Aoxis II

Bezpłatny fragment - Aoxis II

Fantasy
Literatura młodzieżowa
Proza współczesna
Polski
Książka usunięta z publikacji
Objętość:
206 str.
ISBN:
978-83-8189-226-1

Podziękowanie

Może właśnie od tego powinnam zacząć swoją pierwszą publikację, ale jak to mówią… Lepiej późno niż wcale. Nie będę was zanudzać swoimi wywodami i historiami jak to się u mnie zaczęło. Bowiem tak naprawdę chcę powiedzieć jedno: „Dziękuję, wam wszystkim”. Te słowa kieruje nie tylko do mojej rodziny, która mnie wspierała, znosiła fakt, że nie siedziałam z nimi, a przy komputerze, telefonie i stukałam, pisząc kolejne linijki tekstu, ale także do was — czytelników. Na początku to był tylko eksperyment, co się stanie jeśli pokaże światu co mam w głowie, ale później… Zamieniło się w pasję. Dziękuję wam za to, że zawsze byliście przy mnie, wytykaliście błędy, doszukiwaliście się niespójności w moich tekstach, a także znosiliście to wszystko. Wiem, że nie piszę idealnie, ale nie jest mi z tego powodu wstyd. Każdy prze naprzód, upadając i brudząc się. To droga bez końca, ale jakże ekscytująca.

Podziękowania należą się także mojej drogiej becie, która znosiła trud czytania tych wszystkich stron maszynopisu i poprawiania moich błędów. Wiem, że na pewno było ich sporo.

Ta forma publikacji wydaje mi się lepsza, „Aoxis” mimo wszystko jest o wiele bardziej amatorska, ta część także, ale w mniejszym stopniu — a przynajmniej mam taką nadzieję.

Mam nadzieję, że mimo wszystko zostaniecie tutaj ze mną i będziecie obserwować kolejne publikację. Na pewno kilka z nich jeszcze zostanie wydanych, ale najpierw w pełni lub całości pojawi się na wattpadzie. Nigdy nie zapomnę gdzie zaczynałam i kto mnie wspierał. Jeszcze raz, z całego serca dziękuję wszystkim i życzę mojej rodzinie cierpliwości, wiem, że bywam nieznośna gdy krzyczę, że muszę napisać do końca rozdział.

Wasza malinka519

Rozdział 1 Ukarana?

Ten rok był dla Aoxis bardzo ciężki. Musiała nauczyć się żyć bez wzroku, porzucić marzenia, stać się królową i nawiązać jakiekolwiek porozumienie z pozostałymi królestwami. Bywały dni, kiedy pracowała do rana i kładła się spać na góra trzy godziny. Starszyzna bardzo jej pomagała, ale nawet ona nie mogła przywrócić wzroku i ciała Aoxis do normalnego stanu. Teraz było już lepiej, ale do perfekcji nadal wiele brakowało. Uczeni stworzyli czar, dzięki któremu młoda królowa mogła widzieć za sprawą noszonego wisiorka, ale obraz często był nieostry, a utrzymywanie czaru przez cały czas strasznie męczyło. Używała więc zaklęcia tylko, kiedy nie miała obok siebie jednej z zaufanych sobie osób. Wiedziała, że żaden Panderian jej nie zabije, jednak wolała być ostrożna. Może nawet robiła to po to, by nie spotkać Eliasa Sestera, osoby, która tak dotkliwie ją zraniła. Chociaż… To nie on podburzył ludzi do buntu, a jego ojciec, jednak Aoxis nie mogła nawet na niego patrzeć. Od kiedy poznała prawdziwą tożsamość „Pola”, miała ochotę go rozszarpać. Pocałował ją. Jak w ogóle śmiał to uczynić, wiedząc, co zrobił jego ojciec? Na dodatek zamordował brata Anai i przez tyle lat utrzymywał jego formę i karmił siostrę zmarłego kłamstwami. Aoxis żywiła głęboką niechęć do Panderiania i nic nie zapowiadało tego, by zmieniła nastawienie. Nie powinna, ale traktowała go czasami tak, jakby to on wydał wtedy rozkaz. Nie umiała inaczej, nawet jeśli jako królowa nie powinna przekładać dobra kraju ponad siebie czy też kierować się zawsze uczuciami.

W państwie jednak wszystko powoli się stabilizowało. Pander nawiązało porozumienie z Mulio i Kasoner. Niestety, reszta królestw nie była zbyt pozytywnie nastawiona, ale nigdy nie wypowiedziała wprost wojny. Aoxis jak i prawie każdy poddany, domyślił się, że niechętne mocarstwa nie chciały po prostu ryzykować. Doświadczyły już potęgi Pander, widziały z jaką łatwością wojsko wroga pokonuje ich bariery. Nie byli aż tak głupi, by zaatakować. O słabości Panderian, oprócz nich samych nikt nie wiedział. A pomysł, że należy użyć owocu drzewa wodnego czy też zabić Aoxis, by pozbyć się ludu z wyspy, także nie był czymś oczywistym. Nawet przyjaciele królowej nie wiedzieli o słabości Panderian. Nie dlatego, że królowa bała się ich zdrady, po prostu nigdy nie miała okazji im powiedzieć.

Aoxis westchnęła, odrzucając do tyłu warkocz. Spojrzała na trzymane papiery i podpisała jeden z nich, zezwalając na modernizację kilku rzeczy w pobliskiej wiosce. Musiała dbać o rozwój własnego kraju i dobro poddanych. Chociaż czasami myślała o tym, by rzucić to w cholerę, znowu zająć się tym, co szczerze kochała, ale… Było już za późno. Straciła wzrok i widziała tylko dzięki zaklęciu albo innym. Sama z siebie mogła zrobić tylko tyle co małe dziecko. Nie… Dziecko przynajmniej nie używało zaklęć, by zobaczyć twarze innych.

Uniosła wisiorek do góry, przyglądając się pomieszczeniu, w którym była. Zielone ściany, wiele biblioteczek, biurko, znajdujące się na środku gabinetu, krzesło i obita w jasną skórę kanapa przy oknie. Nic się nie zmieniło od czasów poprzedniego władcy. Królowa powoli wstała, utrzymując nadal zaklęcie. Zbliżyła się do jednego z regałów i dotknęła oprawionej w czarną skórę księgi. Album rodzinny. W tym przedmiocie były wspomnienia jej ojca. Dotknięcie jednej z dat sprawiało, że dana osoba na kilka chwil przenosiła się do miejsca, które pamiętał autor. Aoxis często wracała do wspólnych chwil, mimo że później zazwyczaj po tym płakała. Tęskniła. Chciała, by jej rodzina była obok, ale nie mogła mieć tego, czego najbardziej pragnęła.

Wycofała zaklęcie, a wtedy zapanował mrok. Nic już nie widziała. Była ślepa, można uznać nawet, że bezbronna, chociaż zawsze miała do dyspozycji drgania magii. Czasami potrzebowała takich chwil, by udowodnić sobie, że każdy może stać się bezsilny. Było jej przykro, że Panderianie nadal tego nie zrozumieli. Nie uważali zawarcia paktu z demonem za przejaw słabości. Wręcz przeciwnie. Aoxis była dla nich kolejnym dowodem potęgi jaką dysponowało królestwo.

— Znowu dopadają cię rozmyślenia, wasza wysokość — odparł Chwalebny, który niezauważony wszedł do gabinetu.

Aoxis westchnęła, powoli odwracając się w jego stronę. Był to odruch, bo przecież bez zaklęcia i tak niczego nie widziała.

— Najwyraźniej mam zbyt dużo wolnego czasu — odparła, po czym słabo się uśmiechnęła. — Jak rozumiem, przyszedłeś, by powiedzieć, że czas na zgromadzenie rady — uznała.

Chwalebny zaśmiał się cicho.

— Tak, królowo. Nigdy nie zrozumiem w jaki sposób tak szybko odgadujesz po co przychodzę — zażartował, chcąc poprawić humor Aoxis.

Zbliżył się do królowej ubranej w prostą, czerwoną sukienkę i ujął ją pod ramię. Aoxis nadal nie nauczyła się chodzić sama bez pomocy bądź zaklęcia po pałacowych korytarzach. Nie dziwił się. Tak nagła utrata wzroku dla człowieka, który widział od początku musiała byś czymś straszny. Sam nie wyobrażał sobie utracić jeden ze zmysłów. Mogło to się wydać dziecinne, ale Chwalebny naprawdę nie wyobrażał sobie żyć w taki sposób jak Aoxis.

Szli przez zamek w ciszy. Starszy nie zamierzał przeszkadzać, rozmyślającej królowej, a sama Aoxis była pochłonięta przez myśli. Ufała Chwalebnemu i była gotowa powierzyć mu pod opiekę własne życie. Na dodatek… Gdyby nikomu nie ufała z czasem po prostu by oszalała. Baleria, Celim czy Aania nie zawsze mogli być na Pander, chociaż królowa bardzo by tego chciała. Niestety… Każdy musiał pójść swoją drogą, na dodatek akademia ciągle istniała. Przyjaciele Aoxis musieli się uczyć. Wiedziała, że pewnie jej nieco zazdroszczą, ale jako królowa miała już wiele obowiązków. Ze szkołą nie dałaby sobie rady.

Chwalebny nagle się zatrzymał i spojrzał na ozdobne drzwi. W kwiatach na środku znajdowały się małe, czerwone kamienie, mające imitować płatki. Bardzo się mu to podobało. Nie myśląc o czekających za drzwiami ludźmi, przyłożył dłoń królowej do jednego z klejnotów. Aoxis cicho westchnęła, chcąc powiedzieć, że nie mają na to czasu, ale… Zamilkła, czując przyjemne ciepło. Słabo się się uśmiechnęła.

— Twój ojciec, królowo, sam zadecydował o wstawieniu tych kamieni w drzwi. Nie są to jakieś cenne klejnoty, każdy może znaleźć choćby na swoim polu, ale poprzedni król bardzo je cenił — wyjaśnił Chwalebny.

Aoxis chciała zobaczyć te kamienie, nie za sprawą zaklęcia czy znajomością drgań, a po prostu własnymi oczyma. Pragnęła ujrzeć to, co tak bardzo kochał jej ojciec. Nie pamiętała tych kamieni. Może dlatego, że jak była młodsza, rzadko zbliżała się do tego miejsca.

— Kiedyś je zobaczysz, królowo. Na pewno znajdziemy sposób, by zdjąć z ciebie tę klątwę — obiecał Chwalebny. Wiedział jak marne są na to szanse, ale nie potrafił powiedzieć, że to niemożliwe. Chciał, by nastolatka odzyskała wzrok. Pragnął tego, ponieważ na twarzy Aoxis uśmiech powinien się częściej pojawiać. Zdawał sobie sprawę, że powodem smutku królowej jest także wszystko, co ją otacza. Pewnie też ciążąca na głowie korona, ale chciał uszczęśliwić swoją panią.

— Dziękuję za wasze starania, ale każdy wie, że ta klątwa nie może być tak po prostu zdjęta — wyszeptała Aoxis, po czym zabrała dłoń. — Musimy iść. Narada już się rozpoczęła — uznała, chowając głęboko w sobie swój smutek. Teraz musiała być królową, a nie nastolatką myślącą nad przeszłością.

Chwalebny westchnął, po czym otworzył drzwi. W momencie gdy wnętrze sali zostało odsłonięte, Aoxis usłyszała dyskusje. Ludzie rozmawiali na temat granic, królestw i sytuacji w państwie. Zdążyła jedynie usłyszeć słowa pochwały wobec sprawowanych rządów, po czym zapanowała cisza. Szlachta wreszcie zorientowała się, że ich władczyni przybyła. Starszy zaprowadził Aoxis do ozdobnego krzesła, znajdującego się na szczycie długiego, drewnianego stołu. Meble nie unosił się w powietrzu, a stał po prostu na błyszczącej podłodze. To była rzecz, która różniła pozostałe królestwa. Pander były bardzo rozwinięte, ale wynalazki jak i magia, nie była czymś, co można by znaleźć na każdym kroku w czyimś domu. Królowa nie krytykowała tego, a wręcz była pełna podziwu, że lud jest wstanie żyć bez tego. Oczywiście czary i urządzenia często były używane, by sobie pomóc, ale nie wyglądało to tak jak w Kasoner albo Edit czy Xis. W pierwszym wszystko kręciło się wokół magii, a w drugim i trzecim wynalazków.

Aoxis zasiadła na swoim miejscu i od razu rzuciła zaklęcie, by wszystkich widzieć. Czasami wyraz twarzy mówił więcej niż jakiekolwiek słowa. Aoxis nie chciała mieć do czynienia z kłamcami. Musiała więc być bardzo ostrożna, bo nigdy nie wiadomo gdzie znajdzie się taki osobnik.

— Witamy, królowo — powiedział jeden z wysoko postawionych mężczyzn, a reszta powtórzyła to samo. — Miło nam widzieć cię w tak dobrym zdrowiu — dodał.

Aoxis wiedziała, że to grzecznościowa formułka i musiał ją powiedzieć, ale naprawdę zrobiło się jej przykro. Nie była w dobrym zdrowiu. Nie pozwoliła jednak, by te słowa wpłynęły na wyraz twarzy, którzy utrzymywała od momentu wejścia.

— Wzajemnie — odparła ze spokojem, a naszyjnik uniósł się przed nią. Kilka osób spojrzało niepochlebnie na tak skromną biżuterię. No tak… Wisiorek od Celima nie był czymś drogim i ozdobnym, ale to właśnie on przypadł najbardziej do gustu nastolatki. Może dlatego, że był to podarunek od przyjaciela.

— Królowo — zaczęła kobieta, siedząca przy końcu stołu, przykuwając tym samym uwagę wszystkich — chcielibyśmy poruszyć kwestię spoufalania się Pander z ludem poza wyspy, uważamy, że kara jaką nam wymierzyłaś za ataki jest niesprawiedliwe i krzywdząca dla naszych ludzi — powiedziała, spoglądając prosto w oczy królowej.

Aoxis słuchając tego wywodu niejednokrotnie miała ochotę przerwać kobiecie i wygarnąć, co o tym wszystkim myśli. Pozwoliła jej jedynie mówić ze względu na maniery.

— Urelso Kapern, nie uważasz, że zachowujesz się aż nazbyt zuchwale? — spytała Aoxis z takim spokojem, że sama siebie nie poznawała. Na początku rządów nie umiała tak doskonale maskować swoich uczuć, ale życie nauczyło ją, że dla osób takich jak ona, emocje mogą okazać się czymś zgubnym. Ludzie wykorzystają każde twoje słowo przeciwko tobie, użyło manipulacji, by zmusić cię do myślenia jak oni. Aoxis musiała być sprytniejsza, chociaż nieraz się jej to po prostu nie udawało. Nadal była zwykłym człowiekiem.

Kobieta lekko się speszyła, ale nie pokazała tego, wiedząc, że byłby to znak, że jej wysokość wygrała. Nie chciała oczywiście toczyć boju z królową, ale musiała poruszyć kwestię przymusowej odbudowy zniszczeń.

— Wybacz jeśli cię uraziłam, wasza wysokość — poprosiła Urelsa. — Jednak wiele osób nie zgadza się z karą, jaką wymierzyłaś. Fakt, odbudowy zakończyły się dawno, ale nadal Pander utrzymuje kontakty z innymi królestwami. Wielu z nas twierdzi, że to naruszenie naszych tradycji i pogwałcenie zasad.

Aoxis westchnęła, opierając głowę na swojej dłoni. Ponownie musiała komuś tłumaczyć, dlaczego chciała zrekompensować straty jakie ponieśli ludzie spoza wsypy z powodu prób odzyskania jej. Nie uważała tego za coś dziwnego czy też niepotrzebnego. Ludzie umierali, zniszczono tak wiele miejsc… Królestwa poniosły stratę, a ona po objęciu tronu czuła przymus wynagrodzenia tego wszystkiego. Życia nie przywróci, ale przynajmniej chciała naprawić to, co mogła.

— Uważasz, że napaść na ród królewski było czymś, co zasady uznają za stosowne i właściwe? — spytała, obserwując otoczenie. — Czy wszyscy już zapomnieli w jaki sposób potraktowaliście poprzedniego króla, królową i księcia?

W odpowiedzi na to pytanie kilka osób spuściło głowy lub odwróciło wzrok. Było im wstyd i z dwudziestu dziewięciu dumnych, patrzących na nią szlachciców została tylko osiemnastka, w tym ta przeklęta kobieta.

— Królowo… To była inna sytuacja — uznała po chwili.

Aoxis wyprostowała się, po czym złączyła swoje dłonie, zaciskając je. Miała ochotę po prostu stamtąd wyjść, ale… Nie mogła, a dokładnie nie powinna tego robić.

