Czarodziejka

Bezpłatny fragment - Czarodziejka

Część III


Humor
Fantasy
Przygoda
Proza współpczesna
Polski
Objętość:
59 str.
ISBN:
978-83-8104-813-2

Niechaj światło opromienia dzisiejsze drogi twoje

A melodia gra w duszy same radosne przeboje

Dzień ten będzie dla ciebie składać hojne dary

Wystarczy do tego uśmiech i troszeczkę wiary

RozdziaŁ I

Wyniki badań były jednoznaczne, operacja była nie unikniona. Iza prze chwilę nie mogła opanować uczucia bezradności, starała się pozbierać jak najszybciej. Musiała działać, na czekanie z założonymi rękami nie mogła sobie teraz pozwolić. Zadzwoniła do Ediego i przekazała mu wyniki badań biopsji i rezonansu magnetycznego, po czym odbyła długą rozmowę z mamą Damiana ustalając dalsze plan działania.

Następnego dnia poszła odwiedzić mamę w szpitalu. Już na kolejny dzień była planowana operacja wycięcia guza. Według lekarzy decyzja o usunięciu całej piersi wisiała w powietrzu jak ostrze gilotyny w najwyższym położeniu. Iza wiedziała że samopoczucie matki na krawędzi załamania i depresji. Chciała jakoś poprawić jej nastrój, lecz jedynie co wymyśliła to zabrać ze sobą Luśka do szpitala, bo od kiedy kot z nimi zamieszkał nie odstępował matki na krok.

Wyraźnie się polubili, mama mogła godzinami trzymać go w ramionach i głaskać po aksamitnie czarnym futrze. Iza nie raz przyłapywała tych dwoje na dziwacznych „rozmowach”. To znaczy kobieta tłumaczyła Luśkowi wszystko tłumaczyła a on ze zrozumieniem mrużył oczy i potakująco mruczał.

Iza znała przepisy i doskonale widziała o zakazie wprowadzania zwierząt do szpitala, ale w obliczu stanu psychicznego najukochańszej osoby na Świcie nie miała żadnych skrupułów w ich łamaniu.

Spakowała Luśka w duża torbę żeby nie rzucał się w oczy personelowi medycznemu i odważnie ruszyła szpitalnym korytarzem. Kot jak by rozumiał jej zamiary bo grzecznie ukrywał się w tym dość nie typowym jak dla niego środku transportu.

Ojcu udało się załatwić dla żony osobny pokoik, więc nie było ryzyka że zwierzak będzie przeszkadzała innym pacjentom. Odnalazła właściwe drzwi, zapukała i nie czkając na odpowiedź pospiesznie weszła do środka. Dość przyjemnym jak na warunki szpitalne pomieszczeniu na nienagannie ułożonej pościeli leżała mama z miną nie zdradzającą niemal żadnych emocji. Serce Izy ścisnął ból na widok jej smutku i rezygnacji. Mimo to spróbowała się uśmiechnąć. Podeszła przywitać i ucałować biedną pacjentkę. Kiedy wreszcie matka puściła ją z żelaznego i długiego uścisku, Izabella zapytała.

— Jak się czujesz mamusiu, nie potrzeba Ci czegoś?

Kobieta dopiero po dłuższej chwili załamującym się ze smutku i rozgoryczenia głosem odpowiedziała.

— w porządku mam wszystko, tata się o to już zatroszczył.

