E-book
7.35
drukowana A5
41.85
FACET DO WZIĘCIA

Bezpłatny fragment - FACET DO WZIĘCIA

Objętość:
210 str.
ISBN:
978-83-8104-167-6
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 41.85

Bogumiła Roch-Romanowska

Emilia Anna Dominik
Anna Crevan Sznajder

***
*Mili
*Enn

*Ann

Prolog

OGŁOSZENIE!

Na łamach naszego popularnego magazynu dla kobiet „EVREE” odbędzie się konkurs pt. „Facet do wzięcia”. Samotni panowie, którzy do tej pory nie znaleźli jeszcze swojej połówki, są mile widziani. Aby było zabawniej, kandydat nie może się zgłosić sam! Zgłaszają go znajomi, rodzina lub przyjaciele. Nabór trwa! Po wstępnych eliminacjach wyłonimy trzech zwycięzców, z których każdy pojedzie z wybranką swojego serca na weekend w SPA. Miłe panie! Nasze wierne czytelniczki będą mogły również zgłosić swoją kandydaturę. Ta, która zostanie wybrana przez jednego z trzech finalistów, pojedzie z nim na wymarzony weekend. Na łamach pisma zamieszczać będziemy poszczególnych kandydatów, a później finalistów, z którymi nasze wspaniałe reporterki przeprowadzą wywiad, jaki zamieścimy w piśmie. Zapraszamy do zabawy!


***

Enn

Starszy mężczyzna, który był naczelnym naszej gazety, wszedł do pomieszczenia i usiadł przy stole konferencyjnym. Zawsze mnie śmieszyło, jak taki człowiek może prowadzić typowy magazyn dla kobiet, na dodatek w Japonii. Był jednak w tym naprawdę dobry, sądząc po miejscu, na którym uplasowała się nasza gazeta.

— Aniołki mam dla was specjalne zadanie — uśmiechnął się spod wąsa, zwracając do mnie i moich dwóch przyjaciółek.

Nasza trójka szybko zyskała ten pseudonim i nie było sposobu się go pozbyć.

— Zakończyliśmy niedawno zgłaszanie kandydatów do naszego konkursu „Facet do wzięcia” — jego uśmiech wyraźnie wskazywał, że nam się może to nie spodobać.

Każda z nas wiedziała, o co chodzi. Od dwóch miesięcy w naszej gazecie pojawiały się krótkie opisy i zdjęcia rzeczonych kandydatów do konkursu. Losowani byli na podstawie ilości oddanych na nich smsów. Pojawiła się również możliwość wygrania weekendu w SPA.

— Mamy już trzech finalistów i przeprowadzicie z nimi wywiady.

Jak pomyślałam — nie spodobało mi się to. O wiele bardziej wolałabym wylądować z kieliszkiem wina i książką pod ciepłym kocem, niż zadawać durne i prawdopodobnie również osobiste pytania jakiemuś mężczyźnie. Spojrzałam na przyjaciółki, które z podobnym entuzjazmem reagowały na ten pomysł. Szef rzucił na blat trzy skromne teczuszki i zaczął zupełnie inny temat. Sięgnęłam po pierwszą z brzegu i otworzyłam ją, przeglądając zawartość.

„Słodki, niczym jego wyroby Arata nie może znaleźć dotąd swojej babeczki”.

Mało nie zeszłam ze śmiechu, czytając tekst wymyślony przez jakiegoś speca od wizerunku.

— Czyli nici z pieczenia wieczorem ciastek — mruknęła Mili, biorąc drugą teczkę.

— Oj tam! Chociaż będziemy miały coś innego do roboty — powiedziała jak zawsze opanowana Ann.

— Jak się to skończy idziemy się napić do mnie — odparłam z lekkim uśmiechem.

— Laska! Jeszcze nie zaczęłyśmy, a ty już masz tak dalekosiężne plany — zaśmiała się Mili, uderzając mnie tekturą w głowę.


***

Ann

Strażacka remiza czynna jest całą dobę. Facet, z którym miałam przeprowadzić wywiad miał niestety nocną zmianę. Poszłam troszkę zbyt wcześnie, bo liczyłam na to, że i on przyjdzie wcześniej. Przeliczyłam się! Stałam pod tą remizą jak ostatnia idiotka, pod obstrzałem śliniących się facetów w typowych uniformach i w czerwonych kaskach. Podeszłam do jednego z nich.

— Gomennasai! Pan — zerknęłam na kartkę — Yasei Toshiro — odczytałam powoli — jest już może?

— Nie, jeszcze go nie ma, a panienka tu po co?

— Mam z nim wywiad przeprowadzić, jestem z gazety. Długo jeszcze będę czekać na niego?

Nagle za moim plecami odezwał się głos.

— Już jestem. To pani jest tą dziennikarką, tak?

Odwróciłam się powoli. Wysoki był. Ciemnoczerwone włosy i dziwne, podwójne brwi. Był dobrze zbudowany i całkiem niczego sobie.

— Tak to ja. Gdzie możemy spokojnie porozmawiać?

— Zapraszam do szatni.

Zrobiło mi się głupio. Mam iść do męskiej szatni? A on co, przebierać się przy mnie będzie? Podszedł do nas starszy jegomość ubrany w służbowy garnitur. Nie znałam się na tym, ale chyba był kapitanem.

— Witam — ukłonił się — możecie skorzystać z mojego biura.

— Tak jest — powiedział poważnie Yasei, a ja niemal nie parsknęłam śmiechem.

Przypomniało mi się jednak, że jest na służbie. Poszliśmy do biura, on przodem, ja za nim. Kiedy wreszcie usiadł naprzeciw, mogłam zająć się swoją pracą. Wyjęłam notatnik, a on grzecznie czekał, aż się pozbieram i zacznę wywiad. Założyłam ołówek za ucho i załączyłam dyktafon.

— Panie Yasei…

— Toshiro!

— Co takiego? — Zerknęłam na niego.

— Mów mi Toshiro. Nikt nie mówi do mnie panie Yasei.

— Ok! Pierwsze, o co chciałabym zapytać, to czym zajmujesz się poza pracą?

— Poza pracą? — Podrapał się w czuprynę — lubię grać z kumplami w kosza.

— A coś jeszcze?

Zastanawiał się chwilę, marszcząc śmiesznie te dziwne brwi.

— Lubię jeść, znaczy — zarumienił się, jak uroczo — lubię gotować. Takie małe hobby.

— Ok! A dlaczego wybrałeś właśnie taki zawód?

Uśmiechnął się.

— By ratować ludzi. To proste. Masz pojęcie, jak to satysfakcja?

— Przecież to niebezpieczne!

— No i co z tego? Nie boję się. By ratować ludzkie życie, trzeba się liczyć z zagrożeniem, nie?

— To właściwie trzecie pytanie mamy już z głowy.

— Nie zadałaś go.

— Nie muszę!

— Chcę je usłyszeć.

— Ok! Twoje życiowe motto?

Podrapał się po czole i uśmiechnął dziwnie.

— Dobra, lecimy dalej.

Roześmiałam się. On też.

— Jaka jest twoja rodzina?

Nagle uśmiech zastygł mu na twarzy. Chyba nie spodobało mu się pytanie.

— Toshiro? Jak nie masz ochoty odpowiadać na jakiekolwiek pytanie, zrozumiem.

— Nie! Spoko. Tylko, że… — rozciągnął dłonią dookoła — to w sumie moja rodzina.

— Nie rozumiem.

— Moi kuple z pracy, moi przyjaciele.

— A…

— Nie mam innej rodziny. Jestem jedynakiem. Mam tylko ojca, ale mieszkam sam.

Zrobiło mi się dziwnie przykro.

— Gomenne…

— Nie szkodzi. Nie mogłaś wiedzieć.

— Kolejne pytanie brzmi — zachichotałam, kto wymyśla te pytania?

— No? — Ponaglił mnie.

— Czego nie lubisz w innych ludziach?

— A ty?

— To ja tu robię wywiad.

— Hmm, czego nie lubię? Nieszczerości, obłudy, kłamstwa, małostkowości, lenistwa, mam wymieniać dalej?

— Nie, wystarczy.

— Dużo jeszcze tych pytań?

— Tylko dwa.

— Całe szczęście.

Roześmiałam się, bo też chciałam mieć to z głowy.

— To nie ja je układałam. Dobra, jedziemy dalej. Jak uważasz, czemu zgłoszono cię do tego konkursu?

— Szczerze?

— Jak najbardziej!

— Pojęcia nie mam! Coś mi się zdaje, że to moi nieocenieni kumple uważają, że bycie samotnym to zło. Zwłaszcza jak się jest mężczyzną, a ty masz kogoś?

— Hyy! Co proszę? To ja tu przeprowadzam wywiad!

— Gomenne, dajesz ostatnie pytanie, bo muszę na służbę.

— Ok — spojrzałam na kartkę i dostałam ataku śmiechu.

— Co jest?

— Zaznaczam, nie ja układałam pytania, ale hi hi… powiedz, jaki jest twój typ kobiety?

Ryknął śmiechem, jak ja przed chwilą.

— No to wywiad uważam za skończony — stwierdził.

— Ale nie odpowiedziałeś na ostatnie pytanie!

— Do zobaczenia pani redaktor jutro na sesji zdjęciowej.

Zbył mnie? A taki sympatyczny!


***

Enn

Weszłam do dużej cukierni w poszukiwaniu jej właściciela. Według jego pracowników powinnam go zastać na zapleczu.

— Przepraszam — krzyknęłam w głąb pomieszczenia — jestem z magazynu EVREE!

Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałam na blat, na którym stała miseczka z jakimś słodko wyglądającym kremem. Wyciągnęłam swój pomalowany czerwonym lakierem palec w kierunku gęstej masy i w tym momencie dostałam drewnianą łyżką w dłoń.

— Ała!

— Przyszła pani zrobić wywiad, czy podjadać? — Spytał mnie niski głos.

Tuż za mną stał wysoki mężczyzna. Na moje oko ponad dwa metry. Miał przydługie włosy, związane w klasyczny kucyk fioletową bandanką. Zaczęłam się zastanawiać, czym go karmili, iż tak wyrósł?

— Emm...Przepraszam — wymamrotałam.

Czułam się niczym dziecko przyłapane właśnie na podjadaniu.

— Więc może przejdźmy do pytań — zmieniłam temat.

Wysoki mężczyzna z leniwym wzrokiem i lizakiem w ustach wyciągnął z piekarnika blachę ciasteczek. Zdawał się kompletnie nie zwracać na mnie uwagi, dekorując łakocie z niesamowitą precyzją w olbrzymich dłoniach. Przysiadłam na wysokim stołku i wyciągnęłam notatnik.

— Czym zajmuje się pan na co dzień, kiedy nie pracuje? — Zadałam pierwsze pytanie.

— Jeżeli pyta panienka o czas wolny, to często gram ze znajomymi w kosza — odpowiedział, a ja na określenie „panienka” wprost się wzdrygnęłam. Jakbym cofnęła się do czasów rycerstwa.

— Czemu wybrał pan akurat cukiernictwo? — Zadałam kolejne pytanie.

On, ku mojej uciesze podał mi filiżankę herbaty.

— Uwielbiam słodycze.

Jego odpowiedzi były proste i zwięzłe, przez co zastanawiałam się, czy nie dodać czegoś od siebie dla podkręcenia kobiecych fantazji. Szybko jednak zrezygnowałam z tego pomysłu, gdyż potem mógłby się zrobić z tego niezły bigos.

— Pyszna ta herbata — zauważyłam, odstawiając puste naczynie.

— Wiem — uraczył mnie kolejną krótką odpowiedzią.

Coś czułam, że gawędzić to my nie będziemy, dlatego postanowiłam skupić się na kolejnych pytaniach.

— Co jest pana życiowym mottem?

— Dzień bez czegoś słodkiego, to dzień stracony.

Cud gościu, że masz jeszcze zęby — przemknęło mi przez głowę.

— Jaka jest pańska rodzina?

— Miła — chyba chciał na tym zakończyć, lecz dodał po chwili — mam trzech starszych braci i siostrę, zawsze traktowali mnie wyjątkowo. Chyba ze względu na to, że jestem najmłodszy.

Mimowolnie podniosłam lekko kąciki ust.

— Czego pan nie lubi w innych ludziach?

— Jak nie lubią tego, co ja lubię.

Postanowiłam po raz kolejny przemilczeć odpowiedź cukiernika o długich włosach.

— Jak pan uważa, czemu znajomi zgłosili pana do tego konkursu?

— Powiedzieli, że najwyższa pora abym sobie kogoś znalazł.

— Nie buntował się pan przeciw temu? — Nie mogłam się powstrzymać.

— Było mi to obojętne — odparł szczerze.

— To ostatnie pytanie. Jaki typ kobiety się panu podoba?

— Słodka — nie wiedziałam, czy mówi o osobowości, czy jednak o smaku — ale z charakterem, lubiąca słodycze, a jeszcze lepiej jakby umiała je robić!

— Uroczo — stwierdziłam — dobrze zatem. Dziękuję panu za poświęcony mi czas — wstałam z miejsca.

— Nie ma za co — odpowiedział.

Wyciągnął w moim kierunku łyżkę z kremu, który wcześniej chciałam mu podkraść. Patrzyłam to na przedmiot, to na niego i po chwili z cichym „dzięki” chwyciłam ją i spróbowałam.

— Proszę pamiętać, że widzimy się jutro na sesji zdjęciowej — powiedziałam.

Jednak całą swoją uwagę skupiłam na pysznej lekkiej masie o smaku waniliowym.

