E-book
22.05
drukowana A5
48.09
Korepetycje dla licealistów z języka polskiego cz.5 XX-lecie międzywojenne Literatura wojny i okupacji Literatura współczesna

Bezpłatny fragment - Korepetycje dla licealistów z języka polskiego cz.5 XX-lecie międzywojenne Literatura wojny i okupacji Literatura współczesna


Objętość:
201 str.
ISBN:
978-83-8273-625-0
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 48.09

I. XX — LECIE MIĘDZYWOJENNE

1. Ogólna charakterystyka Epoki. Kierunki filozoficzne i prądy literackie

Okres między zakończeniem pierwszej wojny światowej (1918) a wy­buchem drugiej wojny światowej (1939) to jeden z najkrótszych okresów w dziejach literatury polskiej, ale jednocześnie niezwykle zróżnicowany i ciekawy, nie tylko ze względu na wydarzenia polityczne, ale także literackie i artystyczne.

Pierwsza wojna światowa doprowadziła do zmiany układu sił w Euro­pie. Naród polski po wieloletniej niewoli doczekał się wreszcie realizacji marzenia o odzyskaniu niepodległości, funkcjonującego od wielu pokoleń. Polska powróciła na mapy Europy, stała się niepodległym i niezależnym państwem, by po 21 latach znów stać się pierwszym obiektem hitlerows­kiego ataku na początku drugiej wojny światowej.

Wielkie mocarstwa europejskie utraciły też swe dotychczasowe zna­czenie, natomiast Stany Zjednoczone ugruntowały swą pozycję i stały się największą potęgą wśród państw kapitalistycznych.

Literatura tego okresu była eklektyczna, to znaczy nie wypracowała jednolitego, charakterystycznego dla epoki stylu artystycznego, nie wy­kreowała typowego bohatera epoki, ani nawet własnego systemu wartości. Toteż tematyka podejmowana przez twórców jest bardzo różnorodna. Obok tematów związanych z pierwszą wojną światową i odzyskaniem niepodległości pojawiają się w literaturze tendencje do uchwycenia i od­zwierciedlenia skomplikowanych przeobrażeń ówczesnego świata, zwią­zanych z doniosłymi zdobyczami cywilizacyjnymi, takimi jak na przykład rozwój komunikacji, wynalezienie samolotu, odkrycie energii promienio­twórczej i penicyliny, gwałtowny rozwój wiedzy, techniki i przemysłu.

W sztuce europejskiej był to okres niepokojów i twórczych po­szukiwań, gdyż pojawiają się niemal jednocześnie z rozwojem wiedzy postawy pełne sceptycyzmu do jej zdobyczy. Wciąż popularne są poglądy Henryka Bergsona, który akcentował rolę intuicji i instynktu życiowego w poznawaniu otaczającego nas świata.

Bardzo sceptycznie do roli poznawczej nauki ustosunkował się uczony francuski, Henryk Poincare twierdząc, że wyniki badań naukowych nie dają prawdziwego obrazu „istoty rzeczy”.

Temu sceptycyzmowi poznawczemu Poincare’a przeczyła genialna teoria względności uczonego amerykańskiego Alberta Einsteina, potwier­dzająca nieograniczone możliwości ludzkiego rozumu.

— materializm dialektyczny — jest to teoria filozoficzna stworzona przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa. Głosili oni tezę o pierwotnym pochodzeniu materii i wtórnym świadomości. Poznanie rzeczywistości traktowali jako ciągły proces gromadzenia prawd względnych i zbliżania się do prawdy absolutnej. Teoria ta podkreślała dialektyczny charakter poznania, wiążąc je ściśle z praktyką. Rzeczywistość otaczająca człowieka traktowana była historycznie i dynamicznie, ponieważ ulegała ustawicz­nym zmianom w czasie i przestrzeni, a przemiany te są rezultatem ustawicznej walki przeciwieństw.

Literaturę traktowali materialiści jako „zwierciadło”, w którym znaj­dują wierne odbicie stosunki społeczne, a każde dzieło, nawet wbrew intencjom twórcy, spełnia funkcję ideologiczną.

— pragmatyzm jest to kierunek filozoficzny, który powstał pod koniec XIX wieku w Ameryce, a jego twórcą był filozof i psycholog William James, który postulował praktyczny sposób myślenia i działania, zalecał stosowanie metody krytycznego rozsądku, preferował nauki doświadczal­ne. Hasłem pragmatystów stało się zbliżenie filozofii do życia oraz uzależnienie prawdziwości twierdzeń od ich praktycznych skutków. Po­znanie ludzkie też powinno mieć charakter czysto praktyczny, nie chodzi w tym procesie o obiektywne zbliżenie człowieka do prawdy, lecz o efekty praktyczne związane z zaspokojeniem ludzkich potrzeb.

— freudyzm — jest to teoria psychologiczna, której twórcą był lekarz austriacki Zygmunt Freud, prowadzący badania nad zabu­rzeniami psychicznymi. Uważał on, że źródłem większości ludzkich działań jest podświadomość. Przeżycia i odruchy tkwiące w podświa­domości są ustawicznie tłumione przez racje rozumowe, konwencje obyczajowe i racje moralne. Szczególnie ostro tłumione i spychane do sfery podświadomości są popędy seksualne. Freud w odniesieniu do ludzkiej psychiki wprowadził trzy pojęcia: Ego, Id, Superego. Ego to zespół poczynań kierowanych rozumem, wymogami społecznymi i kon­wencjami; Id to zespół popędów, pożądań tkwiących w podświadomości i nieuświadamianych, natomiast Superego to tkwiący w naszej pod­świadomości pewien wzorzec idealny, kształtowany zgodnie z tradycją i normami moralnymi. Ponieważ między Id a Superego często istnieją duże rozbieżności, powoduje to ustawiczne stresy, a w konsekwencji zaburzenia psychiczne.

— behawioryzm — była to teoria opozycyjna w stosunku do freudyzmu. Jej twórcą był amerykański psycholog John Watson, który uważał, że psychologia nie dysponuje ścisłymi metodami badania wewnętrznych przeżyć i procesów psychicznych, a więc powinna się zająć obserwacją i analizą tylko zewnętrznych objawów ludzkiego zachowania. Teoria ta wykorzystywała badania naukowe Iwana Pawłowa nad odruchami warun­kowymi u zwierząt i stosowała je w psychologii. Behawioryzm znalazł też zastosowanie w literaturze, prezentując jedynie działania bohatera, elimi­nując całkowicie analizy psychologiczne, opis przeżyć wewnętrznych i odautorskie komentarze.

— egzystencjalizm — był to ruch umysłowy i artystyczny o bardzo szerokim zasięgu, który rozwinął się u schyłku dwudziestolecia między­wojennego. Głównym jego przedstawicielem jest Martin Heidegger, filo­zof niemiecki, który twierdził, że właściwym przedmiotem nauk filozofi­cznych powinien być człowiek, jego egzystencja, miejsce i rola jednostki w świecie. Człowiek jako indywidualna jednostka jest wolny i niezależny od warunków historycznych i społecznych, toteż jest bezwzględnie od­powiedzialny za własne czyny. Jednocześnie człowiek wciąż lęka się śmierci, odczuwa boleśnie beznadziejność własnego istnienia, jest nie­szczęśliwy i samotny, a zajmując się bez reszty własną egzystencją, nigdy nie pozna prawdy o drugim człowieku. Czołowym przedstawicielem egzystencjalizmu w literaturze jest Jean Paul Sartre, a także Albert Camus (laureaci nagrody Nobla). Egzystencjalizm w literaturze przejawiał się podkreślaniem samotności człowieka we wszechświecie, tragizmu jego egzystencji. Bohater stawiany było w trudnych sytuacjach wyboru, dręczo­ny niepokojem egzystencjalnym.

Chociaż literatura tego okresu rozwijała się w ciągu zaledwie dwu­dziestu lat, powstało wówczas wiele nowych prądów i kierunków artys­tycznych:

— ekspresjonizm — to kierunek literacki, który kształtował się na niemieckim obszarze językowym około 1910 roku, pod wpływem irrac­jonalnych tendencji w sztuce oraz teorii filozoficznych Fryderyka Nietzschego oraz Henryka Bergsona. Ekspresjoniści przeciwstawiali się zarówno realizmowi, naturalizmowi, jak i impresjonizmowi, który przedstawiał ulotne, przemijające chwile, zamiast docierać do istoty rzeczy.

Nazwa prądu pochodzi od wyrazu ekspresja (wyraz), gdyż ekspresjoni­ści dążyli do intuicyjnego i spontanicznego wyrażania własnych myśli, gwałtownych uczuć np. zachwytu, ekstazy, uniesienia, niepokoju i przera­żenia. Styl ekspresjonistów był bardzo emocjonalny, posługiwano się chętnie kontrastem, karykaturą i groteską. Za każdym razem chodziło o wywołanie wstrząsu u odbiorcy za pośrednictwem sztuki, która powinna być „krzykiem duszy”.

Wiersze pisane stylem ekspresjonistycznym były pełne uczuciowej egzaltacji, wykrzykników, pauz i urywanych zdań.

— futuryzm — to kierunek awangardowy, rozwijający się w sztuce europejskiej w I połowie XX wieku. Manifest futurystyczny ogłosił w 1909 roku poeta włoski Filippo Tomaso Marineti. Futuryści żądali radykalnego rozrachunku z tradycją kulturalną i tradycyjnymi formami artystycznymi. Nawoływali nawet do zniszczenia instytucji społecznych służących utrwalaniu tradycji. Jednocześnie byli zafascynowani nowo­czesnymi zdobyczami cywilizacji urbanistyczno-technicznej. Odrzucając wszelką tradycję, wyrzekając się z taką łatwością dorobku kulturalnego pokoleń zapominali, że uwielbiana przez nich cywilizacja także była wynikiem dorobku umysłowego i gromadzenia wiedzy wielu pokoleń. Futuryści fascynowali się rytmem wielkomiejskiego życia, ulicznym tłumem, zmechanizowaną pracą.

Twórczość artystyczna — zdaniem futurystów — powinna być nieustan­ną walką ze wszelkimi konwencjami, regułami i przyzwyczajeniami. W manifeście futurystycznym odnajdujemy takie sformułowania, jak „piękno szybkości”, „wojna jako jedyna higiena świata”, „pogarda dla kobiet”, wreszcie uwolnienie Włoch od „gangreny profesorów, archeo­logów, przewodników i antykwariuszy”. Ta pogarda dla dziedzictwa kulturalnego mogła być wywołana tym, że Włochy były krajem słabo uprzemysłowionym w porównaniu z innymi krajami europejskimi, za to pełnym muzeów i zabytków sztuki. Natomiast pochwała brutalności, przemocy, wojny w połączeniu z Nietzscheańskim kultem „nadczłowieka” doprowadziły futurystów do pozycji wspólnych z włoskim ruchem faszys­towskim.

Niewątpliwą zasługą futurystów był zwrot ku nowej tematyce w po­ezji, ukazującej przemiany dokonujące się we współczesnym świecie oraz przeciwstawienie się dotychczasowej liryce nastrojowej.

W literaturze polskiej ruch futurystyczny rozwinął się w latach 1917—1922, a jeden z manifestów nosił prowokacyjny tytuł „Nuż w bżuhu”. Działalność polskich futurystów była zwrócona przeciwko tradycjom romantycznym i konwencjom młodopolskim, a nawet przeciwko regułom ortografii. Przedstawicielami polskiego futuryzmu są Tytus Czyżewski, Bruno Jasieński, Stanisław Młodożeniec.

— dadaizm — to kierunek artystyczny rozwijający się w latach 1916- 1924 w Szwajcarii, Francji i w Niemczech. Podobnie jak futuryzm, dadaizm był protestem przeciwko współczesnej cywilizacji oraz trwającej właśnie wojnie. Dadaiści także odrzucali europejską tradycję kulturalną, ideologię, normy moralno-obyczajowe, uznane autorytety, cywilizację, a nawet zdrowy rozsądek, który nie uchronił ludzkości od wojny. Utwory dadaistów, którzy odrzucali przeszłość, nie pokładali też nadziei w przy­szłości, to zestaw nieartykułowanych dźwięków lub słów, kojarzonych automatycznie, wykorzystujących reklamowe slogany i wycinki z gazet. Nazwa „dadaizm” pochodzi od francuskiego słowa „dada”, oznaczającego dziecinną zabawkę, a nazwa ta została utworzona od pierwszych dźwię­ków, jakie wydaje niemowlę.

