Baśnie wschodzącego słońca

Bezpłatny fragment - Baśnie wschodzącego słońca

Mity i legendy
Polski
Objętość:
30 str.
ISBN:
978-83-8126-727-4

Moim Najbliższym

Pierwszy wschód słońca

Ten oszust uciekł z więzienia! — wykrzyknął Kobul do

ucha swojej żony, która wzdrygnęła się na samą myśl

o byłym wspólniku męża.

— Widziałem przez okno! Idzie do nas…

Nie dokończył zdania, gdy rozległ się przeraźliwy łomot

do drzwi.

— Potrzebuję pieniędzy i noclegu — powiedział uciekający

Więzień.

— Nie licz na mnie, nie jestem ci już nic winny — odparł

Kobul i zatrzasnął drzwi.

Więzień odczuwał przeraźliwy głód i zmęczenie, nie miał

grosza przy duszy i nie mógł liczyć na pomoc byłego wspólnika.

Znalazł się na ulicy, która pod wieczór coraz bardziej

pustoszała. Tylko na rogu, przy starej bramie kamienicy

siedziała dziewczynka sprzedająca obrazy. Więzień naliczył ich

dziesięć. Zdecydowany był ukraść ze dwa, aby zaoferować je

w znanej sobie karczmie za nocleg i strawę. Podszedł bliżej

aby przyjrzeć się obrazom, uważał się bowiem za konesera

sztuki. Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało. Ubrana

była w brązową, płócienną sukienkę i przybrudzony płaszczyk

w kolorze burego różu, który zarzuciła niezdarnie na

ramiona. Wsunęła pośpiesznie przechodzone, zmarszczone

buciki pamiętające jeszcze zimno marmurowych schodów

prowadzących do sierocińca.

— To twoje dzieła? — zapytał Więzień.

— Tak — odpowiedziała dziewczynka.

— Masz talent. Dlaczego malujesz tylko wschody i zachody

słońca?

— Maluję tylko zachody. Nie potrafisz odróżnić wschodu

słońca od zachodu?

— Nie jestem artystą — Więzień zachwiał się na nogach.

— Wyglądasz marnie — zauważyła Dziewczynka. — Dam ci

trzy obrazy, sprzedaj je i kup sobie coś do jedzenia.

Więzień zdziwił się ogromnie

— Wszystkim rozdajesz swoje obrazy? To twój zarobek.

Nie szanujesz pieniędzy.

— Szanuję ludzi — odpowiedziała.

— Jesteś bardzo rezolutna — powiedział Więzień i zdał sobie

sprawę z niegodziwości własnych zamiarów, których na

szczęście nie musiał już realizować.

— Masz rodzinę? Ktoś przyjdzie po ciebie? — zapytał.

— Mieszkałam w sierocińcu, zachorowałam i postanowiono

oddać mnie do domu umierających, więc weszłam do

pierwszego lepszego statku i przypłynęłam.

— Hm… ja również uciekłem… — Więzień ugryzł się w język.

Przez warstwy zmęczenia przebijało się uczucie smutku

z powodu sytuacji Dziewczynki, szybko jednak powstrzymał

je, przecież w jego przypadku litość nie mogła zaistnieć. Zbyt

dużo zła mu wyrządzono, zbyt dużo zła uczynił ludziom,

aby teraz litować się nad jedną słabą istotą. Poczuł jednak

wdzięczność za okazanie mu serca.

— A ty masz gdzie spać?

— Tak — odpowiedziała.

— Dlaczego malujesz tylko zachody słońca?

— Bo życie jest pełne smutku — odparła dziewczynka.

— Nie ma w nim nic stałego i wszyscy odchodzą, jak słońca

chylące się ku zachodowi.

Więzień posmutniał, bez słowa zabrał trzy podarowane

mu obrazy i skierował kroki w stronę znajomej karczmy.

Spalony słońcem starzec wynurzył się z uliczki kuśtykając

w stronę kwietniowego sadu. Więzień dostrzegł w nim

podobieństwo do zmarłego ojca, który odszedł, gdy Więzień

był w wieku Dziewczynki. Przypomniał sobie wycieczki do

przydomowego ogrodu, gdzie spacerowali wczesną wiosną.

Ojciec brał go w ramiona i sadzał na kwitnących jabłoniach,

mawiał: Śmiej się śmiej, życie jest silniejsze i głębsze od

ludzkiej rozpaczy…

Po zjedzeniu porządnej kolacji Więzień udał się na spoczynek.

Nie mógł jednak zmrużyć oka, jego myśli krążyły

wokół smutku Dziewczynki, wspomnień zmarłego ojca

i wyobrażenia matki, której nigdy nie poznał. Rankiem

nogi same zaprowadziły go do Starego Teatru, w którym

tego dnia odbywało się przedstawienie muzyczne. Udało

mu się tanio wypożyczyć strój Niedźwiedzia — jedyny wolny.

Przebrał się i pobiegł w kierunku ulicy, na której spotkał

Dziewczynkę. Siedziała w tym samym miejscu pogrążona

w myślach. Więzień w przebraniu Niedźwiedzia opowiadał

kawały, zabawne historie, poruszał się tak niezdarnie

jak bohaterowie pierwszych niemych filmów,

rozsławianych teraz w całym mieście,

ubrani w eleganckie garnitury i krawaty.