— Taa — mruknął jedynie.

— Kurde jakie to dobre — miałam wrażenie, że zaraz zjem drewno.

— Cieszę się — przyznał.

— Ja potrafię przypalić nawet elektryczny czajnik na gazie, więc jedzenie takich rzeczy to dla mnie rzadkość — stwierdziłam, wrzucając łyżkę do zlewu.

Na odchodne małomówny cukiernik podarował mi również ciastka w ładnym pudełeczku, z tym właśnie kremem.

— Ojoj, chyba muszę przejść się jutro na siłownię — zaśmiałam się.

— Nie potrzebuje panienka — stwierdził, ubijając pianę z białek.

— Dziękuję i do zobaczenia na sesji panie Mura… Murasawa — język mi się plątał.

— Arata.

— Enni — podałam swoje imię.


***

Mili

Usiadłam za kierownicą samochodu i westchnęłam ciężko. Jeszcze raz otworzyłam teczkę i spojrzałam na gościa w mundurze. Robił wrażenie, ale czy ja wiem? Ruszyłam powoli i spokojnie, by następnie dać gazu na obwodnicy. Uwielbiałam szybką jazdę, a do niego trzeba się było fatygować aż na drugi koniec miasta. Posterunek był niemal opustoszały, ale za ladą stał jakiś niski policjant.

— Przepraszam, w czym mogę pani pomoc? — Zapytał uprzejmie.

— Dzień dobry szukam niejakiego Taro Koichi? Chyba tu pracuje, a i jestem Mila Romano z magazynu Evree — podałam mu wizytówkę.

Uśmiechnął się lekko.

— Proszę chwilę poczekać. Jest na obchodzie drugiej dzielnicy. Za jakieś dziesięć minut powinien być z powrotem, o ile go coś nie zatrzymało.

Skinęłam głową i usiadłam na jednym z plastikowych krzesełek.

— Proszę, kawa dla pani.

Podziękowałam serdecznie. Naprawdę potrzebowałam czegoś ciepłego, nawet jeśli to była zwykła lura. Popijając, zdziwionym wzrokiem spojrzałam na ciemny płyn. Była dobra. Na posterunek wszedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w mundurze.

— Panna Romano? Proszę wybaczyć, iż musiała pani czekać. Obchód zajął więcej czasu, niż planowałem.

Wstałam i podałam mu rękę na powitanie. Mocny uścisk dłoni świadczył o twardym charakterze.

— Dziękuję, że zechciał pan poświęcić mi chwilę. Gdzie możemy spokojnie pogadać? — Chciałam mieć to za sobą.

— Zapraszam do mojego biurka — wskazał mi drogę, a inni policjanci spoglądali na mnie dziwnie.

— Czy ja może jestem gdzieś ubrudzona albo sama nie wiem, mam coś na twarzy? — Zapytałam, gdy już usiadłam.

— Nie, skądże. Dlaczego pani pyta? — Jego wzrok był pełen iskierek.

— To może pana koledzy założyli się o to, jak szybko pójdę z panem do łóżka?

Jego zaskoczone spojrzenie odpowiedziało mi za niego.

— Niech odda im pan pieniądze, nie jest pan w moim typie! W dodatku mam narzeczonego — wskazałam pierścionek.

To była zmyła oczywiście. Nie miałam nikogo.

— Zaczynajmy — powiedział tylko.

— Pytanie pierwsze. Czym zajmuje się pan na co dzień, gdy nie pracuje?

W ręku trzymałam notatnik i dyktafon.

— Różnie, zależy od pory dnia. Jeśli pracowałem na nocną zmianę, staram się odsypiać. Jeśli w dzień, wieczorem idę czasem do klubu. W wolne dni pograć w kosza z kumplami — jego bezuczuciowy ton mnie nie zaskoczył.

— Czemu właśnie policja? Czemu wybrał pan akurat służbę w policji?

To mnie w sumie nurtowało samo w sobie. Gościu miał sporo we łbie, dlaczego został zwykłym gliną?

— Bo lubię mundur i świetnie w nim wyglądam — zaśmiał się, a ja ścisnęłam dłoń na dyktafonie.

Uśmiechając się szeroko, zadałam następne pytanie.

— Co jest pana życiowym mottem? — Spojrzałam na kartkę z pytaniem.

Poważnie, innych nie można było wymyśleć? Sekundę! Ja układałam te pytania. Idiotka ze mnie. Dziewczyny zapewne też tak myślą.

— Nikt nie jest w stanie mnie pokonać, tylko ja sam — stwierdził.

Pomyślałam, że to dość ciężkie, ale i mądre motto.

— Niech pan opowie coś o swojej rodzinie — poprosiłam po skończeniu notatek.

— Cóż jestem jedynakiem… — chyba chciał coś dodać, ale machnął ręką.

Spojrzałam na niego, lecz odwrócił wzrok do kolegi naprzeciwko, śmiejąc się w odpowiedzi na jakiś tam szeptany tekst.

— Czego pan nie lubi w innych ludziach? — Zapytałam, gdy łaskawie na mnie spojrzał.

Widać moja osoba już go nie interesowała aż tak.

— Nie znoszę ludzi bez pasji. Jak by to ująć? Ma pani jakąś pasję, hobby coś, co sprawia pani radość i satysfakcję? — Zapytał, patrząc mi w oczy.

— Tak, oczywiście.

— I już panią lubię! Ludzie, którzy jej nie posiadają, nie mają polotu! Sam nie wiem, tego czegoś interesującego, co by mogło ich otworzyć na innych ludzi, a nie smęcić na życie i świat — stwierdził, a ja zgodziłam się z tym, choć nie do końca.

— Ok, następne pytanie. Jak uważasz, czemu twoi znajomi zgłosili cię do tego konkursu?

Zaśmiał się.

— Wydaje mi się, że się chyba założyli o to, ile dziewczyn się zgłosi — taaaa nawet mu uwierzyłam.

— Ostatnie pytanie, to jaki typ kobiety preferujesz? — Spojrzałam na kartkę.

Poważnie? Musiałam takie pytanie wymyśleć po trzeciej butelce wina, bo nie pamiętałam go nawet.

— Lubię dziewczyny — i to miała być odpowiedź? No dobra.

— Dziękuję za pański czas panie Taro. Do zobaczenia jutro na sesji — pożegnałam się i wyszłam.

Normalnie aż mną trzęsło z lekka. Narcyz jeden.

***

Enn

Cholernie spóźniona wpadłam do budynku, w którym miały odbywać się zdjęcia. Założenie dzisiaj do błękitnej koszuli i czarnej spódnicy, wysokich szpilek nie było idealnym pomysłem. Leciałam przez korytarz, głośno stukając obcasami o posadzkę i starając się nie wylać prawdopodobnie i tak już zimnej kawy. Już widziałam drzwi do odpowiedniego pomieszczenia, kiedy zderzyłam się z kimś.

— Ała… — westchnęłam, wstając z pomocą winowajcy, choć może to była moja wina.

— Nic pani nie jest? — Odezwał się przyjemny dla moich uszu głos.

— Jest — spojrzałam na swoje ubranie pochlapane napojem — zresztą nieważne — machnęłam dłonią nawet na niego nie patrząc i wmaszerowałam przez drzwi.

— Enn, co ci się stało? — Ann zdziwiła się, widząc mnie.

— Problemy techniczne — rzekłam, starając się uspokoić.

— Chodź — Mili pociągnęła mnie w stronę pokoju stylistki — Ayane — zwróciła się do młodej dziewczyny z wysokim blond kokiem na głowie — pożyczysz jej jakiś ciuch na przebranie? — Uśmiechnęła się tak słodko, że wprost chciałam zapytać, co zrobiłaś z prawdziwą Mili.

— Ależ oczywiście — dziewczyna zaczęła przeglądać wieszaki, a Mili wyszła.


***

Ann

Cholerne korki i wiecznie zapchane ulice. Tak nigdy nie zdążę. Na dodatek zero wolnego miejsca, by zaparkować. Bucząc pod nosem i krążąc wkoło budynku, wreszcie dostrzegłam wolną przestrzeń. Dobra nasza! Wykręciłam kierownicę na maksa i ignorując klakson jakiegoś niecierpliwego gnojka, szybko wykonałam manewr. Dumna z siebie, że wreszcie zaparkowałam i wkurzona, bo byłam już mocno spóźniona, chwyciłam torebkę, wyjęłam kluczyki i otworzyłam drzwi, by wyjść. Bęc! Wpadłam prosto w czyjeś silne ramiona.

— Uwaga! Ja tu jestem!

Podniosłam głowę i zobaczyła piękne, granatowe oczy.

— Gomenne! Ja… — wysoki, barczysty chłopak w mundurze policjanta postawił mnie do pionu.

— Czy pani wie, że tu nie wolno parkować? To teren prywatny.

— Nigdzie nie ma… — zatkało mnie, kiedy wskazał na ogromną tabliczkę z jakimś napisem.

— Gomennasai, ale ja nie znam dobrze japońskiego — tłumaczyłam się.

Spojrzał na mnie, a mi zrobiło się gorąco. Przyglądał mi się dość długo w milczeniu, a potem powiedział, bardzo powoli wymawiając każde słowo.

— Tym razem dam pani tylko pouczenie, ale proszę przestawić samochód. A tam jest napisane: „teren prywatny, zakaz wjazdu i parkowania”.

Uch! Ale mnie tym wkurzył.

— Nie jestem idiotką, by gadać do mnie dużymi literami.

Od razu stracił na uroku, ale posłusznie przyjęłam pouczenie i wsiadłam, by przestawić to auto. Palant! Jednak nie uśmiechał mi się teraz mandat i punkty karne. Tyle że gdzie ja teraz zaparkuję? I tak już byłam sporo spóźniona.


***

Mili

Szłam niosąc wypieki, jakie wczoraj zdążyłam zrobić. Chciałam mieć pod ręką coś, co mnie postawi na nogi. Facet od wywiadu sprawiał, że aż mnie nachodziła ochota na mord. Przyspieszyłam, by zdążyć przed zamknięciem drzwi, gdy nagle usłyszałam.

— Panienka pozwoli, że przytrzymam — ujrzałam wysokiego gościa.

Był przystojny i bardzo szarmancki.

— Dziękuję — zarumieniłam się.

— A cóż tak pysznie pachnącego pani trzyma? — Zapytał, gdy już weszliśmy do środka.

— Ach to tylko takie tam… Wypieki — otworzyłam, a jego oczy się zaświeciły.

— Mogę spróbować? — Zapytał, a ja mu podsunęłam pudełko, na co chętnie złapał kawałek ciasta i zjadł.

— Mmmm przepyszne!

— Dziękuję — zarumieniłam się jeszcze bardziej.

Ktoś pochwalił moje wypieki? Dziewczyny też je lubią, ale on był pierwszą obcą osobą, która to zrobiła. Byłam taka dumna. Nagle wpadła Enn w zachlapanej bluzce. Zaprowadziłam biedną do garderoby. Tam już zostawiłam w dobrych rękach stylistki. Ayane mało rąk nie załamała, gdy zobaczyła w jakim stanie jest moja przyjaciółka. Wróciłam szybko na salę, bo wciąż czekałam, aż szanowny pan policjant da znać, że żyje. Byłyśmy już trzy, a i ten od Ann także się już pojawił. Enn mówiła, że jej chłopak to cukiernik, ale nie poznałam go jeszcze. Mojego policjanta nie było. Miałam ochotę wytłuc wszystko dookoła. Na szczęście na sali stał także wysoki przystojniak, który zjadł moje ciasto. Muszę się dowiedzieć kto to, bo całkiem niezłe z niego ciacho.


***

Ann

Wszystkie trzy, wreszcie gotowe poszłyśmy na sesję. Była już cała ekipa, łącznie z fotografem, który układał swój sprzęt. Gdzie nasi bohaterzy? — Pomyślałam sobie. Mili usiadła na parapecie, a Enn poprawiała bluzkę, którą dała jej Ayane.

— Świetnie wyglądasz, daj spokój — szepnęłam, bo właśnie przyszedł naczelny.

— Witajcie moje aniołki!

— Nie… — zaczęłam, ale wzrok Mili mnie zastopował — szefie -skłoniłam się — gdzie nasi panowie?

— Dwaj już są. Zaraz tu będą. Koga — zwrócił się do fotografa — poproś panów! A ty Crevan — wskazał na mnie — idź, dowiedz się co z panem Taro, dobrze? Powinien już tu być!

Dlaczego ja? — Mówiło moje spojrzenie.

Po czym wyszłam na hol, by sprawdzić gdzie pan spóźnialski.


***

Mili

Usiadłam dosłownie na chwilę. Nagle wlazł szef. Poczułam się wściekła na dupka — policjanta, że go jeszcze nie ma. Kiedy Crevan wyszła w celach poszukiwawczych, ja podeszłam do wielkoluda, co polubił moje wypieki. Czy on zjadł wszystko? Zostawiłam mu pudełko, zapominając o tym.

— Hej Mili! Widzę, że poznałaś już cukiernika, co szuka swojej babeczki?

Enn pojawiła się tuż obok mnie z szerokim uśmiechem, a ja ledwo dosłownie tłumiłam śmiech. Gdyby nie fakt, że okazał się naszym „facetem do wzięcia” śmiałabym się do rozpuku. Spojrzałam bystrzejszym okiem na niego i szczerze — spodobał mi się jeszcze bardziej.

— Czyli ten wielkolud od słodyczy, to ten dżentelmen? — Zapytałam szeptem przyjaciółkę.

Pokiwała głową.

— A gdzie ten twój? — Zapytała.