— Inna sytuacja? Zaatakowaliście mój ród ze względu na własne korzyści. Każdy wie, że powodem buntu nie był sposób władzy mojego ojca, a potrzeba pokazania, że jesteście lepsi i doskonalsi niż łagodny król, który odmówił pomnożenia potęgi Pander. Szkoda tylko, że nikt z was, no może poza poprzednią głową rodu Sester nie wiedział, co należy zrobić, by takową potęgę zdobyć — odparła, a jej głos zabrzmiał na nieco bardziej zirytowany, ale nadal nie ukazywał furii, którą czuła nastolatka.

Jeden mężczyzna chciał coś najwyraźniej powiedzieć, ale zaraz Aoxis uniosła dłoń do góry, uciszając go. Jeszcze tego jej brakowało, żeby zaczęli mówić o jakże niesprawiedliwym traktowaniu rodu Sester. Nie chciała tego słuchać.

— Ani słowa — odparła beznamiętnie. — Wracając do naszego właściwego tematu. Nie znaliście sytuacji i ślepo podążyliście za osobą, która zrobiłaby wszystko byle uzyskać to, czego od początku pragnęła. — Nabrała nieco powietrza, chcąc całkowicie uspokoić swój głos. Za dużo emocji. — Sytuacja z atakiem na królestwa była taka sama. Uznaliście, że muszę wrócić, ale to wy wcześniej mnie stąd, można powiedzieć, wygnaliście. Powinnam powiedzieć nie i zostawić was z demonem wiszącym nad ramieniem, ale nie zrobiłam tego. Zdecydowałam się walczyć o kraj moich przodków, o mój dom. Nie zamierzam teraz wysłuchiwać waszych skarg na niewłaściwe traktowanie, bo przez waszą arogancję już zbyt wiele osób straciło życie. Sojusze ciągle są aktualne i jeśli usłyszę choćby plotkę, że któreś z was, moi drodzy, spiskuje przeciwko naszym przyjaciołom, oskarżę go o zdradę królestwa i skażę na śmierć — zapewniła.

Zapanowała cisza. Wszyscy widzieli, że królowa wcale nie żartowała. Zdawali sobie także sprawę, że powinni być o to oskarżeni już wiele lat wcześniej. Ich kary były bardzo łagodne.

Aoxis nienawidziła grozić innym śmiercią, ale w tym wypadku nie miała wyjścia. Nie mogła pozwolić, by ktokolwiek w taki sposób wpływał na jej decyzję. Podejmowała każda po konsultacji ze starszyzną i czasami także po rozmowie z przyjaciółmi. Byli najlepszymi doradcami.

Królowa przyjrzała się każdemu, zauważając, że nikt już nie ma nic do powodzenia. Każdy spoglądał na stół albo unosił wysoko głowę, a spojrzenie miał wbite w jedną ze ścian.

— Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. Sojusze są bardzo ważne — dodała Aoxis. Wiedziała, że nie można rządzić strachem i ciągle zastraszać innych, ale w tej kwestii nie zamierzała oszczędzać w środkach. — Czy ktoś jeszcze ma jakąś sprawę? — spytała spokojnie.

Jeden z mężczyzn westchnął.

— Ja mam, królowo — powiedział, spoglądając w stronę Aoxis. — Jeśli pozwolisz przedstawię sytuacje z wioski pod jurysdykcją rodu Sester.

Słysząc nazwisko Eliasa, Aoxis lekko się napięła, ale nie powiedziała nic więcej. Nie mogła. Mężczyzna nie chciał jej urazić, a powiedzieć, co dzieje się w królestwie. Skinęła mu głową, pozwalając tym samym mówić dalej.

— Elias Sester wykonuje swoje zadanie znakomicie, ale wiem, że nie powiadomił cię o problemie, który w ostatnim czasie nawiedza wioskę i kilka okolicznych miast, znajdujących się pod jego opieką.

Nie powiadomił? Aoxis zrobiło się nieco wstyd, ponieważ często ignorowała listy z pieczęcią rodu Sester. Zawsze myślała, że to przeprosiny czy coś w tym guście. Rzadko kiedy je czytała i była możliwość, że pominęła wołanie o pomoc. Zacisnęła mocniej dłonie, splątując je ze sobą.

— Od kilku tygodni na te miejsca napadają stada leśnych wilków. Oczywiście pan Sester zadbał, by wszystkie, znajdujące się w jego środki bezpieczeństwa, zostały użyte, ale niestety, nie wystarcza to. Wilki nadal niszczą ogrody, domy i mordują zwierzynę, było także kilka ataków na ludzi — wytłumaczył.

Leśne wilki… Aoxis westchnęła, a wisiorek przybliżył się do niej. Te stworzenia były bardzo agresywne, wyglądały tak jakby ktoś wykonał je całe z mchu, a oczy jarzyły się jadowitą zielenią. Najgorszy był jednak fakt, że były odporne na magię, a przebicie przez bariery zajmowało im kilkanaście do kilkudziesięciu godzin.

— Rozumiem, przekaż mu, żeby przybył do zamku jutro w południe. Muszę poznać całą sytuację, a wtedy zdecyduje ile łowców potrzebują — zadecydowała królowa.

Nie chciała widzieć Eliasa, ale chodziło tutaj o dobro ludu. Nie mogła zostawić Panderian na pastwę tych stworzeń. Nie zasługiwali na to, byli tylko niewinną częścią społeczeństwa. Już za życia w Fil zrozumiała, że prostych ludzi stać na szczerość. Widziała to nawet na swoim przykładzie. Będąc Filizjanką nie musiała tyle kłamać, co jako panderiańska królowa.

— Wyślesz tam łowców, pani? — spytała zaskoczona, młodziutka Panderianka, siedząca naprzeciw Urelsy.

Naszyjnik od razu się do niej zbliżył.

— Tak, panno Arei, łowcy powinni poradzić sobie z zagrożeniem szybciej niż reszta oddziałów. Zostali wyszkoleni by walczyć z niebezpiecznym stworzeniami z pomocą magii jak i bez niej. Są najpewniejszą opcją. Nie chciałabym zbyt wielu ofiar wśród Panderian — odparła Aoxis spokojnie.

Szlachcianka uśmiechnęła się lekko. W jakiś sposób podziwiała królową. Wstąpiła na tron po tym, co się stało i nie kara otwarcie członków buntu. Widać, że ma do nich żal i nie chce dopuszczać do wielu spraw, ale nie jest to strasznie krzywdzące. Obecna władczyni Pander wcale nie wydawała się mieć zaledwie osiemnaście lat.

Rozmowy trwały jeszcze dwie godziny. Poruszono kwestię podjętych decyzji, nadchodzącej w Pander zimy i urodzin królowej. Chciano z tej okazji urządzić wielki bal, ale królowo nie wyraziła na to zgody. Postanowiła, że z okazji swoich dziewiętnastych urodzin, każdemu Panderianowi rozda się taką samą pieniędzy, a na placach w wioskach będą stać kramy z przedmiotami lepszej jakości w o wiele niższych cenach niż zazwyczaj. Oczywiście wszystko miało zostać pokryte pieniędzmi z królewskiego skarbca.

Jedna szlachcianka pozwoliła sobie także zauważyć, że królowa powinna w niedługim czasie znaleźć sobie męża i przedłużyć ród, ale tak jak w poprzednim wypadku, spotkało się to z dużym niezadowoleniem. Aoxis nie zamierzała jak na razie zakładać rodziny. Miała jeszcze zbyt wiele rzeczy do zrobienia, a rodzina na pewno nie pomogłaby jej w prowadzonej polityce. Na dodatek gdyby urodziła, osoby będące przeciwne sposobem jej rządów, mogłyby wreszcie pozbyć się kłopotliwej królowej. Nie mogła na to pozwolić.

Kilka osób wyraziło aprobatę dla budowy nowych studni i fabryki brin. Tak… Aoxis znając sposób tworzenia magicznego silnika, zadecydowała, że w Pander znajdzie się taka fabryka. Będzie ona raczej niewielka i tylko na użytek własny królestwa, jednak wieści o tym zapewne szybko dotrą do Edit, a wtedy może dojść do wielu nieporozumień. Nie chciała zaatakować ludu poza wyspy, ale musiała myśleć o dobru własnego kraju, ludzi, za których odpowiadała. Brin był im potrzebny. Pander polegało całkowicie na magii, może i posiadali wspaniałe maszyny, i znali zaklęcia o jakiś nikt inny nie słyszał, ale prosty mieszkaniec nie mógł sobie pozwolić na kupno wszystkich urządzeń jakie znajdowały się na zamku czy w domach szlachciców. Sytuacja materialna zwykłego ludu przedstawiała się podobnie jak Kasoner, ale nadal było widać różnicę. Aoxis chciała temu zaradzić i poprawić jakoś życia poddanych. Urządzenia, które zaprojektują i stworzą tutejsi inżynierowie, na pewno pomogą to osiągnąć.

Aoxis powoli się podniosła, a medalion powróciła na swoje właściwe miejsce, którym była szyja ciemnowłosej. Wszelkie rozmowy ucichły, a wzrok ludzi został utkwiony w ubranej w czerwoną suknię dziewczynie.

— Dzisiejsze posiedzenie uważam za zakończone — odparła Aoxis, po czym ruszyła ku drzwiom.

Starszy także wstał i ruszył za królową. Chwycił nastolatkę za dłoń, a ta od razu cofnęła zaklęcie. Bez słowa ruszyli ku gabinetowi Aoxis. Dziewczyna zawsze tam przebywała po rozmowach i często zapraszała do siebie Mędrca, by poznać jego opinię o podjętych decyzjach. Starszy był doskonałym słuchaczem. Chwalebny i Śmiały także, ale to właśnie Mędrca, Aoxis najbardziej lubiła pytać o zdanie.

Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, dziewczyna usiadła na kanapie i westchnęła, zamykając na moment oczy.

— Poproś do… — zamilkła, czując drgania magii. Ktoś rzucił jakiś czar. Od razu sama uaktywniła wisiorek i rozejrzała się spięta. Nie zobaczyła jednak niczego niepokojącego. W pokoju oprócz niej i Chwalebnego nie było innej osoby. Jedyną nową rzeczą, był znajdujący się na biurku list, który nadal promieniował magią.

Chwalebny natychmiast zbliżył się do wiadomości i zbadał magiczny ślad. Była od Celima, ale… Czuł także nieco obcej magii, jednak była ona podobna w sygnaturze do tej Filizjana. Musiała pochodzić od jego krewnych. Starszy wziął przedmiot i zbliżył się do czekającej na wieści królowej.

— Wasza wysokość, wiadomość pochodzi od twojego przyjaciela, Celima Ana — odparł spokojnie Chwalebny.

Aoxis słabo się uśmiechnęła.

— Przeczytaj mi proszę o czym pisze — poprosiła, cofając zaklęcie z wisiorka, by dać swojej mocy odpocząć. Nie mogła się tak ciągle przeciążać. Jeszcze się pochoruje i całe Pander stanie na głowie.

Chwalebny nic nie powiedział, szykując się do czytania. Prześledził pobierze treść listu i był już pewien, że to o czym usłyszy królowa bardzo ją zmartwi.

— Droga Aoxis Ender, królowo Pander. Wiem, że powinnam najpierw cię pozdrowić, ale w ostatnim czasie żyję w pośpiechu i stresie, wybacz mi przejaw braku szacunku do ciebie. Piszę w imieniu mojego syna, który sam jest zbyt dumny, by poinformować cię o całej sytuacji. Jak zapewne wiesz w ostatnim czasie w Fil nie dzieje się najlepiej. Ludzi dręczy zaraza, która zebrała już dość spore żniwo.

Aoxis zmarszczyła brwi. Nic nie wiedziała o zarazie. Dlaczego nikt o niczym nie wspomniał?! Zacisnęła dłonie, czując ogarniające nią wściekłość. Prosiła, by zwiadowcy byli czujni i informowali ją o każdym problemie w Fil. Była ciekawa kto doprowadził do tego zaniedbania. Westchnęła, słuchając dalej i mając coraz to gorsze przeczucia.

— Niestety, ale nawet najlepsi lekarze z innych królestw, nie są wstanie na nią zarazić. Dodatkowo zarazić się mogą nią tylko Filizjanie bądź pół Filizjanie i nie muszą oni wcale przebywać w Fil. Chorych od razu odsyła się do domu, gdy zauważy się pierwsze objawy. Chcę prosić cię o pomoc, chociaż wiem z opowieści Celima, że masz bardzo wiele na głowie. Mam jednak nadzieję, że mnie zrozumiesz, królowo. Jestem matką, a moje dziecko leży pogrążone w gorączce. Nie wiem co robić, jak mu pomóc.

Aoxis uniosła dłoń do góry, powoli wstając. Była przerażona, zła i zawiedziona. Każdy na Pander wiedział jak cenni są dla niej przyjaciele. Czy to była jakaś kara? Sądziła, że tak. Nikt nie chciał jej powiedzieć o niebezpieczeństwie w jakim był Celim i dowiedziała się o nim w najgorszym momencie. Celim był już zarażony. Mógł umrzeć. Nie wyobrażała sobie jego straty. Nie mogła. Był dla niej niczym brat, jeśli znowu straci kogoś bliskiego przez Panderian… Załamie się.

— Czytaj dalej — rzuciła, chodząc po pokoju zdenerwowana i z ogniem w oczach. Musiała znaleźć sposób, by uratować Celima. Zrobi wszystko byle przedłużyć jego życie. Nie zasługiwał na śmierć w tym wieku.

Chwalebny wahał się przez moment. Widział jak tak wiadomość wstrząsnęła Aoxis. Sam wiedziało zarazie, ale sądził, że ta wiadomość dotarła także do królowej. Nie spodziewał się, że ktoś mógł zataić coś tak ważnego.

— Proszę cię o pomoc dla mojego upartego syna, a twojego przyjaciela. Wiem, że nie powinnam powoływać się na waszą przyjaźń, ale nie mam innego wyjścia. Proszę o wybaczenie i błagam o ratunek. Przynajmniej spróbuj znaleźć rozwiązanie. W Fil wiele mówią o twoich osiągnięciach, mądrości i potędze. Wielu się ciebie boi, ale i także szanuje, ponieważ tylko dzięki tobie nie było więcej ofiar — czytał, a głos mężczyzny w pewnym momencie zadrżał. Był poruszony. Samo czytanie wprawiało go w uczucie rozpaczy. To niesamowite, jak za sprawą słów można wywołać w kimś innym dane uczucie. Odchrząknął. — Teraz błagam o pomoc dla Filizjan i mojego dziecka. Wybacz mi, już się powtarzam, ale nie umiem inaczej. Już nawet nie pamiętam o czym pisałam, a o czym miałam napisać. Liczę, że chociaż spróbujesz pomóc Celimowi. Gorączkując ciągle szeptał twoje imię, królowo.

To ostatnie zdanie sprawiło, że w oczach Aoxis stanęły łzy. Celim ciągle ją wołała, a ona nawet nie była wstanie… Zasłoniła twarz dłońmi, mając nadzieję, że Chwalebny jej nie widział. Od tak dawna nie płakała przy kimś innym. Ale teraz nie mogła nad sobą panować. Chciała być teraz w Fil i trzymać dłoń Celima. Musiała znaleźć lekarstwo. Nie tylko przez przyjaźń z chłopakiem, ale i też sympatię. Przez wiele lat Fil było jej domem.

— Pozdrawiam cię, najjaśniejsza pani i czekam na decyzję — skończył starszy, po czym spojrzał na królową. Widząc w jakim jest stanie, zbliżył się do niej i dotknął ramienia. Nastolatka odtrąciła go, ocierając łzy.

Aoxis było wstyd. Nie chciała, by widział ją ktokolwiek inny. Musiała się opanować. Z całych sił próbowała ukryć ból i rozpacz. Miała nadzieję, że jakoś się jej to udało. Doceniała także fakt, że Chwalebny nie rzucił żadnego dziwnego komentarza. Nie wiedziała jak miałaby się przed tym bronić.

Zacisnęła dłonie w pięści. Płacz niczego jej nie da. Musiała wziąć sprawy w swoje ręce i sprawdzić każdą możliwą opcję. Jeśli Mulianie nie dali rady to może Panderianie będą mogli. Przewyższali ich przecież technologią, wiedzą i czarami. W tych wszystkich księgach musiało być coś przydatnego!

— Wezwij do sali narad Mędrca i najlepszego z uczonych. Mają przybyć jak najszybciej — odparła po chwili ciszy wyraźnie podłamanym głosem. — Nakaż też przybyć osobie odpowiedzialnej za przekazywanie mi wieści — dodała.

Chwalebny ponownie dotknął ramienia Aoxis. Chciał dodać nastolatce otuchy. Rozumiał, że to może być dla niej bardzo trudne. Traktowała przecież Celima jak brata, członka rodziny. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co czuła na myśl o stracie kolejnej bliskiej sobie osoby.

