Słowo Od Autora
Czasami żyjąc z ludźmi, których kochamy i na których
powinno nam zależeć, bo odgrywają ważną role
w naszym życiu, to mamy wrażenie, że społeczeństwo
wymiera, a to wszystko przez brak wzajemnego
szacunku. Patrząc z boku, to wydaje się, że ludzie
nie rozumieją siebie samych i to wszystko jest dziś
powodem różnych sporów i kłótni.
Największym problemem jest brak akceptacji i tolerancji,
co jest to podstawą do porozumienia się.
Granice są przełamane kiedy prawda i moralność zostaje
pozostawiona w tyle. Kłamstwa zastępują nam wszystko
co jest dobre, piękne, czyste, głębokie i prawdziwe,
dlatego stawiamy je na pierwszym miejscu.
Jesteśmy pozbawieni wstydu.
Obłudą dla nas staje się wiara, a egoizm od tego
jest ważniejszy. Sumienie jak karta przetargowa zostaje
wystawiona na sprzedaż, bo wszystko co robimy
ma swoją cenę.
Dlatego z tego powodu postanowiłam napisać tą powieść,
która będzie mówić o rodzinie silnej i potężnej.
Nie bez przyczyny nazwałam ją „Hacjenda Bermudez”.
W ten sposób chciałam, aby sam tytuł kojarzył się
wszystkim z czymś wielkim i ogromnym,
ale mówił wprost, że jest to opowieść o pewnej
rodzinie. Rodzina jest to tradycja, która nie zmienia się,
dlatego tak wiele pokoleń ukazane jest w tej książce.
Mimo zmieniających czasów dom trwa, trwa
i trwa. Wydaje się być twardy jak skała, którą nic
nie złamie. Nienawiść i poczucie bycia lepszym zdarza się
tak często, że trudno o tym nie wspomnieć.
Dom, który pokazany jest to ludzie, których los splątał
różne historie, bo jest to nic innego jak życie i codzienność,
z którą każdego dnia my sami spotykamy się.
Spotykając się z bohaterami tej powieści, to w głowie
pojawia się tylko jedno pytanie jaki będzie koniec
ciągłej nienawiści, która istnieje od pokoleń.
Z całego serca
Agata Duma.
Fatalnie zakończenie
Piękne słowa wypuszczone z ust jak dym
Muszą przeminąć tak szybko, że nikt
Nie będzie pamiętał ich sensu,
Raz przegrany los musi pozostawić
Po sobie ślady, których nic nie usunie
Głupoty są zapisane w czasie,
Kiedy chmury pojawią się na niebie
To w domu już zapada zmierzch
Prawdziwe łzy zdarzają się po północy
I nie słychać szmeru ciszy..
Ta Hacjenda Bermudez
Żyję w swojej codzienności kłamstwami
Wspomnienia wracają z przeszłością
Nadchodzi burza i z rąk znika szczęście
I kto się odważy ocalić tu tą miłość
Zbliża się fatalnie zakończenie.
Zdrada jest zaszyfrowana w uśmiechu
Nie zdarzają się tutaj żadne przypadki
I nie da się wszystkiego puścić w zapomnienie,
Wiara została wystawiona na sprzedaż
Ignorancja nie jest już oznaką siły
Wolność kończy się tuż za progiem drzwi,
Kiedy chmury pojawią się na niebie
To w domu już zapada zmierzch
Prawdziwe łzy zdarzają się po północy
I nie słychać szmeru ciszy..
Ta Hacjenda Bermudez
Żyję w swojej codzienności kłamstwami
Wspomnienia wracają z przeszłością
Nadchodzi burza i z rąk znika szczęście
I kto się odważy ocalić tu tą miłość
Zbliża się fatalnie zakończenie..
Hacjenda Bermudez.
Wstęp
To historia o wielopokoleniowej rodzinie, która mieszka
we wspólnej hacjendzie.
Rozdział 1
Część Pierwsza.
Rok 1934 San Andres.
Alvaro Bermudez właściciel kopalni i licznych ziem,
które przekazali mu rodzice.
Trzydziestoletni mężczyzna o piwnych oczach
i kruczo — czarnych włosach, ubrany w jasno kremowy
garnitur z kapeluszem na głowie.
Wychodzi z czarnego samochodu i śmiało
zmierza w kierunku posiadłości rodziny Gutierrez,
do swojego wuja, który także jest jego chrzestnym.
Za nim widać jak idzie mężczyzna ze siwizną na głowie,
który ma około 60 lat, elegancki pan ubrany na szaro,
trzyma w prawej dłoni czarną laskę.
Jest to Carlos Bermudez, ojciec Alvara.
Panowie jeszcze nie zdążyli wejść do domu,
a tuż przed progiem drzwi
wita ich ciepło Horacy Gutierrez, brat Carlosa.
Wygląda na to, że mężczyzna oczekiwał ich,
ponieważ od dłuższego czasu nie widzieli się.
Także równie ciepło przywitała panów Horacego żona,
Gabriela Gutierrez. To dystyngowana dama,
sprawia wrażenie ostrej i oschłej kobiety,
ale w głębi serca jest przyjaźnie nastawiona
do rodziny swojego męża. Jej prawdziwą udręką jest
bycie żoną, bo jej kochany mąż często okazuje się
być lekkoduchem i dość często to ona musi
rządzić w hacjendzie Guttierez.
Horacy pokazuje bratu i chrześniakowi ile zmieniło się
w jego hacjendzie od ostatniej ich wizyty.
Mężczyzna mówi wszystkim ile ciężkiej pracy
musiał włożyć, aby dobrze utrzymać tak dużą posiadłość,
choć tak naprawdę to wszystko jest zasługą jego żony.
Pan domu zazwyczaj zapomina o tym, że jest
właścicielem dużej posiadłości, a także, że ma
na utrzymaniu dzieci i żonę, bo częściej można go spotkać
w knajpach z przyjaciółmi pijąc whiskey, paląc cygara
i grając w karty albo w inny hazard, niż zobaczyć
jak Horacy dzielnie pracuje, troszczy się i stara się
wytrwać w utrzymaniu hacjendy.
Mimo swoich wad, z których może zdawał sobie sprawę,
to postanowił, że będzie się pilnował i nie będzie się
kompromitował przed swoim bratem, który
inaczej na jego bezmyślność zapatruje się, niż on.
Postanowił na czas wizyty rodzinnej powstrzymać się
od okolicznych barów, tanich cygar, popijaw w gronie
kolegów, a także od hazardu, przez który ma wiele
problemów on i cała jego rodzina.
***
Atmosfera podczas rodzinnego spotkania
jest ciepła i miła. To był dobry pomysł,
aby ponownie spotkać się ze swoimi kuzynami,
którzy jeszcze mieszkają w rodzinnych stronach
tak jak Ignacio, Jacobo, Paco i Pablo.
Alvarowi podobało się bardziej, że mógł
uściskać się po bratersku ze swoimi kuzynkami,
a zwłaszcza z Elleną, Sofią i Jimeną. Z tą ostatnią
często wychowywał się podczas wspólnych wakacji.
Rodzice Alvara i Jimeny mieli nadzieje, że
może kiedyś mogłoby coś ich połączyć, ponieważ
Jimena jako mała dziewczynka została sierotą
jej rodzice ciężko zachorowali i zmarli, a rodziny,
która zajęła by się nią to nie miała, więc Gutierrezowie
jako bliscy sąsiedzi to postanowili zaopiekować się
i zapewnić jej odpowiednie wykształcenie
i za to do końca życia Jimena będzie im wdzięczna.
Jimena jest tylko o kilka lat od Alvara młodsza,
zawsze można zobaczyć ją uśmiechniętą
i szczęśliwą i może właśnie tym najbardziej
zauroczyła młodego Bermudeza.
Tym, że mimo swojego nieszczęścia jakie przeżyła
to potrafi cieszyć się wszystkim co daje jej los.
Ma naturę ciepłej osoby i optymizm, którym
łatwo się zarazić przebywając z nią, a także ma
hebanowe włosy, które lekko upina.
Alvaro i Jimena traktują się jak przyjaciele,
przez długi czas obydwoje pisali do siebie listy
kiedy to jeszcze młody Bermudez mieszkał w Madrycie
w rodzinnej posiadłości jego rodziców, a Jimena
tu z rodziną Gutierrez, ale później jak Alvaro wyjechał
to ich tak zażyła znajomość urwała się.
Teraz widząc młodego Bermudeza dziewczyna
ma nadzieje, że może ich związek odżyję,
ponieważ Alvaro też nie krył radości jak po wielu latach
ponownie zobaczył dziewczyną. Może odżyły w jego sercu
tak jak w sercu Jimeny dawne wspomnienia i marzenie,
które nigdy nie zostały zrealizowane.
Kolacja przebiega w spokoju i nikt nie pomyślałby,
że Gutierrezowie mają duży problem do zmartwień.
Alvaro czując się już znużony siedzeniem
przy rodzinnym stole, słuchając rodzinnych
wyznań i opowieści, postanawia zapalić cygaro
i zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza,
przeprasza wszystkich i zmierza ku drzwi.
Idąc korytarzem w kierunku wyjścia spotyka tam
młodą pokojówkę Marię Perez,
która właśnie tamtędy przechodziła.
Na widok dziewczyny serce zaczyna bić mu szybciej.
Wydaje mu się, że to jest zupełnie inne uczucie,
niż jakim darzy swoją kuzynkę Jimene.
To uczucie, którego młody Bermudez jeszcze nie zna,
a które wydaje się, że jest lekarstwem na jego dusze.
To coś co trudno mu zrozumieć ani wyjaśnić
czy opisać słowami. Maria to dziewczyna zupełnie inna,
niż wszystkie kobiety jakie poznał w swoim życiu
w rodzinnym mieście Madrycie czy podczas studiów,
też mocno różni się od Jimeny. Maria jest prostą,
ale skromną dziewczyną i kiedy nie wie co ma powiedzieć
to woli nic nie mówić, nie tak jak Jimena, która
wszystko obraca w żart. Mężczyźnie wydaje się, że
od razu zakochuje się w Marii bez pamięci.
Dziewczyna ma bladą cere i długi brązowy warkocz
pleciony na prawą stronę sięgający jej za piersi.
Ma również dobre serce i głębokie spojrzenie,
choć wydaje się być nieśmiała.
Jej matka zmarła przy porodzie,
a ojciec samotnie ją wychowywał,
ale właśnie dwa lata temu zmarł.
Spotkanie trwało tylko kilka minut, a właściwie sekund,
bo Maria tylko przechodziła z jednego pomieszczenia
w drugie, pewnie do kuchni, bo pokojówki
większość czasu spędzały w kuchni.
Gdy kobiety nie było już widać, a Bermudez
zdążył już ochłonąć to wyszedł na zewnątrz.
Podobno na powietrzu zawsze lepiej się myśli,
więc Alvaro w samotności przy świetle księżyca
postanawia rozmyślać o dzisiejszym dniu,
o tym rodzinnym spotkaniu, może o Jimenie
i może jeszcze o kimś..
Stojąc chwile przed hacjendą zdążył wypalić
tylko jedno cygaro i szybko zmarzł,
dlatego wracając ponownie do środka
słyszy rozmowę służących, która mocno go zaniepokoiła.
Chcąc upewnić się czy plotka jest na pewno prawdą,
zamierza poczekać na swojego wuja, aż skończy jego ojciec
z właścicielem wspominać wspólne dzieciństwo.
Bo w tym czasie kolacja właśnie dobiegła już końca.
Pijąc w salonie whiskey i siedząc obok kwiatów,
które zasłaniają jego sylwetkę widzi jak Carlos odchodzi,
więc podchodzi do niego po cichu tak,
aby nikt nie słyszał jego kroków.
Staje za Horacym paląc cygaro i pytając go.
— To prawda, że hacjenda wkrótce zmieni właściciela?
— Kto ci to powiedział?
— Nie ważne, powiedz czy to prawda.
— Każdy ma swoje problemy. — odpowiedział
Gutierrez wstydząc się tego co wkrótce może się stać.
— A jaki jest powód, że sprzedajesz tą hacjendę
i wszystkie inne swoje posiadłości? —
z zaciekawieniem pyta Bermudez.
— Mam problemy.
— Jakie?
— Długi.
— Ile?
— Nie tak dużo.
— Widzę wuju, że od ostatniej wizyty w tym domu
nic się nie zmieniłeś, nadal tak łatwo ulegasz pokusą.
— O czym ty mówisz, jakim pokusą?
— Mam na myśli hazard.
Alvaro na chwile zamyślił się po czym powiedział:
— Pomogę ci wyjść z tych kłopotów, ale ty w zamian
sprzedasz mi hacjendę w San Jaun.
— Mam ci sprzedać jedną ze swoich posiadłości,
tak jakbyś miał ich mało.
— Ale spłacisz długi
i jeszcze coś ci tam zostanie.
— Nie mam zamiaru nic ci sprzedawać.
Rozumiesz nic ci nie sprzedam —
odpowiedział stanowczo Gutierrez.
— Zastanów się dobrze
i daj mi jutro znać o swojej decyzji.
Alvaro zanim skończył mówi, w rozmowie
przeszkodziła im jedna ze służących
i to była Maria, która przechodziła
przez salon, w którym właśnie toczyła się
ta bardzo ważna rozmowa dla rodziny Gutierrez.
Paląc cały czas cygaro podszedł do niej Alvaro
i szepnął jej do ucha na głos — A panią proszę
o herbatę, którą oczekuje w swoim pokoju.
Po czym odszedł.
Rozdział 2
Przez całą noc Jimena rozmyślała o Alvarze,
mówiła o nim Ellenie i Sofii, z którymi dzieli swój pokój,
a które traktuje jak siostry, bo są dla niej rodzeństwem
od dnia, w którym państwo Guttierez postanowili
zaopiekować się małą Jimeną gdy została sierotą.