— Sama nie wiem. Aż mam ochotę mu nakopać — odpowiedziałam, szepcząc nadal.

Nagle w drzwiach pojawił się ciemnowłosy. Zazgrzytałam zębami zła.


***

Ann

Wyszłam na korytarz i schodami na dół. W drzwiach wpadłam na kogoś.

— A! Uważaj może…

Nie skończyłam, bo granatowe spojrzenie przewierciło mnie na wskroś.

— Pani?

— Pan?

— Gomenne! Spieszę się!

— Ja też!

Już miałam wyjść, kiedy złapał mnie za nadgarstek. Poczułam dreszcze.

— Czy biegnie pani przestawić swoje piękne autko? Znów zaparkowała pani w nieodpowiednim miejscu?

Czy mi się wydawało, czy kpił sobie ze mnie?

— Nie, panie władzo i proszę mnie puścić, czekam na kogoś! I nie sądzę, bym zaparkowała w nieodpowiednim miejscu tym razem. Nigdy nie popełniam dwa razy tego samego błędu.

— Miło to słyszeć — poprawił czapkę i poszedł w kierunku schodów, a ja stałam jak idiotka i gapiłam się za nim.

Palant, ale jaki seksowny i te granatowe oczy. Westchnęłam i wyszłam na zewnątrz. Nikogo nie było. Rozejrzałam się dookoła, a potem wróciłam, by zapytać ochroniarza czy nie widział, jak ktoś wchodził.


***

Enn

Stylistka dała mi zbyt mocno wyciętą bluzkę, którą co rusz poprawiałam, by nie wyglądać jak panna za drinka. Fotograf poprosił do nas panów. Cukiernika, którego zapoznałam z autorką najlepszych ciast, jakie jadłam. Odwróciłam się i zajrzałam do swojej torebki. Nieznany mi mężczyzna podszedł do mnie, machając moją plakietką.

— To chyba twoje, Enni? — Odczytał i podał mi kawałek plastiku.

Głos jakim wypowiedział moje imię, sprawił, iż poczułam się niczym licealistka.

— Dziękuję, nawet nie wiem, kiedy ją zgubiłam.

Uśmiechnęłam się do wysokiego i barczystego mężczyzny o niezwykłych brwiach. Okłamywałabym samą siebie, gdybym twierdziła, że mi się od razu nie spodobał.

— To było wtedy, gdy na mnie wpadłaś — uśmiechnął się szelmowsko — Toshiro jestem.

Poczułam, jak dreszcz przechodzi mi wzdłuż kręgosłupa.

— Och, ten którego „nie rozpaliła jeszcze żadna kobieta, gasząc pożar jego samotności”?

— Co? — Spytał ze śmiechem.

— Nasi specjaliści od wizerunku wymyślili dla każdego z was idealną reklamę, panie strażaku!

Wpadłam na genialny pomysł przytrzymania agrafką z plakietki boków materiału, aby nie chwalić się kolorem stanika.

— To może ty mnie rozpalisz? — Wyszeptał, nachylając się do mojego ucha.

Z wrażenia ukułam się w palec. Coś chyba poszło nie tak, gdyż spłonęłam rumieńcem, jakbym miała co najmniej czterdzieści stopni. Na szczęście Toshiro tego nie widział, bo tuż po wprowadzeniu mnie w taki stan, odszedł w kierunku młodej stylistki.


***

Ann

Wróciłam na salę dość wkurzona, bo nie było nigdzie pana spóźnionego. Szef się wkurzy. Trudno, starałam się! Przecież nie jest duchem, nie mógł mnie minąć niepostrzeżenie. Otworzyłam drzwi i oniemiałam. Pan władza od pouczania mnie, jak i gdzie mam parkować, stał tam i gadał w najlepsze z moim strażakiem od wywiadu i jeszcze jednym, wysokim gościem. Co tu jest grane? Podeszłam do dziewczyn, pod bacznym obstrzałem granatowych oczu.

— Laski, o co kamann? Co tu robi ten policjant?

— Nie wiesz? To trzeci kandydat, gadałam z nim wczoraj — poinformowała mnie Mili.

— Aa! Takie buty, no to się wkopałam…

Nie zdążyłam nic dodać, bo szef już szedł do nas. Kiwnęłam tylko Toshiro, a on mi odkiwnął ochoczo. Pan granatooki władza nachylił się do Yasei, najwyraźniej o coś go pytał szeptem.

— No to mamy komplet — stwierdził szef i spojrzał na mnie — potem z tobą pogadam!

— Szefie, co znowu ja?

Odwrócił się, a Enn poklepała mnie po ramieniu.

— Nie martw się, pewnie mu chodzi o to, że nie znalazłaś pana Taro.

— Sam się znalazł, jak widzę!

Spoglądałam na niego, a on na mnie, ale już po chwili podeszła do nich stylistka.

— Zapraszam panów na sesję.


***

Mili

Koga, nasz fotograf w końcu skrzyknął całą ekipę. My usiadłyśmy z tyłu, ponieważ musiałyśmy obserwować sesję, by potem ją opisać. Spojrzałam na tych gości, widząc, jak ze sobą gadają, ustawiani przez asystentkę Kogi.

— Dobra ustawcie się prawym profilem… Kiri popraw światła i sprawdź natężenie przy ich twarzach… Mogę dostać wodę? Niech ochlapią się nią lekko po twarzy…

Sesja się przeciągała, ponieważ pierwsze zdjęcia wyszły surowe. Dalej już było lepiej. Koga się rozluźnił.

— Panowie, a teraz proszę zdjąć górną część garderoby. Musicie się pokazać z jak najlepszej strony!

Taro się uśmiechnął, Yasei zaśmiał, a Murasawa tylko spojrzał na Kogę. Miałam wrażenie, iż mają niezły ubaw. Kiedy pościągali koszulki, usłyszałam zadowolone, lekko ukrywane westchnienia dziewczyn. Rozejrzałam się i ujrzałam, jak większość damskiego personelu stała wpatrzona w boską trójcę, a dwie przyjaciółki obok mnie chyba zaraz zaczną się ślinić. Czy ze mną było coś nie tak?

— Ochlapcie go jeszcze brudnym smarem — szepnęła Enni ukradkiem patrząc na strażaka — czy ja to powiedziałam na głos?

To aż dziwne, że ona nie jest blondynką.

— Fajny jest — przyznała — ale ma jedną wadę.

Spojrzałyśmy ciekawe, co tym razem palnie Enn.

— Sprawia, że czuję się jak nadobna dziewica.


***

Enn

Sesja trwała, a ja udawałam, że wgapiam się w telefon, podczas gdy częściej patrzyłam na mężczyznę w typowych strażackich spodniach. Toshiro był wspaniały! No niby każdy z nich był, jednak te czerwone włosy przyciągały mój wzrok niczym magnes. Uśmiechał się szeroko, zgarniając dłonią włosy do tyłu i tworząc tym samym idealny wizerunek do gazety. Och, gdybym mogła być kroplami wody na jego wspaniałym ciele…

— Przepraszam, mogę prosić coś do picia? — Uśmiechnęłam się lekko do jednej z asystentek, która zaraz podała mi kawę w papierowym kubeczku. To było wybawienie, mocna czarna kawa z cukrem i przystojni faceci w blasku fleszy, czy może być lepiej?


***

Ann

Podczas gdy Enn udawała nagłe zainteresowanie swoim telefonem, ja stałam wkurzona maksa. Nie dość, że czekała mnie bura od szefa to jeszcze ten palant w niebieskim mundurze działał mi na nerwy. Zakładając ręce przed sobą, powoli dochodziłam do wniosku, że pan policjant musi być cholernym dupkiem, mimo pięknych oczu i seksownego ciała. Jego uśmiech był dziwnie drapieżny, kiedy serwował go zachwyconej stylistce. Ona odpowiedziała uśmiechem. Nie uśmiechałabyś się tak zdziro — pomyślałam sobie — jakby ci wlepił mandat lub choćby pouczenie!

— Mili, przypomnij mi jaki to tekst wymyślił nasz genialny facet od wizerunku dla tego nadętego dupka w mundurze?

— Funkcjonariusza Taro jeszcze żadna nie zakuła w kajdany miłości. — Powiedziała Mili, nie patrząc nawet na mnie.

— Mhm — jeszcze mocniej zacisnęłam ramiona — co za debilny tekst! Choć nie wątpię, że kolejka będzie spora.

— Ty zgrzytasz zębami — stwierdziła z satysfakcją Enni.

— A ty się ślinisz — dowaliłam jej — nic ci ten kamuflaż z telefonem nie da! Podoba ci się?

— Ale, że kto?

— Pan strażak!

— Ciiiisss — uciszała nas Mili- ja tu się próbuję skupić.

Chłopcy pozowali długo i cierpliwie. Na pierwszy ogień poszedł pan strażak, na co Enn reagowała serią westchnień, zwłaszcza kiedy zdjął górną część stroju i pozował z nagim torsem. No był zbudowany, nie powiem, że nie! Drugi z kolei był pan cukiernik. Mili niby zapatrzona w notatnik, rzucała coraz to dłuższe spojrzenia na niego. Kiedy zdjął koszulę, upuściła ołówek. Enni zachichotała, a ja nadal byłam zła. Pan policjant wreszcie poszedł pod obstrzał obiektywu. Na początek rzucił mi krótkie spojrzenie, prychnęłam pod nosem. Palant! Fotograf zrobił kilka fotek, podeszła stylistka i rozpięła mu mundur. Zdzira do kwadratu! On uśmiechnął się i pozwolił skropić się wodą, by jego ciemna skóra wyglądała na oblaną potem. To ma być sexy? Jednak kiedy wyjął służbową broń z kabury, nagle moje kolana stały się zbyt miękkie. No rzesz kuffa! Co to ma być? Czemu tak reaguję?

— Wszystko ok? — Zapytała z dziwnym uśmieszkiem Enni.

— Jasne!

— Akurat! Miło wiedzieć, że ty też się zaraz zaczniesz ślinić, o ile nie gorzej! Chusteczkę?

— A daj spokój… — pokazałam jej język.

Potem jeszcze panowie musieli zrobić kilka wspólnych foci, na okładkę. Razem wyglądali lepiej niż z osobna. Było co podziwiać. Pomyślałam, że chyba nakład rozejdzie się w trybie now i już chciałam zasugerować zrobienie dodruku, kiedy przypomniało mi się, że mam na pieńku z szefem za dziś. Tymczasem sesja dobiegła końca.


***

Enn

Powoli już nas męczyło siedzenie na tej sesji. Na szczęście wreszcie fotograf zdjął z szyi aparat i oświadczył, że wystarczy. Trzej przystojniacy poszli się przebrać z powrotem w swoje rzeczy.

— Enni przeprałam i wyprasowałam twoją koszulę — Ayane podała mi moją bluzkę.

— Och dziękuję — cieszyłam się — poczekam, aż przebieralnia będzie wolna i od razu się przebiorę.

Crevan wyglądała na zdenerwowaną, w końcu czekała ją pogadanka z szefem.

— To wy lećcie! Szkoda, że nie posiadam własnego auta — westchnęłam.

— Mogę cię podwieźć — zaproponowała Ann.

— Nie trzeba, nie jest to za bardzo tobie po drodze.

Jak tylko pan policjant opuścił jako pierwszy pokój, poszłam ubrać swoją bluzkę. Gdy wyszłam, została jedynie ekipa, która składała reflektory i tło. Pośpiesznie zeszłam po schodach na dół. Tuż przed drzwiami obcas wpadł mi w dziurę i się złamał.

— No rzesz… — wysyczałam wściekła.

Odetchnęłam głęboko, wyrzuciłam z żalem ulubione buty i podniosłam wzrok. Naprzeciwko mnie stał oparty o czerwonego Land-rovera strażak i wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Czego się patrzysz? — Mruknęłam pod nosem i odeszłam w kierunku przystanku.

Czułam się jak kompletna idiotka, idąc boso po chodniku i widząc dziwne spojrzenia ludzi. Powoli żałowałam, że nie zgodziłam się na propozycję przyjaciółki. Jednak nie chciałam jej teraz zawracać głowy. Ledwie uszłam kilka kroków, gdy podjechało duże czerwone auto.

— Może cię podwieźć kopciuszku? — Spytał z zaczepnym uśmiechem jego kierowca.

Już chciałam odrzucić propozycję, jednak uśmiechnęłam się lekko i pociągnęłam za klamkę. Zatopiłam się w wygodnym, dużym fotelu i niemal zapomniałam kto obok mnie siedzi.

— To dokąd? — Zapytał, patrząc na mnie.

— Centrum, naprzeciwko stadionu — odparłam jedynie i zaczęłam masować obolałe stopy — Toshiro, to jak ci się podobała sesja? — Zagaiłam rozmowę.

— Zdecydowanie wolę pożary i ratowanie kotów z drzew — stwierdził, a ja zaczęłam głośno się śmiać.

— A wyglądałeś tak swobodnie przed obiektywem — stwierdziłam.

— Obserwowałaś mnie — złapał mnie za słówka.

— Obserwowałam każdego, taka fajna praca — wytłumaczyłam się szybko.

— Jak moja — przyznał z dumą.

— A właśnie! Crevan mówiła, że nie uzyskała odpowiedzi od ciebie na ostatnie pytanie — przypomniałam sobie.

Yasei uśmiechnął się tajemniczo. Kurczę, siedząc tak blisko niego, podobał mi się jeszcze bardziej.

— Zostawię to chwilowo tajemnicą — stwierdził.