— Moja pani, odpocznij, zajmiesz się tym później — zaproponował delikatnie. Nie chciał, by królowa pod wpływem emocji zrobiła coś głupiego. Musiał ją chronić.

— Nie dotykaj mnie — poprosiła. — Chcę tylko byś ich wezwał, zrób to, proszę — szepnęła z bólem. — Nie mogę go stracić, Chwalebny, Celim jest dla mnie jak rodzony brat. Kolejnej takiej straty już nie zniosę — wyznała podłamana.

Te wszystkie uczucia… wspomnienia… Fakty ponownie zaatakowały Aoxis z niewyobrażalną siłą. Wreszcie nie wytrzymała, pękła. Zaczęła drżeć i szlochać. Wpadła w histeryczny płacz. Pozwoliła sobie na chwilę słabości, ale po prostu na jej barkach znalazło się za dużo spraw. Westchnęła, chcąc się opanować. Jednak nie była wstanie. Zamknięta w bransoletce dusza Ao musiała interweniować, kiedy wyczuła pulsowania mocy królowej. Nie chciała, by straciła kontrolę i po prostu tak jak ponad rok temu, sprawiła, że Aoxis zasnęła. Dusza była przekonana, że sen pomoże nastolatce się opanować i przemyśleć wiele rzeczy.

Rozdział 2 Pierwsze kroki

Aoxis obudziła się kilka godzin później. Powoli usiadła na łóżku. Spojrzała niezadowolona na bransoletkę. Nie podobało się jej to, że została w tak okrutny sposób zmuszona do snu. Nie miała czasu na odpoczynek. Musiała znaleźć sposób, by pomóc swojemu przyjacielowi. Zeszła z łóżka, rzuciła zaklęcie i od razu poprawiła suknię i rozplątała warkocz. Chciała jakoś wyglądać, ale… Czuła wstyd. Chwalebny widział moment, w którym całkowicie się załamała. To naprawdę okropne. Nie chciała, by ktokolwiek był świadkiem czegoś takiego. Nie chodziło już nawet o godność i dumę, a fakt, że nie mogłaby znieść czyjegoś współczucia i litości. Widziała go już aż nadto dużo. Pragnęła pokazać, że jest wystarczająco silna, by samej dać sobie radę z trudnościami losu.

Zatrzymała się, czując ciepło promieniujące od bransoletki. Spojrzała w jej stronę i zastanawiała się o co może chodzić. Nagle zrozumiała, że Ao może coś wiedzieć o tej zarazie. Zamierzała skorzystać z każdej możliwej opcji. Usiadła na łóżku i dotknęła biżuterii. Nie minęło dużo czasu, a znalazła się na polanie przed zamkiem, a obok niej siedziała uśmiechnięta Ao. Pierwsza Królowa uścisnęła Aoxis i westchnęła.

— Martwiłam się, kiedy zauważyłam jak zaczęłaś tracić kontrolę. Musisz nad tym bardziej panować. Nie chciałabym, byś zasnęła podczas odwiedzin u Celima — uznała spokojnie.

Aoxis westchnęła.

— Ja także bym tego nie chciała, ale… Wiesz, że nie mogę tak po prostu opuścić Pander. Ludzie zaraz zaczną się martwić. Pewnie kogoś za mną wyślą — rzuciła niezadowolona. Prawda była taka, że sama pogłoska o wyjeździe Aoxis z królestwa wzbudzała taką sensację i strach, że ludnośćjuż ponad trzy razy stawała pod wrotami zamku i błagała, by nigdzie nie jechała. Za każdym razem były to po prostu niepotwierdzone informacje, ale nawet coś takiego niepokoiło naród.

— Twój przyjaciel jest chory, wiem, że chcesz tam być — wyznała Ao, gładząc Aoxis po ramieniu.

Pierwsza Królowa miała rację. Naprawdę pragnęła trzymać Celima za dłoń i robić wszystko, byle zbić mu gorączkę. Nie wiedziała jednak jak to rozegrać, by nikt nie robił żadnych dziwnych scen i nie zaniedbać obowiązków. Gdyby o czymś zapomniała… Zawsze mogła poprosić o pomoc Chwalebnego, ale wydało się jej to niesprawiedliwe. Starszy nie zasiadał na tronie, nie powinien zajmować się tym wszystkim. Jednak największą przeszkodą, był król Fil. Jeśli ktokolwiek doniósłby mu, że królowa Pander przebywa w Fil bez poinformowania o tym władz, ludzie spoza wyspy mogliby wpaść w panikę. Zaczęto by myśleć, że spiskuje, chcąc wykorzystać widoczne osłabienie królestwa. Oczywiście w żadnym wypadku do tego nie dążyła, ale wystarcza iskra, by powstał płomień. Jako królowa nie mogłaby zignorować ataków na Pander, musiałaby użyć siły, chociaż na pewno próbowałaby wszystko wyjaśnić. Nie wiedziała tylko czy niektórzy na pewno by to zrozumieli. Na dodatek taka wojna stałaby się zagrożeniem dla Anai, Baleri i Celima. Już teraz niektórzy patrzą na nich ze złością, strachem i pogardą. Była to nieliczna grupa, która poza swoim spojrzeniem i docinkami nic szczególnego nie robiła, ale w momencie wybuchu wojny, królestwa mogłyby wykorzystać przyjaciół Aoxis. Wtedy znalazłaby się w tak samo złej sytuacji, jak teraz. Musiałaby wybierać pomiędzy obowiązkiem, a bliskimi. Wybór wydawałby się oczywisty, wybierze przyjaciół, ale wtedy to Panderianie mogliby okazać się do nich wrogo nastawieni. I tak źle i tak niedobrze.

Aoxis zacisnęła usta. Była zła. Nie miała nawet możliwości pojechać do chorego przyjaciela, nie ryzykując przy tym czyjegoś życia. Miał przecież nastać czas spokoju i radości, czyżby Vincet się wtedy pomylił? A może ten czas jeszcze nie nadszedł? Nie wiedziała, miała mętlik w głowie. Westchnęła, dotykając swojego czoła z wyraźnym grymasem na twarzy.

— Gdybym tylko mogła wyjechać bez wiedzy innych… — mruknęła pod nosem.

Ao zabrała swoją dłoń i zasłoniła usta, śmiejąc się cicho i kręcąc głową.

— Możesz. Nikt ci nie każe rozpowiadać o wyjeździe — zapewniła, chcąc pomóc młodej królowej. Nie była jeszcze doświadczona, może dlatego nie nauczyła się jeszcze tak doskonale kłamać. Niestety, będąc u władzy musiałem opanować tę umiejętność nie tylko dla własnego dobra. — Dzięki portalom możesz dostać się do Fil w ciągu kilku sekund. Oczywiście, zawsze istnieje ryzyko, że ktoś cię zobaczy, a wtedy dojdzie do nieporozumienie, ale możesz zmienić kolor włosów zaklęciem. Nie utrzyma się ono długo, ale zdobędziesz czas, by sprawdzić w jakim stanie jest Celim i co zrobić dalej — powiedziała.

Aoxis westchnęła. Plan Ao wydawał się wręcz idealny, ale miał kilka małych niedociągnięć.

— Mam umówione spotkania. Jeśli je odwołam, będę musiała podać powód. Choroba wywoła panikę, brak czasu sprawi, że oskarży się mnie o niekompetencje, a jeśli nic nie powiem, ludzie uznają, że nimi gardzę. Musiałbym wykorzystać jedno ze spotkań — uznała niezadowolona. Przez cały tydzień, miała od groma obowiązków, a w ostatnich dniach umówiła się jeszcze z Eliasem Sesterem. Nagle coś wręcz absurdalnego wpadło jej do głowy. — Elias… Mogłabym z nim porozmawiać i… Nie… Od ponad roku nie zamieniliśmy więcej niż kilka słów. Nie wiem czy zechce mi pomóc.

Ao położyła dłoń na tej Aoxis i posłała nastolatce słaby uśmiech.

— Pomoże ci. Chłopak czuje się winny, doskonale o tym wiesz. Obwinia się za zło, jakie wyrządził tobie jego ojciec i on sam. Zrobi wszystko, byleś mu wybaczyła — zapewniła.

Aoxis zacisnęła usta. On zrobi wszystko, byle uzyskać wybaczenia, ale czy ona była wstanie mu wybaczyć? Danie mu szansy będzie jawnym znakiem, że wrócą do neutralnych stosunków i zacznie go traktować jak resztę. Nie była jedynie pewna czy potrafi to zrobić. Westchnęła.

— Porozmawiam z nim — obiecała Aoxis, patrząc na Ao. Chciała zakończyć ten temat. Musiała pomyśleć w ciszy. Wiedziała, że czas ją goni, ale nie zamierzała przez to zaraz szaleć. Pozwoliła dzisiaj emocjom na zbyt wiele. — Mam do ciebie inne pytanie. Czy wiesz coś o zarazie jaka dotyka Filizjan? — spytała.

Ao spojrzała na nią smutnym wzrokiem. Aoxis od razu zrozumiała jaka jest odpowiedź.

— Nie znam nawet szczegółów, wiem tyle, co ty. Może gdybym dowiedziała się więcej, coś by wpadło mi do głowy — oznajmiła, chcąc pocieszyć Aoxis. — Jednak nigdy nie słyszałam, by lud Dana dopadła jakaś zaraza — wyznała. — Może to dlatego, że umarłam dość szybko — westchnęła.

Aoxis spojrzała w dal. Martwiło ją to wszystko. Musiałą znaleźć jakiś sposób na chorobę i pomóc Filizjanom. Nie była wstanie myśleć o niczym innym jak to.

— Jaki był Dan? — spytała nagle Aoxis. Chciała znaleźć temat, który pomoże się jej trochę odprężyć.

Pierwsza Królowa spojrzała na nastolatkę zaskoczona pytaniem.

— Dan? Bardzo żywiołowy, uparty, zdolny, ale leniwy — zaśmiała się, przypominając sobie nagle o czymś zabawnym. — Był moim pierwszym przyjacielem. Nawet nie wiesz jaki wstyd czułam, kiedy prosiłam o ślub z tą kobietą. Chciałam zjednoczyć świat, by mógł się bronić. Nie tylko przed Panderianami, ale i demonami. Wbrew temu, co można uważać. Nie tylko nasz przodek zawarł pakt z jednym z nich. Wielu próbowało, jednak nie każda umowa może zostać zawarta. Czasami na tych, którzy próbują spada gniew demona, a wtedy ich los jest bardzo zgubny — wyznała.

To zaciekawiło Aoxis. Ile osób oprócz Eristosa wezwało do tego świata te potworne kreatury? Aż zadrżała, przypominając sobie swoją rozmowę z demonem. Ta magia była przerażająca. Gdyby nie fakt, że miała swój cel i kurczowo się go trzymała… Demon zmanipulowałby ją i zostałaby małżonką straszliwej kreatury.

— Dlaczego niektóre umowy są odrzucane? — spytała Aoxis zaciekawiona.

Ao spojrzała prosto w oczy swojej krewnej i zacisnęła usta.

— Nie wiem. Wątpię, by ktokolwiek wiedział na czym polega wybór demona. Najwyraźniej można polegać wyłącznie na swoim szczęściu — stwierdziła. Aoxis zamyśliła się. — Nawet nie waż się choćby rozważać czegoś takiego — zabroniła Ao stanowczo. — Wiesz jak potraktują osobę, która splamiła ich honor? — spytała.

Aoxis westchnęła. Mogła się spodziewać, co zrobiłby z nią przedstawiciel tej rasy, ale nigdy nie zamierzała zawierać takiego paktu. Nie mogłaby. Znała konsekwencje. Podobnie jak każdy Panderian. Zadbała o to, by wszyscy z jej ludu poznali prawdę. Gwarantowało to bezpieczeństwo koronie jak i zrozumienie powodu ukarania osób powiązanych z buntem i wojną.

— Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Nie martw się — poprosiła, po czym westchnęła. — Ao, nigdy nie zawarłabym takiego paktu. Znajdę sposób na uratowanie Celima, ale na pewno nie będzie on powiązany z tymi istotami. Nie chcę nawet o nich słyszeć — zapewniła ze szczerością w głosie.

Ao odetchnęła z ulgą. Naprawdę poczuła się spokojniejsza, słysząc odpowiedz nastolatki. Jednak… Życie nauczyło ją, że ludzie czasami pod wpływem emocji robią dziwne rzeczy, na które normalnie nigdy by się nie odważyli. Bała się, że Aoxis kiedyś po prostu nie wytrzyma i popełni straszliwy błąd. Mimo wszystko to nastolatka, na której barkach postawiono wielką odpowiedzialność. Może i Pander pod wieloma względami jest w o wiele lepszej formie niż reszta królestw, ale nie ma w nim tych więzi, poczucia, że ktoś inny od Panderian nie jest odrzucany. Lud z wyspy od początku żył przekonany o swojej wyższości, a ciągle rosnąca moc kraju, wcale nie pomagała zmienić przekonań. Aoxis chciała dokonać tego, czego nawet Ao się nie podjęła. Obecna królowa dążyła do zatarcia się granic między Pander, a resztą królestw. Wiedziała, że nigdy nie osiągnie tego w pełni, ale i tak próbowała otworzyć ludzi na innych. Robiła to mimo swoich przeżyć. Wielu osób po prostu machnęłoby ręką, ale Aoxis spróbowała wybaczyć. Ao naprawdę ją podziwiała, ale i za każdym razem spoglądała z rosnącym smutkiem w sercu. Poza przyjaciółmi… w sercu Aoxis nie było nikogo. Jeśli straci choćby jedną bliską osobę… Jak poważne będą tego skutki? Widząc wcześniejszy atak, naprawdę była przerażona na myśl o tym.

— Muszę już iść, Ao. Mam rozmowę z Mędrcem i jednym z uczonych. Może oni będą coś wiedzieć na temat zarazy — uznała Aoxis, wstając. — Jeszcze przyjdę — obiecała.

Ao skinęła głową, po czym obserwowała jak nastolatka rozpływa się w powietrzu. Westchnęła, kładąc się na trawie. Zamierzała obserwować poczynania Aoxis i w razie potrzeby wspierać kolejne pokolenie władców Pander. Bransoletka była więzieniem, którego nigdy nie opuści. Będzie mogła jedynie zasnąć. Taki los sama sobie wybrała, kiedy zatruła się w Fil.

Aoxis pokręciła głową, przeczesując włosy palcami. Zbliżyła się do szafki i wzięła szczotkę. Zaczęła rozczesywać splątane kosmyki. Nawet jeśli czuła potrzebę, by wybiec z pokoju i jak najszybciej przeprowadzić rozmowę z Mędrcem, musiała choć trochę zadbać o wygląd. Wcześniejsze poprawki były bardzo marne, jeśli chodziło o włosy. Gdyby ktoś zobaczył ją wyglądając jakby zobaczyła trupa, to pewnie zaraz zaczęto by dociekać. Nie miała na to czasu. Wolała poświęcić te kilka minut uczesaniu się niż kilkanaście godzin na tłumaczenie swojego zachowania.

Gotowa odłożyła szczotkę na miejsce i spojrzała w lustro. Widziała smutek w swoich tęczówkach. Na moment zamknęła oczy, biorąc kilka głębokich wdechów. Musiała się uspokoić. Ukryć i panować nad uczuciami. Innej drogi nie było, jeśli chciała iść naprzód. Życie to okrutna gra, od której można uciec tylko na chwilę… Nie… Ma się możliwość znaleźć chwilę wytchnienia, nic ponadto.

Kiedy wszystko było takie jak zawsze królowa opuściła swój pokój, utrzymując ciągle zaklęcie na wisiorku. Najgorsze było to, że naszyjnik, który zawsze dodawał jej sił teraz był niczym ciężar, przypominający o stanie Celima. Czuła presje czasu, z którą musiała walczyć.

Spotkała po drodze do sali Chwalebnego. Posłała mu słaby i wymuszony uśmiech, po czym westchnęła.

— Czy…?

Chwalebny chwycił ją za dłoń, sprawiając, że zamilkła.

— Wasza wysokość, proszę, nie ukrywaj swoich uczuć. Duszenie tego wszystkiego w sobie na pewno nie wyjdzie ci na zdrowie — uznał. — Ludzie nie są wstanie trzymać smutku i złości w sobie przez całe życie. W pewnym momencie każdy nie wytrzymuje — dodał.

Aoxis słuchała go uważnie, po czym westchnęła i posłała Chwalebnemu słaby uśmiech. Doskonale wiedziała o wszystkim, co powiedział. Na dodatek były chwile, kiedy pozwalała sobie na przeżywanie tego wszystkiego. Na przykład nocami, gdy wreszcie mogła odpocząć z dala od innych.

— Nie martw się. Nie duszę tego w sobie przez cały czas. Mam przyjaciół, którzy są wstanie mnie wysłuchać i znieść, kiedy opowiadam o wszystkim — zapewniła. Powiedziała prawdę. Miała swoich bliskich. — I teraz jedna z ważnych dla mnie osób jest w niebezpieczeństwie. Muszę jej pomóc — dodała.