Dziewczyna z wielkim zdumieniem wspominała
dzieciństwo a przede wszystkim wspólne wakacje,
kiedy to ona i młody Bermudez byli jeszcze dziećmi
i planowali wspólną przyszłość.
Opowiadała bardzo szczegółowo o dzisiejszym spotkaniu,
że wzbudziło w niej tak silne emocje po latach
a także ma nadzieje, że teraz los okaże się być łaskawy
dla niej i dla młodego Bermudeza.
Wyznała swoim siostrom w sekrecie, że wierzy w to, że
dzisiejszy dzień jest jej przeznaczeniem.
Rozmowy o Alvarze upłynęły dziewczyną, aż do rana.
Tym czasem Horacy Gutierrez po wymianie zdań
z chrześniakiem, nie mógł spokojnie zasnąć w nocy.
Wciąż zastanawiał się co ma zrobić z propozycją
jaką zaoferował mu młody Bermudez.
Nie wiedział czy jak sprzeda mu hacjende
to czy to będzie dobre rozwiązanie
a jeśli zadecyduje inaczej to co się stanie z jego rodziną,
co będzie z losem jego dzieci i wszystkich pracowników.
Gdy już udało mu się podjąć tą trudną decyzje
i wiedząc, że lepsze rozwiązanie nie istnieje,
to nie czuł się z tego powodu szczęśliwy.
Z samego rana zanim Alvaro zdążył zejść na śniadanie,
które zazwyczaj było przygotowywane na ósmą rano.
To do jego pokoju ktoś zapukał.
W drzwiach stał jego wuj Horacy
i Gutierrez powiedział:
— Dobrze sprzedam ci tą hacjende,
poźniej omówimy wszystkie sprawy
dotyczące sprzedaży.
Po czym odszedł.
Alvaro może był tym trochę zaskoczony,
bo wczorajszego wieczoru
wuj wyraźnie powiedział, że niczego mu nie sprzeda,
to był z tego zadowolony.
Nie zdążył nawet zareagować,
bo zanim otworzył usta,
aby coś powiedzieć to Horacego już nie było.
Atmosfera podczas śniadania wydawało się
być trochę napięta,
Horacy prawie nie odzywał się,
tak jakby był obrażony na wszystkich
a Alvaro też był poważny.
Carlos od razu wyczuł, że jego brat i syn
zachowują się tak jakby byli skłóceni.
Kuzyni młodego Bermudeza postanowili szybko
odejść od stołu, ponieważ nigdy nie lubili
brać udziału w rodzinych rozgrywkach
a oni tak samo jak Carlos wyczuli, że
zanosi się na jakąś dużą burze.
Carlos obserwując zachowanie syna
i brata od razu domyślił się, że
coś jest nie tak i postanowił zapytać ich o to:
— Czy coś się stało?
Spojrzenia obu panów były pełne zimna,
w końcu Horacy odezwał się:
— Twój syn kupuje ode mnie hacjendę w Santa Jaun.
— Alvaro na co ci ta hacjenda? — pyta
ojciec z przejęciem.
— Twoj brat a mój wuj najwyraźniej
nie powiedział, że jest w tarapatach
a ta sprzedaż to forma pomocy.
— W jakich tarapatach? — pyta Carlos.
— Nie ma o czym mówić.
Odezwał się Horacy sprawiając wrażenie, że
nie przejmuje się swoimi kłopotami finansowymi.
— Mówcie, bo naprawde martwię się.
Horacy tylko pokręcił głową
mając nadzieje, że jego brat
będzie znudzony rozmową o jego problemach.
Więc pomyślał, że przemilczy a po chwili ciszy Alvaro
odważył się wyznać ojcu prawde.
— Wuj wpadł w poważne długi przez swój hazard.
Carlos słysząc to jest załamany bezmyślnością brata.
Na śniadaniu, na którym nie było kuzynek
Alvara, też nie zaszczyciła ich swoją obecnością
Gabriela, panie postanowiły zjeść te śniadanie osobno.
Gdy Jimena zauważyła z sąsiedniego salonu, że
Alvaro wychodzi z jadalni, to postanowiła
od razu pobiec do niego, aby zaprosić mężczyznę
na popołudniową przejażdżkę do miasta.
Alvaro nie był tym zaskoczony, też nie okazał zdziwienia.
Pocałował dziewczynę w jej różowy policzek,
mówiąc jej, że zgadza się z nią wybrać do miasta.
Jimena nie zauważyła tego, że zaproszenie
go na wspólną przejażdżkę nie wzbudziło w mężczyźnie
żadnych uczuć oprócz obojętności.
Była jego odpowiedzią tak szczęśliwa, że
nie widziała i nie chciała dostrzec, że Alvaro
na jej zaproszenie wcale nie zareagował.
Mężczyzna odszedł szybko, aby móc porozmawiać
o interesach ze swoim wujem a Jimena
pobiegła szczęśliwa do swoich sióstr, które
właśnie wybierały się do ogrodu.
***
Horacy z Alvarem długo rozmawiali
za zamkniętymi drzwiami
i nikt nie mógł im przeszkodzić,
bo rozmowa dotyczyła sprawy
sprzedania hacjendy, która odbywała się w ciszy
i bez niepotrzebnych emocji.
Na koniec Alvaro oznajmił wujowi, że ma zamiar
być jego gościem jeszcze przez jakiś czas,
dlatego prosi go o wyrozumiałość.
Horacy może był tym zdziwiony,
ale czuł, że nie może odmówić chrześniakowi,
dlatego też wolał nie pytać jaki jest tego powód.
Wychodząc z gabinetu Alvaro postanowił
poszukać swojej ciotki Gabrieli, aby przekazać
cudowną wiadomość, że jej rodzina jest już bezpieczna.
Znalazł kobietę, które przebywała w swoim pokoju
czytając książkę i pijąc kawę.
Wszedł do jej sypialni, ale zanim przekroczył
próg drzwi do zapukał i poczekał, aż ciotka
pozwoli mu wejść. I powiedział:
— Witaj ciociu.
Kobieta odpowiedziała mu w ten sam sposób
przekręcając głowę w prawo, aby okazać
szacunek i zainteresowanie gościem, który odwiedza
ją w jej własnym pokoju.
— Witaj Alvaro.
Co cię do mnie sprowadza? — pytała grzecznie kobieta.
— Mam dla ciebie dobrą wiadomość.
— Tak, to wspaniale. Tylko czego dotyczy ta
dobra wiadomość?
— Oczywiście Was i Waszej hacjendy.
Wuj wspomniał mi o kłopotach jakie z jego winy
może doznać rodzina i hacjenda.
W tym momencie kobieta przerywa czytanie
książki, ściąga okulary z nosa i wstaje twarzą
do Alvara a wszystkie te ruchy wykonuje
z temperamentem i z zdenerwowaniem.
— Tak sam z siebie ci powiedział?
To dziwne, to bardzo dziwne, bo Horacy zazwyczaj
jak to on nie pamięta o tak przyziemnych rzeczach.
— Nie wiem tego od niego. — westchnął Alvaro.
Tylko usłyszałem wczoraj wieczorem
rozmowę służących. Pracownicy boją się
tego co z nimi się stanie.
— Nie tylko oni się tego boją. My też.
Ale Horacy się tym nie przejmuje.
— Ciociu, wuj też o tym myśli. Uwierz.
— Tak o nas myśli, że niedługo będziemy mieszkać
bez dachu nad głową przez jego bezmyślność.
— O nic się nie martw. Pomogę wam.
— A co ty możesz zrobić?
Zrozum — kontunując dalej swoją wypowiedź,
kobieta powoli podchodzi do Alvara.
Nie mamy więcej pieniędzy, aby dalej
płacić długi Horacego.
Alvaro widząc przerażenie w oczach ciotki
podchodzi do niej, dotyka i trzyma ją za dłonie
a znaczy to, że chcę okazać pocieszenie.
— Ciociu uspokój się, te nerwy są niepotrzebne.
Zaproponowałem wujowi, że kupię od niego
hacjendę w San Jaun za dużo, dużo większą kwotę.
Aby mógł spłacić swoje długi i żeby zostało mu trochę
abyście mogli zacząć nowe życie w tym domu.
— I zgodził się?
— Tak zgodził się, ale jest jeden warunek.
— Jaki?
— Że to ty od teraz przejmiesz kontrolę nad wszystkimi
sprawami i interesami w tym domu.
— Ja miałabym prowadzić interesy?
— Owszem. Bardzo cenię twoją roztropność
i darzę cię wielkim szacunkiem, bo wuj o sprawach
finansowych nie ma pojęcia.
Wciąż zachowuje się jak dziecko.
— I co na to wszystko Horacy?
— Przecież nie miał wyjścia i musiał się zgodzić.
— Ach, to znaczy, że teraz to ja
będę tu wszystkim zarządzać.
— Tak ciociu, teraz ty.
— Alvaro jakiś ty dobry.
Pamiętaj, że możesz prosić mnie o co chcesz.
— Dziękuję ciociu.
Widać było na twarzy kobiety, że podoba je się
perspektywa, że to ona będzie miała swój głos
w tym domu, w tej hacjendzie, we wszystkich
sprawach finansowych a jej mąż nie będzie
mógł się sprzeciwić temu co ona powie.
W tym szczególnym stanie zadowolenia,
Alvaro zostawił ciotkę samą i wyszedł z jej pokoju,
ale zaraz zmierzył do kuchni gdzie była obecna
większość służby a w tym Maria.
Dziewczyna stała odwrócona tyłem do Alvara,
więc nie zauważyła jak mężczyzna wszedł.
Alvaro pokazał ręką, że chce, aby pozostali wyszli,
bo ma zamiar porozmawiać sam z pokojówką Marią.
Podstępnie uśmiechnął się i powiedział:
— Nie dostałem wczoraj herbaty, o którą prosiłem.
Słysząc głos młodego Bermudeza
dziewczyna szybko odwróciła się,
aby spojrzeć mu w twarz, choć była trochę przerażona.
— Herbata czekała na Pana w salonie.
— Szkoda, naprawde szkoda.
Widząc, że dziewczyna czuje się niezręcznie
podczas tej rozmowy to odchodzi.
Tego samego dnia, ale już popołudniu
uplynęło może trzy godziny od tej lekkej wymiany zdań
a Alvaro widząc z okna jak Maria samotnie wybiera się
na spacer w stronę rzeki,
to postanawia dziewczynę dogonić.
Okolica wydaje się być spokojna i piękna,
wiatr lekko przerywa głuchą ciszę, kiedy w dali można
usłyszeć tylko kroki mężczyzny.
Alvaro biegnie tak szybko, aby dogonić kobietę.
I udaje mu się z jego oczu można dowiedzieć się, że
ma nadzieje teraz nad tą cudowną rzeką uda mu się
nawiązać wspólną nić porozumienia z Marią.
Najpierw oboje długo milczeli, kobieta starała się
nie zwracać swojej uwagi, że Alvaro stoi tuż obok niej.
Zdawała sobie sprawę, że to jest trudna sytuacja,
bo Alvaro wydaje się jej być sympatycznym młodzieńcem,
ale dobrze wie, że nie jest on dla niej.
Z jednej strony chciałaby zbliżyć się do niego,
aby bliżej poznać wszystkiego jego wady i zalety,
upodobania i gusta, aby jeszcze raz usłyszeć jego głos.
Gdy sięgnęła wstecz pamięcią do chwili kiedy
po raz pierwszy go zobaczyła to w tedy też coś poczuła.
Boi się do tego przyznać nawet do siebie samej
a dużo bardziej boi się wyznać to młodemu Bermudezowi.
Wie, że nawet jeśli kiedyś połączyło by ich jakieś większe
uczucie to jest to całkowicie niemożliwe bycie razem.
Ponieważ Maria dobrze rozumie to, że ona jest
tylko służącą, która pracuje u jego wuja
a on jest zamożnym człowiekiem, który przede wszystkim
musi patrzeć na to co robi żeby nie narazić
na straty honoru całej swojej rodziny.
Stanie nad rzeką obok Alvara sprawia u Marii wyrażeniu,
że w którejś chwili może stać się coś na co
nie będzie miała wpływu ani Alvaro ani Maria
a konsekwencje tego spotkania może ponieść tylko kobieta,
którą pewnie zwolnili by z pracy Gutierrezowie
za tak bliską znajomość służącej z młodym Bermudezem.
Czas szybko mija i milczenie dwóch pokrewnych
dusz, czyli Marii i Alvara przemienia się
w sympatyczną rozmowę.
To chwila kiedy bez znaczenia jest to jakie różnice
są między ludźmi a jeśli dobrze rozumieją się
to nie ważne są sfery społeczne. Niestety społeczeństwo
a zwłaszcza społeczeństwo ludzi zamożnych
tego jeszcze nie rozumie i nie akceptuję.
Patrząc na nich z pewnej odległości to można
sądzić, że dla nich czas stanął w miejscu.
Tym czasem przed hacjendą Gutierrez czeka na Alvara,
Jimena, trochę zdenerwowana i zaniepokojona
tym, że mężczyzna nie zjawia się a był z nią umówiony.
Czuję się zawiedziona i jest coraz bardziej
zniecierpliwiona, bo nie rozumie jego zachowania.
Chce go poszukać, aby wyjaśnił jej dlaczego
zrezygnował z wspólnej przejażdżki do miasta.
Czy tylko o tym zapomniał a może nie interesowało
go towarzystwo Jimeny, właśnie te pytania
najbardziej dręczyły dziewczynę. Szukając Alvara
w hacjendzie, Jimena słyszy rozmowę pracowników,
że widziały młodego Bermudeza nad rzeką
w towarzystwie jakieś kobiety, która ma na imię Maria.
Jimena wie, że to imię coś jej mówi, ale nie potrafi
przypomnieć kim może być ta tajemnicza osoba
o tym imieniu. Jest załamana, bo Alvaro nic nie powiedział,
że z kimś spotyka się, przecież na początku bardzo
ucieszył się, że będzie mógł odnowić znajomość
z kuzynką a teraz nie przyszedł, aby cokolwiek powiedzieć
dziewczynie, że ich głębsza znajomość nie ma już sensu.