Miałam wrażenie, że dobrze wie jak mnie jeszcze bardziej zaintrygować swoją osobą. Strażak zaparkował niedaleko mojego mieszkania.

— Dziękuję za podwiezienie — zaczęłam wychodzić z auta.

— Dostane może twój telefon? — Zapytał nagle.

— Oj, mam stary model, nie spodoba ci się — stwierdziłam i odeszłam w stronę drzwi rozbawiona.


***

Ann

Wyszłam jako ostatnia z tej sesji, bo szef dorwał mnie na korytarzu. Nawet nie krzyczał, wysłuchał tylko moich wyjaśnień i pozwolił mi odejść, zaznaczając, by się to nie powtórzyło! Niby co? Co ja mogę, że pan palant w niebieskim mundurze woli czyhać na potencjalnych piratów drogowych, zamiast przychodzić na czas na umówione przecież spotkanie? Przez to wszystko byłam na niego jeszcze bardziej zła! A ciśnienie jeszcze mi podskoczyło, kiedy dotarłam do parkingu. Oparty w najlepsze o moje auto stał nikt inny jak pan mundurowy.

— Czego tu — warknęłam — przecież stoję prawidłowo, co nie?

Zlustrował mnie z góry na dół.

— A i owszem!

Widziałam, że kpi ze mnie, bo nawet nie mówił o samochodzie.

— To może się zsuniesz, bo chciałabym wsiąść do własnego auta.

Nawet nie zauważyłam, jak przeszłam na ty, takie miałam nerwy.

— Ok, ok — podniósł ręce w obronnym geście — jakaś ty groźna, no no!

— Hy! Kto to mówi — i nie bacząc już na nic, wsiadłam i odjechałam bez słowa.

Dopiero w domu zobaczyłam za wycieraczką niewielką kartkę. Już miałam psioczyć, że jednak palant dał mi mandat, ale kiedy ją rozwinęłam było tam zapisane tylko dziewięć cyfr. Debil! Jaki pewny siebie! Myślał, że do niego zadzwonię, czy jak? Pogięłam kratkę i wyrzuciłam do kosza. Bez większego żalu.


***

Mili

Stałam z notatnikiem w ręku. Od momentu ich wejścia na plan zdjęciowy czułam się dziwnie. Chciałam jakoś to wszystko ogarnąć. Pisałam zatem to sprawozdanie z przebiegu sesji. Dziewczyny się droczyły miedzy sobą, a ja ukradkiem spoglądałam na Murasawę. Jego wzrost oraz profesja mnie powaliły. Czułam, że nie powinnam się dziewczynom z tego zwierzać. Po zdjęciach poszłam pogadać z Kogą. Fotograf był zadowolony z sesji, choć na początku było sztywno.

— Jesteśmy umówieni na wieczór. Na te drinki, które mi obiecałyście za wzięcie tego zlecenia — pokazał mi ekran.

Seksownie podkreślone ciała aż się wyrywały, aby je schrupać. Strażak i cukiernik zniknęli, zaś ja poszłam, szybko pożegnawszy Kogę, za Taro.

— Czy ty zgłupiał do reszty? Kazałeś na siebie czekać? Sama nie wiem, po kiego grzyba to robisz, ale łaskawie mógłbyś się postarać dobra? Wystarczyło powiedzieć, że nie masz ochoty na coś takiego, a nie stawiać mnie i moje koleżanki w tak kłopotliwej sytuacji, ty nadęty snobie — wyrzuciłam z siebie z szerokim uśmiechem i wyszłam.

Szef się dowie, będzie bura na bank, ale naprawdę mało mnie to obeszło. Crevan się dostanie za niego, a nie powinno. Enn i Ann w końcu pożegnały się ze mną, więc wyszłam i pomaszerowałam na parking. Widząc swoje kochane autko, odetchnęłam z ulgą, że w końcu mam ich z głowy. Choć z drugiej strony, czy ja wiem? Arata był całkiem słodki. Wieczór zapadł szybko i zrobiło się niespodziewanie zimno. Deszcz lał już od późnego popołudnia. Ubrana w dżinsy i bluzę z kapturem, bo przecież nie musiałam się stroić, zeszłam do baru, który znałyśmy z dziewczynami z czasów, kiedy tu same pracowałyśmy podczas studiów.

— Koga, to co pijesz? — Zapytałam, usiadłszy obok mojego przyjaciela.

Spojrzał z błyskiem w oku.

— No cóż, skoro stawiasz, to — zamarł w namyśle — whisky z lodem, podwójne!

Zaśmiałam się. Zawsze to zamawiał. Wkrótce dołączyły do mnie i Crevan i Enn i to razem. Enni spojrzała na mnie, mrugając. Znaczy, że chce nam coś opowiedzieć.

— Ann, przesiadamy się do boksu? — Zapytałam, a ona skinęła głową.

Koga został przy barze, a myśmy się zwinęły.


***

Ann

Usiadłyśmy w boksie z zamówionymi drinkami, znaczy z winem właściwie. Ja i Enn z czerwonym, Mili jak zawsze z białym. Ucieszone, że mamy to dziwne zlecenie z głowy. Żadna z nas nie poruszyła tematu seksownych naszych obiektów wywiadu. Mili popijała swoje wino, Enn z wypiekami na twarzy i rozmarzonym wzrokiem była z lekka nieobecna. Dałam jej pstryczka w nos.

— Hej! Ziemia do Enni! Jak tam? Jak dotarłaś do domu?

— Noo, ten noo…

— Co?

Zarumieniła się jak głupia.

— Ktoś mnie podwiózł.

— Podwiózł? Kto?

— Noo ten strażak, Toshiro!

— Aaa! I dlatego teraz się szczerzysz jak ostania idiotka, z tym rumieńczykiem ala cnotka?

Mili łyknęła wino.

— Crev, nie dręcz jej! Widzisz, że wpadła po uszy!

Upiłam spory łyk wina i nagle wyplułam je prosto na stół krztusząc się.

— Ann! Co ci? — Zaniepokoiła się Enn, a Mili już mnie klepnęła w łopatki, aż zabolało.

— Zobaczcie, kto wszedł właśnie do baru.

Ocierałam serwetką twarz i wino ze stołu. Spojrzały w stronę drzwi i zaniemówiły. Stali tam we trójkę jak gdyby nigdy nic. Pan strażak, cukiernik i ten palant w mundurze. Na szczęście nie widzieli nas jeszcze, bo boks skutecznie nas osłaniał.


***

Enn

— Czy w tym mieście jest tylko jeden bar?!

Momentalnie pochyliłam się jak najbardziej i zasłoniłam kartą drinków. Trzej bohaterowie naszego konkursu usiedli tuż za nami. Mimowolnie nadstawiłyśmy uszu.

— Dziwne, że jeszcze nie dzwoniła — doszedł nas głos gliniarza.

— Może cię olała — śmiał się z niego Yasei.

— Mnie żadna nigdy nie olała — stwierdził pewny siebie — a ty złodzieju telefonów, powinieneś dać jej swój numer.

Zatkałam dłonią usta, by nie wybuchnąć śmiechem.

— Każda laska udaje taką twardą, a tylko czeka, żeby zaciągnąć ją do łóżka — stwierdził mundurowy.

Ann wypiła całą zawartość swojego kieliszka i sięgnęła po mój.

— Ciekawe co dodała do tego ciasta — nagle odezwał się cukiernik — było naprawdę dobre.

Spojrzałyśmy z Crevan wprost na uroczo uśmiechniętą Mili.

— Niestety muszę cię rozczarować, zajęta jest — rzekł policjant.

— Szkoda — stwierdził krótko Arata.


***

Mili

Crevan i Enn wpatrywały się we mnie zdziwione.

— Ty jak to zajęta? — Szepnęła blond włosa.

Spojrzałam na nią z takim no, zrezygnowanym uśmiechem.

— A no bo powiedziałam to temu palantowi policjantowi! Żeby nie myślał, iż na niego lecę, tylko mówię „nie” by udawać niedostępną — prawie się popłakałam, jak usłyszałam cukiernika.

Chciałam mu już powiedzieć, że to dla odstraszania natrętów, ale Enn przytrzymała mnie za przedramię.

— Jak myślisz, kiedy się przełamie? Ile dajesz jej czasu? Usłyszałyśmy, a ja przełknęłam ślinę. Nagle zorientowałam się, że Koga idzie w naszą stronę uśmiechając się szeroko.

— Dziewczyny! Koga tu idzie, mamy przechlapane!

Jęknęłam cicho, chowając je wszystkie.

— Myślałem, żeby dać jej góra jeden dzień — powiedział pan władza, a Ann prychnęła.

Enn mało nie zachichotała, a ja trzymałam moje wino.

— Musimy się jakoś odpłacić — rzekłam lekko wkurzona.

Koga podchodził do nas, gdy nagle zauważył chłopaków.

— Oooo wy też tutaj? Czyli będzie nas siódemka.

Zaczął mówić, a my machałyśmy na niego prosząco, aby zajarzył, ale niestety. Murasawa podniósł głowę i nas zobaczył. Uśmiechnęłam się szeroko.


***

Ann

Zmarszczyłam brwi, kiedy Enn odsunęła butelkę na bezpieczną odległość. Znała mnie! W stanie nerwów nie panowałam nad sobą, a to, co wygadywał ten debil, przyprawiało mnie o białą gorączkę.

— Już ja mu dam jeden dzień! Niedoczekanie…

Nie skończyłam, bo nagle zmaterializował się przy nas Koga. Rany, on nas zaraz wkopie. I faktycznie — pan cukiernik, najwyższy z nich, zapuścił żurawia, a zobaczywszy nas trzy, niemal nie rozpłynął się w uśmiechu jak lukier na jego babeczkach.

— No to mamy przerąbane — zdążyłam szepnąć, ale laski chyba już mnie nie słyszały.

Enn już uśmiechała się do Toshiro, a Mili do tego cukiernika, jak on miał na imię? Arata? Chyba tak. Tylko ja, napotkawszy granatowe spojrzenie, niemal nie warknęłam ze złości.

— No kogo my tu mamy — ucieszył się pan władza.

— I czego tak się szczerzysz? — Odpaliłam mu.

— Też miło cię znów spotkać — powiedział rozbawiony.

Wyszli ze swego boksu.

— Skoro cała szóstka, plus oczywiście moja fenomenalna osoba się tu trafiła — wtrącił się Koga — to chodzimy gdzieś się zabawić, co?


***

Enn

— My jednak pozostaniemy tutaj — Ann była wściekła niczym osa.

Sięgnęła po kieliszek, który szybko jej zabrałam, wypijając całą zawartość.

— Bez wina nigdzie się nie wybieram.

Wstałam powoli, podchodząc do baru, z zamiarem zamówienia następnej kolejki. Było tłoczno tak, że ledwo udało mi się podejść. Dwie duże dłonie wylądowały na ladzie, po obu stronach mojego ciała.

— Czyli jak będziesz mieć wino, to pójdziesz? — jego głos tuż przy moim uchu sprawił, że zaschło mi momentalnie w gardle.

Podniosłam lekko głowę, co było błędem, gdyż niemal stykaliśmy się w tej pozycji nosami.

— Toshiro…

— Prędzej wrócę teraz do domu, niż gdziekolwiek z nim pójdę — sytuację przerwała wkurzona do granic możliwości przyjaciółka, a ja szybko się uwolniłam spod wpływu jego oczu, które odwrócił w stronę zamieszania.

— Kolejne wykroczenie chyba będzie. Jazda po pijaku — stwierdził policjant.

Było gorąco! Nadal bez wina, wróciłam do znajomych. Cukiernik rozmawiał w najlepsze z Mili, Crevan siedziała wkurzona, a tuż obok niej mundurowy. Dosłownie obrazek jak z jakiegoś przedstawienia.

— To idziemy? — Zapytał Yasei podchodząc bliżej z butelką w dłoni.

Poczułam, jak przejeżdża dłonią wzdłuż moich pleców, aż momentalnie się odsunęłam.


***

Mili

Spoglądając na wielkoluda, pomyślałam, że najlepiej będzie się zwinąć. Crevan rzucała wściekłe spojrzenia na mnie i na Enn, szukając ratunku.

— Wybacz nam Koga, ale dzisiaj to my chyba sobie zabawę odpuścimy. Zresztą jutro rano mamy pracę, a skoro się wywiązałyśmy z umowy… — wskazałam na jego kieliszek z whisky — to myślę, że jesteśmy kwita!

Złapałam za ręce dziewczyny i wyszłyśmy. Na szczęście barman zapisał na mój rachunek te wina i resztę. Dotarłyśmy na parking, ale że wszystkie byłyśmy po alkoholu, musiałam coś wymyślić.

— Dobra Crevan jest samochodem, ale nie może prowadzić. Enn musiałaby się aż na metro trudzić, więc zapraszam do mnie — wskazałam budynek po drugiej stronie rzeki.

Idąc tak razem, usłyszałam, że ktoś nas wołał. Odwróciłam się i zobaczyłam trio.

— Zaczekajcie dziewczyny! Skoro jesteście po pracy, zabawmy się trochę. Każdemu przyda się rozluźnienie — Toshiro spojrzał z uśmiechem na Enn.

— Spójrzmy na to inaczej — uśmiechnęłam się szeroko, bo byłam zła — wieczór się troszkę spalił.

Taro się wzdrygnął, a Murasawa stanął bliżej.

— Jesteśmy zmęczone — usłyszałam Ann.

Była w bojowym nastroju. Dobrze, że wszystkie trzymałyśmy się za ramiona.

— Chodźmy dziewczyny — dodała.