Chwalebny westchnął, puszczając dłoń królowej.

— Rozumiem… I proszę o wybaczenie — poprosił. — Ale… Pamiętaj, że ja, Mędrzec i Śmiały jesteśmy tutaj po to, by ci pomagać. Nam także możesz się zwierzać. Nikt cię nie wyśmieje, wasza wysokość — zapewnił.

Aoxis spojrzała mu w oczy. Wiedziała, że rada od zawsze służyła rodzinie królewskiej radą. Jednak… Jeśliby miałaby się komuś z niej zwierzać to na pewno byłby to Chwalebny. Spędzała z nim najwięcej czasu i wydawał się jej… najbardziej ludzki. Żałowała tylko, że nigdy nie widziała jego twarzy, ale uszanowała prośbę starszych o nie zmuszanie ich do ściągnięcia materiału.

— Musimy już iść — zauważyła, po czym chwyciła ramię Chwalebnego, cofając zaklęcie. — I nie muszę ci wybaczać. Nie zrobiłeś niczego złego — zapewniła.

Mężczyzna westchnął. Księżniczka, a teraz już królowa miała dobre i wrażliwe serce. Starała się wszystkich traktować sprawiedliwe, ale pewnym jest, że nigdy się to w pełni nie uda. Mimo to podziwiał ją. W ciągu roku osiągnęła bardzo wiele. Jakoś życia Panderian wzrosła, a handel z innymi królestwami poprawił sytuację ekonomiczną kraju. Wielu władców chciałoby osiągnąć tyle co Aoxis.

Powoli ruszył przed siebie, prowadząc królową przez korytarze. Czyste i błyszczące podłogi w czarnym, białym, brązowym albo szarym kolorze. Ściany także wykonane z różnych materiałów. Jedne z kryształu, drugie z marmuru, a inne po prostu z cementu, który później pomalowano. Zamek był bardzo różnorodny, ale zmiany nigdy nie następowały nagle. Pałac był podzielony na różne sektory, a każdy z nich był inny od poprzedniego. Zmierzali właśnie ku sali bankietowej. Ściany w pomieszczeniu zostały wykonane z kryształu, którego barwa przypominała biel przybrudzoną odrobinę różu. Sala była ogromna i wyglądała bardzo elegancko. Nie było widać przepychu. Aoxis go nie lubiła i nawet jeśli nie widziała własnymi oczyma to przy pomocy wisiorka mogła dostrzec wiele rzeczy. Niektóre były niewyraźne, ale jednak.

Stół, miejsce przeznaczone do tańców, kominek, kilka unoszących się w powietrzu magicznych kul, dwie, marmurowe rzeźby kruków i obraz białego jelenia w jakiejś ciemnej grocie — tak w skrócie przedstawiało się wyposażenia wnętrza.

Mędrzec i uczony widząc królową od razu wstali z krzeseł i skłonili się tak jak nakazywały manier. Aoxis doceniała to, że każdy naprawdę okazywał jej szacunek, ale często czuła się z tym nieśmiało. Nadal miała w sobie takie wewnętrzne przekonanie, że nie jest kimś szczególnym.

— Witaj, królowo — przywitał się Mędrzec bez zająknięcia, a uczony zaraz powtórzył to samo, ale o wiele bardziej zestresowanym głosem. Widać, że spotkanie z władczynią było dla niego czymś bardzo ważnym i emocjonującym.

Aoxis skinęła głową.

— Witajcie, dziękuję, że przybyliście na moje wezwanie — wyznała wdzięczna.

Naprawdę to doceniała. Chodziło przecież o życie Celima i każda pomoc była mile widziana. Można uznać, że była pod tym względem zdesperowana, ale… Nie była to prawda. Nawet dla Celima nie mogłaby zawiązać paktu z demonem. Przeklęła w myślach. Nie rozumiała dlaczego ciągle o tym myślała. Przecież zakończyła ten temat. Może czasami lepiej nie poruszać drażliwych sprawy, bo później ciągle się o tym myśli. To było okropne.

Chwalebny poprowadził królową do stołu, po czym ta się od niego odsunęła, a następnie usiadła na krześle, ruchem ręki pokazując, by reszta także to uczyniła. Mędrzec i Chwalebny zrobili to bez zawahania, tylko uczony bał się w jakiś sposób zbliżyć do królowej. Ale powoli usiadł po lewej stronie Mędrca, jednocześnie znajdując się dość daleko od Aoxis.

— Zapewne wiecie dlaczego po was posłałam. Jestem zasmucona faktem, że informacja o zarazie nie dotarła do mnie wcześniej. Każdy winny zaniedbania zostanie ukarany, ale nie o tym chciałam z wami porozmawiać.

Dla ludzi z boku ta nagła zmiana tematu mogła wydać się głupia, ale tak naprawdę w słowach Aoxis było ukryte ostrzeżenie. Nie chciała, by ktoś znowu coś zaniedbał. Chodziło tutaj o zdrowie Celima i zajmie się tym wszystkim osobiście.

— Czy któryś z was wie coś na temat tajemniczej zarazy, która dręczy Filizjan? — spytała Aoxis po chwili ciszy. — Jak ją wyleczyć?

Mędrzec spojrzał w stronę królowej i od razu się wyprostował. Aoxis od razu odwróciła się w jego stronę.

— Nie było czasu dokładnie się temu przyjrzeć, moja pani — wyznał spokojnie. — Jednak doszedłem do wniosku, że może mieć to związek z klątwą jaka spoczywa na osobach z filizjańską krwią w żyłach — dodał.

Aoxis zacisnęła nieznacznie dłoń. Klątwa, która spoczywała na pamięci Filizjan mogła sprowadzić zarazę? Zastanawiała się jak to możliwe. Na dodatek… Czym dokładnie było to przekleństwo i jak się go pozbyć. Sądziła, że jeśli zniknie to Fil zostanie oczyszczone, a chorzy powinni wyzdrowieć. Jednak… Skąd Mędrzec wiedział, że może oto chodzić?

— W czasie gdy odpoczywałaś, królowo, wysłałem jednego Panderiana po próbki od chorych — wyznał starszy.

Chwalebny spojrzał na niego ostrzegawczo. Nikt bez pozwolenia władczyni nie powinien robić czegoś takiego. Król Fil mógł to zrozumieć tak jakby to Pander ich zaraziło. Ludzie ciągle żywili do nich urazę i były ostrożne. Nikt nie był tym zaskoczony.

— Wybacz, królowo, ale…

Aoxis uniosła dłoń, pokazując, by mężczyzna zamilkł.

— Nie musisz się tłumaczyć. Rozumiem dlaczego to zrobiłeś i nie jestem zła. Jednak następnym razem poinformuj mnie. Ufam jednak, że zadbałeś o wszelkie środki ostrożności i nikt nie wie, że w Fil przebywał ktoś z Pander — powiedziała spokojnie, ale w oczach królowej czaiło się ostrzeżenie. Nie mogła dopuścić, by relacje z Filizjanami uległy pogorszeniu. Nawet nie chciała myśleć, że coś takiego się stanie. Chciała zdobyć ich sympatię i zawrzeć porozumienie.

Mędrzec uśmiechnął się, jednak nie było to widoczne. Miał przecież zasłoniętą twarz, tak samo jak Chwalebny i Śmiały. Nie odsłaniali jej nigdy. Chwalebny raz popełnił błąd, pokazując wizurek księżniczce Ao, a ta się w nim zakochała. To było niedopuszczalne i Mędrzec często to wypominał.

— Oczywiście, zadbałem o wszystko, królowo. Nikt nie wie, że jesteśmy w posiadaniu tych próbek — zapewnił. — Z badań wynika, że w organizmie Filizjan powoli zachodzi mutacja. Doszedłem do tego, kiedy porównałem próbki sprzed kilkuset, kilkudziesięciu lat i kilka innych.

Aoxis naprawdę była zaskoczona, że starszy posiadał coś takiego. Spojrzała na niego zaciekawiona. Czyżby w Pander prowadzono badania, o których nie wiedziała?

— Niegdyś zlecono nam badania nad krwią pozostałych ludów. Jest o tym napisane w jednym z raportów.

Teraz sobie przypomniała. Szukano czy krew ludzi z innych królestw mogła posłużyć jako składnik eliksiru, lekarstwa, a od niedawna sprawdzano również czy Panderianie mogliby zakładać rodziny z Filizjanami, Editami, Xesjanami, Kasonerianami i Mulianami. Niestety, na razie wyniki nie były zadowalające. Próbowano różnych rzeczy, ale krew Panderian po prostu wyniszczała się z tą drugą, co mogło doprowadzić do śmierci zarówno dziecka jak i ciężarnej. Szukano jednak dalej. Aoxis nie zamierzała na siłę zmuszać ludzi do zakładania rodzin, ale w razie czego chciała pokazać w wynikach, że coś takiego jest możliwe.

— Moja pani — powiedział nieśmiało uczony, decydując się przestać milczeć — nie jestem pewny w stu procentach, ale możliwe, że znam substancje, która powstrzyma, a dokładnie spowolni mutacje, wydłużając długość życia chorego jak i poprawiając jego stan — wyznał.

Wreszcie usłyszała jakieś konkrety na temat choroby. Cała jej uwaga skupiła się na Panderianie. Musiała wiedzieć więcej.

Słowa starszego Panderiana zaskoczyły Mędrca. Sam niczego nie znalazł, a ten człowiek… Zainteresował się nim. Może jeśliby połączyli badania dowiedziałby się czegoś nowego? Miał wiele lat, widział i wiedział o wielu rzeczach, ale… zawsze mogło mu coś umknąć.

— Kontynuuj — poprosiła Aoxis, patrząc na niego z zainteresowaniem podobnie jak Chwalebnym i Mędrzec.

Uczony powoli wstał, po czym odchrząknął. Nie zamierzał zawieść swojej królowej i starszyzny. Na dodatek czuł się wyróżniony, że zdołał ich zainteresować.

— Amiles amane — powiedział, a pomniejszona tablica opuściła jego kieszeń i znalazła się naprzeciw zgromadzonych.

Aoxis skierowała swój wisiorek bliżej tablicy, bo widziała ją bardzo niewyraźnie, a nie mogła pominąć czegoś ważnego. Tutaj chodziło o Celima i każda wskazówka była ważna.

Uczony może i wyglądał na pierwszy rzut oka na nawet spokojnego, ale w środku trząsł się z zdenerwowania. Nie wiedział co powinien zrobić najpierw. Pokazać jak doszedł do tego wszystkiego? Powiedzieć, co jest antidotum? A może opowiedzieć o czymś innym powiązanych z chorobą? Westchnął, czując jak trzęsą mu się dłonie.

— Nana leursi tendet aweron samel — rzucił uczony, a na tablicy pojawiła się szara mgła.

Aoxis spoglądała na to wszystko przez wisiorek z zainteresowaniem. Rzadko się zdarzało, że ktoś pokazywał swoje wspomnienie albo wspomnienia w taki sposób. Oglądało się to niczym sztukę, tylko w takiej przenośnej formie i rozgrywającą się na ekranie, a w tym wypadku na tablicy. Jednak… Zaklęcie należało do zaawansowanych. Lud spoza wyspy mógłby nie być wstanie go rzucić. To ją martwiło. Może istnieje jakiś sposób na lekkie zatarcie tej różnicy w magii między Pander, a resztą? Nie zamierzała jednak zdradzać innym krają nowo powstałych zaklęć. Mimo wszystko proces utworzenia jakiegoś czaru, był skomplikowany i nieraz trwał kilka lat. Na początku ustalało się cel, a później wybierano słowa z pradawnych ksiąg, które z połączone z odpowiednią ilością magii i skupienia, spełniało oczekiwania stworzyciela. Nie każdy posiadał możliwość utworzenia nowego czaru.

Uczony przedstawił w jaki sposób doszedł do wynalezienia prowizorycznego lekarstwa, pomijając błędne próby. Aoxis widziała jak miesza różnorodne eliksiry, których nazw nawet nie znała. Mieszanina miała jasnożółty kolor i lśniła, przynajmniej w wspomnieniach Panderiana.

— Nazwałem to Remter, królowo — wyznał.

Wszystko wyglądało bardzo ładnie i Aoxis się to podobało, ale do głowy nasuwało się jej jedno pytanie „Skąd wie, że to spowolni chorobę?”. Spojrzała na mężczyznę wyczekująco.

— Nie mam pełnego obrazu, bo sprawdziłem to tylko na chorej krwi, ale jestem pewien, że powstrzymuje to mutacje komórek — odparł. — Mogę poręczyć za to swoim życiem — dodał.

Aoxis westchnęła. Nie mieli pewności, ale… Musiała ratować Filizjan przed wymarciem.

— Przygotuj zapas mikstury — rozkazała Aoxis, posyłając uczonemu lekki uśmiech. — Mędrcze, daj mu wszystko czego potrzebuje i nadzoruj przebieg prac — poprosiła. — Dobrze się spisałeś — zwróciła się do Panderiania. — Należy ci się nagroda, udaj się z Chwalebnym, on przekaże ci pochwałę. Możesz zażyczyć sobie czego tylko zechcesz — zapewniła. Musiałą zaraz spotkać się z kimś innym. Do spotkania z Eliasem było jeszcze trochę czasu. Strasznie się niecierpliwiła, chciała już z nim porozmawiać.

Uczony skłonił się, a tablica pomniejszyła się i znów skryła w jego kieszeni.

— Twoja pochwała jest dla mnie najwspanialszą nagrodą — powiedział, kłaniając się. Był… zauroczony królową. Wyglądała na taką silną, dostojną, a z jej czynów mógł wywnioskować, że miała dobre serce. Oczywiście, nie pasowało mu kilka rzeczy w rządach Aoxis, ale na pewno były one kilkukrotnie lepsze niż te, które prowadził poprzedni król.

Chwalebny wstał i wraz z uczonym opuścił pomieszczenie. Mędrzec także chciał wyjść i pozwolić Aoxis pracować, ale ta zatrzymała go ruchem dłoni.

— Mam prośbę, wyślij do króla Fil list, chciałabym go odwiedzić. Rozmowy przez posłów nie są efektywne — wyznała, podając jednocześnie poboczny powód swojego wyjazdu. To powinno w jakiś sposób uspokoić ludzi, ale niepokój i tak pozostanie. Musi to dobrze rozegrać.

Mędrzec westchnął. Mógł się spodziewać, że królowa poprosi go o coś takiego. Widział, że darzyła Fil większa sympatią niż inne królestwa. Rozumiał dlaczego. Wychowywała się tam przez wiele lat. To był jej drugi dom. Na pewno za nim tęskniła i chciała o niego dbać.

— Dobrze, moja pani. Wyślę list — obiecał starszy, a następnie wyszedł, zostawiając Aoxis. Musiał wszystkiego dopilnować. Wiedział, że brak wieści z Fil bardzo zasmuciła królową. Nie rozumiał dlaczego ktoś zrobił coś takiego. Znał pobudki, ale nadal nie rozumiał. Aoxis naprawdę była dobrą jak na swój wiek królową. Nie mogli wymagać od niej cudów. Wróciła do życia jako członek rodziny królewskiej zaledwie rok temu.

Rozdział 3 Wizyta

Spotkania były nudne. Aoxis zawsze się zastanawiała po co tyle tych pogawędek, jeśli zazwyczaj nie było na nich niczego istotnego. Najgorsze było jednak to, że nawet gdyby stanęła na głowie i starała się odwołać choćby jedno takie spotkanko, dana osoba mogłaby uznać to za obrazę. Tego dnia irytowało ją to wszystko bardziej niż zwykle. Wyczekiwała spotkania z Eliasem. Musiała go przekonać do pomocy, dać szansę i przede wszystkim zobaczyć, co z Celimem. Nie miała czasu rozmawiać z jakimiś szlachcicami, którzy mieli problem z zorganizowaniem święta w wioskach, które mieli pod opieką albo pytali o zgodę, którą dawno już otrzymali na piśmie. Najgorsze były jednak przypadki, kiedy ktoś rozmawiał z nią o jakimś pierdołach, które mógł sam rozwiązać. Była naprawdę zła, ale starała się to ukryć. Udawało się jej to, chociaż była już na granicy wytrzymałości. Nadal była jedynie człowiekiem i nawet ona miała swoje limity w tolerowaniu innych. Zauważyła jednak coś niepokojącego. Cała ta sytuacja z zarazą, a dokładniej mutacją w organizmie Filizjan, sprawiła, że Aoxis trudniej przychodziło kontrolowanie własnych emocji. Powinna się opanować i przede wszystkim… Zrobić coś z tymi spotkaniami. Połowa z nich była niepotrzebna i naprawdę mogła się bez nich obejść tak samo jak druga strona. Pomówi o tym z Chwalebnych, gdy tylko nieco się uspokoi i opanuje złość. Jeśli spotkanie z Eliasem wypali powinna być w o wiele lepszym humorze.