Rozdział 3
Po tym jak to dotarło do Jimeny gdy próżne nadzieje,
że Alvaro mógłby obdarzyć ją swoją miłością
właśnie w tym momencie runęły w przepaść.
Dziewczyna czuję się tak jakby cały świat się
dla niej skończył, zabolało ją to, że Alvaro
nie miał tyle odwagi, aby powiedzieć zakochanej
w nim dziewczynie, że w jego życiu jest ktoś inny,
że jego serce należy do innej kobiety a to co kiedyś
łączyło ich w dzieciństwie to należy to do przeszłości.
Najbardziej z tego wszystkiego zraniło jej serce
sposób w jaki dowiedziała się, że dla Alvara
liczy się ktoś inny, o kim nie miała pojęcia, że istnieje.
Nie wie co ma robić i gdzie pójść, aby być sama,
aby uspokoić się, ochłonąć i popłakać w samotności.
W tym żalu, który wypełnia jej serce i wściekłości,
która próbuje przejąć kontrolę nad jej zmysłami
z oczami pełnymi łez, biegnie w stronę domu.
Wpada do hacjendy tak szybko, że nawet nie zauważyła
ile hałasu robi biegnąć po schodach do swojego pokoju,
w którym nikogo nie było.
Jej zachowanie zauważył Carlos, ojciec Alvara,
który postanowił pójść za dziewczyną,
gdyż wyczuł, że musiało stać się coś złego
albo ktoś zrobił jej jakąś przykrość.
Otwiera drzwi, tak żeby nie wystraszyć Jimeny
i widzi ją siedzącą na parapecie okna.
Pyta zaniepokojony:
— Jimena co się stało? Dlaczego płaczesz?
— Nic się nie stało? — odpowiedziała z drżącym głosem
tak żeby wszyscy dali jej spokój.
— Ktoś ci zrobił jakąś przykrość?
Carlos chwile czekał, że dziewczyna coś mu powie,
ale Jimena oprócz płaczu nic nie odpowiadała.
Z jej twarzy można było sądzić jak bardzo jest teraz
nieszczęśliwa tylko nikt nie wiedział z jakiego powodu.
Gdy dziewczyna długo nic nie mówiła,
więc postanowił dalej pytać o przyczynę jej smutku.
— A gdzie Alvaro? Nie było z tobą Alvara?
Przecież miałaś spotkać się z nim czy coś się zmieniło?
— Alvaro nie jest już zainteresowany spotkaniami
ze mną — odpowiedziała Jimena mając wiele żalu.
— Jak to? Przecież lubicie się i to bardzo.
— Nie przyszedł.
— Na pewnie jest jakieś na to wytłumaczenie,
jak wróci to wszystko to wyjaśni. — rzekł Carlos
próbując pocieszyć załamaną dziewczynę.
— Alvaro spotyka się kimś innym,
pracownicy widzieli go z jakąś kobietą nad rzeką.
— Jacy pracownicy?
— Hacjendy.
— Może go pomylili.
— Nie, opisali go bardzo dokładnie, to był Alvaro.
Zapomniał o mnie. — Po tym wyznaniu Jimena
rozpłakała się jeszcze bardziej, że Carlos nie mógł
w żaden sposób ją uspokoić. Przyszło mu do głowy
tylko jedno, aby poszukać syna i zażądać od niego
wyjaśnienia tej sprawy a także naprawienia błędu,
przez który teraz Jimena jest w takim stanie.
Wyszedł z hacjendy i poszedł w kierunku rzeki.
Carlos, ojciec Alvara zmartwiony postępowanie syna
długo nie wracał, trochę błądził, bo od czasu
ostatniej jego wizyty w San Andres wiele się zmieniło.
Kiedy już znalazł się nad rzeką i widzi swojego syna
całującego się z jakąś kobietą od raz rozpoznał, że
jest to pokojówka Horacego, Maria.
Zrozumiał, że Jimena nie przesadzała w tym, że
Alvaro ma romans tylko nie wiedziała, że
ta kobieta jest służącą w dodatku jego brata.
Postanawia nie czekać, aż Alvaro wróci do domu
i wyjaśni mu całą tą sytuacje,
dzwoni do swojej żony Estefanii
i o wszystkim ją informuje.
Po powrocie Alvara w hacjendzie czeka na niego już ojciec,
który bardzo jest zburzony zachowaniem syna.
Postanawia, że zaczeka na niego w pokoju,
który zajmuje Alvaro na czas wizyty u rodziny Gutierrez.
— Ojcze nie spodziewałem się ciebie tu.
Carlos podchodząc do syna, policzkuje go w lewy policzek.
— Któregoś dnia wprowadzisz mnie do grobu
takim postępowaniem.
— O co ci chodzi?
— O twój romans z pokojówką i zażyłość z Jimeną.
— Kto ci powiedział?
— Nie ważne i wiem, że to prawda,
więc nie próbuj mnie okłamać.
— Dobrze powiem ci prawdę.
Bardzo lubię Jimene, ale to Marię kocham.
— Służącą?
— Tak tą służącą, zresztą to bez znaczenia.
— Może dla ciebie to nie ma znaczenia,
ale dla naszej rodzimy ma.
A Jimena wyjaśniłeś jej to
— Zupełnie zapomniałem, że maiłem się
dzisiaj z nią spotkać.
— Tak ty zapomniałeś, ale ona nie.
Straszną przykrość jej wyrządziłeś.
— Nie martw się tato porozmawiam z nią
wszystko jej wyjaśnię.
— Nie wiem czy tylko ona będzie chciała
wysłuchać twoich wyjaśnień.
Zanim Carlos wyszedł z pokoju syna, to Alvaro
tylko krzyknął do ojca:
— Obiecuje, że naprawie ten błąd.
Wszystko wytłumaczę Jimenie.
Carlos nie chciał słuchać żadnych argumentów syna
jeśli chodzi o znajomość z Marią.
Wiedział jedno, że Alvaro robi źle zrywając znajomość
z Jimeną, z którą zna się od wielu lat
a zawiązując bliższą relacje z Marią, prostą służącą.
Nie wiedział co ma synowi powiedzieć
jak przemówić mu do rozumu, skoro Alvaro
nic w tym złego nie widział.
Carlos też nie uważał za stosowne, aby informować
syna, że jego matka już o wszystkim wie
i właśnie jest w drodze do San Andres.
Może bał się reakcji Alvara albo wolał żeby to wszystko
syn usłyszał jeszcze raz z ust swojej matki
która pewnie nie pozwoli mu na coś takiego
jak związek ze służącą, który jest absurdalnym pomysłem.
Żona Carlosa, która w tych sprawach jest zaborcza,
ku zaskoczeniu następnego dnia
przyjeżdża do hacjendy Gutierrez.
Jest to kobieta po piędziesiątym roku życia,
wysoka, szczuła o pociągłej twarzy
i kasztanowych włosach
w długiej czarnej sukni.
Wchodząc do hacjendy wszyscy od progu kłaniają się
jej tak jakby czuli przed nią strach,
ale ona nie zwraca uwagi na to co dzieje się
i podąża dalej.
Wchodzi po schodach i spotyka tam Horacego,
który pragnie przywitać i uściskać się z bratową,
ale ona udaje, że go nie zauważyła.
Idzie dalej bez zatrzymania
nie informując swojego męża Carlosa
o tym, że właśnie przybyła.
Tylko dalej zmierza do pokoju Alvara.
— Synu co ty wyprawiasz? — wrzasnęła
od progu kobieta,
wchodząc do sypialni syna bez pukania.
Alvaro zaskoczony wizytą matki odwraca się
siedząc w fotelu i na stoliku
stawia poranną kawę, którą właśnie pił.
— Matko co ty tu robisz? Kiedy przyjechałaś?
— W nocy,
wczoraj po południu twój ojciec
dzwonił do mnie, aby powiedzieć mi o twoim romansie.
— Jakim romansie?
— Nie udawaj, widział cię nad rzeką z pokojówką.
— Ach, o tym mówisz, ale to jeszcze nie romans.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — pytała
zdenerwowana matka.
— Dobrze jeżeli chcesz wiedzieć to powiem ci
jakie mam plany.
Zirytowana kobieta starała się
w spokoju wysłuchać syna.
— Nie mam romansu z Marią, ale zakochałem się w niej
i mam zamiar ożenić się a później zamieszkać z nią
w hacjendzie kupionej od wuja Horacego.
— I to moją być te twoje plany?
A gdzie w tym wszystkim jest Jimene?
— Matko Jimene traktuje tylko jak przyjaciółkę
i nie mogłbym się z nią nigdy ożenić.
Wiem, że źle to wszystko wyszało.
Może Jimena liczyła na coś więcej z mojej strony,
może na jakąś deklaracje, na jakiś gest ode mnie,
ale uwierz matko, że prędzej czy później
to by ją bardzo zraniło.
Nawet jeśli nie dziś to kiedyś na pewo
a ja tego nie chce.
Powinnaś się cieszyć, sama mówiłaś, że
powinienem się w końcu ożenić.
— Tak,
ale nie chodziło mi o to żebyś żenił się ze służącą.
— Matko myślę, że nie ja a ty masz z tym jakiś problem.
— Alvaro doprowadzisz nas do ruiny. — powiedziała
to Estefania zaciskając zęby.
Estefania nie mogąc dłużej znieść rozmowy
ze synem a raczej jego ciągłych zapewnień, że
tak bardzo jest zakochany w służącej, to Estefania
postanawia wyjść z pokoju syna i dać mu chociaż
przez chwile spokój. Wychodzi a tuż przed nią
stoi z zamiarem przywitania Bermudezowej,
Gabriela Gutierrez. Estefania nigdy szczególnie
nie lubiła żony Horacego. Wydawało jej się, że
jest na kobietę z tych sfer dość przecięta,
chociaż, że tak samo jak ona pochodziła z zamożnej
rodziny. Rozmawiała z nią zawsze tylko dlatego,
że musiała, nie nawidziała jej ani też nie wywyższała się
w rozmowie z nią tyle, że ją tolerowała, bo tak wypadało
i traktowała ją z dystansem i to bardzo dużym.
Po latach Gabriela zaczęła w ten sam sposób
traktować żonę Carlosa.
— Witaj Estefanio!
— Ach, witaj Gabriela.
Jak tam zdrowie.
— U mnie wszystko dobrze, ale u ciebie chyba nie?
— Tak a dlaczego tak myślisz?
— Bo musiałaś tak nagle przyjechać tyle kilometrów tu.
Wiem, że to dla ciebie drażliwa sprawa.
— Nie bardziej, niż przebywanie w tym domu.
Przepraszam, ale muszę przywitać się z mężem,
pewnie nic nie wie, że już przyjechałam.
— Musisz czy chcesz przywitać się z mężem?
— Masz racje chyba powinnam już pójść
i poszukać Carlosa.
— Przepraszam.
— Proszę.
W ten sposób często można było usłyszeć rozmowę
dwóch pań: Estefani i Gabrieli.
Estefania szybko udała się do męża, który był
w swoim pokoju. Uściskała go mocno tak jakby
naprawdę stęskniła się za Carlosem.
Carlos poproszony przez swoją żonę musiał
jeszcze raz, ale za to bardzo dokładnie
opowiedzieć jej o tym co działo się w hacjendzie
Gutierrez. Kobieta uważnie słuchała wyznań
męża to w jaki sposób dowiedział się o romansie
ich syna z pokojówką, o Jimenie, która bardzo przeżyła
rozstanie z Alvarem o długach Horacego
i kupno hacjendy w San Jaun przez Alvara.
Kobiecie było naprawdę przykro jak ich syn
potraktował Jimene a zwłaszcza to w jaki sposób
zakończył ich znajomość.
Estefania postanowiła odwiedzić Jimene, która
od czasu zerwania kontaktu z Alvarem
nie wychodziła ze swojego pokoju.
U Jimeny była również jej matka Gabriela,
która pocieszała najmłodszą córkę
i to dla kobiety było bardzo niezręczne spotkanie,
ale nie wycofała się, zebrała się na odwagę
i poprosiła panią Gutierrez, aby zostawiła
ją samą z Jimeną. Gabriela z początku nie chciała,
ale na prośbę swojej córki wyszła z pokoju.
Podchodzi do dziewczyna która stała
odwrócona do niej tyłem i patrzyła przez okno
na widok, który nie zmieniał się.
— Wiem jak możesz się teraz czuć droga Jimeno.
— Wiesz, naprawdę wiesz ciociu?
— Alvaro nie miał prawa cię tak potraktować.
Już mu to powiedziałam.
Zresztą ta jego znajomość i tak nie ma sensu.
Uwierz, że to będzie trwać tylko chwile.
— A skąd ty to możesz wiedzieć?
— Z życia, zazwyczaj związki ze służącymi
nie trwają zbyt długo.
— Ze służącymi, zostawił mnie dla służącej?
Dotąd Jimena nie zdawała sobie sprawy, że
Alvaro, czyli miłość jej życia postanowił
związać się z pokojówką i to dla dziewczyny
był szok, bo tego nie spodziewała się.
Chociaż może poczuła w tym momencie ulgę,
bo Alvaro według niej upadł tak nisko
wiążąc się ze służącą, która nie jest ani zbyt piękna
ani zbyt mądra, po prostu zwykła dziewczyna,
która musi podawać jej poranną kawę
a także sprzątać jej pokój.
Według niej, to znaczy według Jimeny
ma ona więcej zalet, niż służąca, która pracuje
w jej domu i może właśnie takie myślenie
podnosiło ją, chociaż trochę na duchu.