— nadrealizm (surrealizm) — to awangardowy kierunek w literaturze i sztukach plastycznych, a także w sztuce filmowej i teatralnej, ukształ­towany we Francji po pierwszej wojnie światowej. Głównym elementem nadrealizmu był bunt przeciwko nowoczesnej cywilizacji technicznej, ale także przeciwko obyczajowości, tradycji oraz wszelkim normom komuni­kacji międzyludzkiej. Autorem pierwszego manifestu nadrealistów był poeta francuski Andre Breton. On także zalecał mechaniczne notowanie potoków luźnych skojarzeń, pozostających poza kontrolą rozumu, ale odsłaniających ukryte pokłady ludzkiej psychiki. Inni przedstawiciele tego prądu, Paul Eluard i Louis Aragon, sformułowali hasło nowego romantyz­mu, przeciwstawiając wszelkim teoriom swobodną grę wyobraźni. Utwory nadrealistów były zbiorem luźnych obrazów, grą przypadkowych skoja­rzeń. Miarą wartości utworu był stopień panującej w nim irracjonalnej dowolności. Chętnie stosowano czarny humor, parodię i groteskę. W Pol­sce elementy surrealizmu odnajdujemy w poezji Adama Ważyka, Jana Brzękowskiego, a przede wszystkim w twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza.

— neoklasycyzm — to zespół tendencji, których wspólnym celem było nawiązanie do tradycji klasycznych, tworzenie dzieł o kunsztownej formie opartej na klasycznych wzorach. Neoklasycy propagowali tak zwaną czystą poezję, która miała zachwycać nieuchwytną grą znaczeń i muzyką słowa, powrotem do starych, wypróbowanych form.

W literaturze polskiej neoklasycyzm był buntem przeciwko poetyce modernistycznej, jego elementy odnajdujemy w twórczości skamandrytów, w okresie powojennym czołowym przedstawicielem neoklasycyzmu w Polsce jest Zbigniew Herbert.

Czołowym przedstawicielem neoklasycyzmu był wybitny poeta fran­cuski Paul Valery, który sformułował program poezji intelektualnej, łączącej tradycję z osiągnięciami symbolizmu i liryki współczesnej. W jego poezji odnajdujemy elementy intelektualnej abstrakcji i aluzji filozoficznych. Utwory neoklasyków charakteryzowały się rygorystyczną formą, opartą na klasycznych wzorach, ściśle poetycki język tych utworów był całkowicie wolny od balastu wszelkich „treści życiowych”, każdy utwór był ilustracją tak zwanej poezji czystej. Obok Paula Valery’ego wybitnym neoklasykiem był Thomas Steams Eliot, który w swych utworach scenicznych zajmował się problematyką moralną i religijną, oceniając bardzo pesymistycznie współczesną cywilizację i kulturę oraz skomplikowane problemy współczesnego świata.

O różnorodności prądów literackich tej epoki może świadczyć fakt, że futuryści całkowicie negowali dorobek kulturalny minionych epok, od­rzucali tradycję, natomiast neoklasycy świadomie powracali do starożytnej kultury greckiej i rzymskiej.

2.Stosunek autora i bohaterów „Przedwiośnia” do rewolucji rosyjskiej

W okresie międzywojennym, kiedy Polska po wielu latach niewoli odzyskała niepodległość, Stefan Żeromski był już znanym i cenionym pisarzem. Doczekał więc chwili, kiedy spełniały się marzenia wielu pokoleń Polaków, którzy nie umieli się pogodzić z niewolą.

Jak wyglądała konfrontacja tych marzeń z rzeczywistością? Oto pytania, których nie zawahał się postawić Żeromski w swej ostatniej powieści. „Przedwiośnie” jest wyrazem niepokojów, wahań i rozterek ideowych oraz poszukiwań nie tylko głównego bohatera Cezarego Baryki, ale także całego pokolenia jego rówieśników. Nie powtórzył pisarz w swym ostatnim utworze koncepcji o szlachetnej jednostce, która zmieni obraz pełnego niesprawiedliwości świata, ale nie znalazł też innych, bardziej realnych rozwiązań, przy czym koncepcję rewolucji społecznej zdecydowanie odrzucił

Powieść została napisana w 1924 roku, a więc w okresie rosnącego bezrobocia, depresji gospodarczej i wzmagających się nastrojów rewolu­cyjnych.

Stefan Żeromski nie był świadkiem rewolucji rosyjskiej, znał tamte wydarzenia jedynie z ówczesnej prasy oraz z ewentualnych opowiadań bezpośrednich świadków. Wydarzenia rewolucyjne w Baku przedstawił autor przez pryzmat przeżyć głównego bohatera Cezarego Baryki, którego uczynił reprezentantem całego ówczesnego pokolenia, przeżywającego głęboki dramat ideowy i poszukującego właściwej drogi i miejsca w społe­czeństwie.

Dzieciństwo i młodość spędził Cezary Baryka w Baku, gdzie ojciec jego był urzędnikiem, zaś matka Jadwiga zajmowała się wychowywaniem syna jedynaka. Rodzina żyła w dostatku, Seweryn, chociaż był carskim urzędnikiem, uważał się za Polaka, a nawet patriotę. Wyrazem jego patriotycznych uczuć była krótka wzmianka o udziale dziadka Kaliksta w powstaniu listopadowym, którą Seweryn traktował jak największy skarb rodzinny.

W czasie pierwszej wojny światowej Seweryn Baryka zostaje wcielo­ny do rosyjskiego wojska, skąd jako dezerter przedostaje się do legionów Piłsudskiego. Cezary pozostaje w Baku z matką i tu przeżywa całe piekło rewolucji. Rewolucja w Baku miała wyjątkowo krwawy charakter, gdyż doszły tu do głosu antagonizmy narodowościowe między Tatarami i Or­mianami. Po przybyciu komisarza rewolucyjnego zapanował nieopisany bałagan. Ze sklepów zniknęły wszelkie towary, zabrakło żywności, nie płacono pensji, a banki nie wydawały żadnych kapitałów.

Cezary Baryka na wieść o wybuchu rewolucji natychmiast przestał uczęszczać do szkoły, postarał się nawet o tak zwany wilczy bilet, gdyż wymierzył dyrektorowi gimnazjum, do którego uczęszczał, dwa ciosy szpicrutą. Stał się natomiast stałym bywalcem zgromadzeń ludowych, na których wieszano kukły carskich generałów, wielkorządców i prezyden­tów. Wśród nich znalazła się też kukła Józefa Piłsudskiego, a tłum klaskał radośnie. Bywał także na samowolnych egzekucjach białogwardzistów i reakcyjnych generałów, z upodobaniem przyglądał się, jak wśród męczarni błagali o szybszą śmierć. Tego młodzieńczego entuzjazmu do wydarzeń rewolucyjnych nie podzielała matka Cezarego Baryki. Kobieta ta, dotąd bardzo niesamodzielna i całkowicie zależna od męża, teraz robiła wszystko, aby swemu jedynakowi zapewnić jakie takie warunki egzysten­cji. Przede wszystkim ukryła przed własnym synem część rodzinnego skarbu, gdyż wiedziała, że syn zechce oddać go rewolucyjnym władzom. Z narażeniem własnego życia wyprawiała się na wieś, aby za olbrzymie sumy zdobyć mąkę i nocą piekła chleby i podpłomyki. Opuszczona przez męża, zatroskana o los syna rozmyślała o rewolucji:

„Cóż to za komunizm, gdy się wedrzeć do cudzych domów, pałaców i kościołów, które dla innych celów zostały przeznaczone i po równo podzielić się nie dadzą. Jest to (…) pospolita grabież. Niewielka to sztuka z pałacu zrobić muze­um. Byłoby sztuką godną nowych ludzi — wytworzyć samym przedmioty muzealne i umieścić je w gmachu zbudowanym komunistycznymi siłami w muzealnym celu.”

Cezary początkowo wcale nie zdawał sobie sprawy z bezgranicznego poświęcenia matki, której siły wciąż malały. Pracowała przecież jak służąca, prała, sprzątała, gotowała. Posiwiała raptownie, zgarbiła się, zaczęła podpierać się sękatym kijem. Wówczas dopiero Cezary dostrzegł jej wyprawy za miasto, wyobrażał sobie, jak słania się na wątłych nogach wlokąc w worku dla niego zboże. Z czułością okrywał ją nocą, uspokajał, wyręczał w domowych zajęciach. Codziennie razem wyprawiali się do portu, czekając na powrót ojca. Cezary otrzymał informację, że ojciec zginął na wojnie, lecz nie miał dość siły, aby powiedzieć o tym matce, która zadręczała się myślą, co się stanie z synem po jej śmierci. Wkrótce matka Cezarego została aresztowana za udzielenie schronienia spotkanej w porcie księżnej Szczerbatow Mamajew i jej czterem córkom. Skierowa­na do ciężkich robót w porcie, wkrótce zmarła.

Dopiero te ciężkie doświadczenia życiowe spowodowały zmianę stosunku Cezarego do wydarzeń rewolucyjnych. Szczególnie wstrząsnął nim widok matczynej ręki, z której siłą, wraz ze skórą, zdarto obrączkę:

„…złota obrączka zdarta została z palca wraz z nieżywą skórą (…) Sczerniała, zapiekła rana widniała na tym miejscu, gdzie niegdyś była obrączka. (…) Teraz dopiero czuciem dotarł do świadomości, dla kogo to w dzieciństwie i zaraniu wczesnych młodzieńczych lat przechowywał kindżał w skalnej kaukaskiej pieczarze.”

Tymczasem w mieście Baku trwała wzajemna rzeź Tatarów i Ormian. Cezary, który cudem ocalał, został zmuszony do zakopywania poległych, w celu uniknięcia zarazy. Przypatrywał się tysiącom bestialsko zamor­dowanych ofiar. Pewnego razu wśród stosów trupów dostrzegł ciało młodej Ormianki niezwykłej urody, a widok ten skłonił go do smutnych refleksji na temat okrucieństwa rewolucjonistów:

„Byłoż kiedy pokolenie podlejsze niż moje i twoje mę­czennico? Wytraconoż kiedykolwiek siedemdziesiąt tysięcy ludu w ciągu dni czterech? Widzianoż kiedy na ziemi takie jako te stosy pobitych?

Nie zapomnij krzywdy mojej, woźnico młody! Przypatrz się dobrze zbrodni ludzkiej! Strzeż się! Pamiętaj!”

Scena ta i słowa wypowiedziane przez autora są najbardziej sugestyw­nym i wstrząsającym ostrzeżeniem przed rewolucją.

Ojciec Cezarego, Seweryn Baryka, który zdezerterował z rosyjskiego wojska i walczył w legionach Piłsudskiego, powrócił wówczas do Baku i zabrał syna do nowo wyzwolonej ojczyzny. On także nie podzielał synowskiego entuzjazmu do wydarzeń rewolucyjnych. Dostrzegał jedynie ogrom morderstw, straszliwy rozlew krwi. Przewidywał też powstanie nowej arystokracji, podczas gdy nędzarze nadal pozostaną nędzarzami:

„W Moskwie cuchnie zbrodnią. Tam wszystko poczęte jest ze zbrodni, a skończy się na wielkich i świetnych karierach nowych panów Rosji, którzy zamieszkają w pałacach carskich, (…) odzieją się w miękkie szaty i stworzą nową, czynowniczą i komisarską arystokrację, nową nawet plutokrację, lubującą się w zbytku i zepsuciu starej. Plebs będzie mieszkał po norach i smrodliwych izbach.”

