E-book
5.88
drukowana A5
58.31
drukowana A5
Kolorowa
87.36
Inspiracje Wiersze Wybrane

Bezpłatny fragment - Inspiracje Wiersze Wybrane

Objętość:
355 str.
ISBN:
978-83-8126-790-8
E-book
za 5.88
drukowana A5
za 58.31
drukowana A5
Kolorowa
za 87.36

Te wiersze poświęcam mojej całej Rodzinie: dzieciom i wnukom, przyjaciołom i znajomym, którzy mnie zainspirowali do napisania niektórych wierszy.

Jestem jak wiatr

Jestem nieokiełznana jak wiatr,

bo coś nieustannie mnie gna,

choć myślę, że to pęd metafizyki,

na przekór brnę z nim pod prąd.


Pędzę za nim w pośpiechu przez życie,

choć wiem, że jest szybszy ode mnie.

Dlatego kocham wolność i przestrzeń.

Nie znoszę jak on wszelkich ograniczeń.


Wiem, że go w tym pędzie nie dogonię,

ale sprawia mi przyjemność ten bieg,

gdy czuję podmuch wiatru we włosach

i jego dziką, nieposkromioną naturę.


Wplątuje się w rozwichrzone włosy

i rozczesuje je potem jak tkliwy kochanek.

Nigdy nie jest zmęczony w swym pędzie,

dlatego hula i dmie, gdzie tylko zechce.


Beztrosko wieje nad pustynnymi wydmami,

dopiero w dolinach szuka schronienia.

Jest niefrasobliwy, czasem nawet frywolny

ale kocham go, bo jest jak ja szalony.

Radom, dnia 10.01.2017 r.


Autoportret autorki z własnego albumu 2020 rok

Jestem taka, jaka jestem

Jestem taka, jaka jestem,

ani młoda, ani stara,

ani piękna, ani za bogata.

po prostu jestem sobą.


Idę w stronę słońca,

gnam z pędem wiatru.

Gonię w locie marzenia,

sięgając wysokich gwiazd.


Każdą chwilę zamykam

w kokonie pajęczej sieci,

z której tkam białą szatę,

którą wdziewam od święta.


Wiem, że mam jedno życie

i serce, które na przekór

kocha wszystkich bez umiaru,

i Anioła, który czuwa nade mną.


Jestem na wskroś romantyczna,

czasem zupełnie zwariowana,

innym razem pragmatyczna,

ale zawsze jestem sobą.

Radom, dnia 18.05.2017 r.


Autoportret autorki z własnego albumu 2019 rok

Sokratesowe pogaduchy

Nie jestem Sokratesem,

ani Platonem czy Kantem,

choć lubię chodzić w tunice

i spodniach trzy czwarte.


Nie jestem żadnym filozofem,

choć ciekawi mnie mentalność

wielkich ludzi, choć czasem

nie rozumiem ich założeń.


Zastanawiam się, dlaczego

ludzie kłamią, skoro prawda

wyjdzie na jaw albo mówią źle

o innych, choć sami nic warci.


Albo czemu kobiety są zazdrosne,

skoro każda jest wyjątkiem.

Albo po co nam uroda i młodość,

gdy rozum tylko się liczy.


Choć nie jestem Sokratesem,

wciąż myślę nad sensem życia,

i gonię za prawdą, choć nie zawsze

wychodzi mi to na dobre.


Wiem tylko jedno, im więcej

zgłębiamy wszelkie tajemnice,

piętrzą się przed nami nowe,

wciąż niezbadane i niepojęte.

Zachód słońca nad osiedlem „Południe” fot. autorka

Radom, dnia 01.03.2019 r.

Poezja

To nie tylko słowa bez melodii,

przy których można tańczyć.

To wyznania cicho skrywane,

to krzyk rozdartego serca.


Szeptane na ucho w obawie,

że zostaną wyśmiane,

porywają za serce i duszę,

bo tylko one mają tajemną moc.


Poezja umila naszą prozę życia.

Unosi nas ponad chmury,

zabiera tam, gdzie wszystko

jest piękne i bez skazy.


Gdzie ludzie mówią prawdę

i cenią wzajemną przyjaźń,

gdzie nikt nikomu nie zawadza,

gdzie rodak dla rodaka jest bratem.


To nie tylko napisane słowa,

to nasze odczucia i wrażenia,

emocje, które nami targają,

i biorą w niewolę posiadania.


Niekiedy wybiera nas sama,

a czasem my sięgamy po nią.

To strawa dla naszego ducha,

pokarm dla samotnego serca.


Poezja, to nie tylko gra słów

i zgrabnie ułożone rymy.

To hasła rzucane na niwę,

które w swoim czasie dadzą plony.

Radom, dnia 17.06.2017 r.

Drzewo

Dzisiaj przez chwilę byłam starym drzewem.

Chropowata szorstkość kory raniła moje dłonie.

Konary niczym szczudła wyciągały ramiona

i obejmowały mnie, szeleszcząc zeschłymi liśćmi.


Czułam jednak płynące w nim soki życiodajne

i ciepło bijące z środka drewnianego pnia.

Lekki wiatr rozwiewał wokoło różne wonie:

leniwie płynącej rzeki, grzybów, mchów i traw.


Słońce oświetlało czubki wysokich drzew,

skrzyło się na tafli lekko falującej wody,

rozświetlało pożółkłe liście złotą poświatą,

i barwiło wysokie trawy słomianym kolorem.


Przez chwilę byłam drzewem, wysoką topolą.