Postanowiła ze zranionym sercem zejść
dzisiejszego wieczoru na kolację, nawet jeśli
musiałaby stawić czoła Alvarowi, który
pewnie tam będzie i Marii, którą w tym momencie
już tak nienawidzi. Widok Alvara zapewne będzie
dla Jimeny bardzo bolesny, ponieważ jest w nim
wciąż mocno zakochana a Alvaro zranił ją tym,
że odrzucił jej względy i wybrał pokojówkę.
Jimena postanowiła, że się z tego powodu
nie załamie. Ale to zadanie wydaje się być
dużo bardziej trudniejsze, niż przypuszczała.
Gdy tylko zamknęła drzwi swojego pokoju,
ubrana w długiej jasnej sukni, która wydawała się,
że jest biała. Przeszła korytarzem zaledwie
kilka kroków i zobaczyła Alvara, to strach
ją ogarniał. Nie wiedziała co ma zrobić,
więc postanowiła, że znowu ucieknie
do swojego pokoju. Ale w tym długim korytarzu
Alvaro dostrzegł ją, pobiegł za nią i złapał ją za rękę.
— Poczekaj, nie uciekaj.- mówił do niej,
gdy stała ona do niego odwrócona tyłem.
Chciałem z tobą tylko porozmawiać.
— My nie mamy o czym rozmawiać.
— Chciałem przyjść do ciebie już wcześniej,
ale twoja mama nie pozwoliła mi wejść.
Powiedz jak się czujesz?
— Naprawdę chcesz wiedzieć jak się czuję.
Chyba nie.
— Chce ci to jakoś wszystko wytłumaczyć.
To wszystko nie jest tak jak myślisz.
— Ale ja tych wyjaśnień wcale nie muszę słuchać.
Jimena w tym momencie wyrwała się
i szybko pobiegła do swojego pokoju
a Alvaro nawet już nie próbował jej dogonić.
Dopiero teraz zrozumiał jaki straszny ból
i jaką krzywdę wyrządził dziewczynie.
Chciał to jakoś naprawić, ale nie wiedział jak
ma to teraz zrobić. Czuł się odpowiedzialny
za to, że z jego winy Jimena jest więźniem
własnego pokoju. Też nie wiedział jak dalej
ułoży się jego relacja z Marią
i obawiał się też co jego rodzice mogą
jeszcze zrobić w trosce o dobre imię rodziny.
Po tej krótkiej wymianie zdań z Jimeną,
która do niczego dobrego nie prowadziła.
Czuł się jeszcze gorzej.
Nie wiedział cóż jeszcze może zrobić
czy słuchać rad rodziców, zapomnieć o wszystkim
i wrócić do Madrytu.
Przeczuwał, że łatwo nie przeprosi Jimeny,
ale nie spodziewał się, że starając się
nie będzie umiał z nią rozmawiać.
Dziewczyna jest dla niego bardzo oschła i zimna,
choć Alvaro wie, że sam sobie zasłużył
na takiego traktowanie.
Nie wiedząc co jeszcze ma czynić
i co zrobić ze swoim życiem.
Idzie do Marii, aby z nią porozmawiać,
bo wydawało mu się, że jej też jest winny
jakieś słowo wyjaśnienia. Pokojówka
właśnie przebywała w kuchni i na szczęście
Alvara w pomieszczeniu oprócz niej nikogo nie było,
więc obydwoje mogli porozmawiać a przede wszystkim
wyjaśnić sobie wiele rzeczy w spokoju.
Maria nie była zaskoczona tym, że Bermudez
do niej przyszedł, można powiedzieć, że czekała
na niego kiedy odważy się z nią na rozmowę.
— Wiem, że to wszystko źle wygląda. — powiedział Alvaro.
— Tak wiesz. — rzekła Maria.
— Wiem też, że od czasu naszego spotkania
nad rzeką nie rozmawialiśmy. Wybacz.
Dziewczyna tylko pokiwała głową na znak, że
jest bardzo litościwa dla niego.
— Ostatnio wiele się dzieje, ale to co ci mówiłem
tam w tedy nad rzeką to, to pozostaje bez zmian.
— A co w tedy mówiłeś, bo było to tak dawno, że
nawet nie pamiętam. — wyznała
zirytowana całą tą sytuacją dziewczyna.
— To, że myślę tylko o tobie, to, że potrzebuję cię
bardziej, niż kogokolwiek i to, że kocham cię
jak nikogo na tym świecie.
Mario a co ty do mnie czujesz?
— Nie wiem czy to jest miłość, bo jeszcze takiego
uczucia nigdy wcześniej nie poznałam.
Ale nie wyobrażam sobie życie bez ciebie.
Alavro?
— Co Mario?
— Powiedz o co chodzi w tej sytuacji
z tobą i z panienką Jimeną?
— Znamy się od dzieciństwa, razem spędzaliśmy wakacje
i nasi rodzice mieli nadzieje, że kiedyś się pobierzemy.
Przez wiele lat nie mieliśmy ze sobą kontaktu
do teraz i Jimenie przez moment coś się wydawało.
Ja niczego jej nie obiecywałem. Lubię ją.
Dobrze czuję się w jej towarzystwie, bo często
rozśmiesza mnie, ale ona to jakoś źle zrozumiała.
Chciałem jej to wszystko wyjaśnić, ale Jimena
jeszcze nie jest gotowa na taką rozmowę.
— I co będzie?
— Nie wiem, bo nikt tego nie wie.
Ze strony Alavara to było naprawdę bardzo szczere
wyznanie, on nigdy wcześniej nie był gotowy
na wyznanie swoich uczuć a tym bardziej
na przyznanie się do tego czego obawia się
i z czym sobie nie radzi.
Maria też doceniała jego gest, to znaczy to, że
przyszedł do niej sam z własnej woli i wyznał jej miłość.
Ona nie mówiła mu tego, ale też sama chciała
zdobyć się na odwagę żeby powiedzieć mu,
że jest pewna, że to co czuje jej serce jest tak silne,
aż zabiera jest dech w piersi a teraz jest już pewna,
on odczuwa tak samo. Zdaje sobie sprawę, że ich
znajomość nie będzie łatwa, bo dzieli ich wiele różnic.
***
Carlos i Estefania są bezradni wobec decyzji syna.
Nie wiedzą w jaki sposób przekonać Alvara, że
małżeństwo ze służącą
unieszczęliwi go a przy tym narazi całą rodzine
na skandal poza tym uważają, że
to absurdalny pomysł.
Ale kochają syna i chcą dla niego jak najlepiej,
wierzą, że powinien ożenić się z kimś z zamożnej
rodziny, tak jak na przykład z Jimeną
albo z kimś kto miałby w ich uważaniu
odpowiednie wykształcenie i wniósłby majątek.
Ani Carlosowi ani Estefanii
nie udało się przekonać Alvara,
aby dobrze przemyślał ten wybór
żeby później tego nie żałował.
Nie chcąc patrzeć jak ich syn marnuje swoje życie,
postanawiają podjąć jeszcze jedną próbę
rozmowy, ale tym razem z Marią.
Dzisiejszy dzień jest odpowiedni a dokładnie ta chwila
kiedy Alvaro wybrał się do miasta
w jakieś tajemniczej sprawie.
Wykorzystując jego nieobecność w hacjendzie
to proszą, aby Maria przyniosła im podwieczorek
do pokoju. Chcą powiedzieć dziewczynie to co
o niej myślą i o tym małżeństwie.
Wiedzą, że gdyby ich syn kiedyś
dowiedział się o tym to mógłby im tego
nigdy nie wybaczyć, ale uważają, że
o tym spotkaniu nigdy nie dowie się.
Dziewczyna niczego nie podejrzewając
postanawia spełnić życzenie państwa Bermudezów,
dlatego wchodzi bez obaw do ich sypialni.
Rozdział 4
Gdy drzwi sypialni państwa Bermudezów
zostały zamknięte, to wszyscy mieszkańcy
hacjendy Gutierrez byli ciekawi a zwłaszcza służba,
która zawsze lubi wiedzieć wszystko co się dzieje,
co się może stać, kto z kim i o czym rozmawia.
Ale tym razem tak jakby przez skóre czuli, że
nie mogą przeszkadzać w rozmowie z Marią.
Pai Estefania specjalnie prosiła, aby to właśnie
ona przyniosła jej i jej mężowi ciastka posypane
cukrem i herbatę z cynamonem.
Pani Bermudez od zawsze każdego dnia
o czwartej po południu miała takie zwyczaje.
W jej zachowaniu było coś nienaturalnego, chłodnego
a z spojrzeń kobiety można było wyczytać,
że zanosi się na jakąś burze z piorunami.
Można było pomyśleć, że Maria musiała
w jakiś sposób urazić Panią Estefanie,
tylko czym, przecież to grzeczna, miła
i życzliwa osoba dla wszystkich.
Cała służba w posiadlości zostanawiała się
i nikt nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
Aż w końcu drzwi z sypialni otworzyły się
i wybiegła z nich Maria,
uciekając przed siebie w nieznanym kierunku.
Nie udało się jej uciec zbyt daleko, bo w tym samym
korytarzu, stanęła na jej drodze Jimena,
ta sama, której jej serce zranił Alvaro.
Ze spojrzeń i wyrazu twarzy dziewczyny
można było wyczytać ile nienawiści, złości i żalu
wciągu jednej chwili narodziło się do Marii.
Tylko jej strój mówił coś innego, Jimena nadal
była ubrana w jasną długą suknię i można sądzić, że
wyglądała prawie jak anioł ze smutkiem,
który nosiła głęboko w swojej duszy.
Maria po rozmowie z rodzicami Alvara wiedziała
już, że te spotkanie z Jimeną nie będzie przyjemne.
I wydawało jej się, że nie jest też przypadkowe.
Maria w tym momencie czuła się osaczona
przez rodzinę Bermudez. Strach ją sparaliżował,
że nie mogła zrobić kroku w żadnym kierunku.
Słuchała z pokorą tych wszystkich rzeczy.
— Jeszcze do niedawna bardzo cię lubiłam,
traktowałam cię jak rodziny a ty w zamian
zniszczyłaś wszystko, moje marzenia, plany.
Zabrałaś mi wszystko. — rzekła Jimena
z oczami pełnymi łzami, z roztargnięntymi włosami,
które miała lekko upięte.
— Ja nic panience nie zabrałam
— odpowiedziała jej Maria,
która starała się bronić przed słowami, które
mogłaby usłyszeć za chwile z ust Jimeny.
— Nie. Tylko ukradłaś mi miłość Alvara.
Jesteś zwykłą złodziejką.
— Proszę niech mi pani da spokój.
— To ja przez ciebie nie mogę odzyskać spokoju.
— Proszę niech pani tak nie mówi.
— Po co tu po tym wszystkim zostałaś,
wynoś się i więcej tu nie wracaj.
Zapomnij o naszej rodzinie i o miłości Alvara.
Rozumiesz.
Nie pasujesz do nas i nikt nigdy cię tu nie zaakceptuje.
— Proszę niech pani się uspokoi.
Myślę, że ta rozmowa nie ma teraz sensu.
Pani źle się czuje.
— Obiecuje, że któregoś dnia Alvaro cię znienawidzi
tak samo jak ja cię teraz nienawidzę a może i bardziej,
więc teraz wynoś się, opuść tą hacjendę.
— Niech mnie pani stąd nie wyrzuca.
— To mój dom i mogę w nim robić co chce.
A ciebie tu nie chcę więcej widzieć.
— Panienko Jimeno, proszę mnie zrozumieć
ja nie ma gdzie pójść. Ta hacjenda to jedyne miejsce.
— Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć.
Było dobrze do dnia kiedy ty nie pojawiłaś się
w naszym życiu.
Słowa kiedy Jimena wyrzucała Marię z domu
mocno ją zraniły, poczuła się poniżona, ponieważ
Jimena mimo swojego podchodzenia
należała do ludzi z sfery bogatej a Maria była biedna.
I bardzo łatwo jest jej zrobić przykrość.
Wiedziała, że nie może porównywać się z panienką,
nie może i nie ma takiego prawa, aby mówić jej
o swoich uczuciach i o tym, że chcę walczyć
o miłość. Tak samo jak Jimena wcześniej lubiła ją
i nadal darzy ją sympatią, chciałaby prosić Jimenę
o wybaczenie, ale nie ma odwagi.
Jej uczucia nie są ważne, bo w takiej sytuacji
najważniejsze jest to co powie i jak zareaguje Jimena.
Maria nie mogła pamiętać tego dnia jak Jimena
pojawiła się w hacjendzie Gutierrez, ponieważ
w tedy jeszcze nie pracowała w posiadłości.
Ale dla całej rodziny Jimena jest oczkiem w głowie,
może dlatego, że jest najmłodsza i zawsze wszyscy
dbali o to, aby była szczęśliwa dając jej to co najlepsze.
Jimena może miała nadzieje, że tym razem
taż tak będzie. Łudziła się, że Maria jej ustąpi
i dlatego dziewczyna w tak okrutny sposób zawiodła się.
To było naprawdę bolesne rozczarowanie.
Pogodzenie się z porażką oznacza dla panny Guteirrez
stracenie miłości Alvara już na zawsze.
Nie tylko ona, ale wszyscy domownicy posiadłości,
również Carlos i Estefania wierzyli, że kiedyś
Jimena i Alvaro bardziej zbliżą się do siebie.
Ona też liczyła na to, że połączy ich niezwykłe uczucie,
które obydwoje będą mogli nazwać to miłością
i z tego powodu stworzą razem rodzinę.
Lecz wszystko się zmieniło, pojawienie Marii
przewróciło cały świat.
W tym wszystkim każdemu trudno jest jakoś
zachować się, bo każdy z nich co by nie zrobił
to zawsze znajdzie się tu jakaś osoba, która będzie
cierpieć niezależnie od tego co może się jeszcze zdarzyć.
Dla Marii rozmowa z Jimeną była dużo trudniejsza,
niż mogło się wydawać komukolwiek.