Zapadła cisza po której mama nostalgicznym tonem dodała

— jednie brakuje mi mojego kicia

A widząc zdziwioną minę córki szybko dodała

— To znaczy twojego Luśka

Iza delikatnie położyła torbę na łóżku i odsunęła suwak. Luśkowi nie trzeba było nic mówić, od razu wychylił swój czarny łepek na zewnątrz, a widząc swoją ulubioną opiekunkę wyskoczył na śnieżnobiałą pościel. Mina matki rozanieliła się natychmiast. Kot ceremonialnie ruszył w stronę jej otwartych ramion. Żeby się przywitać i odśpiewać mruczaną pieśń radości. Kobieta była zachwycona, przez chwilę zajmowała się tylko zwierzątkiem. Atmosfera wyraźnie się rozluźniła. Przez kilka minut zapomniały o czekającej operacji i rozmawiały o zwykłych domowych sprawach. W pewnym momencie Lusiek uwolnił się z ramion matki, zeskoczył z łóżka, podbiegł do drzwi i zaczął miałczeć. Zaniepokoiły się jego zachowaniem w obawie przed przyłapaniem go przez pracowników szpitala. Rozległo się delikatnie pukanie i drzwi uchyliły się. Ukazała się w nich jak zwykle pięknie uśmiechnięta mama Damiana. Kamień spadł im z serca i głośno wypuściły wstrzymywane w płucach powietrze. Kobieta szybko weszła do pokoju, podnosząc z podłogi łaszącego się do jej nóg kota.

Mrugnęła okiem przechodząc koło Izy i skierowała swoje kroki bezpośrednio do zaskoczoną jej obecnością pacjentki. Pochyliła się nad leżącą położyła dłonie na jej ramionach i ucałowała w obydwa policzki. Iza obserwowała cała scenę oszołomiona. Powietrze w pokoju niemal wibrowało, czas jak by się zatrzymał w miejscu i przestał istnieć a przestrzeń zdawał się nabierać zupełnie innych wymiarów. Gdy wreszcie wszystko wróciło do rzeczywistości, miała dziwne wrażenie że jej się to tylko przewidziało. Matka jak gdyby nigdy nic prowadziła ożywioną rozmowę z nowym gościem o fryzurach i kosmetykach. Jedynie Lusiek kręcił się miedzy nimi wyraźnie ożywiony i zadowolony, nie mogąc się zdecydować przy której kobiecie ma łasić się dłużej.

Nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Iza szybkim ruchem przesunęła się tak żeby własnym ciałem zasłonić wnętrze pokoju.

W wejściu stał całkiem przystojny w średnim wieku lekarz. Zaskoczony widokiem tarasującej mu drogę Izabeli, zapytał;

— przepraszam! stan pacjentki sprawdzić przyszedłem,

Iza obróciła się i przeczesała wzrokiem pokój — kota nigdzie nie było widać. Odsunęła się od futryny i pozwoliła wejść doktorowi do środka. Wyraźnie nie zadowolony z takiego tłoku w pokoju zwrócił się do pacjentki:

— Jest pani gotowa na jutrzejszą operacje, podpisała pani wszystkie formularze?

Kiedy matka ze smutną miną przytaknęła. Mama Damiana odezwała się słodkim głosikiem.

— Panie ordynatorze, warto by było jeszcze raz sprawdzić czy operacja jest konieczna.

Twarz lekarza na chwilę stężała wyraźnie nie spodobało mu się podważanie jego autorytetu mi że został awansowany na „ordynatora”.

Niemniej jednak jak tylko nawiązał kontakt wzrokowy z uroczą rozmówczynią złagodniał natychmiast i nie odrywając oczu od jej rozświetlonej uśmiechem buzi odpowiedział.

— Oczywiście ludzie są omylni, ale w tym przypadku wyniki wszystkich badan są jednoznaczne. A te urządzenia raczej nie popełniają błędów.

Jej przyszła teściowa lekko zatrzepotała rzęsami i zrobiła słodką zmartwiona minkę.

— Ależ oczywiście panie ordynatorze, ja tylko chciałam pana prosić o sprawdzenie diagnozy, bo tak na mój „biust” to ma wrażenie, że nie ma co tam ciąć.

Uśmiech przemknął przez usta lekarza, przyglądał się swej rozmówczyni sprawdzając czy świadomie się pomyliła. Nie omieszkał w miedzy czasie również zjechać wzrokiem w je głęboki dekolt aby odnaleźć wspomniany punkt odniesienia. Długo szukać nie musiał, z trudem uniósł wzrok na poziom głowy kobiety. Wyraźnie pod wrażeniem jej uroku nabrał głośno powietrza w płuca. Dłuższą chwilę stał w milczeniu oceniając sytuacje. W końcu wypuścił powoli zgromadzony nadmiar powietrza i oświadczył;

— z reguły „wrażenia” mnie nie interesują, ale dla pani zrobię wyjątek.