Słyszałam jak śpiewają w jej konarach ptaki,

ważki przelatywały nad wąską strugą wody,

i spijały wodę z pożółkłych liści nenufarów.

Radom, dnia 18.10.2017 r.


Autorka  - fot. Maria Guzik

Zaczarowany ogród

W zaczarowanym ogrodzie,

po środku kolorowej rabaty

rosła sobie nadobna Róża,

była najpiękniejszą z róż.


Jak udzielna królowa wiodła

prym pośród dwórek i paziów.

Wszystkie kwiaty pokłon

jej składały i wciąż wzdychały:


Dlaczego tylko w niej kocha się

tulipan, żonkil a nawet bez?

Dlaczego tylko ona rozsiewa urok

i serca wszystkim kradnie?


Róża nic sobie z tego nie robiąc,

uśmiechała się do jaśminu,

który dawał jej kawałek cienia,

aby nie uschła z pragnienia.


Gdy nadchodził późny wieczór,

wszystkie kwiaty zasypiały,

tylko Róża stała na rabacie

i czekała na chłodne krople rosy.


A gdy dość kąpieli już miała,

zwinęła pąki i błogim snem zasnęła,

aby rano stać się śliczną i powabną,

najpiękniejszą z wszystkich róż.

Radom, dnia 21.01.2019 r.

Dla Agnieszki — mojej kochanej siostrzenicy — z okazji urodzin — z najlepszymi życzeniami

Biedronka

Na skraju wsi stoi chata pochylona nisko do ziemi,

ogrodzona drewnianym płotem, w otoczeniu malw.

Pod oknem na zydlu usiadła staruszka.

Siedzi, rozgląda się wokoło i myśli zadumana:

Dokąd prowadzi ta wąska ścieżka?

Albo te pierzaste chmurki na niebie?

Albo, co robi ta mała biedronka na liściu dziewanny?

Beztroską ciszę przerywa wiatr głośnym łopotem,

jak skrzydła motyla lub anioła w locie:

— To dla ciebie człowiecze — szepcze głośniej.

— To całe piękno złotej, polskiej jesieni,

szelest liści pod nogami i sznur odlatujących gęsi,

i oddech ciepłej jeszcze ziemi, daję tobie, człowiecze!

Ciesz się więc tą chwilą! — słyszy z oddali.

Siedzi staruszka na ławie i już nie duma,

ale dziękuje Bogu, że może oglądać te cudeńka,

ciesząc się z przynależności do Matki Ziemi,

jak ta mała, niepozorna biedronka.

Radom, dnia 01.07.2013 r.

Nadejście Wiosny

Nadeszła z ciepłym tchnieniem wiatru

cichutko z wdziękiem, na paluszkach,

jakby nie chciała umoczyć stópek w rosie

i splamić sobie zwiewnej sukienki.


Potem weszła do lasu i wysypała z kosza

pąki białych zawilców i konwalii,

po których stąpała jak po kobiercu,

nucąc z wiatrem skoczne piosenki.


W ferworze uniesień nie spostrzegła,

że wiatr rozplótł jej warkocze i zgubiła

kolorowe wstążki, a z fartuszka

wysypały się jej wszystkie kwiaty.


Teraz nie tylko łąki pyszniły się paletą barw,

ale i drogi usłane były polnymi makami,

nawet pszczoły ubrały się w aksamitne fraki,

bo chciały Wiosnę przywitać należycie.

Radom, dnia 09.03.2019 r.


Wiosna na osiedlu "Południe"
Wiosna na osiedlu "Południe"

Wiosna

Przychodzi ubrana na zielono.

Ciekawe, dlaczego nie na różowo lub fioletowo?

Ale i tak wygląda pięknie rozśpiewana

na zielonych łąkach bocianim klekotem,

a w stawach żabim rechotem.


Próbuje nastrajać nas kolorowo,

choć nam po zimie wcale nie jest wesoło.

Mimo że z ramion ściągamy ciepłe kapoty

i w wiosennym grzejemy się słońcu,

z utęsknieniem czekamy na skwar lata gorący.


Nawet widok rozkwitłych pierwiosnków,

kwitnących w sadach jabłoni

nie ostudzi w nas tęsknoty

za widokami złocistych łanów,

czerwonych maków i kąkoli.


Wiosna jest więc oczekiwaniem,

nie tylko na ciepło lecz także na zmiany,

na rodzące się w nas nadzieje,

na pokładane uczucia i nowe plany.

Radom, dnia 01.04. 2008 r.

Wiosna na osiedlu Potkanów fot. autorki

Kłótnia kwiatów

Kto jest z nas najpiękniejszy? — zapytał Irys,

który stał wyprostowany na ogrodowej rabacie

jak żandarm w błękitnym mundurku.

Obok stały jego siostry w żółtych sukienkach.


— Oczywiście, że ja — odparła Róża z przekąsem,

wydymając pąsowe usta w grymasie.

— Jak śmie ktoś w to wątpić? — dodała z sarkazmem

i wypięła dumnie pełną pierś.


— Nie byłbym tego taki pewny — odparł Jaśmin

i zaszeleścił listkami, aż posypały się z niego

białe kwiatki, wyścielając zielony trawnik.

— Każdy z nas ma niepowtarzalny zapach.


— Jaśmin ma rację — poparł go liliowy Bez.

— Sam miałbym kłopot z wyborem —

i zerknął na kolorowe Tulipany, a po chwili

na różowe Floksy i białe Piwonie.