Obraz rewolucji ukazany w „Przedwiośniu” przypomina analogiczne sceny z „Nieboskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego. Obaj artyści dostrzegają w wydarzeniach rewolucyjnych jedynie akty bezmyślnej zemsty, krwawe rzezie, śmierć wielu tysięcy niewinnych ludzi. O celach ideowych rewolucji autor mówi ogólnikowo. Są to mało przekonujące rozmyślania Cezarego Baryki.

3. Kotrasty społeczne w Polsce okresu miedzywojennego — obraz życia arystokracji w Nawłoci i chłopów w Chłodku

W drodze do Polski Seweryn Baryka umiera, natomiast Cezary sam powraca do ojczyzny. Zgodnie z marzeniami zmarłych rodziców rozpoczyna studia medyczne, które wkrótce przerywa, gdyż bierze udział w wojnie polsko-rosyjskiej. Ratuje wówczas życie bogatemu ziemianinowi Hipolitowi Wielosławskiemu, który zaprasza go do swej posiadłości w Nawłoci. Tutaj Cezary Baryka ma okazję obserwować życie polskiego ziemiaństwa. Jest ono beztroskie, wolne od kłopotów i problemów dnia codziennego. Dzień powszedni mieszkańców nawłockiego dworu wypełniony był spacerami, konnymi przejażdżkami, grą w karty, słuchaniem muzyki. Niezwykle pięknie grała na fortepianie panna Wanda Okszyńska, siostrzenica żony rządcy w Nawłoci, toteż zapraszano ją czasem do pałacu. Spożywano też kilka posiłków dziennie, przy czym służba gotowa była usługiwać na każde skinienie swych panów. Oto zwykłe śniadanie, które Maciejunio przygotował dla Cezarego:

„Nakryto stół i piorunem wniesiono koszyki z chlebem żytnim, z bułkami własnego wypieku, z suchymi ciasteczkami i rogalikami. Maciejunio własnoręcznie naznosił słoików z miodem, konfiturami, konserwami, sokami. Tu postawił masełko, tam rogaliki. Pod siwym, przystrzyżonym wąsem uśmiechał się, spoglądając na pewien słoik, który nieznacznie wskazywał. (…) Wniesiono uroczyście tacę z kamiennymi imbrykami. W jednym była kawa, kawa jednym słowem — nie zaś jaki sobaczy ersatz niemiecki — kawusia rozlewająca aromat swój na cały dom. W kamiennych także garnuszeczkach podsuwano porcje śmietanki. Z kożuszkami roz­gorzałymi od ognia uśmiechały się do gościa te kamienne garnuszki.”

Wieczory wypełniają spotkania towarzyskie, często też organizuje się bale, rauty i zabawy, polowania. Cezary Baryka, który miał już za sobą doświadczenia rewolucji rosyjskiej, dziwił się uległości nawłockiej służby i snuł następujące refleksje:

„Kiedy nadejdzie podły dzień, iż tenże Jędrek posiądzie odwagę i zdobędzie się na siłę, żeby jaśnie pana chwycić za gardło i bić w kufę względnie mordę? Czy też Maciejunio da radę, czy potrafi wypchnąć jaśnie dziedziczkę za drzwi głów­ne, właśnie w pazury motłochu? Czy potrafi wpuścić biedę okolicznych wsi, ażeby nareszcie zobaczyła, co tam jest, co się mieści w salonie, w środku tego starego dworu, bardziej niedostępnym i bardziej tajemniczym dla tłumu niż święty kościół w Nawłoci?”

Sielankowy obraz życia w Nawłoci przypomina analogiczne obrazy życia soplicowskiej szlachty, jednak ta sielanka zostaje zakłócona grozą wspomnień krwawej rewolucji rosyjskiej. Cezary Baryka, przebywając w Nawłoci, uczestnicząc w balach i towarzyskich spotkaniach, uwikłał się w romans z piękną, młodą i bogatą wdową Laurą Kościeniecką. Zazdrosny narzeczony, pan Barwicki, wytropił ich potajemne spotkania, doszło do awantury, w trakcie której Cezary otrzymał uderzenie szpicrutą w poli­czek. Jednocześnie w Nawłoci została otruta, w niewyjaśnionych do końca okolicznościach, Karolina Szarłatowiczówna, pochodząca z kresów ku­zynka Hipolita. W czasie rewolucji rosyjskiej straciła rodziców i cały majątek pozostała więc rezydentką w nawłockim dworze. Pośrednio przyczyną śmierci był sam Cezary, który adorował Karolinę, chociaż kochał się potajemnie w Laurze. Natomiast Wanda Okszyńska tak zako­chała się w Baryce, że prawdopodobnie to ona otruła Karolinę, widząc w niej, niesłusznie zresztą, swą rywalkę. W tej sytuacji Cezary przestał być mile widzianym gościem w Nawłoci. Hipolit umieścił Cezarego na pewien czas w folwarku na Chłodku, u ekonoma Gruboszewskiego. Tutaj ma okazję zapoznać się z warunkami życia chłopów. Próbuje z nimi nawiązać kontakt, ale chłopi nie byli w stanie zainteresować się żadnymi wydarzeniami, które wykraczałyby poza ramy ich codziennej egzystencji. Ciągłą i jedyną ich troską było zgromadzenie takiej ilości pożywienia, aby rodzina mogła przetrwać zimę, nie głodując przeżyć przednówek i do­czekać nowych zbiorów. Obserwując życie chłopów w Chłodku i porów­nując je z życiem ziemiaństwa w Nawłoci Cezary niejednokrotnie myślał z bezsilną wściekłością o ich losie i snuł następujące refleksje:

„Cóż za zwierzęce pędzicie życie, chłopy silne i zdrowe! Jedni mają jadła tyle, że z niego urządzili kult, obrzęd, nałóg, obyczaj i jakąś świętość, a drudzy po to tylko żyją, żeby nie zdychać z głodu! Zbuntujcież się, chłopy potężne, przeciwko swojemu sobaczemu losowi!”

Najgorszy na wsi był los komorników, bezrolnych chłopów, wyna­jmujących komory u bogatszych gospodarzy. Ludzie ci pracowali latem, wynajmowali się do najgorszych, najcięższych robót, często też wyjeż­dżali na roboty do Niemiec, czyli na tak zwane „saksy”, a na zimę powracali do swych komórek. Dzieci ich często umierały, a zrozpaczone matki nie umiały bez pomocy lekarza zaradzić takim chorobom wieku dziecięcego, jak „krosty” i ćkorz, czyli ospa i dyfteryt. Cezary z przeraże­niem obserwował tak drastyczne incydenty, kiedy starych, schorowanych i niedołężnych ludzi ich własne dzieci lub wnuki wyrzucały na mróz do stodoły, na wiązkę słomy, aby prędzej „doszli” i „nie zadręczali żywych, spracowanych i głodnych swym kaszlem, charkaniem krwią albo nieskoń­czonymi jękami”.

Obrazy życia chłopów i komorników w Chłodku jaskrawo kontrastują z opisem „sielankowego” życia nawłockiego ziemiaństwa, uświadamiają czytelnikowi różnice społeczne oraz ogrom krzywdy i niesprawiedliwości społecznej w ówczesnym państwie polskim.

4. Trzy propozycje uzdrowienia sytuacji w II Rzeczpospolitej w „Przedwiośniu” Stefana Żeromskiego

— mit szklanych domów.

W czasie długiej i uciążliwej podróży z dalekiego Baku do wy­zwolonej ojczyzny Seweryn Baryka opowiadał swemu synowi o osiedlu szklanych domów, które rzekomo powstało w Polsce, dzięki inicjatywie ich krewnego, doktora Baryki. Osiedle powstawało nad morzem, gdyż jako materiał budowlany zastosowano szkło, które uzyskiwano z nadmors­kiego piasku, umiejętnie wykorzystując energię prądów morskich. Osiedle szklanych domów łatwo było utrzymać w idealnej czystości, latem zimna woda chłodziła pomieszczenia, zaś zimą woda gorąca je ogrzewała. Domy budowano z gotowych elementów, toteż ich konstrukcja trwała kilka dni. Były one tanie, dostępne dla każdego, odpowiednio wkomponowane w krajobraz.

Ta idealistyczna, całkowicie nierealna wizja, została wprowadzona do utworu celowo, stanowiła kompromitację wciąż obecnych w polskim społeczeństwie romantycznych marzeń o nowej, wspaniałej ojczyźnie. Zresztą sam Cezary również bardzo szybko przekonał się, że opowieść o szklanych domach jest wytworem chorej wyobraźni umierającego ojca. Ranny w czasie wojny Seweryn nie wytrzymał trudów podróży i zmarł, zaś Cezary sam znalazł się pewnego dnia w przygranicznym miasteczku:

„Pourywane rynny, dziurawe dachy, spleśniałe ściany kryła już ta śmiertelna artystka, wiosenka nadchodząca. (…) Usiłowała osłonić nikłymi swymi kolory to wstrętne widowis­ko, które na jej tle pełnym wieczyście nieśmiertelnego piękna ludzie rozpostarli: miasteczko polsko-żydowskie. Cezary pat­rzał posępnymi oczyma na grząskie uliczki, pełne niezgruntowanego bajora, na domy rozmaitej wysokości, formy, maści i stopnia zapaprania zewnętrznego, na chlewy i kałuże, na zabudowania i spalone rumowiska. Wrócił na rynek, ob­stawiony żydowskimi kramami o drzwiach i oknach zabryzganych błotem przed miesiącami, a i przedtem niemyte od kwartałów.

Gdzież są twoje szklane domy? — rozmyślał brnąc dalej. — Gdzież są twoje szklane domy?…”

Ten kontrast między idealną wizją ojca a zastaną rzeczywistością wywołał u Cezarego smutne refleksje, rozgoryczenie i nakłonił do kryty­cznej oceny sytuacji w nowo powstałym państwie polskim.

— program polskich komunistów.

Po kilkutygodniowym pobycie w folwarku na Chłodku Cezary Baryka powrócił do Warszawy, aby kontynuować rozpoczęte przed wojną polsko- rosyjską studia medyczne. Rozpoczyna się w jego życiu okres dręczących niepokojów moralnych i rozterek związanych z poszukiwaniem właściwej drogi życiowej, która byłaby jednocześnie służbą ojczyźnie. W tym okresie Cezary znajduje się w obrębie wpływów dwóch osób reprezen­tujących przeciwstawne poglądy — Szymona Gajowca i Antoniego Lulka.

Antoni Lulek, kolega Cezarego ze studiów, był komunistą ideowcem, jednak został przedstawiony przez autora w sposób wybitnie niesym­patyczny — cherlawy, ustawicznie kaszlący i plujący, zaniedbany budzi odrazę. Myśli on utartymi schematami, a przy tym odnosi się wrogo do wszystkiego, co polskie. Atakuje swą ojczyznę, gdyż nie odpowiada mu ustrój nowo powstałego państwa polskiego, pisze nawet do prasy za­granicznej artykuły szkalujące polski rząd, wręcz cieszą go wszelkie niepowodzenia młodego państwa.

Pewnego razu Antoni Lulek zaprasza Cezarego Barykę na tajne zebranie komunistów. Uczestniczący w zebraniu działacze komunistyczni także zostali przedstawieni w negatywny sposób. Budzi niechęć nie tylko ich wygląd, lecz także ślepa wiara w przywódców i bezkrytyczne przy­jmowanie szablonowo wyłożonej ideologii. Cezary Baryka jednak nie­zwykle uważnie słucha kolejnych przemówień.

Przebieg zebrania komunistów oparł Stefan Żeromski na kilku ówczes­nych dokumentach, przede wszystkim na zeznaniach z procesu lwows­kiego, zwanego świętojurskim, z roku 1922, w którym oskarżonymi byli działacze komunistyczni.

Tak więc wypowiedź pierwszego z mówców została złożona z frag­mentów zeznań wybitnego działacza komunistycznego, Stefana Królikow­skiego, jednego z głównych oskarżonych we wspomnianym procesie. Mówca nawiązał do założeń ideologicznych Karola Marksa. Skrytykował egoistyczną postawę burżuazji, która w trosce o nowe rynki zbytu, bogactwa naturalne czy urodzajne ziemie skazuje ludzkość na ustawiczne wojny. Społeczeństwo burżuazyjne oparte jest na wyzysku człowieka przez człowieka. Mówca nawoływał klasę robotniczą do organizowania się w celu przejęcia władzy w swoje ręce. W tym celu mają się łączyć robotnicy całego świata. Klasa robotnicza po zdobyciu władzy zniesie podział społeczeństwa na klasy i stworzy społeczeństwo równych, wol­nych i pracujących łudzi.