Enn i ja pożegnałyśmy się, odwracając się do nich tyłem. Jednak nie dali za wygraną i szli za nami.


***

Ann

— Oni się nie odczepią — szepnęłam, oglądając się za siebie.

Pan władza puścił mi oczko. Wrr- zawarczałam mimo woli, chyba na głos.

— No to może dajmy się skusić na ten klub? Wypiją, ululają się, a my wyjdziemy po angielsku? — Wyszeptała konspiracyjnie Enni.

— Nie rozumiem, czemu szepczecie? — Powiedziała Mili, a po chwili krzyknęła. — Ej panowie, zmiana planów!

Wyraźnie się ucieszyli, bo ich śmiech aż mi się echem po uszach odbił.

— To, co miłe panie reporterki? Zadzwonimy po taksówkę?

— Chyba po dwie, do jednej się nie zmieścimy — zauważyła rozsądnie Mili.

— Mili ja cię proszę … — powiedziałam niemal błagalnie.

— Nie pękaj Crev, w razie draki cię obronimy, co nie Enn?

— O chesuuuuu — jęknęłam, bo pan władza już dzwonił po taksówkę.

— No to nie mamy już wyboru! Jedziemy moje miłe panie — zachichotała Enn.

Faktycznie przyjechały dwie taksówki. Po ustaleniu kto z kim jedzie, wreszcie ruszyliśmy. Na szczęście dziewczyny były dla mnie wyrozumiałe. Pojechałam z Enn i Toshiro, a pan policjant musiał jechać z Mili i Aratą. Nie był zadowolony. Do klubu nie było wcale daleko. Gdy tylko weszliśmy do środka, humor od razu mi się poprawił. Było fajnie i grała świetna muza, co kochałam ponad wszystko.

— Zabawimy się! — Zawołałam i od razu polazłam na parkiet.


***

Enn

Dotarliśmy szybko pod klub. Gdy tylko weszłyśmy do środka, Crevan natychmiast wpadła na parkiet, uwalniając długie blond włosy z kucyka. Mina mundurowego była bezcenna, jednak chyba nadal obstawał przy swoim i obserwował ją jedynie z boku. Choć wiedziałam, że zapewne długo to nie potrwa.

— Chyba znalazł swoją babeczkę — przeszło mi przez myśl, widząc, jak cukiernik zakłada kosmyk włosów Mili za ucho.

— Może usiądziemy? — Zaproponował Toshiro, kładąc mi dłoń na biodrze i prowadząc do większego stolika.

— Och, a myślałam, że przyszliśmy się tu bawić — wzięłam się za odkręcanie butelki wina kupionego wcześniej.

— Pozwolisz — odebrał mi je z rąk i wyjął z kieszeni szwajcarski scyzoryk.

Już po chwili upiłam z gwintu czerwony niczym jego włosy alkohol. Odstawiłam butelkę i mu ją podałam. Obserwowałam zaciekawiona, jak przełyka jej zawartość. Odstawił szkło na blat, niespodziewanie przyciągnął do siebie i namiętnie mnie pocałował. Woow…

Było to tak wspaniałe, że kiedy chciał się odsunąć, przytrzymałam go za koszulkę i kontynuowałam zabawę. Oderwaliśmy się wreszcie od siebie, a satysfakcja na jego twarzy była wprost nieznośna.

— Słabiutko — stwierdziłam, kręcąc lekko głową i zostawiłam go w konsternacji, idąc potańczyć.


***

Mili

W klubie Ann tańczyła, a Enn poszła z Toshiro i zaczęli pić wino. Ja zaś stałam lekko zakłopotana w towarzystwie Araty.

— Skoro masz chłopaka, to może najlepiej nie szaleć? — Usłyszałam od wielkoluda.

Podniosłam wzrok. Musiałam wysoko zadrzeć głowę, a on spoglądał na mnie łagodnym wzrokiem. Ach no tak, tę akcję trzeba by wyjaśnić.

— Ja nie mam nikogo, to była zagrywka — powiedziałam.

— Słucham?! Głośno tutaj, możesz powtórzyć? — Pochylił się ku mnie.

— To była tylko zagrywka, żeby odstraszyć natrętów — powiedziałam głośniej.

Uśmiechnął się szeroko i poprawił mi włosy, zakładając za ucho.

Spojrzałam znów na niego, a on złapał moją dłoń i poprowadził w stronę ustronnego boksu. Myślałam, że pójdziemy do Enn, ale minęliśmy ją. Zdębiałam z lekka widząc jak całuje się z Toshiro, ale machnęłam na to ręką.

— Lubisz piec prawda? — Zapytał Arata, gdy w końcu mogliśmy spokojnie pogadać.

— Ach to tylko takie tam, dla zabicia czasu — machnęłam ręką.

Co chwila nią machałam, chyba byłam zdenerwowana. Ann szalała, ale pan władza nie dał jej zbyt dużo wolności. Szybko podszedł do niej i ją złapał. Widziałam, jak szaleli razem, ale jak próbował ją dotknąć czy coś, odpychała go. Zaśmiałam się na ten widok. Czułam na sobie baczny wzrok Araty i wiedząc, że nie powinnam, spojrzałam mu w oczy.

— Jutro po pracy może wstąpisz do mnie do cukierni? — Zapytał nagle, a ja pokiwałam głową.

— Nie wiem, o której skończę pracę — uprzedziłam.

— Poczekam — był naprawdę miły.


***

Ann

W dupie miałam tego całego Taro. Ściągnąwszy gumkę z włosów szybkim ruchem, poszłam na parkiet. O raju, ale w to mi graj! Wiedziałam, że dziewczyny sobie poradzą. Wciągnął mnie tańczący tłum i nawet się nie zdziwiłam, kiedy jakiś koleś stanął zbyt blisko mnie i zaczął tańczyć ze mną. Jeszcze go nie widziałam, bo stałam tyłem do niego, ale czułam jego bliskość. Jednak gdy złapał moją dłoń, odwróciłam się.

— No nie — to był on! Pan przemądrzalski.

Obiema dłońmi lekko go odepchnęłam.

— Nie ma tu aż tak ciasno, panie policjancie.

— Dałabyś spokój, jestem po służbie.

— No nie wiem, nie wiem! Już coś słyszałam o mandacie za jazdę po pijaku?

— Przecież przyjechaliśmy taksówką — nie zajarzył.

— Taho — mruknęłam, ale on chyba nie słyszał lub udawał, że nie słyszy.

Zbliżył się bardziej i powiedział mi wprost do ucha, bo ciężko było przekrzyczeć muzykę.

— Czemu nie zadzwoniłaś?

— Co proszę?

— No czemu…

Odepchnęłam go znów.

— Pan, panie mundurowy chyba mnie z kimś pomylił, nie jestem panienką na telefon!

— Ale…

Roześmiałam mu się w nos i tanecznym krokiem odsunęłam się i wmieszałam w tłum, zostawiając go tam z głupią miną. Strasznie chciało mi się pić. Poszłam do baru, by zamówić drinka, a ten już tu był.

— Co ci postawić?

— He he oczy w słup najlepiej, nic od ciebie nie chcę!

— No weź, przestań, nie odpuścisz?

Miałam w uszach to, co mówił w barze. No mowy nie ma, choć jego granatowe oczy były teraz tak blisko moich. Przez chwilę gapiłam się jak idiotka, ale zaraz się odsunęłam.

— Nie wiem, o czym mówisz — i poprosiłam o czerwone wino.

— Ja płacę — powiedział do barmana.

— I kto tu nie odpuszcza, co?

Wypiłam haustem wino i olawszy go totalnie, wróciłam na parkiet.


***

Enn

Alkohol i muzyka przyjemnie szumiały mi w głowie. Dodatkowo na ustach czułam smak warg mężczyzny o ciekawych brwiach. Poruszając lekko biodrami, podeszłam najpierw do baru, zamawiając kieliszek czystej. Wypiłam go jednym łykiem i weszłam na parkiet. Jakiś nieznacznie wyższy ode mnie blondyn zawiesił na mnie oko, na co odpowiedziałam zmysłowym uśmiechem. Chłopak chwycił moją dłoń, po czym raptownie ją puścił i szybko odszedł. Odwróciłam głowę i dostrzegłam płonące spojrzenie Toshiro. Zaśmiałam się głośno. Obróciłam się w jego kierunku, czekając co dalej. On zbliżył usta do mojej twarzy, chcąc mnie pocałować. Przytknęłam palec do jego warg, lekko go ugryzł, wpatrując się wprost we mnie. Przesunął dłonią wzdłuż boku mojego ciała, aż gwałtownie nabrałam powietrza nosem. Położył moje dłonie sobie na ramionach. Zaczęliśmy się kołysać w rytm melodii, by po chwili całkowicie się jej poddać. Pulsujące światła, lekkie podchmielenie i istny dziki tygrys trzymający mnie w ramionach, to wszystko sprawiało, że miałam ochotę zatrzymać czas w miejscu, trwając w tej jednej chwili, w której wszystko jest tak wspaniałe. Niestety jednak piosenka się skończyła i na sekundę zrobiło się cicho. Toshiro patrzył na mnie zaciekawiony, chyba chciał coś powiedzieć, lecz moment był zbyt krótki i zaraz ponownie jego słowa zagłuszyły głośne bity. Podeszłam z powrotem z nim do stolika. Po drodze nie przepuścił okazji muśnięcia palcami moich okrytych obcisłym t- shirtem pleców. Chyba Ann zdobyła kieliszki, więc chętnie nalałam sobie już z końcówki butelki, na szczęście na stole stało już parę jeszcze nieotwartych trunków. Wypiłam wszystko z naczynia, próbując nawilżyć dziwnie suche gardło i usiadłam obok niej.

— Jak się bawisz? — Spytałam cicho.

— Chyba nie tak dobrze jak ty — zerknęła na rozmawiającego z Taro strażaka.

Widać było jednak, że już nie jest aż tak wkurzona.

— Po pijaku wszystko można — stwierdziłam, delikatnie uderzając ją pod stołem w nogę.

— Ale ty nie jesteś pijana jeszcze — skwitowała.

— Oj tam, oj tam. I tak go już nie spotkam, jedno buzi buzi jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiło — tłumaczyłam się głupio nalewając sobie z powrotem do kieliszka ciemnoczerwony alkohol — no i miałyśmy upić panów więc lepiej oto zadbać, bo jeszcze artykuł muszę dziś napisać.


***

Mili

Przestałam zwracać uwagę na dziewczyny. Gadałam z Aratą o wszystkim. O wypiekach w jego cukierni, mojej pracy w redakcji. Wydawał się zainteresowany. Miło rozmawialiśmy. Nie piłam nic więcej. Więc w sumie wychodziło na to, że byłam trzeźwa. Arata popijał jakiegoś drinka. W którymś momencie dosiadły się do mnie dziewczyny. Pijane obie. Chłopaki zaś siedzieli przy stoliku obok. Też pili.

— No i jak tam Mili, słodka Mili. Pokażesz się na parkiecie?

Crevan zawsze po alkoholu odbijało. Spojrzałam na świecące się oczy Enn. Też kiwała głową w takt muzyki.

— Przepraszam na chwilę!

Murasawa skinął głową. Pociągnęłam dziewczyny za sobą do WC.

— Cholera! Miałyście nie pić tyle, chłopaków miałyście spić — mówiłam w toalecie.

Obie zaśmiały się, ja w sumie też się uśmiechnęłam.

— Dobra za godzinę się zwijamy. Już pierwsza, a naczelny nas zabije rano, jeśli się spóźnimy — dodałam.

Obie zgodnie pokiwały głowami, choć w to nie wierzyłam. Jak chciałyśmy wszystkie, to potrafiłyśmy prosto z impry iść do pracy. Na szczęście nikt się nigdy nie zorientował do tej pory. Chyba.

— Lećcie się bawić, a ja popilnuję cukiernika — i się rozstałyśmy.

— Wszystko w porządku? — Zapytał z troską Arata.

Pokręciłam głową.

— Nic takiego. Po prostu rano trzeba do pracy wstawać — zaśmiałam się lekko.

Zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran. Koga.

— Słucham?

Usłyszałam chlipanie w telefonie.

— Co tym razem? Co chłopak cię rzucił, czy pokłóciliście się o pierdoły i siedzisz sam nad butelką? — Zapytałam, a on tylko chlipał.

W końcu wziął głęboki oddech, co było słychać.

— Nie no, nie zostawił mnie! Tylko że nie ma go. Jest na wyjeździe, a ja taaaak tęsknię!

Westchnęłam.

— Odłóż butelkę, ubierz jego ciuch, jakąś koszulkę czy coś. Połóż się na jego poduszce, przejdzie ci — powiedziałam spokojnym głosem.

Rozłączył się i tyle z naszej by było rozmowy. Znowu z uśmiechem spojrzałam na Murasawę. Kiedy w końcu udało mi się znaleźć obie dziewczyny, tańczyły na parkiecie, ledwo się trzymając. Co one piły?! -Krzyknęłam w myślach.

— Zabieram je — powiedziałam do towarzyszących im panów.

Wyszliśmy z klubu na spokojnie, aczkolwiek było mi nieco ciężko. Z pomocą przyszli panowie. Arata zamówił taksówki i wsiadłyśmy razem do jednej, a chłopaki do drugiej. Nie wiem jak to się stało, ale wszyscy wylądowali u mnie w mieszkaniu, co mi się wybitnie nie spodobało. Na szczęście miałam spory salon. Dziewczyny już spały w moim łóżku, a Toshiro chrapał na kanapie. Nie wiem jakim cudem, ale Taro nadal siedział i pił to, co zabrał ze sobą z klubu. Ja i Murasawa rozmawialiśmy o cieście, które miałam w lodówce. Zrobiłam je, bo zjadł to poprzednie.