— My jesteśmy najpiękniejsze! — krzyknęły

biało różowe Niezapominajki i roześmiały

się wesoło, tuląc do siebie, a zaraz do nich

przyłączyły się wdzięczne, fioletowe Fiołki.


Jaśmin z Bzem rzuciły im pobłażliwe uśmiechy,

pełne ciepłego zrozumienia istoty rzeczy.

— Macie rację, choć rośniecie tuż przy ziemi,

macie swój nieodparty wdzięk i czar.


— No więc, który z nas jest najpiękniejszy?

— zapytał skromnie pomarańczowy Nagietek

— i spojrzał na wdzięczącą się do niego Nasturcję.

— No, kto? — dopytywał natarczywie.


— Poprośmy o werdykt Asię — zdecydował Irys.

Dziewczynka zajmowała się sama ogródkiem.

— Wszystkie jesteście cudne, a wasze zapachy

roznoszą piękną woń! — oznajmiła promiennie.


A kwiaty na tę wdzięczną i głośną owację,

skłoniły nisko głowy z podziękowaniem,

rozsypując wokoło złotym pyłem, wabiąc

tym sposobem roztańczone pszczoły.

Radom, dnia 19.02.2018 r.

fot. wykonana przez autorkę

Przywitanie wiosny

Nadeszła po mroźnej zimie z ociąganiem,

jakby nie było jej spieszno do świata i ludzi.

Ubrana w kolorowe muśliny z kwiatami we włosach,

strojna i wyniosła, uśmiechała się, jakby chciała

przeprosić za swe niezdecydowanie.


Najpierw swój czar rzuciła na drzewa, które

się zazieleniły i białym kwieciem oprószyły,

potem rzuciła czar na podwórka, lasy i pola,

a potem rozkazała młodym ptakom,

aby rozpostarły skrzydła i latać się uczyły.


Potem wiatru kazała, aby schował się w komorze.

Słoneczku zaś przykazała grzać mocniej, by ziemia

i ludzie na dobre się rozbudzili z zimowej drzemki.

Ptaki lecące w przestworzach krzyczały:

Wiosna, Wiosna wreszcie nadeszła!


I zawtórowało im wszelkie stworzenie,

które nadziwić się nie mogło, że pozwolono

im wyjść z obory i z gąszczu dzikich chaszczy.

Do nich dołączyło ptactwo domowe.


Indor wypiął swą pierś i zagulgotał do koguta:

Wiosna przyszła, panie bracie!

Na to kogut zapiał, zwołując czeladź podwórzową:

Niech się wszyscy obudzą, nie czas na leniuchowanie!

Czas Wiosnę należycie przywitać!


I z pobliskiego stawu kaczki i gęsi przywołał:

Nie pora na chlapanie w tej sadzawce!

Gęsi z gąsiątkami, kaczki z kaczątkami,

posłusznie podreptały na środek podwórka.


I tak, jak stały, wszystkie zawołały chórem:

Witaj, nam Wiosno kochana!

Pies podwórzowy nie chciał być gorszy,

zaszczekał na kota, który wygrzewał się przy piecu

i razem dołączyli do podwórzowej ferajny.


Koń nie chciał być też ostatni i zarżał radośnie,

aż świnie obudziły się z porannej drzemki,

ciekawe harmideru wyjrzały z chlewika

i zakwiczały naburmuszone:

kto nam przeszkadza w leżakowaniu?


— Wychodźcie natychmiast! — zawołali wszyscy.

— Czas witać Wiosnę, a nie gnuśnieć na słomie!

— zrugał ich pies podwórzowy i dał znak kogutowi.

Niech żyje nam Wiosna! — krzyknęli wesoło.

Niech żyje Wiosna! — zawtórowało im ptactwo.


A Wiosna tylko się do nich uśmiechała

i w podzięce tych hołdów złotym pyłem posypała.

I rozbłysły żółtymi mleczami zielone łąki,

przybrzeżne rowy błękitnymi bławatkami,

a lasy białymi przebiśniegami!

Radom, dnia 01.04.2015 r.

Wspomnienie o wiośnie

Jeszcze zima na dobre nie odeszła,

a ja już myślę o przedwiośniu,

o kwitnących w sadach jabłoniach,

o żółtych mleczach na łące.


O białych obłokach na niebie

i o pierwszym dniu wiosny,

kiedy przynosiłeś mi kwiaty:

błękitne hiacynty lub frezje.


Dziś zostały mi tylko wspomnienia

i żal z tęsknotą pomieszany,

że nie wrócą już tamte dni,

przepełnione żarliwym kochaniem.


Został mi tylko po nich gliniany dzban,

w którym stoją zasuszone kwiaty,

wypłowiałe nieco i bez zapachu,

jak odległe po frezjach wspomnienie.


I nic już nie jest takie jak dawniej,

ani ty, ani ja, ani odległe wspomnienie.

Tylko nadejście wiosny przypominać

mi będzie, jak było nam kiedyś dobrze.

Radom, dnia 16.01.2017 r.

Jarzębina

Stoi przy drodze jarzębina,

wystrojona w czerwone korale.

Wiatr jej liśćmi targa,

jakby przygrywał jej do walca.


Przysiadł na jej gałęzi szpak:

coś pani taka nie w sosie,

zapytał wesołym tonem.

Bom samotna, drogi panie.


Wiatr słysząc tę skargę żałosną,

powiał więc jeszcze mocniej,

aż jarzębina cała się zatrzęsła

i zgubiła wszystkie korale.


Teraz masz powód do płaczu.

Wiatr porwał ci suknię zieloną

i zerwał czerwone korale,

rzekł jej szpak roztropnie.