Powoli wstała ze swojego miejsca, widząc, która to już godzina. Wisiorek unosił się przed Aoxis i dzięki niemu nastolatka była wstanie bezpiecznie wyjść ze swojego gabinetu. Pomiędzy ostatnim spotkaniem, a tym z Eliasem miała chwilkę przerwy, by przejrzeć najnowsze dokumenty i raporty. Zajęła się także sprawą nieprzekazanych wieści z Fil. Winni zostali ukarani i okazało się, że palce maczał w tym jeden ze szlachty. Była naprawdę rozczarowana, gdy się o tym dowiedziała ale i jednocześnie spodziewała się tego. Tylko wysoko postawieni mogliby przekupić posłańca albo przechwycić list od niego. To było okrutne. Miała wrogów w własnych poddanych. Jedynym plusem było to, że nie mogą jej zabić, bo to oznacza jednocześnie ich śmierć.

Nim ruszyła do sali, w której miały miejsca spotkania, udała się do swojego pokoju. Jakąś godzinę temu uczony przekazał jej fiolkę z pierwszą dawką lekarstwa. Nie pytał po co ono królowej. Nie miał prawa, ale widać było, że ciekawość zżerała go od środka. Aoxis spojrzała na buteleczkę i westchnęła. Nigdy nie sądziła, że posunie się do czegoś takiego by uratować Celima… Nie uważała go za mało ważnego dla siebie, a po prostu danie szansy Eliasowi było czymś wręcz niemożliwym. Nigdy nie chciała już na niego patrzeć, chyba, że naprawdę musiała, a teraz chciała powiedzieć, że może zacząć traktować go jak innych obywateli Pander, którzy nigdy nie zrobili nic złego. Aoxis nadal pamiętała tamten pocałunek. Na nieszczęście czasami o nim śniła. To było czasami przerażające. Westchnęła, kręcąc głową i chowając fiolkę. Musiała skupić się teraz na tym, co chciała osiągnąć. Czuła się jednak nieco źle… Można powiedzieć okłamywała Eliasa, bo nie była gotowa dać mu szansy, ale… Jeśli obieca, że się postara, to na pewno to zrobi. Nie chciała już więcej kłamać. Nawet jeśli dla dobra innych. Wiedziała, że ciągle nie będzie mówić prawdy, ale kiedy mogła to chciała to robić.

Już nic jej nie zatrzymywało. Ruszyła na spotkanie z Eliasem. Kiedy weszła do pomieszczenia, od razu go dostrzegła dzięki wisiorkowi. Szlachcic widząc królową, od razu się skłonił.

— Witaj, królowo — przywitał się z szacunkiem w głosie, nie unosząc głowy. Nadal czuł wstyd i nie chciał zdenerwować Aoxis. Sądził, że spotkanie z nim było wymuszone przez sytuacje i nie mylił się. Nie spodziewał się jednak, że Aoxis zbliży się do niego i położy mu dłonie na ramionach. Uniósł nieznacznie głowę do góry, zastanawiając się czy nie śni.

— Królowo…? — spytał, patrząc prosto w te czarne oczy władczyni Pander. Nie wiedział, co się dzieje i jak miał zareagować. Po prostu stał, czekając na kolejny ruch Panderianki. Ugryzł się w język, powstrzymując pytanie dotyczące stanu jej zdrowia. Nie chciał urazić królowej, a na pewno by to zrobił, zadając pytanie.

Aoxis spoglądała na niego. Spodziewała się ujrzeć niedowierzanie, sama nie mogła uwierzyć, że robiła, co robiła. Dotykała osoby, której zakazała choćby zbliżać się do zamku bez odpowiedniego wezwania.

— Eliasie… — zaczęła cicho, po czym odchrząknęła, zabierając swoją dłoń.

Nadal patrzyła na niego, nieznacznie zadzierając głowę do góry, ponieważ mężczyzna był od niej troszkę wyższy. Nie bolała jej szyja jak w przypadku, gdy patrzyła na Celima, ale… Właśnie! Nie miała czasu na zabawę. Musiała załatwić to szybko. Miała jedynie nadzieję, że Elias niczego nie utrudni.

— Wiem, że od tamtego dnia nie utrzymywałam z tobą kontaktu. Doceniam to, że uszanowałeś mój rozkaz, ale teraz… Proszę cię o pomoc. Nie… Błagam cię, żebyś mi pomógł — uznała z widoczną szczerością w głosie. Nigdy nie myślała, że nadejdzie dzień, gdy ukorzy się przed Eliasem, ale ten moment nastał. — Zapewne słyszałeś, a jeśli nie to dowiesz się ode mnie, Fil nawiedza straszliwa zaraza, która dotyka jedynie ludzi z filizjańską krwią w żyłach — powiedziała, po czym westchnęła, chcąc się uspokoić, by niczego nie pokręcić. — Celim jest chory, leży w gorące. Mam lek, który może mu pomóc — złapała Eliasa za dłoń, patrząc mu w oczy. — Proszę cię, chciałabym byś podczas naszego spotkania posiedział tutaj sam i ukrył przed starszyzną i resztą Pander fakt, że odwiedzam w tym momencie Fil. Wiem, proszę o wiele, ale… W zamian za to jestem gotowa dać ci szansę. Możemy zacząć od początku — wyznała.

Elias słuchał królowej i po prostu nie dowierzał. Rozumiał dlaczego Aoxis chciała dać mu szansę. Powinien skorzystać, powiedzieć, że z chęcią przyjmie ofertę, ale… Nie mógł. Nie chciał sztucznej uprzejmości. Zabrał dłoń z uścisku królowej i cofnął się o krok.

Aoxis widząc zachowanie Eliasa, poczuła jak ulatuje z niej ostatnia iskierka nadziei. Jeśli odmówi… Nie było nadziei na odwiedzenie Fil tak szybko jak chciała. Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że Elias uklęknie i pochyli nisko głowę.

— Królowo, to prawda, że najbardziej na świecie pragnę byś dała mi szansę — przyznał. — Ale nie chcę, byś robiła to przymuszona. Pragnę byś sama tego zapragnęła — wyznał. Aoxis zacisnęła usta. Prośba Eliasa była trudna do spełnienia. — Jestem twoim uniżonym sługą. Poprzysiągłem, że popełnię błędów ojca i innych zdrajców. Zawsze będę ci służyć, nie ważne czy przez to nagnę prawo i zostanę skazany na śmierć — odparł, a w sercu Aoxis znowu pojawił się płomyczek nadziei i… poczuła się mile zaskoczona. Elias naprawdę na poważnie do tego podchodził. — Pomogę ci moja pani. Możesz ruszać do Fil. Zajmę się wszystkim. Proszę tylko byś nie zapomniała o sprawie, z którą przybyłem — poprosił.

Aoxis spoglądała na niego i stało się coś naprawdę niespotykanego. Nie wiedziała, co powiedzieć, jak zareagować. Eliasowi należały się podziękowania, ale… Tutaj nie chodziło nawet o jego zgodę, a postawę. Dla niej był gotowy na wszystko, chciał byś jedynie narzędziem w dłoniach. To… Z jednej strony godne podziwu, a z drugiej smutne. Posuwał się do czegoś takiego by odkupić nie tyle swoje winy, co ojca. Królowa uklękła, zrównując się z Eliasem. Zrobiła coś równie zaskakującego, co on. Nikt by się nie spodziewał, że władczyni Pander uklęknie przed osobą, którą darzyła niechęcią.

— Moja pani…? — spytał Elias cicho, nie mogąc powiedzieć czegokolwiek. Panderian myślał teraz o wszystkim. Czy powinien się poruszyć? Powiedzieć coś? Miał mętlik w głowie.

Aoxis spoglądała w oczy mężczyzny, po czym bez żadnych słów, przytuliła go. Elias spiął się, jednak to nie sprawiło, że królowa się od niego odsunęła. Obejmowała go, a jej warga drżała.

— Dziękuję, Eliasie. Naprawdę wiele dla mnie robisz, zgadzając się. Dziękuję, naprawdę — wyszeptała wzruszona. — Dam ci szansę. Nie ze względu na twoją zgodę, a postępowanie. Chcę spróbować — powiedziała nagle, odsuwając się nieznacznie od szlachcica. Czuła jak szybko biło mu serce i wcale się nie dziwiła. Zrobiła coś bardzo niespotykanego i zastanawiała się co ją od tego podkusiło.

Westchnęła, spoglądając w oczy Eliasa. Były takie same jak reszty Panderian, a przynajmniej miało się takie wrażenie w pierwszym momencie. Tak naprawdę wyróżniały je iskry. Może pojawiły się one dopiero teraz? Nie wiedziała. Wcześniej nie była tak blisko chłopaka. Powoli i z trudem wstała. Mimo wszystko sukienka nie była odpowiednim strojem do takich rzeczy. Powinna się przebrać przed podróżą do Fil, ale nie miała na to czasu ani okazji. Jeśli teraz stąd wyjdzie ktoś ze służby mógłby ją zauważyć, a później Chwalebny dowie się o wszystkim bardzo szybko i zacznie drążyć. Westchnęła, patrząc na Eliasa. Mężczyzna naprawdę jej pomógł.

Aoxis pokazała zszokowanemu chłopakowi, by się podniósł, po czym uśmiechnęła się do niego delikatnie. Był to szczery uśmiech, który sprawił, że serce szlachcica zaczęło szybciej bić. Królowa dała mu coś o co nawet nie ośmieliłby się prosić. Był jej wdzięczny za szansę i ten uśmiech. Ale nawet gdyby po prostu potraktowała go jak narzędzie… Nie zmieniłby swojego zachowania. Nadal by jej wierni służył i karał każdego kto choćby powie o niej źle. Aoxis była jego królową, jedyną osobą, którą mogła władać Pander, nie widział w tej roli nikogo innego.

Elias zrównał się z królową, patrząc jej głęboko w oczy, po czym odwrócił wzrok. Wiedział, że musiała już iść i nie zamierzał jej zatrzymywać.

— Moja pani, powinnaś już iść — powiedział, opanowując swój głos, by nie było widać, jak bardzo jest tym wszystkim poruszony. Pragnął ukryć swoje wzburzone uczucia.

Aoxis uśmiechnęła się szerzej, po czym spoważniała.

— Masz rację, wrócę nim minie czas — obiecała, po czym cofnęła się o krok.

Elias skinął głową, obserwując królową. Zamierzał usiąść dopiero gdy władczyni się przeniesie.

Panderianka przyzwała do siebie wisiorek, chwytając go w dłoń, przez co niczego już nie widziała. Musiała się jednak skupić na przeniesieniu się do Fil. Nie chciała dopuścić do pojawienia się jakiś konsekwencji. Chciała załatwić to szybko, by Celimowi się nie pogorszyło. Najgorsze jednak było to, że lek nie był wcześniej testowany na żadnym chorym… Podejmowała ryzyko.

Nie minęło dużo czasu, a królowa znalazła się w innym miejscu. Powoli otworzyła oczy, rozglądając się. W domu Celima była tylko raz i to przez kilka minut, kiedy to chłopak zapomniał jednej rzeczy podczas pobytu na Pander. Posmutniała, uświadamiając sobie dobitnie, że wspomnienia z przyjacielem mogą być tymi ostatnimi jeśli niczego nie zrobi.

Pomieszczenie, w którym się znalazła nie było zbyt duże. Znajdowało się w nim drewniane łóżko, w którym spał Celim, szafa i stół z rozrzuconymi przedmiotami. Stał nawet na nim jakiś niedokończony twór chłopaka. Oprócz tego na drewnianej, jasnej podłodze znajdował się szorstki dywan z czarnym włosiem i pudła wypełnione różnymi przedmiotami, książkami i minerałami. Na krześle stojącym obok łóżka rzucony był mundurek Celima. Ściany miały zieloną barwę. Pokój wyglądał tak… jakby stworzył go Celim. Doskonale oddawał jego charakter. Ta niedbałość i wyraźna dokładność przy tworzeniu tego przedmiotu, pokazywały wnętrze chłopaka. Aoxis uznała, że gdyby ktoś wchodził do jej pokoju i zwracał uwagę na szczegóły, zauważyłby jaka naprawdę była.

Dziewczyna zbliżyła się do Celima, a unosząca się w powietrzu i dająca światło kula, przesunęła się na bok. Naszyjnik był niedaleko Aoxis. Musiała mieć dobrą widoczność, by w razie czego odpowiednio zareagować. Nie sądziła, by mogło jej coś tutaj zagrozić, ale… Przezorny zawsze ubezpieczony.

Złapała Celima za dłoń. Czuła jak ciepły był. Zacisnęła usta, rozumiejąc jak tragiczny był stan przyjaciela. Westchnęła, patrząc na bladą twarz chłopaka. Widziała na czole Celima kropelki potu. Walczył z chorobą jak tylko mógł i była pewna, że nie zamierza się poddać.

Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i weszła do niego starsza kobieta z wyraźnie widocznym zmęczeniem na twarzy. Ubrana była w czerwoną, przybrudzone spodnie i białą koszulkę. W dłoniach trzymała tacę z parującą cieszą, okładem i jakąś fiolką. Widząc klęczącą obok łóżka syna, elegancko ubraną kobietę, opuściła przedmioty.

Aoxis podniosła się, a wisiorek zbliżył się w stronę mamy Celima.

— Dzień dobry, proszę pani. Proszę o wybaczenie, powinnam wejść drzwiami, ale niezbyt mogę tutaj obecnie przebywać — wyznała Panderianka, patrząc na zszokowaną kobietę.

Mama Celima zbliżyła się do królowej Pander i przytuliła ją. Po chwili odskoczyła, rozumiejąc, co takie zrobiła.

— Wybacz, królowo, nie chciałam, ale… Bardzo ciesze się z twojego przybycia. W pewnym momencie zaczęłam wątpić czy pomożesz mojemu dziecku — wyznała zawstydzona matka, a jej lisie uszka oklapły.

Aoxis położyła dłoń na ramieniu rudowłosej kobiety. Już wiedziała po kim Celim miał kolor włosów.

— Nie masz za co przepraszać. To ja weszłam do twojego domu bez pozwolenia — uznała spokojnie.

Starsza kobieta zalała się łzami, nie wiedząc jak ma wyrazić wdzięczność związaną z przybyciem Aoxis do Fil. Domyślała się, że musiało to być trudne, ale… Od czasu gdy dostarczono list zapewne nie minęło zbyt wiele czasu, a mimo to królowa wyspy stała obok i przepraszała za wejście do chaty bez pozwolenia. Matka Celima uznała, że nastolatka naprawdę musi mieć dobre serce. Nie znała jej zbyt dobrze. Wszystko, co wiedziała opierało się na opowieściach syna, który często zachwalał Aoxis. Wspominał także o wadach, ale zdarzało się to zdecydowanie rzadziej. Widziała, że Celim był oczarowany przyjaciółką i czasami obawiała się, że to może przerodzić się w coś głębszego. Chciała dla syna wszystkiego co najlepsze, ale związek z królową… Nawet nie chciała myśleć ile wrogów by sobie narobił. Sądziła, że wiele osób chciałoby zdobyć serce Aoxis i w przyszłości zasiąść na tronie.

Aoxis była lekko zaskoczona łzami kobiety, ale z całych sił próbowała ją pocieszyć. Nie była w tym może najlepsza, ale przynajmniej coś robiła. Widząc, że mało co się sprawdza, zdecydowała powiedzieć Filizjance o lekarstwie.

— Proszę pani, przybyłam do Fil z lekarstwem dla Celima, a przynajmniej rzeczą, którą powinna poprawić jego stan i powstrzymać postęp choroby — wyznała.

To sprawiło, że matka Celima spojrzała na królową zaskoczona i wdzięczna. Istniała szansa dla jej jedynego i najukochańszego dziecka. Poczuła zbierające się w oczach łzy. Uklękła, łapiąc Aoxis za materiał sukni. Zachowanie pani An było naprawdę niespotykane i peszyło Panderiankę. Przywykła, że ludzie się przed nią kłaniają chociaż czasami było to denerwujące, ale… Nikt nigdy nie dziękował w taki sposób. Prędzej błagał o litość, chociaż nikt nie miał prawa dotknąć odzienia królowej, straże na to nie pozwalały. Teraz… Aoxis poczuła się nieco dziwnie, ale i też miło. Wreszcie była w miejscu, w którym nikt nie odganiał od niej ludzi i pozwalała się im zbliżyć na wyraźne polecenie. Jednak… Nie chciała, by matka Celima przed nią klęczała.

— Proszę… Niech pani wstanie — powiedziała, pomagając kobiecie się podnieść.