— Mogę spróbować?

Skinęłam głową, a on ochoczo usiadł przy stole i zajadał. Nagle z pokoju wyszła Enn i poszła prosto na kanapę do Toshiro niczym lunatyczka. Wtuliła się w niego i zasnęła. Taro zniknął. Poszłam do sypialni zobaczyć co robi Crevan, ale ona spała nadal. Tuż obok niej spał policjant.

— Czy oni tak zawsze? — Zapytałam cukiernika.

Pokiwał głową, dalej jedząc. Zrobiłam sobie kanapkę, wiedząc, że będę miała kłopoty rano.

— Chodź, rozłożę ci futon. Sama też gdzieś się muszę przespać — rozłożyłam futon, jakieś koce, dwie dodatkowe kołdry i udało się zrobić prowizorkę. Padłam i nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.


***

Ann

Obudziłam się rano, bo musiałam do toalety. Gdzie ja jestem? Usiadłam, lecz za oknem było jeszcze strasznie ciemno i od razu coś przykuło moją uwagę. Obok w najlepsze chrapał pan władza. Co on tu robi? Nie! Co ja tu robię i to z nim? Wstałam, ale zaraz klapnęłam, bo jeszcze mi się w głowie kręciło. Chyba za dużo wypiłam. Nagle silna dłoń zagarnęła mnie w poduszki.

— Pośpijmy jeszcze.

— Chyba cię bóg opuścił! Co ty tu robisz?

Odwrócił mnie i przeszyło mnie granatowe spojrzenie.

— Jak to? Nie mów, że nie pamiętasz tej cudownej nocy?

Zamarłam ze strachu. To niemożliwe bym tak się schlała i nie pamiętała, co się wydarzyło. Na szczęście miałam na sobie ciuchy, co ewidentnie świadczyło o tym, że facet koloryzuje.

— Chyba w twoim śnie — dowaliłam mu i poszłam do łazienki.

Już wiedziałam, gdzie jesteśmy. W mieszkaniu Mili. W salonie na kanapie spała, wtulona w szeroki tors strażaka Enn. Nie wiedziałam, gdzie się podziali Mili i Arata. Po cichu, by nie zbudzić śpiących, otworzyłam drzwi. Zaskrzypiały, ale nikt się nie obudził.


***

Enn

Potworny ból nawiedził moją czaszkę. Otworzyłam oczy i napotkałam czarną koszulkę z etykietą Jacka Danielsa. Uniosłam głowę i zobaczyłam twarz Toshiro. Spadłam z wrażenia aż na podłogę.

— Ałć — jęknęłam.

Po cichu, aby nie obudzić kociaka, z którym spałam, podążyłam do kuchni. Zastałam tam Ann z butelką wody przy ustach.

— Wypij wszystko, a ci tego nigdy nie wybaczę — odparłam natychmiast.

— Masz — podała mi ją z cichym westchnieniem.

— Gdzie jest Mili? — Zapytałam, przysysając się do plastikowej szyjki butelki.

— Nie wiem — wymamrotała.

Obie byłyśmy ledwo żywe i skacowane. Usiadłam przy stole i oparłam czoło o jego chłodny blat.

— Jak pomyślę, że trzeba do roboty to… Cholera artykuł — zorientowałam się nagle i załamana wstałam.

— Mnie to szczerze teraz mało obchodzi — stwierdziła Crev.

Widać wyraźnie już miała to wszystko gdzieś. Zerknęłam do pokoju w poszukiwaniu Mili. Zastałam ją na prowizorycznym posłaniu w ramionach cukiernika. Och jak słodko! Nie mogłam się powstrzymać i cyknęłam im fotę telefonem. Następnie sięgnęłam do torebki po tablet i zaczęłam na nim pisać. Przewidująca koleżanka podała mi pod nos kawę.

— Mój łeb — z westchnieniem do kuchni wszedł Toshiro.

Nawet nie podniosłam wzroku. Po pierwsze czas naglił, po drugie nie chciałam napotkać jego oczu. Jednak młody strażak bez skrępowania sięgnął po mój zbawienny napój, wypijając połowę. Serca nie ma — przemknęło mi przez głowę.


***

Mili

Obudziły mnie hałasy. Wstałam szybko, patrząc przez zmrużone oczy na zgraję w mojej kuchni. Poczułam się trochę jakbym była nago, a oni po mnie chodzili. Ruszyłam się, patrząc na nich i zapominając o wielkich ramionach wokół mojej skromnej osoby.

— Dobra! Która tak hałasuje, że mam ochotę was stąd wyrzucić? — Zapytałam, stając tuż obok nich.

Enn wyglądała jak biała ściana nad swoim tabletem, zaciekle coś w nim klepiąc. Zaś Crevan piła wodę. Cały czas.

— Ok dziewczyny. Woda jest na dole. Cała zgrzewka, ja zrobię żarcie, a więc won mi stąd — zaczęłam machać dłonią.

Toshiro olałam już w ogóle. Poszłam się szybko umyć, przebrać i dać dziewczynom coś na zmianę.

— No dla ciebie nic nie znajdę, nawet gdybym się postarała — rzekłam spokojnie do strażaka.

Uśmiechnął się tylko.

— A gdzie reszta? — Zapytał.

— Arata śpi tam za kanapą, a Koichi z tego, co pamiętam to w sypialni. Aż się boję pomyśleć, co tam się w tej chwili znajduje. Oby nikt mi się nie porzygał.

Yasei zaśmiał się cicho.

— Wydaje mi się, że trzeba ich będzie obudzić. My się zaraz zwijamy do redakcji — spojrzałam na zegarek, wiedząc, że mamy jeszcze od groma czasu, ale chciałam się ich pozbyć.

— Dobra ja to zrobię i ich stąd zabiorę. Możesz zamówić taksówkę? Pokiwałam głową, a Toshiro zniknął w sypialni. Spojrzałam ukradkiem w stronę kanapy. Zrobiłam ciasto na naleśniki, po czym rozgrzałam olej. Jak nałożyłam pierwszą porcję na talerz, Murasawa już nie spał, tylko siedział przy stole.

— Czekasz, aż skończę? — Zapytałam, a on tylko się uśmiechnął.


***

Ann

Mili wywaliła nas z kuchni, to poszliśmy do salonu. Enn poszła się przebrać, a Toshiro obudzić chłopaków. Usiadłam na kanapie z zamiarem wypicia kolejnej butelki wody, kiedy ktoś wyjął mi ją z dłoni.

— Mogę? — Koichi bez krępacji zabrał mi butelkę.

— Chyba cię nie lubię — stwierdziłam z jękiem.

Głowa nadal mi pękała.

— Czyżby — zakpił — ale numer mój chcesz?

— A w życiu — odgryzłam się — będę szczęśliwa, jak cię już nie zobaczę.

— Akurat — pochylił się i musnął dłońmi moje włosy — jesteś śliczna nawet na kacu, wiesz?

— Zabieraj łapy! — Zawarczałam.

Na szczęście przed awanturą ustrzegła mnie Enn, która weszła nagle, już przebrana.

— Crev łazienka jest wolna.

Taro spojrzał na mnie z uśmiechem.

— Crev? To zdrobnienie od?

— Od „odwal się” Taro Koichi — powiedziałam zła i poszłam do łazienki.


***

Enn

Wyszłam już przebrana z łazienki i zaczęłam szukać, czy gdzieś nie walają się moje rzeczy. Głos w mojej głowie ciągle mi powtarzał, że trzeba było wrócić grzecznie do domu, a już na pewno nie lądować wraz ze strażakiem na jednej kanapie. Mimo że nie miałam na co narzekać, taki duży tygrys obok mnie…

Ściągnęłam swój żakiet z fotela i odwróciłam się raptownie. Stanęłam wprost naprzeciwko niego. Znów ten pokerowy wyraz twarzy, z którego nie byłam w stanie wyczytać żadnych emocji.

— Tak właściwie to gdzie spałaś? — Spytał zaciekawiony.

— Przy kaloryferze — odparłam z pełną powagą.

W końcu nie kłamałam, nie? Spróbowałam go wyminąć, by sięgnąć zostawionego na szafce tabletu.

— To dasz mi swój tel… znaczy numer? — Poprawił się szybko, co mnie rozbawiło.

W tym momencie podszedł bliżej mnie. Dłonią odgarnął mi kosmyk włosów z czoła, pochylił się lekko… i zadzwonił mój telefon. Wymknęłam się szybko i odebrałam.

— Hai?

— Stokrotko… — mruczący głos mojej ostatniej życiowej pomyłki rozległ się w słuchawce.

— Czego chcesz? — Spytałam prosto z mostu, wychodząc na korytarz.

— Spotkać się. Powspominać dawne czasy.

— Dzięki, ale koszmarów mam aż nad to — przytrzymałam telefon ramieniem i zapożyczyłam trampki od Mili.

Po wczorajszym moje stopy odmawiały wciśnięcia się w szpilki. Tym bardziej że te najwygodniejsze wylądowały w koszu na śmieci.

— Tak mówisz, ale przyznaj się, że sama sobie nie poradzisz…

Oj wkurzyłam się! Natychmiast się rozłączyłam bez słowa i z nastrojem mieszaniny smutku i złości przykucnęłam przy ścianie i kontynuowałam pisanie.


***

Mili

Spojrzałam kątem oka na Enn i Ann, obie zajęte były sobą. No cóż, skończyłam śniadanie i zawołałam wszystkich. Usiedli przy stole, który miałam tak spory, że z dziesięć osób przy nim spokojnie się mieściło.

— Nie gadać teraz tylko jeść — podałam im naleśniki oraz słodkie sosy i płynną czekoladę.

Wszyscy ledwo trzymali się na nogach, a ja jako jedyna w miarę wypoczęta, byłam w stanie funkcjonować.

— Zjedzcie i spadajcie chłopaki! Musimy pracować, a ja ogarnąć mieszkanie — powiedziałam spokojnie, wbijając widelec w ciepłe jedzenie.

Polałam sosem wiśniowym, bo go lubię. Crevan masowała sobie głowę, a Enn pisała i jadła jednocześnie. Cieszyłam się, że ja swój artykuł skończyłam wczoraj zaraz po powrocie z pracy.

— Jesteście nieogarnięte dziewczyny — uśmiechnęłam się szeroko.

Murasawa jadł bez słowa. Taro rzucał spojrzenia to na mnie, to na jedzenie, to na Crevan. Yasei wcinał i patrzył na Enn. To się chyba wszystko zaczynało ze sobą łączyć.

— Dobra, jak zjecie spadać do swoich domów — wstałam i wyszłam do sypialni.

Miałam szczęście zastać posłane łóżko i brak jakichkolwiek oznak, że ktoś tu był. Nie wiem, której miałam być wdzięczna, więc obiecałam sobie, że zrobię im coś pysznego.

— Mili ja już wychodzę i zabieram ci wodę — usłyszałam Ann.

Enn zjadła do końca i sama też się zebrała.

— Mili dzięki! Crev czekaj, pojedziemy jedną taksówką, taniej wyjdzie!

Poleciała za blond włosą. Ja zostałam sama z całą trójką facetów. Toshiro zmył naczynia, co mu się chwaliło. Murasawa wciąż jadł naleśniki z polewą czekoladową. Taro zjadł swoje trzy porcje i zaniósł talerz do zlewu.

— Koichi zmywaj, coś ty? Nie jesteś u siebie — usłyszałam Aratę.

— Nie trzeba i na zdrowie — powiedziałam.

Murasawa skończył szybko, sam zaniósł talerz i zmył, a ja z uśmiechem mogłam ich wreszcie odprowadzić do drzwi.

— Eeech — westchnęłam ciężko.

Rozejrzałam się i posprzątałam, aby wieczorem po prostu wrócić tu i odpocząć na kanapie.


***

Ann

Dobrze, że narada była tego dnia nieco później, a i tak po dotarciu do domu, ledwo zdążyłam wsiąść szybki prysznic, aspirynę i się przebrać. Nie chciałam wspominać poprzedniego wieczoru, bo na samą myśl o granatookim bufonie aż mnie trzęsło. Kac w zupełności mi wystarczył. Kiedy wchodziłam do redakcji, szef już czekał, a Mili i Enn też już tam były. Fatalnie! Zaraz znów dostanę opier, lecz nie! Szef był w świetnym humorze.

— Witamy panią spóźnialską — powiedział z naciskiem.

— Sorki szefie… — widząc jego minę, zreflektowałam się i pokłoniłam tradycyjnie. — Sumimasen, proszę o wybaczanie, to się nie powtórzy!

— Jakbym ci uwierzył — powiedział — a teraz siadaj, nie traćmy więcej czasu, niż to jest konieczne.

Jak to dobrze, że aspiryna już zaczęła działać — pomyślałam i usiadłam koło ziewającej Mili i zamyślonej Enn.

— Na wstępie powiem wam moje aniołki, że pomysł „Facet do wzięcia” przerósł moje najśmielsze oczekiwania.

— Jak to? — Zapytała Mili, a ja dyskretnie powstrzymałam ziewanie.

— Sprzedaż magazynów z eliminacji była w rekordowym nakładzie, a ilość smsów z głosami zapchała nam serwery na kilka dni. Teraz jak już mamy finalistów, to liczę na jeszcze większe zainteresowanie. Zaraz oczekuję waszych reportaży z wywiadami. Enn, ty pierwsza. Co masz dla mnie na dziś?