O celach ideologicznych mówiła też kobieta nazwana towarzyszką Karylą. Jej wypowiedź była przytoczeniem zeznań Czesławy Jahimowicz- Grosserowej z procesu lwowskiego, występującej pod pseudonimem Olga Lewicka. Stwierdziła, że komuniści występują przeciwko państwu, gdyż traktują je, jako narzędzie ucisku jednej klasy przez drugą. Jako lekarka z zawodu, towarzyszka Karyla mówiła o stanie zdrowotnym robotników, wręcz katastrofalnym. Tak więc 85% robotniczych dzieci ma początki suchot, a średnia długość życia robotnika wynosi 39 lat, a dla porównania przeciętna długość życia księdza wynosi 60 lat. W dalszej części swej wypowiedzi towarzyszka Karyla stwierdza:

„Cała klasa robotnicza przeżarta jest nędzą i chorobami. Życie, jakie na tej ziemi pędzi robotnik, ginący z nędzy, powoduje zwyrodnienie, a używanie, nadmiar, przesyt do­prowadza również burżuazję do zwyrodnienia. Masy robot­nicze pozbawione są kultury. Ich twórcze siły nie są wykorzys­tane. Poziom kulturalny burżuazji obniża się również. Pieniądz rządzi wszystkimi i wszystkim.”

Cezary Baryka, który słuchał uważnie przemówień, postanowił zabrać głos, mimo protestów przerażonego Lulka. Pragnął uzyskać wyjaś­nienie swych wątpliwości, jak klasa przeżarta nędzą i chorobami, po­zbawiona przez wieki dostępu do kultury chce stanąć na czele od­radzającego się narodu? Niestety, nie uzyskał wyjaśnienia swych wątp­liwości.

Ostatnim mówcą był towarzysz Mirosław, który wypowiadał się na temat tortur stosowanych w polskich więzieniach wobec więźniów poli­tycznych. Informacje na ten temat zaczerpnął autor z „Listu otwartego w sprawie białego terroru w Polsce”, wydanego przez KPP w czerwcu 1924 r. i niemal w ostatniej chwili zamieszczonego w powieści. W więzie­niach przebywało wówczas około czterech tysięcy więźniów politycznych, w warunkach niejednokrotnie gorszych od tych, jakie panowały w osła­wionych tiurmach carskich. Więźniowie wielokrotnie na znak protestu podejmowali głodówki, ale wówczas byli bezlitośnie bici przez służbę więzienną. Zeznania wymusza się, stosując różne tortury. Obok porażeń prądem elektrycznym stosuje się też typowo średniowieczne metody tortur. Więźniów zgiętych w pół przywiązuje się za ręce i nogi do metalowego pręta, po czym przewraca się ofiarę na plecy i bije batem po nogach i piętach aż do utraty przytomności. Wówczas cuci się ofiarę, wlewając jej wodę do gardła i nosa. Jeśli skazany się nie udusi, prze­słuchanie rozpoczyna się od nowa. Tak skutego kowala Kozłowskiego policjanci przez piętnaście minut rzucali o ścianę, od której odbijał się jak piłka. Wypuszczono go wprawdzie na wolność, ale po trzech dniach, z odbitą wątrobą, zmarł w straszliwych męczarniach.

Oszołomiony Cezary nie mógł uwierzyć w te wszystkie fakty, a gdy jeszcze usłyszał, że we wsi Dziadowo w powiecie mińskim na tle zamieszek narodowościowych „zasieczono na śmierć rózgami kilka brze­miennych kobiet”, wówczas wstał i ostentacyjnie wyszedł z zebrania.

Mimo tych wątpliwości i wahań Cezary Baryka w końcowym frag­mencie powieści przyłącza się do manifestujących robotników, maszerują­cych na Belweder. Autor jednak celowo osłabia wagę ostatniej decyzji Cezarego, gdyż bohater natknął się na robotniczy pochód przypadkowo, wracając z parku saskiego. Przyłączenie się do manifestującego tłumu motywowane było względami osobistymi, gdyż Cezary był wzburzony po ostatniej rozmowie z Laurą, która będąc żoną Barwickiego zaproponowała mu niedwuznaczną rolę kochanka. Zastosowane przez autora określenie, dotyczące Cezarego, iż „parł oddzielnie” sugeruje, że Cezary nie solidary­zował się z manifestującym tłumem.

— program Szymona Gajowca.

W czasie pobytu w Warszawie Cezary Baryka spotykał się często ze swym protektorem i opiekunem, jedynym bliskim w Warszawie człowie­kiem, dawnym przyjacielem matki z okresu młodości, Szymonem Gajowcem. Wówczas był on skromnym urzędnikiem w Siedlcach, toteż rodzice Jadwigi nie zgodzili się na jej małżeństwo z Szymonem, nakłaniając córkę, aby wyszła za mąż za Seweryna Barykę. Po latach Gajowiec został wysokim urzędnikiem w ministerstwie skarbu, typowym ewolucjonistą, wierzącym, że połowiczne reformy, takie jak stabilizacja pieniądza, wzmocnienie armii, upowszechnienie oświaty i popieranie rozwoju gos­podarczego państwa oraz zapewnienie porządku publicznego rozwiąże wszystkie problemy młodego państwa. Olśniony faktem odzyskania nie­podległości wierzył, że jakoś się ułoży, dzięki opiece Matki Boskiej, która nigdy nie opuszczała polskiego narodu. Program Szymona Gajowca, oparty na ideologii szlacheckich demokratów Mariana Bohusza, Stani­sława Krzemińskiego i Edwarda Abramowskiego, którzy działali w okre­sie zaborów, stawał się nieaktualny w nowej, powojennej rzeczywistości. Szymon Gajowiec pisał książkę o konieczności reform i przyszłej Polsce, Cezary Baryka pomagał mu zbierać i porządkować materiały do tego dzieła. Cezary wielokrotnie dyskutował o wszelkich niedociągnięciach ówczesnego rządu, o niesprawiedliwości społecznej i fali wciąż rosnącego społecznego niezadowolenia, lecz Gajowiec tłumaczył, że są to jedynie trudne początki, że potrzeba trochę czasu, aby przezwyciężyć wszystkie trudności:

„Bo też dopiero początek! Żeby to nas zostawiono w spo­koju na parę lat! Żeby to się nami przestali zajmować rozmaici zewnętrzni dobrodzieje! (…) I my sami jeszcze nie wiemy, co i jak, gdyż dopiero pierwszy wiosenny wiatr powiał w nasze twarze. To dopiero przedwiośnie nasze. Wychodzimy na przemarznięte role i oglądamy dalekie zagony. Bierzemy się do własnego pługa, do radła i motyki, pewnie że nieumiejęt­nymi rękami. (…)

— Wierzymy, że doczekamy się jasnej wiosenki naszej…”

5. Rozterki ideowe Cezarego Baryki, bohatera „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego

Dwudziestolecie międzywojenne to okres doniosłych zmian nie tylko artystycznych, ale także politycznych. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej Polska odzyskała, po wielu latach niewoli, niepodległość, o którą w kolejnych powstaniach narodowowyzwoleńczych walczyło wiele pokoleń Polaków.

Ten długo oczekiwany moment wywołał różnorodne reakcje polskich artystów. Na przykład poeci skupieni wokół Skamandra uważali, że nastąpił już przesyt tematyką narodowowyzwoleńczą, przeładowaną sym­bolami narodowej martyrologii i propagowali bardziej uniwersalną tema­tykę, związaną z „szarym, prostym człowieczkiem” i jego dniem powsze­dnim.

Antoni Słonimski pisał wprost:

„Ojczyzna moja wola, wolna,

Więc zrzucam z siebie płaszcz Konrada.”

Natomiast Stefan Żeromski, pisarz społecznik, natychmiast podkreślał konieczność zaangażowania się w proces odbudowy państwa polskiego. Swą radość wywołaną powrotem Polski nad Bałtyk wyraził w trylogii „Wisła”, „Wiatr od morza”, „Międzymorze”.

Jego ostatnia powieść pt. „Przedwiośnie” także ściśle związana jest z aktualną tematyką społeczno-polityczną. Żeromski był pisarzem szcze­gólnie uwrażliwionym na wszelkie przejawy krzywdy i niesprawiedliwo­ści społecznej, toteż okres początkowego entuzjazmu, wywołanego faktem odzyskania niepodległości, został szybko zastąpiony narastającymi wciąż wahaniami, rozterkami ideowymi, niepokojącym poczuciem straconych złudzeń. Te niepokoje samego autora reprezentuje główny bohater „Przed­wiośnia” Cezary Baryka. Jest on jednocześnie reprezentantem całego ówczesnego, młodego pokolenia Polaków, którzy z uporem szukali właś­ciwego miejsca w społeczeństwie i gotowi byli służyć idei, którą uznali za słuszną. W tym względzie Cezary Baryka niewiele różni się od innych bohaterów Żeromskiego, których cechował maksymalizm etyczny, czyli bezwzględna wierność ideałom. Rozterki i wahania spowodowane zaś były tym, że bohater musiał działać w nowych warunkach społecznych i politycznych.

Cezary Baryka urodził się w dalekim, rosyjskim Baku, gdzie jego ojciec był dobrze zarabiającym urzędnikiem, zanim pochłonęła go zawie­rucha pierwszej wojny światowej. Wtedy młody Czaruś, uwolniony spod ojcowskiej opieki, na wieść o wybuchu rewolucji natychmiast przestał uczęszczać do szkoły, a upomniany przez dyrektora szkoły, spotkanego przypadkowo na ulicy, uderzył go w twarz „trostoczkoj”. Już wówczas rozpoczął się proces kształtowania postawy ideowej młodego Baryki. Początkowo był on całkowicie bezkrytycznym zwolennikiem rewolucji, który w imię idei wskazuje rewolucyjnym władzom miejsce ukrycia rodzinnego skarbu, będącego przecież podstawą egzystencji opuszczonej przez przebywającego na wojnie Seweryna rodziny. Nie wiedział jeszcze wówczas, że przezorna matka zdążyła ukryć część rodzinnego skarbu nie tylko przed władzami rewolucyjnymi, ale i przed własnym synem. Początkowy entuzjazm młodego Baryki stopniowo maleje, kiedy obser­wuje on straszne rzezie i okrutny przelew krwi, jaki niesie ze sobą rewolucja. Prawdziwym ciosem staje się dla Cezarego śmierć matki, skierowanej, za udzielenie noclegu rosyjskiej księżnej i jej córkom, do ciężkich robót publicznych. Bolesne refleksje wywołuje widok matczynej ręki, z której ktoś zdarł ślubną obrączkę wraz ze skórą.

Uczucie niemal buntu rodzi się u Cezarego przy grzebaniu zwłok w Baku, na widok ciała młodej, pięknej Ormianki, jednej z wielu niewinnych ofiar rewolucji.

W drodze do Polski, nieznanej ojczyzny, Cezary słucha z uwagą opowieści swego ojca o idealnym osiedlu szklanych domów, łatwym do utrzymania w czystości i tanim, a więc dostępnym dla każdej rodziny. Jednak już pierwsze zetknięcie z szarą rzeczywistością przygranicznego miasteczka uświadamia Cezaremu, że ta szklana Arkadia była jedynie fantastycznym urojeniem chorej wyobraźni umierającego ojca, pozosta­wionego w obcej, rosyjskiej ziemi, którego syn pyta z goryczą: „Gdzież są twoje szklane domy?”