Nie chciała się gniewać na nią za to co Jimena
jej powiedziała. Rozumiała, że panienka naprawdę
cierpi i to trochę przez nią i trochę przez Alvara,
ale z tej miłości Maria tak samo jak Jimena
nie chciała rezygnować.
Zabolały ją też słowa rodziców Alvara.
Czuła, że w hacjendzie nie ma nikogo kto mógłby
wspierać ją, pocieszyć kiedy płaczę w samotności.
Nie było też nikogo kto zrozumiałby, że ona
tak jak każdy ma jakieś uczucia, które bardzo łatwo zranić.
Tylko rozmowa z Alvarem, jego bliskość i jego słowa
sprawiały, że Maria odczuwała potrzebę, że
może być dla kogoś ważna i, że jest ktoś kto jej potrzebuję,
ale nie po to, aby pościelić mu łóżko
czy przynieść śniadanie tylko dlatego, że stała się
częścią jakieś drugiej osoby.
To dzięki młodemu Bermudezowi uwierzyła, że
ma takie samo prawo jak pozostali ludzie na świecie
do szczęścia. Jest ktoś kto chcę się nią opiekować
i dla kogo ważne są jej uczucia, myśli a także to
czego się boi gdy zamyka swoje oczy w ciemności.
Ta krótka chwila z Jimeną sprawiła, że
zostając dalej na korytarzu i wysłuchując tych rzeczy,
które wbijały w jej serce nóż to mogłaby
stracić swoje zmysłu i umrzeć ze wstydu i z cierpienia.
Dlatego chciała tylko stamtąd uciec.
Udało jej się uciekła od rodziców Alvara i od Jimeny.
Biegła szybko po schodach i wydawało się, że
jakby płakała i dalej biegła ile miała sił i ile miała tchu
żeby tylko opuścić hacjendę.
***
Wszystkich to zastanawiało,
Horacy właściciel hacjendy, który widział reakcje służącej
to od razu poszedł do Bermudezów a na korytarzu,
gdzie rozmawiała z Marią panienka Gutierrez,
ale tam nie było widać już Jimeny.
Może dziewczyna tak samo jak Maria miała
tego wszystkiego już dość i też uciekła w nieznanym
kierunku albo wróciła do swojego pokoju
po prostu zmęczona kłótnią ze służącą.
Horacy wszedł do pokoju i pytał brata i bratowej
co się stało, co się wydarzyło,
ale oni woleli milczeć i nie wtajemniczać
w rodzinne ich sprawy.
Horacy powoli miał tego wszystkiego dość, ponieważ
w jego domu dzieją się rzeczy, o których nic nie wie
i nikt nie chce mu tego wyjaśnić.
W tym czasie z miasta wrócił już Alvaro
i udał się do pokoju, w którym toczyła się
rozmowa między Bermudezami a Gutirrezem.
Horacy odwrócił się i powiedział
— Dobrze, że już jesteś Alvaro.
— Coś się stało, czemu macie takie miny?
— Tak, stało się tylko nie wiadomo co? — odpowiedział
zirytowany wuj.
— Może mi ktoś wytłumaczyć co się tu dzieje?
— pytał Alvaro.
— Nie wiem. Twoi rodzice zamknęli się
w tym pokoju ze służącą,
po czym pokojówka wybiegła z płaczem.
— Z jaką pokojówką?
— To chyba była Maria. — stwierdził Horacy.
Carlos i Estefania udawali, że są nieobecni
podczas tej rozmowy,
zerkając nerwowo tylko na siebie,
zachowywali się tak jakby
zaczęli zdawać sobie sprawę, że źle postąpili.
W chwili kiedy Alvaro usłyszał, że jego rodzice
za zamkniętymi drzwiami rozmawiali z Marią
od razu domyślił się o co mogło im chodzić.
— Co powiedzieliście Marii
i dokąd ona pobiegła? — pytał
już zirytowany Alvaro
mając w sercu ogromny żal do rodziców.
— Nie wiem dokąd ona pobiegła? — odpowiedziała
obojętnie kobieta.
— A co jej powiedzieliście? — pytał
coraz bardziej zdenerwowany Alvaro.
— Nic takiego tylko tyle, że ona do naszej
rodziny nie pasuje? — Lekceważąco
wyznał Carlos nie wiedząc, że to mogło
tak bardzo zranić dziewczynę.
Alvaro przeczuwał, że podczas tej rozmowy
na pewno musiały paść
dużo bardziej bolące i dużo bardziej surowe słowa,
ponieważ dobrze znał swoich rodziców
i wiedział jaki mają charakter
i do czego są zdolni w trosce o majątek i pieniądze.
— No dobrze, ale czy ktoś mógłby mi wyjaśnić
o co tu chodzi, miejcie na uwadze to, że
wy wszyscy jesteście moimi gośćmi.
Po prostu chce wiedzieć
co się dzieje w moim domu — pytał
z podniesionym głosem Horacy.
— Nie udawaj, że nie wiesz, że Alvaro ma romans
z twoją pokojówką
i jeszcze chce ożenić się z nią — z podniesioną
głową i gardzącą o tym powiedziała Estefania.
— Masz romans z pokojówką? — Pytał
z nie do wierzeniem Horacy chrześniaka.
— Dajmy już temu spokój
i lepiej poszukajmy Marii
— zmęczony tłumaczeniem się
kolejnej osobie ze swoich uczuć
odpowiedział młody Bermudez.
— Tak to dla niej porzucił Jimenę — rzekła kobieta.
— Mamo nie to jest teraz najważniejsze. — rzekł Alvaro
— Powinieneś ją zwolnić — wtrąciła się Estefania.
— Ja nie mieszam się
do prywatnych spraw pracowników. —
Odpowiedział jej Gutierrez.
— Jak zawsze umywasz od wszystkiego ręce,
a to jest twoja wina.
— Ja nie umywam rąk
tylko nie ponoszę
odpowiedzialności za czyny innych osób.
Alvaro nie mogąc słuchać przekomażeń się
matki i ojca ze swoim wujem
wolał wyjść i sam poszukać Marii
czuł, że może zdarzyć się coś złego,
coś czego bardzo by nie chciał.
Bo mogło wydarzyć się coś co zdarzyło się
z winy jego rodziców.
Nie mógł wiedzieć tylko jednego, że oprócz jego rodziców
z Marią także rozmawiała Jimena. Ona też mogła zranić
dziewczynę, mimo tej awantury jaka odbyła się
na korytarzu to nikt tego w hacjendzie nie słyszał
i nikt tego nie widział,
chociaż, że w posiadłości mieszka tak wiele osób.
Tylu kuzynów i kuzynek Alvara, jego rodzice
oraz Horacy z Gabrielą a przede wszystkim dom
jest wypełniony służbą, która zawsze chce pierwsza
wszystko wiedzieć. A podczas tej rozmowy nie było nikogo.
To wszystko było bardzo dziwne.
Najpierw sytuacja z państwem Bermudez
później zdarzenie z Jimeną, aż w końcu ucieczka Marii.
Wydaje się, że zdarzyło się już zbyt wiele
jak na jeden dzień. I kto jest w tym wszystkim winny,
kto ponosi odpowiedzialność za to co się wydarzyło?
Może los? Albo przeznaczenie?
Z takim myśleniem
najłatwiej było by się wszystkim pogodzić.
Ale Alvaro nie miał zamiaru w ten sposób myśleć,
uważał, że jego rodzice za jego decyzje i wybory
nie powinni obarczać winą Marii.
Ponieważ sądzi, że skoro jest dorosły to także
odpowiedzialny za swoje życie i nikt nie ma prawa
mówić mu jak ma żyć.
Rozdział 5
Podczas kiedy młody mężczyzna szuka
Marii najpierw w hacjendzie
mając nadzieje, że właśnie tam gdzieś
schowała się dziewczyna,
ale nigdzie nie może jej znaleźć.
To spotyka Jimene, która właśnie była w salonie
na parterze. Alvaro postanawia wykorzystać sytuacje
i porozmawiać z Jimeną jeszcze raz.
Dziewczyna nie usłyszała jak mężczyzna wszedł
i stanął za nią. Najpierw Alvaro nie wiedział jak ma zacząć
rozmowę, ale postanowił zebrać się na odwagę
i pyta kobietę:
— Jimeno może czujesz się już lepiej?
Dziewczyna odwraca się trochę przerażona, bo
nie spodziewała się tu Alvara.
Nie ma też zamiaru nic mówić, więc chce jak najszybciej
wyjść z salonu, ale mężczyzna prosi ją żeby została.
— Poczekaj, zaczekaj.
Nie chce żebyśmy w ten sposób, tak wrogo
już do końca życia rozmawiali.
Jest mi bardzo przykro z tego co się stało.
— Ach tak, ale trudno mi w to jakoś uwierzyć.
I nie mam czasu dłużej z tobą rozmawiać. — powiedziała
oburzona dziewczyna.
— Jimeno zaczekaj.
Czy nie widziałeś gdzieś Marii. Szukam jej.
— A co zgubiłeś narzeczoną?
— Jimeno proszę.
— Nawet jakbym wiedziała gdzie ona jest to
nie powiedziałabym ci. Nigdy. Rozumiesz.
— Tak rozumiem, ja wszystko dobrze rozumiem.
— Masz szczęście, że akurat jej nie widziałam
a teraz przepraszam. Muszę już iść. Żegnam.
Żegnam to było ostatnie słowo jakie powiedziała
Jimena do Alvara, po czym prędko wyszła.
Mężczyzna nie próbował jej nawet zatrzymać
też nie starał się jej nic tłumaczyć. Wiedział, że
jest zbyt wcześnie, aby rany w jej sercu mogły zabliźnić się.
Miał tylko nadzieje, może próżną, że dziewczyna
kiedyś wybaczy mu to wszystko przez co teraz cierpi.
Pomyślał o tym wszystkim tylko chwile i też wyszedł
z salonu, poszedł dalej szukać swojej Marii w hacjendzie.
Widząc tak wielu ludzi w posiadłości to pyta
dwóch pracowników czy ktoś nie widział dziewczyny,
ale nikt nie miał pojęcia gdzie mogła być Maria.
W końcu ktoś ze służby powiedział Alvarowi, że
wydawało mu się, że jak roztrzęsiona kobieta
biegła bardzo szybko w stronę rzeki.
Postanawia nie zwlekać i czym prędzej ją znaleźć
i chwile później znalazł się nad rzeką,
ale Marii tam nie znalazł.
Zamyślił się i to trwało tylko chwile i nagle zauważył, że
jakaś postać stoi na klifie,
przerażony postanawia sprawdzić
kim była ta osoba, co tam robi i co zamierza zrobić.
Po chwil stał tuż za jej plecami,
ale ta kobieta wydawała mu się znajoma
wiatr rozwiewał jej brązowe włosy i jej długą suknie.
Podszedł do niej po cichu tak,
aby nie wystraszyć kobiety,
ale sam był przerażony
odkąd był już pewny, że ta osoba,
która stoi przed nim nad klifem to jest Maria.
Dziewczyna nie wiedząc co dzieiej się
dookoła niej, nie rozumiejąc zwyczajów
rodziny Bermudez
i zaczęła zdawać sprawe sobie, że w ich oczach
nigdy nie będzie kimś ważnym i nie ma nadziei, że
to kiedyś mogłoby zmienić się.
Od początku Maria bała się związku z Alvarem,
ponieważ on pochodzi z bogatej rodziny
a ona jest tylko służącą, nie wierzyła, że
jej szczęście mogłoby trwać wiecznie.
Czując się mocno zraniona i odrzucona
przez rodziców Alvara i po rozmowie z Jimeną
w akcie desperacji chcę to wszystko
jednym krokiem zakończyć,
tą szaloną miłość do młodego Bermudeza.
Najlepszym sposobem wydaje jej się
żeby skoczyć z przepaści i zdesperowaną dziewczynę
ratuje Alvaro, zapewniając ją o swoich uczuciach,
przytulając ją mocno do swojego ramiona.
Maria wyznaje mu prawde
co powiedzieli jej Bermudezowie i czym ją zranili
a także opowiada mu o spotkaniu z panną Gutierrez
i przyznaje się do swoich uczuć.
Alvaro zapewnia, że nigdy jej nie opuści i nie ma to
znaczenia co mówią i myślą o tym jego rodzice.
Wie, że Carlos i Estefania bardzo go kochają
i nawet jeśli teraz nie akceptują jego wyboru to kiedyś
na pewno pogodzą się z tym.
Tłumaczy także Maria, że Jimena nie jest złą osobą
tylko bardzo zabolało ją jego odrzucenie.
Ma nadzieje, że kiedyś przyjdzie dzień kiedy Jimena
zrozumie, że ich bliższa relacja nie miałaby sensu,
byłaby pomyłką, która unieszczęśliwi wiele osób.
Wierzy, że kiedyś znowu będą mogli szanować się
i być dla siebie przyjaciółmi tak jak za czasów dzieciństwa.
***
Podczas tego zdarzenia w hacjendzie
wciąż kłócili się Carlos i Estefania z Horacym.
— Widzę, że bardzo bronisz tej dziewczyny,
ciekawe jaki jest tego powód. — rzekł Carlos.
— Nikogo nie bronie, tylko próbuje zrozumieć Alvara.
Nie chcę, aby zrobił coś czego by
do końca życia żałował.
— I tu się z tobą zgadzam — powiedział Carlos.
— Nie o to mi chodzi.
Ja też dawno temu popełniłem błąd,
który mógłby sprawić, że dziś to wszystko
wyglądało by inaczej — wyznał wzruszony Horacy.
— Jaki błąd? — Pytała Estefania.
— Właśnie jaki? pytał także Carlos.
— Teraz nie ma już do czego wracać,
nie ma też o czym mówić.
Właśnie to wyznanie Gutierreza przerwało
nagłe wejście Alvara i Marii.