***

Enn

No to teraz po mnie! Powoli modląc się w myślach, chociaż i to nie za głośno, bo łeb mi pękał, podałam szefowi wydrukowany dosłownie z pięć minut temu artykuł. Zapadła cisza, w której zaciskałam kciuki, by nie było aż takiej tragedii.

— Hmm… — zaczął, a ja już widziałam jak kopie sobie grób — muszę przyznać, że tym razem się postarałaś.

Mało nie wybuchłam śmiechem, a zszokowane miny koleżanek jeszcze bardziej podkreślały ten stan.

— Dziękuję — bąknęłam jedynie.

I trzymając powagę na twarzy, wróciłam na swoje miejsce. Oczywiście do najbardziej z nas poukładanej Mili, żadnych zastrzeżeń nie było. O dziwo do Crevan również nie było zastrzeżeń, więc „aniołki” wyjątkowo naprawdę były jak aniołki. Potem przeszyliśmy już do innych rzeczy i ostatecznie wyznaczono nam kolejne drobne artykuły.

— Och jak miło — westchnęłam, siadając przy swoim biurku i opierając jaskrawe sportowe buty o blat — dziś idę na długie bieganie.

Z jednej strony szkoda, że już nie zobaczę strażaka, z drugiej jednak miałam chwilowo dość mężczyzn w swoim życiu.

— Teraz tylko widok tego palanta w gazecie będzie mnie wkurzać — zaśmiała się Ann.

Mili zaś dziwnie milczała, jednak zrezygnowałam z dopytywania się, o co chodzi.


***

Mili

Swój wolny czas po pracy miałam zajęty. Dziewczyny nie mogły się dowiedzieć o mojej randce. No cóż, Arata Murasawa był interesującą osobą. Kiedy szef nas puścił wcześniej niż się spodziewałyśmy, od razu pomyślałam żeby się przebrać w coś bardziej kobiecego.

— Mili lecisz z nami na kolację z grzańcem? — Usłyszałam Enn.

— Niestety! Mam dzisiaj czas zajęty, spotkamy się jutro, papa — pomachałam im i uciekłam do auta.

Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. W sumie mogłam też czegoś nauczyć się od niego.

— Dobra czas na spotkanie z cukiernikiem — zaśmiałam się lekko i przebrałam w tunikę do legginsów oraz balerinki.

Na to marynarka i luz. Biegiem po schodkach i do metra. Chciałam mieć możliwość wyboru oraz spróbowania, nawet z alkoholem dlatego też skorzystałam z metra.

— Witamy serdecznie — usłyszałam po przekroczeniu progu.

Głos należał do młodej kobiety. Z wyglądu przypominała Aratę.

— Dzień dobry — usiadłam przy jednym ze stolików.

Czekałam, aż ktoś podejdzie.

— Arata zajmij się gościem — głośno wypowiedziane w stronę zaplecza słowa, aż mną wstrząsnęły.

Myślałam, że kobieta krzyczy, ale ona tylko powiedziała to takim tonem, że miałam ciary na plecach. On podszedł do lady, a jak mnie zobaczył, ujrzałam uśmiech szeroki i uroczy.

— Mili, przyszłaś — podszedł, a ja poczułam zaciekawione spojrzenia na sobie.

— Lepiej wracaj do pracy, ja mogę poczekać.

Pokiwał głową i wyciągnął notatnik.

— Poproszę czekoladowe ciasto z rodzynkami oraz zieloną herbatę.

On zanotował i odszedł. Tamta kobieta, która mnie przywitała, zaraz go dopadła i zaczęła wypytywać, patrząc na mnie co chwilkę. Uśmiechnęłam się i czekałam. Kilkanaście minut później podeszła do mnie z zamówieniem.

— Przepraszam, że musiała pani czekać i życzę smacznego — postawiła przede mną talerzyk z ciastem oraz filiżankę z herbatą.

Podziękowałam i zaczęłam jeść. Wyglądało smakowicie.


***

Ann

Wyszłam z redakcji jak zawsze ostatnia. Na szczęście szef przyjął nasze wywiady. Gdybym musiała to robić raz jeszcze, nie daj boże z panem władzą, o nie! Wyszłam, jak zawsze nie patrząc, gdzie lezę. Pewna siebie, szukałam spinki do włosów, bo niesforne kosmyki non stop mi leciały na twarz. Znów wpadłam na kogoś niechcący.

— To ci wchodzi w krew — usłyszałam seksowny głos, zanim jeszcze zobaczyłam granatowe oczy.

— Że niby co? I co ty tu robisz?

Ubrany był zwyczajnie w dżinsy i szary podkoszulek. Na to miał zarzuconą na ramię skórzaną kurtkę motocyklową. W ręku trzymał kask.

— Byłem zapytać o wczorajszą sesję. Chciałbym mieć te moje fotki też dla siebie.

— Aa! Pewnie po to, by się chwalić licznym fankom, co nie?

— Być może!

Jego pewność siebie, jak i drapieżny uśmiech działały mi nadal na nerwy.

— Ale skoro już się trafiliśmy, może dasz się zaprosić na kawę? — Kontynuował.

— Zapomnij! A i przestań za mną łazić, dobra? Będę wdzięczna.

— Czemu jesteś taka zła?

Zrobiłam niewinną minkę blond lali.

— Ja? Zła? — Zamrugałam jak ostatnia idiotka — no daj spokój, o co mogę być na ciebie zła? Niech pomyślę?

Przyłożyłam palec do ust, robiąc słodki dziobek i mrużąc oczy. Niemal widziałam, jak się ślini, palant jeden.

— Może o to, że jesteś ostatnim dupkiem, myśląc, że się z tobą umówię! Oraz o to, że nie dociera do ciebie słowo: nie! I o to, że- pomyślmy, nie zadzwonię nawet, gdybyś mi dawał nie jeden, a sto dni! Nie jestem taka łatwa! Sayo!

Zostawiłam go tam z rozdziawioną miną, choć zrobiło mi się troszkę niefajnie. Może byłam za ostra? A kij z tym.


***

Mili

Czekałam cierpliwie na koniec pracy Araty. Podczas jednej krótkiej wymiany zdań powiedział mi, że po pracy zabierze mnie do siebie, aby mi pokazać kilka przepisów. Cieszyłam się jak idiotka, bo uwielbiałam ciasta.

W końcu zapadł późny wieczór, a ja troszkę nerwowo spoglądałam na zegarek. Na szczęście zabrałam swojego laptopa, to i pracę skończyłam na spokojnie. On podszedł do mnie i usiadł naprzeciwko, gdy pisałam coś do kolumny kulinarnej. Byłam za nią odpowiedzialna jako ta znająca temat. Szef lubił mnie chyba, bo to było naprawdę proste. Zapisujesz przepis, znajdujesz odpowiednie ciasto, cykasz fotkę i tworzysz artykuł.

Miałam już zapisany cały tekst wraz z fotką.

— Jesteś gotowa? Możemy iść? — Usłyszałam.

Spojrzałam na niego i skinęłam głową.

— Możemy iść.

Zamknęłam laptop i wstałam, chowając go do torebki.

— Kim była tamta pani przy ladzie? — Zapytałam od niechcenia.

— Moja starsza siostra. Pracujemy tutaj razem — uśmiechnął się, otwierając mi drzwi, abym mogła przejść.

— Chyba była mnie ciekawa, bo wciąż się wpatrywała. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale zauważyłam to.

Nic nie odpowiedział, prowadząc mnie do domu obok kawiarni.

— Wchodź! Zaraz ci pokażę co dziś upiekłem, muszę jeszcze tylko coś sprawdzić.

Był bardziej rozmowny i miał lekko uniesione kąciki ust. Nagle, gdy weszliśmy do środka, zobaczyłam jego siostrę, oraz jakiegoś gościa o rudych włosach. Wzdrygnęłam się lekko, gdy ona na mnie spojrzała. Arata zdziwił się.

— Och Seijuro, witaj! Nie wiedziałem, że przyjdziesz — tu spojrzał na siostrę, a ta niewinnie się uśmiechnęła.

— Wybacz, nie mogłem inaczej. To ważna sprawa dlatego tak nagle.

Spojrzał znów w moje oczy, a ja pomyślałam, że koleś ewidentnie coś ukrywa. Chciał chyba pokazać się z dobrej strony, ale ja mam złe doświadczenia z osobami, których oczy nie wyrażają uczuć.

— Widać dzisiaj będziemy musieli odpuścić sobie pieczenie — złapałam Aratę za przedramię i uśmiechnęłam się delikatnie.

— Nie! Nie, zostań! Możesz towarzyszyć mojej siostrze — wskazał mi drogę do salonu.

— Lepiej nie. Widać, że ta rozmowa może wam zająć dłuższy czas, więc umówimy się na inny termin.

Podziękowałam za ciasto w kawiarni, za które notabene nie zapłaciłam, ponieważ on powiedział, że to rewanż. Potem wyszłam, odprowadzona do drzwi. Kiedy się za mną zamknęły, poczułam, jakby jakiś ciężar spadł z moich pleców. Strasznie źle czułam się w towarzystwie znajomego Murasawy.

— Kto to był? — Usłyszałam cicho wypowiedziane słowa rudowłosego.

— Dobra znajoma, ale powiedz co cię do mnie sprowadza — potem już wszystko ucichło.

Spacerkiem doszłam do stacji metra, myśląc o tym, co to właściwie za facet był.


***

Enn

Och, jaka ja byłam szczęśliwa, mogąc wyjść pobiegać wieczorem po pracy. Chłodne powietrze owiewało mi twarz, muzyka w słuchawkach nadawała rytm, a nogi pokonywały kolejne kilometry. Nagle przystanęłam, widząc pod moim mieszkaniem srebrnego forda.

— Co on tu robi? — Pomyślałam, widząc auto swojego byłego.

W końcu uznałam jednak, że nie jestem wiotką laską, liczącą wiecznie na silne, męskie ramię. Wyprostowana i pewna siebie weszłam więc po schodach.

— Och stokrotko — stał przed moimi drzwiami z szerokim uśmiechem, z którego mogłam wyczytać jasny przekaz „wybaczysz mi?”.

— IDŹ, spłyń — odparłam, podchodząc do drzwi.

— Wiem, że to nie tak miało być, ale kotku — podniósł mi twarz za podbródek — za tobą bym poszedł na koniec świata.

— To spadaj i tam zostań — wyminęłam go i zniknęłam w swoim mieszkaniu.

Czemu ja zawsze trafiam na gości w stylu podwórkowy Casanova i daję się zarywać na teksty w typie „drżysz jak lodówka”? !

Pan strażak to zupełnie inny typ. Chwila, czemu myślę właśnie teraz o nim?!

Odsapnęłam i poszłam do kuchni przygrzać sobie w mikrofali gotowe danie z marketu. Musiałam się rozluźnić po tym wszystkim.


***

Mili

Minęły trzy dni. Trzy dni i rozpętało się w zasadzie piekło. Dziewczyny słały maile i listy, a telefony wręcz paliły się w rękach. Kiedy usiadłam na swoim miejscu, nie było ich jeszcze, miały czas. Przyszłam godzinę wcześniej niż zwykle, a i tak w redakcji był kocioł.

— Mili dobrze, że jesteś! Gdzie reszta? — Szef wpadł jak burza.

— Dziewczyny mają jeszcze godzinę — zaczęłam, ale mi przerwał.

— Nie ważne! Zadzwoń, żeby się pospieszyły, mam dla was robotę.

Przewróciłam oczami i zadzwoniłam najpierw do Enn.

— Hej skarbie. Szef kazał się spieszyć, coś nowego — i się rozłączyłam.

Następna była Crevan.

— Szkrabie! Szef kazał ruszyć dupkę! Jakieś nowe zlecenie.

Po chwili już siedziałam w konferencyjnej. Jedyne miejsce ciszy.

— Mili idziesz na kawę, bo my tutaj zaraz padniemy? — Jeden ze współpracowników zajrzał do pomieszczenia.

Pokręciłam przecząco głową. Po dwudziestu minutach obie już siedziały obok mnie.

— Enn biegłaś tutaj, że taka zdyszana? — Zapytałam, a ona pokiwała głową, ledwo łapiąc oddech.

Crevan siedziała zła.

— Po kiego grzyba miałyśmy się tak spieszyć, skoro szef każe na siebie czekać?! — Chyba wstała lewą nogą.

Wpadł szef.

— Dziewczyny jak fajnie, że jesteście. Jest sprawa. W tym miesiącu będzie dodatek specjalny, wydany tylko o tych trzech facetach, co to z nimi te wywiady prowadziłyście. Zatem będziecie musiały się pofatygować raz jeszcze, uśmiechnąć ślicznie i wydobyć więcej informacji o tych przystojniakach — rzucił nam teczki z materiałem.

— Szefie, ale po co? Przecież mogą to zrobić inni — usłyszałam wściekły głos Ann.

— Powiadomiłem ich już, że będą mieli dodatkowy wywiad, więc poprosili o was. Jednak nastąpiła mała zmiana planów — tu spojrzał na nasze teczki — zatem aniołki do roboty, do roboty — klasnął w ręce i wyszedł.

— Jak myślicie, co miał na myśli? — Zapytałam lekko zdziwiona.

— Nie mam pojęcia, ale mi się to nie podoba — blondynka tylko ujawniła uczucia, które i mną targały.

Enn otworzyła swoją teczkę, ale jej mina zaprzeczała, jakoby miało się wydarzyć coś złego.

— Dziewczyny! Rzućcie okiem na zdjęcia — powiedziała tylko.