Po czym zwrócił się do pacjentki.

— Proszę się ubrać pójdziemy powtórzyć badania.

Zostały w pokoju same zapadła niezręczna cisza, którą przewał wchodzący do pokoju ojciec. Stał po środku pokoju i pytającym wzrokiem patrzyła na siedzącą spokojnie przy pustym łóżku mamę Damiana. Iza podeszła do niego wzięła go pod rękę i wyprowadziła z pokoju. Gdy byli wystarczająco daleko ojciec nie wytrzymał i zirytowanym głosem zapytał;

— co ona tu robi.

— spokojnie tato, wszystko będzie w porządku. Ja ją tu zaprosiłam.

— ale po co?

— zaufaj mi naprawdę może pomóc.

Ojciec nie ustępował

— ale ze niby jak!?

— to długa historia kiedyś ci wyjaśnię

Jak emocje opadły zaprowadziła go z powrotem do pokoju, gdzie grzecznie przywitał się z czekającą tam na nich teściową i wysłuchał wyjaśnień dotyczących nieobecności małżonki w pokoju. Potem jeszcze musiały mu wyjaśnić co miałczy w szafce na ubrania, a potem już w spokoju na powrót pacjentki z badań. Bo ojciec chyba już nie chciał więcej o nic pytać.

Mama weszła do pokoju z dziwną miną. Cała sztywna podeszła do łóżka i ciężko na nim usiadła. Pierwsza odezwała się Iza;

— I co?!

Matka patrzyła na nich nie przytomnym wzrokiem drżącymi wargami wycedziła;

— nie ma guza.

Kolejna cisza, którą w końcu przewał ojciec

— na pewno?

Matka przytaknęła — nadal oszołomiona. Przyszła teściowa pochyliła się nad nią ucałowała na pożegnanie i skierowała się do wyjścia. Drogę zatarasował jej tatę Izy. Wyciągnął portfel i zapytał bez ogródek;

— ile się należy?

Radosna i uśmiechnięta mina kobiety zaczęła się zmieniać i to nie była zmiana w dobrym kierunku. Iza widząc co się święci błyskawicznie wsunęła się przed ojca delikatnie aczkolwiek stanowczo odtrącając jego rękę z portfelem. Objęła sztywną ze zdenerwowania teściowa i całując w policzek wyszeptała;

— dopilnuję ognia na twoim stosie!

Mięsnie kobiety rozluźniły się i odwzajemniła uścisk. Kiedy wychodziła z pokoju na jej twarzy ponownie królował uroczy uśmiech. Ojciec stał z głupią miną najwyraźniej nie wiedząc jak się ma zachować. W końcu ochrypniętym głosem wydukał;

— co tu się do cholery dzieje! Nic z tego nie rozumiem!

Córka czule poklepała go po ramieniu i rozbawionym głosem zakomunikowała;

— witaj w moim świecie tatusiu! Ja tak mam całe wakacje.

Po czym poszła przytulić nadal nie mogącą uwierzyć w ponowne wyniki badań rodzicielkę. Nie upłynął kwadrans gdy wrócił do pokoju lekarz prowadzący, minę miał wyjątkowo nie wyraźną. Zaistniałą sytuacje próbował wytłumaczyć bałaganem w dokumentacji medycznej. Poprosił wyrozumiałość i odrobinę cierpliwość. Do czasu sprawdzenia poprawności działania szpitalnej aparatury, operacja została odwołana. W parę minut po jego wyjściu Iza zapakowała Luśka do torby i pożegnawszy rodziców jak najdyskretniej próbowała opuścić budynek szpitala przemykając długimi korytarzami. Będą już na głównym holu usłyszała za sobą zdyszany głos poznanego już lekarza matki.

— proszę chwilkę zaczekać!

Zatrzymała się nie pewna co ma robić, odruchowo przesunęła torbę za siebie. Lekarz dobiegł do niej, przez chwile łapczywie wciągał powietrze po czym wysapał;

— gdzie jest ta kobieta?

Uśmiechnęła się do siebie wewnętrznie, ale na zewnątrz wykazała zdziwienie i wzruszając niewinnie ramionami oznajmiła;

— Jaka kobieta?