Alvaro przy swoim wuju zmusił rodziców,
aby przeprosili Mari
za to co jej powiedzieli podczas kiedy on był w mieście
i nie mógł z tego powodu zapobiec temu.
Estefania nie chciała przyznać, że jej zachowanie
było niewłaściwe w końcu ojciec Alvara,
aby zakończyć tą rozmwę
powiedział przepraszam po czym wyszedł z pokoju
a za nim wyszła jego żona.
Kobieta była urażona tym, że ona z Carlosem
musiała przeprosić służącą
za to, że zwróciła jej uwage.
Zapomniała tylko o tym, że
ta służąca ma zostać żoną jej syna,
najwyraźniej Estefania nie chciała o tym pamiętać,
może miała jeszcze nadzieje, że uda jej się,
aby Alvaro zmienił tą decyzje.
Były to jednak próżne nadzieje.
***
Powoli zbliżał się wymarzony dzień dla Marii i Alvara.
Wszyscy z pracowników hacjendy Guttierez
wydawali się być poruszeni tą wiadomością, że Maria
ich koleżanka wkrótce zostanie żoną Alvara.
Z tego był szczęśliwy Horacy, chrzestny Alvara,
że młody mężczyzna nie zrobi czegoś,
co do końca życia unieszczęśliwi go.
Jimena znowu zmknęła się w sobie
a Carlos i Estefania nie pogodzili się z decyzją syna
mają jeszcze nadzieje, że
może to tego ślubu nie dojdzie.
Dlatego przed tym bardzo ważnym dla Alvara
wydarzeniem postanawia Horacy
na kilka dni przed ceremonią
wesprzeć młodego Bermudeza.
Późnym wieczorem i po kolacji
zaprosił młodego Bermudeza do swojego gabinetu.
W tej hacjendzie zawsze wszystkie ważne rozmowy
odbywały się za zamkniętymi drzwiami
w gabinecie Horacego.
I tak też było tym razem.
— Cieszę się twoim szczęściem — wyznję Horacy
Naprawdę cieszę się a to co myślą o tym twoi rodzice
jest bez znaczenia. Zawsze byli trudni,
zwłaszcza twoja matka Estefania.
To piękna kobieta, ale czasem bywa tam od środka
tak zimna — kontynuował Gutierrez.
— Wuju, ja dobrze wiem jak ona naprawdę jest.
Miło jest słyszeć, że rozumiesz mój wybór
i że go szanujesz. To dużo dla mnie znaczy
i naprawdę nie chciałam skrzywdzić Jimeny
jest mi bardzo źle z tego powodu. — powiedział Alvaro.
— Wiem i wierzę, że Jimena z czasem się z tym pogodzi.
Nie będzie to dziś ani to jutro tylko z czasem.
Nie mówię też tego, aby urazić twoich rodziców,
ale żebyś nie popełnił błędu takiego jakiego ja kiedyś.
— Co masz na myśli? — pytał młody Bermudez.
— Kiedyś bardzo dawno temu, jak byłem młody
zakochałem się, naprawdę zakochałem się
w pięknej dziewczynie.
Była, to znaczy, że nie miała ani grosza.
A ja zamiast bronić uczucia
to nie potrafiłem postawić się przeciw woli rodziców.
Ona nigdy mi tego nie wybaczyła
i jakiś czas temu
dowiedziałam się, że zmarła. — wyznał Horacy
trochę zawstydzony swoim zachowaniem.
Po tym szczerym wyznaniu Alvaro
czuje, że może zawsze i w każdej chwili liczyć
na jego pomoc od strony wuja Horacego.
Może wyznanie Guttiereza pomogło przekonać
młodego Bermudeza, że nie ma znaczenia
co powiedzą rodzice o jego małżeństwie.
Rozdział 6
25 wrzesień, dzień zaślubin Marii i Alvara.
Po nocy jak po każdej, ale zimnej
wstaje nowy dzień. Poranek jest chłodny,
chociaż przez chmury
próbuje przedrzeć się słońce,
aby ogrzać ten szczególny dzień dla wszystkich
w hacjendzie Gutierrez.
Ale tak naprawdę to nic w hacjendzie
nie jest idealne, nie takie
jakby życzyli sobie Maria z Alvarem
i nie takie jakie wymarzyli sobie
Carlos z Estefanią dla swojego syna.
Kiedy nikt tego nie słyszy i kiedy nikt tego nie widzi
Bermudezowie za zamkniętymi drzwiami
i w tajemnicy przed wszystkimi
wciąż poruszają ten temat,
tego absurdalnego małżeństwa:
co zrobić żeby jeszcze temu zapobiec.
Kochają go mocno, tak mocno, że chcą dla niego
jak najlepiej tylko nie wszystko co wydaje się im dobre,
to dla Alvara jest najlepsze.
Wiedzą, że gdyby syn rozstał się z tą dziewczyną
to będzie cierpieć,
ale uważają, że z czasem to przejdzie mu.
Carlos jeszcze przed obiadem postanawia
porozmawiać z synem.
Rozmowa odbywa się w pokoju Alvara.
— Synu? — Pyta Carlos.
Czy ty na pewno wiesz co robisz?
— Tak ojcze jestem pewny swojej decyzji.
Dziś o 18:00 żenię się z Marią.
— To nie rozsądne,
pomyśl o matce ona mogłaby tego nie przeżyć.
— Dlatego ja mam być nieszczęśliwy do końca życia,
bo jej się zdaje, że co inne jest dla mnie dobre.
— Postaraj się nas zrozumieć
i zastanów się w jakiej sytuacji nasz zostawiasz.
— W jakiej, bo nie rozumiem?
— Małżeństwa ze służoncą nikt nie zaakceptuje
w dodatku to pokojówka, która pracuje u mojego brata.
— Mnie to nie obchodzi,
nie obchodzi mnie co powiedzą ludzie.
— Ale nas to obchodzi! — wrzasnął Carlos.
Jeżeli ożenisz się z nią
to zniszczysz całą naszą rodzinę. — powiedział
stanowczo Bermudez.
A słowa jego zabrzmiały tak jakby Alvaro
musiał wybierać między rodziną a Marią.
I wyszedł zostawiając z takim dylematem syna.
W między czasie w swoim pokoju Jimena
rozmawia ze swoją matką Gabrielą.
— Mamo — rzekła Jimena.
Zrozum, postaraj się zrozumieć mnie.
Ja tego nie wytrzymam, nie zniosę tego, że Alvaro
ożeni się z tą służącą.
— Jimeno wiesz jak bardzo cię kocham.
Zrobiłam bym wszystko, aby móc cię uszczęśliwić.
Tylko nie wiem co?
Naprawdę zrobiłam bym wszystko
abyś nie musiała na to patrzeć.
— Mamo Alvaro już się nie opamięta.
Wiesz o tym dobrze. A ja zwariuje tu, w tym domu.
— Córeczko jak mogę ci pomóc.
— Pozwól mi wyjechać do ciotki Angelici.
— Jimeno ciocia Angelica mieszka w Argentynie.
— To co z tego, przynajmniej jest daleko.
— Dobrze, dobrze pojedziesz do ciotki, ale
nie pojedziesz sama.
— Jak to?
— Ja pojadę z tobą i będę cię wspierać.
— Naprawdę pojedziesz ze mą?
— Tak.
— I nie będzie ci żal?
— Było by mi żal gdyby to był twój ślub
a skoro nie jest to nie będzie mi żal.
— A co powiemy tacie? Nie obrazi się na nas za to?
— Tacie powiem, że przyszedł telegram
i ciocia Angelica jest bardzo chora i prosiła
abyśmy to my do niej pojechały.
— Dziękuję ci mamo, że mnie rozumiesz.
***
Przyszedł czas obiadu.
Nikt nie wiedział o rozmowie Carlosa z Alvarem,
ale wszyscy domyślali się, że coś musiało się stać
patrząc tylko na zachowanie
młodego i starego Bermudeza.
Obiad, który został tak pięknie
podany do stołu wydawał się być apetyczny,
ale Alvaro stracił apetyt i bez słów
poza przepraszam odszedł od stołu.
Gdy zobaczyła to Estefania od razu zapytała męża:
— Rozmawiałeś z nim
— Tak
— I co?
— Nic, nie dał się przekonać.
— Ale co ci powiedział.
— Że nie obchodzi go co będą o nas mówić ludzie.
Słysząc szepty Carlosa i Estefanii, Horacy
miał już tego dość.
Nie mógł znieść ani zrozumieć
jak jego brat z bratową
mogą namawiać Alvara żeby zrobił coś takiego
jak rozstał się osobą, którą kocha,
tylko dlatego, że nie pochodzi z bogatej rodziny.
— Obydwoje przestań cię już.
Czy nie widzicie jak bardzo ranicie Alvara?
Jeszcze ciebie Estefanio jestem w stanie zrozumieć,
ale ty mój bracie nie spodziewałem się
takiego zachowania po tobie.
— Horacy czy ty nie widzisz, że ta miłość
całkiem go zaślepiła. A my
nie mamy kontroli nad tym co robi.- rzekła Estefania.
— Naprawdę staram się jak mogę zrozumieć cię,
co czujesz i co teraz przeżywasz.
Znając twój charakter.
— Co to znaczy: znając twój charakter?
— Nic takiego tylko to, że jesteś uparta.
— Proszę obydwoje się uspokójcie
i to w takiej chwili — odezwał Carlos.
— Co robić, co robić.
Alvaro pewnie już nie zmieni zdania.
Iść czy nie iść na ten ślub?
— Iść czy nie iść na ślub syna?
Chyba żartujesz, oczywiście, że iść.
Ale zrobisz jak zechcesz — powiedział Horacy.
I tak samo jak Alvaro
oburzony zachowaniem Carlosa i Estefanii,
białą serwetę rzucił na talerz,
z którego nie zdążył nawet zacząć jeść.
Odszedł od stołu nie mogąc dłużej słuchać
ani uczestniczyć w rozmowie z bratem i z bratową.
Carlos i Estefania przy stole zostali sami.
Alvaro tak bardzo zakochany w Marii ma pewne obawy
jeśli chodzi o jego związek z pokojówką, ponieważ
uważa, że powinien spróbować jeszcze raz
wyjaśnić to wszystko Jimenie. Alvaro jest przekonany,
że to on musi powiedzieć panience Gutierrez, że
jeszcze dzisiaj ożeni się z Marią.
Idzie do pokoju dziewczyny, puka do drzwi
i słyszy tylko głuchą ciszę.
Chwile zaczekał a później postanowił wejść,
ale nie znalazł tam dziewczyny.
Zapytał jakąś pokojówkę z hacjendy czy wie
gdzie jest Jimena, która powiedziała, że jej nie widziała.
Pomyślał, że uda się do Horacego.
Pan Gutierrez pewnie będzie wiedział gdzie jest jego córka
i spotkał Horacego w ogrodzie jak czytał gazetę.
— Wuju, przepraszam, że ci przeszkadzam,
ale czy nie wiesz gdzie jest Jimena?
— A co chciałeś od niej? — pytał Horacy
czytając dalej gazetę i nie zwracając uwagi, że
Alvaro z nim rozmawia.
— Chciałem z nią porozmawiać.
— Ale wy nie macie już o czym rozmawiać.
— Muszę jej coś wyjaśnić.
Powiesz mi gdzie ona jest?
— Dobrze, wyjechała.
— Dokąd?
— Daleko
— Jak bardzo daleko?
— Do ciotki do Argentyny.
— Do Argentyny?
Co się stało, że Jimena tak nale wyjechała?
— Ciotka przysłała telegram, że jest bardzo chora
i prosi żeby się nią zaopiekowała?
— Jimena pojechała sama, tak daleko?
— Nie sama z Gabrielą.
A tak naprawdę to wiemy dlaczego Jimena
wyjechała a raczej przez kogo, ale ciebie
to raczej nie powinno już nic obchodzić, bo
żenisz się dzisiaj z Marią.
Więc daj już spokój.
***
Gdy zegar wybił 17:30
Alvaro był już w kościele czekając na Marię,
która jeszcze nie dojechała.
Ku zdziwieniu mężczyzny pojawili się
jego rodzice, których nie spodziewał się tu,
ponieważ uważają, że jego małżeństwo jest błędem.
Jego matka, Estefania ubrana
w długą czarną, żałobną suknie,
podchodzi do syna, który stał w pobliżu ołtarza.
Wspierając się na jego ramieniu
prowadzi go do zachrystii.
Zamykając drzwi za sobą rozpoczyna rozmowę:
— Wiesz co robisz, niszczysz nas.
— Matko już przestań.
Dokonałem wyboru.
— Jakiego wyboru jeszcze nic się nie stało
możesz wyjść i wrócić z nami do Madrytu.
— Jakiego Madrytu?
— Nie po to ja z ojcem
zapisywaliśmy ci cały majątek
żebyś teraz to wszystko przetracił
na życie z kimś takim.
— Matko wiem, że nie lubisz Marii,
ale te słowa nie tylko ją ranią, ale też mnie.
I wyszedł zostawiając kobietę samą,
aby zrozumiała, że ta rozmowa niczego nie zmieni.
Mimo obaw Państwa Bermudezów
na ceremonii zaślubin pojawiło się wiele osób.
Może wśród gości byli tacy, którzy przyszli
z obowiązku, ale też przyszli tacy z ciekawości
i tacy, którym było to obojętne.
W tym czasie Maria pojawiła się u progu drzwi kościoła.
Kościół był duży i został przystrojony tylko w delikatne
kwiaty na specjalne życzenie młodej pary.
To wszystko było w biało, kremowo i różnym odcieniu.
Dlatego Maria ubrana w śnieżno białą suknie,
która połączona z jej urodą dodawała jej
jeszcze więcej uroku.
Wydawała się być taka niewinna prawie jak anioł,
który może zmienić bieg historii rodziny Bermudez.
Na głowie miała welon,
który ciągnął się po zimnej posadzce.