Poczucie buntu wobec zastanej rzeczywistości rodzi się u Cezarego, gdy obserwuje beztroskie życie ziemiaństwa w Nawłoci i porównuje je z życiem chłopów w folwarku w Chłodku. Obserwując beztroskie życie nawłockiego towarzystwa, wypełnione zabawami, modnymi rautami i spo­tkaniami towarzyskimi, konnymi przejażdżkami i polowaniami, grą w kar­ty, a także romansami i flirtami zastanawia się:

„Kiedyż nadejdzie podły dzień, iż tenże Jędrek posiądzie odwagę, (…) żeby jaśnie pana chwycić za gardło i bić w kufę względnie mordę?”

Bunt Cezarego spowodowany jest nie tylko niesprawiedliwym układem stosunków społecznych, ale także zakłamaniem i fałszywymi normami moralnymi. Wyrazem tego buntu jest awantura i bójka z panem Barwickim, oficjalnym narzeczonym pani Laury Kościenieckiej, która jednocześnie bez skrupułów romansowała z Cezarym i wyznawała mu miłość.

Po tej awanturze, a także po zagadkowej śmierci, spowodowanej otruciem, panny Karoliny Szarłatowiczówny, Cezary musiał opuścić gościnny dotąd dwór w Nawłoci. Kilka tygodni spędza w folwarku w Chłodku, obserwując życie chłopów, ustawicznie zatroskanych jedynie o to, czy uda im się przetrwać przednówek i doczekać nowych zbiorów, nie głodując. Z niemą bezsilnością obserwował powolną śmierć starych, schorowanych ludzi, których własne dzieci wyrzucają do stodoły na wiązkę słomy, na mróz, aby szybciej umierali i przestali być ciężarem dla żywych, też schorowanych i głodnych. Bohater, mając już za sobą doświadczenia rewolucji rosyjskiej, myślał wielokrotnie:

„Cóż za zwierzęce pędzicie życie, chłopy silne i zdrowe! Jedni mają jadła tyle, że z niego urządzili kult, obrzęd, nałóg, obyczaj i jakąś świętość, a drudzy po to tylko żyją, żeby nie zdychać z głodu! Zbuntujcież się, chłopy potężne, przeciwko swojemu sobaczemu losowi!”

Bohater „Przedwiośnia” nie znalazł dla siebie miejsca także wśród polskich komunistów, którzy zostali przedstawieni w sposób bardzo negatywny. Uczestnicząc w jednym z komunistycznych zebrań Cezary z uwagą słuchał przemówienia towarzyszki Karyli, która mówiła o stanie zdrowotnym klasy robotniczej i zrozumiał, że klasa „przeżarta nędzą i chorobami”, pozbawiona dostępu do kultury nie może stanąć na czele całego narodu, gdyż do tej roli się nie nadaje. Rozczarowany i roz­goryczony wyszedł wcześniej z zebrania.

Mimo to w zakończeniu powieści widzimy Cezarego Barykę maszerują­cego na czele robotniczego pochodu na Belweder. Tak więc bohater rozpaczliwie poszukujący właściwej drogi życiowej nie zaakceptował proje­ktu połowicznych reform Szymona Gajowca, ale nie zaakceptował również w pełni rewolucji społecznej. Miotając się między różnymi ideologiami nie przyjął żadnej z nich, nie potrafił się z żadną utożsamić, żyje więc w stanie ustawicznego napięcia, wśród rozlicznych rozterek i wahań.

Do robotniczego pochodu przyłącza się jednak przypadkowo, wzbu­rzony ostatnią rozmową z Laurą w Ogrodzie Saskim. Autor celowo też zaznacza, że Baryka zbliżając się do Belwederu „wyszedł z szeregu robotników i parł oddzielnie, wprost na ten szary mur żołnierzy, na czele zbiedzonego tłumu”. Ta ustawiczna wewnętrzna walka Cezarego Baryki, jego rozterki i wahania, postawa buntu przeciw zastanej rzeczywistości to także wyraz niepokojów samego pisarza, zawsze tak bardzo zatroskanego o losy narodu i państwa. Nie mógł on, mimo całego współczucia dla ludzkiej nędzy, zaakceptować rewolucji społecznej, gdyż postrzegał ją jako wielką Apokalipsę, podobnie jak autor „Nieboskiej komedii” Zyg­munt Krasiński, widział w ruchach rewolucyjnych okrutny przelew krwi i śmierć niewinnych ludzi oraz żądzę ślepej zemsty.

Pisarz postawił więc w „Przedwiośniu” niepokojące pytania, dotyczące przyszłości młodego państwa polskiego, ale nie znalazł na te pytania jednoznacznej odpowiedzi. Przedstawił polskie przedwiośnie, czyli począ­tki polskiej państwowości, odbudowującej się po latach niewoli, wierzył też, że nadejdzie dla polskiego narodu „jasna wiosenka”, o której marzył Szymon Gajowiec. Niestety, pisarz nie doczekał tej „wiosenki”, gdyż zmarł w rok po ukazaniu się „Przedwiośnia” w roku 1925.

„Przedwiośnie” wywołało burzliwą, społeczną polemikę. Prasa reak­cyjna rozpętała prawdziwą nagonkę na Żeromskiego, pełną różnorodnych oszczerstw i potwarzy. Pojawiły się nawet wezwania do odebrania mu odznaczeń państwowych i usunięcia jego książek z bibliotek. Te ataki bardziej wymownie niż słowa uznania świadczyły o wielkiej randze ostatniego dzieła wielkiego pisarza.

6. „Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my” — problem odpowiedzialności moralnej człowieka za własne czyny w „Granicy” Zofii Nałkowskiej

Zofia Nałkowska urodziła się 10 listopada 1884 roku w Warszawie. Jej ojcem był znany geograf Wacław Nałkowski, toteż autorka wzrastała w atmosferze społecznych i literackich dyskusji, bardzo wcześnie też debiutowała, początkowo jako poetka, a później jako autorka powieści psychologicznych. Zawsze zdradzała zainteresowanie ludzką psychiką, o czym świadczy cykl portretów psychologicznych pod tytułem „Charak­tery”. Gatunek ten, znany już w literaturze starożytnej, zmodyfikowany został przez La Bruyera. Nałkowska w doskonały sposób umiała uchwycić typowe prawidłowości danego charakteru.

Najwybitniejszym osiągnięciem Nałkowskiej jest powieść „Granica”, reprezentująca nurt realizmu krytycznego. Powieść została wydana w roku 1935, pisarka wypracowała już wówczas własny styl literacki — była to wnikliwa analiza psychologiczna, rekonstrukcja zachowań, uczuć i od­ruchów jednostki, uwikłanej w procesy społeczne.

Powieść „Granica” rozwija się na dwóch płaszczyznach — moralnej i społecznej. Głównym zagadnieniem jest problem odpowiedzialności moralnej człowieka za własne czyny, oceny ludzkich działań przez innych oraz samooceny. Autorka wychodzi z założenia, że w skomplikowanym współczesnym świecie stałym przemianom ulegają granice między dob­rem i złem, niejednoznaczne staje się pojęcie moralności. Zdaniem autorki istnieje jednak jedno stałe, podstawowe kryterium moralne, jest jakaś granica, „za którą nie można już przejść, za którą przestaje się być sobą”. Tą granicą jest drugi człowiek — przekraczamy granice moralności, jeśli swym postępowaniem krzywdzimy drugiego człowieka.

Te skomplikowane problemy moralne przedstawiła autorka, śledząc losy i wspaniale rozwijającą się karierę Zenona Ziembiewicza, bohatera, który postępuje tak, jakby nie istniały żadne granice odpowiedzialności moralnej. Fabuła powieści jest pozornie prosta, niemal kryminalna i banal­na, jednak za pomocą tej fabuły autorka przedstawia ważne problemy psychologiczne i moralne. Nałkowska zerwała też z logicznymi i chrono­logicznym układem zdarzeń, gdyż najpierw ukazała końcową katastrofę, a później szukała odpowiedzi na pytanie, jak doszło do tragicznych wydarzeń. Ponieważ narracja prowadzona jest z punktu widzenia bohate­rów, stąd wiele różnych sądów i opinii, gdyż często różne osoby relac­jonują to samo wydarzenie.

Głównym bohaterem utworu jest Zenon Ziembiewicz, którego losy śledzimy od wczesnej młodości aż do końcowej katastrofy. Zenon po­chodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej, jego ojciec Walerian był zarządcą majątku hrabiów Tczewskich w Boleborzy. Zenon kończy gimnazjum w pobliskim mieście, a potem studia ekonomiczne w Paryżu. Spędzając z rodzicami jedynie letnie wakacje odkrył, że jego ojciec właściwie nic nie robi, za to chętnie i często romansuje z młodymi dziewczętami, najczęściej służącymi, a jego romanse spotykają się z cał­kowitą tolerancją żony Żańci. Jeszcze w czasie pobytu w gimnazjum Zenon poznaje Elżbietę Biecką, którą matka pozostawiła na wychowanie jej ciotce Cecylii Kolichowskiej, właścicielce kamienicy przy ulicy Staszi­ca. Wówczas Elżbieta nie odwzajemnia jeszcze uczuć Zenona, gdyż jest zainteresowana przystojnym rotmistrzem Awaczewiczem, spotykanym często u nauczycielki języka francuskiego. W ostatnim roku studiów Zenon, nie uzyskawszy pomocy finansowej od rodziców, zawiera ze starostą Czechlińskim umowę, że będzie pisał do miejscowej „Niwy” artykuły na zamówienie. Można powiedzieć, że w ten sposób Ziembiewicz „sprzedaje się” rządzącej w mieście elicie.

W czasie ostatniego wakacyjnego pobytu w Boleborzy Zenon poznaje młodziutką Justynę Bogutównę, córkę kucharki z Boleborzy i nawiązuje z nią romans. Jest to tym bardziej zaskakujące, że potępiał przecież liczne romanse ojca, tymczasem sam bez oporów wszedł w boleborzański schemat. Po ukończeniu studiów w Paryżu Zenon zostaje redaktorem w „Niwie”, kontynuuje też romans z Justyną, którą spotyka przypadkowo na ulicy w mieście. Dziewczyna jest załamana po śmierci swej matki, czuje się nieszczęśliwa, bezradna i osamotniona, a przy tym okazuje się, że z Zenonem wiąże swoją przyszłość. Zupełnie inaczej traktuje tę znajomość Zenon. Zaprasza co prawda Justynę do hotelowego pokoju, aby ją pocieszyć po śmierci matki, potem spotyka się z nią jeszcze wielokrotnie. To jednak nie przeszkadza mu oświadczyć się Elżbiecie Bieckiej, a wy­znając jej miłość bohater przemilcza swą znajomość z Justyną. Tym razem zostaje przyjęty, jednak Elżbieta, dowiadując się, że Justyna jest w ciąży, próbuje zerwać z Zenonem, wyjeżdżając do matki do Warszawy.

Justyna natomiast wyznając ukochanemu, że jest w ciąży, dowiaduje się, że on nigdy nie miał wobec niej uczciwych zamiarów oraz że jest zaręczony z Elżbietą Biecką. Ulegając sugestiom Zenona nieszczęśliwa dziewczyna decyduje się na przerwanie ciąży, za pieniądze uzyskane od kochanka. Miała to być spłata zaległej pensji matki Justyny, która przed śmiercią była kucharką w Boleborzy.

Zenon jedzie do Warszawy w ślad za Elżbietą i uzyskuje przebaczenie. Po ślubie bardzo szybko robi karierę polityczną, wkrótce zostaje prezyden­tem miasta. Mógłby teraz cieszyć się miłością żony i małym synkiem, gdyby nie Justyna, która staje się dla Ziembiewiczów dyskretnym cięża­rem. Zmuszona okolicznościami do przerwania ciąży, popada w apatię, wciąż prosi Ziembiewiczów o znalezienie pracy, którą wkrótce porzuca z powodu rozwijającej się choroby psychicznej.

Jednocześnie świetna kariera polityczna Zenona Ziembiewicza ulega zachwianiu. Swą pozycję prezydenta miasta osiągnął on na drodze moralnych kompromisów, wyrzekając się własnych ideałów. Nie potrafi też wywiązać się z obietnic danych robotnikom. Zostaje też oskarżony o przyzwolenie na oddanie strzałów do manifestujących robotników w fabryce Hettnera. Katastrofa w życiu prywatnym zbiega się z klęską w życiu politycznym. Justyna, wtargnąwszy do gabinetu prezydenta miasta, oblewa jego twarz kwasem. Oślepiony i skompromitowany w opi­nii małego miasteczka, Zenon popełnia samobójstwo.