Matka Celima dostrzegła w oczach Aoxis jakby zranienie, ale niczego nie powiedziała, widząc jak szybko zniknęło. Nie wiedziała, że nastolatka potrafi w doskonały sposób zamaskować własne uczucia. Nie widziała jak pracowała, rozmawiała z szlachcicami i przemawiała to ludu. Nie znała Aoxis od tej strony. Celim opowiadał o tym jaka była przy nich, w momencie, gdy mogła odpocząć i odciąć się od tronu i ciążącej na głowie korony.

— Nim podam lekarstwo Celimowi… Chciałabym od razy poinformować, że nie było ono na nikim testowane. Celim byłby pierwszy i… Czy mimo to zgadza się pani na podanie mu lekarstwa? — spytała grzecznie. Nie chciała zrobić czegokolwiek wbrew woli matki przyjaciela.

Filizjanka spojrzała na królową smutna. Rozumiała dlaczego nie zostało sprawdzone, a przynajmniej myślała, że to z tego powodu. Żaden Filizjan nie przyjąłby pomocy od ludu z wyspy. Zbyt wiele złego o nim słyszano. Sama także się nieco bała Panderian i zawsze gdy Celim udawał się na wyspę, zastanawiała się zmartwiona czy na pewno do niej wróci. Zawsze wracał zdrowy i uśmiechnięty, ale obawy pozostawały. Teraz także je miała. Nie wiedziała czy powinna się zgodzić, ale… Celimowi i tak nie zostało dużo czasu.

— Tak, proszę, podaj mu to lekarstwo. On już i tak nie ma innej szansy niż ono i ty — odparła zrozpaczona. Taka była prawda. Jej dziecko umierało. Lekarstwo, które trzymała Aoxis było ostatnim promykiem nadziei, w który wierzyła. Nie było innego sposobu niż po prostu zaufać przyjaciółce syna. Mogła jedynie ufać, że nastolatka przed nią naprawdę chciała, by Celim przeżył.

Aoxis widząc zgodę kobiety, skinęła głową, po czym poprosiła, by kobieta jej pomogła. Nie chciała przecież, by Celim udławił się lekarstwem. Matka Aoxis zrobiła wszystko, co nakazała Panderianka. Kiedy nastolatka była pewna, że Celim na pewno się nie udusi, podała mu lekarstwo i pomogła przełknąć. W takim momencie naprawdę była wdzięczna, że miała swój wisiorek. Gdyby go straciła… Nie byłaby wstanie pomóc przyjacielowi. Brak wzroku… Naprawdę był poważnym ciosem, ale przynajmniej miała jakąkolwiek alternatywę.

— Musimy chwilkę poczekać — wyznała, spoglądając na Filizjankę. Rozumiała dlaczego się niecierpliwiła, ale nie mogła przyśpieszyć czasu. Byłoby to ryzykowne i mogłoby przynieść odwrotny rezultat niż by chciała.

Matka Celima z trudem zgodziła się cierpliwie czekać. Chciała już wyściskać swojego dziecko i porozmawiać z nim. Chłopak tak długo spał… Miała wrażenie, że powoli zapomina barwy głosu i koloru oczu nastolatka. Ale… Po upływie kilku minut gdy dotknęła dłoni syna zaniepokojona, że nic się nie stało, doznała szoku. Temperatura ciała chłopaka zdecydowanie spadła, ale nie do tego stopnia, by móc go nazwać zimnym jak trup. Wydawała się normalna, jak u niej. Spojrzała na Aoxis, mając nadzieję, że ta to potwierdzi.

Gdyby nie wisiorek Panderianka, nigdy by się nie domyśliła o co prosi kobieta. Westchnęła, zaciskając dłonie.

— Przepraszam, ale nieszczególnie wychodzą mi zaklęcia z zakresu medycyny. Musimy poczekać aż się obudzi — wyznała skołowana. Uznawana była za potęgę, ale tak naprawdę jak każdy miała zaklęcia, których nie potrafiła wykonać. Nie dlatego, że była słaba magicznie, a po prostu rzucając dany czar nie potrafiła zrobić tego tak, by zadziałał. Zawsze albo coś wybuchało albo zaczynało płonąć.

Matka Celima lekko sposępniała. Chciała już coś powiedzieć, ale zaraz zamknęła usta. Wolała milczeć i udawać cierpliwą, niż urazić w jakikolwiek sposób osobę, która ratowała jej dziecko. Mimo wieku kobieta posiadała bardzo poważną wadę. Była bardzo niecierpliwa.

Aoxis sprawdziła godzinę i spostrzegła, że zostało jej niecałe dwadzieścia minut. Zacisnęła usta wyraźnie niezadowolona. Chciała zobaczyć czy Celim się obudzi, czy też nie. Naszyjnik zbliżył się do nastolatka, a Panderianka pogłaskała chłopaka po głowie. Był jej przyjacielem i nic tego nie zmieni. Westchnęła, zamykając oczy i przypominając sobie o ich pierwszej rozmowie w akademii. Była niechętna i niezbyt przyjazna, ale dzięki uporowi Celima zdołali się poznać. Zaczęło się od niewinnego i nic nieznaczącego spotkania, a skończyło się na przyjaźni. Los naprawdę bywał nieprzewidywalny.

Mijały kolejne minuty, a Aoxis zaczynała się coraz to bardziej denerwować. Zaraz skończy się jej czas, a wtedy… Co miała zrobić? Elias i tak wiele dla niej zrobił i ryzykował. Prośba, by skłamał… Nie, z Mędrcem by to nie przeszło. Ten człowiek był aż nadto czujny. Śmiały i Chwalebny podobnie, ale to drugi ze starszyzny najszybciej łączył fakty. Zapewne już pomyślał o tym, ze Aoxis zacznie kombinować by dostać się dp Fil wcześniej, a kiedy tylko usłyszy o cudownym uzdrowieniu Celima, zaraz do niej przyjdzie i będzie wiedział, co zaszło. Było to nieco przerażające, ale każdy ze starszych posiadał jakieś nadzwyczajne umiejętności. Mędrca to nadzwyczajna spostrzegawczość i inteligencja.

Tak się zamyśliła, że nie zauważyła, że Celim poruszył dłonią. Jednak czujne oczy jego matki od razu to wyłapały i chwyciły nastolatka za dłoń. Potrząsnęła lekko Aoxis, zapominając całkiem kim jest i ruchem głowy wskazała na nudzącego się chłopaka. Panderianka na początku nie wiedziała, co się dzieje, ale dostrzegając otwarte oczy Celima, od razu zrozumiała. Lek działał. Naprawdę poprawiał stan chorego i zatrzymywał mutację. Nie… Nie była pewna czy spełnił swoją drugą funkcję, ale musiała się cieszyć tym, co miała.

Szarooki zamrugał kilka razy, widocznie zmęczony. Choroba go wykańczała i fakt, że się obudził. Zaskoczyła nawet jego. Chwilę zajęło mu, by zrozumieć, że obok siedzi Aoxis. Rozdziawił usta w geście zaskoczenia.

Matka Celim mocno przytuliła Aoxis, dziękując jej ze łzami w oczach, po czym dotknęła czoła syna i dalej szeptała podziękowania. Nastolatka po prostu ją obserwowała, ciesząc się, że przyjaciel się obudził. Z trudem powstrzymywała łzy radości.

Celim uniósł dłoń, nie mogąc nic powiedzieć przez suchość w gardle i dotknął powoli ręki przyjaciółki.

— Musisz odpoczywać — wyznała dziewczyna, ściskając czule dłoń chłopaka. — Dopiero co się obudziłeś, ale teraz będzie tylko lepiej. W Pander na pewno znajdziemy sposób, by w pełni was wyleczyć — zapewniła, chociaż wiedziała, że mogła obiecywać niemożliwe. Chciała jednak dać im jak i sobie nadzieję. Nie zamierzała stracić Celima i na pewno zrozumie, co jest powodem tej mutacji.

Celim westchnął, znów chcąc coś powiedzieć, ale miał za sucho w gardle. Jego mama zaraz mocno go przytuliła, chcąc pokazać jak bardzo kochała syna i jak się martwiła.

— Synku… Tak bardzo się ciesze — wyznała kobieta, mocno obejmując dziecko. — Twój tata będzie szczęśliwy gdy mu powiem, że się obudziłeś — wyszeptała szczęśliwa. Naprawdę była szczęśliwa z przebudzenia swojego syna. Wreszcie mogła spokojnie żyć i nie bać się następnego dnia, który mógłby okazać się tym ostatnim dla Celima.

Kiedy kobieta się odsunęła, a Celim wreszcie się napił, spojrzał na przyjaciółkę, która spoglądała na niego ze słabym uśmiechem.

— Dziękuję, Aoxis — wyszeptał, znów łapiąc za dłoń Panderianki. — Gdyby nie ty to pewnie w tym momencie witałbym się ze swoimi przodkami — rzucił z nutą żartu.

Aoxis pokręciła głową, po prostu nie dowierzając jak Celim się zachowywał. Mógł umrzeć, a właśnie żartuje. To przejaw głupoty czy troski o nią i jego matkę? Nie wiedziała, ale sądziła, że to drugie.

— Masz moje słowo Aoxis, że zrobię wszystko byś i ty wyzdrowiałą — odparł poważnie Celim, przytulając przyjaciółkę. Była dla niego bardzo ważna.

Aoxis westchnęła. Już sama nie wierzyła, że może zostać wyleczona i powoli przyzwyczajała się do tej myśli. Nie zamierzała odzyskiwać wzroku jeśli ktokolwiek inny miałby cierpieć. Miała dość tego ciągłego wyzyskiwania ludzi. Objęła przyjaciela i sprawdziła godzinę. Musiała już iść, chociaż tak bardzo nie chciała. Najchętniej zostałaby z Celimem i jego matką, ale… Nadszedł czas by powróciła do swoich obowiązków. Wszystko co dobre kiedyś się kończy.

— Muszę już iść — wyznała, odsuwając się od Celima. — Mam obowiązki. Postaram się jednak przyjść jutro — zapewniła.

Celim spojrzał na nią posępnie nie dlatego, że szła, a dlatego, iż przeczuwał, że Aoxis przebywa w Fil bez wiedzy Chwalebnego. Starszy na pewno by na to nie pozwolił. Trochę go już poznał, chociaż wątpił, by wiedział wszystko.

— Nie przychodź jeśli mam ci to zaszkodzić — poprosił, szepcząc do ucha nastolatki.

Aoxis westchnęła, uśmiechając się lekko.

— Niestety, nie mam w zwyczaju słuchać innych — zażartowała, odsuwając się od Celima i powoli wstając. Spojrzała na matkę chłopaka.

— Do widzenia i do zobaczenia — odparła Aoxis, a kobieta wstała i na pożegnanie, mocno przytuliła nastolatkę, ponownie dziękując.

Panderianka czuła się nieco lepiej. Celim się obudził. Stan chłopaka się poprawił, a to oznaczało, że lekarstwo działo. Teraz musiała zadbać, by badania ciągle trwały. Przeniosła się do Pander, zastając siedzącego Eliasza, który pił herbatę. Przywitała go i powstrzymała od wstania. Zostało jeszcze trochę czasu i zaczęła rozmawiać o problemach z jakimi przybył do zamku. Do końca spotkania uśmiech nie znikł z jej twarzy. Naprawdę była szczęśliwa.

Rozdział 4 Strony

Aoxis w niedługim czasie dokonała tego, czego chciała. Powody spotkań zostały zmienione i teraz nikt do niej nie przyjdzie z powodu jakiejś pierdoły. A nawet jeśli się odważny, ma prawo go nie przyjąć. Ta zmiana naprawdę ułatwiła jej życie i sprawiła, że już nie musiała się przejmować nalotem szlachciców. Zyskała nieco wolnego czasu, który mogła w większej mierze przeznaczyć na odpoczynek. To naprawdę pozwoliło Aoxis odpocząć. Jednak ciągle nie zapominała o sytuacji w Fil. Rozpoczęto rozmowy z królem Filizjan. Chciała tam pojechać i sama z nim pomówić, ale najpierw powinna mieć zgodę na przybycie. Już sam fakt, że codziennie spędzała czas u Celima mógłby wiele kosztować. Podejmowała to ryzyko martwiąc się o przyjaciela, ale tak naprawdę na szali było dużo więcej. Nadal była młoda i zbyt niedoświadczona, by zauważyć wiele rzeczy. Jak na razie starszyzna nie wiedziała o wyprawach na Fil, ale jeśliby wiedziała… Na pewno by to odradzała, a Elias zostałby w jakiś sposób ukarany, chociaż z poparciem Aoxis nikt za wiele by mu nie mógł zrobić.

Starszyzna nie wiedziała o umowie królowej i Eliasa, ale zauważyła zmianę nastawienia. Aoxis uśmiechała się na myśl o spotkaniu i często pytała, która godzina, gdy miała się spotkać z głową rodziny Sester. Było to naprawdę niesamowite i lekko zastanawiające. Mędrzec rozmyślał nad tym długo. Wpadł na wiele pomysłów, ale naprawdę nie wiedział, który mógłby być prawdziwy. W każdym było coś, co pokazywało, że to właśnie taka była prawda. Rozważał także jakąś umowę, ale zaraz zaczął się zastanawiać nad powodem radości władczyni. Nie miał także czasu na zbyt długie gdybanie nad tym, musiał zająć się badaniami. Aoxis ciągle chciała odnaleźć właściwe lekarstwo, ale poza miksturą spowalniająca działania choroby nie udało się osiągnąć nic więcej. Badania z krwią dawały ten sam rezultat, nie istniał specyfik zdolny polepszyć sytuację Filizjan. To naprawdę smuciło królową, ale nie pozwoliła się nikomu poddać. Uznała, że to dopiero pierwsze dni badań i nie od razu zbudowano zamek. Miała rację, dlatego nikt z grupy badawczej nie rezygnował. Uczony, będący autorem pierwszej mikstury i Mędrzec ciągle mieli nowe pomysły. To podnosiło resztę na duchu.

Aoxis westchnęła, a naszyjnik od Celima opadła na biurko. Dzisiaj nie odwiedzi Filizjana. Musiała wreszcie zająć się sprawą Eliasa. Ludzie nie mogą dłużej czekać na ratunek. Należało wysłać odpowiednią ilość łowców. Nie chciała wysłać ich za mało albo za dużo.

Zamknęła oczy, chociaż to niczego nie zmieniło. Czy były zamknięte czy też otwarte i tak niczego nie widziała. Dopadła ją melancholia, rozmyślała o tym, co działo się kiedyś. Przypomniała sobie jak Celim złożył jej w dzień koronacji przysięgę. Słowa chłopaka rozbrzmiały w głowę królowej. „Aoxis Edner, ja, Celim An, przysięgam ci, że do końca swojego życia będę trwać po twojej stronie i wykonam każdy powierzony przez ciebie rozkaz.” Na myśl o tym słabo się uśmiechnęła. Obietnica, że zawsze będzie przy niej, pierwszy przyjaciel, który nigdy jej nie porzucił. Miała jeszcze oczywiście Balerię i Anaię, ale to z Celimem posiadała o wiele głębszą więź. Nie umiała tego zmienić. Może za jakiś czas, gdy dziewczyny spędzą ze sobą więcej czasu, zdoła nazwać je tak samo cennymi jak Celim. Westchnęła, pamiętając jak Baleria składała gratulację w związku z koronacją. Anaia także dołożyła się do życzeń. Bardzo to doceniała. Te wspomnienia były bardzo wartościowe. Nic tego nie zmieni. Od kiedy straciła wzrok dostrzegała wartość tych kolorowych obrazów w swojej głowie. Obecnie widziała jedynie ciemność, o ile nie używała naszyjnika. Ale… Nawet gdy wspomagała się czarami, nie było to tym samym. To bolało, kiedy na przykład na spotkaniach Celim się wygłupiał, robiąc dziwne miny, a ona widziała do niewyraźnie. Mogłaby przybliżyć naszyjnik, ale uważała, że mogłoby to zdezorientować przyjaciela. Zawsze się śmiała, chociaż często nie wiedziała o co dokładnie chodzi. W takich momentach zastanawiała się, co by się stało, gdyby tamtego dnia poszłaby z kimś innym, zaczekała do rana. Czy wtedy nadal by widziała? I… Co by się stało z resztą? Mogła nad tym jedynie myśleć, lecz tak naprawdę nie dojdzie do niczego konkretnego. Cofnąć się w czasie również nie mogła, gdyby było inaczej… Na pewno spróbowałaby ocalić rodziców, ale… To niosło za sobą pewną przykra prawdę — nie poznałaby Celima, Baleri i Anai. Możliwe, że nie odważyłaby się również na zerwanie paktu, a Pander nie miałoby własnej fabryki Brinu. A może jednak? Los połączyłby jej drogę z przyjaciółmi? Nie… To było naprawdę mało prawdopodobnie, a dokładniej niemożliwe. Nie widząc jak żyją prości obywatele, nie osiągnęłaby niczego wielkiego, byłaby po prostu typową księżniczką, która nawet by nie pomyślała o otworzeniu Pander na ludzi spoza wyspy. Okrutna prawda, ale jednak prawda.