Cóż ja teraz biedna pocznę?

Nie umiałam być wdzięczna,

Matce Naturze i wybrzydzałam.

Kto mnie taką gołą zechce?

Radom, dnia 09.09.2017 r.

fot. wykonana przez autorkę

Lato

Nadeszło po wiosennym zmaganiu

jeszcze rozleniwione i ospałe.

Po przekwitnięciu pierwiosnków

zmiotło z drzew kwiaty jabłoni

i utworzyło kolorowy kobierzec

z płatków bzu, jaśminu i piwonii.


Gdy słoneczko wzeszło nieco wyżej,

przebudziło się na dobre,

i zaczęło taniec szalony z wiatrem.

Najpierw w sadach, potem na łąkach,

a na końcu na polach hasać poczęło,

wznosząc się nad łanami zbóż.


Wplotło w ich złociste warkocze jak wstęgi

czerwone maki i niebieskie chabry.

Kąkolem chciało upiększyć ich złociste kosy

i trochę nimi potarmosiło.

W snopki je potem powiązawszy,

na ogołoconym ustawiło ściernisku.


Chcąc wypocząć, schowało się

w konarach drzew zielonych

i przysnęło snem twardym.

A gdy wiatr je stamtąd wypłoszył,

pognało znowu nad polami,

nad graniami gór wysokich.


Tam nieco się ochłodziło

i całkiem opamiętało,

że czas jego mijał powoli.

Jeszcze zdążyło rozpostrzeć swą szatę

i jak motyl przysiadło nad kartofliskiem,

by się ogrzać przy nim nieco.


Bez umiaru napasione do syta

postanowiło poczekać na starszą siostrę.

Skryło się więc w opasłej stodole

i znowu zdrzemnęło rozleniwione.

I spało, póki go wiatr stamtąd nie przegnał

wraz z jego siostrą — Jesienią.

Radom, dnia 22.02.2015 r.


Fotografia wykonana przez ks. Daniela

Zapach Lata

Marzy mi się zapach gorącego lata,

widok kolorowej łąki pełen kwiatów,

woń mięty zielonej, białych głów

rumianku i rozmarynu na grządce.


Marzy mi się wiaterku tchnienie

w rozkołysanych łanach zbóż,

cichego szelestu liści na drzewach

i brzęczących nad ulami pszczół.


Latem kolory mienią się tęczą,

barwami stroją sady i ogrody.

Wszystko jest takie ciepłe, radosne,

nawet w stawie żaby inaczej kumkają.


Po lazurowym niebie obłoki leniwie płyną,

słoneczko przygrzewa cieplutko,

staw rzęsą się zieleni, nenufarami stroi,

nad którymi chmara owadów krąży.


Zapach lata pachnie żyznym urodzajem,

upaja i odurza miododajną wonią.

Wszystko jest takie magiczne i cudne,

nawet niebo błękitem zachwyca.

Radom, dnia 03.02.2019 r.

fot. wykonana przez autorkę

Jaśnie Pani Jesień

Pani Jesień przyszła ubrana w kolorowe szaty,

w wianku z czerwonej jarzębiny na głowie.

Płomienne włosy ozdobiła zielonymi liśćmi dębu,

gdzieniegdzie wpięła sobie żołędzie i kasztany.


— Jaśnie pani, jesteś z każdym rokiem piękniejsza!

— westchnął wiatr i szarmancko skłonił się przed nią,

zamiatając po ziemi kapeluszem, aż wszystkie liście

z drzew opadły, tworząc kolorowy kobierzec barw.


— Zechcesz ze mną zatańczyć, pani? — zapytał.

Jesień z frywolnym uśmiechem na pięknej twarzy,

chwyciła za poły jego płaszcza i ruszyli w tany.

Deszcz przygrywał im do walca i mazura.


Zanim się spostrzegli, nadeszła jej siostra Zima.

Patrzyła na nich z politowaniem i kiwała tylko głową.

Wiatr widząc zmieszaną Jesień, skłonił się szarmancko

w głębokim ukłonie, powiał i tyle go widziały.


— Nie wstyd ci siostro? Spójrz na swoje szaty:

całe w łachmanach, a ludzie wciąż na ciebie czekają.

Nie możesz ich zawieźć, twój czas jeszcze nie minął,

Złota Polska Jesień dopiero się zaczyna.


Zima odjechała ze swoim orszakiem białymi saniami,

a Jesień włożyła swą najpiękniejszą szatę, utkaną

z białych mgieł, obramowaną leśnym mchem i złotymi

promieniami słońca, z paciorkami kropel rosy.


Na głowę włożyła koronę z liści dębu i jarzębiny.

W rękach trzymała motek babiego lata, z którego

tkała swój przezroczysty welon, aby móc ponownie

przypodobać się Wiatrowi, gdy znowu ruszą w tany.


Weszła między ogrody i sady, potem rzuciła czar

na parkowe aleje, które pod jej wpływem zmieniły

swe barwy i odcienie, z zielonych na bordowe,

brunatne i czerwone, a na końcu obsypała je złotem.

Radom, dnia 01.10.2017 r.

Jesień na osiedlu Południe — fot. wykonana przez autorkę

Kolory jesieni

Najpierw Jesień wstąpiła do sadów,

złotem oblała grusze i jabłonie,

purpurą pomalowała jarzębiny,

a wrzosy beżem, fioletem i różem.


Zieleń traw ubarwiła na brunatno,

oplotła srebrnymi nitkami babiego lata

konary osowiałych drzew i krzewy,

a na staw zarzuciła sieć rzęsy zielonej.