Zenon Ziembiewicz to bohater, który bez skrupułów przekraczał wszelkie granice odpowiedzialności moralnej. Swym postępowaniem skrzywdził dotkliwie zarówno Justynę Bogutównę, jak i Elżbietę Biecką. W dodatku długo nie miał sobie nic do zarzucenia. Nic przecież nie obiecywał Justynie, a kiedy żądała od niego pomocy, nigdy nie odmawiał. Wyszukiwał dla niej coraz to nowe miejsca pracy, zapewniał opiekę lekarską. Wobec Elżbiety, której ostatecznie także wyrządził wiele krzyw­dy, także nie czuł się winny. Przecież ostatecznie powiedział jej o istnieniu Justyny, cały czas miał też zamiar przerwać swój sekretny romans. Zapraszał Justynę do hotelowego pokoju, gdy była samotna i nieszczęś­liwa, a on chciał ją jedynie pocieszyć. Każdy swój nikczemny postępek potrafił wytłumaczyć, nigdy nie czuł się winny. Granice odpowiedzialno­ści moralnej przekroczył w pewnym niedostrzegalnym dla siebie momen­cie. Pojęcie tej granicy i jej istnienie uświadomiła Zenonowi żona Elżbieta, kiedy już oboje nie mogli zapanować nad piętrzącymi się problemami:

„Chodzi o to, że musi coś przecież istnieć. Jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą.”

Zupełnie analogicznie postępował Zenon w życiu zawodowym, robiąc błyskawiczną karierę polityczną. Zaczynał jednak jako mocno lewicujący, młody człowiek. Po raz pierwszy „zaprzedał się” sferom rządzącym, kiedy przyjął pomoc od starosty Czechlińskiego, aby ukończyć studia w Paryżu w zamian za pisanie artykułów do „Niwy”. Po powrocie z Paryża został redaktorem naczelnym „Niwy”, stosując się bezwolnie do wszelkich wskazówek Czechlińskiego, zapominając o swych niedawnych, lewico­wych poglądach. Jednocześnie uczestniczył w życiu towarzyskim mias­teczka, przyjmował znakomitych gości w swej redakcji, sam także bywał częstym gościem salonów. Kiedy został prezydentem miasta, był u szczytu popularności. Początkowo dbał o rozwój miasteczka, rozpoczął nawet budowę osiedla robotniczego oraz ośrodka wypoczynku z boiskiem i kortem tenisowym. Tego szlachetnego przedsięwzięcia nie doprowadził jednak do końca, gdyż nagle zostały cofnięte dotacje rządowe na ten cel. Wówczas rosnące niezadowolenie robotników do­prowadziło do manifestacji przed magistratem. Fala niezadowolenia zbie­gła się z pogłoskami o zamknięciu huty Hettnera i nowych aresztowaniach wśród robotników. Chociaż Zenon nie wydał rozkazu strzelania do manifestującego tłumu, jego właśnie obwiniano za śmierć kilku robot­ników, którzy zostali zastrzeleni w czasie manifestacji. Dopiero w obliczu końcowej katastrofy Zenon zrozumiał, że ludzie oceniają go zupełnie inaczej niż on sam. Bohater dochodzi do wniosku, że „jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my, jest się takim, jak miejsce, w którym się jest”.

Tak więc zdaniem autorki nasza samoocena jest najczęściej zawodna, gdyż człowiek zawsze będzie próbował umotywować swe postępowanie, tak jak to robił Zenon. Dopiero opinia publiczna właściwie oceniła postępowanie bohatera, który wstydliwie ukrywał swą kochankę, nie dotrzymał też, jako prezydent miasta, żadnych obietnic danych robot­nikom. Jednocześnie stwierdzenie, że „jest się takim, jak miejsce, w któ­rym się jest” jednoznacznie sugeruje, że wszelkie ludzkie poczynania są uzależnione od środowiska, w którym człowiek żyje. Małomiasteczkowa elita rządząca nie pozwoliła Ziembiewiczowi na dotrzymanie złożonych obietnic, a fatalny przykład ojca, Waleriana zapewne skłonił go do romansowania z Justyną. Te okoliczności w żadnym przypadku nie zwalniają bohatera od odpowiedzialności za własne czyny, a Zenon jak zwykle próbuje uwarunkowaniami społecznymi tłumaczyć swe niewłaś­ciwe postępowanie.

Problem oceny środowiskowej i samooceny został przedstawiony w literaturze wielokrotnie. Szczególnie mocno akcentuje go Stefan Żerom­ski w noweli „Siłaczka”, na przykładzie doktora Piotra. Jako lekarz w miasteczku Obrzydłówku próbuje on realizować swe młodzieńcze ideały. Pozostaje wówczas w zgodzie z samym sobą, jednak małomias­teczkowe środowisko zupełnie go nie akceptuje. Osamotniony, znudzony ustawicznym wstawianiem wybitych szyb, stopniowe rezygnuje ze szla­chetnych idei. Zostaje wówczas zaakceptowany, ale w głębi duszy potępia się, wie, że zdradził samego siebie.

Autorzy jednak są zgodni co do tego, że odpowiedzialność za swe czyny zawsze ponosi sam człowiek.

7. Obraz polskiego społeczeństwa lat międzywojennych w „Granicy” Zofii Nałkowskiej

Dzieje Zenona Ziembiewicza zostały przedstawione na tle konkret­nych warunków społecznych. Autorka dostrzega rozwarstwienie i zróż­nicowanie społeczne, a więc tę granicę społeczną i obyczajową, która oddziela proletariat od kapitalistów, świat pracy od świata konsumpcji, a nawet robotników folwarcznych od Waleriana Ziembiewicza.

Symbolicznym obrazem różnic społecznych jest kamienica pani Cecy­lii Kolichowskiej, o której Elżbieta Biecka powie do Zenona:

„Taki dom to jest rzecz zadziwiająca. Czy to nie szczegól­ne, że ludzie zdecydowali się żyć na sobie warstwami? Co dla jednych jest podłogą, to dla innych staje się sufitem. Pan wie, że tu połowa piwnic zamieniona jest na mieszkania i tam, pod nami, mieszka więcej ludzi, niż na wszystkich piętrach poza tym.”

Na samej górze hierarchii społecznej znajduje się hrabia Tczewski wraz ze swą rodziną. Pierwsza wzmianka o hrabiach Tczewskich związana jest z ojcem Zenona, Walerianem, który po utracie własnego majątku został zarządcą majątku Tczewskich w Boleborzy. Kucharką u Tczews­kich była też przez pewien czas Bogutowa, matka Justyny. Wówczas to mała Justyna bawiła się z córką Tczewskich, hrabianką Różą, przy­swajając sobie wówczas podstawowe normy obyczajowe oraz pewną kulturę i delikatność w zachowaniu. Zenon jako redaktor „Niwy”, a potem prezydent, poznaje bliżej rodzinę Tczewskich. Ich tryb życia przypomina ziemiaństwo w Nawłoci przedstawione w „Przedwiośniu” Stefana Żerom­skiego. Liczne podróże, zabawy, spacery i posiłki kultywowane jak obrzędy były treścią życia mieszkańców Chązebnej. Zenon wie, że hrabia romansuje z aktorkami, a jednak zajmuje czołową pozycję, z jego wolą trzeba się liczyć. Zenon musi więc zamieścić w „Niwie” artykuł hrabiego o kłusownictwie, a także wykłady księdza Czerlona, protegowanego hrabiny, „O istocie doświadczenia religijnego”.

Do tej samej grupy społecznej — szlachty — należy Walerian Ziembiewicz, chociaż nigdy nie dostąpił zaszczytu przekroczenia progu salo­nów w Chązebnej. Walerian reprezentuje szlachtę zubożałą, która utraciła swe majątki. Przyczyny tej deklasacji były bardzo różne. Czasem była to konfiskata majątku za udział w powstaniu styczniowym. O takiej sytuacji wspomina Eliza Orzeszkowa w powieści „Nad Niemnem”, a także Maria Dąbrowska w „Nocach i dniach”, wspominając o skonfiskowaniu po powstaniu rodowego majątku Niechciców, Jarosty. Często jednak przy­czyną utraty ziemi był hulaszczy tryb życia szlachty, całkowita beztroska i nieumiejętność gospodarowania oraz przystosowania się do nowych warunków, jakie zaistniały po uwłaszczeniu chłopów. Po utracie własnego majątku Walerian został rządcą w Boleborzy, chociaż w Boleborzy gospodarował równie nieumiejętnie. Nie wyzbył się jednak dawnych, wielkopańskich przyzwyczajeń, pilnował jedynie robotników folwarcz­nych, aby nie kradli, często bił ich, a poza tym włóczył się po polach bez celu z dubeltówką, zaś wszelkie rachunki musiała prowadzić za niego żona Żańcia, kobieta wielce tolerancyjna, gdyż nie tylko zajmowała się rachun­kami, lecz tolerowała także liczne romanse męża z młodymi służącymi, a nawet dbała o to, aby takie zawsze służyły w Boleborzy.

Walerian, podobnie jak później sam Ziembiewicz, nie umie ocenić swego postępowania obiektywnie:

„We własnym mniemaniu Walerian Ziembiewicz był czło­wiekiem przywiązanym do ziemi i na tej ziemi — na swoim czy na cudzym, pracować chciał do ostatniego tchnienia.”

Stosunkowo pobieżnie przedstawiona została w powieści burżuazja. Wiadomo tylko, że właścicielem huty jest Hettner, a pracę w niej znajduje wielu powieściowych bohaterów, między innymi Franek Borbocki oraz Marian Chąśba. Jednak w okresie powszechnego kryzysu Hettner zmuszo­ny jest do zamknięcia fabryki. Widmo powszechnego bezrobocia wywołu­je z kolei wzrost niezadowolenia społecznego, aresztowania, a w końcu krwawo stłumioną manifestację.

Mieszczaństwo reprezentowane jest przez panią Cecylię Kolichowską. Jej pierwszy mąż, Konstanty Wąbrowski, był socjalistą, zmuszonym do wyemigrowania z kraju. Cecylia pozostała sama z ośmioletnim synem Karolem, a po pewnym czasie przeczytała w gazetach, że jej mąż popełnił samobójstwo. Drugi raz zdecydowała się wyjść za mąż z wyrachowania. Mąż, rejent Kolichowski, był o szesnaście lat starszy i chorobliwie zazdrosny o swą żonę. Jedynym pocieszeniem dla szykanowanej Cecylii była świadomość, że jest kochana, oraz że spokojnie może myśleć o swej starości. Niestety, po śmierci Kolichowskiego okazało się, że zazdrosny do granic absurdu rejent zdradzał swą żonę. Roztrwonił też swój majątek, pozostała jej jedynie kamienica na ulicy Staszica. Te przeżycia spowodo­wały, że stała się zgorzkniałą, przedwcześnie postarzałą kobietą. Ponieważ wynajmowanie mieszkań stało się podstawą jej egzystencji, była bardzo bezwzględna dla lokatorów. Nie obchodziły jej zupełnie warunki, w jakich żyli. Aby zwiększyć swe dochody Kolichowską część piwnic zamieniła na lokale mieszkalne, ograniczając się do pobielenia surowych cegieł wap­nem i zainstalowania żelaznych piecyków oraz położenia podłóg. Także na strychu znajdowały się pokoiki do wynajęcia. Ogród, który przylegał do kamienicy, użytkowany był jedynie przez właścicielkę kamienicy, dla innych był to niedostępny, tajemniczy świat. Pani Cecylia Kolichowską została przedstawiona przez autorkę w negatywnym świetle. Jej portret, a przede wszystkim salon, przypomina salon pani Dulskiej, bohaterki komedii Gabrieli Zapolskiej. Jego urządzenie świadczy o całkowitym braku gustu właścicielki. Całe mieszkanie pani Cecylii zagracone było dębowymi meblami, otomanami, kozetami. Wszędzie wisiały ciężkie, pluszowe kotary, na podłogach leżały grube dywany, stały lampy z szero­kimi abażurami, na ścianach wisiały rodzinne portrety w złoconych ramach.