Naszyjnik uniósł się, w tym samym momencie co Aoxis wstała ze swojego miejsca. Uśmiechnęła się. Za niedługo miała spotkać się z Eliasem. Nie znała dokładnie powodu swojej radości, ale również nie zastanawiała się nad tym za długo. Miała wiele innych spraw na głowie, a ciągle ocieplające się relacje z Eliasem nie były jakimś strasznym problemem. Wiedziała jednak, że kiedy Anaia się o tym dowie, może zadziać się kilka nieprzyjemnych rzeczy, ale odkładała rozmyślenia o tym na dalszy plan. Chciała, by Anaia zaakceptowała ten fakt, ale była pewna, że na początku będzie zła jak nigdy. Może z czasem zrozumie.

Powoli wyszła z pomieszczenia, kierując się na miejsce spotkania z Eliasem. Kiedy weszła do pokoju zobaczyła szlachcica, który zaraz się jej skłonił. Uśmiechnęła się lekko, dłonią pokazując by się wyprostował i usiadł na fotelu. Chłopak zaraz to uczynił.

— Witaj, Eliasie — przywitała się, sama siadając na miejscu obok niego.

— Witaj, królowo — powiedział zaraz Eliasa, spoglądając na Aoxis ze słabym uśmiechem. Cieszył się z poprawy sytuacji pomiędzy nimi, ale nadal nie zapominał o tym kim był. Członek jego rodziny nie ma prawa ubiegać o względy królowej. Nawet jeśli od dłuższego czasu darzył Aoxis uczuciem. To nie tak, że nie chciał tego stłumić. Chciał, ale nie dał rady. Naprawdę długo walczył, próbował poczuć coś do kogoś innego, ale było to niemożliwe. Jego serce biło jedynie dla królowej. Może z czasem, kiedy nastolatka zacznie myśleć o przedłużeniu rodu i wybierze odpowiedniego kandydata jego serce zrozumie, że to uczucie nie ma racji bytu.

— Eliasie, słuchasz mnie? — spytała Aoxis, spostrzegając, że chłopak wpatruje się w podłogę i nie odpowiedział na pytanie dotyczące leśnych wilków.

Elias podskoczył, spoglądając na królową. Po chwili pojął, że się zamyślił i całkiem zignorował Aoxis. Spojrzał na swoje dłonie.

— Wybacz, ostatnio mam wiele na głowie — wyznał cicho. Po chwili zrozumiał, że zabrzmiało to tak, jakby Aoxis nie znała tego uczucia. Spojrzał na nią zaraz. — I… To nie tak, że sądzę bym miał więcej pracy co ty, ale…!

Aoxis roześmiała się, zakrywając usta dłonią. Naprawdę nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Elias tak zabawnie się tłumaczył, a przynajmniej dla niej było to śmieszne.

— Nie tłumacz się. Wiem czym jest przemęczenie — zapewniła, kiedy wreszcie przestała się śmiać. — I naprawdę rozumiem. Nie jestem zła — dodała, a Elias zaraz odetchnął z ulgą. Aoxis posłała mu uśmiech, chcąc dodać otuchy. — Ale teraz wróćmy do spraw królestwa. Ile wilków zliczono? — spytała spokojnie.

Elias zamrugał kilka razy jakby z drzewa się urwał i nie wiedział o czym mowa, ale zaraz westchnął, wyciągając z wewnętrznej kieszeni dokument. Otworzył go i spojrzał na zapisane informacje.

— Trzysta, moja pani — wyznał.

Aoxis westchnęła.

— Nie mów tak do mnie — poprosiła, po czym się zamyśliła. Trzysta wilków… To było naprawdę sporo, chociaż wiele osób mogłoby powiedzieć inaczej. — Wyślę więc dwustu łowców. Wiem, że to nawet za dużo, ale nie możemy być pewni czy we wnętrzu lasu nie ma ich więcej — stwierdziła po kilku minutach ciszy.

Elias skinął głową. Sądził, że Aoxis dokonała dobrego wyboru. Przez moment spoglądał w jej oczy, po czym odwrócił wzrok, przeklinając się w myślach. Jak śmiał w taki sposób patrzeć na królową? Musiał się opanować, inaczej nie zdoła tego wszystkiego wytrzymać.

— Czy w Pander dzieje się coś jeszcze? — spytała Aoxis. Elias miał wiele kontaktów, może powie jej o czymś czego sama nie wie. Po ostatniej nieprzekazanej wiadomości stała się bardziej ostrożna i wszystko sprawdzała.

Do głowy rodu Sester treść pytania Aoxis dotarła dopiero kilkanaście sekund później. Spojrzał speszony na królową, po czym odetchnął z ulga, widząc, że ta nie jest w żaden sposób na niego zła. Chyba by tego nie przetrwał gdyby znów pokłóciłby się z dziewczyną.

— Nie, z tego co mi wiadomo Pander jest wolne od większych nieszczęść i ludzie chwalą twoje imię — przyznał. — Jesteś wspaniałą królową, jedyne co im się nie podoba to twoja chęć otwarcia się na resztę królestw — wyznał.

Aoxis skinęła głowa, spodziewając się takiej odpowiedzi. Westchnęła ciężko, masując swoje czoło. Naprawdę nie rozumiała ludzi.

— Ty też tak sądzisz, prawda? — spytała, spoglądając na Eliasa.

Chłopak skinął od razu głową. Obiecał, że już nigdy jej nie okłamie. Zamierzał dotrzymać danego słowa.

— Tak, osobiście uważam, że kontaktów z resztą królestw mam już dość na całe życie — przyznał spokojnie brzmiącym głosem, ale tak naprawdę był zdenerwowany. Nie chciał urazić królowej, ale chciał jej powiedzieć prawdę. Miał nadzieję, że Aoxis nie będzie zła. — Za przeproszeniem… Żyłem pomiędzy nimi, widziałem jak funkcjonują i naprawdę nie rozumiem dlaczego zarówno ty, jak i księżniczka Ao, tak bardzo za nimi obstajecie — wyznał.

Aoxis westchnęła, a naszyjnik zbliżył się do nadal parującej herbaty. Królowa upiła łyk ze swojej filiżanki, po czym pokierowała naszyjnik w stronę Eliasa.

— Bo widzę wartość każdego żyjącego tam człowieka. Panderianie żyją na wyspie niczym w klatce. Fakt, niczego im nie brakuje, ale… Omija ich wiele wspaniałych rzeczy. Chciałabym kiedyś, by każdy mieszkaniec Pander choć raz w życiu zobaczył piękno pozostałych królestw — wyznała.

Nagle usłyszała huk. Zmarszczyła brwi, zaciskając dłonie. Elias natychmiast wstał, zasłaniając Aoxis swoim ciałem i wystawiając przed siebie dłoń. Zamierzał bronić swojej królowej, nie ważne jaką cenę przyjdzie mu na to zapłacić. Sama władczyni uznała, że lepiej jak nie będzie się ruszać. Mogłoby to zdekoncentrować Eliasa, co dałoby najeźdźcy przewagę, ciekawiło ją tylko… Kto zamierzał złożyć jej niezapowiedzianą wizytę?

Mimo, że było chroniona przez szlachcica nie zamierzała pozostać bierna. Wątpiła, by ze swoją słabością zdołała długo walczyć, gdyby przeciwnik pozostał w ruchu, ale miała obok Eliasa. To wyrównywało szansy. Nie wątpiła, że posiada odpowiednie wykształcenie wojskowe.

Nagle do pokoju weszła Baleria. Aoxis dostrzegając przyjaciółkę, odetchnęła z ulga. Elias także się rozluźnił po czym poprawił swoją koszulę. Odsunął się na bok od królowej.

Baleria zamrugała kilka razy, widząc Eliasa. Zmarszczyła brwi, zrzucając z głowy kaptur. Wyglądała jak mała skrytobójczyni, to sprawiło, że Elias spoglądał na nią nie tylko z pogardą, ale i nieufnością. Może i Editka była osobą, którą jakimś tam szacunkiem darzył, ale był on mimo wszystko niewielki i przyjaźń z Aoxis na pewno nic nie zmieniła.

— Elias… — szepnęła, po czym spojrzała z niedowierzaniem na panderiańską królową. Cała ta sytuacja wydała się Baleri absurdalna.

Elias uśmiechnął się wrednie, przeszywając przybyłą wzrokiem, chcąc ją speszyć. Baleria się jednak nie dała. Była przyzwyczajona do takich spojrzeń. Nie miała więc powodu się ich obawiać jak i reagować.

— Miło mi, że zapamiętałaś moje imię, córko króla Edit — odparł Elias, bez choćby krzty przyjaźni w głosie.

Królowa obserwowała to mini starcie w ciszy i ciężko westchnęła. Naprawdę nie dowierzała w to, co widziała. Spodziewała się, że Anaia zareaguje złością, ale że Baleria będzie oburzona… Było to dla niej coś nieprawdopodobnego. Chociaż… Po chwili stwierdziła, że to mogło ruszyć i drugą przyjaciółkę. Elias także nadepnął jej na odcisk. Sama również czasami łapała się na rozmyślaniu o zbrodniach ojca chłopaka, ale z każdą spędzoną razem minutą, po prostu… Przestawała obwiniać Eliasa. Nadal miała mu wiele za złe, ale… Nie mogła tak dalej żyć.

— Nie wierzę, że on tutaj jest. Aoxis. Coś się stało? Źle się czujesz? — spytała, zbliżając się do Aoxis. Wyglądała na oburzoną jak i zmartwioną. Obawiała się nawet, że Elias rzucił na Panderiankę zaklęcie, które wpłynęło na wspomnienia.

Szlachcic chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się, widząc jak jego królowa spogląda na Balerię ze słabym uśmiechem. Zrozumiał, że Aoxis zechce odpowiedzieć.

— Witaj, Balerio. I odpowiadają na twoje pytania, Elias nic mi nie zrobił. Wybaczyłam mu — wyznała.

Jasnowłosa spoglądała na nią z miną pokazująca jak bardzo w to wierzy. Widziała jak bardzo bolało to wszystko Aoxis i nie sądziła, że zaledwie w rok zdołała zapomnieć o wszystkim. Nawet nie wiedziała jak to mogłoby okazać się prawdziwe.

— Usiądź — poprosiła Aoxis, a Editka ciężko westchnęła, siadając obok koleżanki. Musiała się dowiedzieć jak najwięcej, by zrozumieć zaistniałą sytuację. W tym wszystkim musiał być jakiś haczyk.

Baleria spoglądała na przyjaciółkę, szukając jakichkolwiek objawów bycia pod wpływem zaklęcia, ale… Ku swojemu zaskoczeniu niczego nie zauważyła. Może to jakiś eliksir? Zacisnęła usta, myśląc nad tym intensywnie. Coś się nie zgadzało i po chwili zrozumiała co. Gdyby ktokolwiek manipulował Aoxis, starszyzna zaraz by zainterweniowała. A to oznaczało, że wiedziała, co robi. Ale w tym momencie cała sytuacja stawała się jeszcze bardziej bezsensowna.

— Eliasie, proszę, mógłbyś wyjść? — spytała Aoxis, spoglądając na stojącego obok szlachcica, którego miejsce zajęła Baleria.

Chłopak nie protestował. Skłonił się królowej i nie zaszczycając Baleri choćby jednym spojrzeniem, wyszedł. Editka prychnęła, obserwując go do momentu, aż nie znikł za drzwiami. Nie trawiła tego człowieka. Podobnie jak Celima. Właśnie… Ciekawiła się czy Aoxis wie o zarazie i fakcie, że zauważono u niego objawy choroby. Liczyła, że tak. Ale… Gdy tak na nią patrzyła i dostrzegała ten delikatny uśmiech… Skrzywiła się. Czy list, który napisała nie doszedł? Mimo, że naprawdę nie lubiła Celima to sama napisała wiadomość do Aoxis, chcąc poinformować o chorobie przyjaciela. Wiedziała jak ten irytujący człowiek był ważny dla Panderianki. Westchnęła. Zamartwia się sprawami, które obecnie powinny być na drugim miejscu.

— Aoxis, możesz mi powiedzieć, co on tu robi? — spytała spokojnie Editka. Nie zamierzała pochopnie oceniać koleżanki. Zamierzała poznać całą sytuację i dopiero po tym głośno wyrazić swoją opinię. Oby tylko nie okazało się, że doszło do najgorszego.

Królowa słabo się uśmiechnęła, a wisiorek zbliżył się do Baleri.

— Próbuje mu wybaczyć, zapomnieć o tym, co stało się dawniej. Wiem, to może być szybko, ale gdyby nie choroba Celima nigdy bym się na to nie zdecydowała — wyznała. Widząc spojrzenie swojej przyjaciółki, zrozumiała, że powinna mówić dalej. — Nie mogę opuszczać Pander, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. O zarazie dowiedziałam się z listu matki Celima, wcześniej nikt mi nic nie powiedział — powiedziała oburzona. — Elias mi pomógł. W czasie spotkań z nim mogłam być przy Celimie, wspierać go, a dzięki badaniom nad chorobą, uczony stworzył substancję, która może spowolnić zarazę. Dzięki temu stan Celima znacząco się poprawił.

Baleria milczała, układając wszystko w głowie. Teraz nieco lepiej wszystko rozumiała. Nie pochwalała, ale widziała sens w tych działaniach.

— Rób jak chcesz, ale licz się z tym, że możesz znowu zostać zdradzona — odparła surowo Baleria, pokazując tym samym, że Aoxis powinna byś czujna.

Królowa westchnęła.

— Tak, tak… Wiem — odparła. — Co cię do mnie sprowadza? Wątpię, byś przybyła w odwiedziny bez żadnego uprzedzenia — dodała. Chciała zmienić jak najszybciej temat, bo tamten ją drażnił. Rozumiała obawy Baleri, ale zdecydowała się dać Eliasowi szansę. Na dodatek… Zawsze gdy na niego patrzyła miała wrażenie, że jest inny niż jego ojciec. Może zrobił wiele złego, ale czy Ao nie mówiła, że każdemu należy się wybaczenie, by dała szansę chłopakowi? Doskonale to pamiętała. Nawet jeśli pierwsza rozmowa odbyła się dawno temu.

Editka westchnęła, przypominając sobie o swoich priorytetach. Nie zamierzała jednak zostawić całej tej sprawy z Eliasem losowi. Martwiła się o Aoxis i naprawdę wiele zrobi, by uchronić ją od niebezpieczeństwa.

— Nie spodoba ci się to — wyznała, zamykając na moment oczy, po czym spojrzała na Panderiankę. — Król Edit żąda od Pander odszkodowania — oświadczyła oficjalnym tonem. Sama sądziła, że król oszalał, ale miała za zadanie przekazać informacje. — Sądzi, że budując fabrykę brinu na Pander doprowadziłaś do strat po naszej stronie. Oskarża cię o kradzież wiedzy jak wytwarzać magiczny silnik — wytłumaczyła.

Aoxis nie mogła po prostu zrobić nic innego, jak zacisnąć dłonie w pięści. Nie dawała wiary tym słowom! Pander nie sprzedawało magicznych silników poza królestwo. Osobiście zadbała, by nielegalny handel tymi przedmiotami był niemożliwy. Nakładało się na brin z Pander specjalne namiary, które aktywowały się w momencie opuszczenia wyspy. Żaden jeszcze nie dostał się za granicę. Nie było więc żadnych strat. Nawet gdyby nie wybudowano fabryki, obecnie Panderianie prędzej by się nawzajem pozabijali, niż kupili coś od innego królestwa.

— To stek bzdur — uznała. — Nie doprowadziliśmy do żadnych strat, a te powiązane z wojną już dawno pokryliśmy — rzuciła. — Nie ma mowy o żadnym odszkodowaniu. Nie zapłacimy — oświadczyła. Nie zamierzała się nawet nad tym zastanawiać. Nawet jeśli ubiegała się o przyjaźń zresztą królestw, to nie zamierzała być przez nie wykorzystywana.

Baleria skinęła głową, powoli wstając.

— Rozumiem. Nie martw się. Naprawdę rozumiem twoją decyzję, uznaję ją nawet za słuszną, ale… Wątpię, by król pozwalał mi tutaj przychodzić — wyznała z bólem. — Aoxis, postaram się być, ale doskonale wiesz jak bardzo dbam o to, co mówią o mnie inni — powiedziała.