W tym momencie Carlos i Estefania wiedzieli,
że już więcej nic nie zrobią
i pozostało im tylko zaakceptować decyzje Alvara.
Patrzyli na to wszystko przez cały czas
i czuli się tacy bezradni.
Nikt kto mieszkał w hacjendzie i znał Bermudezów
wiedział, że na ich twarzach nie maluje się
uśmiech szczęścia i wzruszenia.
Może goście, którzy nie znali Bermudezów
wiedzieli, że w tam od środka gotuje się w nich złość.
Bo zrobili wszystko, prawie wszystko,
aby nie dopuścić do tego małżeństwa.
Po uroczystości, kiedy Maria i Alvaro
stali już przed kościołem
i goście składali im życzenia,
to podeszli do nich także Carlos z Estefanią.
Nie po to żeby życzyć im szczęścia,
ale żeby się pożegnać.
Rodzice Alvara postanowili, że po tym wszystkim
i w obecnej sytuacji wrócą
jak najszybciej do Madrytu.
Alvaro nie chciał się przyznać nikomu, ale w głębi serca
czuł, że to jest w pewnym sensie pożegnanie.
Skoro ożenił się z kobietą,
której nie akceptują jego rodzice,
to teraz został sam.
Wie, że już nie może liczyć na ich pomoc.
Jest mu przykro, ale chce cieszyć się z tego, że
wkrótce zamieszka z Marią w hacjendzie San Jaun,
tak jak o tym marzył,
którą odkupił od Horacego Gutierrez,
czyli od swojego chrzestnego.
Hacjenda wydaje się i jest bardzo duża.
Maria ma nadzieje, że uda jej się w tym miejscu
stworzyć ciepły dom, o którym zawsze marzyła.
W tym właśnie domu przychodzi na świat
ich pierwsze dziecko Lorenza,
dwa lata później urodziła się Bernarda
a cztery lata później Maria urodziła syna Jorge.
Rozdział 7
20 LAT PÓŹNIEJ
Minęło wiele lat odkąd Maria i Alvaro
przeprowadzili się do Hacjendy Bermudez w San Juan.
To właśnie tu w tym miejscu starali się stworzyć
dla swoich dzieci ciepły i bezpieczny dom
zapewniając swoim potomkom wszystkie
potrzeby materialne oraz dobre wykształcenie.
W wychowanie dzieci wkładali całą swoją miłość i czas.
Ale życie nie było łatwe,
mimo, że hacjenda liczyła wiele gospodarstw rolnych,
kilka kopalni. Posiadłość była ogromna.
O dom zazwyczaj dbała Maria, który był
w jasnych odcieniach. Duży i przestronny
z jednym piętrem. Tam właśnie znajdował się
długi korytarz, który można było dobrze zapamiętać
po tym czerwonym dywanie, który prowadził
do wszystkich pokoi rodziny Bermudez.
Na parterze mieścił się gabinet Alvara, czyli
ulubione i spokojne miejsce dla Pana domu
a także obok znajdowały się jadalnia, kuchnia,
salon gdzie często Bermudezowie przyjmowali gości
i pokoje dla służby.
Za domem znajdował się duży sad z różnymi
drzewami owocowymi, ale najwięcej było jabłoni
i był też ogród zawsze na wiosnę
kwitło w nim wiele kolorowych kwiatów
w barwach czterech pór roku.
Hacjenda Bermudez była jedną
z największych hacjendy z okolic
zawsze dobrze utrzymana widać było, że
właściciel o nią dba, dlatego, że
Alvaro zatrudniał do pracy wiele osób,
bo sam z tym wszystkim nie poradził by sobie.
***
Lorenza pierwsze dziecko, pierwsza córka
Marii i Alvara skończyła już 20 lat.
To wysoka i dość szczupła dziewczyna
o kolorze włosów ciemnego blondu.
Nikomu nie mówi, że jako pokojówka
rozpoczęła pracę w hotelu w pobliskim mieście.
Wiedziała, że w miejscowości, w której mieszka
nie mogłaby w ten sposób pracować żeby sprzątać
pokoje po gościach, którzy przebywali turystycznie.
Może to dziwne, że należąc do tak bogatej rodzinny
Lorenza szukała pracy, pewnie chciała wiele przygód
przeżyć w swoim życiu, ponieważ jej ojciec Alvaro
nigdy by się na to nie zgodził.
Od czasu ślubu z Marią bardzo się zmienił.
Nie jest to już ten sam człowiek.
Stał się bardzo zaborczy i nikt w hacjendzie
nie może mu się sprzeciwić.
Nie wiadomo co na jego zachowanie tak wpłnęło.
Czy ślub z dobrą i szlachetną Marią
czy nieporozumienia z rodzicami
a może to, że zaczął się powoli starzeć.
Lorenza właśnie w tym hotelu, w którym pracuję
poznaje tam miłość swojego życia, Martina Sancheza.
Mężczyzna był skromnie ubrany,
szatyn, który zawsze czesał się na prawą stronę.
Lubił chodzić w marynarce w karte,
to człowiek, który nie jest ani zamożny
ani wykształcony, ale to mężczyzna,
bez którego Lorenza nie wyobraża sobie życia.
Boi się wyznać prawdę rodzicom,
bo wie, że nigdy nie zaakceptują jej związku.
Młodzi kochankowie postanawiają
wziąć ślub w tajemnicy przed wszystkimi,
żeby później uciec do stolicy.
Jeszcze tego samego dnia Maria i Alvaro
dowiadują się, że Lorenza zniknęła, dlatego
rozpoczynają poszukiwania dziewczyny,
ale nikt nie wie co się z nią stało.
Rozpacz i ciągłe zadawanie sobie pytań,
to właśnie teraz wypełnia serca rodziny Bermudez.
Nikt nie wie i nikt nie rozumie co mogło tak nagle stać się.
Czy dziewczynie ktoś napadł, czy zdarzyła się jej
jakaś okropna historia a może pomyliła drogę
i zabłądziła albo istnieje jakieś inne
wytłumaczenie jej nieobecności i za chwile
ponownie przekroczy próg hacjendy wszystko
wyjaśniając. Ale tak się nie dzieje.
Maria i Alvaro tak samo jak pozostali domownicy
hacjendy nie wiedzą czy z tego powodu mają płakać
czy cieszyć się. Czas ucieka a nowe wiadomości
o Lorenzie nie przychodzą do hacjendy, w końcu
po dwóch tygodniach od tajemniczego zaginięcia
państwo Bermudez otrzymują list od córki,
w którym dziewczyna piszę:
Kochani rodzice
Wybaczcie mi to co się stało, że
nie ma mnie w domu
i nigdy więcej do hacjendy nie wrócę.
Nie mogłam inaczej postąpić
i myślę, że zrobiłam dobrze.
Jestem teraz szczęśliwa,
naprawdę szczęśliwa.
Poznałam kogoś, z którym
postanowiłam stworzyć rodzinę.
Wiem, że trudno wam to zrozumieć,
bo Martin nie jest bogaty,
ale to dobry człowiek i wiem, że mnie kocha.
Mamo pamiętasz jak kiedyś mi mówiłaś,
że nic się w życiu nie liczy
tylko serce tej drugiej osoby
wcześniej nie rozumiałam tych słów
a teraz to czuję.
O nic się nie martwcie
to nie wasza wina.
Nasze mieszkanie nie jest tak duże
jak hacjenda, ale można
odnaleźć w nim spokój i harmonię.
Bardzo was kocham i tęsknie…
Wasza Lorenza.
Po tym jak Alvaro poznał powód, przez który
jego córka uciekła z domu a co więcej
wzięła ślub w tajemnicy.
Nie mógł sobie miejsca w domu znaleźć.
Zrozumiał i zrobiło mu się przykro,
bo jego dziecko nie przyznało się, że właśnie
spotkało kogoś na swoje drodze z kim chce spędzić
całe życie i nic nie powiedziało mu.
Dlaczego? Czy nie miało do niego zaufania?
Jako to możliwe żeby jego córka nie miała
do niego zaufania?
Żeby nie wyjawiła mu swojego sekretu?
Mężczyzna nie mógł tego zrozumieć
i to właśnie nie dawało mu spać po nocach.
Czuł, że musi coś zrobić, tylko nie wiedział co.
Maria dobrze znała swojego męża
i widziała jak coś się z nim dzieje podczas czytania listu
bała się czy mężczyzna czegoś nie zrobi,
ale bała się też o to spytać Alvara.
Postanowiła, że będzie obserwować zachowanie męża.
Tej nocy kiedy dowiedzieli się o decyzji Lorenzy
Maria czuła, że jej mąż z tego powodu nie może zasnąć,
wiedziała, że całą noc o czymś myśli
tylko kobieta nie wiedziała jak go o to zapytać,
jak mu powiedzieć, że w końcu nic się takiego nie stało.
Z samego rana zanim dobrze świt nie wstał,
Alvaro nie mogąc się wciąż pogodzić z decyzją córki
wybrał się do miasta nie mówiąc o tym Marii.
Mari gdy dowiedziała się,
że jej męża nie ma w hacjendzie
od raz czuła, że to niczemu dobremu nie wróży.
Za kilka godzinny Bermudez wrócił do domu,
i zanim zdążył przekroczyć próg domu
to kobieta zaczęła pytać
o to gdzie był przed cały poranek
i co robił, bo ona cały czas tu na niego czekała.
Alvaro wiedział, że nie ucieknie od tego,
aby nie wyjawić żonie prawdy, więc wolał
od razu powiedzieć co planuje.
Westchnął i powiedział:
— Dziś rano byłem u detektywa.
— U jakiego detektywa? — Pytała Maria
zaniepokojona zachowaniem męża.
— Przecież ktoś musi ją znaleźć a w liście nie napisała
gdzie obecnie się znajduje.
Maria nie przewidziała takiej reakcji męża,
zdziwiło ją to i to bardzo,
bo słowa Alvara nie brzmiały tak jakby poczuwał się, że
powinien jej coś wyjaśnić.
Tylko jakby uznał, że to jest konieczne i właściwe.
Po czym odszedł i poszedł na śniadanie
jakby nic takiego się nie stało
a przecież nie powiedział żonie o swoich planach
i czemu ma służyć wynajęcie detktywa.
Maria poczuła się jak nigdy wcześniej zraniona
słowami i zachowaniem męża.
Upłynęło kilka tygodni zanim detektyw dowiedział się,
że Lorenza przebywa ze swoim mężem,
z którym mieszka w stolicy.
Detektyw bardzo rzetelnie przekazuję
wszystkie informacje Bermudezowi o córce,
bo wie, że mężczyźnie bardzo na tym zależy
a przy tym jest bogaty, więc z tego drugiego powodu
może liczyć na dodatkową podwyżkę.
Za każdym razem gdy przychodził do hacjendy
Maria nie uczestniczyła w tych rozmowach,
wolała zaczekać, aż Alvaro powie
jakieś nowe wiadomości przy rodzinnej kolacji.
Kobieta zawsze miała nadzieje, że
będą to dobre wieści, bo w głębi serca
też ją zabolała decyzja Lorenzy
a wszystko dlatego, że kocha swoją córkę.
Tak też było tym razem.
Alvaro poinformował domowników, że
jutro detektyw przywiezie ze stolicy Lorenze,
aby dziewczyna mogła przedstawić
rodzinie swojego męża.
Alvaro uprzedził wszystkich, że jutrzejszy dzień
nie będzie należał do najłatwiejszych
mimo wszystko nie chce, aby Bernarda i Jorge
uczestniczyli w tym spotkaniu.
Twierdząc, że tak będzie lepiej.
Poprosił tylko Marię, bo jest matką Lorenzy,
aby była z nim podczas tej sytuacji
także powiedział jej co ma robić i co ma mówić.
***
Późnym wieczorem, prawie nocą do hacjendy
przyjeżdża detektyw z Lorezą i Martiną.
W ciemnym pokoju, przy zgaszonym świetle
przed oknem stoi bez ruchu postawny mężczyzna
to Alvaro a jego żona Maria siedzi
w tym samym pomieszczeniu na sofie.
Starając się ze wszystkich sił zachować opanowanie
i rozsądek a także nie może doczekać się kiedy
zobaczy swoją córkę i co ma jej powiedzieć.
Nagle do pokoju wpada Lorenza krzycząc
— Co to ma wszystko znaczyć? — na wieść o tym
Maria powstaje i odpowiada pokazując jej list
— Co to ma znaczyć? — ale ta nic jej nie odpowiada,
tylko spuszcza wzrok na ziemie.
Maria postanawia kontynuować..
— Wbiłaś mi i ojcu nóż prosto w serce
i pytasz co to ma znaczyć?
— Gdybym wam powiedziała
prawdę to i tak nie zgodzilibyście się
— I się nie zgodzimy. Nigdy,
nie wspomnę już o tym, że naraziłaś rodzinę
na pośmiewisko przed całym miasteczkiem.
W tym momencie do rozmowy próbuje
włączyć się Martin
— Pani Bermudez — Maria szybko reaguje
— Nie rozmawiam z Panem tylko z córką.
Alvaro, który dotąd wydawał się być nieobecny
to odwraca się i zwraca się do Sancheza
— Chyba naprawdę powinniśmy porozmawiać.
Chodźmy do mojego gabinetu — nastała głucha cisza.
Pod chwili mężczyźni wychodzą.
Alvaro, który stoi za biurkiem,
wyciąga ze szuflady sporą sumę pieniędzy.
— Myślę, że to powinno wystarczy
— To próba przekupstwa? — pyta Martin
— Tylko inne rozwiązanie. Lepsze.
— Nie mam zbyt wiele pieniędzy, — na te słowa
uśmiechnął się Bermudez.
A Martin dalej mówił:
— Ale nie potrzebuję ich od Pana — nagle zbladł
na twarzy Alvaro.
Mężczyzna wychodzi wychodzi z gabinetu
i postanawia razem z Lorenzą, że
wrócą jeszcze nocnym pociągiem do stolicy.