W parkach potrząsnęła kasztanami,

wyłuskując je z łupin zielonych,

w brązowe kubraczki je przystroiła,

a żołędziom zielone czapeczki włożyła.


Gdy wyhasała się na gołym ściernisku,

spoczęła na pachnącym sianie i do woli

zaczęła upajać się zapachem minionego lata

i smakiem dojrzałych grusz i jabłoni.

Radom, dnia 18.09.2018 r.


Jesień w Jedlni Letnisko — fot. wykonana przez autorkę

Wieś o poranku

Poranek wstał rześki, lekko zamglony.

Z kurnika wygramolił się kogut,

za nim podreptały kury z kurczętami.

Z obory wyszły krowy, powłócząc nogami

a przy ich boku rozochocone cielęta.


Pierwszy zapiał kogut, oznajmiając

wszystkim nowy dzień pracy.

Za nim rozgdakały się kury, a po nich

rozległ się kwik świnek z chlewika,

ze stajni zawtórował im kasztanek.


Łąka wabiła ich szklistą rosą, która lśniła

w słońcu i zachęcała na soczysty wypas.

Gospodarz szedł za nimi jeszcze osowiały,

po wczorajszej zwózce siana z pola.

Spieszył się, bo miała nadejść burza.


Na dobre rozpętała się w nocy, wiatr

zerwał się porywisty, ciągnąc za sobą

pozostawione stogi siana, rozrzucając je

po całej łące, która poddała się naturze.

Grzmoty z piorunami przeszywały niebo.


Burza trwała aż do rana, siejąc strach.

W oknach ludzie stawiali święte obrazy.

Dzieci zagrzebywały się w pierzynach,

a matki odmawiały cicho różaniec.

Nikt nie śmiał wyściubiać nosa z chałupy.


Dopiero rankiem odgłosy zwierząt dodały

ludziom odwagi i zachęciły do pracy.

A gdy słoneczko wzeszło nieco wyżej,

skowronek wzbił się w przestworza,

wyśpiewując radośnie na powitanie dnia.

Radom, dnia 02.12.2017 r.

Rosa

Fragment parku na osiedlu Południe — fot. wyk. przez autorkę


Krople rosy jak diamentowe kolie

ozdobiły łąkę pełną kwiatów, traw zielonych.

Rozłożyły się migoczącym wachlarzem,

by obeschnąć po nocnym chłodzie.


Wczesnym rankiem drżały jeszcze z zimna,

zapragnęły wznieść się wysoko ponad ziemią,

by upajać się w słonecznym pyle, w cieple

błękitnego nieba.


Krople rosy utkały srebrzysty dywan,

na żółtych kaczeńcach i mleczach.

Osrebrzyły pąsy maków i różowych kąkoli,

chabry, łany zbóż wszelakich.


Łąka o poranku wygląda jak zaczarowana.

Zaklęta w swym magicznym pięknie,

pyszni się różnobarwnymi kolorami

i wabi czarodziejskimi zapachami.


Na łąkę przyleciało głodne ptactwo,

by spijać krople rosy na śniadanie.

W podzięce odśpiewały jej hymn poranny

i ponownie ruszyły na polowanie.


Tym razem celem ich były muszki

na skromne obiadowanie.

Nieco później, pająki i niemrawe larwy,

a kiedy wróciły, po rosie nie zostało śladu.


Poleciały więc nad staw, by ugasić łaknienie.

Potem przysiadły na gałęzi drzewa

i przyłączyły się do koncertu świerszczy,

i ważek polujących nad stawem.


Gdy zmierzch okrył łąkę szarym welonem,

pasikoniki schowały się w zielonej darni.

Rozochocone ptaki umieściły w gniazdach,

a rosa skąpała się w chłodzie księżycowej toni.

Radom, dnia 01.08.2016 r.

Mojej teściowej — Janinie Serdecznej — z dobrym o niej wspomnieniem.

Pająk Tkacz

Wśród dużych i małych pająków,

szczególnie jeden zasłynął ze swej gorliwości,

w dzień i w nocy snuł pajęczą sieć intryg,

aż w końcu sam utknął w niej na amen.


I nikt temu sprzeciwić się nie mógł,

bo przy okazji pociągnąłby za sobą innych,

zamiast finezyjnie usnutej koronki,

utkał sieć lepką, która stała się jego pułapką.


Długo misternie tkał nitkę po nitce,

zwabiając do siebie wszelkie robactwo,

a, gdy myślał, że już się nachapał,

sam został pożarty przez swego rywala

— Pająka Tkacza.

Radom, dnia 28.02.2018 r.


Fotografia wykonana przez autorkę

SOS dla ginących drzew

Wszystko, co dla nas zbędne,

śmieciami nazywamy.

Stare dokumenty, przeczytane gazety,

zapisane zeszyty, stare książki,

jako niepotrzebne rzeczy wyrzucamy!


Podobnie jest z nieświeżą żywnością,

która przez jakiś czas zajmowała miejsce w lodówce.

Przeterminowaną nie da się już jeść,

ani przejeść, bo tyle tego jest!

Więc ją wyrzucamy!


Stare radia, telewizory i różnego rodzaju wizory,

przedawniają się i na ich miejsce w regałach stawiamy,

lub na ścianach zawieszamy, najnowsze ich typy.

A stare już nam nieprzydatne po prostu wyrzucamy!


I tym sposobem rośnie nam wysypisko,

z naszych skrzętnie uzbieranych śmieci!