Baleria zawsze była uczona, że honor, wychowanie i pochodzenie to wszystko, o co zawsze powinna dbać. Dla Anai decyzja byłaby prosta, ale… Editka ceniła to kim była. Aoxis to rozumiała. Powoli wstała i przytuliła przyjaciółkę, schylając się. Mieszkańcy Edit są tak niscy…

— Balerio, nasza przyjaźń wytrzyma i to. Nie pozwolę, by się tutaj skończyła. Na pewno przemówię twojemu ojcu do rozumu, muszę tylko najpierw załatwić sprawy z królem Fil — wyznała, ciężko wzdychając. Tak wiele na głowie, a tak mało czasu…

Baleria skinęła głową, ciężko wzdychając. Była bardzo niepocieszona. Sama także musiała pomówić z ojcem i braćmi. Ale… Zapewne król od razu nie zajmie się tą sprawą. Westchnęła.

— Obecnie możesz mieć spokój, mój ojciec nie zrobi niczego szczególnego. Minęło właśnie pięćdziesiąt lat od kiedy został królem — wyznała. — Zaczną się wybory, musi się skupić na tym. Cała nasza rodzina bierze w nich udział, nie ważne czy chce, czy nie — dodała.

Aoxis odsunęła się od przyjaciółki zaskoczona. Wiedziała, że w Edit król zostaje wybrany przez lud, ale, że dzieję się to także w przypadku panowania przez pięćdziesiąt lat. Zawsze była pewna, że wybory odbywają się dopiero po śmierci władcy. Po chwili pojęła kolejną rzecz.

— Ty tez możesz zostać wybrana — uznała. — Nie wydajesz się być z tego powodu szczęśliwa — zauważyła Panderianka.

Baleria spojrzała w stronę okna, po czym przeniosła spojrzenie na Aoxis. Jak zwykle z twarzy nic nie dało się wyczytać. Baleria była tajemnicą i nic tego nie zmieni, no chyba, że wreszcie dopuści kogoś do swojego wnętrza. Może i przyjaźniła się z Aoxis i ta znała ją od tej innej strony, ale nadal nie było to aż tak głębokie.

— Nie chcę być królową, ale dzięki naszej przyjaźni na szczęście mogę o tym zapomnieć — odparła, po czym słabo się uśmiechnęła. Mówiła szczerze. Nie wyobrażała sobie, że miałaby zasiąść na tronie i zarządzać państwem. Ale… W jej oczach widoczne były jeszcze inne uczucia, których inni mogliby się nie spodziewać. Ona… Nie chciała korony z jeszcze jakiegoś innego powodu, przez coś, a dokładnie przez kogoś… Pokręciła szybko głową, chcąc uciszyć te myśli. Na bladej skórze pojawił się lekki rumieniec, który ukryła włosami.

Aoxis domyślała się dlaczego, a przynajmniej tak sądziła. Korona to wielkie brzemię, które sama z trudem niosła. Sądziła jednak, że Baleria radziłaby sobie w roli królowej zgoła lepiej niż ona. Westchnęła.

— W takim razie cieszę się, że nasza przyjaźń jest pomocna — roześmiała się. Nie była pewna, ale wyłapała coś dziwnego. — To nie jedyny powód, prawda, Balerio? — spytała, unosząc brwi i uśmiechając się szeroko. Ta poważna królowa teraz zachowywała się jak zwykła nastolatka.

Editka prychnęła.

— Nie wiem o co ci chodzi — rzuciła od razu, spoglądając na Aoxis nieprzychylnie.

Panderianka zaśmiała się, a naszyjnik przysunął się do niej.

— Wiesz, że jeśli zostałabyś królową, kogoś byś straciła. Wątpię bym to była ja, mogłybyśmy spotkać się nawet jeśli zostałabyś władczynią Edit, więc… O kogo chodzi? — spytała ciekawa.

Baleria zaraz szybko zaprzeczyła, ale Aoxis nawet za sprawą naszyjnika dostrzegała rumieniec. Uśmiechnęła się szerzej. Spodziewała się, że nie usłyszy prawdy. Takie sprawy były delikatne, a świeże na dodatek krępujące.

— No dobrze… Niech będzie, że ci wierzę, Balerio — odparła królowa. Nie zamierzała zbyt bardzo naciskać. Na pewno dowie się o wszystkim, gdy nadejdzie czas. Możliwe, że Editka musiała się oswoić z nowymi uczuciami, a to nieraz jest bardzo trudne. Jeśli chodzi o miłość… Jest ona bardzo skomplikowana, a przynajmniej Aoxis tak sądziła.

Baleria przekręciła oczyma, po czym skrzyżowała dłonie na ramionach. Chciała wyglądać na pewną siebie i znudzoną tym pytanie. Niestety… Rumieńce zdradzały, co dokładnie czuła. Cieszyła się jednak, że Aoxis nie powiedziała jeszcze czegoś dziwnego. Baleria westchnęła, spoglądając na przyjaciółkę.

— Będę już szła — uznała Editka, odrzucając na bok kosmyków swoich włosów. — Mam nadzieję, że ten kretyn wyzdrowiał — dodała, chcąc pokazać Aoxis, że ją wspiera. Sama… Po prostu… Pokręciła głową i ruszyła przed siebie.

— Do widzenia, Balerio. Spotkamy się niedługo — obiecała królowa, obserwując przyjaciółkę. Kiedy białowłosa wyszła, Aoxis usiadła na fotelu i chwyciła się za czoło. To wszystko… Musiała zacząć kontrolować sytuację. Inaczej przysporzy sobie więcej zmartwień i problemów. Nie miała na to czasu. Powinna… W tym momencie musiała wybrać kim chce być, przyjaciółką czy królową.

Westchnęła, a naszyjnik unosił się nad jej głową. Czuła jak wiele magii straciła dzisiejszego dnia, by utrzymać czar. Bolała ją już głowa, a to nie był dobry znak. Jeśli dojdzie do wycieńczenia magicznego… Starszyzna… Nie, cały naród będzie poruszony i spanikowany. Nie mogła dawać powodu do strachu i zmartwień, jeśli nie dla nich to dla siebie.

Uczony spoglądał nieśmiało na Mędrca, nie wiedząc czy może się odezwać. Może pracowali razem, ale Panderian nie zapomniał kim jest osoba obok. Nikt nie mógłby tego pominąć. Mędrzec wyczuwając na sobie spojrzenie współpracownika, wyprostował się, pozostawiając bulgoczącą miksturę samą sobie. Na razie nie potrzebowała nadzoru mężczyzny, a uczony wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak. Starszy westchnął, spoglądając na Panderiana. Rozumiał dlaczego się tak zachowuje, ale było to nieco denerwujące gdy osoba, z którą pracujesz ciągle boi się do ciebie odezwać.

— Jeśli masz jakiś pomysł… Nie krępuj się mówić — poprosił Mędrzec, patrząc na współpracownika.

Panderian zadrżał. Mimo, że nie widział twarzy starszego, to czuł jak wzrokiem wypala w nim dziurę, a przynajmniej miał takie wrażenie. Jako zwykły obywatel reagował na to zgoła inaczej niż Aoxis, która mogła być pewna, że rada nic jej nie zrobi. W przypadku uczonego jedno złe słowo mogło kosztować życie.

— Uznałem, że można poszukać jakiś wzmianek o objawach czy też jakichkolwiek powodach choroby w dokumentach z Fil — wyznał, przełamując swój wewnętrzny strach.

Mędrzec zamyślił się, kiwając tylko głową, chcąc pokazać, że pomysł jest dość dobry. Dokumenty z Fil…

— Wiem, że król Fil na pewno żadnych nam nie udostępni, ale… — Panderian zamilkł, widząc uniesioną dłoń Mędrca.

— Twój pomysł jest bardzo dobry — pochwalił znowu, przypominając sobie o dzienniku pewnego Filizjana, który niegdyś należał do wianuszka Ao.

Bez słowa ruszył w stronę wyjścia, chcąc odnaleźć w przedmiotach notatnik. Uczony mrugał, obserwując odchodzącego człowieka. Nie wiedział o co chodzi i dlaczego Mędrzec aż tak był zadowolony. Naprawdę ten pomysł był aż tak wartościowy? Nie mógł jakoś dać temu wiary.

Nie poszedł za starszym, nie chcąc mu podpaść. Wrócił jednak do zajmowania się eliksirem. Nadszedł moment kolejnego testu. Liczył, że ten specyfik okaże się bardziej przydatny niż pozostała setka. Otarł pot z czoła, czując jak bardzo jest zmęczony. Za niedługo powinien się położyć i nakazać zrobić to także reszcie grupy. Mimo wszystko nadal byli tylko ludźmi, potrzebowali snu i odpoczynku.

Rozdział 5 Niekochana

Mysti zmierzał do sali tronowej. Nie chciał rozgniewać ojca, a zrobiłby to, każąc mu dłużej czekać. Westchnął, widząc pracujących w ogrodzie służących. Przystanął na werandzie i przypomniał sobie jak z mamą spacerował po między krzewami i zrywał różnorodne kwiaty. Raz się nawet zdarzyło, że zdobył fioletowe pióro z czego był bardzo dumny. Rodzicielka jednak zganiła go, mówiąc, że są to naprawdę rzadkie rośliny i nie powinno się ich zrywać. Poprosiła także, by nikomu się tym nie chwali. Mysti zapamiętał tę naganę, choć nie rozumiał dlaczego nie może nikomu o tym powiedzieć. Dopiero gdy był starszy dowiedział się, że zrywanie fioletowych piór było niezgodne z prawem. Niestety… Jego matka nie doczekała tego momentu. Zmarła rodząc córkę królowi. Cały naród pogrążył się w rozpaczy, a na barkach księżniczki spoczęło matkobójstwo, mimo że jako mały szkrab nie miała na to wpływu. Ojciec traktował córkę z o wiele większym chłodem niż kogokolwiek innego. Mogła mieć wszystko, nie licząc jego miłości. Naród nie trzymał urazy, rozumiał, że takie rzeczy się zdarzają, ale dla króla był to cios prosto w serce. Kochał żonę bardziej niż cokolwiek innego. Nie uważał córki za coś cennego, pamiątkę po ukochanej, a za zmorę. Na nieszczęście księżniczki nie przypominała ona wcale matki. Władca Mulio za to kochał szczerze syna, mimo że dla kogoś z boku mogłoby się wydawać, że jest bezduszny i okrutny. Jednak gdyby to córka wykradła zwój i pokazała komuś obcemu, kara byłaby o wiele bardziej dotkliwa, niż ta, która spotkała Mystiego.

Następca tronu wznowił chód. Ojciec dał mu pół godziny, ale domyślał się, że doceni kiedy przyjdzie szybciej. Gdy był już prawie przy drzwiach do sali, zobaczył swoją siostrę, Ofelię, która szeroko się uśmiechała.

— Braciszku! — zawołała dziesięciolatka, podbiegając do brata i mocno go przytulając. Mysti uśmiechnął się do siostry, gładząc ją po ciemnobrązowym włosach. Przypominała mu ojca, on też miał takie włosy i szare oczy.

Mysti był jedynym członkiem królewskiej rodziny, która nie traktowała Ofelii jak potwora i mordercy. To nie tak, że zawsze tak było. Kiedy był młodszy, a dokładniej dziesięć lat i dowiedział się, że mama zmarła rodząc mu siostrę, szczerze nienawidził dziewczynki. Ale… Z czasem pojął, że ta dobra kobieta, która go wychowywała nigdy nie chciałaby widzieć nienawiści swojego syna do siostry. Próbował więc zbliżyć się do dziewczynki i pozbyć się z serca nienawiści i żalu. Udało się mu. Z wiekiem przyszło mu to o wiele łatwiej. Mimo, że sam zrozumiał to wszystko, jego ojciec nie umiał.

— Witaj, siostro — odparł, klękając obok księżniczki. Jedyne co łączyło ich w wyglądzie to ten sam kolor cery i piegi. Ale to pokazywało skąd pochodzą, nie miało nic wspólnego z indywidualnymi cechami wyglądu rodziców.

Mysti spojrzał na służkę stojącą niedaleko nich. Kobieta skłoniła się, po czym ciągle utrzymywała wzrok utkwiony w ziemi. Nie minęła chwila, a jego wzrok ponownie spoczął na Ofelii.

— Jak się masz, droga siostro? — spytał książę.

Ofelia roześmiała się cicho, mocno przytulając swojego ukochanego brata. Szczerze go kochała i gdy zasiądzie na tronie… Będzie wspierać Mystiego. Jeśli zdecyduje, że ma za kogoś wyjść, zrobi to bez słowa, mimo że z ojcem dyskutowałaby i kłóciła. Brat był dla niej wszystkim. Już w tym wieku była w stanie stwierdzić wiele rzeczy, chociaż jak to dziecko, mogła się mylić.

— Dobrze, wszyscy są dla mnie bardzo mili, no… Prawie wszyscy — ostatnie słowa wyszeptała. Nie chcąc by brat zaczął tłumaczyć ojca, pokazała mu mały wisiorek zrobiony z kamiennego listka. — To od Re! Jest wspaniały, prawda? — zapytała z szerokim uśmiechem.

Mysti spojrzał na wisiorek i westchnął.

— Jest piękny, Ofelio, ale nie powinnaś uciekać opiekunce — przyznał. Wiedział, że jeśli księżniczka była u Ofelii to wymknęła się służącej. Nikt na zamku nie wiedział kim jest Re. Nie, nikt w całym królestwie nie słyszał o osobie, która by się tak nazywała.

Ofelii spojrzała na swoje dłonie zawstydzona naganą brata. Po chwili spojrzała na niego.

— Wiem, ale… Re to moja przyjaciółka i zawsze mi pomaga, i… — nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć.

Mulian pocałował ciemnowłosą w czoło.

— Rozumiem, musisz jednak na siebie uważać. Nie zniósłbym straty swojej ukochanej siostry — odparł szczerze, po czym wstał. — Muszę iść. Król czeka.

Po tym słowach, nie czekając na nic ruszył w stronę sali. Nakazał stojącemu przy drzwiach strażnikowi poinformować króla, a sam spojrzał na wiszący na ścianie obraz. Przedstawiał on uśmiechniętego Muliana z koroną na głowie. Nawet na obrazie w oczach widoczny był płomień. Eran Adger… Był zmotywowany do przejęcia tronu i władania Mulio. Mysti westchnął. Słyszał o dokonaniach tego człowieka. Można nawet uznać, że to on uczynił Mulio najpotężniejszym królestwem. Nie wliczając w to Pander. Wyspa zepsuła wizerunek królestwa, ale Mystiemu jakoś strasznie nie zależało na jakimś wymyślonym rankingu. Liczyło się dobro i bezpieczeństwo poddanych. Mulio musiało być w stanie atakować i się bronić, a także przetrwać w razie wojnę. Król jednak tego nie rozumiał, chciał odbudować potęgę Mulio, mimo że straty wywołane wojną nie były już widoczne.

Mysti westchnął ponownie, dostrzegając, że strażnik wrócił. Ostatni raz spojrzał na obraz i wszedł do sali tronowej. W zamku nie było zbyt wielu malowideł czy rzeźb. Nigdy nie słynął z dzieł sztuki, ale z bogactwa, które można było zauważyć już przy wejściu.

Książę spojrzał przed siebie, dostrzegając siedzącego na złotym tronie mężczyznę z strasznie ozdobną koroną. Mysti skłonił się nisko, oddając szacunek władcy. Może i był jego synem, ale od dziecka uczono, że rodziciel najpierw jest królem dopiero później ojcem.

Starszy Mulian wyprostował się, spoglądając na kłaniającego się księcia. Uśmiechnął się chłodno, zadowolony, że chłopak przybył szybciej.

— Możesz usiąść, synu — odparł, dłonią przyzywając spod sufitu szafir i przemieniając go w ozdobne krzesło. Za sprawą magii postawił je z prawej strony tronu.

Mysti podziękował, prostując się, po czym usiadł na wskazanym miejscu. Kątem oka spojrzał na unoszące się w powietrzu klejnoty. Były one blisko sufitu i układały się w różne obrazy. Zazwyczaj służyły jako tafla, na której pokazywano różne rzeczy. Podczas zgromadzeń część klejnotów opadała na ziemię i układała w koło, wokół kosztowności zasiadali doradcy i reszta potrzebnych osób. Król zawsze był na swoim tronie i prawie nic nie mogło zmusić go, by opuścił to miejsce.

— Chciałem z tobą porozmawiać na temat Pander — odparł wprost. — Wiem, że kiedy władczyni wyspy uczęszczała do akademii byłeś z nią blisko — dodał.

Mysti lekko się spiął. Już mu się nie podobało w jaką stronę zmierza ta rozmowa. Słuchał jednak w ciszy, nie chcąc wyjść na niegrzecznego. Wiedział, że nadejdzie moment, w którym wyrazi swoją opinię.

— Sądzę, że powinniśmy to wykorzystać — powiedział i uśmiechnął się szerzej, ale nadal bił od niego chłód. — Zrobisz wszystko, byle przekonać królową Pander do ślubu.

Tego Mysti obawiał się najbardziej, faktu, że ojciec wymyśli sobie ślub. Westchnął, spoglądając na rodziciela z zawodem i lekką złością.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.