Podczas wizyty Lorenzy w hacjendzie
ani Jorge ani Bernarda nie widzieli się z Lorenzą.
Może Jorge było to wszystko obojętne,
ale Bernarda miała ochotę
spotkać się ze starszą siostrą.
Myślała, że Lorenza wyjaśni jest swoje postępowanie,
to dlaczego tak postąpiła, dlaczego nic jej
nie powiedziała, że zakochała się i plauje ślub.
A Lorenza czekając na pociąg wyznaje Martinowi, że
od samego początku wiedziała, że to nie był
dobry pomysł, aby przyjechać tu a zwłaszcza nocą.
Dobrze znała swoich rodziców a tym bardziej ojca
i wie, że to nie są ludzie, którzy łatwo zmieniają zdanie.
Ale nie chciała robić przykrości Martinowi,
bo on zawsze wierzył, że ludzie nie są, aż tak źli.
I kiedy trzeba to potrafią okazać dobre serce ludzią.
Teraz Martin jest już pozbawiony złudzeń,
dzisiaj przekonał się, że ludzie, którzy wyglądają
na szorstki są naprawdę takimi jakimi ich widzimy.
Spotkanie z rodzicami Lorenzie tylko uświadomiło, że
nie może liczyć w żadnej innej sytuacji na pomoc
od strony swojej rodziny skoro wyszła za mąż
za mężczyznę, którego nie akceptują
to musi radzić sobie sama.
To była tylko dobra okazja, aby zabrać
pozostałą część swoich rzeczy i wrócić do stolicy.
Lorenza w głębi serca jest załamana,
od dłuższego czasu chciała wyznać coś Martinowi
tylko nie wiedziała jak to zrobić.
Teraz postanowiła zebrać się nad odwagę
i powiedzieć mężowi, że jest w ciąży.
To byłaby cudowna wiadomość, ale
Państwo Sanchez nie mają zbyt wiele pieniędzy,
chociaż Martin cały czas przekonuje
dziewczynę z uśmiechem na twarzy, że
nie ma się czym martwić
i ze wszystkim sobie poradzą,
bo najważniejsze jest to, że są razem.
Tylko Lorenza po cichu zastanawia się
na ile wystarczą same słowa
i silne przekonanie w duszy.
Aby nie sprawiać dalszej przykrości mężowi,
bo wystarczająco Martina upokorzyli
dzisiejszego wieczoru Bermudezowie,
to postanowiła, że zachowa te wszystkie myśli,
które ją dręczą zachować tylko dla siebie.
***
W hacjendzie Bermudez wszyscy są poruszeni
zachowaniem najstarszej córki,
tym bardziej, że już całe miasteczko wie
o tym co zrobiła Lorenza,
dlatego wyśmiewają się z Bermudezów.
Alvaro chcąc ratować swoją rodzinę od dalszej
kompromitacji postanawia zamknąć usta
mieszkańcom San Jaun jakimś innym wydarzeniem.
Wciąż sam nie może się z tym pogodzić
a tym bardziej cały czas o tym słuchać.
Zamierza wydać za mąż swoją
drugą córkę, Bernardę za zamożnego mężczyznę.
Na początku postanawia nikomu nie mówić
o swojej decyzji jednak zmienia zdanie i wyjawia żonie
swoje plany. Wspomina jej także co w tej całej sytuacji
z Lorenza go najbardziej zabolało i mówi, że
obawia się reakcji Bernardy, dlatego prosi Marię
żeby była dla niego oparciem kiedy to on będzie
rozmawiać z córką, która nie ma łatwego charakteru.
Najlepszym kandydatem na męża
okazuję się być Patricio Rivera.
Mężczyzna ma około 30 lat,
blondyn z lekko kręconymi włosami
mieszka kilka wiosek dalej
i jego rodzina jest zamożna.
W piękne popołudnie Maria i Alvaro
postanawiają porozmawiać z córką.
Bernarda jest tylko o dwa lata młodsza od Lorenzy.
Wydaje się bardziej spokojna i powolna
przeciwieństwie do najstarszej córki.
Może jest bardziej uległa do woli rodziców,
dlatego wciąż mają nad nią kontrole.
Nie jest wysokiego wzrostu, ale też nie jest niska.
Nie należy do osób najbardziej szczupłych
i nie można też o niej powiedzieć, że jest gruba.
Ubiera się w długie suknie, ale dość często
w kolorach od różnych szarości po czerń,
tak jakby była w wiecznej żałobie.
Swoje długie ciemne włosy
zawsze upina w wysokiego koka,
który jest dobrze widoczny na jej głowy.
Właśnie tego dnia rodzice wezwali ją
do salonu, aby o czymś porozmawiać.
Nieświadoma niczego dziewczyna
zmierza do salonu mając w sercu spokój.
Siada powoli na sofie tuż przed swoimi rodzicami.
Postanawia o nic nie pytać a zaczekać
kiedy to jej rodzice wyjaśnią powody tej rozmowy.
— Wiesz co zrobiła Loreza i jak zamierzasz się
do tego odnieść? — pyta z przejęciem Alvaro
— Bernarda postanawia nic nie odpowiedzieć.
— Od kilku tygodni nie słyszę nic innego jak plotki
i śmiechy za plecami.
Zostaliśmy zniszczeni, nie długo będziemy ruiną,
musimy się jakoś odkuć i ty musisz nam pomóc.
— Niby co miałabym zrobić? — pyta niepewnie.
— Jest tylko jedno rozwiązanie — kontynułuje Alvaro.
— Twoje za mąż pójście — odpowiada tak jakby
coś utkwiło mu w gardle.
— Moje za mąż pójście?
Za kogo? — mówi zaskoczona Bernarda.
— Jest pewien mężczyzna,
który rozwiąże nasze wszystkie problemy.
— Pewien mężczyzna?
Kto to? — pyta
z podniesionym głosem.
— Nie denerwuj się — próbuje
uspokoić córkę Bermudez.
To Patrico Rivera, mieszka w pobliżu.
— Przyjedzie tu do hacjendy dzisiaj,
będziesz mogła go poznać — dalej mówi.
— Jeśli nie będziesz chciała wyjść za niego za mąż
to nikt cię nie zmusi — mówi Maria,
która chce włączyć się do rozmowy.
Tylko nie popełnij tego samego błędu
co Lorenza — uprzedzała swoją córkę kobieta.
W całym pomieszczeniu poza rozmową była głucha cisza,
nikt tego nie zauważył, że do posiadłości Bermudez
ktoś w tym momencie przyjechał.
Alvaro i Maria obiecali sobie, że będą rozmawiać
z Bernardą bez nie potrzebnych emocji,
ale w obecnej sytuacji jest to niemożliwe.
Tym bardziej, że Bernarda wydaje się być mocno
zdenerwowana zachowaniem rodziców,
chociaż nie chciała im tego okazać.
Bermudezowie nie pytali o to córkę, ale wyczuli jej niechęć
do pomysłu Alvara i bali się o to ją zapytać
żeby dziewczyna zbyt wcześnie nie podjęła decyzji.
W tym momencie w drzwiach staje Patrico,
o którym to właśnie rozmawiali Bermudezowie.
Dziewczyna bardzo niepewnie odwraca się
w stronę drzwi i zaraz z powrotem odwraca się
do rodziców nic nie mówiąc.
Tylko w jej oczach można dostrzec strach i przerażenie.
Bernarda nie jest zadowolona z tego powodu, że
rodzice chcą wydać ją za mąż.
a w szczególności, że za tego człowieka
jakim jest Patricio
Uważa, że nie powinna ponosić kary,
bo tak traktuje to małżeństwo
za to, że Lorenza miała inne plany, niż rodzice.
Uważa, że człowiek, z którym
ma spędzić całe swoje życie jest dla niej za stary
a przede wszystkim go nie kocha.
Nie chcę też swoim zachowaniem sprawiać
rodzinie przykrości z bólem serca
nie sprzeciwia się woli rodziców.
3 miesiące później odbywa się ślub drugiej córki Alvara.
Rozdział 8
Po ślubie drugiej córki Marii i Alvara,
Bernarda chce zamieszkać w hacjendzie Bermudez.
Kobieta nie wyobraża sobie, że kiedykolwiek
mogłaby opuścić rodzinne strony
i zamieszkać sama ze swoim mężem,
chyba najbardziej boi się tego, że mogła by zacząć
samodzielne życie z daleko od wszystkich
a najbardziej obawia się, że te samodzielne życie
musiałaby zacząć z kimś kogo nie kocha.
A zostając w San Jaun to czuje się trochę bezpieczniej.
Patriciowi nie podoba się to, ponieważ
uważa, że to nie jest dobre rozwiązanie,
ale dla świętego spokoju ustępuje żonie i teściom,
którzy przekonali go, że tak będzie lepiej dla wszystkich.
Poza tym hacjenda jest tak duża, że
starczy jeszcze miejsca tu dla dwóch rodzin.
Mężczyzna mimo ciepłego nastawienia do ludzi
i życia, szybko przekonuje się, że wspólne życie
z Bernardą nie jest takie kolorowe
a przecież wszyscy przed ślubem zapewniali go, że
panna Bermudez, to osoba o łagodnym charakterze
a jej surowy wygląd to tylko pozory
z tego powodu Patricio czuje się oszukany.
Także czuję się obco w hacjendzie Bermudez.
Nie potrafi porozumieć się nie tylko ze swoją żoną,
ale także z Alvarem. Patricio od najmłodszych lat
był wychowywany na roli, dlatego też uważa, że
taka dużo hacjenda powinna być inaczej zarządzana
i to rodzi nienawiść między teściem a zięciem.
Alvaro często przypomina mężowi Bernardy, że
nie powinien wtrącać się w sprawy
majątku rodzinnego, ponieważ nic tu
do niego nie należy i przez ten cały czas
w tym wszystkim Maria wydaje się być obojętna.
Patrico chwilami nie wytrzymuje
i proponuje żonie, aby wyprowadzili się z hacjendy
i zamieszkali w innym mieście, z dala od jej rodziny.
— Nie mogę wyprowadzić się stąd i zamieszkać z tobą.
— Jak to? — pyta Patricio.
— Co by powiedzieli rodzice, sąsiedzi i całe miasto.
— A co to ich obchodzi?
— Zrozum wystarczająco dużo wstydu
zadała rodzicom Lorenza i gdyby teraz
dowiedzieli się o tym szalonym pomyśle..
nie przeżyli by tego.
— Uważasz, że to szalony pomysł?
Widzę, że inaczej, niż ja zapatrywujesz się
na pewne sprawy.
Po czym wychodzi z izby,
która jest ich pokojem sypialnym.
A Bernarda próbując się jeszcze tłumaczyć,
krzyczy za mężem:
— Po prostu nie chcę sprawiać im przykrości.
Słyszysz, słyszysz.
W całym pokoju rozbrzmiewa jej głos
i słychać tylko drzwi zamykają się za Patriciem.
Bernarda siada na łóżku i zaczyna płakać.
Trudno jest opisać jakie emocje targają
tym spokojnym człowiekiem jakim jest Patricio.
On naprawdę czuje się niezrozumiany.
Wydawało się, że jest na tyle odpowiedzialny, że
założył rodzine, o którą chce sam się zatroszczyć
a tu w tym miejscu w San Jaun jest to niemożliwe.
Nie ma nikogo kto by go zrozumiał.
Następnego dnia z samego rana Rivera
w tajemnicy przed wszystkimi kupuje mieszkanie
w mieście w San Cristobal De Las Casas,
ale nikomu o tym nie wspomina.
***
Kilka tygodni później list od Sancheza
zaadresowany do Maria i Alvara, który
najpierw otrzymuję do swoich rąk Maria, bo Alvaro
jak zwykle od samego rana jest bardzo zajęty.
Kobieta czyta w nim:
Drodzy Państwo Bermudez,
Wiem, że nie powinienem
Was drodzy rodzice Lorenzy prosić,
ale nie mam wyjścia.
Lorenza też nie wie, że proszę Was o pomoc,
ale ona jest bardzo chora
a ja nie mam pieniędzy na jej dalsze leczenie
na wcześniejsze leki wydałęm majątek
a jeszcze ta wiadoość, że
ja i Lorenza będziemy mieli dziecko
stawia nas w nienajlepszej stytuacji.
Wiem, że nie jestem człowiekiem
jakiego wyobrażaliście sobie na męża dla córki,
ale jeśli Lorenza znaczy jeszcze coś dla Was
to proszę nie odmawiajcie pomocy,
pomuście jej i naszemu dziecku.
Z wyrazami szacunku
Martin Sanchez.
Trudno jest coś myśleć.
Gdyby najpierw tą wiadomość przeczytał by Alvaro,
to być może by niezaregował,
ale Maria postanowiła pobiec jak najszybciej
do męża, aby poinformować go o stytuacji Lorenzy
i nakłonić Alvara do działania.
Alvaro tak samo jak Maria z listu dowiaduje się
o ciąży Lorenzy i o tym, że córka jest chora
a Martin nie ma pieniędzy na leczenie dziewczyny.
Bermudezowie postanawiają szybko wybrać się
do stolicy zapominając o urażonej dumie,
nienawiści jaka narodziła się między nimi i o kłótni,
która może być powodem złego stanu zdrowia Lorenzy.
Myślą tylko o zdrowiu córki i jej dziecku.
Alvaro ma jednak dylemat kto powinnień
pod jego nieobecność zarządzać hacjendą.
Czuję, że nie może zaufać do końca swojemu
jedynemu synowi Jorge,
który wydaje się być nieodpowiedzialny
i z tego powodu jest zmuszony prosić o pomoc Patricia.
Choć i z tego też nie jest zadowolony,
bo wcześniej zięciowi zwracał uwagę i poczuł go
jak gdyby był jego pracownikiem a nie członkiem rodzinny
a teraz musi prosić go o pomoc.
Chce czy nie to musi przełamać wstyd i ukorzyć się