam wrażenie, że bez niego byłoby tak samo, a może nawet lepiej. Smutno mi się robi, kiedy patrzę na te wszystkie oczy na mieście wlepione w telefony, żeby tylko komuś odpisać. Najśmieszniej jest, gdy siedzi kilka znajomych obok siebie i każda z tych osób postrzega jedynie ekran swojego smartfonu.

Dlatego też sam mam w zwyczaju chować lub odkładać swój telefon na bok, żeby oddać całą swą uwagę osobie, z którą przebywam.

Krótka chwila

On Jej tak nie poznał. Wystarczyła zwykła, czerwcowa wycieczka niedaleko za rodzinne miasto. Oczywiście podróż była organizowana przez szkołę. Miał wtedy piętnaście lat. Skończył je niedawno, bo miesiąc temu. Chodził do drugiej klasy gimnazjum, a raczej już ją kończył.

Kiedy jechał w autokarze przepełniała go jedynie myśl o nadchodzących wakacjach. Wprowadzał się w ich klimat słuchając muzyki na słuchawkach. Nie chciał słyszeć, ani wiedzieć, co dzieje się wokół niego w pozostałej części pojazdu. W końcu uczniów było około pięćdziesięciu. Wraz z jego klasą pojechali pierwszoklasiści, więc mógł wcześniej przewidzieć brak porządku w autokarze. Próbował się od tego izolować, wyciszyć się i nie szaleć jak inni. A „próbował” to bardzo trafnie użyte słowo.

W pewnym momencie poczuł gwałtowne drgania swojego fotela. Innymi słowy — ktoś z tyłu zaczął go kopać w siedzenie. Każdy w takiej chwili dostaje chociażby w najmniejszym stopniu szewskiej pasji. I rzeczywiście, gdy się odwracał, czuł agresję. Jednak natychmiast zniknęła, kiedy Ją ujrzał.

Pierwsze, na co zwrócił uwagę to oczy. Warto raz na zawsze wbić sobie do głowy, że to nie biust, brzuch czy tyłek jest wyznacznikiem piękna u kobiety i to nie te części ciała powinny zwracać naszą uwagę.

Trzeba najpierw spojrzeć w oczy. Te piękne niebieskie oczy, które w tamtej chwili były zwrócone ku niemu. Czuł się dziwnie. Ta króciutka chwila wydawała się tak długa, jakby ktoś nagle zatrzymał czas. Przyjrzał się jej z fotograficzną dokładnością. Nosiła czarne okulary, miała niezwykle długie blond włosy. Serio. Ktoś chyba nazywał ją „Roszpunka”. Jeszcze wtedy się nie malowała, mimo to olśniewała swoim wyglądem. Niby typowa nastolatka. Tymczasem on widział w niej coś wyjątkowego.

W końcu wybudził się z tego transu. Patrzyli wprost na siebie. Powoli roiło się niezręcznie, więc wreszcie się odezwał. Niczym dżentelmen grzecznie poprosił o zaprzestanie zakłócania jego spokoju.

— Możesz przestać? — miało to lekko nonszalancki wydźwięk, lecz miał nadzieję, że nie zepsuł pierwszego wrażenia.

— To nie ja, naprawdę! — odpowiedziała, po czym wybuchnęła śmiechem. Wszystko dlatego, że wygłupiała się ze swoją koleżanką. Najwyraźniej ta „zabawa” wymsknęła im się trochę spod kontroli.

Przez to jedno zdarzenie wycieczka zleciała mu w mgnieniu oka. Przestała go interesować jakakolwiek architektura czy kultura miasta, w którym się znajdował. Skupiał się tylko na niej. Chciał się jej dobrze przyjrzeć.

Podobno facetowi wystarczy jedno spojrzenie, kilka sekund oka zawieszonego na kobiecie, żeby się zakochać. Naprawdę nie trzeba było wiele. Co się stało to się nie odstanie, zwłaszcza, kiedy wiesz, że to prawdziwe i już. Takie uczucie i emocje, które mu towarzyszyły od tamtej chwili czuł pierwszy raz w życiu.

Spotkanie

Najgorsze było zastanawianie się potem, czy ona poczuła to samo, co on. Doskwierał mu brak doświadczenia, ale wiedział, że będzie bolało, jeśli nie odwzajemni jego uczucia. No cóż, żeby dowiedzieć się wszystkiego musiał spróbować.

Na początku ich znajomość sprowadzała się jedynie do pisania do siebie wiadomości. Nic ekscytującego. To nie ich rozmowy były nudne. Czuł się tak dlatego, że nie mógł jej zobaczyć na żywo. Musiało mu starczyć jedynie jej zdjęcie na ekranie, gdy ze sobą pisali.