Najgorszy był los rodzin proletariackich. Ludzie ci mieszkają w ka­mienicy pani Kolichowskiej w piwnicy, w ciasnych, wilgotnych pomiesz­czeniach, cierpiąc głód i nędzę. Wśród tych mieszkańców piwnic najbar­dziej tragiczne są losy Jasi Gołąbskiej, która mieszka w jednym ciasnym pomieszczeniu wraz z córeczką i chorą na raka matką. Początkowo Jasia, córka ogrodnika w Chązebnej u hrabiów Tczewskich, zamieszkała wraz z mężem w lokalu na strychu, składającym się z pokoiku i ciemnej kuchni. Mąż Jasi jednak bardzo szybko stracił posadę kancelisty, został al­koholikiem, złodziejem i oszustem, w końcu opuścił żonę i dzieci. Jasia, pozbawiona środków do życia, musiała opuścić mieszkanie na strychu i zajęła małe, mroczne piwniczne pomieszczenie. Musiała przeżyć śmierć swoich dzieci oraz chorej na raka matki, którą zabrała z Chązebnej po śmierci ojca. Czasem nocował u niej także brat, Franciszek Borbocki, zredukowany w fabryce Hettnera. Nawet Justyna, córka kucharki, za­szokowana była warunkami, w jakich mieszkała Jasia, która przygarnęła tymczasowo Justynę po śmierci matki:

„Jak (…) rano pierwszy raz przyszła, to się zdziwiła, że można tak mieszkać. (…) Tylko przy samych drzwiach było trochę miejsca i tam stał piecyk, kubeł z wodą i drugi kubeł na pomyje. (…) Nad kubłem wisiało na ścianie ubranie, owinięte prześcieradłem od kurzu i sadzy, która leciała z rury, kiedy piecyk dymił.”

Franek Borbocki, brat Jasi, pomagał siostrze, dokąd pracował w fab­ryce Hettnera. Stracił jednak pracę, a w czasie manifestacji robotników został zastrzelony. Środowisko proletariackie reprezentuje też Marian Chąśba, również mieszkaniec sutereny w kamienicy Kolichowskiej. Pra­cując w fabryce Hettnera, sam przygotowuje się do matury. Wkrótce zostaje usunięty z huty za działalność polityczną, a w czasie demonstracji robotników aresztowany.

Tak więc Zofia Nałkowska przedstawiła przekrój ówczesnego pol­skiego społeczeństwa, charakteryzując bogate ziemiaństwo, sfery rządzące małego miasteczka, środowisko mieszczańskie i urzędnicze, a także biedotę wsi i miast z realizmem godnym pozytywistów, ze współczuciem godnym Żeromskiego.

8. Przeobrażenia społeczne szlachty u schyłku XIX w. w powieści „noce i dnie” Marii Dąbrowskiej

Maria Dąbrowska urodziła się 6 października 1889 roku we wsi Russów koła Kalisza. Studiowała w Lozannie i Brukseli nauki przyrod­nicze oraz socjologię i ekonomię. Interesowała ją wówczas idea spółdziel­czości, studiowała więc dzieła Edwarda Abramowskiego, w czasie pierw­szej wojny światowej zajmowała się reformą rolną i problemami kultury ludowej. Debiutem literackim Dąbrowskiej jest zbiór opowiadań pt. „Uśmiech dzieciństwa”, który ukazał się w 1923 roku. Wspomnienia z lat dzieciństwa, ukazane z perspektywy dojrzałego człowieka, stały się okazją do rozważań nad sensem życia. Już w tych pierwszych opowiadaniach odnajdujemy charakterystyczną postawę autorki — jest to optymistyczna afirmacja życia. Poznawanie tajemnic przyrody, oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę w wigilijny wieczór, praca — to źródło ustawicznych wzruszeń i zachwytów, dające poczucie szczęścia.

Najwybitniejszym dziełem Marii Dąbrowskiej jest powieść „Noce i dnie”, opublikowana w latach 1932—1934, reprezentująca gatunek sag rodzinnych. Akcja powieści rozgrywa się w latach 1863—1914, a więc od czasów powstania styczniowego do wybuchu pierwszej wojny światowej. Autorka stara się na przykładzie rodziny Niechciców i Ostrzeńskich ukazać procesy społeczne i przeobrażenia zachodzące w środowisku szlacheckim. Gwałtowne ubożenie szlachty i utrata majątków związana z uwłaszczeniem chłopów przez rząd carski, spowodowała masowy napływ szlachty do miast, gdzie zasilała ona szeregi inteligencji, miesz­czaństwa, a nawet kupców, handlarzy i proletariatu.

Rodzina Niechciców nie różni się początkowo od pozostałych przed­stawicieli swej klasy, dopiero dziad Bogumiła Niechcica — Maciej zaczął alienować się ze swego środowiska, a przejawem tego wyobcowania było pojawienie się w domu Niechciców ludzi z zewnątrz, uczonych, profesorów, działaczy politycznych. Ludzie dziwili się takim poczynaniom Macieja, które nie przynosiły rodzinie ani poważania, ani majątku. Przeciwnie, doprowadziły do stopniowej utraty majątku. Po powstaniu listopadowym syn Macieja, Michał, odziedziczył już tylko majątek Jarosty, a także „niespokojne usposobienie”. U progu swego samodzielnego życia ożenił się z Florentyną Klicką, nowicjuszką dominikanek. Uboga, choć o znakomitym nazwisku panna, zdecydowała się wstąpić do klasztoru, aby nie pozostawać na łasce bogatych krewnych. Michał wykradł Florentynę z klasztoru, a chociaż młodzi otrzymawszy rozgrzeszenie pobrali się, zachowanie młodego Michała ocenione zostało jako skandaliczne. Ten jednak mało przejmował się opinią okolicznej szlachty, przyjaźni i poważania szukając wśród ludzi nauki i działaczy politycznych.

Właściwy bohater „Nocy i dni”, Bogumił Niechcic, miał zaledwie piętnaście lat, gdy wraz z ojcem wziął udział w powstaniu styczniowym.

Po upadku powstania majątek Niechciców, Jarosty, został skonfiskowany, a Michał Niechcic zesłany na Syberię. Florentyna udała się wraz z mężem na wygnanie, pozostawiając syna Bogumiła pod opieką krewnych, którzy Macieja i Michała od dawna uważali za wariatów. Dorastający Bogumił uciekł od krewnych i na wiele lat słuch o nim zaginął. Ojciec Bogumiła, Michał, zmarł w syberyjskiej tajdze, a matka Florentyna, powróciwszy do kraju i nie mając żadnych środków do życia, została gospodynią w boga­tym dworze w Krępie, a kiedy już nie miała sił do pracy, została rezydentką i zamieszkała w maleńkiej oficynie ze swym bratem, chorym umysłowo byłym powstańcem, Klemensem Klickim. Natomiast Bogumił, powróciwszy po latach tułaczki do rodzinnych stron, został rządcą majątku w Krępie, by po paru latach przenieść się do Serbinowa.

Tak więc Niechcicowie reprezentują tę grupę patriotycznej szlachty, która utraciła swe majątki na skutek represji rządu carskiego. Represje, zsyłka na Syberię, konfiskata majątku spowodowane były udziałem szlachty w powstaniach narodowowyzwoleńczych. Szlachta ta nie po­trafiła jednak zerwać silnych więzów łączących ją z ziemią, z pracą na roli. Pozbawieni własnych majątków zatrudniali się jako rządcy w dobrach innych, bogatszych właścicieli ziemskich, gdyż sama praca na roli dawała im radość i satysfakcję.

Zupełnie odmiennie kształtowały się losy rodziny Ostrzeńskich, które doprowadziły do przekształcenia się szlacheckiego rodu w przedstawicieli inteligencji pracującej. Barbara Ostrzeńska została żoną Bogumiła Niechcica. Dziad Barbary, Jan Chryzostom Ostrzeński, utracił swój majątek Lorenki „z powodu niepomyślnych okoliczności natury gospodarczej”. Był typowym przedstawicielem pospolitej szlachty, wszyscy go lubili, gdyż „ze wszystkimi pił, polował, grał w karty i tańcował”. Bardzo podobnie postępował jego syn Adam, który rychło stracił swą drobną dzierżawę i przeniósł się do miasta, gdzie został urzędnikiem skarbowym, natomiast jego bardziej stateczni bracia dorobili się z powrotem własnych mająteczków.

Adam ożenił się z Jadwigą Jaraczewską, panienką z dobrego domu, która ośmieliła się zakochać w guwernerze, który na dodatek był demo­kratą, człowiekiem mieszczańskiego pochodzenia. Małżeństwo z Adamem rzeczywiście okazało się karą za młodzieńczą miłość, gdyż Adam Ostrzeń­ski bardzo szybko przehulał dwa folwarki żony, którą zresztą ustawicznie zaniedbywał dla innych kobiet. Zginął od uderzenia piorunem, gdy najmłodsza córka Barbara miała pięć lat. Wtedy Jadwiga, wdowa z czwor­giem dzieci, przeniosła się do Kalińca, gdzie otworzyła stancję. Po powstaniu styczniowym, w którym najstarszy syn, Daniel, został ranny w nogę, utraciła resztki majątku. Dzielna kobieta jednak się nie pod­dawała, postanowiła za wszelką cenę wykształcić swe dzieci, gdyż sama przekonała się, jak niestałe są korzyści płynące z posiadania majątku oraz honory wynikające z urodzenia. Zdolna była do największych poświęceń, żyła z młodszymi córkami w skrajnym ubóstwie, podczas gdy Daniel studiował na wydziale przyrodniczym w Szkole Głównej, a Julian, który miał zostać inżynierem, studia odbywał w Petersburgu. Wkrótce Daniel został wykładowcą przyrody w prywatnej szkole w Kalińcu, także Teresa została nauczycielką w gimnazjum, a najmłodsza Basia po ukończeniu szkoły zaczęła udzielać lekcji w prywatnych domach. Syn Julian nie powrócił po ukończeniu studiów do ojczyzny, lecz przyjął „dobrą posadę” w Petersburgu.

Kiedy dzieci dorosły, dom Jadwigi Ostrzeńskiej bardzo się ożywił, zaczęli się tu spotykać młodzi ludzie, czytano wspólnie dzieła naukowe, jak i ballady Mickiewicza, grano etiudę rewolucyjną i preludium powstań­cze Chopina, a więc panowała tu prawdziwie intelektualna i patriotyczna atmosfera. Wkrótce Daniel ożenił się z Michaliną Poleską, pochodzącą z ziemiańskiej rodziny, energiczną i przedsiębiorczą kobietą, która w Ka­lińcu założyła sklep. Teresa także wychodzi za mąż za Lucjana Kociełła, a Barbara przeżywa swą pierwszą młodzieńczą miłość, której wspo­mnienia będą ją dręczyły przez całe życie. Józef Toliboski, ukochany Barbary, okazał się niegodny jej uczuć, ponieważ ożenił się z brzydką, ale bogatą panną Narecką i zamieszkał w majątku żony w Borownie, nato­miast Barbara zdecydowała się po pewnym czasie wyjść za mąż za Bogumiła Niechcica.

Ostrzeńscy utracili majątek ziemski z powodu hulaszczego trybu życia i nieumiejętności przystosowania się do nowych warunków, jakie zaist­niały po uwłaszczeniu chłopów. Na przykładzie tej rodziny Dąbrowska ukazuje proces przekształcania się szlachty w miejską inteligencję, a Mi­chalina Ostrzeńska, żona Daniela, zostaje nawet właścicielką sklepu, co dla konserwatywnej szlachty jeszcze nie tak dawno było zajęciem hań­biącym. Wystarczy przypomnieć przeżycia i tragiczne perypetie Stani­sława Wokulskiego, bohatera „Lalki” Bolesława Prusa, który jako właś­ciciel sklepu nie miał dostępu do salonów.