Jest już tak wielkie, że przysłania nas samych!

Kiedy ockniemy się, być może będzie już za późno

i dla nas samych i dla ginących drzew!


Więc już teraz wszyscy wołajmy w imieniu drzew: SOS!

Dbajcie o nas, nie wyrywajcie z korzeniami!

Rozkrzewiajcie, byśmy rośli na nowo w siłę!

Bo jesteśmy nie tylko dla waszej ochłody,

ale dla waszych płuc życiodajnym tlenem.

Radom, dnia 02.02.2016 r.

Jesień

Przyszła ubrana w kolorowe piórka,

zawoalowana mgiełką babiego lata,

a czasem szarugą jesienną, gdy

w nastroju osobliwym była.


Przepędziła rozleniwione lato,

które zdążyło umościć się wygodnie

w złocistych łanach zbóż,

w konarach drzew zielonych.


Swym czarem rzucała wszędzie uroki

na drzewa i kwiaty, które jak omdlałe

zwiesiły swe przywiędłe głowy,

i przybladły, aż uschły z tęsknoty.


Nawet wystraszone ptaki schowały się

przed nią w uwitych wcześniej gniazdach,

a zwierzęta w podziemnych norach.

Tak była przez nich niemile widziana.


Tylko człowiek postawił się jej okoniem,

zebrał, co zasiał w pocie czoła,

skrzętnie schował swe plony w stodole

i cierpliwie czekał do wiosny.


Zła i nieustępliwa wiatru rzuciła wyzwanie.

Ten nie wysilając się, rozwinął skrzydła,

załopotał, aż wszystkie liście opadły

i wyścieliły aleje różnobarwnym dywanem.

Radom, dnia 01.09.2014 r.

Jesień w Jedlni Letnisko — fotografia wykonana przez autorkę

Powitanie Jesieni

Ranek wstał z ufnością beztroski jak skowronek,

który usiadł na parapecie mojego okna i jak ja

napawał się radością nowego dnia.


Powiedz mi czy jesteś szczęśliwy? — zapytałam.

A on głośno zaszczebiotał, zakląskał po swojemu

i sfrunął w błękitne przestworza.

Pewnie nie wróci, w końcu tam jego miejsce.


A po chwili ponownie usiadł i jakby odczytując

moje myśli, pokręcił radośnie małym łebkiem,

i zanucił mi swą arię poranną.


W lot zrozumiałam jego oczywiste przesłanie,

postanowiłam pójść do parku na spacer,

podziwiać piękno nadchodzącej Jesieni,

i pooddychać świeżym powietrzem.


Na powitanie dnia założyła złocistą pelerynę.

W rude włosy wplątała wieniec z liści dębu,

a w rękach trzymała naręcze kasztanów.


Przesycone wilgocią aleje pachniały Złotą Jesienią,

zbutwiałe liście szeleściły mile pod nogami,

a nić pajęczyny zawieszonej między paprociami,

lśniły w słońcu jak kryształowe korale.

Radom, dnia 30.09.2017 r.


Jesień w Jedlni Letnisko — fot. wykonana przez autorkę

Jesienna szaruga

Wiatr za oknem gałęziami głośno targa,

liście z drzew strąca i zaśmieca aleje.

Deszcz kroplami na szybie melancholijne

wiersze pisze i poematy układa.


Nocą w kałużach księżyc przegląda się blady,

zimne gwiazdy odbijają się w tafli jeziora,

a ja rankiem w oknie siadam i stęskniona ciepła,

wypatruję choćby promyka słońca na niebie.


Kapuśniaczek wciąż siąpi cicho i ospale,

wiatr gra na skrzypkach smętne melodie,

aż niebo rozpłakało się z żałości na dobre

i przyoblekło szarym woalem.


Do wtóru dołączyły klaksony taksówek

spóźnionych pieszych, biegnących do pracy.

Opustoszałe ulice rozjaśniają mgliste neony

i światła pędzących aut osobowych.


Echo jesiennej burzy niesie odgłosy

grzmotów z piorunami po szarym niebie.

Ziemia aż trzęsie się w posadach, silny

wiatr wyrywa drzewa z korzeniami.


Jesienna plucha zostawiła na świeżo

zaoranych skibach rozmokłą ziemię,

kałuże na chodnikach, podtopione łąki,

a na szybach mokre pejzaże.


Strugi deszczu jak łzy po szybie spływają,

słychać ostatnie łkania jesiennego wiatru.

Niebo na nowo rozbłyska błękitem i złotem

a świat do życia budzi się z nadzieją.


Jesień w Jedlni Letnisko — fotografia wykonana przez autorkę

Radom, dnia 31.09.2017 r.

Babie Lato

Wiatr zerwał się jesienny, jeszcze ciepły,

tchnący latem, dojrzałymi jabłkami w sadzie

i słodkim zapachem pyszniącym się w słońcu

dojrzałym winogronem.


Wiał nad parkiem, zdmuchując liście z drzew.

Wyścielał alejki kolorowym kobiercem barw.

Dął jak opętany, jakby w euforii tańczył

z liśćmi taniec szalony.


Wydymał parasole, rozrzucał kasztany,

targał liśćmi, które przybrały złotą barwę.

W frywolnym uniesieniu zerwał jarzębinie

pęki czerwonych korali.


W konkury przyszło mu Babie Lato,

które najpierw zaczęło tańczyć w słońcu,

tworząc esy floresy, różne wygibasy,

jakby chciało mu w pas się pokłonić.