Wreszcie po dwóch miesiącach od momentu poznania udało mu się z nią spotkać. A dokładniej zaprosiła go do siebie. Czyżby też coś poczuła? A może chce mu się bliżej przyjrzeć? Tyle spekulacji się rodzi na te słowa, a sprawa była dość prosta — szkolne sprawy. Dzielił ich rok różnicy. Oczywiście on był „ten starszy”. Jedyne czego od niego potrzebowała to książek do następnej klasy. Ale trzeba oczywiście pamiętać, że „starszy” nie oznacza „mądrzejszy”. Prędzej znaczy „bardziej doświadczony”, chociaż to też nie zawsze się sprawdza. Na pewno nie w jego przypadku. Przecież to właśnie w niej, jako pierwszej się zakochał.

Wiadomo, kiedy pierwszy raz się spotkali nie było jakoś bajkowo. Można sobie myśleć, że on — zakochany — będzie tak zafascynowany i tak otwarty jak nigdy. No w końcu poczuł „to coś”. Niestety wtedy jeszcze nie opanował jakże to pięknej umiejętności rozmawiania z ludźmi. Znaczy, odzywał się do ludzi. Ale chyba tylko zapytany o coś, bo większość czasu wolał się po prostu nie odzywać. Taktyka wyglądała mniej-więcej tak:

— Nie odezwę się, to nie powiem nic głupiego.

Sam wprowadzał się w błąd. Zastanawiam się czy to już podchodziło pod masochizm czy po prostu dziecięcą głupotę. Tak czy inaczej, czuł w tamtej chwili, że coś jest nie tak.

Ta „niby randka” miała miejsce już w wakacje. Nie wiem w ogóle, kto normalny używa słowa „randka”. Przecież nie pytasz kogoś:

— Czy pójdziesz ze mną na randkę? — to brzmi tak krępująco, że przez gardło by mi to nie przeszło.

Wracając, nie widział jej już dwa miesiące. Dla kogoś zakochanego taki odcinek czasu to niemało. Dzień za dniem myślał o niej i każdy następny dzień był coraz dłuższy. Poszedł. Od razu po wejściu do domu poznał jej brata, który był cztery lata młodszy od niej. Nie miał o nim zbyt wyszukanego zdania. Wydawał się spoko. Na początku załatwili sprawy biznesowe — dał jej książki, ona zapłaciła, wszyscy szczęśliwi. Tylko co dalej, to już nikt nie wiedział. W tamtej chwili siedziało mu tylko w głowie, że wspominała o tym jak sobie czasem pogrywa w coś z bratem. Zaproponował wspólne granie. Obydwoje się zgodzili. Ulżyło mu trochę. Kiedy przypominam sobie tamto spotkanie uważam jego cieszenie się z każdego zwycięstwa za dosyć przesadne. Nie potrafił wtedy jeszcze opanować zbytnio emocji. Do teraz wini hormony. No bo jak nie one, to czyja to wina?

Pobyt u niej trwał tyle co mrugnięcie okiem. Naprawdę nie potrafił powiedzieć, kiedy to minęło i musieli się pożegnać. Aczkolwiek nie było to smutne pożegnanie. Właśnie wtedy pierwszy raz ją przytulił. Czuł się jak wśród chmur. Chciał, żeby ta chwila potrwała jeszcze dłużej. Niestety gonił go czas. Autobus by na niego nie poczekał. W drodze powrotnej nie myślał o niczym. Jego głowa była pusta. W sumie jak zawsze, ale tym razem w innym znaczeniu.

Przyjaciel

Oprócz kobiety, trzeba mieć też jakąś męską część znajomych. Z jedną płcią trudno wytrzymać dłuższy czas. Nawet jego brat cieszył się, że w liceum miał mało dziewczyn w klasie. Twierdził, iż po prostu po 3 latach by mu się znudziły gdyby było ich więcej. Ciekawy tok myślenia. Aż sam zacząłem się nad tym zastanawiać. Jednak moje skupienie nie trwa długo i już po 3 minutach myślę o czymś zupełnie innym.

Tych dwóch braci niewiele łączyło. Niby „brat bratu bratem”, ale oni byli bardziej współlokatorami. Mieszkali w jednym budynku i tylko to ich łączyło. Nic więcej. Szkoda, bo warto mieć kogoś bliskiego, z kim można pogadać o wszystkim, zwierzyć się z czegoś, porozmawiać o uczuciach. Taki człowiek to skarb w życiu drugiego. Dlatego, jeśli nie można polegać nawet na kimś, kto ma te same geny, to trzeba szukać dalej. Na pewno poza własnym domem. Najlepiej, żeby to był ktoś z kim spędzamy dużo czasu nawet jeśli tego nie chcemy. Tak więc, wracamy do tematu ulubionego budynku w życiu nastoletniego człowieka. Nazywajmy go po prostu „drugim domem”. Nie będę przynajmniej nikogo drażnić takim określeniem. Chyba.