— ta pani co wyła z wami w pokoju, ta która poprosiła o powtórzenie badań.

Co miała robić. Zaprzeczyła zdecydowanie kręcąc głową na boki i dodała;

— nie przypominam sobie żadnej kobiety.

I żeby nie przeciągać tej sceny zostawiła przystojnego pana doktora z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami, obróciła się na pięcie i ponownie skierowała do wyjścia. Już niemal przy drzwiach frontowych usłyszała za sobą;

— Nie dla siebie proszę, czasami warto pomóc gdy my jesteśmy bezsilni.

Jego słowa rozbrzmiały w jej głowie wyjątkowo szczerze, znamię zapiekło. Stała zdezorientowana nie bijąc się z własnymi myślami. Po dłuższym namyśle wróciła się, stanęła naprzeciwko czekającego na nią lekarza i utkwiła w jego oczach swój wzrok. Wytrzymał jej spojrzenie, nie opuścił oczu a na dodatek odważnie i szczerze patrzył jej prosto w twarz. Uśmiechnęła się do niego łagodnie i wyciągając rękę w jego kierunku zasugerowała;

— jeśli pan doktor ma jakąś wizytówkę to ja przekaże komu trzeba, ale niczego nie obiecuje.

Oblicze lekarza od razu pojaśniało. Wyciągnął do nie rękę i przedstawił się;

— Edward jestem.

Wyciągnął wizytówkę z portfela i podał Izie ze słowami.

— bardzo proszę przekazać tej uroczej osóbce moje słowa uznania.

Westchnęła z lekką dezaprobatą teraz już nie była pewna jakież to walory pan doktor doceniała u jej teściowej najbardziej. Ale wizytówkę przyjęła i schowała do kieszeni.

Przy najbliższej okazji postanowiła porozmawiać z mamą Damiana o kilku poważnych tematach które nurtowały ją już od dawna. Szybko udała się do samochodu bo Lusiek zaczął wykazywać objawy zniecierpliwienia i wiercić się. Szkoda jej było zwierzaka męczącego się w ciasnej i ciemnej torbie.

Rozdział II

To już była końcówka lata, nawet gdzie nie gdzie rośliny zaczynały przystrajać się w kolory jesieni. Cieszyła się ciepłem ostatnich jasnych dni przed jesienna szarugami. Radośnie przymykała ulicami uśmiechając się do mijanych ludzi. Była szczęśliwa. Wracała z wykładów do domu, gdzie czekał już na nią mama z obiadem. Historię o jej chorobie daleko odsunęła od swojej świadomości. Chciała jak najszybciej o tym zapomnieć. Pod domem zauważyła samochód Ediego. Jej radość wzrosła jeszcze bardziej, niemalże wbiegła po schodach do mieszkania. Znalazła ich siedzących w dużym pokoju. Szczęśliwa rzuciła się Ediemu na szyję i przywitała się z matką. Pełne entuzjazmu dosiadła się do nich z mnóstwem pytań które chciała zadać niespodziewanemu gościowi; o tym co słychać u nich na wsi, jak się czuje Marta i czy Lusiek go poznał. Nie zdążyła nawet poruszyć tych najważniejszych, bo po paru chwilach zorientowała się że atmosfera panująca w pokój jest wyjątkowo ciężka. Przyjrzała się obydwojgu rozmówcom. Jej podejrzenia potwierdziły się. Mama siedziała naburmuszony z nietęgą miną, a Edi przyjął postawę wyczekującą. Zapewne wcześniej poruszane tematy przyczyniły się do panującego nastroju. To była dla niej zupełnie nowa sytuacja. Rozmowy matki z Edim zawsze kojarzyła z miłą i serdeczna atmosfera.

Wyglądało na to że sprawa musiała być bardzo poważna. Chcąc jakoś wyjaśnić czy tkwi główny problem, zapytała;

— o co chodzi?

Edi z bardzo poważną i stanowczą minął odpowiedział.

— dokładnie takie samo pytanie zadałem! I do tej pory nie doczekałem się odpowiedzi.