Kiedy nadszedł szary zmierzch, wiatr ustał,

a Babie Lato rozpostarło swe długie pasma

na konarach drzew, jakby chciało się schować

przed chłodem ciemnej nocy.


Nad ranem rosa rozsypała szkliste paciorki

na trawie i kwiatach niczym złociste pokłosie.

Babie Lato wplątało w nie nić koronkową

i srebrzyły się teraz jak diamentowe kolie.

Radom, dnia 03.09.2015 r.

Zorza i Tęcza

Pozazdrościła Zorza różowej Jutrzence.

Wystroiła się w woal kolorowych muślinów.

Udrapowała zwoje tiuli słonecznych

i zaczęła pląsać po polarnym, zimnym niebie.


Tęcza widząc Jutrzenkę w kolorowej sukni,

najpierw wzięła kąpiel przy wodospadzie

i przy wtórze głośnych piorunów,

w tany obie ruszyły w euforii jak szalone.


Jedna nad białymi graniami gór wysokich,

by noc w dzień zamienić i niebo rozjaśnić.

Druga z kolorowych draperii połączyła

brzegi gór przepastnych i doliny zielone.


Do tej pory hasają, Zorza na dwóch biegunach,

Tęcza, tam, gdzie spływają wodospady.

A kiedy pioruny z błyskawicami wstrząsają górami,

ona tańczy na moście z kolorowych promieni.

Radom, dnia 01.02.2017 r.

Zew natury

Słońce rozlało się złocistą poświatą

na skibach świeżo zaoranej ziemi.

Po bruzdach niezdarnie dreptały wrony,

a z lasu dochodził stuk dzięcioła.


Do chóru dołączyła skrzecząca sroka,

a po chwili gawron z kłócącą się wroną.

Wszystkie były tak sobą pochłonięte,

że nie spostrzegły czającego się jastrzębia.


Musiał być bardzo zdesperowany,

skoro polował na chudego gawrona.

Nawet mysz polna schowała się

w norze, a sroka nagle ucichła.


Jastrząb musiał obejść się smakiem,

bo niedoszłe ofiary zauważyły intruza

i schowały się na pobliskim drzewie.

W lesie zapanowała pozorna cisza.


Z pobliskiego gospodarstwa dobiegało

szczekanie psa i muczenie krów z obory.

Gdy w domu zgasły wszystkie światła,

las na nowo zaczął budzić się do życia.


Zew natury wzywał do polowania.

Lis przyczaił się blisko jamy królika,

sowa przycupnęła na pobliskiej gałęzi

i nie spuszczała oczu z mysiej nory.


Wszystkie w bezruchu nasłuchiwały,

każde miało upatrzoną ofiarę na żer.

Musiały uzbroić się tylko w cierpliwość,

i czasem czekać aż do świtu.

Radom, dnia 08.11.2017 r.

W cieniu drzewa

W cieniu akacjowego drzewa

chcę odnaleźć tamto upalne lato,

znów poczuć na rozgrzanym ciele

muśnięcie wiatru i jego słodki zapach.


Pragnę uchwycić chwilę wspomnień

pomieszaną ze złotą barwą lata

i przeżyć zniewalającą rozkosz,

i smakować się nią jak nektarem.


W cieniu drzewa ożywa moje serce,

krew tętni w żyłach jak płynąca lawa.

Wszystko jest znów takie realne,

namacalne jak tamto wspomnienie.

Radom, dnia 22.05.2019 r.

Zima

Przywiozły ją renifery z dalekiej północy

zaprzężone w piękne sanie.

W białym futrze i białej koronie na głowie,

ozłoconej srebrnymi gwiazdami

wyglądała jak Śnieżna Pani.


Zaledwie rozsiadła się na swym tronie,

wszystko wokół w sopel zamarzało

pod jej złowrogim spojrzeniem.

Każdy przed nią kark zginał w pokorze,

by oddać pokłon Śnieżnej Królowej.


Bacznie spoglądała z wysoka na swe włości,

czy czasem czegoś nie przeoczyła.

A gdy z ziemi pokazał się choćby krzaczek,

sprawiła, że zawierucha i zamieć

straszna wokoło się rozpętała.


I wszystko, co żyło, zamarzało stojąc.

Nikt nie śmiał się jej sprzeciwiać,

bo na każdego swój urok rzucała

i w słup soli śnieżnej zamieniała.

Taką moc wielką miała ta Śnieżna Pani.


A gdy czas jej panowania mijał,

wtedy największej użyła broni.

Mrozem siarczystym postraszyła

i śniegiem posypała wszystkie zagrody,

że nikt nie śmiał z domu się wychylić.


Aby ją ostatecznie odprawić,

ludzie Marzannę na staw rzucili

i na dobre precz przegnali,

by poszła gdzie indziej się panoszyć.

I odeszła, aby dopiero za rok wrócić.


Mile widziana jest tylko przez dzieci.

Lepią wtedy bałwana, jeżdżą sankami,

nieco starsi szusują na nartach,

a najstarsi siedzą przy ciepłym piecu

i grzeją zmarznięte nogi.

Radom dnia 05.07.2015 r.

Karolinie — mojej kochanej córce w dniu imienin z najlepszymi życzeniami


Fotografia wykonana przez autorkę

Ballada o Szarym Człowieku

Szedł Szary Człowiek przez życie,

przez trudy, cierpienia i znoje.

Nie jeden raz klepał biedę,

idąc spać o głodzie.


Nigdy jednak nie myślał o sobie,

tylko o swoich bliskich,

matce, braciach i siostrze.