9. Bogumił i Barbara, bohaterowie „Nocy i dni”, jako reprezentanci różnych postaw wobec życia

Treścią „Nocy i dni” są dzieje małżeństwa Niechciców, których życie ukazane jest najczęściej w kręgu rodzinnym, wśród zwykłych, podobnych do siebie dni, wypełnionych pracą i codziennymi troskami, najczęściej pozbawione wydarzeń niezwykłych, zaskakujących.

Barbara i Bogumił poznali się w Borku u państwa Ładów, dalekich krewnych Barbary. Bogumił zakochał się w Barbarze od pierwszego wejrzenia, gdy zadawał sobie pytanie „Kim jest ta panienka w sukni w kwiaty?” Wiedział, że w tym momencie zobaczył kobietę swego życia, zresztą wyznał jej to później:

„Gdyby nie ty (…) nigdy nie wróciłbym do normalnego życia, nigdy już nie pokochałbym nikogo.”

Tym, co w dużym stopniu zadecydowało o decyzji Barbary był fakt, że w jej oczach Bogumił był powstańcem, a więc człowiekiem godnym największego szacunku, a dopiero później mężczyzną.

Pierwsze dni małżeństwa młodzi spędzili w Krępie, dość dużym majątku, który administrował Bogumił. Pani Barbara większość czasu spędzała w domu, zajmując się chorym wujem Bogumiła, Klemensem Klickim, gdyż jego siostra, a matka Bogumiła, zmarła w dniu ślubu swego syna. Ponieważ wuj także był powstańcem, Barbara opiekowała się nim z pełnym poświęceniem, bez słowa skargi. Krępa wiąże się głównie z narodzeniem ich pierwszego syna Piotrusia, który stał się oczkiem w głowie obojga rodziców. Szczególnie matka, pani Barbara, poza synem nie widziała świata, poświęcała mu wszystkie uczucia, tak że zabrakło ich dla męża. W Krępie małżonkowie przeżyli też największą tragedię swego życia, gdyż Piotruś zmarł na zapalenie płuc. Barbara całe dnie spędzała na grobie syna, oddając się bez reszty wspomnieniom, tu Bogumił musiał stoczyć walkę z samym sobą, aby nie popełnić samobójstwa. Nie mogli dłużej tu zostać, nie mogli wiecznie żyć bolesnymi wspomnieniami o jedynym synu. Toteż gdy Teresa Kociełłowa, siostra Barbary, zawiado­miła ich, że jest możliwość administrowania dużym majątkiem w pobliżu Kalińca, Niechcicowie bez żalu opuścili Krępę i przenieśli się do Ser­binowa. Tu mógł Bogumił w pełni realizować swoje zamiłowanie do pracy na roli. Oczyszczenie pola z perzu, melioracja gruntów, siew, zbieranie plonów wypełniały Bogumiłowi dni aż do późnej nocy. Nie próżnowała również pani Barbara, gdyż czekały na nią grządki w ogrodzie, nieoczyszczone alejki i drobne prace w domu. Tu w Serbinowie przyszła na świat Agnieszka, nieco później Emilka oraz jedyny syn Tomaszek. Początki w Serbinowie były szczególnie trudne. Okazało się, że zarówno dom, jak i obory wymagają gruntownego remontu. Do tego dochodziły kłopoty z Lalickimi, poprzednimi administratorami, którzy mieszkali w dworku Niechciców, dopóki nie znaleźli innego mieszkania. Dni płynęły jednostajnie, bez większych wydarzeń. Barbara ożywiała się, kiedy przyjeżdżała Teresa z dziećmi lub ktoś inny z rodziny. Łączyła ich wspólna praca, wychowywanie dzieci, które jednakowo kochali, troska o zapewnienie im przyszłości. O życiu Niechciców można powiedzieć, że bywały w nim „noce, bywają dni powszednie, ale czasem bywają też niedziele”. Kiedy dzieci podrosły Barbarze udawało się od czasu do czasu pojechać do Kalińca, do swej rodziny. Matka Barbary podupadła na zdrowiu, ale niespodziewanie zachorowała też Teresa i zmarła. Bogumił tymczasem miał kłopoty z Dalenieckim, który zamierzał sprzedać Serbinów. Po śmierci Teresy jej mąż, Lucjan, przeniósł się z córkami do Częstochowy, a babcia Ostrzeńska zamieszkała w Serbinowie, gdyż najlepiej znosiła obecność Bogumiła, który słuchał cierpliwie jej opowieści z czasów młodości. Mimo troskliwej opieki babcia Ostrzeńska także zmarła.

Tymczasem dzieci podrosły i wymagały staranniejszego kształcenia. Zatrudniono do dziewczynek, Agnieszki i Emilki, nauczycielkę, pannę Celinę Mroczkównę. Po śmierci seniora rodu, Joachima Ostrzeńskiego, Barbara otrzymała spadek. Postanowiła więc kupić dom w mieście i tam zamieszkać z dziećmi, które musiały uczęszczać do szkoły. W dalszym życiu pani Barbary niemałą rolę odegrało kupno Pamiętowa, rozstanie z Bogumiłem, śmierć męża, kłopoty z dorastającymi dziećmi i wreszcie wybuch pierwszej wojny światowej. Pani Barbara przeżyła swe życie z jednym mężczyzną, chociaż pojawił się w nim drugi — Józef Toliboski. Żadnego z nich nie kochała, chociaż całe życie wmawiała sobie, że uczucie takie żywiła dla Toliboskiego. Był pierwszym, który ją zauważył i zaczął adorować, a także pierwszym, który ją zlekceważył. Pozostał na zawsze mitem młodzieńczej miłości i utraconego szczęścia. Ilekroć czuła żal do Bogumiła, tylekroć myślą i marzeniem uciekała do Toliboskiego, zaś Bogumił wytrwale ją kochał, mimo iż była taka zimna i nieczuła. Często też rozmyślał:

„Tyle rzeczy było w tej Basi, które mogą uprzykrzyć człowiekowi urodę najpiękniejszej kobiety. Tymczasem co na nią spojrzał, wszystko to wydawało mu się pomyłką. Prawdą była tylko ta twarz i te w niej zapowiedzi, które się nigdy nie spełniły. Nie wierzył ni słowom, ni uczynkom. Wierzył tej twarzy, tej gorzkiej urodzie.”

Jakże ociężały i pozbawiony stereotypowego wdzięku jest Bogumił w porównaniu z uwodzicielskim, pełnym czaru Toliboskim. Jest jednak człowiekiem, któremu się wierzy, zarówno wtedy, gdy wyznaje swą miłość Barbarze i gdy razem z nią rozpacza po stracie Piotrusia.

Bogumił Niechcic reprezentuje postawę „współbrzmiącą z życiem”, zapewne jest też wyrazicielem poglądów autorki, najpiękniejszą postacią w powieści. Główną cechą osobowości Bogumiła jest jego afirmacja życia, umiejętność cieszenia się życiem w każdym momencie. Cechowała go też życzliwość w stosunku do innych ludzi, a jedynym prawdziwym sensem jego życia była praca. Autorka wydaje o nim wiele pozytywnych sądów:

„Patrząc na jego twarz spoglądało się niby w czysty, przestronny dziedziniec, wiodący do bezpiecznego domu.”

Praca nie była dla niego jedynie środkiem utrzymania rodziny, lecz Bogumił wierzył, że jego praca służy rozwojowi kraju i szczęściu ogólnemu. Było to myślenie typowo pozytywistyczne, ale przynosiło Bogumiłowi satysfakcję, radość i szczęście. Życie nie szczędziło mu ani pokus, ani trudnych doświadczeń, ani chwil zniechęcenia. Nigdy jednak się nie załamywał, doświadczając złego losu opanowywał sytuację i poko­nywał trudności. Inne jego zalety objawiające się w bezpośrednim działa­niu to energia, wytrwałość, powaga i niezwykła szlachetność w stosunkach z ludźmi. Podziw, jaki okazywali mu inni, zaufanie, jakim go darzyli świadczą najlepiej o zaletach jego charakteru. Żonę Barbarę bardzo kochał, chociaż zdawał sobie sprawę, że jest to miłość nieodwzajemniona. Jak zwykle w życiu próbował i w tym wypadku pocieszyć się, spojrzeć optymistycznie na ich związek, toteż mówił: „Czyż można przestać kochać niebo i ziemię, za to, że deszcz i niepogoda.”

Kochał też swoje dzieci, ale w inny sposób, niż pani Barbara. Wymagał od nich pełnego szacunku i uznania, pracowitości. Pragnął przecież wychować ich na prawdziwych obywateli, patriotów, ludzi, którzy będą cieszyć się szacunkiem i zaufaniem innych.

Pani Barbara jest postacią bardziej skomplikowaną psychicznie, gdyż reprezentuje postawę życiową nieharmonizującą z życiem. Jej najbardziej charakterystyczną cechą jest „niezgoda na życie”, będąca wynikiem niezaspokojonych aspiracji, niewygasłych nadziei i zawiedzionej miłości. Niezwykle charakterystyczny jest jej lęk przed uczestnictwem w życiu, nieufność do ludzi, ciągłe przeżywanie porażek i nieszczęść rodzące „wieczny niepokój”. Wśród cech pozytywnych tej bohaterki należy wy­mienić szacunek do przeszłości narodowej. O małżeństwie z Bogumiłem zadecydował fakt, że był on uczestnikiem powstania styczniowego.

Niestety, cechuje ją też egocentryzm i egzaltacja, skłonność do przesadnego wyrażania swych uczuć. Potrafi ona ubolewać nad tragi­cznym losem Ładów czy innych ludzi, z którymi się zetknęła, a którzy znaleźli się — jej zdaniem — w ciężkim położeniu.

Podczas gdy Bogumił jest wyrazicielem poglądów autorki, o pani Barbarze autorka wyraża się zawsze z dystansem, używając zwrotu — pani Barbara.

Swoje sądy i opinie o świecie oraz o bohaterach podaje autorka w postaci aforyzmów, które stanowią jedną z osobliwości „Nocy i dni”. Służą one do wyjaśnienia przedstawionych w utworze czynów i działań ludzkich, do podkreślenia ich przyczyn i głębszego sensu. W ten sposób psychologiczna wiedza o życiu dana w doświadczeniu przeradza się w etyczną naukę życia oraz ideału moralnego.

10. Wyzwalanie się z formy — krytyka schematów funkcjonujących w szkole, w środowisku mieszczańskim oraz szlacheckim dworku w powieści „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza

Poszukiwania nowych form wypowiedzi w prozie okresu między­wojennego w Polsce były ściśle związane z osiągnięciami literatury światowej polegającymi na odejściu od tradycyjnego nurtu powieści realistycznej, a źródłem tych przemian było przekonanie, że świat współ­czesny, tak bogaty i podlegający tak ogromnym zmianom, nie da się ująć w ramy widzenia realistycznego. Wprowadzono więc do utworów elemen­ty groteski i fantastyki, rozbiciu uległ tok akcji, wprowadzono nowy typ narracji. Wykorzystywano zdobycze pisarza francuskiego Marcela Prous­ta, autora wielotomowego dzieła „W poszukiwaniu straconego czasu’’, które ukazywało się w latach 1913—1927, a więc jeszcze przez pięć lat po śmierci autora. Narrator prezentuje świat, wypowiadając się w pierwszej osobie. Wszystkie działania bohaterów autor poddaje przenikliwej analizie psychologicznej. Nie zachowuje też chronologii wydarzeń, przedstawiając je tak, jak pojawiły się w jego wspomnieniach czy w podświadomości. Pisarz wyeliminował też jedną z głównych cech narratora wszechwiedzą­cego, występującego w tradycyjnej powieści psychologicznej, który zna nie tylko przyczyny, ale także myśli i intencje swych bohaterów. Nato­miast stanowisko Prousta zbieżne jest z psychologiczną teorią behawioryzmu (behaviour — zachowanie się) sformułowaną przez amerykańskiego psychologa Johna Watsona, który postulował zastąpienie tradycyjnej analizy psychologicznej sugestywnym opisem zewnętrznych zachowań człowieka.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 48.09