Poznajemy tam zawsze masę ludzi. Zazwyczaj ich tylko widzisz jak przechodzą koło ciebie i czasem zerkną okiem chociaż wcale tego nie chcesz. Wśród tego tłumu zawsze znajduje się ktoś, a może dwa ktosie, albo jeszcze więcej, z którymi zostajesz na dłużej w swoim życiu. Spotykacie się, gadacie, troszczycie się o siebie, ale nie łączy was miłość tylko tzw. „przyjaźń”. Piękne słowo. Aczkolwiek „przyjaciel” często jest błędnie mylony z „kolegą” lub „znajomym”, przynajmniej w moim mniemaniu. Różnica jest dość prosta. W słowniku narodzonym w mojej głowie kolega to ktoś, z kim się widujesz, czasem porozmawiasz, ale na tym się kończy wasza znajomość. Nie chcecie, żeby to szło dalej, więc nie idzie dalej i wam to pasuje. Na przyjacielu nam zależy. Martwimy się o siebie, pomagamy sobie. To nie są zwykłe rozmowy, plotki i tym podobne. Przyjaciel zawsze stanie w twojej obronie i będzie chciał dla Ciebie jak najlepiej. Pomoże ci w czymś zdecydować, nieważne czy to błahostka czy ważna decyzja życiowa. Powie co myśli i dzięki temu cię na coś naprowadzi, bo właśnie od tego jest.

Człowiek to istota społeczna. Jednemu jest potrzebny drugi. Taki, który w razie potrzeby przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze. Trzeba mieć kogoś takiego w życiu. Są tacy co nazywają siebie „indywidualistami”, czy „samotnikami”. Ale patrząc na nich widać, jak bardzo brak im kogoś takiego jak przyjaciel.

Dzięki drugiemu domowi właśnie kogoś takiego poznał. To tak jakby spotkał się samotnik z samotnikiem i zaczęli pomagać sobie nawzajem. Tamten już go skądś kojarzył. Dzięki temu łatwiej było zacząć. To było dokładnie w tym samym roku, kiedy poznał ją. To był taki szczęśliwy traf. Wspólnie dzielili te same zainteresowania, oczywiście takich odludków: gry i Internet. Niezbyt ciekawe, co? Od czegoś trzeba zacząć. Pamiętajmy, że ludzie się zmieniają. Nie rozumiem tych, którzy mówią, że tak nie jest. Od lat podlegamy ewolucji, nawet takim drobnym. To właśnie jedna osoba wpływa na drugą, a druga na trzecią.

Z czasem obaj się zmieniali. On najbardziej przejmował się swoim wyglądem. Był ogolony tylko maszynką. Wszędzie na jedną długość. Chyba sześć milimetrów, jeśli dobrze pamiętam. Zamiast jego prawdziwym imieniem znajomi się posługiwali określeniami typu „dres” czy „Sebo”. No trudno sam chciał taką fryzurę. A raczej trochę skopiował to po bracie, ale nikt nie musi tego wiedzieć. Figurę też miał jakąś dziwną. Najlepiej opisywał go termin „skinny fat”. To pojęcie nie ma odpowiednika w naszym języku, ale dosłownie oznacza „chudo tłusty”. Określa się tak ludzi, którzy są chudzi tylko z pozoru. Wyglądają na szczupłych w ubraniach, ale bez nich już nie wyglądają tak dobrze. Ciało jest sflaczałe i pokryte cellulitem. I taki właśnie był. Oprócz cellulitu miał jeszcze dobrze widoczne na bokach rozstępy. Ale najgorsza, według niego, była jego dobrze widoczna dysproporcja ciała. Chudy tors, wielkie nogi. Aj, bolało patrzenie w lustro.

Dobrze, że oni nie patrzyli na to, jak wyglądają. Po prostu lubili ze sobą przebywać. Natomiast niełatwo wyczuć, kiedy taki „kolega” zmienia się w tego jakże szanowanego i potrzebnego nam „przyjaciela”. Rzecz jasna przełomem jest to pierwsze zwierzenie i jak ta druga osoba to przyjmie. Jaką tajemnice mu wyjawił.

Opowiedział mu historię o tej dziewczynie oraz o tym co do niej czuje. Nie wiedział jak się zachowa. Nie oczekiwał jakiejś konkretnej reakcji. I tu nastąpiła przemiana. Pogratulował mu tego uczucia. Mówił jakie to piękne tak się zakochać. Sam chciał tak naprawdę wiedzieć, że to ta jedyna. Jego przyjaciel również podzielał jego zdanie na temat urody dziewczyny. Nieziemska, nieskazitelna, wyjątkowa. Powiedział mu, aby starał się o nią tyle, ile może i dawał z siebie wszystko. Taki był jego plan od początku. Po prostu jego przyjaciel myślał jak on. Niczym bratnie dusze.

Potknięcie

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 17.63