Niejeden raz życie dało mu w kość.


On jednak podnosił się i brnął dalej,

mając przed sobą tylko jeden cel,

jak wydźwignąć się tej biedy

i stać się wreszcie bogatym!


I choć wyrzucał je z myśli,

wracały do niego uparcie.

Lata mijały, a on ciągle myślał o jednym.

Jak stanąć na nogi, aby stać się bogatym!


Marzył o samochodzie dla siebie,

dla matki chciał kupić futro z norek,

a siostrom i bratu, mały domek.

Wtedy on ziściłby swoje pragnienie,

zostałby wreszcie bogatym!


I tak zeszło mu życie na marzeniach.

Nie spostrzegł się nawet,

gdy stanął nad swoim grobem

i spojrzał w otchłań czarną,

która wyciągała do niego już dłonie.


Już miał w nią wpaść,

gdy zobaczył obok grób matki,

i przypomniał sobie jej przestrogi:

„Pamiętaj, synu, bez pracy, nie ma kołaczy”.

I wtedy przyszło opamiętanie.


Roziskrzonym okiem spojrzał wokoło

i wtedy zobaczył swoje życie jak na dłoni,

bez namysłu stwierdził, że nie miał powodu,

aby być z siebie dumnym.


Lecz za późno było już na żale

i nowe postanowienia poprawy.

W obliczu śmierci dopiero zrozumiał,

jakim był niegdyś szczęśliwym człowiekiem!


Że nie warto było uganiać się za czymś,

co nietrwałe i ulotne.

Że bycie Szarym Człowiekiem, to żadna hańba.

Było takie, jak prawie nas wszystkich.

Pełne goryczy, ale i zwykłych radości.


Usiadł Szary Człowiek na zwalonej kłodzie,

pomyślał, jak długo przyszło mu żyć,

aby zrozumiał, że nie pogoń za sławą,

ani pieniądze na koncie lecz rodzina,

są istotną miarą wartości człowieka.


Że wcale nie musiał być bogatym,

ani zbyt mądrym lecz pracowitym i dobrym.

Wtedy i szacunkiem cieszyłby się wśród ludzi

i miałby miłość, którą tak skrzętnie omijał,

i życie lepsze od tego, które przeżył.

Radom, dnia 15.06.2011 r.

Jak dawniej to było

Dawniej wszystko było inne, ładniejsze,

a przede wszystkim, solidniejsze.

W butach chodziło się, co najmniej dziesięć lat.

Za to z szewcem żyło się za pan brat.


Buty ze starszego na młodsze przechodziły,

bo z dobrze wyprawionej skórki były.

Dzisiaj, jak rok wytrzymają,

nawet do naprawy się nie nadają.


Nie wiem, o czym to ma świadczyć,

o braku fachowców w tej branży,

czy o nadmiernej ludzkiej głupocie.

Nie wiem, jak to ma się w istocie.


Wszystko w łeb bierze, biorąc pod uwagę

choćby pory roku, które zmieniają swoją aurę,

bo kto to słyszał, aby latem zimno było,

a w zimie upalnie jak latem?


Wszystko zmienia się na gorsze.

Kiedyś człowiek cieszył się z byle czego,

choć skromniej mu się żyło,

ale weselej i gwarniej było.


Sąsiad sąsiada częściej odwiedzał,

zapytał o zdrowie i jak mu się wiedzie.

Dziś nikt dobrze w klatce nie zna nikogo.

Tyle że w biegu dzień dobry ktoś powie

Albo i to nie!


Starsi ludzie mówią, że nic ich nie cieszy,

nie pociąga, nie bawi, że, chcieliby wrócić

do tamtych czasów, bo nie pasują

do realiów dzisiejszego świata.


No bo co ma ich cieszyć?

Dzieci, które nie chcą słuchać ich rad?

Czy nieznośne bóle w stawach

albo łamanie w kościach każdego dnia?


Dziś niektórzy zadowalają się byle czym.

Nie dbają o porę dnia, że obiad spóźniony,

że skarpetki nie z tej nogi i nie w tym kolorze,

że ziemniaki ciut przesolone.


Kiedy tak na ławce siedzą i z sentymentem

wspominają swoje młode lata,

marzy się im sen o minionych latach,

kiedy byli młodzi, piękni i zdrowi.


A na świecie łąki bardziej kolorowe,

świat bez kataklizmów i wojen,

i ludzie szczęśliwsi od tych, co biegli,

choć nie w tę stronę.

Radom, dnia 07.10.2010 r.

Jesteś ponad wszystkim

Nigdy nie wątpiłam w Ciebie,

że jesteś ponad wszelkim stworzeniem.

Od pradziejów zarządzasz światem,

czas dla Ciebie nie istnieje,

choć pory roku przemijają

Ty wciąż jesteś w kroplach rosy na łąkach,

w kłosach zbóż wszelakich,

w płatkach kwitnących kwiatów,

w dziełach pracy rąk człowieka.

Księżycem bawisz się jak latawcem

a słońcem, jakbyś grał w piłkę.

Gwiazdami okraszasz niebo,

aby świeciły jako latarnie.

Cóż dla ciebie znaczą Himalaje

albo Alpy czy Pireneje.

Cóż znaczą zimne stepy Alaski

albo lody Grenlandii,

gdy to wszystko Twoje.

Prowadzisz przez wiekowe wrota

narody różnych nacji,

nadajesz rzekom bieg,

wiatrom każesz dąć,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 5.88
drukowana A5
za 58.31
drukowana A5
Kolorowa
za 87.36