Potykał się goniąc ptaki, uczył oswajać gołębie i wypowiadać

życzenia nad strumieniem fontanny, kupił jej nawet dużego

lizaka w kształcie serca. Radość dziewczynki wciąż jednak

zdawała się być przytłumiona istnieniem rozwijającej się

choroby. Wieczorem wyciągnął z kieszeni szerokich spodni

dwa bilety na przedstawienie muzyczne — ku ogromnej radości

dziewczynki! Dwa miejsca i to w pierwszym rzędzie!

Od kiedy przypłynęła do miasta jeszcze mocniej pokochała

nuty ulicznych grajków, rozbrzmiewające wśród stukotu

końskich kopyt, zmęczonych butów i szumu gołębich skrzydeł

podrywających się do lotu.

— Teatr zawsze był moim marzeniem i wyobrażeniem lepszego

życia — powiedział Więzień. — Dlatego chciałem zostać

aktorem.

W jej codzienności bramą do takiego lepszego, barwniejszego

świata zawsze była muzyka. To ona przenosiła ją

z szarych pejzaży sierocińca do tych bardziej kolorowych,

przepełnionych senną obecnością kogoś lub czegoś bliskiego,

niewytłumaczalnego, stawała się wypełnieniem pustej

przestrzeni. Często późną nocą oczy Dziewczynki zastygały

w bezruchu przysłonięte szklaną nutą dźwięków dochodzących

z ulicy — przyglądały się niewidzialnym obrazom skrywanych

marzeń, pragnień i smutku, który rankiem pozostawiał

rozwiany ślad obecności.

— Czy Niedźwiedzie też bywają smutne? — zapytała

Dziewczynka po skończonym przedstawieniu.

— Czasami… ale ty byłaś dzisiaj wesoła, prawda?

— Tak — odpowiedziała. — Dlatego dziękuję ci i proszę

abyś przyjął ode mnie te trzy obrazy.

Więzień nie chciał przyjąć prezentu. Cena, którą uzyskał

za trzy poprzednie płótna była pokaźna. Przychylna mu

właścicielka karczmy, wrażliwa na dzieła sztuki otwierała nowy

bar, który zamierzała gustownie udekorować. Zauważył, że

Dziewczynka posmutniała przez jego odmowę, więc przyjął

trzy kolejne zachody słońca.

— Przyjdziesz jutro? — spytała.

— Oczywiście, przyjdę już o wschodzie słońca. — Poczuł się

przecież zobowiązany.

Następnego dnia Więzień postanowił zabrać Dziewczynkę

na przejażdżkę, ale karety miejskie były zbyt drogie. Znalazł

więc Gospodarza mieszkającego za miastem i w zamian za

niewielką sumę zaproponował wypożyczenie od niego starej,

łagodnej Szkapy, która wiernie służyła przez wszystkie

lata swojego życia. Gospodarz obierał właśnie strączki fasoli,

ale nie przerywając pracy, ucieszył się na widok dziwnych

gości.

— Koń stoi w stodole, przygotowany — powiedział. — Tylko

ostrożnie, to moja jedyna Klacz.

Zmarszczył brwi.

— Nie chciałbyś jej sprzedać?

— Nigdy, to moja jedyna Klacz.

— Długo jest u ciebie? — zapytał Więzień

— Od źrebaka, kupiłem ją po śmierci syna. Teraz ona jest

staruszką, jak i ja. Zleciało to życie, sobota, niedziela, sobota,

niedziela, siejemy, zbieramy… Mam już siedemdziesiąt

lat. Razem o wschodzie słońca wychodzimy w pole, pracujemy

do późnego popołudnia, nawet wspólnie jemy obiad

i kolację — uśmiechnął się Gospodarz, odsłaniając tylko kilka

zniszczonych zębów. — Tak wygląda całe nasze życie… No,

idźcie już. Tylko ostrożnie…

Więzień wsadził Dziewczynkę na grzbiet Klaczy, która

była najwyraźniej zadowolona z odwiedzin. Ruszyli drogą

do pobliskiej wsi.

— Trudne jest życie Gospodarza — powiedział Więzień.

— Chciałabym takie mieć.

— Dlaczego? — Więzień nie mógł wyjść ze zdumienia.

Dziewczynka nie odpowiedziała. Po powrocie do miasta

spytała:

— Przyjdziesz jutro?

— Tak — odpowiedział Więzień.

Mijały tygodnie. Pewnego dnia Więzień powiedział:

— Proszę cię, abyś już wróciła do sierocińca. Zrobisz to dla

mnie? — Dobrze, choć bardzo tego nie chcę. Wolałabym zostać

z tobą.

— Czy możesz to dla mnie zrobić?

— Tak, właściwie czuję się już lepiej i tęsknię za moimi

przyjaciółmi. Chciałabym jednak przed wyjazdem dowiedzieć

się, kim naprawdę jesteś.

— Jestem Więźniem, który opuścił samowolnie mury

niewoli, tym któremu podarowałaś trzy obrazy — po czym

Więzień zrzucił maskę Niedźwiedzia. — Wiesz, te obrazy…

— To nie ma już dla mnie żadnego znaczenia — przerwała.

— Chciałabym podarować ci na pożegnanie swój nowy

obraz.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.