Otworzyłam szybko teczkę i ujrzałam Murasawę. Aż się zachłysnęłam powietrzem. Zdjęcie półnagiego cukiernika mnie rozgrzało. Crev jednak przeklęła, jak zobaczyła zdjęcie policjanta.

— Wybacz, że nie możemy się zamienić! Chociaż może zapytam szefa, co? — Pocieszałam przyjaciółkę.

Enn nie musiałam pocieszać. Widziałam te ogniki w jej oczach. Ona zapewne w moich też takie widziała.


***

Ann

Czy tylko ja byłam niezadowolona z przydzielonego mi zadania? Laskom aż się oczka iskrzyły do tych zdjęć, a ja mało co się nie popłakałam.

— Zaraz, zaraz czy oni sami wybrali każdą z nas?

— Na to wygląda — powiedziały obie na raz, ale nie wyglądały na zmartwione.

— Ja się chyba załamię czy co! Zamieńcie się ze mną, no proszę — jęczałam.

Jednak żadna nie paliła się do zamiany. Na dodatek lista pytań była zbyt długa, a pytania bardzo osobiste.

— Nie smutaj Crev, ale bądź profesjonalistką i tak do tego podejdź — stwierdziła Mili — do dzieła — klepnęła mnie w ramię i wyszliśmy na zalaną wiosennym słońcem ulicę.


***

Enn

Chociaż sama się cieszyłam, jak nie wiem, wiedziałam, że Crevan zdecydowanie wolałaby kogokolwiek innego.

— Może dostaniemy podwyżkę — próbowałam ją pocieszyć, jednak bezskutecznie.

— Całą wtedy wydam na leczenie nerwicy.

Mimo wszystko pociągnęłam obie do pobliskiego sklepu z butami. Wiedziałam, że choć odrobinę poprawi jej to humor, a Mili będzie w jeszcze lepszym. Sięgnęłam po idealne czerwone szpilki z czarnym obcasem i koturnem z przodu oraz jaskrawo zielone buty do biegania.

— Które? — Pytałam dziewczyn, gdy przechadzały się po sklepie na obcasach, cicho nimi stukając.

— Które wolisz — odpowiedziały zgodnie.

— Ehh… Trudno, będzie podwyżka — wzięłam obie pary i podeszłam do kasy.

— A skąd wiesz, że będzie? — Crev stanęła za mną z granatowymi szpilkami.

— Najwyżej pójdę do mojej sąsiadki w fartuszku i zapytam, czy ma pożyczyć trochę mąki. Ta kobieta tak się wystraszy moim gotowaniem, że zaprosi mnie na obiad — rzekłam, wyciągając do uśmiechniętej kasjerki kartę.

— Ha ha, dobry pomysł, ja też bym cię w takiej sytuacji zaprosiła — zaśmiała się Mili.

— Jeszcze zobaczycie, kiedyś dokona się cud — przysięgałam im uroczyście.

Śmiejąc się i gadając, przemierzałyśmy centrum handlowe. To będzie udany wywiad — pomyślałam.


***

Mili

Spoglądałam z uśmiechem na Ann i Enn. Obie zajęte były butami, a ja myślałam tylko o tym, że spotkam cukiernika. Myślałam o naszym ostatnim spotkaniu, które się nie udało.

— Dobra mam pomysł. Crev jak chcesz, ja wezmę policjanta i powiem, że nie mogłaś, bo chora jesteś. Ja cię zastępuje, a ty pójdziesz do cukiernika, co ty na to? — Zapytałam spokojnie, ale pokręciła głową.

— Słuchaj, doceniam starania, ale w końcu jesteśmy profesjonalistkami w naszym zawodzie. Nie wolno nam zrzucać roboty na innych tylko dlatego, że nam się coś nie podoba — jej wypowiedź sensowna i klarownie oddająca nasze poświęcenie pracy sprawiła, że miałam wyrzuty sumienia, bo akurat daleka byłam od profesjonalizmu.

— Idziemy, a jutro spotykamy się w barze, ja stawiam — powiedziałam i poszłyśmy w stronę swoich domów.


***

Ann

Jak się rzekło a, trzeba i rzec b. Po rozstaniu z dziewczynami postanowiłam wziąć byka za rogi i nie dać się ponieść negatywnym emocjom. Chciałam też profesjonalne się przygotować, wiec pojechałam najpierw do domu się przebrać. Idealnie dopasowana ołówkowa spódnica, bluzka z dekoltem za jeden drink — jak by to powiedziała Enn. Do tego nowe szpilki i mocny makijaż. Już ja mu pokażę! Musiałam mieć idealny wygląd, by być bardziej pewną siebie. Przy panu policjancie bowiem jakoś strasznie mi tej pewności brakowało. Kierowana wskazówkami Mili pojechałam na drugi koniec miasta do jaskini lwa, a raczej drapieżnej pantery, czyli na jego komisariat. Kiedy przekroczyłam próg, oczy wszystkich tam obecnych panów zwróciły się na mnie. Cholera! Trzeba było jednak ubrać mniej wzywający strój. Taro zobaczywszy mnie, wstał od razu i z dziwnym uśmiechem na bezczelnym dziobie podszedł do mnie.

— Witam piękną panią reporter, co panią tu sprowadza? Czyżby moja skromna osoba?

— Nie, znaczy tak właściwie — jego uśmiech od razu stał się bardziej zmysłowy.

— Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz — powiedział szeptem.

— Nie schlebiaj sobie, jestem tu służbowo.

— O, doprawdy? — Zdziwił się pokazowo.

— Jak najbardziej — powiedziałam na tyle spokojnie, na ile dałam rady.

— No to zapraszam do mojego biurka.

Czy mi się zdawało, czy jego wzrok był skierowany znacznie niżej niż moje oczy? Jestem ostatnią idiotką, że tak się ubrałam.


***

Enn

Gdy tylko rozstałam się z koleżankami, wróciłam do domu się przebrać. Czarna, skórzana do połowy uda spódnica i jasnoróżowa bluzka idealnie się prezentowały z nowymi butami. Przybyłam pod remizę strażacką piętnaście minut po rozpoczęciu się nocnej zmiany. Crevan wspominała, jak musiała czekać na pana strażaka, więc ja chciałam tego uniknąć i mieć pewność, że nie będę musiała czekać. Jakim zdziwieniem dla mnie było, gdy wyszłam z metra i lało, jak nie wiem.

— Spokojnie straż jest niedaleko — uspokoiłam siebie, idąc przez mocny deszcz.

Dotarłam i pociągnęłam za klamkę, drzwi były zamknięte. Zapukałam, lekko, mocniej, waliłam pięściami. W końcu uderzyłam nogą o metalowe wejście z taką siłą, że poczułam promieniujący ból przy palcach.

Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny jak Toshiro, w samych dresowych spodniach i zaspany.

— Och — powiedział jedynie na mój widok.

Wryło mnie kompletnie. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, po czym je zamknęłam. Wymijając go, weszłam do środka.

— Gomenne, chłopaki pojechali po jakieś żarcie, a mi się przysnęło — odparł, drapiąc się po głowie.

Starałam się pohamować żądzę zabicia go na miejscu i ściągnęłam z siebie czerwony żakiet, który był całkowicie przesiąknięty wodą. Odwróciłam się do niego twarzą, a on podał mi ręcznik. Wyrwałam mu go dosłownie z dłoni. Byłam wkurzona sytuacją, która jeszcze niedawno prezentowała się tak miło.

— Ehmm — chrząknął.

O raju! Zawstydził się? Spojrzałam na siebie i przybrałam kolor szkarłatu. Mój biały, koronkowy stanik prześwitywał przez mokry materiał. Ściągnęłam z wieszaka jakąś bluzę i zarzuciłam ją na siebie.

— Ja na kolejny wywiad. Przejdźmy do pytań — powiedziałam, najspokojniej jak umiałam.


***

Ann

Usiedliśmy, a ja założyłam nogę na nogę. Spódnica od razu mi się podniosła. Nie powiem, że o to mi chodziło, ale on odsunął swoje krzesło zbyt gwałtownie. Kumple przy biurkach rechotali, przyglądając się nam. Strasznie mnie to rozpraszało.

— A więc jesteś tu, jak mówisz służbowo?

Jego wzrok sunął po mnie, a ja czułam się, jakbym była niemal molestowana.

— Jak najbardziej. Nasze czytelniczki, o czym chyba już wiesz (więc nie zgrywaj idioty — pomyślałam) pragną dowiedzieć się o wiele więcej o naszych finalistach. Mam przeprowadzić kolejny wywiad, tym razem oparty na pytaniach naszych czytelniczek.

— To fajnie — uśmiechnął się znów zadziornie — a czemu akurat ty?

Zmarszczyłam brwi. Sama bym to chciała wiedzieć.

— Bo tak mi kazano? Polecenie służbowe.

Zapominam, że miałam zgrywać słodką idiotkę, teraz jednak było już za późno.

— Rozumiem — jego granatowe oczy znów przeszyły mnie na wskroś.

Ten facet to jakaś zaraza!

— Więc panie Taro…

— Koichi!

— Co?

— No skoro i tak jesteśmy już na ty, możesz mi mówić po imieniu, nie?

Kumple znów zarechotali. Najprawdopodobniej wszyscy obecni tu funkcjonariusze bacznie się przysłuchiwali naszej rozmowie. Ciekawe co ten idiota im o mnie nagadał? Wiedział przecież, że tu przyjdę, sam mnie wybrał do tego wywiadu, a teraz palanta zgrywa.

— Jeśli tak chcesz.

— Bardzo — jego głos przybrał niebezpiecznie seksowny tembr.

Przeszedł mnie dziwny dreszcz, ale zignorowałam to. Miałam się zachowywać profesjonalnie.

— A więc… (kuso, nie zaczyna się zdania od „a więc” idiotko — pomyślałam znów) może zaczniemy od rozwinięcia odpowiedzi na poprzednie pytania. Naszych czytelniczek nie zadowala odpowiedź na pytanie, dlaczego zostałeś gliną, ups! Pardon! Policjantem?

— Mówiłem już, dobrze mi w mundurze!

Przyjrzałam mu się dokładniej. Faktycznie, miał rację. W granatowym uniformie było mu dobrze, a nawet bardzo dobrze. Mundur dodawał mu męskości, nie żeby mu czegoś brakowało, wręcz przeciwnie. Kolor munduru podkreślał niesamowity granat jego oczu. Siedział w swobodnej pozie, opierając ręce na oparciu krzesła. Przełknęłam ślinę, na myśl, że gdzieś miał pewnie swoją służbową broń. Tylko czemu mnie to tak kreci?

— A coś poza tym?

— Masa rzeczy, a nie masz tam ciekawszych pytań?

Znów rechot kumpli, spłonęłam rumieńcem, nad którym nie umiałam zapanować. Zajrzałam do notatek, czując na sobie nie tylko jego baczny wzrok, ale i spojrzenia innych.

— Czytelniczki chciałby jednak wiedzieć, jaki typ kobiety preferujesz, bo ta ostatnia odpowiedź była, cóż mówiąc oględnie, niezadowalająca.

Uśmiechnął się, ale nim zdążył mi odpowiedzieć, doleciały nas słowa jego kolegów.

— Taro powiedz jej to — śmiali się — o tym, jak ruchałeś tę cycatą lub jak tamta ruda niemal nie wpakowała ci się do radiowozu, by ci obciągać.

O boszz! Purpurowy rumieniec zalał mi już nie tylko twarz, ale i szyję i dekolt. Co za gbury i na dodatek świnie jak typowe samce, tylko o jednym. Spojrzałam na niego. Spodziewałam się zadowolonej, zadziornej miny, a zobaczyłam gniew. Co go tak wkurzyło? Nie miałam pojęcia.

— Możemy wyjść? — Zapytał.

— Wyjść, a po co?

— Dowiesz się, jak stąd wyjdziemy.

Wstałam i odruchowo obciągnęłam spódnicę. Czy to mój wygląd tak na nich podziałał? Czy faceci na serio myślą tylko o jednym? Wskazał mi drogę, dotykając nieznacznie moich pleców. Wzdrygnęłam się, a on się odsunął. Kiedy już zaleźliśmy się na zewnątrz, spojrzał na mnie spode łba i powiedział skruszony nagle.

— Gomenne! Przepraszam cię za moich kolegów, ale to banda niewyżytych debili. Nie powinni się tak zachowywać, zwłaszcza że przyszłaś tu służbowo. A to jest posterunek policji.

— Chcesz mi powiedzieć, że gdybym przyszła prywatnie, byłoby gorzej?

— Niee — podrapał się po głowie daszkiem trzymanej w ręku policyjnej czapki — skąd, ale mam pomysł.

— Aż się boję spytać — zakpiłam.

— Co powiesz, byśmy dokończyli ten wywiad w kulturalnych i spokojniejszych warunkach?

— To znaczy?

— Nie chcę cię narażać na jeszcze bardziej niewybredne komentarze tej hołoty. Może spotkamy się wieczorem na kawie?

Zdębiałam. Czy on to wszystko nagrał, by się ze mną umówić? Czy to był czysty spontan, chęć obronienia mnie przed jego napalonymi kumplami i możliwość dokończenia naszego wywiadu? A może się krępował, na jakie jeszcze osobiste pytania przyjdzie mu odpowiadać? Wahałam się, ale przecież musiałam mieć ten wywiad na jutro rano, bo szef szału dostanie.

— Dobrze — powiedziałam niepewnie — ale to nie jest żadna randka, żebyś nie myślał! To po prostu służbowe spotkanie.

On uśmiechał się jakoś inaczej niż do tej pory.

— To gdzie i o której?


***

Mili

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 41.85