Długo obserwowała ich dwoje w ciszy jaka zapadła po jego ostatnich słowach. Nadal nic nie rozumiałam. Postanowiła dyplomatycznie dopytać.

— z tak dokładnie to w czym problem?

Edi najpierw zapytał wzrokiem matki, czy może ją wtajemniczyć w tematykę spotkania. Gdy nie doczekawszy się odpowiedzi wyjaśnił.

— bo widzisz Izuniu problemy ze zdrowiem u mamusi nie wzięły się znikąd i jeśli nie ustalimy w czym tkwi przyczyna. Zmiany nowotworowe mogą powrócić.

Aż się wzdrygnęła na myśl o przeżywaniu tego wszystkiego jeszcze raz. Niemniej jednak nadal nie miała pojęcia o co chodzi. Spojrzała pytająco na matkę. Wyglądało na to że zacięła się na poważnie i nie chciała współpracować. Z taką sytuacją miała pierwszy raz w życiu do czynienia. Edi musiał dotknąć jakiegoś skrywanej kolejnej tajemnicy, bo takiego zachowania matki i nigdy wcześniej nie obserwowała. Nie miała wyjścia, musiała pytać go wprost.

— a ty się nie domyślasz?

Uśmiechnął się do nich z przekąsem i wskazując na matkę ręką wyjaśnił. — jak widzisz na załączonym obrazku, troszkę się domyśliłem! Tylko niecierpliwie czekam co ta pani ma nam w tej sprawie do powiedzenia.

Znowu zapadła długa cisza. Wszystkie oczy były teraz skierowane na matkę, która wbiła wzrok w podłogę. W końcu podniosła oczy i próbując zapanować nad głosem zapytała.

— to niby co chcielibyście wiedzieć?

Edi odetchną z ulgą. Łagodnym głosem rozpoczął swój wykład.

— tłumaczyłem ci że choroby nie biorą się znikąd. Skoro zmiany wystąpiły w organach związanych z kobiecością, to z reguły znak że coś jest nie „halo” w tym temacie.

— z moją kobiecością jest wszystko w porządku!

Broniła się oburzona matka. Lecz Edi nie dawał za wygraną.

— w to akurat nie wątpię. Pytanie czy nie jest to reakcja wtórna na kogoś z bliskich ci osób.

— to znaczy….?

— Czy jesteś w stu procentach pewna, że otoczenie w pełni docenia cię jako kobietę.

Wzrok matki znowu powędrował na podłogę, jej cera zrobiła się cała czerwona. Iza nie mogła długo znieść tego napięcia i ponagliła.

— mamoooo!

Jeszcze przez chwilę kobieta biła się z myślami po czym jednym tchem wypaliła.

— podejrzewam że od jakiegoś czasu twój ojciec mnie zdradza.

Edi wypuścił głośno powietrze i wygodnie rozsiadł się w fotelu.

Iza oniemiała z wrażenia siedziała ze sztywniała z otwartymi ustami.

Jej dotychczasowy świat runął. To co przed chwilą usłyszała całkowicie zburzyło dotychczasowe poglądy na temat relacji między rodzicami.

W końcu zamrugała nerwowo oczami, domknęła usta i głośno przełknęła ślinę. Zebrała się w sobie teraz już nie było odwrotu, musiała wyjaśnić sprawę do końca. Stanowczym tonem zwróciła się do matki.

— masz jakieś dowody?

Kobieta tylko wzruszyła ramionami.

— nic konkretnego. Ale od dłuższego czasu z twoim ojcem kontakty są delikatnie rzecz ujmując bardzo ograniczone. Więc podejrzewam że ma kogoś na boku.

Iza prowadząc śledztwo dalej tym razem skierowała się do Ediego.

— Według twojego hokus — pokus to prawda?

Siedział głupkowato uśmiechnięty i wpatrywał się w matkę Izy. Gdy już zaczęła tracić cierpliwość, raczył się odezwać.

— prawdą jest że relacje się poluźniły, ale raczej nie chodzi tu o zdradę. Odetchnęła z ulgą i rozluźniła napięte do granic wytrzymałości mięśnie. Opadła wygodnie w fotelu.

— to bądź taki miły i nam raczej wszystko wyjaśni. Jak to według ciebie wygląda?

Tym razem nie musiały czekać długo na odpowiedź;

— klasyka większość małżeństw w tym wieku to przeżywa. Rutyna codziennego życia, osiągnięcie młodzieńczych celów takich jak; mieszkanie, samochód czy dostatnie życie. Brak dostosowania do zmieniających się relacji miedzy poszczególnymi członkami rodziny. Wypalenie zawodowe i dodatkowy efekt; nieuchronnie zbliżające się opuszczenia przez ciebie rodzinnego gniazda. To wszystko daje mieszanką braku pomysłu na dalsze życie a w dalszej konsekwencji poczucie beznadziejności, patie i zachowanie depresyjne. W takich sytuacjach mężczyzna z reguły wycofuje się do swojej jaskini próbując przeczekać, lub szuka jakiegoś pocieszenia.

Izba przyjęła rolę negocjatora.

— co ty na to mamusiu, czy coś z tego co zostało to powiedziane pasuje do waszej historii.

Po dłuższym zastanowieniu padła smutna odpowiedź.

— mniej więcej wszystko.

— Ahaaaa..!

Zawyrokowała Iza i zwróciła się do Ediego.

— co się da z tym zrobić?

— pytanie czy oni chcą z tym coś zrobić. My nie mamy tu nic do gadania!

— mamo masz zamiar zacząć działać czy tkwić w tym bagnie po uszy?

— ale niby co miałbym zrobić?!

— no choćby porozmawiać z ojcem.

— kiedy! Skoro nigdy go nie ma w domu.

— już ja to załatwię!

Iza zdecydowanym ruchem wyciągnął komórkę, lecz Edi powstrzymał jej zapał.

— spokojnie, gwałtowne ruchy nic tu nie pomogą.

Zadzwonię po ojca i sobie wszystko wyjaśnimy.

— hola, hola moja panno ale do tego czasu ja się muszą stąd jakoś ewakuować.

— dlaczego?

— bo to wasze sprawy rodzinnej i nie mam zamiaru utknąć między młotem a kowadłem.

— ale mógł byś choć trochę pomóc.

— teraz już doskonale dacie sobie radę same. Lepiej żeby mnie twój tatuś nie kojarzy z tą rozmową.

Chciała jeszcze coś powiedzieć lecz przerwała jej matka.

— masz rację, spróbuje sama wyjaśnić moje wątpliwości. Nie zjadłbyś czegoś przed drogą.

— jakby było coś dobrego, to chętnie spróbuję.

Matka zostawiła ich w spokoju a sama udała się do kuchni przygotować coś ciepłego dla gościa. Dopiero teraz Iza mogła go zasypać tysiącem pytań dotyczących bliskich jej sercu osób, oraz ustalić jak się ma zachować by pomóc rodzicom dojść do porozumienia.

Nakarmiony Edi pojechał do siebie. Po jego wyjeździe razem z mamą omówiły strategię wieczornego spotkania z ojcem. Od Ediego otrzymała ścisłe wytyczne co do roli jaką ma pełnić podczas wyjaśniania tej trudnej sytuacji. Ona również miała nie wchodzić między relacje rodziców, ani nie stawać po żadnej ze stron. Miała wesprzeć mamę na początku rozmowy, by przypilnować żeby emocje nie przerodził się w zwykła awanturę. Do czasu gdy ojciec się przełamie i zacznie szczerze z nią rozmawiać. A potem dyplomatycznie się wycofać.

Uprzedziła telefonicznie tatę żeby wygospodarował wieczorem więcej czasu, bo są poważne rodzinny sprawy do omówienia.

Niechętnie ale wymamrotał coś w rodzaju potwierdzenia gotowości do takich rozmów. Osobiście podała mu najpyszniejszą kolacje jaką umiała przygotować. Podczas posiłku dawało się wyczuć narastające napięcie, tata jakby przeczuwał zbliżający się konflikt.

Zasiedli w końcu wszyscy razem z lampką wina w ręku. Dłuższy moment trwali w milczeniu. Nikt nie wiedział jak rozpocząć i poruszyć tak subtelną kwestie o jaką podejrzewała go żona.

W końcu Iza postanowiła załatwić to w stylu Ediego i całkowicie bez emocjonalnym głosem zapytała;

— zdradzasz mamę?

Zawarł z szeroko otwartymi oczami nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Czas płyną. Matka wstrzymała oddech. Czas płyną.

Jej nie pozostało nic innego tylko powtórzyć pytanie.

— pytamy się grzecznie czy masz kogoś na boku?!

Upił łyk wina żeby zwilżyć wagi patrząc matce prosto w oczy odpowiedział.

— nie mam!

Kobiety wypuściły głośno powietrze i wróciła do normalnego trybu oddychania.

Iza kontynuowała.

— to czemu nigdy cię nie ma w domu.

Znowu długo czekała na odpowiedź.

— A co mam tu do roboty, mam wrażenie że nie jestem już tu nikomu potrzebny!

No tak wszystko układało się zgodnie z przewidywaniami Ediego.

Wzięła dużo powietrza i zaczęła.

— tatusiu……..

Po czym wyjaśniła mu sytuację z podejrzewaniami jego małżonki i możliwego wpływu na jej psychikę i zdrowie. Na wszelki wypadek wzięła na siebie pomysł z wyjaśnieniem sprawy. Że to niby na zajęciach z psychologii był poruszany podobny temat. Na wszelki wypadek o Edim wolały nie wspominać.

Gdy pierwsze żale zostały przedstawione a rodzice w miarę panowali nad emocjami, uznała że czas się wycofać.

Zostawiając ich samych pokoju oświadczyła;

— a teraz zacznijcie wreszcie rozmawiać ze sobą jak ludzie. A nie bawić się w ciuciubabkę. Rano oczekuje konkretnej listy z propozycjami jakie zostaną wprowadzone w wasze życie by przestało być wreszcie monotonnie nudne!

Rozdała każdemu kartki i długopisy, a wychodząc spokojnie dodała.

— bo jak nie to taki wieczór będę tam urządzać codziennie, aż do skutku! Ojciec widocznie chcąc popisać się swoimi elokwentnym dowcipem skomentował.

— mnie tam kolacja bardzo smakowała.

Nie chciała by teraz dyskusja zboczyła na nie właściwe tory. Wzniosła groźnie palec do góry, ostrzegając ojca żeby jej nie prowokował.

Po tym wszystkim postanowiła pójść do kina na coś lekkiego. Miała silną potrzebę odstresowania się, a seans filmowy najlepiej ją uspokajał.

W domu na wszelki wypadek na straży porządku w domu zostawiła Luśka. Jego zadanie miało polegać na krążeniu między rodzicami i pozwalaniu się głaskać. On już z pewnością rozładuje atmosferę oraz dopilnuje żeby się nie pozabijali.

Miecz

Na ścieżce do źródła, miecz na ciebie czeka

Odwagę miej go unieść, bo życie do przodu ucieka


Oręż ten, który bronić potrafi, a nawet zabija

Zamień w strumień energii, która wszelkie przeszkody omija


Niech narzędzie krwawej zbrodni, symbolem zostanie zbawienia

Siłą która pozwoli z pokorą znieść, losu okrutne zdarzenia


Rozświetl jego ostrze, światłem swej radości

Cienie wrogów znikną, w niebycie nicości


Nie lękaj się strachów marnych, czyhających w mroku

Znikną jak poranne mary, na dźwięk twego kroku

Rozdział III

Jesień witała ją szelestem opadłych liści i coraz słabszymi promieniami słońca przenikającymi przez ogołocone korony drzew. Starała się przyzwyczaić do rytmu codziennych zajęć na uczelni oraz do coraz krótszych dni. O spadających temperaturach wolała nawet nie myśleć. Nie cierpiała nakładać na siebie kilku warstw ubrań i marznąć na przystankach autobusowych w chłodne poranki. W takich chwilach rozgrzewały ją gorąca ems -y od Damiana i myśli o zbliżających się świętach. Liczyłam na to że jeśli systematycznie będzie radzi sobie z nauką to wygospodaruje dłuższa przerwa świąteczna i będzie ją mogła spokojnie spędzić z narzeczonym.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.